Socrates
Comenius
GRUPA I
Arkadiusz Dawidowski
Memling od wieków jest niezbywalną własnością kościoła Mariackiego - stanowczo podkreśla ks. infułat Stanisław Bogdanowicz. Muzealnicy przecząco kręcą głową. Oni uważają, że Memling jest ich. Na razie tryptyk wielkiego Holendra wisi w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Ale ks. Bogdanowicz już przyszykował w kościele specjalną gablotę, w której obraz ma być bezpieczny jak nigdzie.
Kiedy w 1979 r. pojawił się w Bazylice Mariackiej jako proboszcz, w oczy rzucił mu się kipiący złotem obraz - wspaniałe monumentalne dzieło mistrza Michała z Augsburga. „Ukoronowanie Najświętszej Maryi Panny" było jednym z niewielu dzieł sztuki późnogotyckiej, które znajdowało się w świątyni. Od zakończenia II wojny światowej minęły 34 lata, a kościół nadal był ogołocony. Nowego proboszcza otaczała pusta biała przestrzeń wsparta 26 ośmiobocznymi filarami.
- To był straszny widok. Czułem się jak w hali fabrycznej, a nie w świątyni - wspomina ks. proboszcz. - Postawiłem sobie za cel przywrócenie dawnego piękna tego największego zabytkowego kościoła w Polsce.
Aby swoją misję spełnić do końca, proboszcz musi odzyskać jeszcze siedem dzieł, w tym „Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga.
Historycy sztuki zaliczają Memlinga do grona najwybitniejszych twórców niderlandzkich. "Sąd" jest jedynym jego dziełem, które znajduje się w Polsce. Choć nie dla nas był przeznaczony. Zamówił go u Memlinga Angelo Tani, włoski bankier, który prowadził interesy rodziny Medyceuszy w Brugii. Niestety, popełnił błąd - wysłał obraz do Florencji statkiem. Na galeon z obrazem napadł gdański kaper, niejaki Paul Benecke. Gdy rozbójnik zobaczył, co wpadło w jego ręce, niesiony lokalnym patriotyzmem, a pewnie i strachem przed karą boską, podarował "Sąd Ostateczny" kościołowi Mariackiemu. Było to w roku 1473. Od tego czasu dziełem Memlinga zachwycali się w Gdańsku najwięksi tego świata. Podziwiali i zazdrościli, bo doskonale wiedzieli, w jaki sposób znalazł się w grodzie nad Motławą. Ręce po Memlinga wyciągał car Piotr Wielki oraz Napoleon Bonaparte. Życzenie tego ostatniego spełnił baron Vivant Denon, dyrektor Muzeum Napoleona, i wywiózł tryptyk z Gdańska do Luwru. Ale Francuzi niedługo się mogli nim cieszyć. Po upadku cesarstwa obraz przejęli Prusacy i próbowali go zatrzymać w Berlinie. Władze Gdańska nie wyobrażały sobie jednak kościoła Mariackiego bez Memlinga. W 1817 r. obraz wrócił na swoje miejsce.
Ksiądz Bogdanowicz z sarkazmem zauważa, że to, co nie udało się carowi i cesarzowi, udało się polskiej komunistycznej władzy. Obraz wywieziony pod koniec wojny przez Niemców do Turyngii, gdzie odnaleźli go Sowieci, wrócił do Polski z leningradzkiego Ermitażu w okresie październikowej odwilży w 1956r. Ale Memling nie zawisł w kościele Mariackim. Trafił do zbiorów ówczesnego gdańskiego Muzeum Pomorskiego, później nazwanego Narodowym.
-Obraz został po prostu ukradziony. Od wieków jest niezbywalną własnością kościoła Mariackiego - stanowczo mówi Bogdanowicz. Ktokolwiek chciałby podać to w wątpliwość, musi się liczyć, że jego argumenty nie znajdą zrozumienia u infułata. - Domagam się jedynie zwrotu mienia, które zostało bezprawnie przejęte w wyniku II wojny światowej.