DZIEWCZYNA. 275
— Uważałem, że to siodło jest zawsze w skrzyni, w składzie przy mieszkaniu starszego stajennego, pod kluczem.
— To prawda!..
— Pozwolisz mi pani... raczej upoważnisz do działania...
— Do śledztwa?..
— Nie. Tylko...
Nie dokończył.
— Czyń Pan, co chcesz... ocaliłeś mi życie... masz prawo... Ależ ja panu nie podziękowałam nawet!., szepnęła, z wąchaniem podając mu obie rączki.
— Ah Lilo, gdybyś ty kiedy wierzyć chciała, że można cię kochać nie dla twych milionów, lecz dla ciebie, dla ciebie samej!... szeptał w jej drżące usteczka.
W dali ozwał się turkot kół po drodze.
Wyrwała mu swoje dłonie, zapłoniona, z włosami w nieładzie w kapeluszu zesuuiętym zupełnie.
Ujęła rozerwaną amazonkę...
Nadjeżdżał ekwipaż jej z Hubem i z Michasią.
Na twarzach siedzących w nim i woźnicy—malował się wyraz przerażenia.
— Lila szepnął jeszcze, błagalnie, biorąc cugle Almee;i.
— Może kiedyś... uwierzę! odpowiedziała zaledwie dosłysza-
nie.
Przybywający zarzucili ich pytaniami.
Odpowiedział inżenier, pomijając sprawę z nadcięciem rzemieni i ocalenie Liii.
— Ależ koń mógł się był zabić na miejscu!..
— Spostrzegłam wypadek w samą porę—odparła, już zupełnie opanowawszy wzruszenie. Zobaczyłam, wtedy bułana puściła się cwałem i...
Wskazała rączką porów.
Wrócili zaraz do Górówki.
Inżenier kazał natychmiast przywołać starszego koniuszego do swego gabinetu.
Wszedł blady, jakby przygnębiony.
— Gdybym chciał, kazałbym cię związać jak barana, odstawić do powiatu i poszedłbyś do rot aresztanckich, bratku! rzekł spokojnie, patrząc prosto w oczy rozbójnika. Ale bądź spokojny, nie chcemy rozmazywać brudów — ty masz żonę i sześcioro dzieci... coby się z niemi stało?
Milczał z pochyloną głową.
— Dobrze, powiedz mi tylko jeduo; nie chcę wiedzieć, czyja to sprawka, ale powiedz, ile ci zapłacono za śmierć lub możliwe kalectwo twej pani. u której jesteś od lat dziesięciu?
Podniósł głowę, pewny już bezkarności.