NUMER 1900
SŁOWO LUDU
MAGAZYN
STRONA 7
Nowy rok przyniósł pracownikom Cementowni „Ożarów" poważny problem do rozstrzygnięcia. W ciągu trzech dni. od 2 do 4 stycznia, musieli zadecydować, czy zatrzymać akcje przedsiębiorstwa, czy wziąć za nie pieniądze. Od 10 do 30 tysięcy nowych złotych na każdego za trud nionego. To przyprawiło ich o zawrót głowy i przyspieszone bicie serca. Wielu nie zmrużyło oczu przez te dni.
Żywa gotówka
- Telefony się urywają - mówi przewodniczący związku branżowego Ryszard Marat. - Drzwi się mc zamykają. Pracownicy pytają, co wybrać. Co się lepiej opłaci?
Ryszard Marat twierdzi, że nic można nikomu radzić. To jest indywidualny wybór. Każda decyzja jest dobra. Wszystko zależy od sytuacji człowieka. Czy już posiada dom, samochód, meble? Czy rozlicza się sam. czy wspólnie z drugą osobą? - Jeśli doradzę komuś, by wziął gotówkę. to za kilkii lat, gdyby wzrosły akcje, mógłby mioć do mnie pretensje - dodaje.
Niektórzy przychodzą i żartują, że mają taki wybór, jak kawaler między piękną Krysią i równie uroczą Basią. Dopiero życic pokaże, czy decyzja była trafna.
- Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu - powołują się inni na stare przysłowie.
Teraz zakład rozwija się, ale przecież w każdej chwili mogą pojawić się trudności. Za trzy czy za pięć lat może nawet zbankrutować. A wtedy. co komu po akcjach.
- Biorę żywą gotówkę - w progu biura staje pracownica. - Teraz przynajmniej coś za to kupię. A tym papierkiem za kilka lat może będę sobie mogła tylko tyłek podetrzeć.
Przewodniczący Marat przyznaje. że bierze pieniądze. Ale on ma już sposób na ich zagospodarowanie . Fakt, zapłaci duży podatek. Jednak resztę pieniędzy ulokuje w Banku PKO tak. żeby przyrosło jak najwięcej procentów.
W październiku tamtego roku holding „Cement Polski” kupił cementownię za 140 min zł. Ze związkami zawodowymi podpisał bardzo korzystne dla pracowników porozumienie. Zobowiązał się, że nikt nic będzie zwolniony. Płace będzie regulował rocznic na poziomic przekraczającym inflację. Jednocześnie zaraz po prywatyzacji każdy zatrudniony otrzymał 150 zł podwyżki.
Nowy właściciel w ciągu trzech miesięcy obiecał przekazać pracownikom 10 proc. akcji spółki, czyli 250 tys. Zobowiązał się także do ich odkupienia po cenie rynkowej.
- Wywiążę się z wszystkich obietnic - zapewnia prezes holdingu Stanisław Gieroń. - Po to podpisywałem umowę, aby ją realizować. Przedstawiłem ofertę realistyczną. Maksymalnie korzystną dla pracowników.
-Nic ma tygodnia, by nic przyjeżdżali z innych zakładów - nie ukrywa przewodniczący „Solidarności" Jan Oramec. - Chcą wiedzieć, jak nam się udało dokonać lak dobrej dla pracowników prywatyzacji. Radzili się już z cementowni z Warczą-wy. Nowej Huty. W kolejce czekają z Zakładów Celulozowych w Świc-ciu. Cementowni „Nowiny". Żaden z zakładów nie podpisał dotychczas tak korzystnego pakietu.
Trwa bieganina od drzwi do drzwi. Pracownicy sprawdzają nerwowo zarobki. Obliczają, w którym progu podatkowym znajdą się, gdy wezmą pieniądze. Już i tak wiciu z nich jest w drugim lub trzecim. Średnia zarobków za ubiegły rok wyniosła 1.500 zł.
- Biorę akcje - wyznaje pracownik wydziału elektrycznego. - Mam ich 265. Nic zamierzam dzielić się z fiskusem po połowie.
- Nie po to prywatyzowałem firmę. by teraz pozbywać się akcji
- twierdzi szef obrotu towarowego cementowni Stanisław Telcgłów.
- Jest to ryzyko, ale myślę perspektywicznie.
Ci. którzy decydują się na pieniądze, szukąją sposobu, aby odzyskać podatek zabrany przez Urząd Skarbowy. Myślą nawet o zatrudnieniu dobrego prawnika, który podsunie im najlepsze rozwiązanie.
- Mamy już pewien pomysł, ale nie chcemy się z nim zdradzać
- przyznaje przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego Krystyna Leśniak.
- Hitem przy rozliczaniu za tamten rok stały się darowizny. Nasz pomysł nie będzie gorszy.
Na początku grudnia związkowcy opracowali regulamin podziału 250 tys. akcji. Ustalili, źc prawo do ich otrzymania ma każdy pracownik, który przepracował co nąjmniej cztery lata. Wszyscy uprawnieni otrzymują po 100 akcji. Pozostała część podzielona została w zależności od stażu pracy. Za każdy przepracowany miesiąc jedna akcja. Spośród ok. 1.050 pracowników zatrudnionych w cementowni prawo do akcji otrzymało ok. 960.
Pracownicy otrzymali od 148 do 308 akcji. Najwięcej ci, którzy zatrudnieni są od początku istnienia zakładu, czyli od czerwca 1978 r. Od-, liczono urlopy bezpłatne i wychowawcze powyżej jednego miesiąca, okresy przebywania na kontraktach i oddelegowania do innych zakładów, okresy zatrudnienia zakończone dyscyplinarnym zwolnieniem.
Skarb państwa nie zgodził się na umorzenie podatku od akcji pracowniczych. 30 grudnia związkowcy ustalili więc z holdingiem, w jaki sposób mają być rozdysponowane akcje.
- Osoby, które chcą otrzymać pieniądze zamiast akcji, wypełniają pisemną deklarację woli - wyjaśnia przewodniczący Ryszard Marat.
Akcje pracowników zostają zamienione na polisę ubezpieczenia emerytalnego na życic w Bankowym Towarzystwie Ubezpieczeń i Reasekuracji „Heros Life" S.A. Przy wykupie polisy pracownik otrzyma 75 zł za jedną akcję. Towarzystwo to zaproponowało najkorzystniejszą ofertę przeprowadzenia całej operacji.
Pracownicy, którzy nie składają oświadczeń, dostaną akcje. Będą je mogli zbyć holdingowi po 17 października 1998 r. lub 2000.
- Jeszcze nic tak dawno wysyłano nas na bezpłatne urlopy - wspominają ludzie z cementowni. - Zdarzały się często przestoje. Trudno było opróżnić magazyny, załadowane po brzegi workami cementu. Staliśmy przed widmem masowych zwolnień i bankructwa zakładu.
Nikt nic spodziewał się, żc minie kilka lat i stanie się pracownikiem dobrze prosperującej firmy. Dobra passa zaczęła się wtedy, gdy zakład stal się spółką skarbu państwa. Cementownią interesowało się wielu kontrahentów i każdy przedstawiał korzystne oferty.
- Wymienię dach. otynkuję dom. zmienię ogrodzenie - planuje Krystyna Leśniak. - Po to. by odpisać sobie od podatku dochodowego. Dzięki wysokim zarobkom ludzie posiadają już w swoich mieszkaniach nowoczesny sprzęt gospodarstwa domowego, telewizory, wideo. Teraz myślą o samochodach, budowie domów. W trudnej sytuacji znaleźli się ci, którzy już to wszystko mają. Bo jakie jeszcze dobra nabyć ?
- Ludzie nic wiedzą, co zrobi: z pieniędzmi - komentuje przewodniczący „Solidarności 80", członek Rady Nadzorczej holdingu Andrzej Radomski. - Dotychczas zastanawiali się, jak wydać 1,5 tys. czy 2 tys. zł. Gdy spadło na nich nagle 10 tys. czy 30 tys. zł. są w rozterce. Boją się, żeby nic stracić.
- Zabrakło nam działek budowlanych, bo tak wielu jest chętnych - mówi burmistrz Ożarowa Marcin Majcher. - W szybkim tempie musimy uzbroić nowe tereny.
Burmistrz widzi, jak zmienił się status materialny rodzin pracujących w cementowni. Nowocześnie urządzają mieszkania, odnawiają je, remontują. Lepiej się ubierają. Coraz więcej ludzi korzysta z kolonii, wczasów, sanatoriów. Posyłają swoje dzieci na dodatkowe zajęcia z muzyki. języków obcych. Sami tez dokształcają się na kursach informatyki. Przybywa samochodów.
Cementowni* jest dobrym duchem gminy. Regularnie płaci podatki. Pomaga w wiciu inwestycjach. W tak małym mieście możliwe było niedawno powstanie Domu Kultury. W budowie jest kryty basen
- Dobra kondycja zakładu stanowi komfort psychiczny dla budżetu gminy - podkreśla burmistrz.
- Wszystkie zaplanowane prace mogą być wykonywane bez żadnych opóźnień.
- To największy kant prywatyzacyjny - buntuje się jeden z pracowników.-Tonie są pieniądze holdingu. Rozdali mim zyski, które sami wypracowaliśmy. Kapitalista nie kieruje się sercem, tylko portfelem.
To odosobniona opinia. Większość zadowolona jest z nowego właściciela. Nie czuje się oszukana. Holding dąjc znacznie więcej niż obiecał w porozumieniu.
- Nic możemy mówić, że to nasze pieniądze rozdzielamy - wyjaśnia prezes cementowni Andrzej Ptak.
- Załoga za swoją pracę otrzymywała przecież wynagrodzenie. Zyski zakładu były własnością całego społeczeństwa.
Pracownicy musieli podjąć decyzję do godziny dziesiątej 4 stycznia. Termin przesunięty został do czternastej. Następnego dnia członek Rady Nadzorczej podał, źc jedynie 12 proc. załogi biorącej udział w prywatyzacji zdecydowało się pozostawić akcje. Pozostali woleli gotówkę.
- Tuż po samym akcie kupna--sprzedaźy okazało się, żc większa część pracowników nie jest zainteresowana partycypacją we współwłasności cementowni - potwierdza prezes holdingu Stanisław Gieroń.
- Być może wypuszczane w przyszłym roku akcje zatrzymają dla siebie.
- Czy każdy z nas ma na tyle doświadczeń, wiedzy, możliwości, by grać na giełdzie? - stara się zrozumieć decyzje pracowników prezes cementowni Andrzej Ptak. - Tak dzieje się w całej Polsce. Pracownicy, mając niewielką ilość akcji, nic chcą bawić się w biznesmenów.
W regionie pracownicy wielu zakładów zazdroszczą problemów, przed którymi stanęła załoga cementowni. Każdy życzyłby sobie podobnych.
Zamordowała, bo zdenerwowało ją gadanie ciotki, że żle pościeliła łóżko...
Krótka historia szaleństwa
ARKADIUSZ KUTKOWSKI
i.
„Mój Boże, ktoś zabił ciotkę!" - histeryczny głos kobiecy dobiegał z wnętrza drewnianej, obitej papą chałupki Marianny D.
Zaciekawieni sąsiedzi przybiegli przed dom i zobaczyli coś przerażającego: na podłodze w kuchni leżały zwłoki właścicielki. Miała zmasakrowaną głowę i poplamione krwią ubranie. Krew znajdowała się również na podłodze i meblach. Obok stała siostrzenica Marianny D. i rwała sobie włosy z głowy „Ktoś zabił ciotkę! Ktoś zabił ciotkę!" - powtarzała monotonnie.
Policja przyjechała na miejsce zbrodni po kilkudziesięciu minutach. Już po pierwszych przesłuchaniach wiedziała, kto jest zabójcą.
Morderstwa dokonała Teresa A., krewna denatki, ta sama, która zaalarmowała całą wieś i mówiła: „Ktoś zabił ciotkę"...
2.
83-lctnia Marianna D. była osobą bardzo łubianą w okolicy. Wesoła, towarzyska, nikomu nie odmawiała pomocy. Ludzie jadący na zakupy do Szydłowca mogli zawsze do niej wpaść i zamienić kilka słów. Gdy babcia była w dobrym humorze, częstowała gości wyborną nalewką ze spirytusu.
Marianna D. cieszyła się sympatią także dlatego, żc przygarnęła do siebie krcwniaczkę Teresę, która jako półroczne dziecko została osierocona przez rodziców. Opiekowała się dziewczynką nawet wówczas, gdy ta zachorowała na heinemedinę i została częściowo sparal iżowana. Nie żałowała wtedy pieniędzy na lekarzy, załatwiła szkołę specjalną w Ostrowcu, a potem - gdy nauka się skończyła -przyjęła Tereskę do siebie na stałe. Sąsiedzi mówili: - Jest dla niej jak matka. Albo lepiej niż matka.
Sąsiedzi zauważyli też, że dziewczyna odwdzięczała się za opiekę jak potrafiła. Pomagała przy pracach potowych. robiła zakupy, jeździła na targ do Szydłowca. Gdy zaczęła otrzymywać rentę inwalidzką
- wszystkie pieniądze, co do grosza, oddawała ciotce.
Dlatego, gdy zbrodnia wyszła na jaw, ludzie kręcili głowami i pytali:
- Co tak naprawdę wydarzyło się w drewnianej chałupce?
3.
Teresa D. juz na pierwszym przesłuchaniu ze szczegółami opisała przebieg mordu. Mówiła trochę chaotycznie, ale rzeczowo. Ciotkę postanowiła żabć z samego rana. Poszła do komórki, wyciągnęła młotek i po pow rocie do domu uderzyła nim staruszkę w prawą skroń.
- W prawą - tłumaczyła - bo ciotka stała do mnie bokiem i nawinęła się pod moją zdrową lewą rękę. Prawą dłonią nic bym nic zdziałała. Ciotka nawet nic krzyknęła, ja też nie powiedziałam ani słowa. Była zupełna cisza. Za chwilę wymierzyłam drugi cios, potem trzeci - trochę słabszy - a na koniec zaczęłam walić młotkiem w szczękę. Ciotka osunęła się na ziemię, westchnęła dwa razy i przestała oddychać. Wtedy założyłam jej poduszkę na głowę, tak, żeby mieć pewność, że umarła.
Teresa D. zeznała też, że po zabójstwie wzięła kilkaset złotych z szafy, gdzie trzymane były domowe oszczędności, i wraz ze znajomą pojechała do Szydłowca. Tam na targu kupiła kozaki, dzbanek do kawy i kwiaty. Przed 10 rano była z powrotem w Wałsnowic.
- Przez całą drogę nic myślałam, że zabiłam ciotkę. Byłam .nawet w dobrym humorze. Dopiero, gdy zbliżałam się do domu, przypomniałam sobie o wszystkim i strasznie się przeraziłam. Zc strachu zaczęłam krzyczeć: „O Boże. ciotka ąpbita!"..
4.
Badania psychologiczne wykazały. źc Teresa D. jest osobą o bardzo ograniczonej inteligencji. „Spowolnienie reakcji, niski zasób słów i pojęć, słabe rozumienie norm życia społecznego, nieumiejętność przc-widywamaskutków własnego postępowania, brak krytycyzmu" - tak specjaliści scharakteryzowali osobowość oskarżonej.
Prokuratura nic wiedziała jednak, dlaczego Teresa D. zabiła swoją opiekunkę. Pytanu o to kobieta wzruszała ramionami i odpowiadała lakonicznie: - Miałam dość ględzc-nia ciotki, doprowadzała mnie do białej gorączki.
Na jednym z przesłuchań Teresa D. przełamała się. Oznajmiła: - Tego dnia ciotka zarzuciła mi, żc źle pościeliłam łóżko. Wpadłam we wściekłość. Byłam tak zła, że postanowiłam ją zabić...
5.
Teresa D. oskarżona jest o zabójstwo. Grozi jej kara wieloletniego więzienia. Zdaniem biegłych, kobieta w chwili popełniania przestępstwa miała „ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia swojego czynu w stopniu znacznym".
Biegli zauważyli, żc gdy Teresa D. opowiadała o zbrodni, miała niekiedy w oczach „wesołkowałe iskierki"...