I
Jak powiedział Jean Paul, niemiecki pisarz okresu romantyzmu: „Wspomnienie jest rajem, z którego nikt nas nie może wypędzić". Jubileusz Uczelni to czas sprzyjający wszelakim wspomnieniom. Dlatego redakcja „Konspektu" postanowiła ubrać ich garść od absolwentów rozsianych po całym kraju, którzy wśród codziennych spraw znaleźli czas, by podzielić się z nami swoimi przeżyciami i refleksjami z okresu studiów w krakowskiej Wyżsuj Szkole Pedagogicznej
Studiował historię w latach 1952-56
Prof. dr hab.f historyk dziejów politycznych oraz mediów XIX i XX w. Doktoryzował się I habilitował na Uniwersytecie Warszawskim, związany z Instytutem Badań Literackich PAN. W latach 1974-1994 redaktor naczelny ..Rocznika Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego" i ..Kwartalnika Historii Prasy Polskiej", członek redakcji ..Rocznika Historii Prasy Polskiej". Jego dorobek naukowy obejmuje historię polityczną XIX i XX wieku, historię prasy polskiej, radiofonii i telewizji
Byłem w kilkunastoosobowej grupie słuchaczy ostatniego roku studiów, którzy jesienią 1955 r. - po likwidacji kierunku historycznego w warszawskiej WSP - znaleźli się w analogicznej uczelni w Krakowie. Obok naszego rocznika do Krakowa przeniesiono też znaczą część roczników młodszych. Początkowo traktowaliśmy przenosiny jako zesłanie.
W nadmiernie rozpolitykowanej szkole warszawskiej mało było czasu na studia; znaczną część dnia zajmowały uciążliwe dojazdy, rozliczne zebrania, autentyczne i fasadowe „prace społeczne ”, obowiązkowe uczestnictwo w liczniejszych w stolicy imprezach propagandowych. Co nas zaskoczyło w Krakowie, poza faktem, że znaleźliśmy się w pełnym zabytków innym centrum kulturalnym kraju, zupełnie niezniszczonym przez działania wojenne? Przede wszystkim życzliwe przyjęcie przez kadrę naukową, która, jak się wkrótce okazało, poziomem naukowym i sposobem bycia znacznie odbiegała od standar
dów warszawskich. Mniej życzliwi byli początkowo koledzy - studenci bardziej od nas wyciszeni, zapewne pracowitsi, mniej rozpolitykowani -a pamiętać trzeba, że nadciągała już „odwilż”. Zaskoczyły nas też skromne warunki studiów, główny budynek szkoły przy ul. Straszewskiego (w Warszawie dysponowaliśmy nowoczesnym gmachem „Batorego”), prowizoryczne domy studenckie. Po warszawskich - liczonych w godzinach - codziennych przejazdach, nagle znaleźliśmy się w centrum miasta, po którym ze swobodą można się było poruszać spacerem; kil-kunastominutowych przemieszczeń wymagało dostanie się do znakomitych bibliotek z Jagieł- 39
lonką na czele. Studenckie stołówki okazały się -
skromnymi, ale raczej domowymi miejscami spożywania posiłków, a i „na mieście” można się było tanio pożywić w lokalach, w których personel pamiętał jeszcze lata przedsocjalistyczne.
Podobnych refleksji można snuć wiele - reasumując trzeba stwierdzić, że znalazłem się
Konspekt nr 1 /2006 (25)