Kiedy wyruszali w latach dwudziestych Kresowianie nad Morze i Pomorze, aby budować Gdynię, na pewno przyłączali się do nich także i Białostoczanie. Czynili to również i po II wojnie światowej, kiedy tamtych, jako przesiedleńców, kierowano na zachód. Ilu Białostoczan zasiedliło wówczas miasta pomorskie? Jakie położyli zasługi w zagospodarowaniu tamtych ziem? Warto poznać bliżej ich losy.
Od 1943 r. pływał pod polską banderą statek „Białystok” zbudowany na zamówienie angielskie, jako seryjna jednostka z przeznaczeniem dla flot sojuszniczych. Po wojnie pływał najdłużej u Armatora Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni — odbywał dalekie rejsy na linii południo-woazjatyckiej oraz na Kubę. Od kilkunastu także lat przemierza oceaniczne szlaki „Ziemia Białostocka”, której załoga patronuje jednej z białostockich szkół. Wśród Białostoczan są na pewno i marynarze polskich statków handlowych i kapitanowie Żeglugi Wielkiej. Żałować należy, że w prasie białostockiej nie pisze się nic o sprawach morskich, a jeśli już, to tylko sporadycznie, przeważnie przy końcu czerwca, kiedy obchodzimy Święto Morza. To stanowczo za mało. Pytano mnie niedawno czy „Batory” nadal pływa do Kanady? Mój rozmówca nie wiedział przy tym, że po wojnie były dwa statki o tej nazwie: „Batory” przedwojenny, który zakończył służbę w końcu lat sześćdziesiątych, jak i jego następca „Stefan Batory”, który także już od 4 lat przestał pływać pod biało-czerwoną banderą. Pamięć o linii pasażerskiej Gdynia — Montreal-Gdynia i „Batorym”, który ją obsługiwał, jest nadal żywa. Lecz wiele osób nie wie, że podróż „Batorym” do Kanady to już przeszłość. Inny przykład: kiedy w 1986 r. Olga Pacewicz, zatrudniona wówczas w „Gazecie Współczesnej”, napisała większą publikację o Gdyni, która tamtego roku obchodziła swoje 60-lecie. początkowo nie chciano jej zamieścić, twierdząc, iż w Białymstoku nikogo ona nie zainteresuje, Kiedy jednak się ukazała, znalazła wielu czvteln;ków
Mieszkając już od 6 lat w Białymstoku, ja przybysz z Pomorza, choć o kresowych korzeniach, odniosłem zrazu wrażenie, że Białostoczanie żyją jakby w zamkniętym swoim świec e i zupełnie się nie interesują tym, co dzieje się w kraju. Dziś wiem, że się myliłem. Sądzę, że warto by w Białymstoku powołać stowarzyszenie lub chociażby klub miłośników morza. Na < pewno chętni się znajdą, ale czy znajdzie się jakiś zamożny sponsor?
Ktoś może mi teraz zadać pytanie; a czy na Wybrzeżu tak bardzo interesują się sprawami Białostocczyzny? Owszem tak, nie raz spotykałem w prasie gdańskiej czy szczecińskiej wiadomości ze stron białostockich. Ostatnio w jednym z numerów „Wieczoru Wybrzeża”, trójmiejskiej popołudniówki, ukazał się obszerny reportaż z targowiska białostockiego przy ul. Bema.
Czas zakończyć rozmyślania, pociąg mija już podmiejskie przystanki Gdańska. Do masta tego „Włóczęga Północy” przybywa tuż po trzeciej. Wielu Kresowiaków osiadło po wojnie nad Motławą. Choć tęsknili za Wilnem, Nowogródkiem czy Grodnem, polubili Gdańsk. On ich przygarnął. Przed wojną dużo o nim słyszeli, a teraz stali się jego mieszkańcami. Jakże Gdańsk jest inny od dawnych naszych miast kresowych! A jednak przesiedleńcy poczuli się w nim bezpiecznie, swojsko, byli tu razem i wspólnie dzielili wszelkie troski i kłopoty pierwszych powojennych lat.
Jakim miastem jest Gdańsk? Wielką aglomeracją i portem położonym odwiecznie przy ujściu Wisły. Miejscem robotniczego buntu przeciw narzuconym po wojnie porządkom. Zwiedzając Gdańsk udajemy się zaw-
— 5 —