- Nie popłynęłam... - szepnęła, leciutko się do siebie uśmiechając...
Wczesnym wieczorem Basia przekroczyła progi swojego domu. Ciekawsko zajrzała do salonu, mając nadzieję, że zastanie tam matkę, z którą może w końcu uda jej się na spokojnie porozmawiać o jej studiach. Nie pomyliła się, na kanapie siedziała pani Storosz, ale nie sama. Obok siedział ojciec przeglądając jakąś gazetę.
- Wróciłaś? - mama uśmiechnęła się szeroko na jej widok
- Tak! - burknęła pod nosem i wywracając oczami skierowała się na górę - Pójdę do siebie!
- Basia! - odwróciła się niepewnie słysząc głos ojca - Chyba wreszcie udało nam się znaleźć coś porządnego dla Ciebie.
- S-słucham? - podeszła bliżej nich
- Znaleźliśmy dla Ciebie mieszkanie w centrum Krakowa. Dwupokojowe, wszędzie blisko, wystarczy tylko pojechać i załatwić formalności - pan Storosz ze stoickim spokojem wyjaśnił Basi.
- Tato... aleja... ja nie miałam w planach wyjazdu do Krakowa - ta wiadomość była dla niej nie małym zaskoczeniem
- Jak to nie? Chyba rozmawialiśmy już na ten temat, prawda?! Będziesz studiować medycynę! -powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu
- Robi mi się nie dobrze na widok krwi, a Ty chcesz żebym została lekarzem? - starała się mówić spokojnie, ale przychodziło jej to z trudem
- To kwestia przyzwyczajenia! Chce zadbać o Twoją przyszłość, nie rozumiesz tego?
- Tato, proszę cię! Chce pójść na ASP... - powiedziała spokojnie biorąc głęboki oddech
- Czy ty słyszysz, co ona wygaduje? - zwrócił się do matki, która w milczeniu śledziła sytuację -Nasza córka chce być jakimś podrzędnym malarzykiem! Baśka, przecież to jest śmieszne! - zgromił ją spojrzeniem
- Tato, posłuchaj... - próbowała do niego dotrzeć, ale ona nawet nie pozwolił jej dokończyć
- Nie będę z Tobą dyskutował! Postanowione, od października zaczynasz medycynę! Jeszcze mi kiedyś podziękujesz!
- Jasne! - rzuciła wściekle i ze łzami w oczach wybiegła z domu.
Nogi zaprowadziły ją do pobliskiego parku. Snuła się pustymi już prawie alejkami, a w głowę miała tysiące myśli. Czuła się przygnębiona i bezradna w stosunku do decyzji ojca. To on wciąż za nią decydował, nie dając prawa wyboru. Odkąd pamięta sterował jej życiem, a ona? Nie sprzeciwiała się, bo wiedziała że nic nie wskóra, ale teraz miała tego wszystkiego powyżej uszu! Dotarła w oddalony zakątek parku i przysiadła na starej ławce w pobliżu rozłożystej wierzby. Zamknęła oczy wsłuchując się w panującą dokoła ciszę. Wzięła kilka głębszych wdechów chcąc uspokoić rozkołatane nerwy, gdy nagle usłyszała za sobą znajomy głos.
- Chcesz znów wracać sama po nocy? - Marek podszedł bliżej niej uśmiechając się pogodnie -Miałaś na siebie uważać. Mogę? - kiwnął głową w stronę ławki
- Proszę... - blado się uśmiechnęła spuszczając głowę i bawiąc się zamkiem od swojej bluzy
- Coś się stało? - zapytał niepewnie po chwili ciszy, przyglądając się jej uważnie.
- Pokłóciłam się z ojcem... - wzruszyła ramionami zapatrzona gdzieś w dal
- Coś poważnego? - nie spuszczał z niej oka
- Mam go serdecznie dość! - odpowiedziała przymykając na chwilę oczy - Jego i tej rzekomej troski
0 moje dobro! - warknęła - On chyba nigdy nie zrozumie, że nie jestem już jego małą dziewczynką
1 mam prawo decydować sama o sobie!
- Więc dlaczego mu o tym nie powiesz?
- Gdyby to było takie proste...
- A nie jest?
- Nie - spojrzała na niego leciutko się uśmiechając - Odkąd pamiętam ojciec zawsze sterował moim życiem. Decydował o tym do jakiej szkoły pójdę, gdzie pojadę na wakacje, jakie kursy językowe skończę...
-1 nie sprzeciwiałaś się? Nie przeszkadzało ci to? - zapytał zaskoczony tym, co usłyszał
- Przeszkadzało, ale on nigdy nie słuchał, więc w końcu przywykłam - wzruszyła bezradnie ramionami
- Nie rozumiem, jak można do tego przywyknąć? Przecież, to chore! Nie mieć możliwości wyboru, bo ktoś decyduje za nas!
- Teraz to wiem... ale kiedyś mi to nie przeszkadzało... - dodała ciszej. Siedzieli obok siebie w milczeniu nawet nie zdając sobie sprawy ile czasu już tu spędzili. Żadne z nich nie miało ochoty wracać do domu, w swoim towarzystwie czuli się nad wyraz dobrze, choć prawię się nie znali - A Ty? Zawsze sam podejmujesz decyzje? Pewnie nie masz problemów z zaborczym ojcem, co?
- Mój ojciec nie żyje... - odpowiedział
- Przepraszam, nie wiedziałam... - zrobiło jej się głupio, że też zawsze musi coś chlapnąć