STRONA 12
SŁOWO LUDU
MAGAZYN
NUMER 1900
Legenda Farinellego
Dziś prawdziwych kastratów już nie ma
IKról kastratów urodził się w pobliżu Bari w roku • 1705. Nosił banalne nazwisko Broschi, nie mniej banalne imię Carlo i miał sprytnego tatusia, który - jak sześćdziesiąt lat później papa Mozart - postanowił wzbogacić się na cudowności dziecka. Ale jeśli Lcoś Mozart tylko zamęczał pięcioletniego Wolfganga włóczęgami po muzykujących dworach i pałacach, to stary Broschi dziewięcioletniego Karolka wykastrował. Czy zrobił to osobiście, czy łapskami pijanego cyrulika? - nie wiemy i nie dowiemy się nigdy.
Kastrowanie przychodziło Włochom gładko i było niezłą inwestycją. Praktyka ta przywędrowała z Hiszpanii: w czasach wojen z mauretańską czernią, chrześcijańscy rycerze kochali się w cudownych pieniach dolatujących znad pogańskiej strony. Wywiad boży działał niezawodnie - wkrótce też świątobliwe rycerstwo zamarzyło o własnych eunuchach, których śpiewność nie miała ziemskiego odpowiednika. Doszło do pierwszych owocnych transakcji - w epoce prenuftowej, na kilkaset lat przed powstaniem OPEC, najlepszym nabytkiem dla Europejczyka stał się wokalizujący kastrat. Towaru nic brakowało: w Kordobie - będącej pod arabskim zwierzchnictwem - istniała specjalna szkoła dla muzykalnych eunuchów. Na bitewnych polach dochodziło do podniosłych rzezi, na polu kultury chrześcijaństwo dogadywało się z islamem, podobnie jak dziś w temacie ortodoksji. Kastraci stawali się atrakcją książęcych i królewskich dworów, wzbudzając zachwyty i szyderstwa. „Cienko śpiewa" - mawiali o nich prawdziwi mężczyźni. Należy
dodać, że powiedzenie to nie miało jeszcze waloru dwuznaczności.
2 Włosi pierwsi rozmiłowali się w masowej pro-• dukcji rzezańców. Wprawdzie kastracji zabraniało prawo, ale przyzwolenie ogółu i popyt brały górę. Zarobek był też niczego, paragrafy dawało się obchodzić. W tych mało higienicznych czasach mógł łatwo ugryźć chłopca szczur - plaga gryzoni stanowiła historyczny pewnik. Skoro ugryzł w krocze i wdało się jakieś paskudztwo, cyrulik nie miał wyjścia i kastrował przy pomocy zwykłego kuchennego noża. Sąd uznawał cyru-liczc racje respektując zasadę Hipo-kralesa: „Po pierwsze - nie szkodzić”. Bo jaka szkoda, skoro dzieciak śpiewał jak anioł, a ojciec pozbywał się darmozjada oddąjąc go za dobre pieniądze w jeszcze lepsze ręce?
Każdego roku kastrowano we Włoszech jakieś sześć tysięcy chłopców. Jedna dziesiąta rzezańców nie przetrzymywała trudów operacji. Sterylność - jako się rzekło - była wówczas abstrakcją nic mniejszą niż laser i rakieta kosmiczna. Ale i ci, którzy przeżyli, nic dawali stuprocentowej gwarancji. Mogli śpiewać jako aniołowie, mogli zawodzić jak baby pod kościołem. Wszystko zależało od talentu i testosteronu. Brak testosteronu - produkowanego przez jądra - powodował, że dojrzewający chłopcy zyskiwali na wdzięcznej kobiecości. Nie mieli szans na zarost i muskuły, za to ich krtań pozostawała miękka, delikatna, a struny głosowe - elastyczne. Dodajmy, że klatka piersiowa kast rata imponowała męskością, pojemność płuc - takoż. Gdy z
męskiego miecha szedł wiew w aksamitny damski gardzioł, powstawał głos anioła. Oto tajemnica.
Zaburzenia hormonalne były powodem szczególnego wyglądu kastratów. Przy wzroście graczy w koszykówkę, ważyli tyle co Gcorgc Foreman, miewali płaskostopie i wady kręgosłupa. Dziwactwom fizycznym towarzyszyły chimery dusz. Kastraci byli nieśmiali ł bierni, jednocześnie -lubili intrygować. Z tego powodu nienawidzono ich szczerze.
3 Carlo Broschi. król kastratów. przeszedł do • historii jako Farinclli. Kastratów było wielu, ale Farinclli -jeden Podczas występu, pewna angielska dama uprościła to porównanie wołając: „Jest jeden Bóg i jeden Farinclli!". Gdy śpiewał, cichła zachwycona orkiestra - arie musiał kończyć sam Łapał bez trudu trzy i pół oktawy, mógł ciągnąć bez przerwy dwie i pół minuty. Ustanawiał rekordy, których do dziś nic pobito. Tym sportowym emocjom towarzyszyło czyste piękno.
Uczył się u sławnego Nicota Por-pory, później, z wdzięczności, wykonywał jego arie. Los uśmiechnął się doń, gdy królowa hiszpańska zaprosiła go do Madrytu, by leczył śpiewem depresję królewskiego małżonka. Przez dziesięć lat Farinclli śpiewał jedne i te same pieśni Po dziesięciu latach Filipowi V przeszły kiepskie nastroje. Obdarował Farinellego majątkiem i zaproponował dalszy pobyt. Skończyło się na dwudziestu paru latach. W 1760 król kastratów osiadł koło Bolonii i zmarł szczęśliwie w 1782.
Legenda kastratów powróciła współcześnie na fali autentycznych wykonań muzyki dawnej. Prawdziwych kastratów zastąpili falsetyśct, koniratenorzy i kontralciści - ich głosy są jednak dalekim echem tamtych wspaniałości. Brzmienie kas trata postanowił odtworzyć w filmie o Fannellim Gerard Corbiau. Nowoczesna technika dokonała rzeczy niebywałej: dla uzyskania kastracicj skali zmiksowano męski kontratenor i kobiecy sopran. Wyszedł głos cudo. który być może jest głosem kastrata. Jego męską stronę dał ciemnoskóry Amerykanin Derek Lee Ragin - prześwietny wykonawca ról w operach Haendla; strony damskiej użyczyła Ewa Małas-Godlewska. polska śpiewaczka, która w stanic wojennym poszukała szczęścia w Paryżu. Jej kandydaturę do „Farinellego” wybrano spośród trzystu innych. Pod koniec dwudziestego wieku komputerowa obróbka zastąpiła brutalny obyczaj: sztuczny głos mieni się naturalnym pięknem. Dziś prawdziwych kastratów już nie ma. dobrze więc posłuchać jak brzmi kastrat z probówki.
P.S. Film Gerarda Corbiau „Fari-nclli" można oglądać od dziś w radomskim kinie „Hel".
W widłach Wisty i Pilicy
Sprawa
Żmigrodu
ytieczka zwiedziła centrum Sandomierza. Teraz Krupa objuczona plecakami podąża na wschód do Gór Pieprzowych zwanych żartobliwie Pie-przówkami, gdzie w stromizmie zbocza sypią się okruchy czarnego lupka kam-bryjskiego przypominające pieprz.
Na Przedmieściu Zawlchojskim. północno-wschodniej części miasta, trzeba sforsować dwuczłonową kulminację. Leży ona przy węźle drogowym u zbiegu ulic Zawlchojskicj oraz Żwirki I Wigury. Zbocza wzniesienia są pochylone pod kątem czterdziestu stopni I zarośnięte miejscami cierniem.
Przewodnik mówi, że uroczysko zwie się Żmigród i podobno zanim powstał Sandomierz, było tu grodzisko o takiej właśnie nazwie.
Stop! Przekorny wycieczkowicz sięga do materiał ów źródłowych. Na carskiej
mapie .Plan okrużnostej goroda San-domirża ' z około 1809 roku wzniesienie to figuruje, jako GóraSańska izaz-nuczono tam okopy austriackie. Na innym ruskim .Planie goroda Sandomi-ra' z 1809 r. góra me ma nazwy, tylko widzimy tam austriackie umocnienia wojskowe wykonane dla odparcia armii Napoleona.
Stoimy na wierzchołku. Powierzchnia wysoczyzny nie przekracza dziś dwóch hektarów. Podobno wzgórze było dawniej znacznie większe, ale zniszczy je częściowo fortyfikacje, następnie zjawisko suffozji. czyli spływania lessu podczas wiosennych roztopów i wreszcie uprawa winnej latorośli, która wymagała dostosowania konfiguracji terenu do potrzeb tej uprawy, czyli do złagodzenia stromizny zboczy.
Dalej nie Idziemy. Wiedza ludzka osiągnęła dziś ten poziom, że każdą rzecz należy skomplikować do granic możliwości, bo inaczej nie będzie poważnie traktowana - O tempora o mores1 - O czasy o obyczaje!
- Co znaczy Żmigród? Tego rodzaju nazwy własne miejscowości występują tylko w Polsce południowej. Znamy tu pięć Żmigrodów. Żmigród sandomierski pojawił sięw Acta Consularia z 1568 r. trzykrotnie. Czytamy tam. że niejaki Najemczek dostał działkę ziemi w Żmigrodzie, przedmieściu Sandomierza. między słodownlą Stanisława Zabora a stodołą Pieprzykowej... Potem sąsiadujący z tym terenem Hanaszowie został skwitowany z długu obciążającego Jego winnicę .Zmygrod. na górze ku Zawichostu leżącą'. Andrzej syn Jakuba Lakota wziął część ojcowizny z wiatraka leżącego .sub cMli Żmigród dieto'. W księdze 69 Wydziału Hipotecznego w Sandomierzu dowiadujemy się. że w 1866 r. .Folwark Żmigród położony pod Nr 4. złożony Jest z budynków na tymże znajdujących się. z ogrodu owocowego, wiatraka, ogrodów warzywnych, przyległych nieużytków i łąk. tudzież pola’...
Ponieważ w Polsce południowej znamy cztery inne miejsca o tej samej nazwie, poddało to archeologom hipotezę o istnieniu Jakiegoś szerszego systemu obronnego datowanego na okres od VI do X w.
Bo Jan Długosz w .Liber Beneflcio-rum’ opisując Opatów, czterokrotnie nazywał go Żmigrodem. Z cytatów tych wynika, że nazwą tą określano wzniesienie z umocnieniem typu grodu lub zamku. Badaae poszukiwali Żmigrodu opatowskiego w Starym Mieście koło kolegiaty, a potem przy kościele N.P. Marii oraz dalej w miejscach zwanych .Zamczysko'i .Grodzisko’. Zgodności dotąd me uzyskano, a szkoda.
Żmigród opatowski wchodził zapewne w skład opola, które obejmowało piętnaście wiosek o czym wspomina dokument Leszka Czarnego, wystawiony w 1282 roku.
Szukamy dalej. Żmigrodem w LublinieJest pagórkowaty teren na cyplu lessowym nad rzeką Bystrzycą. Leży on na południu między klasztorami bernardynów i misjonarzy. W dokumentach nazwa .Żmigród' pojawia się tam w 1539 r.
W dolinie Wisłoki przy ujściu do niej Nległoszczy leżą dwa uroczyska zwane odpowiednio Żmigrodem Nowym I Starym. Nazwę .Żmigród' odnajdujemy tam w dokumentach z 1305 ll306 roku. W Żmigrodzie Starym jest ślad po grodzisku datowanym na trzynasty wiek.
Inny Żmigród leży w zabagnionej dolinie Baryczy. Obok niego Jest Żmig-rodek. Nazwę znajdujemy w bulli Had-riana IVz U55 r. I w wielu późniejszych dokumentów. Badania archeologiczne stwierdziły tam istnienie grodziska z jedenastego lub dwunastego wieku.
Nie mogąc rozwiązać zagadki Żmigrodów na podstawie przekazów pisanych. badacze zwrócili się do Językoznawców.
We ws&stkłch słowiańskich Językach Żm(j oznaczał najpierw smoka, a potem żyjącego obecnie węża Jadowitego. Być może znany w staropolszczyi-nie rzeczownik, obecnie zapomniany, miał kiedyś swój sens I wymowę, bo na terenie Rusi Czerwonej, potężne umocnienie. wały ziemne podłużne obronne nazywa się dotąd. Wałami Żmijowymi'. Według legendy wykonane zostały przez Żmija, czyli smoka, który napadał krą/, ale został zwyciężony i zaprzęgnięty do pługa, jako siła robocza. Smokpracując w jarzmie wyorał na stepie bruzdy i służyły one potem do obrony przed ludami koczowniczymi, które najeżdżały ziemie słowiańskie od wschodu. Należeli do nich Awarowie. Pieczyngowie. Polowcy i Tatarzy.
Grupa historyków uważa, że pod nazwą Żmija kryje się gromowładne mściwe bóstwo słowiańskie, zastąpione w okresie chrystianizacji kultem walecznego Michała Archanioła lub św. Eliasza. Dowodem tego jest zastępowanie słowa Żmigród nazwą „Góra Eliasza’ lub budowaniem tam kaplicy, względn ie kościoła pod wezwaniem św. Michała, co miało miejsce między innymi właśnie w Sandomierzu. Opowiadanie dobiega, niestety, końca, ale bez postawienia kropki nad.!’...