32
Wiadomości Uniwersyteckie
KOZŁÓWKA, CZYLI C’EST LA VIE
I
W zamyśle Konstantego Zamoyskiego kozłowiecki pałac jawić się miał połączeniem podparyskiego Wresalu, muzeów florenckich i panteonu skoligaconej z Zamoyskimi arystokracji. Narodziło się w ten sposób dzieło na wskroś niezwykłe. Wygodne wnętrza rezydencji, w której nie brakło telefonu, armatury łazienkowej, amerykańskiej pianoli i kolekcji patefonowych płyt, umeblowano kopiami mebli w stylu Ludwika XV. a wszystkie ściany zawieszono portretami. najpoufalcj więc wiszą obok siebie książę Lubomirski i Karol Stuart, August IN Sas i król Danii Chrystian V, Izabela Czartoryska obok Marysieńki, Henryka Walezego, hetamana Chodkiewicza i króla Stasia. Z tej ciżby surowych twarzy czasem wynurzy się gdzie niegdzie, niczym porwana napływającym zewsząd błękitnokrwi-stym tłumem, głowa Afrodyty, Prometeusza albo Amora. Płótna w ciężkich złoconych ramach ozdabiają wszystkie komnaty po sufit, ciągną się w korytarzach, w wąskich sekretnych przejściach, by na koniec dotrzeć także do łazienki pokrytej obrazami szczelnie niby łuską i porazić naszą skołataną wyobraźnię wiszącym na wprost wanny dwumetrowym przedstawieniem „Rzymianek” Kotarbińskiego. Pomiędzy wszechobecne obrazy zdołano jeszcze wcisnąć piece z kolorowanych miśnieńskich kafli, kominki z marmuru, haftowane szezlon-gi oraz kilkumetrowe złocone lustra, które zwielokrotniają i tak już nie dający się ogarnąć natłok przedmiotów, barw, lśnień i miraży. Jedyne miejsca pozbawione wąsatej fizjonomii zakontuszonego antenata lub koronowanej głowy - otwory okienne i drzwiowe - przystrojono kunsztownie fryzowanymi kotarami z aksamitu i adamaszkowymi lambrekinami. Mimo, że pokoje są przestronne i pełne światła, ma się trudne do odparcia wrażenie przedzierania się przez jakiś splątany gąszcz i człowiek stojący pośrodku pustej sali balowej, co rusz wymija nieistniejące przeszkody i pragnie się czegoś przytrzymać, aby nic zostać stratowanym.
Taki sam bezlik upozowanych figur panuje w dawnej pałacowej wozowni, gdzie - jakby dla kontrastu - urządzono przed paru laty muzeum socrealizmu. Wszystko tu znacznie surowsze. W miejsce sztukaterii i lambrekinów spłowiałe plakaty i transparenty. Zamiast popiersi wymodelowanych delikatnie w białym marmurze - chropawe gipsowe odlewy, i gdy w pałacu wymalowani ludzie ginęli wśród sobolowych kołnierzy i bufiastych sukien, tutaj ledwie okrywają ich
nów dziarskich, np. ten a la Napoleon - patrzący na wiwatujące szeregi z dłonią za pazuchą płaszcza. Za to portrety Lenina są zupełnie sielankowe, mamy pastelowy „Portret Lenina z samowarem”, „Lenina czytającego książkę na werandzie", „Lenina na przechadzce". Jest też sławny posąg z Poronina, z wielką dziurą w plecach, uczynioną podobno przez jakiegoś krewkiego górala ciupagą. Próżno by zresztą chcieć opisać ich wszystkich, są ze wszystkich zakątków kraju, od gór do morza zjeżdżali się tutaj na ciężarówkach, emerytowani wodzowie rewolucji. Wielu ich spoczęło w magazynach muzealnych, które stały się ich ostatnim przystankiem i przywodzą na myśl katakumby. Czasem tylko przenoszeni wyżej do sal wystawowych, jak mumie, wychodzą tak samo jak za życia cieszyć oko ludzkie.
Chodząc wśród socrealistycznych wizji bohaterskich matek i patrząc na portrety przodowników pracy, narzuca się podobieństwo z obrazami widzianymi w pałacu. Na magnackich
kufajki, drelichowe kurtki, paltociki i przekrzywione berety. Tak oto wkraczamy w świat równie miniony, ale nieporównanie mniej powabny. Jest jednak tak samo uroczyście i monu-mantalnie. Panuje ten sam ponadnarodowy sojusz dobrze urodzonych i właściwie myślących. Jak przystało na panteon rząd monstrualnych popiersi najbardziej zasłużonych zdaje się nie mieć końca: Ho Chi Min i Mao Tse Tung, marszałkowie Rokossowski i Tito, Dzierżyński zaraz przy Świerczewskim. Kim Ir Sen obok Cyrankiewicza, a w brązie, w rozwianych płaszczach, brodaci patriarchowie: Marks i Engels. Najchętniej jednak balsamowano Józefa Wissarionowicza i Lenina. Posągi zawsze rozmiarów gigantycznych, ale w modelunku akcent położony na coś ludzkiego, ojcowskiego. Do posągu Stalina Aliny Szapocz-nikow przylgnął nawet przydomek „frasobliwy". Chorąży Pokoju siedzi bowiem jakoś zbolały, pogrążony w niewesołych myślach niczym cierpiący Chrystus. Choć nic brak też Stali-
obliczach i na obliczach ślusarzy i traktorzystów wyryta jest ta sama skupiona powaga, ba, dostojeństwo. Zgrubiałe ręce skrzyżowane po pańsku na przybrudzonych drelichach albo chwilowo spoczywające bezczynnie na wielkich grabiach są jednak podobne do białych dłoni trzymających ciężki piernacz albo złote jabłko. Historia woła o zmianę, zdają się mówić. Czartoryscy i Potoccy odchodzą powoli w przeszłość, a przyszłość należy do ludzi uwiecznionych dla przyszłych pokoleń na kolorowych konterfektach. Z imienia i nazwiska wymienieni są tutaj: przodownik z kopalni „Śląsk” w Chropaczowie, traktorzysta z PGR „Kolibki", a najliczniej murarze, którzy dzienne normy pracy wyśrubowali do niesłychanych rozmiarów. Co ciekawe, w większości pozostają nieznane nazwiska twórców. Są to obrazy anonimowe jak anonimowe były przedstawienia świętych w średniowieczu. Tu i tam ten sam wyzszy cel. który autora unieważnia, bo pracuje on na większą chwałę Kościoła albo ludu pracującego.
Jechałem do Kozłówki z nadzieją zobaczenia nareszcie sławnego przed laty w Lublinie posągu Bolesława Bieruta. 7-metrowy kolos ukrył się jednak dobrze przed oczami ciekawskich. W salach wystawowych natrafiłem jedynie na jego rękę z wykrzywionymi palcami, która odpadła była podczas transportu. Dopiero w pałacowym parku, w gęstwinie drzew, skromnie i na uboczu, mogłem nareszcie obejrzeć ten niechciany pomnik polskiego prezydenta. W muzeum zachował się obraz Kazimierza Borzyma „Przysięga prezydenta Bolesława Bieruta". Widać tam palce
prezydenta wzniesione do góry, a drugą dłoń opartą na otwartej księdze, na której nie ma tytułu. Nie pomnę dzisiaj, czy ręka oddzielona od ciała to ta spoczywająca na książce, czy też ta, którą prezydent unosił uroczyście w geście przyrzeczenia.
ISSN 1233 216X
Redaguje kolegium: Marek Jędrych, Wiesław A. Kamiński, Jadwiga Mizińska, Elżbieta Mulawa-Pa-4 choł (redaktor odpowiedzialna), Stefan Symotiuk (redaktor naczelny). Stale współpracują: Beata Ajzak,
I Alicja Cięszczyk-Chmiel, Zofia Gieroba, Maria Młynarska, Ewa Nowak. Małgorzata Samujło, Artur
«a Hfc i Staszek, Iwona Adach, Nina Zielińska, Jerzy Żywicki. Adres redakcji: Wydawnictwo UMCS, 20-031 Lublin. Plac Marii Curie-Skłodowskiej 5, p. 1411, tel. 537-53-76, faks 537-53-02. Skład i łamanie: BiFolium, Lublin. Druk: Zakład Usług Poligraficznych „Tekst”, 20-344 Lublin, ul. Wspólna 19.