konstruktywizm epistemologiczny i panfikcjonalizm w coraz większym zakresie przenikają do świadomości badawczej humanistów, skupiając ich uwagę na problemach dyskursu, narracji, wyobraźni i próbie odpowiedzi na pytanie: czy teksty fikcjonalne są rzeczywiście fikcjami, a teksty nie-fikcjonalne rzeczywiście obywają się bez fikcji? Oto jeden z możliwych wariantów ustosunkowania się do powyższych kwestii.
Antropologia kultury jest bardzo zbliżonym do fikcji literackiej rodzajem światotwórstwa. Rzecz jasna, idzie tutaj o antropologię w postaci zapisanych dzieł, notatek z badań, pamiętników czy próbek prozy i poezji, bo i to ostatnie nieobce było owym — jak powiedziano Vonnegutowi — wrażliwym paniom i panom. Widać ten fakt jaskrawo, gdy przyglądamy się klasyce tej dyscypliny, a zwłaszcza sposobowi, w jaki jest ona dzisiaj odbierana. Otóż poza akademią, bez kontroli egzaminatora, w spontanicznym porządku interpretacyjnym wcale nie liczą się, ku boleści co bardziej ortodoksyjnych badaczy, założenia metodologiczne, teorie kultury, warunki wiarygodności opisu, sposoby pozyskiwania materiału, ale to wszystko, co działa na imaginację uwolnioną z wszelkich rutynowych „konieczności odbioru tekstu naukowego”. Chodzi o rzeczywistość przed-stawionąjako świat kulturowych odmienności, dziwności, piękna i brzydoty, a także zaskakujących podobieństw. Ow świat, i zaludniający go ludzie, jest (był, będzie?) wprawdzie gdzieś tam światem realnym, ale nabrał cech fikcjonalnych, albo inaczej — stał się światem imaginacyjnym, w którym przegląda się nasze „tu i teraz”, realizuje się potencjalny wariant mojej tożsamości. Upływ czasu nie ma tu nic do rzeczy. Widać, że wbrew temu, co twierdzi Jerome Bruner, zaciera się w tym wypadku granica między sposobami postrzegania i opisywania świata; świadomość odbiorców „miesza” to, co zdaje się wyrażać nauka (tryb paradygmatyczny albo logiczno-naukowy), z tym, co oferuje nam literatura (tryb poetycki albo powieściowy).
Hybrydalność antropologii, o której wcześniej pisałem, sprawia, że w równym co literatura stopniu uświęca ona świat poprzez pisanie, komunikując o jego obrazie i cechach, łącząc w sobie tryb paradygmatyczny i poe-tycko-powieściowy. Nikt z antropologów nie robi tego lepiej, jak Claude Levi-Strauss, na przykładzie którego widać, dlaczego antropologia jest poezją z pretensjami do naukowości. Co znamienne, chociaż naukowość struktura-lizmu trąci dzisiaj myszką, jego walor narracyjny ma nieprzemijający urok tajemnicy i przyciąga potęgą metaforycznego bogactwa.
184