WIADOMOŚCI UNIWERSYTECKIE
9
Gustaw Herling Grudziński
W wydanym niedawno dzienniku Crocego znajduję pod datą od 21 marca do 1 kwietnia 1944 króciutką wzmiankę o sobie: że przyszedłem do willi „Tritone”; że czytałem przed wojną dzieła Crocego po niemiecku i należałem w Warszawie do grona studentów interesujących się jego filozofią; i że chciałem przekładać jego książki na polski.
A więc to były ostatnie dni marca! Mój Boże, marzec miał inny dźwięk w Sorrento niż w Polsce czy w Anglii...
(...) Teraz więc, kiedy się okazało, że w willi, której się przypatrywałem, mieszka Croce i że czytywałem jego książki przed wojną, Fra Leonardo zaofiarował się pokazać mi i tę osobliwość Włoch, traktując na wzór swoich świeckich rodaków wszystko cokolwiek z woli boskiej znalazło się w granicach Półwyspu Apenińskiego jako przedmiot przetargu turystycznego. Poza tym jeden z najzacicklejszych antyklerykałów włoskich był nie wiadomo dlaczego dla poczciwego braciszka grand-issimo, tak jak Polonia była cattolicis-sima, a Italia hellissima i oczywiście poverissima. W uwolnionym podówczas skrawku południowych Włoch II Senatore (tak nazywano powszechnie Crocego) był czymś w rodzaju symbolu resistance duchowego przeciwko faszyzmowi, jedynym depozytem, jakim można się było wykupić z parto d'acciaio. Cóż naturalniejszego, niż pokazać żołnierzowi sojuszniczemu największy skarb nowych Włoch; i cóż prostszego, niż zapukać do furtki „Tritone”, prosząc o dopuszczenie jednego z liherato-ri przed surowe oblicze tego, który nie dał się wprząc w rydwan rzymskiego Duce, pozostawszy do końca wiernym alla mia Napo li i alla sacra idea del la liberia? Dobre nieba zlitują się na pewno kiedyś nad grzeszną duszyczką Fra Leonardo i wejrzawszy w jego najczystsze intencje jałmużnicze, wybaczą mu,
Guslaw Hcrling-Grudziński
podczas spotkań w UMCS, maj 1994
że jeszcze tegoż południa wprowadził mnie - poklaskując bosymi piętami o twardy rzemień sandałów i zmawiając po cichu modlitwy, z głową opuszczoną pokornie na piersi i na pół osłoniętą kapturem jak u mnichów Zur-barana, z dłońmi spłecionymi na sznurze habitu - do jaskini antypapieża Włoch, którego dzieła filozoficzne zdobią swoim blaskiem index librorum pro-hibitorum.
W głębi dużego ogrodu stała willa bardziej podobna do hotelu niż do jednego z owych wymyślnych połączeń architektury i przyrody, którymi zabudowana jest gęsto cała prawie Zatoka Neapolitańska - biały sześcian ze żwirowanym podjazdem okalającym kwiecisty gazon, rzucony na tło ciemnozielonego podszycia drzew. Ale od strony morza „Tritone” robiła wrażenie egzotycznej rośliny wczepionej w skałę. „Tritone” nie była willą Crocego; po inwazji Włoch przez Sprzymierzonych, sędziwego filozofa wywieziono z rodzinnego Neapolu w obawie przed represjami faszystowskimi najpierw na Capri, a potem do Sorrento. Jego dom, to był Neapol. Na pierwszym piętrze kamienicy przy Trinita Maggiore matowa szybka w drzwiach ze stylizowanymi inicjałami B. C. odgradzała od świata ciemnawe pokoje, zastawione masywnymi kredensami, ciężkimi stołami i krzesłami, kryształowymi wazami i półkami bibliotecznymi - całą tę solidną tradycję patrycjatu mieszczańskiego, która ma w sobie coś z martwych natur malarzy holenderskich i Budden-brooków. Nie nadarmo wielki Neapoli-tańczyk przypisał swoją Historię Europy w XIX wieku patrycujszowi z han-zeatyckiej Lubeki, Thomasowi Mannowi, dodając do dedykacji tercynę z Dantego:
Pur mo \enian li luoi pensier tra i miei eon simile ano e eon simile faccia, si che d‘entrambi un sol consigilo fei.
Croce przyjął nas w swoim pokoju, zawalonym po sufit książkami i pogrążonym już w szarzejącym świetle późnego południa. Jego biurko stało obok balkonu odgrodzonego balustradą tarasu od morza. Dzień był wyjątkowo chmurny, za oknem szumiało morze, rozpryskując się rytmicznie o skały i dosięgając grzbietami piany poziomu wzroku, utkwionego w brudnej płachcie nieba. Croce podniósł się z trudem zza biurka i poprawił narzucone na ramiona palto; w pokoju było chłodno. Niskiego wzrostu, o dużej głowie z przystrzyżonym z niemiecka jeżem, i ciele tak uschłym i niepozornym, że zdawało się doczepione do nieforemnej bryły głowy - wyglądał na tle okna i huczących fal jak olbrzym otrząsający morze z ramion w chwilę