śmierć sowach. Plon*! mi mózg. było lego wszystkiego za dużo. lo przcicż było czwarte pięiro. wystarczy szarpnąć się. rozbić drzwi od balkonu i lecieć w dól.. Chciałem uciekać. Balem się. że mój lęk będzie lak wielki, że rzeczywiście wpadnę w obłęd, który wypchnie mnie na zewnątrz. Nie rozumiałem tego. że buduje się wyższe od jednopiętrowych domy. Każdy może znienacka dostać ataku lęku i w chaosie przez przypadek wypaść z okna. Boże drogi? Przypomniałem sobie badanie eeg wykonywane na trzecim piętrze Nie wiem. jak lo przeżyłem Bezustannie chciałem zerwać się i lecieć do okna. lak okropnie mnie wciągało Dwukrotnie przerywano badanie, gdyż nic byłem w stanie leżeć nieruchomo Wyobraziłem sobie kilkunasiopięlrowy wieżowiec, przecież przy takiej wysokości nie ma się żadnych szans.. Chciałem obudzić Marię, powiedzieć żeby mnie przytuliła, bo bardzo się boję. Ale wstydziłem się Poczułem do niej niechęć Pomyślałem, że jest głupią, próżną dziewczyną, ma bogatego męża i chciałaby, żebym był jakimś pionkiem w jej rękach, ale ja na to nie pozwolę, ja rezygnuję z takiego układu.
Chyba też się zdrzemnąłem Śniło mi się, że ludzie wymiotują na mnie
Wracaliśmy w milczeniu Mana ziewała. Nadal byłem wylękniony i zły Przed kliniką parkował wielki, lśniący samochód, jakieś zagraniczne cudo
— Rysiek przyjechał — usłyszałem
Chwilę później jakiś drab w białym płaszczu wziął ją za rękę
— Jedziemy — powiedział i pociągnął do samochodu
Zostałem sam jak palec Srebrny wóz błyskawicznie ruszył w tył,
polem w przód i po sekundzie był za bramą Pomyślałem, że swoim głupim maluchem ujechałbym zaledwie parę metrów po parkingu
Pielęgniarka zlustrowała mnie ostrym wzrokiem od stóp do głów Bałem się, że za chwilę rozdepcze mnie jak robaka Płonąc ze wstydu oddałem kucharce klucze Wszyscy dawali mi odczuć, że popełniłem straszliwie nieetyczny występek. Czułem się przestępcą Czekałem na karę
— Adam?
Adasiu...
Wołała mnie matka. Leżałem na tym swoim przeklętym łóżku, byłem na sali sam Jacek po raz pierwszy od pól roku wybrał się na przepustkę, a pan Jodła został rano wypisany Brakowało mi ich teraz. Balem się samotności. Przeraziłem się. że za chwilę ktoś otworzy drzwi i okaże się. że to moja matka. Ujrzałem jej twarz z przygryzioną dolną wargą. Co się ze mną dzieje? Nie zniosę tego* Widocznie oszalałem, wszelkie spekulacje na temat obłędu nie mają sensu, gdyż już byłem obłąkany. Uświadomiłem sobie, że muszę lo przyjąć, pogodzić się. nie mogłem tak buntować się przeciwko rzeczywistości, bo mógłbym pogubić się zupełnie i nigdy już do normalności nie wrócić Muszę wierzyć, że wyleczą mmc. me ja jeden przecież byłem obłąkany... Mana mówiła, że mają dobre osiągnięcia w tej klinice, na pewno lak jest... Pomyślałem, że jeśli istotnie otworzyłyby się drzwi i weszlaby moja matka, to powinienem przywitać się z nią. Dlaczego lak bardzo jej się boję? Czy tylko dlatego, że nie żyje? Niki ze zmarłych me budził takiej
grozy. O babci myślałem pogodnie, o dziadku również, nawet Stefan nie wywoływał takiego lęku Tylko matka prześladowała mnie. Co takiego jej zrobiłem? *
— Ada-siu ..
— Odczep się ode mnie! — powiedziałem
Przypomniałem sobie jej małą postać i ręce przyciśnięte do prawego boku. Już w jakiś sposób urodziłem się naznaczony piętnem I swoim przyjściem na świat uszkodziłem matkę, bo od mojego urodzenia zaczęły się jej problemy z wątrobą Wielokrotnie mi o tym mówiła, jakby miała to być najwspanialsza niespodzianka Zaczęła ogarniać mnie wściekłość. Jakże miałem teraz nie mieć poczucia winy wobec matki, jeśli przez cale dzieciństwo słyszałem, że w pędziłem ją w chorobę. Biedaczka! Nic mogła nawet zdecydować się na następne dziecko, bo pierworodny uszkodził jej woreczek żółciowy i wątrobę! Zaczęły się jęki i szlochy, przychodzenie do mojego pokoju na dobranoc i płaczliwe uściski. — Adasiu, syneczku kochany, tak chciałabym, żebyś był szczęśliwy, moje drogie dziecko... Nocami dusił mnie diabeł, budziłem się z krzykiem i biegłem do sypialni. Matka zamykała drzwi na klucz, bo zakłócałem jej spokój, i straszyła biciem.
— Wiesz, beczałem w ciemnym łóżku, w ciemnym pokoju, czułem się jak w grobie, nawet światła nie mogłem zapalić, bo noc była od spania, a światło trzeba było oszczędzać. Ty smacznie sobie spałaś ze swoim obojętnym mężem, a ja umierałem ze strachu. Nie tylko noce miałem urozmaicone, w dzień także byłem bardzo kochany i w chwilach słabości ściskany przez ciebie. Adasiu, moje słodkie dzieciątko, pokaż brzuszek, chyba masz krzywicę, syneczku !. Zatrułem się rtęcią i za szybko rosłem, martwiłaś się. że umrę w przeciągu pięciu lat i że mam zmiany w mózgu z powodu gwałtownego wzrostu. Tak bardzo chciałem żyć dłużej mi pięć lal i być normalny jak moi koledzy. Ale troskliwie uważałaś inaczej Byłaś zazdrosna o mnie i przeszkadzałem ci, a kiedy zasłaniałem się przed klapsem, słyszałem, że uschnie mi ręka. Zawsze mówiłaś, że chciałaś mieć córeczkę, ja byłem tylko nieznośnym synkiem, na którego istnienie już nic niestety nie mogłaś poradzić W przypływie dobrego humoru mogłaś mnie przytulić i powiedzieć pieszczotliwie, że ząbki lak krzywo rosną... No i wyrosły mi takie krzywizny! Daj mi święty spokój! Bez przerwy sterowałaś mną i ograniczałaś innie.przez te swoje głupie chrząknięcia, napomknięcia, pretensje, apodyktyczność Chciałaś, żebym był twoim jedynym ukochanym synkiem dla rodziny, dla sąsiadów, na zewnątrz Miałem chodzić do kościoła, być grzecznym i najlepszym uczniem, ałę kiedy zostałem najlepszym uczniem, też nie byłaś zadowolona, bałaś się, że jestem zbyt zdolny, że to może być nienormalne Mój Boże! Jakże ja mam teraz wierzyć w swoje zdrowie, jeśli bez przerwy straszyłaś mnie nienormalnością! Jakże mam nie bać się mierzenia temperatury, jeśli jak dziś pamiętam ten przeklęty rozbity termometr i wspaniale kuleczki rtęci, którymi się bawiłem! W panice liczyłem miesiące i lata Modliłem się, żeby zostały mi dane jeszcze jedne wakacje... To przeczucie śmierci męczy mnie nadal, tak bardzo zakodowałaś je w moim dziecięcym umyśle. Dlaczego mam mieć poczucie winy, jeśli lo ty powinnaś czuć się winna, że na takiego ofermę mnie wychowałaś? Dlaczego mam się ciebie bać? Mam swoje dorosłe
46