Richard Rorty Przygodność, ironia, solidarność.
3. Przygodność społeczności liberalnej.
Liberał w rozumieniu Rorty'ego - osoba, dla której najważniejszym zadaniem jest niwelowanie ludzkiego okrucieństwa.
Richard Rorty zdaje sobie sprawę, że to co uskutecznił w poprzednich rozdziałach może go narazić na zarzuty o irracjonalizm i relatywizm. Rozprawia się z tym w sposób następujący: słownik, który zawiera rozróżnienia na racjonalność i irracjonalność jest w społeczeństwie liberalnym całkowicie zbędny. Proponuje tym samym wprowadzenie słownika, gdzie takie rozróżnienie traci sens i wartość. Odbywa się to na podobnej zasadzie jak odrzucenie bluźnierstwa przez ateistę: jego słownik jest inny niż słownik teistów i w słowniku tym coś takiego jak bluźnierstwo nie ma sensu.
Co więcej, Rorty przyjmuje taki punkt widzenia również wobec swojego gaworzenia z poprzednich rozdziałów stwierdzając, że przedstawione tam koncepcje języka, jaźni i moralności nie są filozoficznymi podstawami społeczeństwa liberalnego (ponieważ w jego słowniku coś takiego jak jakiekolwiek uniwersalne podstawy czegokolwiek nie istnieją) pozwalając jednak na nowo opisywać jego cele praktyki. Kolejny raz pojawia się tu teza o negacji odkrywania (w tym przypadku podstaw filozoficznych) i podkreślenie konieczności nowego opisu.
Idealne społeczeństwo liberalne to takie, które jest całkowicie „odbóstwione”, czyli nie uznaje jakichkolwiek uniwersalnych obiektywnych pozaludzkich sił, rzeczywistości i innych tego typu pojęć, wrzucając je do worka ze śmieciami o nazwie „metafizyka”. Członkowie społeczeństwa liberalnego to ludzie, którzy uznają przygodność swoich przekonań, a jednak ich nie odrzucają. Inną konstytutywną cechą takiego osobnika jest uznanie wolności jako pogodzenia się z przygodnością.
To samo odnosi się do sumienia i moralności. Wiemy, że są przygodne ale robimy z nich użytek. Wywód ten obrazuje cytat: „Tylko założenie, że istnieje jakiś punkt widzenia do którego możemy się wznieść czyni sensownym pytanie `jeśli nasze przekonania są tylko względne, to po co trwać przy nich niezachiwanie?'” Skoro więc odbóstwiliśmy świat odrzucając takowe punkty widzenia, to nie ma powodu, żeby trapić się relatywnością przekonań, ponieważ pojęcie relatywności jest puste i bez znaczenia.
„Wszystkie przekonania, które są zasadnicze dla czyjegoś wizerunku samego siebie, są takimi, ponieważ ich obecność bądź nieobecność służy za kryterium, przy pomocy którego dzielimy ludzi na dobrych i złych, na takich, którymi chcemy być i takich którymi być nie chcemy.”
Termin „tylko względnie ważne przekonania” musimy rozumieć jako przeciwieństwo wypowiedzi, które mogą być zasadne dla tych, których rozum i sumienie są na tyle mocne, by przezwyciężyć namiętności, uprzedzenia i przesądy. Natomiast pojęcie „ważności absolutnej” traci sens, jeśli nie założymy, że jaźń dzieli na 2 części: uczestniczącą w tym co boskie i w tym co zwierzęce. Jeśli przyjmiemy tę opozycję rozumu i woli (my tzn. liberałowie) to przesądzimy kwestię na swoją niekorzyść.
Najlepiej jest zawęzić zakres obowiązywania opozycji racjonalnych i nieracjonalnych do wnętrza gier językowych. Nie należy jej stosować do ważnych przemian zachowania językowego. Tylko na takie pojęcie racjonalności możemy się zgodzić pod warunkiem, że przyjmiemy, że liczą się zmiany na poziomie języka, a nie na poziomie przekonań- zmiany kandydatur do wartości logicznej, a nie przyporządkowania tej wartości. Wewnątrz gry językowej możemy odróżnić racje przekonań od ich przyczyn, które racjami nie są.
Rozróżnienie na racje i przyczyny zaczyna tracić użyteczność kiedy już podniesiemy kwestię, w jaki sposób przychodzimy od jednego słownika do drugiego. Ci, którzy mówią starym językiem, będą uważać za całkowicie irracjonalny powab nowych metafor, nowej gry językowej. Będzie traktowany jak nowa moda. Zaś ci co będą używać nowego języka za irracjonalnych będą uważać tych, którzy trzymają się starego języka.
Jeśli przyjmiemy twierdzenie, że istnieje taki punkt widzenia, który jest usytuowany poza uwarunkowanym historycznie i tymczasowym słownikiem, jakim się w danym momencie posługujemy, z którego można ten język oceniać to będzie oznaczało, że wyrzekamy się poglądu, że istnieć mogą racje posługiwania się całymi językami. Tzn. że postęp umysłowy bądź polityczny jest racjonalny, w jakimkolwiek neutralnym wobec różnych słowników rozumieniu „racjonalności”.
Prawda postrzegana jest jako rezultat dyskursu słowników. Właściwie to wszystko jest rezultatem ścierania się słowników i różnych relacji między nimi oraz ich ewolucji. Społeczeństwo Rorty'ego jest społeczeństwem tęgich poetów i retorów, a nie naukowców, odkrywców i logików.
Społeczeństwo, którym rządziłaby „logika”, a „retoryka” byłaby zabroniona, jest czymś czego liberałowie starają się uniknąć. Najważniejsze dla idei społeczeństwa liberalnego jest to, że gdy w grę wchodzą słowa, a nie czyny, perswazja, a nie siła, to wszystko ujdzie. Tę otwartość powinno się pielęgnować bo prawda zawsze wygra w wolnej i otwartej potyczce.
Społeczeństwu liberalnemu nie służą próby wyposażenia go w „podstawy filozoficzne”. Takie próby zakładają bowiem istnienie naturalnego porządku tematów i argumentów, który jest pierwotny w stosunku do potyczek pomiędzy starym i nowym słownikiem i który nie uwzględnia ich wyniku. Kulturze liberalnej bardziej potrzeba ulepszonego opisu samej siebie niż zbioru podstaw.
Zdaniem Rorty'ego idealny ustrój liberalny to taki, w którym kulturowym bohaterem byłby Bloomowski „tęgi poeta”, a nie wojownik, kapłan, mędrzec czy poszukujący prawdy „logiczny” i „obiektywny” naukowiec”.
Taka kultura wyzbyłaby się oświeceniowego słownika, nie groziłyby jej widma „relatywizmu” i „irracjonalizmu”, a uzasadnienie społeczeństwa liberalnego uznawałaby za kwestię historycznego porównania go z innymi próbami organizacji społecznej. Byłoby to wyciągniecie wniosków z tego co mówił Wittgenstein, a mianowicie, że słowniki są wytworami człowieka i narzędziami do tworzenia innych ludzkich artefaktów (wierszy, społeczeństw utopijnych, teorii naukowych i przyszłych pokoleń).
Powinniśmy nauczyć się zbywać takie pytania jak „skąd wiesz, że głównym celem organizacji społecznej jest wolność?”. Przywiązanie do instytucji społecznych powinniśmy uważać za rzecz w nie większym stopniu wymagającą uzasadnienia przez odwołanie się do powszechnie uznawanych przesłanek niż nasz dobór przyjaciół.
Wracając do wątku mówiącego, że wszystko wywodzi się z relacji miedzy słownikami, trzeba powiedzieć, że my i społeczeństwo do którego należymy nie wymykamy się tej zasadzie. Jesteśmy efektem działań twórców (nie odkrywców), poetów którzy na bazie starych słowników budowali nowe tworząc jednocześnie nowa rzeczywistość której cześć stanowimy. Oczywiście owi twórcy nie mieli pojęcia co robią za pomocą swoich narzędzi w postaci słowników. Dopiero my patrząc retrospektywnie na ich prace widzimy jakie znaczenie ma ona dla kształtu współczesnej rzeczywistości.
Rorty sądzi, że wyobcowani są ludzie, którzy w imieniu ludzkości protestują przeciwko arbitralnym i nieludzkim ograniczeniom społecznym. Poeta i rewolucjonista protestują w imieniu samego społeczeństwa, przeciwko tym aspektom społeczeństwa, które sprzeniewierzają się jego własnemu wyobrażeniu o sobie.
Liberalne społeczeństwo to takie, którego ideały można zrealizować przez perswazję nie przez przemoc, przez reformę, a nie przez rewolucję. Idealne społeczeństwo liberalne nie posiada innego celu niż prócz wolności, żadnego zamysłu prócz gotowości do obserwacji, jak przebiegają potyczki pomiędzy językowymi i innymi praktykami, a propozycjami praktyk nowych, i podporządkowanie się ich wynikom.
Przyjąć tożsamość, która kwalifikuje nas do państwa liberalnego to uznać swój język, swoje sumienie, swoją moralność i swoje największe nadzieje za coś przygodnego za przygodny wybór, za udosłownienie czegoś, co niegdyś było przypadkowo powstałymi metaforami.
4. Prywatna ironia i liberalna nadzieja.
Każdy człowiek posiada swój własny słownik finalny (zestaw podstawowych słów, którymi uzasadnia swoje działania, przekonania, wyraża pochwałę, plany, wątpliwości, nadzieje, opowiada historię życia.) Niewielka jego część to słowa w rodzaju: 'prawdziwy', 'dobry', 'piękny', część większa bardziej konkretne: 'przyzwoitość', 'życzliwość', 'Kościół' itp. Finalny dlatego, ponieważ, są dla użytkownika ostatnią instancją językową gdy zakwestionuje się wartość tych słów, ich użytkownik może jedynie popaść w błędne koło argumentacji, pozostać bierny lub odwołać się do siły.
'Ironistka' to osoba, która:
odczuwa wątpliwości co do swojego słownika finalnego, ponieważ zrobiły na niej wrażenie inne słowniki finalne (inni ludzie, książki)
zdaje sobie sprawę, że rozumowanie wyrażone w jej obecnym słowniku nie może potwierdzić ani rozproszyć tych wątpliwości
o ile filozofuje na temat własnej sytuacji, nie uważa by jej słownik był bliższy rzeczywistości od innych; (filozofująca ironistyka uważa, że wyboru pomiędzy słownikami dokonuje się wygrywając nowe przeciwko staremu)
Przeciwieństwem ironii jest zdrowy rozsądek. To hasło tych, którzy wszystko co ważne, bez wahania opisują za pomocą słów zaczerpniętych z finalnego słownika. Mieć zdrowy rozsądek znaczy traktować jako fakt nie podlegający dyskusji, że wypowiedzi sformułowane w tym finalnym słowniku, wystarczają do opisu i oceny przekonań, działań i życia tych, którzy mają odmienne słowniki finalne.
W dyskusji z wyznawcami zdrowego rozsądku stają się oni „metafizykami”. W tym rozumieniu „metafizyk” to ktoś kto przyjmuje, że obecność jakiegoś słowa w jego własnym słowniku finalnym daje gwarancje, że odnosi się do czegoś co posiada rzeczywistą istotę.
Ironistka jest historycystką i nominalistką- uważa, że nic nie posiada swoistej wewnętrznej natury, rzeczywistej istoty. Cały czas martwi się, że urodziła się w innym niż powinna plemieniu, że nauczono ją nie tej co trzeba gry językowej.
Metafizyk powie na to, że nie ważne jakiego języka się używa, ważne co jest prawdą. Wierzy, że na zewnątrz istnieją istoty rzeczywiste, których odkrywanie jest naszym obowiązkiem i które gotowe są pomóc w odkrywaniu siebie samych.
Ironiści nie sądzą aby poszukiwanie słownika było uchwyceniem czegokolwiek poza samym słownikiem. Kryteria nie są nigdy niczym więcej niż banałami, które kontekstowo definiują terminy będące akurat w użyciu słownika finalnego.
Z powodu tych różnic ironiści i metafizycy inaczej podchodzą do książek. Dla metafizyków zbiory biblioteczne dzieła się według dyscyplin odpowiadającym różnym dziedzinom wiedzy. Wg. ironistów według tradycji, którą kształtowały kolejne pokolenia pisarzy.
Filozofia dla „metafizyka” jest zdefiniowana przez odniesienie do kanoncznej sekwencji Platon-Kant i stanowi próbę uzyskania wiedzy o dość ogólnych rzeczach.
Dla ironistki filozofia zdefiniowana w ten sposób to usiłowanie stosowania i rozwijania określonego, uprzednio wybranego słownika finalnego. Takiego, który obraca się wokół różnicy między zjawiskiem i rzeczywistością.
Dla ironistki poszukiwaniom słownika finalnego nie jest pisane zbiec się w jednym punkcie. Zdania takie jak: „prawda jest niezależna od ludzkiego umysłu” są dla niej zwykłymi banałami- lokalnym słownikiem finalnym, zdrowego rozsądku Zachodu. Słowniki finalne uznaje ona bardziej za osiągnięcia poetyckie niż za owoce wnikliwego badania prowadzonego zgodnie z uprzednio sformułowanymi kryteriami.
Metafizycy są przekonani, że mamy już znaczną część „właściwego” języka finalnego i jedyne co musimy zrobić to przemyśleć jego konsekwencje. M. sądzą, że dociekanie filozoficzne polega na tym, że wskaże się relacje pomiędzy rozmaitymi banałami, które dostarczają kontekstowych definicji słów tego słownika.
Ironistka banałami nazwie to, co metafizyk nazwie intuicjami. Twierdzi, że gdy wyzbywamy się jakiegoś starego banału to dokonujemy zmiany, a nie odkrywamy świat.
Metafizyk sądzi, że mamy obowiązek intelektualny polegający na przedstawianiu poglądów na poparcie naszych kontrowersyjnych tez- argumentów, które wychodzić będą od mniej kontrowersyjnych przesłanek. Natomiast ironistka powie, że argumenty logiczne, są bardzo dobrym środkiem dydaktycznym, ale nie są niczym więcej niż metodą zmuszenia ludzi do zmiany ich praktyk w taki sposób by nie musieli przyznawać, że to robią.
Rorty definiuje dialektykę jako próbę wygrywania przeciw sobie słowników, jako częściowe zastąpienie wnioskowania opisywaniem na nowo. Hegel to dla niego wzorzec ironisty. Komentatorów Hegla, pisarzy Heinego i Kierkegaarda Rorty traktuje jak „emblematy pewnych słowników finalnych oraz przekonań i pragnień właściwych ich użytkownikom”. Ironiści mają nadzieję, że poprzez nieustanne opisywanie świata na nowo stworzą sobie jaźnie najlepsze z możliwych.
Rorty nazywa też dialektykę „krytyką literacką”. Ironiści czytają krytyków literackich i uważają ich za moralnych doradców, dlatego że ci mają szeroki krąg znajomych. Są doradcami moralnymi dlatego, że są obyci.
Z upływem stulecia coraz bardziej rozszerzano zasięg krytyki literackiej. Zamiast zastąpić termin „krytyka literacka” czymś w stylu „krytyk kulturowa”, rozciągnięto słowo literatura tak, aby obejmowało wszystko co krytykują krytycy
Słowo literatura obejmuje dziś bodaj każda książkę, o której można stwierdzić, że ma wymowę moralną, stosowanie tego terminu nie ma nic wspólnego z obecnością w tej książce wartości literackich. Od krytyka wymaga się obecnie, by ułatwiał nam refleksję moralną, proponował poprawki do kanonu moralnych wzorców.
Wnoszeniu się krytyki literackiej do pozycji, która panuje w obrębie wysokiej kultury państw demokratycznych, towarzyszył wzrost liczby ironistów, w porównaniu do metafizyków, pośród intelektualistów. Pogłębia się przepaść między intelektualistami, a resztą społeczeństwa. To zaś prowadzi do oskarżeń ironicznych intelektualistów o „nieodpowiedzialność”. Niektóre z tych oskarżeń wychodzą od ignorantów, do których zaliczają się: fundamentaliści religijni, ci spośród naukowców, którzy nie rozumieją, że bycie naukowym nie jest najwyższą cnotą intelektualną, oraz filozofowie dla których to, że racjonalność domaga się tworzenia ogólnych zasad, stanowi artykuł wiary.
Opis sporu Rorty'ego z Habermasem. W dużym skrócie: Habermas, jak inni metafizycy, nie ufa czysto „literackiej” koncepcji filozofii, uważają, że liberalne wolności polityczne wymagają jakiegoś uzgodnienia tego, co jest uniwersalnie ludzkie.
Ironiści, którzy są zarazem liberałami, sądzą, że wolności te nie wymagają zgody, co do żadnej bardziej podstawowej kwestii niż to, że są pożądane. Jeśli zadbamy o wolność polityczną, prawda i dobro same się obronią.
Wolna dyskusja to nie dyskusja wolna od ideologii, lecz taką która ma miejsce, gdy prasa, sądownictwo, wybory i uniwersytety są wolne, mobilność społeczna jest duża, wyższe wykształcenie rozpowszechnione, a pokój i dobrobyt zapewniają sporo wolnego czasu.
Społeczne spoiwo, które utrzymuje idealne społeczeństwo liberalne, to niewiele więcej niż zgoda co do tego, że celem organizacji społecznej jest danie szansy stwarzania siebie na miarę najlepszych jego możliwości oraz że dla realizacji tego celu potrzebne są, prócz pokoju i dobrobytu, typowe „wolności burżuazayjne”.
W idealnym społeczeństwie dyskusja publiczna dotyczyć będzie następujących kwestii:1. jak równoważyć potrzeby pokoju, dobrobytu i wolności, gdy okoliczności wymagają od nas abyśmy poświęcili jedną z nich dla innej 2. jak wyrównać stwarzania siebie, a następnie pozostawić ludziom swobodę wykorzystania lub zmarnowania tych szans.
Nasza ironistka jest typową nowoczesną intelektualistką, a jedyne społeczeństwa, które dają jej swobodę artykulacji wyobcowania, to społeczeństwa liberalne.
Ironizm, tak jak definiuje go Rorty wyrasta ze świadomości siły nowego opisu, lecz większość ludzi nie chce by ich na nowo opisywano. Ironistka mówi im, że język, którym się posługują, może zostać przez nią i jej podobnych zawłaszczony.
Opisując na nowo ironistka, będąc zagrożeniem dla naszego słownika finalnego, a przeto dla naszej zdolności zrozumienia siebie we własnych, a nie w jej kategoriach, podsuwa myśl, że nasza jaźń i nasz świat są błahe, przestarzałe, bezsilne.
Jednak nowy opis i ewentualne upokorzenie są silniej związane z ironizmem niż z metafizyką. Metafizyk opisuje na nowo, nawet jeśli czyni to w imię rozumu, a nie wyobraźni. Metafizyk uważa, że zachodzi związek między nowym opisem a mocą i że właściwy nowy opis może uczynić nas wolnymi. Ironistka nie oferuje podobnego zapewnienia. Przyznaje, że nasze szanse na wolność są zależne od historycznych przygodności, na które nasze opisy samych siebie mają jedynie okazjonalny wpływ. Tym o co oskarża się ironistke nie jest skłonność do upokarzania tylko niezdolność do nadawania mocy.
Nie ma powodu, dla którego ironistka nie mogłaby być liberałem. Nie może być jedynie dynamicznym i postępowym liberałem takim jakimi są liberałowie metafizycy. Nie potrafi jak oni, zaoferować społecznej nadziei.
Pomiędzy liberalną ironistką, a liberalnym metafizykiem zachodzą 2 różnice. Pierwsza dotyczy ich rozumienia tego co dla liberalizmu może uczynić nowy opis, druga ich rozumienia związku pomiędzy publiczną nadzieją, a prywatna ironią.
Liberalna ironistka musi najlepiej jak tylko może zaznajomić się w wyobraźni z alternatywnymi słownikami finalnymi nie tylko ku własnemu wzbogaceniu, ale także po to, by rozumieć obecne i możliwe upokorzenie ludzie, którzy posługują się alternatywnymi słownikami.
Liberalny metafizyk pragnie słownika finalnego, który by posiadał wewnętrzną i organiczną strukturę. Takie, którego rozróżnienie publiczne-prywatne nie przepoławia. Liberalny metafizyk nie chce zwyczajnej składanki.
Podczas gdy liberalny metafizyk sądzi, że dobry liberał wie, iż niektóre kluczowe twierdzenia są prawdziwe, liberalna ironistka uważa, że dobry liberał posiada pewną wiedzę praktyczną. Liberalizm ironistki polega na umiejętności rozumienia funkcji wielu różnych zbiorów słów.
Richard stosuje rodzaj żeński do określenia postaci z którymi Rorty sympatyzuje np. 'liberalna ironistka', w rodzaju męskim postaci z którymi polemizuje np. 'metafizyk'