ale czynnych”*7. Do tego zaś za wszelką cenę nie chciał dopuścić. Nie mógł tedy ograniczać się do biernego oczekiwania na znak boży, na możliwość doskonałego czynu. Pragnął natomiast przyśpieszyć ruch świata i domagał się czynów możliwych, świadom dystansu pomiędzy nimi a celem ostatecznym. Tego jednak _
jak powiedzieliśmy — Towiański nie chciał u-znać. Dla niego istniała jedna tylko alternatywa: dobro absolutne albo absolutne zło; działanie w imię doskonałego celu przy pomocy środków li tylko doskonałych, albo też rezygnacja ze wszelkiej aktywności człowieka w świecie. Postępował za wskazaniem Ewangelisty: „Mowa wasza niech będzie: Tak, tak, nie, nie; co więcej nad to jest, to od złego jest” (Mat. V, 37). Przy takim założeniu Towiańskie-mu pozostawało jedynie bierne oczekiwanie, apele o nieustające prace duchowe, wiara w rychłą ingerencję opatrzności, modlitwa o cud spełnienia, żądanie izolacji od świata i nurtujących go antagonizmów.
Niegdyś — w czasie towianistycznej konwersji — Mickiewicz uznał, że wielkość nauki Mistrza wyrażała się w propozycji syntezy. Synteza ta miała łączyć w jednolitej wizji całościowego światopoglądu porządek wieczności, ów plan metafizyczny świata, z porządkiem czasowym, odyseją historii. Miała ona zarazem integrować osobowość ludzką: znosić antynomicz-ne rozdwojenie myśli i woli, ideału i powinności, przerzucając pomost pomiędzy sferą ostatecznych wartości i codziennością powszednich zachowań i czynów*. Otóż teraz Mickiewicz u-świadomił sobie, że w naukach Towiańskiego ta upragniona synteza pozostała w większym stopniu obietnicą niźli spełnieniem. Co więcej, że została ona praktycznie uchylona, ponieważ sam syntetyczny punkt widzenia uległ gwałto-w Tamże, s. 35.
M wprost destrukcji. Albowiem T zwracając sią ku wiectnośo .zgubił
Towiański
7. OCZU
iż komunia z Bogiem określa
czas". Uznawszy, człowiecze powołanie, które spełnia się w wysiłku pracy wewnętrznej, wyniósł człowieka ponad świat historii, uznał w niej obce środowisko, teren demoralizacji i znieprawienia, nakazując separować się od świata. W ten sposób nie tylko zbagatelizował ludzkie dzieje, lecz i odmówił człowiekowi wszelkiej konieczności uczestnictwa w nich, pozostawiając — w oczekiwaniu na rychłą ingerencję opatrzności — rzeczy własnemu biegowi. Syntetyczny punkt widzenia został zatem zastąpiony postawą jednostronną, która „ton chrześcijański" (dążenie do komunii z Bogiem poprzez pracę wewnętrzną) przeciwstawiła „tonowi ziemskiemu", domagającemu się człowieczego uczestnictwa w dziejach i narodowym życiu. W tej sytuacji do rangi naczelnej urastał postulat „wzbijania się w krainę ducha" i oczekiwania na „zlew łaski". „Opuszczeniu rąk" poczęło towarzyszyć „marzycielstwo", które z kolei usprawiedliwiło ową bezczynność. Ten, kto „zgubił z oczu czas" i wyrzekł się działania w świecie, nwgł już tylko „marzyć sobie i nic więcej"*®.
Towiański — zdaniem Mickiewicza — „zgubił z oczu czas". Nie tylko — wbrew początkowym zapowiedziom syntezy — w jego poglądach owe dwa porządki (tj. wieczność i czas) nadal występowały rozdzielnie, ale zostały sobie tak radykalnie przeciwstawione, że akceptacja jednego pociągnęła za sobą destrukcję drugiego. I rzeczywiście, w doktrynie Towiańskie-go afirmacja wieczności połączyła się z negacją wszelkiej czasowości,' historia przestała pełnić pozytywną rolę w dziele realizacji ludzkich powołań, więcej nawet, okazała się świa-» Por Korespondencja B. Zaleskiego, t. II, Lwów