już nigdy z niej nie powrócić. Zginął w Katyniu. Najwyraźniejszym wspomnieniem Wajdy z czasów dzieciństwa była scena pożegnania z ojcem, gdy matka włożyła mu do lewej kieszeni munduru - ryngraf z Matką Boską -zachwycała się tym wspomnieniem prof. Maria Janion. A potem jest jeszcze ważne wspomnienie z czasów wojny, czyli przysięga AK-owska, którą kilkunastoletni Wajda składał, do dziś zresztą zaskoczony siłą i odpowiedzialnością tamtych sformułowań:
W obliczu Boga Wszechmogącego, Najświętszej Marii, Królowej Korony Polskiej, kładę rękę na ten krzyż, znak męki i zbawienia, i przysięgam, że będę wiernie i nieugięcie stać na straży honoru Polski i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć będę zawsze i ze wszystkich sił moich, aż do ofiary' z mojego życia. Wszystkim rozkazom będę posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Filmy zaczął Wajda realizować w okresie socrealizmu. Czy jednak od początku nie są one po prostu i niemal - tylko - „staniem na straży honoru Polski” i „walką o Jej wyzwolenie”?
A gdy tego było nie dość - wzorem zasady romantycznej, zastąpił pracę twórczą, działalnością polityczną. Został senatorem.
Ale to już była pewna dorosłość - do artystycznego sprawdzenia pozostawał natomiast jego własny, „pierwotny krajobraz”. Czy nie czekał zbyt długo na to, by sprawdzić sam przed sobą jego siłę?
Bo gdy przed laty sprawdzał Wajda po raz pierwszy i dotąd jedyny, swój pierwotny krajobraz - to zrobił to wstydliwie i pośrednio, korzystając z czyjegoś życiorysu i czyjegoś losu. Było to w roku 1985, przy okazji adaptacji autobiograficznej książki Tadeusza Konwickiego Kronika wypadków miłosnych.
Powieść i film rozgrywały się w gorącym lecie 1939 roku na Litwie, i opowiadały o bardzo młodzieńczej, gimnazjalnej miłości, ale równocześnie, w tle, sprawdzały wyobraźnią również inne obrazy. Widać było gorączkę wyruszających na wojnę żołnierzy, a dokładnie - moment wyruszania na śmierć 13 pułku ułanów, w różowych otokach rogatywek. Reżyser dał bardzo piękny dowód znalezienia owej wspólnoty z Tadeuszem Konwickim, gdyż jego samego umieścił na ekranie, by w tym niespodziewanie aktorskim działaniu, własną twarzą świadczył o prawdzie i był przewodnikiem po świecie swoich wspomnień. Ale i w tym miejscu podpisał się sobą wspaniale, bo do ręki dal prawdziwemu Konwickiemu na ekranie fotografię swojego ojca, który w ten sposób „zagrał”, jeśli tak można powiedzieć - ojca nie jego przecież, a pisarza.
91