Polska Prezydencja, czyli megawrzuta –
Rafał Ziemkiewicz
Aktualizacja: 2011-07-2 10:23 am
Wszystkim, którzy ulegli entuzjazmowi, jaki to sukces i radość i duma, a zwłaszcza tym, którzy
ten entuzjazm usilnie krzewią, pozwolę sobie zadać jedno pytanie: czy w ogóle wiedzą, czemu
Polska od dzisiaj “przewodzi”?
Nie, nie “Europie”. Żaden z traktatów europejskich nie przewiduje czegoś takiego, jak “przewodzenie
Europie” jako takiej. Traktaty te, ostatecznie zebrane i uporządkowane przez Traktat Lizboński,
precyzują dokładnie, kto zarządza Unią Europejską. Są to Parlament Europejski, czyli jakby wspólna
władza ustawodawcza, Komisja Europejska, czyli jakby europejski rząd, Rada Europejska z jej
przewodniczącym, zwanym potocznie “prezydentem Unii Europejskiej” (choć z uwagi na posiadane
uprawnienia sensowniej byłoby nazywać go raczej “królem”), który Unię “reprezentuje”, i wreszcie
Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, zwany
potocznie “ministrem spraw zagranicznych Europy”, do którego należy wyłączność na reprezentowanie
Unii w kontaktach zewnętrznych.
Któremu z tych ciał przewodniczy Polska? Którym z nich, konkretnie, zarządza od dnia dzisiejszego
przez najbliższe pół roku?
Zawieszę to pytanie, żeby dać uczestnikom naszej zgaduj-zgaduli czas do namysłu, a tymczasem
powiem coś ważnego, czego jakoś w ostatnich dniach nie wyartykułowano, albo wyartykułowano za
słabo: Ojciec Tadeusz Rydzyk nie ma za co przepraszać. Nie powiedział niczego horrendalnego. Ojciec
Rydzyk stwierdził (ciekawe, że nikt go nie cytował dokładnie, a wszyscy tylko polemizowali z bliżej nie
skonkretyzowanym “szkalowaniem Polski”), że w naszym państwie stosuje się dziś totalitarne metody.
Czy to nieprawda?
Główna służba specjalna, odpowiednik niemieckiej BND czy amerykańskiej FBI, zgodnie z prawem
powołana do tropienia “poważnych zagrożeń” dla porządku konstytucyjnego i gospodarki, wszczyna i
prowadzi śledztwo przeciwko autorowi strony internetowej zbierającej rozmaite żarty z prezydenta. Czy
to jest do pomyślenia w kraju demokratycznym?
Sędzia działający w imieniu Rzeczypospolitej wydaje wyrok 10 miesięcy więzienia na ucznia, który
nabazgrolił na ścianie szkoły obelżywe antyrządowe hasło. Inny sędzia upokarza lidera opozycji,
wysyłając go na badania psychiatryczne pod pretekstem, że przyznał się do brania leków
uspokajających w dwa lata po zdarzeniach, które ów sędzia miał rozstrzygać.
Komendant wojewódzki policji wydaje swym podwładnym służbowe polecenie, aby podczas
zabezpieczania imprez sportowych wyłuskiwali z tłumu i aresztowali osoby trzymające antyrządowe
transparenty. Za jeden z takich transparentów – z napisem “Tola ma Donalda, Donald ma Tole” – kilka
osób zostaje aresztowanych, we własnych mieszkaniach, w parę godzin po meczu, a prokurator stawia
im zarzuty zagrożone karą trzech lat więzienia!
To nie są totalitarne metody? Rząd i jego propagandyści zbywają sprawę słowem “nadgorliwość”. A to,
że w Polsce służby podsłuchują prawie 29 obywateli na tysiąc, gdy w Niemczech ten sam wskaźnik
wynosi 0,2 obywatela na tysiąc, to też nadgorliwość? A skazywanie opozycyjnych dziennikarzy na
dotkliwe grzywny z osławionego artykułu 212, który karze za krytykowanie “osób publicznych”, nawet
jeśli krytyka ta jest w całości oparta na prawdzie – też nadgorliwość? Moim zdaniem to tłumaczenie
fałszywe, ale nie będziemy o tym teraz dyskutować. Gołym okiem widać, że w Polsce dochodzi coraz
1
częściej do zdarzeń typowych dla krajów totalitarnych, i że histeryczne oburzenie na Ojca Rydzyka oraz
okrzyki o “szkalowaniu Polski” są dokładnie tym samym, czym niegdyś nieustające oburzenie “Trybuny
Ludu” na “szkalowanie ustroju i najwyższych władz PRL”, a tym samym “mas pracujących miast i wsi”
przez “grupki renegatów na żołdzie obcych wywiadów”.
Warto się zastanowić, dlaczego w takim razie polski minister spraw zagranicznych robi z siebie idiotę,
wysyłając oficjalną notę dyplomatyczną do Watykanu w błahej sprawie, choć z góry wiadomo, co
Watykan dyplomatycznie odpowie? Oszalał?
Nie. Polski minister wie oczywiście doskonale, że ta nota jest absurdem, a jako członek Rady Ministrów
i prominentny działacz PO wie też lepiej niż ktokolwiek inny, jak daleko i coraz dalej obecnej władzy do
standardów demokratycznych. Minister po prostu produkuje w ten sposób “newsa”, czyli, jak zwykło się
to nazywać, “wrzutkę”.
Proszę zauważyć. W tym samym czasie “Gazeta Wyborcza” informuje o tym, że prokuratora, który
doskrobał się do podejrzanych sprawek i bez tego po wielekroć już podejrzanego szefa ABW, odsunięto
bezceremonialnie od śledztwa. Gazeta, akurat, zdecydowanie prorządowa (ale jak to w mafii, i u nas w
szeroko pojmowanych sferach władzy są różne frakcyjne dintojry), więc nie można tej sprawy tak łatwo
zbyć okrzykami o “pisowcach”. Zwłaszcza, że dzień później “Dziennik”, też niepisowski, podaje, że za
tropienie tych samych “domniemanych nadużyć” bliski szefowi ABW wiceminister finansów
zdymisjonował szefa jednej z Izb Skarbowych. Łatwo skojarzyć te zdarzenia z niedawnym odsunięciem
od śledztwa smoleńskiego prokuratora, który ponoć miał czelność dobierać się do odpowiedzialnych za
organizację fatalnego lotu (czy też raczej jej brak) ministrów.
Sprawa śmierdzi na kilometr, ale rozeszła się po kościach, pozostała w obiegu gazetowym – a z tych 14
milionów Polaków, którzy rozstrzygają o wyniku wyborów, gazety czyta tylko milion, i to tych akurat,
którzy i tak swoje wiedzą. Do reszty przemówić by mogła tylko telewizja, więc nie przypadkiem
telewizje, wzięte przez władzę krótko za pysk, o sprawie nie wspomniały, ujadając za to, jak okropnie
oszkalował Polskę ten straszny Rydzyk, i jak słusznie minister Sikorski daje mu odpór. A w gazetach
przemknęło cichutko, że premier Tusk do szefa ABW Bondaryka “nadal ma zaufanie”. Ja myślę. Facet,
który się tyle napodsłuchiwał, na pewno wie o władzy takie rzeczy, że śmiałby Tusk zaufanie do niego
stracić! (Ale “świętych krów nie ma”, prawda, panie premierze?)
Oczywiście, to tylko drobny przykład. Lista newsów, które nie docierają do milionów karmionych
optymistyczną, telewizyjną papką, jest długa. Rząd, na przykład, właśnie rąbnął cztery miliardy złotych z
tzw. rezerwy demograficznej, przeznaczając je na wypłatę bieżących emerytur. Polska jest krajem
sukcesu, a przejada rezerwy odłożone na czarną godzinę, ciekawe, prawda?
NIK stwierdził miliardowe marnotrawstwo w kopaczowej służbie zdrowia. Ciszej nad tą białą trumną.
Kolejne trzy miliardy – prawie tyle, ile trzeba było rąbnąć z rezerwy demograficznej na ratowanie wypłat
emerytów – stracił budżet wskutek “błędnych decyzji” jednego tylko urzędu celnego; każde dziecko wie,
jaki jest mechanizm takich “błędnych decyzji”, ale nie można tego wprost napisać, bo artykuł 212 wciąż
obowiązuje…
Osobny rozdział tego, co nie dociera do ogłuszonych entuzjazmem i optymizmem mas, to nasze
sukcesy międzynarodowe. Na przykład, Niemcy obiecali, że “jeśli będzie potrzeba”, to zakopią tę rurę,
którą nam zatkali port w Świnoujściu, pod dnem. Jak mogą to Niemcy obiecywać, skoro wszyscy
fachowcy są zgodni, że gdy już rurą gaz puszczono, to o jej zakopywaniu mowy nie ma? Spoko, mogą.
Przecież powiedzieli: jeśli będzie trzeba. A kiedy może się pojawić taka potrzeba? Kiedy port w
Świnoujściu się rozwinie i zacznie przyjmować większe statki. A kiedy może się rozwinąć? Dopiero po
2
odetkaniu, czyli zakopaniu rury. Czysty “Paragraf 22″. Minister Sikorski, pogromca Rydzyka, stoi obok
składającej tę obietnicę Angeli Merkel z kamienną twarzą i udaje, że nie rozumie, że pani kanclerz sobie
z nas jaja robi w żywe oczy. A może, co gorsza, naprawdę nie rozumie.
A w przeciwną stronę? Rosja zniosła embargo na unijne warzywa, ale na polskie nie zniosła. Bo polskie
ogórki mają “złą historię kredytową” i Rosja “nie ma zaufania” do naszych inspekcji sanitarnych. Patrzcie
Państwo na tę symetrię. My mamy do Rosji zaufanie stuprocentowe, w każdej sprawie, z tak
brzemienną w skutki, jak śmierć prezydenta i całej oficjalnej delegacji na Obchody Katyńskie. O nic nie
pytamy, niczego nie kwestionujemy, bo ufamy jak dzieci matce – spróbowalibyśmy nie ufać! Wojny
przecież Rosji nie wypowiemy.
A oni nie ufają nawet naszej inspekcji sanitarnej. I co im możemy? Skoczyć. Bo przecież to ten właśnie
rząd zgodził się trzy lata temu, żeby Rosja polskie produkty traktowała nie jako unijne, tylko osobne,
ogłaszając zresztą tę kapitulację – jak każde swoje posunięcie – wielkim sukcesem.
Taka właśnie jest dziś nasza pozycja w polityce międzynarodowej. I tu czas wrócić do naszego quizu:
czemu przewodniczy od dziś Polska? Prawidłowa odpowiedź: Radzie Unii Europejskiej. Tak, kto
sprawdził w przeglądarce, zasłużył na pochwałę, ale taka odpowiedź to jeszcze żadna odpowiedź. Bo
proszę o wyjaśnienie: co to takiego ta Rada Unii Europejskiej? Albo konkretnie zapytajmy: jakie decyzje
podejmuje Rada Unii Europejskiej?
Otóż odpowiedź brzmi: żadnych! Rada Unii Europejskiej to ciało fasadowe, które Traktat Lizboński
pozbawił wszelkich, i tak zresztą zawsze nader skromnych uprawnień, przekazując je nowo utworzonej
Radzie Europejskiej pana Van Rompuya. Wspomniana rada tworzona jest przez urzędników niskiego
szczebla, ministerialnych, i może jedynie składać wnioski do Komisji i Parlamentu Europejskiego.
Innymi słowy, powierzenie “prezydencji Unii Europejskiej” Polsce znaczy mniej więcej tyle, co
przyznanie Wrocławowi tytułu “Europejskiej Stolicy Kultury”. Można oczywiście się cieszyć i krzyczeć,
że Wrocław będzie stolicą Europy, ale… No, jest jedna różnica na korzyść Wrocławia: o tytuł “stolicy
kultury” była jakaś konkurencja (choć tylko między Polakami, bo z rozdzielnika wypadało, że rotacyjną
współstolicą ma być w 2016 roku miasto polskie) a zaszczyt “prezydowania” Unii Europejskiej dostaje
każdy rząd po kolei, co pół roku.
Cały sukces polega na tym, że rząd Tuska wreszcie się doczekał polskiej kolejki. I chwycił się tego faktu
rękami i nogami, bo to przecież megawrzuta, okazja do przykrycia wszystkich coraz gorzej
wyglądających spraw propagandowym picem i sterowaną radością z naszego wielkiego, europejskiego
triumfu!
Cóż, w moim wieku pamiętam jeszcze Gierka i jego “propagandę sukcesu”. Pamiętam, jak byliśmy
dziesiątym mocarstwem gospodarczym świata, i pamiętam, jak wszystkie media pękały z dumy, gdy
Gierek zorganizował w Warszawie światowy szczyt dyplomatyczny – spotkanie samego Breżniewa z
którymś z prezydentów Francji. Europejski, światowy właściwie mąż stanu, u którego Wschód się
spotyka z Zachodem! Jakaż to wielka była wtedy ta “druga Polska”, i jakie sukcesy odnosiła, zanim się z
dnia na dzień wszystko zawaliło wskutek gorliwie osłanianych tą propagandową zadymą długów,
chaosu i totalnego rozprzężenia.
Niektórzy z propagandystów władzy, chcąc zachować przed samymi sobą twarz, uzupełniają ten
absurdalny spektakl zupełnie bezzasadnego triumfu wyrażaniem obaw, że “nasza prezydencja
przypada na trudny okres”, bo kryzys euro, rewolucje… Bez żartów, proszę. Myśleć, że z tytułu
“prezydencji” Europa oczekuje po nas zaradzenia powyższym plagom to tak, jakby wystrojony portier
3
przed luksusowym, ale coraz mniej zarabiającym hotelem zastanawiał się, jakiej rady udzieli
dyrektorowi, gdy ten go zapyta o strategię wyjścia z narastającego deficytu.
Inni znowu, by nie wyjść na zupełnie bezkrytycznych, pozwalają sobie na dąsik, że “nie określono ściśle
priorytetów naszej prezydencji”, co akurat nie jest prawdą. Priorytet jest jeden, jasny, choć nigdzie nie
sformułowany otwarcie: lans. I nie chodzi bynajmniej o deklarowane “promowanie Polski w Europie”, bo
99 proc. Europy nie wie, kto akurat “sprawuje prezydencję” i guzik to kogo obchodzi. Tu chodzi o
promowanie Tuska i rządzącej ferajny w samej Polsce, jako rzekomo wielkich, europejskich
rozgrywających, jako rzekomo mężów stanu poważanych przez naszych zachodnich aliantów, jakoby
na ich miarę i na miarę świata.
No cóż, przygotujmy się na ten do szpiku gierkowski, wielomiesięczny festiwal absurdu. Polska rządzi
Europą! Zaszczyt! Sukces! Potęga! Koncerty, wystawy, filmy, bajery, lasery, miliony, jeśli nie miliardy
złotych wywalane w powietrze na fajerwerki – niech się naród tym zachwytem zachłyśnie i upoi, niech
tańczy śpiewa, niech korzysta z darmowego piwka i kiełbasek (sam za nie płaci, ale skoro tego nie
rozumie, tym lepiej), i niech nie trzeźwieje jeszcze przez parę miesięcy. Aby do wyborów.
Rafał Ziemkiewicz
4