- LWywiud numeru -
tekstowe, część ma tę drobną wadę, że nie ma w nich czasopism najdroższych a czasem najnowszych numerów.
Redakcja: Oprócz nagrody Wydziału Nauk Medycznych PAN-u zdobył Pan osobiście lub z zespołem wiele nagród, w tym nagrody ministerialne, czy prestiżową nagrodę za osiągnięcia naukowe - Subsydium Profesorskie Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Katedra i Zakład Biochemii Klinicznej jest jedną z najczęściej nagradzanych katedr, a przecież prestiż uczonego i jego utalentowanego zespołu podnosi prestiż całej Uczelni...
Ryszardowi Ollńsklemu
trzyletnie
SUBSYDIUM PROFESORSKIE
5EI JSL
Nauki Polskiej dla prof. Ryszarda Olińskiego
Prof. Oiiński: Chciałbym wypełnić ten wielokropek. Właśnie, i cóż z tego? Zapraszam Państwa do odwiedzenia Zakładu i spojrzenia na to, w jakich warunkach pracują ludzie, jak zlokalizowana jest aparatura, jak przechowujemy materiały. Warunki tak naprawdę są bardzo dalekie od stanu zadawalającego. Nie rozumiem polityki decyzyjnej, która doprowadziła do tego, że nie znaleźliśmy się w nowym gmachu Farmacji. Już po
wiałem o tym z Jego Magnificencją Rektorem. Pan Rektor zna mój wkład, mój entuzjazm i wysiłek, jaki wkładam w uprawianie nauki. Pani Prorektor jest również życzliwie zainteresowana i chce mi pomóc, ale same chęci nie wystarczą. Zdaję sobie sprawę, że jestem dostarczycielem sporej liczby punktów i w jakiś sposób dbam nie tylko o prestiż Wydziału, ale i całej Uczelni.
Redakcja: Nagrody jednak nie omijały Pana Profesora!
mnie i Zespołu. Wielokrotnie byłem nagradzany przez Uczelnię. Nagrody jednak nie tylko zależą od Uczelni. W ostatnich latach otrzymałem dwie nagrody PAN-owskie, nagrody Ministra Zdrowia czy nagrodę Ministra Nauki i Edukacji, jak w tym roku. Na Uczelni wyróżnienia i nagrody w dużej mierze, bywają uznaniowe. W przypadku nagród PAN-owskich istnieją bardzo restrykcyjne wymagania, które trzeba spełnić, ale korzyści finansowe są zdecydowanie mniej atrakcyjne,
prestiżowe. Z nagród Ministra Zdrowia wyróżnię tę otrzymaną z inicjatywy Ministra w 2004 roku. Przyznana była polskim naukowcom, którzy opublikowali prace z najwyższym IF. Zostałem wtedy wyróżniony obok znakomitych naukowców Collegium Medium UJ; profesorów Konturka i Szczeklika. Cieszę się bardzo z nagrody Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, bo jest to olbrzymie wy-naukowców z danej dziedziny. Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej jest kapitalną instytucją, bo mają jasne i wyraźne kryteria. Ich dewizą, którą bardzo podkreślał prof. Grabski, ale i obecny prezes prof. Żylicz, jest nagradzanie
oni pomagają tym, którzy sami sobie już pomogli. (Jest to, jak mi się wydaje, dewiza pochodna do tej propagowanej przez naszych braci w wierze - protestantów, stąd motto do naszej rozmowy). Podoba mi się sposób działania FNP, nie tylko dlatego, że otrzymałem od nich pieniądze, ale dlatego, że dalszy podział tych pieniędzy zależy całkowicie ode mnie. Oni ufają ludziom, których wyróżnili. Dwóch z moich współpracowników jest stypendystami Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej: Daniel Gackowski i Rafał Różalski, mam też nadzieję, że zostanie nią w tym roku dr Agnieszka Siomek. Daniel Gackowski otrzymał jeszcze nagrodę „Polityki”, która jest chy-sportowych wyczynów Pana Profesora? jak wiemy w latach 1964-69 był Pan wielokrotnym reprezentantem Polski w lekkiej atletyce, a w 1965 roku zdobył Pan mistrzostwo Polski w skoku w dal. Czy obecnym sukcesom naukowym sprzyja dyscyplina narzucona sobie niegdyś w sporcie?
Prof. Oiiński: Mam duszę sportowca. Moja przygoda ze sportem zaczęła się
ki nożnej. Jako mały szczupły chłopak byłem bramkarzem i grałem zchłopakami, którzy mieli po 18-19 lat. Moja pierwsza dysfunkcja organizmu pochodzi z tego okresu Źle piąstkowałem piłkę i złamałem rękę w nadgarstku. Jeszcze do dziś przy nieprzyjemnej pogodzie czuję tę rękę. Potem była lekkoatletyka. Zdaję sobie sprawę, że dużo sportowi zawdzięczam, nie tylko dlatego, że jako młody człowiek wyjeżdżałem z kraju. Byłem mistrzem Pol-ski juniorów (1964 rok) i w tym samym roku wicemistrzem Polski seniorów w Szczecinie, gdzie przegrałem z Józefem Schmidtem, legendą polskiego trójskoku. Zapowiadałem się podobno bardzo dobrze. Jednak dość wcześnie skończyłem ze sportem wyczynowym, bo nie byłem w stanie pogodzić nauki i sportu wyczynowego.
Redakcja: Czy rodzina znajduje zrozumienie dla Pana pasji naukowej i tego ciągłego
Prof. Oiiński: Zdaję sobie sprawę, że część tego, co osiągnąłem, zawdzięczam mojej żonie, która cierpliwie znosi moją mniejszą aktyw-
pełnie w innych kierunkach. Córka skończyła sztuki piękne na UMK; malarstwo u prof. Lecha Wolskiego, a syn jest w Gdańsku na Politechnice, skończył automatykę i robotykę na wydziale Elektroniki Telekomunikaci i Informatyki. Obecnie robi doktorat u profesora Kowalczuka, („polskiego noblisty” z nauk technicznych). Mam dwójkę dzieci, z których każde jest z zupełnie z innej bajki. Anię i Krzysztofa. Ona ma wrażliwą duszę artystyczną, on natomiast umysł ścisły.
Próbowałem synowi zaszczepić miłość do genetyki, czy w ogóle do medycyny, ale nie udało się. Syn ma umysł bardziej matematyczny po dziadku, więc wybrał robotykę i chyba
nie. Z kolei dla malarzy nie ma dobrej aury, bezrobotna córka maluje, a od czasu do czasu udaje jej się coś sprzedać.
Redakcja: Czy Pan Profesor w ogóle miewa czas wolny, a jeśli tak, to jak go spędza ?
Prof. Oiiński: W dalszym ciągu uprawiam sport, oczywiście wyłącznie rekreacyjnie, a właściwie dla zdrowia. Biegam trzy razy w tygodniu. Moje ulubione zajęcie to także słuchanie muzyki i czytanie książek. Przy nich niesamowicie się relaksuję. Mam swoją ulubioną działkę, to poezja śpiewana i muzyka klasyczna, a zwłaszcza koncerty fortepianowe. Wychowałem się na Wysockim i Brelu. Najpierw był Włodzimierz Wysocki. Gdy w 1971 roku wyjechałem do Moskwy na miesięczny staż naukowy, moi koledzy dysydenci, bo jak sobie później zdałem sprawę byli dysydentami, zaprosili mnie na Tagankę na recital Włodzimierza Wysockiego. Absolutnie byłem oczarowany tym człowiekiem i to on mnie „ukąsił” po raz pierwszy poezją śpiewaną. Wspaniały poeta i piosenkarz, wszechstronnie utalentowany. Tak samo Jac-ques Brel. Niestety, nie znam francuskie-go, ale miałem szczęście kupić płytę Marca Al-monda, który przetłumaczył jego wiersze na angielski. Później był Jacek Kaczmarski, którym zaraziłem syna. Pamiętam w 1981 roku festiwal w Opolu, kiedy śpiewał „Epitafium na śmierć Wysockiego”, piosenkę zakazaną, która dostała wówczas nagrodę. Pamiętam też te nieprzespane noce, kiedy próbowałem nagrać ją na magnetofon szpulowy i w końcu
Kaczmarskiego, według mnie to absolutnie niedoceniany piosenkarz i poeta. Lubię również słuchać Wojciecha Młynarskiego, Marka Grechutę i całościowo piosenki „Piwnicy pod baranami” i Jeremiego Przybory.
Redakcja: Jeśli można, chcemy poprosić Pana Profesora o kilka krótkich słów charakterystyki swojej osoby.
Główna cecha mojego charakteru: upór
konsekwencja.