Odwiedzając muzeum historii naturalnej, trafiłem na ekspozycję „butelek”. Byty to różne wazy, karafki i inne flakony, mniej lub bardziej przypominające to, co dziś nazywamy butelką. Nic spektakularnego. Chodząc między nimi, zdałem sobie sprawę, jak wielką rewolucję musiała wywołać tania i bezpieczna metoda transportu płynów.
Odległość między źródłem wody pitnej a miejscem pobytu straciła trochę na znaczeniu, można było fermentować zgniłe owoce i utopić żal spowodowany Czarną Śmiercią w tak powstałym winie. Rynek otworzył się na nowe produkty: mleczko w dzbaneczku i oliwę z oliwek w urnie.
Tak spekulował sobie mój młodzieńczy móżdżek.
Świadomość historii jest potrzebna, bo historia nie toczy się kotem, ale z pewnością się rymuje. Historia człowieka pisana jest w dużej części przez technologiczne zmiany. Może przesadzam, ale z mojego punktu widzenia dzieje krojone są na kawałeczki przez prasę drukarską, Pasteura, samopowtarzalną broń, bombę atomową, akwedukt czy dzbanek właśnie. Socjolog mógłby wykazać, że prądy w kulturze, że wpływy religijne, aleja będę twardo stał przy swojej opinii laika. Technologia zmienia świat, ewoluując. Żeby debatować na temat naszego świata, trzeba wiedzieć o tym, skąd wyskoczył Homo Erectus, jak i kiedy pierwszy raz położył łapę na ruchomej czcionce.
Nigdy wcześniej tak znacząca część technologii nie znajdowała się w rękach konsumentów, służąc za silnik napędzający przemysł rozrywkowy.
I czasem się boję, że jutro nie będzie wczoraj.