196 Ocalone w tłumaczeniu
2. Dążenie do Zrozumiałości za wszelką cenę odbija się szkodliwie na Wierności, Poetyekości i Sceniczności.
3. Dążenie do Poetyekości za wszelką cenę odbija się szkodliwie na Wierności, Zrozumiałości i Sceniczności.
4. Dążenie do Sceniczności za wszelką cenę odbija się szkodliwie na Wierności, Zrozumiałości ,j Poetyękoścń ; ,
Zanim podam przykłady ilustrujące przynajmniej niektóre z tych możliwości - jedna ważna uwaga. Mój krytycyzm skupisię tu wyłącznie najprzekładach nowszych, powsta-łych w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat. Nic będę w tym szkicu mówił o niedostatkach tłumaczeń dawniejszych, od dziewiętnastowiecznych klasyków, takich jak Paszkowski, Ulrich i Koźmian (p wcześniejszych tłumaczach nawet nie wspominam) do np. Kasprowicza. Pomijam je z oczywistych względów: są, po pierwsze, dobrze znane, po drugpSi- w znacznej mierze przez tłumaczy nie zawinione. W wypadku dawnych przekładów fakt, że się ich już dzisiaj nie da grać (chyba że za cenę daleko idących adaptacji i rewizji tekstu), jest prostym skutkiem upływu czasu. Od czasów Paszkowskiego zdarzyło się kilka rzeczy, na które nie ma rady. Pierwsza: zestarzał się sam język tych dawnych tłumaczeń. Dla Koźmiana w jego przekładzie Dwóch panów z Werony wyrażenie „drabka ze sznura” brzmiało najzupełniej naturalnie - my na widowni dzjsięjpfgo teatru słyszymy w tym jakąś „drapkę”, mającą jak gdyby coś wspólnego z drapaniem, i nie potrafimy stłumić śmiechu. A poprawić na „drabinka sznurowa” nie można, gdyż dodatkowa sylaba popsuje rytm. Podobnie, jeśli Hamlet w przekładzie Paszkowskiego powiada o pijaństwach Klaudiusza i jego dwom „te biby na zabój”, rozumiemy wprawdzie znaczenie słów, ale rozśmiesza nas ich fonetyka, to potrójne dobitne „b”: cały zwrot dla nas brzmi jak żart językowy, choć widz z czasów Paszkowskiego, przyzwyczajony do użytych w przekładzie słów jako do potocznych i neutralnych elementów mowy, prawdopodobnie tej zagęszczonej fonetyki w ogóle nie zauważał. Druga sprawa: zestarzały się poetyckie i teatralne konwenciejepoki. Humor dawnych tłumaczy już nas nie IrnTeśiyTnaiinęmoscw ich wykonaniu nam wydaje się sentymentalna, wzniosłość sprawia wrażenie tandetnego patosu. I sprawa trzecia: od czasów Ulricha, a nawet Kasprowicza, ogromne postępy poczyniła szekspirologia. Niejasność wielu passusów w dziewiętnastowiecznych i młodopolskich tłumaczeniach Szekspira jest po części usprawiedliwiona tym, że wtedy miejsca te były niejasne również w oryginale, i to nie tylko dla polskiego tłumacza, ale i dla najtęższego angielskiego specjalisty. Od tych czasów armia szekspi-rologów prawie wszystkie te niejasności zdążyła wyjaśnić, rozszyfrowując tysiące literackich i historycznych aluzji, ustalając autentyczność tekstu w wątpliwych sytuacjach, podpowiadając właściwy sens dawno nie używanych porzekadeł i idiomów językowych, itd. Jeśli nawet znaczenie danego fragmentu pozostaje do dziś przedmiotem sporów, poszczególne interpretacje, z których można wybrać sens naszym zdaniem najtrafniejszy, są łatwo dostępne: nie tylko specjalista, ale i zwykły czytelnik, który kupi w angielskiej czy amerykańskiej księgami tanie wydanie kieszonkowe sztuki Szekspira, ma do dyspozycji świetne i wyczerpujące wstępy, przypisy, komentarze tekstologiczne. Zmierzam do tego, że tłumacz dzisiejszy żadną z wyżej wspomnianych nudności nie może się już tłumaczyć: jeśli żle'rozumie tekst, nie dostrzega w nim ważnych sensów, znaczących form