— Dunaj! — zawołała Ula.
Pies podniósł łeb, wstał i zbliżywszy się o krok, zamachał nieśmiało ogonem. Ula wyciągnęła ku niemu rękę.
— Dunaj! — poprosiła serdecznie. — Chodź tu, Dunaj.
Nie zbliżał się, machał tylko ogonem, jakby na znak, że chociaż nie może okazać pełnego zaufania, rozumie życzliwe intencje dziewczyny.
— Widzisz? — spytała nie odwracając się.— Nie podejdzie!
Chłopiec milczał. Obejrzała się, nie patrzył na psa, tylko na nią. Zmieszana przyklękła w trawie, nie wiedząc, co z sobą robić.
— Jak masz na imię? — spytał po chwili.
— Urszula... Ale wszyscy nazywają mnie Ula.
— Urszula — powtórzył, jakby dokonując wyboru między tymi dwoma imionami.
— Nie spotkałem dotąd dziewczyny, która by się tak nazywała.
„A ty?" — chciała spytać Ula. Nim się zdecydowała, chłopiec odezwał się znowu:
— Wiesz... przypomniałem sobie swój sen. Śniło mi się, że spadam. Z jakiejś wysokiej góry, na której leżały kamienie — prosto w przepaść. Strasznie się bałem. A potem nagle to już nie była przepaść, tylko łąka — i zobaczyłem ciebie.
Ula siedziała bez ruchu, ze spuszczonymi oczami. Chciała roześmiać się niefrasobliwie lub przynajmniej powiedzieć coś zwyczajnego, co świadczyłoby, że nie przypisuje tym słowom żadnego znaczenia. Nie udawało się jednak tych pragnień zrealizować. Gardło miała ściśnięte, głos zdradziłby od razu jej bezsensowne wzruszenie. Podobnie było z uśmiechem, drżące wargi nie chciały poddać się nakazom woli. Jedyne, co potrafiła zrobić, to podjąć z ziemi gałązkę i łamać ją w palcach na małe, coraz mniejsze kawałeczki.
Po jakimś czasie uświadomiła sobie z nagłym lękiem, że obustronne milczenie trwa bardzo długo. Uniosła się na kolanach. Leżał skulony, z łokciami przyciśniętymi do boków i zaciśniętymi pięściami, usiłując opanować w ten sposób wstrząsające nim dreszcze.
— Zimno mi — powiedział, zdawszy sobie sprawę, że dziewczyna jest blisko. Przestraszyła się bardzo i pierwszy raz od czasu, kiedy oprzytomniał, zapragnęła, żeby Pestka, Marian i Julek nareszcie już przyszli. Brakowało jej doświadczenia,
20