NOTATKI CHAOTYCZNE 161
z rzeczy podstawowej, z tego, dla kogo czasopismo wydajemy. Że jest ono czasopismem akademickim, nastawionym na potrzeby młodzieży studenckiej i młodej kadry naukowej.
Olek Zamojski nigdy nie reprezentował takich likwidatorskich poglądów. Był krytykiem czasopismu życzliwym i chciał tylko, by je ulepszyć, tak by było chętniej i szerzej czytane. Był też zapewne trochę rozczarowany naszym (moim?) konserwatyzmem. I wreszcie sam w jakiejś mierze swoje wydawnicze idee zrealizował, uruchamiając „Orbital”, którego był przecież twórcą i głównym autorem.
Dziś, gdy te dyskusje dawno już przebrzmiały, byt „Wiadomości”, jeśli byłby zagrożony, to tylko z przyczyn ekonomicznej natury. Ja natomiast chcę tu wrócić do początków mojej pracy redaktorskiej. To co mnie na prawdę wtedy zdumiało, to fakt, że tak mało zależało od naszych własnych decyzji. Bo na codzienną pracę redakcji wpływały niezależne od nas decyzje aż dziewięciu bodaj instytucji. Nadzór nad wydawnictwem sprawował Zarząd Główny PTCh i jego Prezydium. No i także powołana do tego celu Rada Redakcyjna. Ale o naszych finansach decydował Wydział Wydawnictw PAN, cała więc sprawa finansów wydawnictwa pozostawało poza nami. Potrzebny nam papier przydzielała odpowiednia Centrala na wniosek wspomnianego już Wydziału. A redakcję technicznąsprawował wrocławski oddział PWN i tam była nasza redakcja techniczna. Tyle, że oddział nie miał własnej drukami i zlecał tę robotę Wrocławskiej Drukarni Dziełowej. Wcześniej jednak musiał wystąpić do Urzędu Cenzury o zezwolenie na druk. Inna rzecz, że tamtejsi urzędnicy nie zadawali sobie trudu studiowania niezrozumiałych dla nich tekstów i dość mechanicznie stawiali swojąpieczęć. A dalej był jeszcze kolportaż. Ten załatwiało przedsiębiorstwo Ruch, ale tylko w zakresie krajowym. Kolportażem zagranicznym bowiem zawiadywała Ars Polona. W rezultacie nikt nie był w stanie powiedzieć, jaki jest i jaki powinien być nakład wydawnictwa, ile zeszytów realnie się rozchodzi, ilu mamy czytelników za granicą, ile dostaniemy papieru i jakie będą niezbędne nakłady finansowe. Poza tym, jak wiemy, każdy dodatkowy decydent to potencjalny zator, przeszkadzający regularnej pracy. Kiedy ta sytuacja uległa radykalnej zmianie nie mogliśmy przez długi czas odtworzyć ani listy prenumeratorów, ani oszacować realnie wielkości potrzebnego nakładu.
Cała ta skomplikowana budowa runęła w 1989 roku. Z dnia na dzień Akademia zaniechała finansowania czasopism towarzystw naukowych. To wydarzenie miało miejsce gdzieś na przełomie lat 1989 i 1990. Pamiętam, że niedługo potem w Warszawie i Łodzi odbywało się polsko-amerykańskie spotkanie naukowców pracujących nad chemią biopolimerów. Spotkałem tam Olka, wtedy już chyba prezesa Zarządu Głównego PTCh. Wiedział o zgotowanej nam klęsce i razem poszliśmy do sekretarza naukowego odpowiedniego wydziału PAN. aby nam jakoś pomógł. Sekretarzem był wtedy profesor Zielenkiewicz. Ale wszystko, co od niego uzyskałem to była tylko taka rada: teraz sątakie czasy, że redaktor czasopisma musi być nie tylko redaktorem merytorycznym, ale i musi się nauczyć być biznesmenem i samemu zdobyć potrzebne mu środki. Wróciłem do Wrocławia bardzo zgnębiony. I wie-