ukraińskich. Była to działalność szczególnie trudna i niebezpieczna. Przez cały czas swojej działalności w BCh mąż mój z ramienia Stronnictwa Ludowego współpracował również z lwowską Delegaturą, w której później (jak już wspomniałam poprzednio) objął funkcję zastępcy kierownika KWP i przybrał pseudonim "Zdzisław".
Początek lata 1944 roku był w szeregach konspiracyjnych okresem gorączkowych przygotowań. Z niecierpliwością oczekiwano klęski Niemiec, a z sowiecką ofensywą wiązano nadzieje na wyzwolenie. Wprawdzie gdzieniegdzie odzywały się sceptyczne głosy, ostrzegające nas przed grożącym nam ze Wschodu niebezpieczeństwem, były one jednak niestety skutecznie tłumione. W zasadzie zdawano sobie na ogół sprawę z możliwości utraty przez Polskę części Ziem Wschodnich, nie dopuszczano jednak myśli, żeby w ówczesnej sytuacji międzynarodowej mogło dojść ze strony sowieckiej do ponownych wobec nas represji. W opinii większości lata 1939 - 1941 należały już do ponurej przeszłości i nie mogły się powtórzyć. Tymczasem w lipcu 1944 r. z Wileńszczyzny przeniknęły do Lwowa dwie niesprawdzone, pozornie sprzeczne ze sobą wiadomości. Pierwsza donosiła o wyzwoleniu Wilna przez oddziały AK, druga zaś o dokonanych przez Sowietów masowych aresztowaniach wśród ujawnionych żołnierzy podziemia. Podczas gdy pierwszą wiadomość przyjęto z radością, drugiej hiobowej nie dawano wiary. Niedaleka przyszłość pokazała, że obie były prawdziwe. Niebawem Lwów miał podzielić tragiczny los Wilna.
Pod koniec lipca 1944 r. sowiecka ofensywa zbliżyła się do Lwowa, a razem z nią nadchodził koniec niemieckiej okupacji. Podobnie jak w całym okupowanym kraju, tak i na naszym terenie - na rozkaz Naczelnego Dowództwa - oddziały Armii Krajowej wystąpiły jawnie i wspomagając wojska sowieckie wzięły udział w walkach o Lwów, toczących się w dniach od 22 do 27 lipca 1944 r. Po wyparciu Niemców wojska sowieckie opuściły oswobodzone miasto, podążając za wycofującym się wrogiem. Przez dwa dni Lwów był polski. Ogarnął nas entuzjazm. Chodziliśmy z
8