Małpy też się śmieją / 14 kwiecień 2008
Anna Radomska
Nie tylko ludzie się śmieją. Potrafią to także robić np. szympansy - dokładnie w tych samych sytuacjach, w których śmiejemy się my sami.
Ludzkość przez tysiące lat przypisywała zdolność do śmiechu tylko sobie. Arystoteles na przykład był głęboko przekonany, że zwierzęta nie posiadają owego „daru”. Czy pogląd ten wytrzymał próbę czasu i dziś - u początku trzeciego tysiąclecia - wciąż daje się obronić? Otóż współczesne badania i eksperymenty pokazują wyraźnie, że ów antropocentryczny punkt widzenia wymaga zasadniczej rewizji. Nauka dysponuje bowiem danymi wskazującymi na to, że uśmiech, śmiech i humor - przynajmniej w elementarnej postaci - występują także u małp człekokształtnych.
Van Hooff zauważył u małp podobne do ludzkich zachowania, które pełnią funkcję sygnałów zabawowych. Na przykład odpowiednikiem ludzkiego uśmiechu jest u szympansa bezgłośne szczerzenie zębów przy częściowo tylko otwartych ustach, bezruchu ciała i oczach wbitych w partnera. Oznacza ono - podobnie jak u człowieka - przyjazne nastawienie, wzajemne przyciąganie i chęć zaangażowania we wspólną zabawę. Rozluźnione, otwarte usta, z których często wydobywają się pomruki „ahh, ahh, ahh” są swoistym odpowiednikiem ludzkiego śmiechu. Pojawia się on u małp podczas łaskotania, przy ściganiu się czy „walce na niby”, a więc w zasadzie w tych samych momentach, w których występuje u człowieka. Natomiast zdaniem Desmonda Morrisa uśmiech i śmiech u obu gatunków pełnią doniosłą funkcję adaptacyjną, informują bowiem o podstawowych nastrojach emocjonalnych danego osobnika. O pierwotnym, wrodzonym charakterze omawianych reakcji świadczy też ich występowanie u niemowląt głuchoniemych i niewidomych. Tak więc zarówno u ludzi, jak i u małp, śmiech i uśmiech pojawiają się w podobnych kontekstach, pełnią zbliżoną rolę, mają również podobne wzorce ekspresji.
Warto wspomnieć także o różnicach w sposobie wyrażania uśmiechu i śmiechu przez człowieka i szympansa. Małpi uśmiech jest przede wszystkim mniej wyrazisty, słabiej zaznaczony, rzadziej obecny. Morris twierdzi, że jako środek komunikacyjny uśmiech jest w znacznie mniejszym stopniu potrzebny szympansom niż ludziom. Małpie niemowlę nie musi bowiem przy jego pomocy zwracać na siebie uwagi dorosłego osobnika, „walczyć” o jego zainteresowanie i czułość. Wystarczy, że wczepi się w matczyne futro, aby doświadczyć ukojenia, bliskości i ciepła. „Naga małpa” (takim mianem Morris określa człowieka) futra nie ma, zatem ludzkie niemowlę musi dysponować skutecznym środkiem przyciągającym matkę. Jest nim uśmiech. Za jego pośrednictwem dziecko zapewnia sobie nie tylko uwagę, troskę i czułość otoczenia społecznego, ale też zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Inna istotna różnica dotyczy angażowania odmiennych grup mięśniowych podczas uśmiechu. U człowieka pozytywnym emocjom, takim jak poczucie szczęścia czy przyjemności, towarzyszy tzw. uśmiech zadowolenia, zwany też uśmiechem Duchenne'a (od nazwiska francuskiego badacza, który pierwszy opisał ów uśmiech - w roku 1862). Polega on na obustronnych i ciągłych ruchach mięśnia jarzmowego odpowiedzialnego za odsłanianie gónych zębów, którym towarzyszy skurcz mięśni nosa i mięśni okrężnych oczu. Małpy, śmiejąc się, nie odsłaniają górnych zębów. Grymas ten oznacza bowiem strach lub złość. Dlatego obecnie badacze przyjmują, że śmiech (uśmiech) był pierwotnie wyrazem agresji.
Teorię ewolucji uśmiechu, śmiechu i humoru rozwinął Albert Rapp. Według niego wszystkie obecne formy i przejawy poczucia humoru wywodzą się z jednego, wspólnego wzorca - radosnego śmiechu triumfu będącego efektem zwycięstwa w fizycznym starciu z wrogiem, np. zwierzęciem podczas polowania bądź nieprzyjaźnie usposobionym przedstawicielem innego plemienia. Âmiech triumfu był wyrazem poczucia mocy, sprawstwa, skutecznego panowania nad rzeczywistością. Doraźnie zaś dawał ujście napięciu emocjonalnemu, pozwalał odreagować stres, umożliwiał odprężenie i odpoczynek. Kolejnym ewolucyjnym etapem był śmiech już nie na widok samej porażki przeciwnika, ale poprzedzających ją oznak, takich jak słanianie się na nogach, upadki, krwawiący nos, „błędny” wzrok czy opuchnięta twarz. Znaki te traktowano jako zwiastuny-symbole wygranej i zarazem degradacji wroga. Następna faza filogenezy śmiechu wiąże się z narodzinami złośliwej kpiny. Aby odczuć własną przewagę, już nie trzeba było dosłownie pokonać nieprzyjaciela, wystarczyło go wydrwić, narazić na szyderstwa i śmieszność. Do dziś w społeczeństwach prymitywnych (np. na Grenlandii) zwaśnione strony toczą pojedynki na wyśmiewanie i obelgi. Widzowie występują w roli arbitrów wskazujących jako zwycięzcę tego, kto skuteczniej ośmieszy i upokorzy przeciwnika.
Dalsza ewolucja śmiechu wprowadza pierwszą prawdziwie „ucywilizowaną” formę humoru. Jest nią ciepła, łagodna, przyjazna kpina, możliwa tylko wtedy, gdy sytuacja jest nieszkodliwa, nie zagraża niczyjemu zdrowiu ani życiu. Âmiech przestaje być wówczas równoznaczny z karą. Wreszcie etapem finalnym jest pojawienie się dowcipu określanego przez Rappa mianem „wysublimowanej formy pojedynku na pięści”. Walkę wręcz zastępuje „utarczka” intelektualna, w której trzeba wykazać się błyskotliwością, szybkością skojarzeń, oryginalnością i giętkością myślenia. Przykładem pojedynków tego rodzaju mogą być turnieje zagadek opisane w mitologii greckiej, egipskiej, nordyckiej i w Starym Testamencie.
Tezę o „bezpiecznej agresji” jako pierwotnym źródle śmiechu potwierdzają też obserwacje zachowań 8-miesięcznych i starszych niemowląt. Gdy np. matka, dotychczas przewidywalna i niezawodnie opiekuńcza, nagle podkrada się do niego, robi śmieszną minę i udaje, że go straszy, albo też chowa się i nagle przed nim wyskakuje, zaskoczone i zdezorientowane niemowlę - o dziwo - nie reaguje jednak przerażeniem, tylko śmiechem. Dlaczego? Dostrzega bowiem uśmiech matki, który, choć pozostaje w sprzeczności z jej zachowaniem, niesie jednak komunikat: „Nic ci się nie stanie: jesteś bezpieczny, zagrożenie nieprawdziwe, więc strach bezpodstawny”.
Nad tym, czy małpy człekokształtne mają poczucie humoru, zastanawiał się Paul McGhee. Humor definiował jako specyficzną formę zabawy czy gry intelektualnej. Jego zdaniem, najprostszym przejawem humoru jest świadome przypisywanie przedmiotom wyimaginowanych cech, bądź też posługiwanie się nimi w sposób nieprawidłowy. Takim wymyślanym ad hoc zastosowaniom rzeczy, którym nie odpowiada faktyczne ich przeznaczenie, powinna towarzyszyć wyraźna intencja rozbawienia otoczenia. Według McGhee warunkiem koniecznym podejmowania tego rodzaju zabaw jest umiejętność operowania reprezentacjami poznawczymi - posiadanie i swobodne manipulowanie wewnętrznymi, umysłowymi przedstawieniami czy wyobrażeniami realnych obiektów. Ludzkie dzieci opanowują tę zdolność pod koniec drugiego roku życia. Paula McGhee intrygowało pytanie, czy u małp można zaobserwować takie formy zachowań. Do niedawna pozostawało ono bez jednoznacznej odpowiedzi, gdyż małpy, podobnie jak ludzkie niemowlęta, nie posługują się językiem, co uniemożliwia sprawdzenie znajomości użytkowej funkcji przedmiotu, rodzi też niepewność co do ewentualnych „humorystycznych” intencji sprawcy.
Tę przeszkodę usunęły niedawno skuteczne próby nauczenia szympansów i goryli amerykańskiego języka migowego. Fouts i Mills zauważyli bowiem, że po pewnym okresie nauki języka gestów, szympansy Washoe i Lucy oraz samica goryla Koko zaczęły wykorzystywać przedmioty codziennego użytku niezgodnie z ich rzeczywistym przeznaczeniem. Washoe przekonująco udawała, że czesze się szczotką do zębów (dawała znak: szczotka do włosów), choć wiedziała, do czego faktycznie ona służy i jaki rzeczywiście odpowiada jej znak. Koko symulowała jedzenie, choć tego nie robiła naprawdę. Dla żartu też „częstowała” ludzi różnymi niejadalnymi przedmiotami (np. szalikami, patykami, kamieniami), w pełni zdając sobie sprawę z tego, że nie można ich zjeść.
Za bardziej wyrafinowaną formę humoru, pojawiającą się u dziecka wraz z opanowaniem przez nie mowy, McGhee uznał błędne nazywanie przedmiotów. Otóż Fouts i Mills zauważyli, że małpy, które przyswoiły sobie pewną liczbę znaków języka migowego, świadomie używały niewłaściwego gestu na określenie danego obiektu. Na przykład Koko użyła słowa „kwiat” w odniesieniu do rysunku ptaka, choć dobrze znała i właściwie stosowała ten ostatni znak. Małpy potrafiły też celowo zmieniać „kształt”, czyli formę znaku, co stanowi odpowiednik fonologicznej zabawy dwu- czy trzylatka brzmieniem słów. Koko, która znała znak „pić” (kciuk przy ustach, dłoń zaciśnięta w pięść, poruszana w dół i do góry), najpierw odmówiła pokazania go, a następnie przyłożyła kciuk do ucha, co sprawiało wrażenie starannie wyreżyserowanego, obliczonego na efekt gestu.
Co wynika z tych badań? Po pierwsze, uzasadnione jest przypuszczenie, że rolę decydującą w rozwoju humoru odegrała funkcja reprezentacyjna. Po drugie, prawdopodobnie warunkiem koniecznym tworzenia „intelektualnych” form komizmu jest używanie protojęzyka, czyli zbioru symbolicznych, mających konkretne odniesienie znaków, przy braku składni, która by precyzowała reguły ich łączenia. Opanowanie protojęzyka wiąże się z takim ustrukturalizowaniem rzeczywistości, przy którym konieczne staje się powołanie do istnienia jej przeciwwagi - świata fikcyjnego, wymyślonego, funkcjonującego w konwencji „jakby”, czy też „na niby”. O tym, że język determinuje obraz własnego „ja” w relacji do „innych”, świadczy jedna z reakcji Washoe. Małpa przez całe swoje życie przebywała wśród ludzi i nie widziała nigdy żyjących na wolności szympansów. Gdy po raz pierwszy stanęła z nimi „oko w oko”, nazwała je „czarnymi robakami”. Był to najwyższy wyraz pogardy wobec stworzeń niepotrafiących porozumiewać się, tak jak ona, przy pomocy języka migowego.
Przytoczone powyżej argumenty przemawiają za tym, by człowieka postrzegać nie jako całkowicie odrębny, nadrzędny gatunek, ale raczej jako kolejny szczebel w rozwoju filogenetycznym naczelnych. Właśnie tak widzi go Morris, pisząc w „Nagiej małpie”: „Naga małpa, nawet dorosła, jest małpą skorą do zabawy. To także część jej odkrywczej natury. Posuwa ona stale wszystkie sprawy do granic przesady, próbując zadziwić się, zaszokować bez uczynienia sobie przy tym krzywdy, a następnie dając upust uczuciu odprężenia salwami zaraźliwego śmiechu”. Korzystajmy więc z dobrodziejstw śmiechu, pamiętając o naszych najbliższych krewnych, którym go zawdzięczamy.