52
WACŁAW OLSZEWICZ
się działalnością biblioteki. Zapoznał się z jej sytuacją materialną (dość ciężką), z doborem książek, z pomyślnie rozwijającym się czytelnictwem. Ze znawstwem oglądał katalog kartkowy i zwrócił uwagę na kompletowanie i katalogowanie czasopism. Regularnie brał udział w obradach zarządu. Nie chciał być malowanym prezesem. Z rozmów, jakie miewał z nami, widać było, że uważa się za zawodowego bibliotekarza i w tym charakterze chciał współdziałać i współdziałał w rozwoju skromnej ale pożytecznej placówki. Jak przed 10 laty, uważał ją za potrzebną w Zakopanem, za niewielki jeszcze, ale ważny ośrodek wymiany myśli między przedstawicielami inteligencji różnych dzielnic Polski. Chętnie wspominał początkową, skromniutką działalność biblioteki, mieszczącej się nad potokiem Foluszowym, na werandzie małej drewnianej willi „Polanka” na ul. Zamoyskiego, za spalonym później „Podlasiem”.
O ile mogłem dowiedzieć się w Zakopanem, które odwiedziłem w 1965 r. po 20 latach niebytności, nie dochowały się tam żadne protokóły posiedzeń Zarządu, któreby potwierdziły i uzupełniły to, co piszę z pamięci. Moje wspomnienia z pracy w bibliotece kończą się w grudniu 1915 r., kiedy przeniosłem się na stałe do Warszawy. Nie żyją najaktywniejsi z członków zarządu: Jerzy Gawliński i Józef Oppenheim. Może archiwum biblioteki, ukryte w czasie hitlerowskiej okupacji, znajduje się gdzieś w prywatnym ręku?
Żeromski po wojnie dowiedział się od dra Mariana Stępowskiego, że jestem w Warszawie i odwiedził mnie. Było to w czasie, gdy istniała nadzieja na nagrodę Nobla dla niego, a ja byłem w kontakcie z życzliwym dla tej sprawy posłem RP w Sztokholmie Zygmuntem Michałowskim. Żeromski z sympatią wspominał bibliotekę zakopiańską i jej współtwórców: Wacława Tokarza, Edwarda Maliszewskiego, kilku miejscowych lekarzy i parę innych osób, jak on gorących patriotów Zakopanego i wielkich miłośników książki.