BIBLIOTEKI PUBLICZNE WOBEC SAMORZĄDÓW TERYTORIALNYCH 25
nywalnie skuteczniejszym narzędziem propagandy i indoktrynacji niż książki i biblioteki. Nie zaniechano jednak kontroli nad nimi, zwłaszcza nad całą sferą udostępniania i form pracy. Kontrolę tę*zapewniał odpowiedni dobór kadry kierowniczej w sieci bibliotek publicznych (prawie w 100% partyjnej), podporządkowanie jedynej organizacji zawodowej — jaką było i jest nadal Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich — instytucjom partyjno-administracyj-nym (Ministerstwu Kultury i Sztuki, wydziałom urzędów wojewódzkich i odpowiednim wydziałom komitetów wojewódzkich PZPR). O przewodniej roli partii przypominała bibliotekarzom działalność Zespołu Partyjnych Bibliotekarzy i Księgarzy przy Wydziale Kultury KC PZPR. Jednak w polityce kulturalnej państwa biblioteki publiczne, i nie tylko one, znalazły się na dalszym miejscu. W większości uchwał i różnych programów najwyższych gremiów partyjno-rządowych można o nich znaleźć ledwie wzmianki. Stało się tak, ponieważ głównym obiektem tej polityki (zwłaszcza w latach 70-tych, ale również i 80-tych) były odindywidualizowane zbiorowości. Biblioteki nie mogły się w takim programie zmieścić. Między innymi dlatego, że biblioteka może zaspokajać różnorodne potrzeby i zainteresowania czytelnicze wynikające ze wspomnianej ciekawości świata, która jest udziałem jednostki a nie zbiorowości. Sprzyja temu zarówno struktura zbiorów, jak i organizacja źródeł informacyjnych. Wybór lektury, czytanie, poszukiwania w katalogu i bibliografiach, jak i cały proces przyswajania sobie wiedzy mają niezmiennie indywidualny charakter. Nie istnieje myślenie zbiorowe, tak jak nie ma zbiorowego czytelnika.
Kto wie, czy to nie rozmaitość lektur i pośrednictwo bibliotek w rozprzestrzenianiu książki w społeczeństwie uodporniła wiele jednostek na wspomniany program totalnego przekształcenia świadomości Polaków. Specyfika biblioteki stanowiła jej bezsporny atut. Uchroniła ją przed całkowitym podporządkowaniem i unifikacją, choć proces odspołecznienia bibliotek na rzecz upaństwowienia dokonał się i utrwalił głęboko. Jego szczególne nasilenie przypadło na lata 80-te. Postanowienia zawarte w ustawie z dn. 26 kwietnia 1984 r. o upowszechnianiu kultury nie pozostawiają w tym względzie żadnych wątpliwości. Stwierdza się w niej, że „Upowszechnianie kultury jest częścią polityki społeczno-gospodarczej państwa” (art. 3.1). Nie ma w tym dokumencie ani jednego zapisu, który dopuszczałby samoorganizację społeczeństwa w zakresie tworzenia i upowszechniania treści kultury. Ale upaństwowienie bibliotek publicznych miało również skutki pozytywne, których lekceważyć się nie da. W warstwie materialnej zapewniło środki na utrzymanie bibliotek, w sferze psychologicznej zaś bibliotekarze uzyskiwali poczucie indywidualnego i zbiorowego bezpieczeństwa. Cena, jaką było podporządkowanie się w spełnianiu odgórnych poleceń, dla wielu nie wydawała się zbyt wysoka. W latach 80-tych, a nawet wcześniej, biblioteki podobnie jak inne instytucje kultury (domy kultury, świetlice, kluby, różne towarzystwa przyjaźni itp.) zaczęły w widoczny sposób tracić zdolność do skupiania wokół siebie i aktywizowania zarówno jednostek jak i grup. Jeszcze rok temu, kiedy dyrektor jednej z bibliotek chciał udostępnić młodym ludziom czytelnię na zebranie założycielskie jakiegoś