grupy uczniów, a mające różne źródło problemy wychowawcze stanowiły dla nas wyzwanie do podjęcia jeszcze ściślejszej współpracy na polu wychowawczym.
Stąd szkoła co roku życzliwie udostępnia swój teren na organizowaną w czerwcu przez naszą parafię Familiadę. Stąd grupy dzieci i młodzieży działające przy parafii mogły i mogą korzystać ze zmodernizowanego wspólnymi siłami boiska szkolnego do piłki nożnej. Gdy była taka potrzeba, grupa lektorów korzystała również z sali gimnastycznej.
Zapewne można by mnożyć przykłady współpracy, przywołując na pamięć różne rocznice i uroczystości oraz wskazując na powstanie Stowarzyszenia Nauczycieli Katolickich i na życzliwość zarówno Dyrekcji, jak też wielu Nauczycieli i Wychowawców. Nie sposób byłoby jednak wszystko przywołać w pamięci i wszystkich zauważyć, stąd na koniec tego krótkiego wspomnienia pozostaje mi jedynie na ręce poprzedniej, jak i obecnej Dyrekcji złożyć podziękowania za te wszystkie lata współpracy i życzyć tak bliskiej nam Szkole nr 2 obfitych darów Bożego błogosławieństwa na kolejne dwudziestopięciolecia.
Ks. Stanisław Bar
proboszcz parafii św. Barhary
* * *
Nigdy nie zapomnę tego pamiętnego wrześniowego dnia, kiedy to mama oświadczyła mi, że czasy wolności i beztroski zakończyły się, a ja muszę w końcu połknąć przyzwoitą dawkę wiedzy niezbędnej mi do życia. Z wielkim tornistrem na plecach wypchanym po brzegi zeszytami, mądrymi książkami, farbkami, ołówkami, długopisami ruszyłam do instytucji, która miała mi tej wiedzy przysporzyć - szkoły. Tak oto ja, wesoły, rozbrykany dzieciak, miałam stać się poważną uczennicą. Patrząc z perspektywy na szczęście świeżo upieczonej maturzystki i przyszłej studentki, stwierdzam, że do tej powagi nadal mi bardzo daleko.
Swojej przygody z „ Dwójką" nie mogę ograniczyć jedynie do czasów gimnazjum, ponieważ stała się moim wiernym towarzyszem już wcześniej, za czasów szkoły podstawowej. Kiedy po raz pierwszy, nie ukrywam, z lekkim ociąganiem przekroczyłam jej próg, przeraziła mnie swoim ogromem i zawiłością korytarzy, wśród których początkowo czułam się obco i niepewnie. Strach jednak minął zupełnie, kiedy trafiłam w opiekuńcze ramiona pani Ewy Matyki - mojej „zerówkowej" wychowawczyni. Starcie z kilkunastoma osobnikami różnej płci w tym samym wieku spowodowało, że nastąpił czas mojego uspołeczniania i integracji z innymi „maluchami". Zapalczywie trenując rysowanie koślawych szlaczków, naukę literek i cyferek, przechodząc kolejne choroby wirusowe, w krótkim, ale bajecznym śnie przemknęłam przez „zerówkę", aby wzbić się na wyższy stopień wtajemniczenia - klasę
36