69
żliwosci — na przykład przy bibliotekoznawstwie i filologii polskiej utworzenia małej sekcji edytorskiej, nastawionej na podręcznik szkolny, ale nie tylko. Myślę, że powinniśmy kształcić edytorów. Jest ogromny ry nek, dziesiątki oficyn, które szukają wykwalifikowanych kandydatów do pracy'.
B. G: To zwiększa szanse naszego absolwenta na rynku pracy, o czym też sporo się dzisiaj mówi. Pewne nadzieje budzi w związku z tym projekt usamodzielnienia wychowania pląs-tycznego, które ma funkcjonować jako Instytut Sztuki z prawami wydziału. Wydaje się nam
— wielokrotnie już o tym w redakcji rozmawialiśmy — że stwarza to nowe możliwości współpracy między wydziałami. Wspomniane przez Pana studium edytorskie byłoby z pewnością źródłem interesujących doświadczeń dydaktycznych, mogłoby też sprzyjać ciekawym inicjatywom badawczym.
H. Cz.: Wszystkie te możliwości które już istnieją w Uczelni — informatyczne, edytorskie, filologiczne i dziennikarskie, także z zakresu grafiki komputerowej — można w całkiem nowy sposób skonfigurować, odpowiadając na potrzeby bardzo chłonnego w tym zakresie rynku. Lecz to są nasze refleksje, które towarzyszą redagowaniu „Konspektu”...
B. G.: Panie Profesorze, w naszej rozmowie nie może zabraknąć pytania o Pańskie obecne prace naukowe.
— Poza referatami przygotowanymi w związku z różnymi okolicznościami zewnętrznymi, sesjami i konferencjami, m.in. o Orkanie i wielkiej wojnie, czy o pośmiertnym powrocie Słowackiego do kraju — szykuję się do książki, która byłaby zamknięciem przedemerytalnego okresu badań naukowych: chcę napisać historię krytyki literackiej dwudziestolecia międzywojennego. Wydaje mi się, że jest to naukowo ważne, krytyka literacka dwudziestolecia — mimo szczegółowych badań naukowych — nie została opisana całościowo. A jestem przekonany, że okres ten jest bardzo interesujący. W ówczesnej krytyce literackiej zaznaczyły' się bardzo ciekawe zjawiska, które należałoby opisać i upowszechnić. Do tego tematu zabieram się od kilku lat i mam nadzieję, że w niezbyt odległym czasie - jeśli mi jakieś zewnętrzne okoliczności nie przeszkodzą - książka taka pisana bez grantów, autorska, powinna się ukazać.
B.G.: Zapytajmy na koniec — czego należałoby życzyć dyrektorowi-elehtowi Instytutu Filologii Polskiej?
— Jak pan pamięta, profesor Kobylińska na wyborach poprosiła, by kandydaci zaprezentowali swoje programy... Udzieliłem prostej odpowiedzi — program to jest człowiek. Czego mi trzeba życzyć? Muszę to rozwinąć. Ta zaszczytna funkcja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Przychodziłem na wybory jako wyborca *— mówię to bez kokieterii. Natomiast w momencie, kiedy zostałem wybrany poczułem cały ciężar tej funkcji i postanowiłem sobie, że nie będę przez te trzy lata dyrektorem tylko formalnie. Czego zatem należy mi życzyć? Wytrwałości, sił, dobrych pomysłów, a przede wszystkim dobrych współpracowników — myślę tu o wicedyrektorach, kierownikach katedr i zakładów, ale też o całym zespole. Wydaje mi się, że znam go dość dobrze jako zbiorowość ambitnych i ciekawych ludzi Moje ewentualne sukcesy zależeć będą przede wszystkim od dobrej woli i chęci całego licznego Zespołu.
Rozmawiali
Henryk Czubata i Bogusław Giyszkiewicz