Miłość jest groźna, Fan Fiction, Dir en Gray


Miłość jest groźna

W małej sypialni panowała cisza, przerywana tylko spokojnym oddechem śpiącego mężczyzny. Kaoru zakrył głowę poduszką i jęknął rozpaczliwie, gdy rozległ się irytujący dzwonek do drzwi. Z nadzieją nasłuchiwał, czy odezwie się ponownie, gotów do natychmiastowego zapadnięcia w sen, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Niechętnie wstał, rzucając zirytowane spojrzenie na zegar, którego wskazówki bezlitośnie wskazywały na trzecią dwadzieścia. Pukanie do drzwi przybrało na sile.
- Idę - krzyknął, mierząc łóżko tęsknym spojrzeniem - chwila!
Szczęknął zamek i po chwili stał twarzą w twarz ze zmokniętym gitarzystą. Die miał skrzywione usta i podkrążone oczy, a w ręku trzymał wypchaną walizkę. Kaoru zmierzył go złym wzrokiem, ale jego spojrzenie po chwili złagodniało, gdy zobaczył jak usta czerwonowłosego wyginają się w podkówkę.
- Kaoru?... Ja przyszedłem, bo… - zaczął Die, zacinając się na chwilę. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę, po czym potarł czoło bezradnym gestem. - Toshiya ma kogoś - powiedział po prostu, zaciskając dłoń na uchwycie walizki. Kaoru milcząc odsunął się, wpuszczając go do mieszkania. - Chciałem zapytać, czy mogę się u ciebie zatrzymać na parę dni, póki czegoś nie znajdę. Jeśli nie, powiedz, wynajmę pokój w hotelu, albo przesiedzę u Kyo, tylko pomyślałem…
- Nie gadaj głupstw, DaiDai - powiedział ciepło Kaoru, wyjmując mu z rąk walizkę. - Mam duże łóżko i wolne półki w szafie, zmieścisz się. Chcesz kawy?
- Chętnie - powiedział Die, uśmiechając się do niego. Marny to był uśmiech i Kaoru powstrzymał nagła chęć przytulenia go i zapewnienia, że wszystko się jakoś ułoży. Nie zrobił tego z dwóch powodów. Po pierwsze, trzymał w rękach kubki i puszkę z kawą, a po drugie, ostatnią rzeczą, która mogłaby pomóc drugiemu mężczyźnie, były zdawkowe słowa pocieszenia. Zamiast pustych gestów więc - usadził go na niskiej ławie pod ścianą i, podsuwając jednocześnie papierosy i parujący kubek, oparł twarz na dłoni, pozwalając mu po prostu mówić.
Telefon zadzwonił w pół godziny później, gdy Die brał prysznic. Kaoru odebrał, zamykając drzwi od pokoju.
- Tak, jest tutaj - powiedział, bez większego zdziwienia słysząc głos basisty.
Toshiya milczał przez chwilę.
- Posłuchaj, Kao, to nie jest tak, jak myślisz. Kocham go. A to był tylko…
- … jednorazowy numerek, tak? - dokończył lider, zaciskając usta. - I on nic nie znaczy.
- Nie kpij! Nie znasz sprawy, skąd możesz wiedzieć, co ja…
- Znam fakty - przerwał mu Kaoru, mimowolnie podnosząc głos. - Wiem, że zdradziłeś, a ta wiedza mi wystarczy. Jesteś idiotą, Totchi, tyle ci powiem.
- Lecisz na niego, co? - spytał sucho Toshiya, cedząc słowa. - I już ty mu udowodnisz, jakim to idiotą jest głupi Toshiya?
- Jest moim przyjacielem. Potrzebuje pomocy - stwierdził wypranym z emocji głosem. - Odwołuję próby na parę dni. Odezwę się jak…
- Jak uda ci się go zaciągnąć do łóżka i wyleczyć z beznadziejnej miłości do mnie? - zapytał zaczepnie basista, ignorując pieczenie pod powiekami.
- Uspokój się, Toshiya, bo, jak słowo daję, pojadę tam i skopię ci dupę - zdenerwował się w końcu Kaoru, niemal już krzycząc. - Pomogę mu, bo jesteśmy kumplami, a to, co mógłbym czuć więcej, to już tylko moja sprawa!
Toshiya chciał powiedzieć coś więcej, ale monotonny sygnał uświadomił mu, że Kaoru przerwał rozmowę.
A wzburzony lider, zaciągający się łapczywie papierosem, nie zauważył, że szum wody dawno ucichł, a drzwi, przez niego samego zamknięte, są teraz uchylone.

- Kaoru? - zagadnął Die, przewracając się na bok i opierając na łokciu. - On ci powiedział, kto to był?
Leżący na plecach lider drgnął, powoli odwracając twarz w jego stronę.
- A to ma jakieś znaczenie? - zapytał cicho, z namysłem. Westchnął cicho, gdy Die przytulił się do jego pleców, splatając swoje palce z jego. - Ktoś od nas?
- Nie wiem. Nie widziałem jego twarzy. Zastanawiam się tylko… - Die urwał, marszcząc brwi. - Zastanawiam się tylko, ile to trwało.
- Mówił, że to jednorazowe, DaiDai - powiedział łagodnie lider, głaszcząc jego rękę. - Że nic nie znaczyło. Mówił, że cię kocha.
- Szkoda, że nie umiał tego pokazać - mruknął Die, opierając podbródek na jego ramieniu.
Leżąc na łóżku Kaoru, w jego sypialni, w jego mieszkaniu, w jego objęciach, myślał nad usłyszanymi słowami, które lider wykrzyczał basiście.
- Kaoru? - spytał cicho, całując nagie ramię lidera. - Ty… ty pokazujesz, prawda?
Odpowiedział mu cichy oddech. Odwrócony do niego plecami Kaoru jeszcze długo leżał z szeroko otwartymi oczami, starając się udawać pogrążonego w głębokim śnie.

Die otworzył oczy, patrząc prosto na rozchylone, miękkie usta Kaoru, znajdujące się milimetry od jego twarzy. Ogarnięty nagłą chęcią uniósł głowę, muskając je lekko swoimi wargami. Kaoru zamruczał coś niewyraźnie, spokojnie przytulając się do niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Die leżał nieruchomo, głaszcząc ciemne włosy lidera. Zabolała go zdrada Toshiyi, tym większy odczuwał teraz galimatias myślowy, roztapiając się w objęciach Kaoru. Wręcz nie w porządku wydawał mu się zadziwiająco dobry nastrój jak na kochanka porzuconego. Drgnął, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Rozespany Kaoru podniósł głowę - Die'a uderzyło, jak bardzo chłopięco i nieporadnie wygląda bez maski służbowej powagi na twarzy - i, ziewając, poszedł otworzyć, zupełnie naturalnie całując jeszcze w czoło drugiego gitarzystę. Die uśmiechał się sam do siebie, kiedy drzwi do sypialni, zamknięte uprzednio przez lidera, otworzyły się z rozmachem, a do środka wkroczyła szczupła kobieta w średnim wieku. Związane w ciasny kok włosy i dyskretny, nienaganny makijaż, doskonale współgrały z eleganckim, dwuczęściowym kostiumikiem z jasnego lnu. Za nią do sypialni wsunął się zmieszany Kaoru, prowadząc ze sobą poważnego, siwowłosego mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze.
- Witaj, chłopcze - powiedziała kobieta cichym, niskim głosem, z wyraźną przyjemnością przesuwając wzrokiem po półnagim ciele Daisuke - jestem mamą Kaoru.
- A ja jego tatą - powiedział przeciągle mężczyzna, wysuwając się przed lidera. - A więc nareszcie poznaliśmy chłopca naszego syna.
Patrząc prosto w nieco zagubioną twarz Kaoru, Die uświadomił sobie nagle dwie rzeczy - po pierwsze, że ma ochotę zamknąć go w ramionach i chronić przed złem świata i własnymi rodzicami, a po drugie - że nadal obdarzony jest dumnie sterczącą, poranną erekcją.
- Die - zaczął wyraźnie zdenerwowany lider, wyłamując ręce. - Poznaj moich rodziców. Mamo, tato, ale Die nie jest… ja nie jestem… my… och, do diabła, my wcale nie…
- Dziecko drogie, nie bluźnij - przerwała mu jego matka, a Die o mało nie ryknął nieco histerycznym śmiechem, patrząc na skruszonego lidera.
- Miło mi państwa poznać - powiedział wesoło, wstając wreszcie z łóżka i kłaniając się lekko obecnym. Przechodząc mimo, pochylił się i musnął ustami nieogolony policzek Kaoru, po czym uspokajająco poklepał go po ramieniu. - Zajmij się, kochanie, naszymi gośćmi, a ja wezmę szybki prysznic. Znikając w łazience niemal słyszał, jak Kaoru wali głową w ścianę.

- A więc, Die - zagadnęła matka Kaoru po śniadaniu, ocierając usta serwetką. - Jak ci się układa z naszym Kaoru? Bo jest czasem nieco uparty, ale to chyba nie przeszkadza, prawda? To dobre dziecko, tylko strasznie chce być perfekcyjne. A to może być…
- Mamo… - wymruczał zaczerwieniony lider, posyłając Die'owi zakłopotane spojrzenie. - Proszę…
- Nie, nie przeszkadza mi to - powiedział Die, myśląc o wszystkich próbach, zaczynających się o szóstej rano i o wszystkich ćwiczonych do znudzenia solówkach, powtarzanych do drugiej w nocy. - Dzięki niemu tyle osiągnęliśmy…
- Ach, no tak, ten wasz zespół - mruknął ojciec Kaoru, sznurując usta. - Nasz chłopiec zawsze miał dość… ekstrawaganckie pomysły. A mógł tyle osiągnąć…
- No, nie jest tak źle - uspokoiła go żona, pocieszająco uśmiechając się do Kaoru. - Jest sławny i bogaty, no i ma wspaniałego chłopca. Od kiedy jesteście ze sobą?
- Od niedawna - powiedział Die, nim Kaoru zdążył się choćby odezwać. Lider zmierzył go uważnym spojrzeniem, a gitarzysta uśmiechnął się do niego krzywo. - Choć od dawna go kochałem. Ale niedawno to sobie uświadomiłem.
- Takie to romantyczne, prawda, kochanie? - rozczuliła się wyraźnie mama Kaoru, patrząc z uśmiechem na syna. - Ale wiesz - zmarszczyła brwi - wczoraj widzieliśmy cię na ulicy, ale to nie z Die'm się całowałeś. Jak się tamten chłopiec nazywał?...
- Toshiya Hara - wtrącił znów Die, zanim Kaoru zdążył powiedzieć słowo. - Nasz basista.
W nagle zapadłej ciszy, Die patrzył na Kaoru, nie odrywając spojrzenia od jego pobladłej twarzy. Z wyraźnym wysiłkiem lider uniósł wzrok, bezradnie patrząc na drugiego gitarzystę.

- Skąd wiedziałeś? - spytał Kaoru. Die stanął za nim, opierając podbródek na jego ramieniu. - Widziałeś nas?
- Widziałem - przyświadczył Die. - I, tak, kłamałem wtedy - uprzedził jego następne pytanie. Po co to zrobiłeś, Kao?
- Nie kochał cię tak, jak zasługujesz - wyszeptał Kaoru prosto do jego ucha. - Dał się poderwać. A nie powinien.
Die milczał, spoglądając ze zdziwieniem i lekką zgrozą na lidera.
- Przerażasz mnie - powiedział cicho. - Przeraża mnie takie podejście.
- Jest logiczne. Gdyby kochał, nie zdradziłby.
- Zrobiłeś to dla mnie. Zabiłeś coś we mnie dla mnie, tak?
- Dla ciebie - zgodził się Kaoru. - Jeśli nie ja, mógłby z kimś innym…
- Nie potrafię być na ciebie zły - myślał głośno Die. - Choć powinienem. Ale mylisz się w jednym, Kaoru. Sądzę, że on mnie kochał. I tu nie chodzi o to, że za mało. Tu chodzi o ciebie, szatanie. Z nikim innym by mnie nie zdradził. Ty jesteś jedyny na świecie.
- To było wyznanie miłości?
- A myślisz - mówił szybko Die, podczas gdy z mieszkania nawoływała ich matka Kaoru - że twoi rodzice pozwolą nam tak bez ślubu?
- Bardzo zabawne, DaiDai - mruknął zażenowany lider.
- Średnio. Ty wyobrażasz sobie co będzie, jak im się zachce wnuków?
- Die!!!

Epilog

Toshiya siedział sam w ciemnym, zadymionym pokoju. Na jego ustach błąkał się lekki, rozbawiony uśmieszek, a wzrok skupiony był w jednym miejscu. Patrzył na zdjęcie Die'a, stojące na komodzie. Powoli podniósł rękę ze szklaneczką whisky i spełnił ironiczny toast.
- Miłość jest groźna - wyszeptał cicho. - Przerażająca.
Z szarej koperty, leżącej na podłodze, wysypały się zdjęcia. Całujący Shinyę Die miał lekko odwróconą w bok twarz, ale już na drugim - wyszedł idealnie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Miłość smakuje kawą, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Trzeci wymiar miłości, Fan Fiction, Dir en Gray
To jest we mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
Zwyczajna miłość, Fan Fiction, Dir en Gray
Znaleźć siłę na dalszą w tę miłość zabawę, Fan Fiction, Dir en Gray
Najciemniej jest zawsze pod latarnią, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron