Temat: Logiczno-językowa teoria kolorów Wittgensteina
Pogląd Wittgensteina na naturę barw sformułowany został w związku z pytaniem o wlasność logiczną zdań typu "To jest zarazem czerwone i zielone". Zdaniem Allaire (19###) i Austina (###) w rozwoju tego poglądu wystąpiły trzy etapy:
Etap pierwszy (Traktat). Teza 6.3751 głosi: "Powiedzieć, że w polu widzenia pewien punkt ma jednocześnie dwie różne barwy, jest sprzecznością", zaś wcześniej w tej samej tezie: "Jest niemożliwe, by dwie barwy były jednocześnie w tym samym miejscu pola widzenia - i to niemożliwe logicznie. Wyklucza to bowiem logiczna struktura barw". Wittgenstein uważa, że:
(1) pojęcia kolorów nie są pierwotne lecz definiowalne;
(2) zdania typu "To jest czerwone" nie są zdaniami elementarnymi.
Gdyby (2) było nieprawdą, to zdania typu "To jest zarazem czerwone i zielone" (dalej jako (A) nie mogłyby być sprzeczne (zdania elementarne są logicznie niezależne). Przed autorem Traktatu staje w ten sposób zadanie określenia podstaw owej logiki barw. Zadanie to nie zostaje podjęte w Traktacie. Trudność tę podnosił Ramsey (###) sugerując, że w miejsce logiki winno się w tym miejscu mówić o prawach przyrody.
Etap drugi (Uwagi o formie logicznej). W pewnym sensie w Uwagach o formie logicznej napisanych w 1929 roku Wittgenstein wychodzi na przeciw sugestii Ramseya, twierdząc, że sprzeczność zdania (A) pochodzi z niedoskonałości stosowanej przez nas notacji logicznej. Czytamy: "Doskonała notacja wykluczyłaby takie struktury na mocy ściśle określonych praw składni. Prawa te musiałyby mówić, że w przypadku pewnych zdań atomowych opisanych przy pomocy ich określonych cech symbolicznych, pewne kombinacja T i F są wykluczone. Prawa takie są jednak niemożliwe do ustanowienia dopóki nie dokonamy ostatecznej analizy fenomenów, o które chodzi. Tego jednak, jak wszyscy wiemy, nie osiągnęliśmy" (Wittgenstein 1929, s. 170-171, cytuję za Allaire 19###, s. 2014-205). Allaire podkreśla, że Wittgenstein nie był nigdy zadowolony z rozwiązania podanego w Uwagach o formie logicznej i co za tym idzie stanowisko to można traktować jedynie jako przejściowe w stosunku do ostatecznego stanowiska zajętego w Uwagach o kolorach i Dociekaniach filozoficznych.
Etap trzeci (Uwagi o kolorach, Dociekania filozoficzne) Za finalne rozwiązanie problemu zdań typu (A) przez Wittgensteina można uznać tezę, że używanie nazw kolorów polega na opanowaniu pewnych gier językowych. Przykładem gry jest pokazywanie danej barwy: "Gry językowe: Pokaż czerwonawą żółć (biel, błękit, brąz)! Pokaż kolor jeszcze bardziej czerwonawy ... itd" (1998, 41). Ta gra musi być oparta na jakichś regułach analogicznych do owej logiki barw, o której mowa w Traktacie (i tylko analogicznych ponieważ logika jest tu zastąpiona pragmatyka języka). W Uwagach o kolorach Wittgenstein łączy trzy składowe problemu związanego z wypowiedziami o kolorach: (1) naturę pojęcia koloru?; (2) logikę wyrażeń o kolorach; (3) gry językowe. Czytamy: "Analiza fenomenologiczna (jak na przykład chciałby ją widzieć Goethe) to analiza pojęć (...) Niech pojęcie koloru nasyconego będzie tego rodzaju, że kolor nasycony X nie może raz być jaśniejszy, raz ciemniejszy niż kolor nasycony Y; znaczy to, że nie ma sensu mówić, że raz jest jaśniejszy, innym razem ciemniejszy. Jest to określenie pojęciowe znowu należące do logiki" (1996, 33, 37). Pojęcia koloru mają więc charakter logiczny (brzmi to podobnie jak teza 6.3751 Traktatu). Z kolei pojęcia kolorów, wiąże Wittgenstein z grami językowymi przy pomocy następującej uwagi: "Mówię: Kto nie umie grać w tę grę, ten nie ma tego pojęcia" (1996, 58).
W każdej wersji swego rozwiązania problemu zdań typu (A) Wittgenstein przeczy, by istniał bezpośredni związek pomiędzy nazwą koloru a pewną fizycznie określoną powierzchnią odbijającą wiązkę światła o określonej strukturze. (W ostatniej wersji odrzuca też przypuszczenie, by jakąkolwiek rolę odgrywała tu "ostateczna analiza zjawisk"). Wynika stąd również, że nie może istnieć nauka o barwach w sensie fenomenologicznym. Fenomenologia barw jest tylko zakamuflowaną analizą pojeciowa, ta zaś nie może być ufundowana na własnościach fizycznych rzeczy (1998, 33).
Ostateczne stanowisko Wittgensteina oddają zatem syntetycznie dwie tezy:
1. Nazwy kolorów oznaczają pojęcia=, których wzajemne relacje regulowane są pewną logiką;
2. Ostatecznym źródłem tej logiki są gry językowe.
Zastanówmy się z kolei na słabościami tego stanowiska.
(1) Dla wsparcia pierwszej z wymienionych tez Wittgenstein przytacza krytyczną uwagę współczesnego Goethemu malarza, Phillippa Otto Rungego zamieszczona w Farbenlehre. Otóż, zdaniem Rungego, jeśli chcemy wyobrazić sobie błękitnawy oranż, czerwonawą zieleń lub żółtawy fiolet, będziemy mieli dokładnie to samo uczucie, jakie ogarnia nas przy południowo-zachodnim wietrze północnym (za Wittgensteinem 1998, 54). Jednak aprobata Wittgensteina dla uwagi Rungego wydaje się pochopna. Runge myli bowiem dwie kategorie. W przypadku wyobrażania sobie czerwonawej zieleni trudność ma charakter naocznościowy - po prostu czegoś takiego nie widzimy (ani realnie lub ani wyobraźni). W drugim przypadku wiemy, że tak nie jest - trudność jest pojęciowo-logiczna, a nie naocznościowa. W pierwszym przypadku możemy pomyśleć, że mógłby istnieć taki kolor. W drugim przypadku nie możemy nawet tak pomyśleć. Drugi przypadek jest bowiem oparty na pewnym pojęciowym modelu świata w którym to, co południowe, nie może być północne. Owa niemożliwość pomyślenia wynika stąd, że w naszym modelu języka ekstensje wyrażeń "północ" i "południe" wyczerpują razem całkowicie pewną dziedzinę wyznaczoną przez model. W pierwszym przypadku taka sytuacja nie zachodzi. Ekstensje nazw "oranż" i "błękit" nie wyczerpują żadnej dziedziny przedmiotowej i nie wiadomo, czy są rozłączne, co wszakże należałoby uznać po to, by utrzymywać, że zdania typu (A) są sprzeczne
(2) Stanowisko Wittgensteina implikuje sprzeczność pomiędzy pojęciowym charakterem kolorów a niemożnością ustalenia kryteriów zaliczania określonych percepcji do zakresu danych pojęć: powiedzmy do zakresu pojęcia "różowy". Kryteria te wymagałyby pewnej standaryzacji kolorów, co znów kazałoby przyjąć pewne kolory wyróżnione, które w odpowiednim zmieszaniu dawałyby wszystkie inne kolory. Tę rolę pełnią kolory czyste. Tymczasem Witttgenstein neguje rolę cczystych kolorów w normalnej percepcji rzeczy barwnych. Trudność tę ilustrują następujące uwagi: (1) "Istnieje złota farba, ale Rembrandt nie przedstawiał złotego hełmu za pomocą złotej farby" (1998, 52); (2) "Wątpię, czy uwagi Goethego na temat charakteru kolorów mogą być przydatne dla malarza. Ledwo co mogą się przydać dekoratorowi" (1996, 53); (3) " Czyste kolory nie mają nawet specyficznych, powszechnie używanych nazw, taka mało są one dla nas ważne" (1996, 49).
Zatem według Wittgensteina percepcja koloru z jednej strony wymyka się ujęciu pojęciowemu - dlatego teoretyczne klasyfikacje kolorów, używane np. przez producentów farb nie oddają tego, co widzimy - z drugiej strony analiza kolorów ma być właśnie analizą pojęciową, a nie czystym fenomenem spostrzeżeniowym. Do analizy pojęciowej potrzebne są jako punkty orientacji pojęcia czystych kolorów, te zaś według Wittgensteina są nieuchwytne i praktycznie niepotrzebne. Zatem logika, sugerowana przez Wittgensteina, zdaje się wisieć w powietrzu. Brak jej zarówno gruntu pojęciowego (nieistotność i konwencjonalność nazw kolorów) jak i zmysłowego (nie ma fenomenologii kolorów).
(3) Wiemy, że Wittgenstein zdawał sobie sprawę z tych trudności i dlatego ostatecznie to nie analiza pojęciowa, lecz gra językowa. Do uczestniczenia w grach językowych nie są potrzebne wzorcowe pojęcia kolorów czystych. Gra językowa jest elementem praktyki i jest zupełnie sensowne, że nie występują w niej kolory, jako praktycznie nieistotne - w normalnym doświadczeniu nie odgrywają żadnej roli. Powstają jednak następujące wątpliwości:
(a) Tak skonstruowane pojecie gry językowej jest tak ubogie, że trudno podać jakikolwiek jej przykład poza jedynym (cytowanym już), który podaje Wittgenstein: grę w pokazywanie.
(b) Co prawda, jak wiemy, znaczenie słowa "gra" opiera się na podobieństwie rodzinnym, lecz nie uzasadnia to zupełnie enigmatycznych użyć tego słowa jako w następującej uwadze: "Praca malarza. Nie odtwarza on kolorów tylko rozgrywa pewną grę" (1996, 69). Jaką?
(c) Z punktu widzenia teorii gier językowych nie można podać kryteriów właściwego użycia wyrażenia. Znajomość gry językowej jest podstawa właściwego użycia, jednak gra językowa przejawia się właśnie w używaniu wyrażeń. Nie posiadamy tu żadnych niezależnych kryteriów.
(d) Gry językowe, jak wszystkie gry, mają jakiś cel. O co chodzi w grze językowej. Czy o wystarczające porozumienie pomiędzy uczestnikami? O tym wszakże czy porozumienie jest wystarczające decyduje inna gra, związana z wyznaczaniem i rozumieniem wspólnych celów, poczuciem bycia w tej samej sytuacji itd. Istnieje inne podejście: gry językowe można potraktować jako gry typu Eleusis, gdzie chodzi o rozszyfrowanie reguł gry? Jednak nie jesteśmy w stanie rozszyfrować reguł "gry w kolory". Kwestie kolorów pozostają subiektywne, o ile nie dokona się pewnej standaryzacji, co do której Wittgenstein wyrażał się bardzo sceptycznie podkreślając różnicę pomiędzy "kolorami malarza" i "kolorami dekoratora". A zatem: Co zatem znaczy znać pojęcie "brąz"? Znaczy to "umieć grać w tę grę" - powiada Wittgenstein. Jednak nie ma ostatecznego sposobu, by stwierdzić, czy umiem grać w tę grę. Jaki sens ma zatem powiedzenie, że umiem grać w tę grę tylko nigdy tego nie wiem? Można to powiedzieć sensownie tylko wtedy, gdy wie się, że ma się wyjątkowo sprytnego przeciwnika. Można, fantazjując nieco, wyoobrazić sobie, że takim przeciwnikiem jest po prostu przyroda i w ten sposób powrócić do sugestii Ramseya, że właściwą instancją do rozstrzygania o istocie barw są prawa przyrody. Granie w tę grę byłoby po prostu poznawaniem świata. Rozwiązanie to, jak wiadomo, Wittgenstein odrzucał.