PG 9 Polityka rolna problem KRUS id 355253

background image

+zobacz więcej

autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa

Barbara Fedyszak-Radziejowska 16-12-2010, ostatnia aktualizacja 16-12-2010 01:00

Szukanie pieniędzy u rolników i to pod hasłem „zrównania” jest przejawem tchórzostwa. Łatwo
zadzierać ze słabszymi – pisze socjolog

Gdyby w systemie ubezpieczeń społecznych nie było KRUS, trzeba
byłoby go wymyślić, bo świetnie gra rolę Cygana „wieszanego” w
świetle medialnych reflektorów zawsze wtedy, gdy rząd szuka
oszczędności.

Tym razem dyskusję o reformie KRUS wywołała decyzja Trybunału
Konstytucyjnego z 26 października 2010 r. uznająca za
niekonstytucyjne finansowanie składki zdrowotnej rolników przez
budżet państwa. Trybunał przychylił się do wniosku rzecznika praw
obywatelskich, śp. Janusza Kochanowskiego, który budżetowe

finansowanie ubezpieczeń zdrowotnych rolników uznał za przykład jaskrawej nierówności
społecznej.

Kiedy Janusz Kochanowski przygotowywał swój wniosek, w trakcie zorganizowanego przezeń
seminarium, próbowałam uzasadnić racjonalność KRUS, ale jak widać, bezskutecznie.

Odbieranie nadmiaru

Przyznam, że dość żartobliwie potraktowałam ówczesną próbę RPO „zrównywania nierównych”
wedle zasady: jeśli sprawiedliwie, to równo. Dzisiaj już nie bawią mnie nawoływania polskich elit do
zmniejszania nierówności społecznych i redukowania nadmiernej polaryzacji dochodów poprzez
odbieranie – oczywiście rolnikom – domniemanego „nadmiaru” posiadanych przez nich środków
finansowych.

Symbolem tego nadmiaru bywają unijne płatności bezpośrednie, środki kierowane na wieś w
ramach unijnej polityki lub dotacje budżetowe do ubezpieczeń emerytalnych i zdrowotnych rolników.

Jeśli znamy obszary niedostatku w Polsce i wiemy, jaka jest skala nierówności społecznych, to
medialne szukanie pieniędzy w domniemanych przywilejach rolników naprawdę przestaje być
zabawne. Tym bardziej że proponowana przez rząd PO „polaryzacyjno-dyfuzyjna” wizja rozwoju
gospodarczego (Raport Polska 2030) jest uzasadnieniem do takich poszukiwań.

Rozumiem, że trzeba szukać oszczędności w dobie kryzysu, deficytu budżetowego oraz
narastającego długu publicznego. Jednak to, gdzie ich szukamy i dlaczego właśnie tam, a nie gdzie
indziej, ujawnia gorzką prawdę o zaniku poczucia wspólnoty i odpowiedzialności wśród części
polskich elit. Tylko sporadycznie pojawiają się teksty, w których poszukiwanie odpowiedzi na
pytanie, co naprawdę dzieje się z naszymi pieniędzmi, nie kończy się w KRUS.

Dobrym przykładem jest artykuł prof. Jerzego Żyżyńskiego („Rzeczpospolita”, 26.11.2010), który
na to pytanie odpowiada tak: „Od 2004 roku ma miejsce znaczny odpływ z Polski dochodów
odzwierciedlony we wzroście ujemnego salda dochodów (...) w minionym roku ten odpływ to ponad
50 mld (!!!) zł, a przez ostatnie sześć lat to (...) średniorocznie prawie 41 mld zł (!!!)”. I jakkolwiek
Jerzy Żyżyński uważa ten odpływ za nieunikniony – są to głównie wynagrodzenia wypłacane
kadrom kierowniczym firm sprywatyzowanych na rzecz kapitału zagranicznego – to jednak dodaje;
„wystarczyłoby anulować skandaliczny przywilej opodatkowania dochodów osobistych menedżerów
podatkiem dla firm 19 proc., poprzez tzw. samozatrudnienie”, a wypływ budżetowych pieniędzy
byłby mniejszy.

Dwa końce kija

Nie wiedziałam, że samozatrudnienie to kij o dwóch końcach. Pierwszy utrudnia życie pracownikom
zmuszanym przez firmy do samozatrudnienia (ich zdolność kredytowa jest mniejsza, a składki
emerytalne opłacane na minimalnym poziomie). Drugi koniec kija, jak widać, ułatwia życie najlepiej
zarabiającym menedżerom, którzy zapewne nie mają problemów ze zdolnością kredytową.

Żyżyński zwraca także uwagę na inny problem, na tajemnicze zniknięcie z budżetu 50 mld zł (!!),

Fedyszak-Radziejowska: czy oszczędzać na wsi (wersja do druku)

1 z 3

background image

których wypływ w bilansie płatniczym za 2009 rok nie jest potwierdzony żadnymi kwitami, co
znaczy, że nie wiemy, co się stało z tymi pieniędzmi. Saldo błędów i opuszczeń od 2008 roku
wzrosło dwukrotnie; „można domniemywać, że znaczna część nierejestrowanych przepływów była
konsekwencją ominięcia zobowiązań podatkowych wobec państwa”.

Przytoczone przez Żyżyńskiego kwoty dają w sumie ok. 100 mld zł, którymi nikt się szczególnie nie
przejmuje. Natomiast dopłacane do KRUS 15 mld zł (w tym 2,3 mld zł na ubezpieczenia zdrowotne
w 2009 roku) budzi wielkie emocje i gwałtowne pragnienie zmniejszenia „nierówności” między
rolnikami a przedsiębiorcami.

Europa dotuje rolników

Może nonsens porównywania sytuacji przedsiębiorców i rolników będzie łatwiejszy do zrozumienia,
gdy dodam, że rolnicy, którzy prowadzą dodatkową, pozarolniczą działalność gospodarczą muszą
przejść do ZUS, jeśli kwota należnego z tej działalności podatku przekracza, jak w 2009 roku, 2835
zł. Innymi słowy, rolnik, który w swojej małej firmie pozyskuje dochód na poziomie mniej więcej 14,8
tys. zł rocznie (!), musi wyjść z KRUS.

Chciałabym poznać przedsiębiorcę, który nie bankrutuje, gdy jego roczny dochód wynosi 15 tysięcy
zł. Bo to, że nie bankrutuje rolnik, jest zrozumiałe; ma własną żywność, dom i ziemię, które co
prawda nie przynoszą dochodu, ale pozwalają godnie znosić niedostatek. Na tym polegają
chłopskie „przywileje”.

W tym miejscu muszę (!) przypominać kilka nie dla wszystkich oczywistych spraw. Po pierwsze,
polscy rolnicy płacą podatek rolny oraz składkę na ubezpieczenia społeczne (do której państwo
dopłaca). Od 2009 roku nastąpiły w KRUS zmiany – składka rośnie wraz z liczbą posiadanych
hektarów.

Świadczenia społeczne rolników są dotowane także we Francji (65 proc.), Austrii (70 proc.),
Finlandii (70 proc.), Grecji (100 proc.), Niemczech (77,5 proc.).

W UE, a także w Norwegii i Szwajcarii większa część rolniczych dochodów pochodzi z płatności
bezpośrednich. To cecha cywilizowanych krajów, w których niskie ceny żywności na rynku nie
oznaczają (!) nędzy rolników, jak to bywa w Ameryce Południowej czy w Chinach.

Z niezrozumiałych powodów tylko w Polsce zadaje się dziwne pytanie; właściwie dlaczego mamy
dopłacać do ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych rolników? Towarzyszy temu postulat – trzeba
„zrównać” rolników z innymi! Jednak, jeśli chcemy równać podobne, to większość polskich
gospodarstw rolnych – w wymiarze dochodowym – trzeba równać z osobami bezrobotnymi i
matkami na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. Bo te grupy też nie mają wystarczających
dochodów, by samodzielnie opłacać swoje składki.

Wieś się zmienia

Właściciele niedużych gospodarstw (aż 93,5 proc. ubezpieczonych w KRUS ma mniej niż 20 ha) –
jak to z chłopami zawsze bywało – radzą sobie z brakiem dochodów. I nie pobierają zasiłków dla
bezrobotnych. Pracują, bo prowadzą gospodarstwo rolne, produkują żywność – głównie na
„samozaopatrzenie”, nie głodują i dorabiają, gdzie tylko się da.

Jeśli znajdą pracę poza rolnictwem, nie rezygnują z gospodarstwa, bo zagrożenie bezrobociem jest
w Polsce duże, a praca niepewna. Jeśli zaś praca jest w miarę pewna i dochodowa, wychodzą z
KRUS i przechodzą do ZUS lub OFE. Liczba ubezpieczonych i korzystających z ubezpieczeń w
KRUS z roku na rok maleje.

Budżet państwa opłacał w 2009 roku składki zdrowotne 1 482 000 rolników. Przypominam, że
gospodarstw rolnych otrzymujących płatności jest w Polsce ok. 1,5 miliona. W gospodarstwie są
zwykle dwie osoby (mąż i żona), czyli minimum 3 miliony potencjalnych KRUS-owców. Ale realnych
uczestników KRUS jest dzisiaj dwa razy mniej. To oznacza, że rozwój gospodarczy, więcej miejsc
pracy, wyższy poziom wykształcenia mieszkańców wsi zmienia rzeczywistość na lepsze.

Rewolucyjne posunięcia zmienią tylko tyle, że ukryte w rolnictwie bezrobocie stanie się jawnym,
czyli wymagającym zasiłków i pomocy socjalnej. Naprawdę tego chcemy?

Szukanie pieniędzy u rolników i to pod hasłem „zrównania” jest moim zdaniem przejawem
tchórzostwa – łatwo „zadzierać” ze słabszymi – oraz swoistej agrofobii. Po rolnikach można
bezkarnie „jeździć jak po łysej kobyle”. Rolnicy, mimo unijnych dopłat, które nieco poprawiły ich

Fedyszak-Radziejowska: czy oszczędzać na wsi (wersja do druku)

2 z 3

background image

Rzeczpospolita

sytuację, nadal są w swojej masie najbiedniejszą (poza bezrobotnymi, rodzinami wielodzietnymi –
często wiejskimi, oraz emerytami – też wiejskimi) grupą społeczno-zawodową.

We współczesnym świecie wagę rolnictwa mierzy się nie tyle poziomem dostarczanego PKB, ile
faktem, że produkuje żywność, a to towar równie strategiczny jak gaz, ropa czy węgiel, to kwestia
racji stanu.

Rolnictwo to także swoista służba publiczna; ochrona krajobrazu i przyrody; zamieszkiwanie na
terenach, które podlegają procesom wyludniania; dbałość – coraz bardziej kosztowna – o zdrową
żywność, której produkcja przynosi mniejsze zyski niż rolnictwo „przemysłowe” czy np. genetycznie
modyfikowane. Tania żywność to zamożne społeczeństwo, ale w krajach demokratycznych, nie
kosztem rolniczej biedy.

Hipokryzja elit

Hipokryzję elit tropiących nienależne przywileje w KRUS widać lepiej, gdy zderzymy to z
prowadzoną przez te same osoby zaciekłą obroną OFE. Dopiero w ostatnich dniach media
zaczynają bardzo ostrożnie i niepewnie dostrzegać nonsensowność reformy systemu
emerytalnego, w którym biznes otrzymał od państwa gwarantowanych, bo „przymusowych”
klientów ze składką 7,3 proc. wynagrodzenia, a państwo – deficyt finansów publicznych – m.in. z
powodu konieczności wypłacania bieżących emerytur OFE co najmniej 60 proc. zgromadzonych
środków inwestuje w państwowe obligacje. A więc kiedyś wykupimy je (budżet państwa) za nasze
podatki i tak sfinansujemy nasze „komercyjne” emerytury.

Obrona ubezpieczeniowych instytucji finansowych jest w polskich mediach tak obezwładniająca, że
przypuszczam, iż pozostałe 40 proc. oszczędności przyszłych emerytur OFE zainwestowały w
medialne koncerny. Wątpiącym w prawdziwość tego rozumowania polecam raport Michała Boniego
Polska 2030. Można tam znaleźć informację, że przeciętna wysokość emerytury będzie spadać
wraz z długowiecznością. Żeby to zmienić, będziemy musieli pracować o osiem lat dłużej, lub
zwiększyć składkę o 20 proc. wynagrodzenia. I to w systemie OFE.

Czas przyjąć do wiadomości, że reforma systemu emerytalnego autorstwa UW – AWS wymieniła
zasadę solidarności – pokolenia pracujących na rzecz pokolenia emerytów, na zasadę – co je moje,
to je moje. Żaden zamożny kraj UE takich reform nie przeprowadził i przeprowadzić nie zamierza.
To dlatego zabiegi premiera Donalda Tuska w Brukseli o to, by Komisja Europejska „odliczała” nam
koszty reformy od długu publicznego i deficytu finansów publicznych, są mało realne („Rz”
10.12.2010, „Polska mięknie w sprawie funduszy emerytalnych”).

Węgrzy i Słowacy już wiedzą, że ich (podobna) reforma emerytalna była błędem. W Polsce lobby
towarzystw ubezpieczeniowych jest silne, ma po swojej stronie i polityków, i dziennikarzy. A
sensowne propozycje zmian zgłasza od miesięcy „tylko” (!) kobieta, czyli minister Jolanta Fedak, w
dodatku „tylko” (!) z PSL. Może dlatego straszy się jej partię reformą KRUS?

Decyzje są w rękach polityków. Rzecz w tym, żeby obywatele wiedzieli, o co w tej grze chodzi i nie
dali się otumanić po raz kolejny wizją miliardów euro ukrytych w rolniczych kieszeniach.

Autorka jest socjologiem i etnografem. Specjalizuje się w zakresie socjologii wsi i rolnictwa.
Pracuje w PAN. Jest przewodniczącą Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej

Fedyszak-Radziejowska: czy oszczędzać na wsi (wersja do druku)

3 z 3


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Polityka rolna w UE id 372283 Nieznany
Unia Europejska t1.32, Wspólna polityla rolna
Wspólna polityka rolna
Polityka spoleczna- problemy wspolczesne-opr., UWMSC, Ekonomia, sem. II, Polityka społeczna
Temat 6 Wspólna Polityka Rolna 3 (DONE!)
POLITYKA ROLNA, POLITYKA ROLNA
WSB 18.6. Polityka pieniezna -problemy, WSB, Polityka Pieniężna
Polityka Rolna 10
Polityka fiskalna skrot wyklady id 371956
WSPÓLNA POLITYKA ROLNA UE, Notatki Europeistyka Studia dzienne
Polityka rolna, Wspólna Polityka Rolna Unii Europejskiej
Polityka Rolna 4
wspolna polityka rolna
Wspólna polityka rolna
na pozniedzialek, Wspólna polityla rolna
Integracja europejska, Polityka rolna UE (16 stron)

więcej podobnych podstron