•
Norwida” (s. XIX). Autor nie tylko rzeczywiście dotarł do wielkiej ilości publikacji rozproszonych po czasopismach, ale znalazł też liczne takie, które nie były notowane w dotychczasowych zestawieniach, wzbogacając książkę o cenną, częściowo adnotowaną bibliografię norwidianów za lata 1917-1939 (Głosy i studia o Norwidzie, s. 249-350; ponad 1500 pozycji!). Buś wykazuje nadto dużo zdrowego rozsądku w zakresie metodologii. Rozważa — może czasem zbyt już skrupulatnie — pro i contra, również w odniesieniu do celowości podejmowanych przez siebie badań. Posiada zdolność docierania do tego, co istotne w omawianych pracach, a także umiejętność ich prezentowania czytelnikowi. Bardzo dokładnie i wnikliwie przeprowadza analizę zebranego materiału. Rozważnie, ale zdecydowanie formułuje w oparciu o nią konkretne wnioski. Ostrożnie, ale sprawiedliwie, stara się ocenić i ludzi, i ich dzieła, przy czym szacunek dla zasług nie osłabia naukowego krytycyzmu — zarówno w stosunku do zmarłych, jak i żyjących.
Referując poglądy wydawców, nie tylko sformułowane, lecz również zawarte implicite w ich praktyce wydawniczej, Buś wykazuje sam nieprzeciętne uzdolnienia edytorskie, oparte na wnikliwej lekturze tekstów Norwida. Przykładem może być jego krytyczne omówienie artykułu Kazimierza Nitscha O wierność języka Norwida (s. 189-198), a jeszcze bardziej — mistrzowska interpretacja początkowych czterech wersów V. fragmentu pierwszego rapsodu Salem (s. 205-210), nawiązująca do zdarzenia edytorskiego z roku 1934, którego „antagonistami” byli Przesmycki i Pigoń. Marek Buś, sięgając i do autografu Norwida, i do archiwum norwidowskiego Przesmyckiego, nie tylko wskazuje na źródło hezspornego błędu Miriama („czas” zamiast „człek”), lecz również ujawnia niewłaściwe rozumienie tekstu przez Pigonia, uzasadniającego rzekomy bezsens lekcji Przesmyckiego.
Bohaterem obu części recenzowanej pracy, bohaterem dla jej autora niewątpliwie „pozytywnym”, jest legendarny Minam. Zasługi jego, w świetle badań Busia, nie są jednak tylko legendą. Perspektywa pięćdziesięciu lat pozwala zweryfikować przekonanie, które w 20-lcciu było przekonaniem jego zwolenników, że jest to nie prześcigniony znawca i wydawca Norwida. Ale i jego Buś nie osłania, nie ukrywa jego słabości, nie umniejsza też ani racji, ani zasług jego przeciwników.
Czyżby więc same pochwały? Nie tylko. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy sprawy.
Pierwsza — to ramy chronologiczne pracy. Problem recepcji Norwida stanowił niewątpliwie zagadnienie odrębne w międzywojennym dwudziestoleciu. Wiązał się zarówno ze zjawiskami awangardy w ówczesnym życiu literackim, jak i z tendencjami etycznymi w literaturze i krytyce lat trzydziestych. Także z aktualnymi wówczas „strategiami odbioru” i formami społecznego funkcjonowania literatury. Recepcja ograniczona do spraw wydawniczych wymagałaby bardziej wyrazistego cofnięcia się do początków XX wieku, z objęciem przynajmniej lat 1904--1939, gdy to centralną postacią w norwido-logii, przede wszystkim jako wydawca, był Zenon Przesmycki. Nie w pełni wystarczą tu nawiązania i odwołania kontekstowe. Jako kontekst potraktować można natomiast, tak jak to uczyniono w pracy, okres po II wojnie światowej.
Sprawa druga to potrzeba pełniejszego uwzględnienia naturalnego kontekstu odniesienia, jakim dla tej pracy musi być edytorstwo naukowe w Polsce w latach między-wojenych.
Sprawa trzecia jest, powiedziałbym, odwrotną stroną medalu, który można by przyznać autorowi rozprawy za ogromny wkład pracy. Dokładność, skrupulatność — to konieczne cechy rzetelnego badacza. Mogą one jednak — nadmiernie rozwinięte — stać się niebezpieczeństwem. Wydaje się, że Buś — redaktor pracy, ulegał nierzadko Busiowi — miłośnikowi zebranych materiałów. Dlatego czasami odczuwa się przy lekturze rozprawy