28
Wiadomości Uniwersyteckie
ELIGIUSZ ZŁOTKIEWICZ
Ubiegła papieska pielgrzymka po krajach Afryki zawierała apele pod adresem islamu o wyrzeczenie się dążeń do dominacji. Potem Stolica Apostolska wystąpiła z ostrzeżeniem przed wchodzeniem w mieszane związki małżeńskie. Zachodnie źródła masowej informacji często mówią o mającej nastąpić zmianie na Tronie Piotrowym, gdyż obecna obsada nie sprosta wyzwaniu stawianemu przez religię Mahometa.
Przesada czy poczucie rzeczywistości?
Spójrzmy więc nieco uważniej na ten „tajemniczy i fascynujący świat islamu”.
Twórcą relign był, jak piszą, prosty i niepiśmienny pasterz z pustymi Arabii. Sam nie twierdził, że jest czymś więcej niż zwykłym człowiekiem a jedynie, że dane mu było być ostatnim z Proroków. Umarł me zostawiwszy męskiego potomka ani wskazanego następcy (kalifa) i to spowodowało rozłam wśród wyznawców głoszonej przez Mahometa religu, islamu, „podporządkowania się woli Boga”
Powstały dwa zasadnicze odłamy: szyicki, panujący w Iranie i przeważający w krajach, które przez czas jakiś były pod jego panowaniem, oraz sunmeki, dominujący w Turcji i krajach arabskich. Na tle różnic religijnych dochodziło do krwawych wojen a rywalizacja
0 rząd dusz między imperiami irańskim i ot-tomańskim a obecnie Iranem i Turcją trwa.
W islamie me ma rozróżnienia między polityką i religją. Jedna i druga jest najwyższą formą sprawowania władzy. Szyici uważają, że świat powinien być rządzony przez przywódcę o pewnych cechach boskich -- imama, na takiego czekają i gotowi są poddać się jego woli. Odpowiednia propaganda takim liderem uczyniła Chomeiniego i to, przy całym emocjonalnym podejściu szyitów do spraw wiary, tłumaczy sukces rewolucji islamskiej i klęskę szacha. Biedny Pahlavi, gdyby był obejrzał Faraona. wiedziałby, czym skończy się wstrzymanie subsydiów dla meczetów i konfiskata dóbr kilku
niepokornym ajatollahom!
Ajatollah. Słowo to znaczy „podobny Bogu", funkcja zaś występuje u szyitów. Zaszczyt „przyznany wyborem obywatelskim, me zaś czyimś tam faworem”.
Ortodoksyjny muzułmanin uważa, że w Koranie jest tyle mądrości, iż światem należy kierować według zasad tam zawartych. Koran jest napisany po arabsku, ale (i to proszę zapamiętać!) został Prorokowi dany przez Boga, a nie, jak głoszą bluźmercy, napisany przez Mahometa i jego zwolenników, którzy skopiowali przy tym całe ustępy z Biblii i Tory. Każde tłumaczenie zniekształca pierwotny tekst i dlatego Księga me jest z zasady tłumaczona, istniejące zaś przekłady są traktowane jako „niewierne”. (Gdy pomyślę, ile sporów wywołują przekłady Biblii, to ten pomysł ma sens. Nie wiem, czy możliwy jest wiemy przekład z języka dawnego, obrazowego przy tym. Nie mogłem pojąć opowieści o żonie Lota. Mogły jej oczy „stanąć w słup" mogła „stanąć w słup", mogła „stanąć jak skamieniała", ale żeby dobrotliwy Jahwe, miast punktów karnych za faulowanie, pokarał ją słupkiem?).
Ale ktoś musi słowo Koranu przekazać. I tu jest sedno sprawy. Rola ta przypada u szyitów mułłom. Ajatollah to wybitny mułła, Chomemi zaś to był ajatollah ajatollahów. By było całkiem jasne: w islamie nie ma pośredników między Bogiem i człowiekiem. Nie istnieje więc duchowieństwo w naszym rozumieniu tego słowa. Mułłą-liderem modłów może być wybrany przez zgromadzenie wiernych każdy mężczyzna
1 muzułmanin znający Księgę i me mający żadnego formalnego wykształcenia świeckiego.
Ale gdy już nim jest, staje się jedynym źródłem prawa, sędzią i liderem. Czy trzeba więcej? A jeżeli dodam, że procent analfabetów jest szalenie wysoki? (Ja nie tworzę faktów, ja je tylko przedstawiam. Relata refero. jak powiedziałby mój uczony w starożytności kolega, przeciwnik od szachownicy zresztą).
Być może tutaj jest źródło agresywności i me-tolerancyjności odłamu szyickiego. Zdobytej władzy strzeże sie przecież przez zmniejszenie liczby tych, którzy jej me podlegają.
Nie wiem, jak jest w krajach arabskich, ale w Turcji reformy Kcmala Ataturka w latach dwudziestych pozbawiły tureckich mułłów, zwanych tutaj imamami, wielkich wpływów. Prawo przestało być oparte na Koranie, kobiety są już równe w prawie mężczyznom. Stanowisko imama może objąć mężczyzna mający pewne wykształcenie i po uzyskaniu zgody stosownych władz.
Idzie i o to, że przy meczetach istnieją szkoły. Mała ciekawostka. Codziennie rano o świcie budził mnie zawodzący głos muezina, wzywający z minaretu wiernych do modlitwy (Bóg jest wielki, przystąpcie do modlitwy, modlitwa jest lepsza niż spanie...) w języku arabskim. Trochę trwało, nim znalazłem Turka, który mi to przetłumaczył. Otóż na lekcjach religii uczy się zapamiętywania sur Koranu, ale me rozumienia ich treści. Tę poznasz, gdy poznasz święty język arabski. Imam tłumaczy jednak nauki Koranu w czasie piątkowych modłów. Sprzeczność? Zapewne, ale takie to życie już jest. Odsunięci od wpływów imamowie odzyskują powoli stare pozycje. Ostatnio przyjęto ustawę dającą absolwentom szkół przy meczetach prawo wstępu do szkół policyjnych i wojskowych.
Religijność w życiu codziennym staje się coraz bardziej widoczna. Obserwowałem w telewizji pogrzeb dziennikarza, zamordowanego przez terrorystów z „Partii Boga". Wielotysięczny tłum skandował: Turcja jest laicka i taka pozostanie! Ale gdy nastał miesiąc postu rama-
dan, w zazwyczaj pełnej restauracji uniwersyteckiej spotkałem kolegę z Azerbejdżanu, mahometanina i szyitę, który zaskoczony zapytał: co aę stało, że tylko my dwaj? On, wychowany w socjalizmie, zapomniał o poście, ale inni pamiętali. Szczegół? Tak, ale symptomatyczny.
W Ankarze odbyło się spotkanie prezydentów Turcji i byłych republik radzieckich z Azji. Turecki prezydent powiedział: „Wiek XXI należeć będzie do ludów po turecku mówiących. Jest nas ponad 200 milionów i mamy potrzebne do tego przesłanki”. I chociaż słuchający go mieli w uszach słuchawki, bo dla nich wspólnym był rosyjski, to me było mi do śmiechu.
Turecki islam jest jakby łagodny, bardziej tolerancyjny, wykształcony, chciałoby się rzec. Ale religia plus nacjonalizm mogą być groźne wszędzie. Przykład bośniacki powinien brzmieć jak memento. Obawa przed powstaniem w „miękkim podbrzuszu Europy” fundamen-talistycznego państwa typu pakistańskiego czy libijskiego jest chyba przyczyną memrawośd EWG. Fanatyzm kierowany przez świadomych swych celów przywódców bywa straszny. Są przykłady.
W średnich wiekach, na północy Iranu, w górach w pobliżu miasta Kazwin, założył swoją twierdzę i siedlisko fanatycznej sekty Starzec z Gór. Mniejsza o nazwisko, zbrodniarzy nie ma co sławić. W części warowni założono tajny ogród na kształt tego opisanego w Koranie: Fontanny z mlekiem lub miodem, przepiękne, zawsze chętne hurysy zawsze dziewice itd. Odurzonego haszyszem faceta dostarczano do raju na dni kilka. Po czym odurzano ponownie
Ebjjuii Ztollucwicz w karykaturze Józefa Tarlowsłuego
i budzono już w rzeczywistości. Ale podtruta świadomość zachowywała wrażenia i pozostawało pragnienie powrotu. Droga wiodła przez bezwzględne posłuszeństwo Starcowi, ślepe wykonywanie jego poleceń mordowanie nieposłusznych. Przed wyrokiem nikt nie był bezpieczny. Terroryzował nie tylko Bliski Wschód. Aż wnuk Czyngis Chana się zdenerwował. Najechał północny Iran i zamiast zająć się tradycyjnym ustawianiem piramid z odciętych głów, ustawił swoje tumany (bez żadnych takich, „tuman" to u Mongołow dywizja) przeciw górskiej warowni. 1 kamień po kamieniu, głowa po głowie starli ją z powierzchni ziemi. Źe to było dawno?
W czasie wojny iracko-irańskiej wysyłano
dzieci na pole minowe, by przetarły drogę. Czyniły „Boże dzieło” i spodziewały się raju. Ktoś im jednak tak powiedział i dał rozkaz. Rówieśnicy tamtych ofiar mają teraz po dwadzieścia parę lat. I jeżeli coś mnie zastanawia, to niewykonanie dotychczas wyroku na Rush-dim.
Źe nie ma ogrodów? Wątpliwości budzą jedynie owe „wieczne dziewice"...
Od bram Gibraltaru po szczyty Pamiru i dolinę Indusu fundamentaliści, z różnym co prawda skutkiem, próbują odzyskać wpływy, czyli władzę. Gdyby ją zdobyli w przeludnionych i wygłodniałych b. rosyjskich koloniach zwanych republikami i gdyby znalazł się charyzmatyczny i fanatyczny przywódca, może odżyć hasło świętej wojny przeciwko bogatym. Konstantynopol już zdobyto. I nie byliby osamotnieni.
Kilka dni temu na dziedzińcu Stambulskiego Uniwersytetu odbywała się manifestacja poparcia dla • mordowanych na oczach świata — Bośniaków. Tłum rósł. I nagle ujrzałem uniesione zaciśnięte pięści i w niebo uderzył krzyk jak grom: Allah - u - Akbar (Bóg jest wielki!). I wtedy pamięć przywołała obraz starcia, tu niedaleko, pod murami Nieci, wyprawy krzyżowej z siłami turecko-arabskimi sułtana Arslana. Wtedy ten krzyk był kontrowany hasłem bojowym Deus vult (Bóg tak chce!). Ale tylko ten pierwszy przetrwał do dziś. Przetrwał, znaczy zwyciężył. Więc komu bije dzwon?
Nie sądzę, by była powtórka z historii, nawet przy fundamentalistach po obydwu stronach. Są teraz inne formy ekspansji. Mówię jedynie, że w kotle wrze i gromadzi się para. 1 wierzę, że pójdzie w gwizdek.