Rodzina kołem się toczy / 14 styczeń 2008
Bogdan de Barbaro
Lojalność wobec rodziców to potężna siła. Czasem matka i ojciec próbują zatrzymać nas dla siebie. Stale ingerują w nasze związki. My się buntujemy. Aż ze zdziwieniem spostrzegamy, że nasze reakcje przypominają te zachowania rodziców, których chcieliśmy uniknąć.
Ania i Andrzej mieli po dwadzieścia kilka lat, kochali się i planowali wspólną przyszłość. Tylko rodzice nie sprzyjali ich związkowi. Spotkania Ani i Andrzeja były krótkie. On musiał wcześnie wracać do domu, bo jego mama miała chore serce i wieczorami nie czuła się dobrze. Ania to rozumiała. Jej rodzice też bali się, by córce nie stało się nic złego. Ta ciągła „obecność” rodziców czasami Ani i Andrzejowi dokuczała. On dziwił się, że ona tak często przywoływała słowa swojego ojca. Ją z kolei drażnił jego nieustanny niepokój o mamę. Ale sprzeczki szybko cichły. Ania i Andrzej byli zakochani i świata poza sobą nie widzieli. W końcu on się oświadczył. Do terapeuty rodzinnego rzadko trafiają narzeczeni. Radość spotkania, stan zakochania i zmysłowe uniesienia tworzą aurę beztroski i optymizmu. Zdarza się jednak, że czas chodzenia ze sobą dziwnie się przedłuża, i to nie dlatego, że para traktuje ślub jako zbędną formalność. Ci młodzi ludzie przeczuwają, że coś jest nie tak. Skoro tak się kochają, to dlaczego często obrażają się na siebie? Skoro im tak dobrze ze sobą, to dlaczego są niepewni i niespokojni o to, jak zareagują rodzice na późniejszy powrót do domu? A przede wszystkim: skąd w ich związku tyle konfliktów, kłótni, pretensji? Powstaje w nich wątpliwość, co tak naprawdę do siebie czują. Nie rozumieją swoich reakcji, nie wiedzą, dlaczego sprzeczają się o byle drobiazg („Ale gdyby nie te konflikty - wszystko byłoby dobrze”).
Kluczem do zrozumienia problemów takich par okazują się silne - niekiedy niezwykle silne - związki partnerów z rodzicami. Ojcowie są dla nich autorytetami, matki obiektami czułej troski, zwłaszcza gdy skarżą się na różne dolegliwości. Pary takie jak Ania i Andrzej nie uświadamiają sobie, jak bardzo na to, co się dzieje między nimi, wpływa zależność od ich rodziców. Terapia pomaga im zobaczyć to i zrobić z tym coś sensownego. Pomaga też zaakceptować zmianę w dotychczasowej relacji z rodzicami i zrozumieć, że choć zmiana jest niekiedy trudna, to będzie dobra dla obu stron. Dzieci, którymi byliśmy kiedyś, muszą zrezygnować z obowiązujących przez lata reguł posłuszeństwa na rzecz nowych reguł i nowych form miłości do rodziców, ustanawianych przez nas jako dorosłych. Ale najczęściej jest tak jak w przypadku Andrzeja i Ani: nawet im do głowy nie przyszło, by szukać pomocy u psychoterapeuty.
Andrzej i Ania założyli rodzinę. Pięcioletni Krzyś jest oczkiem w głowie. Babcie i dziadkowie są w nim zakochani. I chcą pomóc swoim dzieciom. Doradzają im jako młodym rodzicom i pomagają przy wychowywaniu Krzysia. Czasem finansowo wspierają Anię i Andrzeja, czasem czymś ich obdarują. A za prezentami idą dobre rady i oczekiwania, by dzieci wzięły sobie do serca ich sugestie. Bo kto lepiej niż rodzice wie, co jest dobre dla dzieci. Oni przecież już niejedno przeżyli. Czasem zastanawiają się, czy nie za bardzo ingerują w życie Ani i Andrzeja. „Młodzi nie lubią, jak im się ktoś miesza” - mówią. Ale zaraz dodają: „Po co mają popełniać te same błędy, które myśmy popełnili, skoro możemy ich przed nimi ustrzec”. Dla Andrzeja i Ani te ingerencje nie byłyby tak męczące, gdyby nie pochodziły od teściów. Bo Andrzej ma ambicje: chciałby być głową domu i rządzić tak, jak w jego domu rządził ojciec. I nie chce być strofowany przez teścia. A Ania nie lubi, gdy teściowa doradza jej, co powinna podać Andrzejowi na obiad.
To jest ważny i trudny okres w życiu rodziny. Z jednej strony Andrzej i Ania nie są na tyle materialnie samowystarczalni, by nie przyjąć comiesięcznego, nawet niewielkiego wsparcia finansowego. Z drugiej - w ślad za tą pomocą (albo niezależnie od niej) płynie oczekiwanie rodziców, że będą mieli większy wpływ na to, co się dzieje z ich dziećmi i ukochanym wnukiem. Lojalność wobec matki i ojca to potężna siła, nawet jeśli przysłaniają ją sprzeczki i chwilowy bunt. W takiej sytuacji łatwo stawiać sobie nawzajem zarzuty.
To, czy życie rodzinne Andrzeja i Ani się powiedzie, zależy od tego, czy w sytuacjach konfliktowych szczerze porozmawiają ze sobą, czy też pozostaną lojalni wobec swoich rodziców i zależni od nich. Jeśli wybiorą to drugie, konflikt między nimi będzie się nasilał. A im bardziej będą ze sobą skłóceni, tym bardziej ich rodzice będą im potrzebni. Im bardziej rodzice będą włączać się w ich problemy, tym bardziej konflikt będzie się nasilał. Wtedy wsparcie rodziców może się okazać pociechą. Taki rozwój sytuacji jest niebezpieczny dla małżonków. Oboje mogą ze zdziwieniem spostrzec, że ich konflikt przypomina takie zachowania ich rodziców, których chcieli uniknąć. Andrzej obiecywał sobie kiedyś, że nigdy nie podniesie głosu na żonę, tak jak to robił jego ojciec. Ania szukała mężczyzny, przy którym nie będzie czuła się atakowana i zależna, tak jak jej matka od ojca.
Poszukanie pomocy u terapeuty stworzyłoby szansę przerwania zaklętego koła oskarżeń. Psychoterapia może pomóc młodym małżonkom wypowiedzieć niepokoje dotyczące znaczenia i wpływu przeszłości rodziców na ich życie. W jej trakcie mogą dociekać okoliczności, które utrudniały związek ich rodzicom, albo też skłaniały matkę i ojca do niewypuszczania swoich dorosłych dzieci spod opiekuńczych skrzydeł. Terapia daje szansę na nowe rozumienie związku z rodzicami. Może to pomóc młodemu małżeństwu uwolnić się od bezwiednego powtarzania repertuaru zobowiązań i zachowań matki i ojca, a w efekcie pozwala wnieść do relacji z nimi dojrzałą, rozumiejącą miłość dorosłych.
Krzyś ma już kilkanaście lat i niechętnie słucha kogokolwiek poza swoimi rówieśnikami. W małżeństwie jego rodziców nie układa się najlepiej. Zapracowany Andrzej i sfrustrowana licznymi obowiązkami Ania niewiele mają sobie do zaproponowania. To, co kilkanaście lat temu było gorącym uczuciem, teraz stało się przyzwyczajeniem, któremu towarzyszą wzajemne pretensje, poczucie życiowego niespełnienia i żal za dawnymi marzeniami. Kiedyś Ania i Andrzej żarliwie ze sobą dyskutowali. Teraz mało mają wspólnych tematów. Tylko jeden niezmiennie zatrzymuje ich uwagę i przysparza trosk: Krzyś i jego kłopoty szkolne, jego aroganckie zachowanie i krnąbrne odzywki. Po kolejnej wywiadówce czy kolejnym późnym powrocie syna z pubu Andrzej i Ania zapominają o wzajemnej niechęci i próbują wymyślić jakieś rozwiązanie. Najczęściej kończy się to kłótnią i serią oskarżeń, ale mimo wszystko jest to jakiś intensywny kontakt, namiastka związku. Trudno powiedzieć, czy Ania i Andrzej czują, że ich kłopoty z synem to bolesny, ale jednak kontakt. Tak jakby Krzyś, stwarzając kolejne kłopoty, dbał o to, żeby jego rodzice mieli coś wspólnego - coś, co by im przypominało, że są razem.
Oczywiście byłoby czymś dziwacznym twierdzić, że syn sprawia kłopoty właśnie po to, żeby pomóc rodzicom w utrzymaniu małżeństwa. A jednak... Być może w głębi serca, tam gdzie nie sięga świadomość, jest ukryta synowska lojalność. Wiemy, że to uczucie ma znaczny wpływ na nasze poczynania, także wtedy, kiedy odbywa się to w opaczny sposób, na przykład poprzez sprawianie kłopotów. Ale rodzina traktuje problem - zwłaszcza na początku - jako problem syna. Można się spodziewać, że właśnie z synem rodzice zgłoszą się do pedagoga albo terapeuty. Jeśli Ani i Andrzeja nie zrażą takie paradoksalne wyjaśnienia i interpretacje, to „dzięki” Krzyśkowi będą mieli szansę. Razem z terapeutą podejmą trud zrozumienia, co się dzieje między nimi i synem, w ich rodzinie, w małżeństwie, w przeszłości rodzinnej. I pojawi się pytanie: „Co musiałoby się stać, żebyśmy mogli ze sobą rozmawiać nawet wtedy, gdyby Krzysiek przestał sprawiać kłopoty?”. A także: „Jakie nowe problemy by się pojawiły, gdyby syn nie przysparzał kłopotów?”. Refleksja nad tymi pytaniami może obudzić Andrzeja i Anię z uczuciowego letargu.
Rodzinie jakoś udało się pokonać ten, jak mówili, kryzys adolescencyjny. Krzysztof jest już studentem, w niczym nie przypomina buntownika sprzed kilku lat. Wygląda na to, że samodzielność i dorosłość są jego silną stroną. Kto wie, może na zagraniczne stypendium wyjedzie z dziewczyną, którą niedawno poznał. Albo nie wyjedzie, bo rodzice nie sprzyjają temu związkowi. Ze spotkań z dziewczyną Krzysztof musi wracać wcześnie, bo jego mama niedomaga na serce i zwłaszcza wieczorami nie czuje się dobrze... Zaraz, zaraz, skądś znamy tę historię...
Historia rodzinna zatoczyła koło. Reakcja rodziców na chęć opuszczenia domu przez dzieci jest podobna: w obu pokoleniach dochodzi do próby zatrzymania dla siebie dorastającego syna. „Zjawiska koliste” można zauważyć także w relacjach między członkami rodziny: na przykład im bardziej mąż i żona sprzeczają się ze sobą, tym bardziej ich rodzice ingerują. W efekcie małżonkowie sprzeczają się jeszcze bardziej, co z kolei jeszcze intensywniej „zaprasza” ich matki i ojców do tej ingerującej pomocy.
Owe rodzinne koła to niejedyny wniosek, jaki możemy wysnuć z historii Andrzeja, Ani i ich syna. Jest jeszcze morał optymistyczny: te błędne koła można przerwać. Czasem dzięki własnej refleksji, czasem z pomocą terapeuty. Mamy taką moc. Trzeba ją tylko uruchomić.