każdą kulturę, jakkolwiek wydawałaby się ona dziwaczna dla profanów, czy wręcz — choćby ze względu na nieporównywalność językową — symbolicznie nieprzekładalna. Tylko antropologia, na mocy swej racjonalności instrumentalnej (zob. rozdział poprzedni), jako reprezentantka kultury centralnie usytuowanej względem kultur peryferyjnych, może poznawać każde społeczeństwo. Przekracza ona tym samym obowiązujące innych w sposób bezwzględny konwencje, dystansując się od nich w tym specyficznym, analitycznym i opisowym sensie. Dzięki tej umiejętności jest ona zdolna tworzyć wiedzę na temat wszelkiej kultury i każdego społeczeństwa. Poszczególne zjawiska mają swoje odniesienie względem partykularnej kultury, której są częścią, gdyż tylko w takim oryginalnym kontekście są tak naprawdę wytłumaczalne i zrozumiałe — należy zatem przykładać do nich miarę tegoż kontekstu. Dotyczy to wszelkich zjawisk, z wyjątkiem samej antropologii, która jest fenomenem swoistym, bo polegającym na widzeniu stanów rzeczy jako mających odniesienie do różniących się kontekstów kultury z perspektywy, która ów relatywizm przekracza. Antropologia jest poznawczą wyspą usytuowaną pomiędzy odmiennymi kontekstami jednostkowych kultur, skrawkiem lądu uniwersalności w morzu partykularyzmu i powielanych wzorów typowych zachowań, modelowanych potęgą kultury — sprawcy i regulatora różnych wariantów człowieczeństwa.
W efekcie intelektualnej pracy badaczy-antropologów utwierdzamy się w podwójnym przekonaniu. Po pierwsze, zasadniczą cechą antropologicznych „innych” jest to, że nie rozpoznają oni prawdziwej natury własnej inności, a także względności tego, co przedstawia się w nich jako obowiązujący, „jedynie słuszny” obraz świata. Po drugie, wszystkie kultury są wprawdzie równe, jak głosi oficjalny relatywistyczny slogan, ale my
— antropolodzy wiemy coś, czego inni nie wiedzą: że wszystkie kultury są względne i historycznie usytuowane, że dotyczy to również rzeczywistości, w której poruszamy się na co dzień; ale także — że inne kultury przejawiają ignorancję, podtrzymując swój kulturowy absolutyzm; że nie rozpoznały one jeszcze własnej przygodności i konwencjonalności.
Z wielu powodów — etycznych, politycznych, ale i „czysto” naukowych — humanistyka dwudziestowieczna zmierzała ku coraz bardziej wypracowanej i ścisłej reprezentacji świata społecznego, aby zdać relację z tego, co ogólnie i nie wartościująco można nazwać „sposobem życia ludzi”. Z jednej strony zagubione gdzieś na rubieżach świata wyspy, ezoteryczne puszczańskie plemiona, społeczności chłopskie Europy; z drugiej
— klasy społeczne, grupy etniczne, wszelkiego rodzaju mniejszości (w tym — a jakże — seksualne), młodzież, w RPA nawet rasy, a w In-
32