Ograniczenia i granice
Aby prze
ż
y
ć
na Pograniczu
musisz
ż
y
ć
sin fronteras
i sta
ć
si
ę
skrzy
ż
owaniem dróg.
Gloria Anzaldua, Borderlands/La Frontera (Pogranicze),
The New Mestiza
Ostatnio w klinicznej literaturze feministycznej i niefeministycznej coraz cz
ęś
ciej rozwa
ż
a si
ę
zagadnienie granic psychicznych. Chciałabym wprowadzi
ć
do dyskusji rozró
ż
nienie mi
ę
dzy ograni-
czeniem a granic
ą
, poniewa
ż
uwa
ż
am ich wzajemne wpływy za nadzwyczaj wa
ż
ne dla rozwoju
ludzkiego, szczególnie w sferze relacyjno
ś
ci. Ograniczenie okre
ś
la zakres wzrostu, przestrze
ń
, w jakiej
mo
ż
na si
ę
rozwija
ć
lub porusza
ć
. Wyznacza punkt, poza który jednostka nie mo
ż
e wyj
ść
ze wzgl
ę
du na
bariery wewn
ę
trzne, takie jak brak umiej
ę
tno
ś
ci czy talentu, lub ze wzgl
ę
du na zewn
ę
trzne nakazy,
takie jakie narzuca na przykład edukacja rodzajowa. Jednostka uwewn
ę
trznia ograniczenia i czyni je
cz
ęś
ci
ą
siebie i innych osób.
Silne ograniczenia wymuszone przez okoliczno
ś
ci zewn
ę
trzne (wraz z pewnymi innymi
warunkami, które opisz
ę
w dalszej cz
ęś
ci ksi
ąż
ki), prowadz
ą
do powstania bardziej przenikalnych
granic psychicznych, natomiast brak silnych ogranicze
ń
powoduje tworzenie si
ę
granic szerszych,
mniej ostrych lub słabiej uwewn
ę
trznionych. Ograniczenia bezpo
ś
rednio wpływaj
ą
na tworzenie granic,
które definiuj
ę
jako jasne i zgodne z wyobra
ż
eniem własnego „ja" okre
ś
lanie samego siebie,
wyznaczanie miejsca, „w którym ja si
ę
ko
ń
cz
ę
, a ty zaczynasz". Oczywi
ś
cie ta definicja zakłada wiedz
ę
na temat tego, kim si
ę
jest, a kim si
ę
nie jest.
P
ERSPEKTYWA M
ĘŻ
CZYZNY
Psycholodzy zazwyczaj uwa
ż
aj
ą
,
ż
e m
ęż
czy
ź
ni prezentuj
ą
odr
ę
bny i bardziej autonomiczny typ
„ja” ni
ż
kobiety. Opinia ta nale
ż
y jednak do dziedziny kulturowej mitologii. Z pewno
ś
ci
ą
mo
ż
na
postrzega
ć
m
ęż
czyzn
ę
jako odr
ę
bnego i niezale
ż
nego, je
ś
li zignoruje si
ę
wszystkie kobiety, których
wsparcie pozwala mu utrzyma
ć
t
ę
iluzj
ę
. Co wa
ż
niejsze, z psychologicznego punktu widzenia trzeba by
pomin
ąć
fakt,
ż
e rodzaj m
ę
ski zawłaszcza kobiety, dzieci, a nawet fizyczn
ą
przestrze
ń
i przedmioty.
M
ęż
czy
ź
ni nie maj
ą
po prostu mniej przepuszczalnych granic ni
ż
kobiety - przede wszystkim ich
granice s
ą
szersze i bardziej pojemne, one ogarniaj
ą
i pochłaniaj
ą
. Otwarcie na relacje m
ęż
czyzn jest
nie tyle mniejsze, ile odmienne ni
ż
u kobiet.
We wczesnym dzieci
ń
stwie zach
ę
ca si
ę
ich do fizycznego badania otoczenia. W
ż
yciu dorosłym
zapełniaj
ą
ulice i
ś
wiat pracy. Chłopcom i m
ęż
czyznom zawsze wolno przekracza
ć
fizyczne granice
swego ciała. Fizyczn
ą
i psychiczn
ą
przestrze
ń
eksploruj
ą
zazwyczaj bardziej ekspansywnie i
ś
mielej ni
ż
kobiety. Na przykład ju
ż
jako dzieci dalej odchodz
ą
od domu i maj
ą
wi
ę
ksze poczucie bezpiecze
ń
stwa.
Potrzebuj
ą
wi
ę
kszej ni
ż
dziewczynki przestrzeni dla swoich zabaw, a w pó
ź
niejszym wieku cz
ęś
ciej i
bardziej swobodnie dotykaj
ą
innych osób oraz przerywaj
ą
mówi
ą
cym kobietom. Uogólniaj
ą
c: m
ęż
czy
ź
ni
potrzebuj
ą
wi
ę
cej przestrzeni. Z punktu widzenia m
ęż
czyzny cała przestrze
ń
- publiczna i prywatna -
ł
ą
cznie ze znajduj
ą
cymi si
ę
w niej kobietami, nale
ż
y do niego i jest jego własno
ś
ci
ą
. To
przekonanie/poczucie/do
ś
wiadczenie wywodzi si
ę
z naszych tradycji społecznych i prawnych, według
których kobiet
ę
uwa
ż
ano jedynie za przedłu
ż
enie jej ojca lub m
ęż
a. Poj
ę
cie rodziny pocz
ą
tkowo
obejmowało cały stan posiadania obywatela rodzaju m
ę
skiego ł
ą
cznie z jego
ż
on
ą
, dzie
ć
mi i nie-
wolnikami. W Stanach Zjednoczonych kobieta zam
ęż
na ma zwykle prawo do posiadania własnego
maj
ą
tku i rozporz
ą
dzania nim, ale w niektórych stanach jest wymagane jeszcze pozwolenie m
ęż
a.
Oregon był pierwszym stanem, w którym w 1977 roku gwałt mał
ż
e
ń
ski uznano za przekroczenie
prawa. Od 1983 roku m
ąż
oskar
ż
ony o zgwałcenie
ż
ony mo
ż
e by
ć
w Oregonie s
ą
dzony według tych
samych przypisów, które słu
żą
za podstaw
ę
karania wszelkich innych gwałtów (Morgan, 1984). Od roku
1985 ju
ż
dwadzie
ś
cia innych stanów zniosło wyj
ą
tek dla m
ęż
ów i dopu
ś
ciło
ś
ciganie ich przez prawo
(Finkelhor i Yllo, 1985). Jednak w wi
ę
kszo
ś
ci stanów gwałt mał
ż
e
ń
ski legalnie nadal nie istnieje, cho
ć
zdarza si
ę
bardzo cz
ę
sto. Wyliczenia konserwatystów wykazuj
ą
,
ż
e około 14% zam
ęż
nych kobiet
do
ś
wiadczyło gwałtu ze strony m
ęż
a. Ze wzgl
ę
du na to,
ż
e cz
ęść
takich przypadków wcale nie jest
zgłaszana, nale
ż
y te dane uzna
ć
za zani
ż
one (Russell, 1982). Chocia
ż
m
ę
skie poczucie własno
ś
ci w
stosunku do kobiet nie jest ju
ż
tak powszechnie akceptowane jak kiedy
ś
, co dokonało si
ę
dzi
ę
ki
wyzwaniu rzuconemu ameryka
ń
skiemu prawodawstwu przez feministki, to charakterystyczne dla
m
ęż
czyzn poczucie prawa do posiadania własno
ś
ci publicznej, a cz
ę
sto i czyjej
ś
własno
ś
ci prywatnej,
wcale si
ę
nie zmieniło (Prawa wielu krajów nie s
ą
nawet tak „post
ę
powe" jak nasze. Przegl
ą
du tych
problemów na
ś
wiecie dokonuje Robin Morgan w Sisterhood Is Global [Globalne siostrze
ń
stwo], 1984).
W miejscach publicznych m
ęż
czy
ź
ni cz
ę
sto podchodz
ą
do kobiet, nawet b
ę
d
ą
cych w parach lub
grupkach, uwa
ż
aj
ą
c,
ż
e kobieta jest samotna, je
ś
li nie towarzyszy jej m
ęż
czyzna. Kobiety maj
ą
mniejsz
ą
przestrze
ń
osobist
ą
ni
ż
m
ęż
czy
ź
ni (Lott i Sommer, 1967). Na przykład obserwacje grupy
dzieci wywodz
ą
cych si
ę
z klasy
ś
redniej pozwoliły ustali
ć
,
ż
e chłopcy wi
ę
cej czasu ni
ż
dziewczynki sp
ę
-
dzaj
ą
, bawi
ą
c si
ę
poza domem oraz
ż
e do swoich zabaw potrzebuj
ą
około półtora raza wi
ę
cej
przestrzeni ni
ż
one (Harper i Snaders, 1975). Z wyj
ą
tkiem sytuacji laboratoryjnych, kobiety - niezale
ż
nie
od tego, czy s
ą
same, czy w grupie - tak
ż
e zajmuj
ą
dla siebie mniej przestrzeni ni
ż
m
ęż
czy
ź
ni (Edney i
Jordan-Edney, 1974). Równie
ż
w obr
ę
bie grup zło
ż
onych z samych m
ęż
czyzn osobnik dominuj
ą
cy lub
agresywny zajmuje wi
ę
cej przestrzeni ni
ż
pozostali jej członkowie (Sommer, 1969; Kinzel, 1970).
W wyniku tradycji i przyzwyczajenia kobiety nie tylko maj
ą
mniej fizycznej/psychicznej
przestrzeni, ale tak
ż
e nie pozwala si
ę
im robi
ć
tyle hałasu, co m
ęż
czyznom. Dotyczy to zarówno mowy,
jak i funkcji cielesnych, takich jak na przykład jedzenie. M
ęż
czyzna mo
ż
e mlaska
ć
lub zaspokaja
ć
swoje inne potrzeby fizyczne otwarcie i gło
ś
no, nie naruszaj
ą
c przy tym ogólnego poczucia przyz-
woito
ś
ci czy przypisywanej mu m
ę
sko
ś
ci.
Pewna matka i terapeutka tak opisała swoje do
ś
wiadczenie z Japonii: „Gdy nasz syn przechodził
trening czysto
ś
ci, nauczyli
ś
my go siusia
ć
na drzewo w ogrodzie. Zauwa
ż
ywszy to, jego japo
ń
ska
niania kazała mu najpierw przeprasza
ć
drzewo" (Bell, 1989, s. 52). Jak to wpływa na „ja" małego
chłopca i jego widzenie innych osób, gdy uczy si
ę
,
ż
e ma prawo siusia
ć
na wszystko, co jest w jego
zasi
ę
gu? Popularny jest nawet rodzaj współzawodnictwa mi
ę
dzy chłopcami, w którym wygrywa ten, kto
nasiusia najdalej. W m
ę
skim slangu istnieje wyra
ż
enie „zawody w sikaniu" (pissing contest) na
okre
ś
lenie sytuacji, w której trzeba konkurowa
ć
z innymi. Najwyra
ź
niej zasad
ą
jest,
ż
e najbardziej
m
ę
skim zwyci
ę
zc
ą
we własnych oczach i w opinii innych jest ten, kto najdalej potrafi zaznaczy
ć
wpływ
swego ciała (nawet za pomoc
ą
ekskrementów). Wi
ę
cej znaczy lepiej.
Gdyby kobiety traktowały fizyczn
ą
przestrze
ń
jako przedłu
ż
enie siebie i swobodnie poruszały si
ę
po ulicach po zmroku, tak jak to mog
ą
czyni
ć
m
ęż
czy
ź
ni, nara
ż
ałyby po prostu swoje
ż
ycie. Agresywne
grupy m
ęż
czyzn czasem usprawiedliwiaj
ą
napadanie kobiet, mówi
ą
c,
ż
e zasłu
ż
yły na to, włócz
ą
c si
ę
po nocy (tak jak w wypadku napadu na kobiet
ę
uprawiaj
ą
c
ą
jogging w Central Parku w New York City,
który wzbudził sensacyjne zainteresowanie). Kobiety wkraczaj
ą
w sfer
ę
publiczn
ą
(to kolejne poj
ę
cie
pozornie neutralne) na własne ryzyko. Przestrze
ń
„publiczna" nie jest w gruncie rzeczy neutralna: nie
nale
ż
y bowiem do kobiet. Ka
ż
da kobieta o tym wie i ma własn
ą
strategi
ę
unikania zagro
ż
enia w
miejscach publicznych lub dawania sobie z nim rady, najcz
ęś
ciej przez zajmowanie jak najmniejszej
przestrzeni lub przez zapewnienie sobie m
ę
skiego towarzystwa. Kobieta musi przej
ść
przez teren
obj
ę
ty wojn
ą
za ka
ż
dym razem, gdy wychodzi za próg swego domu, a cz
ę
sto tak
ż
e, gdy do niego
wraca. Obecnie kobiety mog
ą
by
ć
profesorami, prawnikami czy lekarzami, zdobywaj
ą
c tym samym
ograniczony dost
ę
p do dziedzin, z których uprzednio wykluczały je m
ę
skie przywileje. Mog
ą
wykłada
ć
,
s
ą
dzi
ć
i leczy
ć
, ale w momencie, gdy opuszczaj
ą
swój gabinet i wchodz
ą
na o
ś
wietlone bezlitosnym
sło
ń
cem lub - co gorsza - spowite jeszcze bardziej bezlitosn
ą
ciemno
ś
ci
ą
ulice, ich zawodowy status
przestaje si
ę
liczy
ć
, a pozostaj
ą
tylko widoczne cechy ich wygl
ą
du, okre
ś
laj
ą
ce rodzaj, ras
ę
i wiek.
We własnym domu kobiety maj
ą
do czynienia nie tylko z m
ęż
czyznami, których znaj
ą
, ale tak
ż
e z
natarczywymi obcymi dobijaj
ą
cymi si
ę
do drzwi lub posługuj
ą
cymi si
ę
telefonem. Nieprzyzwoite
propozycje przez telefon przypominaj
ą
kobiecie,
ż
e mo
ż
e by
ć
przedmiotem seksualnej przemocy. W
zwi
ą
zku z rozwojem technologii pochłanianie kobieco
ś
ci przez m
ę
sko
ść
przybiera coraz to nowe formy:
wi
ę
kszo
ść
znanych mi kobiet mieszkaj
ą
cych samotnie prosi przyjaciół lub krewnych rodzaju m
ę
skiego,
by u
ż
yczyli swego głosu ich automatycznym sekretarkom lub by jako
ś
zasugerowali,
ż
e pod tym
numerem mieszka tak
ż
e m
ęż
czyzna. Ma to wprowadzi
ć
w bł
ą
d obcych, a mo
ż
e tak
ż
e i bliskich. Ta
forma kamufla
ż
u jest jednak niezb
ę
dnym elementem kobiecego arsenału
ś
rodków słu
żą
cych prze
ż
yciu
w pozornie neutralnej przestrzeni prywatnej. Kobiety stosuj
ą
strategi
ę
niewidzialno
ś
ci, która zapewnia
im bezpiecze
ń
stwo, ale tak
ż
e je niszczy.
W sensie symbolicznym kobieta musi by
ć
niewidzialna tak
ż
e w przestrzeni publicznej. Gdyby
kobieta publicznie siadała, poruszała si
ę
i dotykała swego ciała w taki sposób, jak to robi m
ęż
czyzna,
mogłaby zosta
ć
oskar
ż
ona o nieprzyzwoito
ść
, a nawet o to,
ż
e prosi si
ę
o gwałt. Zachowuj
ą
cym si
ę
w
ten sposób m
ęż
czyznom nie grozi
ż
adne niebezpiecze
ń
stwo. Nie nara
ż
aj
ą
si
ę
te
ż
na
ż
aden wstyd.
Badania pozycji siedz
ą
cych i stoj
ą
cych w wielu kulturach ujawniaj
ą
,
ż
e siedzenie z rozstawionymi
nogami eksponuj
ą
cymi genitalia jest zachowaniem typowo m
ę
skim (Hewes, 1957). Opisywałam ju
ż
maskulinistyczn
ą
tendencj
ę
do szukania
ź
ródła konfliktów w kobiecie. Tutaj dodatkowo ilustruje j
ą
fakt,
ż
e m
ęż
czyzna uznałby tak
ą
pozycj
ę
za nieprzyzwoit
ą
u kobiety, ale siebie i innych m
ęż
czyzn o
nieprzyzwoito
ść
nie oskar
ż
a. Poniewa
ż
m
ęż
czy
ź
ni lokalizuj
ą
własne do
ś
wiadczenie w kobietach,
neutralizuj
ą
w ten sposób swoje do
ś
wiadczenie, a podporz
ą
dkowuj
ą
sobie do
ś
wiadczenie kobiety. I
znów zachowanie kobiety definiowane jest przez wpływ, jaki wywiera ona na nieokre
ś
lonego m
ę
skiego
obserwatora.
Terapeutka pracuj
ą
ca pod moim nadzorem opowiedziała mi bardzo zdenerwowana, jak klient tu
ż
przed ko
ń
cem sesji pochylił si
ę
i poło
ż
ył jej czek na kolanach, co miało by
ć
sygnałem,
ż
e ju
ż
sko
ń
czyli.
Inny klient z kolei wyj
ą
ł z kieszeni czek całkowicie mokry i wr
ę
czył go terapeutce, której prac
ę
tak
ż
e
nadzorowałam. Wyja
ś
nił,
ż
e tego dnia bardzo si
ę
pocił. Nie przyszło mu do głowy wyj
ąć
czek z
kieszeni w czasie sesji i pozwoli
ć
mu wyschn
ąć
, by nie narzuca
ć
terapeutce swego potu. Czy
ż
by
zachowywała si
ę
tak prowokuj
ą
co lub niegrzecznie,
ż
e wywołała lub zasłu
ż
yła sobie na takie
zachowanie? Czy sama si
ę
o nie prosiła?
Oba te zdarzenia prawdopodobnie ujawniaj
ą
ś
wiadom
ą
lub nie
ś
wiadom
ą
wrogo
ść
w relacji
terapeutka - klient, ale tym, co pragn
ę
szczególnie podkre
ś
li
ć
, jest zawarte w nich m
ę
skie poczucie
prawa do kobiety. Czy mo
ż
na sobie wyobrazi
ć
takie sytuacje, ale z udziałem terapeutów-m
ęż
czyzn i
klientek-kobiet? Czy znaczenia tych zdarze
ń
pozostałyby takie same? Gdyby klientka skupiła w ten
sposób uwag
ę
na swoim ciele i ciele terapeuty, jej post
ę
powanie zostałoby niew
ą
tpliwie uznane za
erotycznie prowokuj
ą
ce. Ona nie miałaby przestrzennych i fizycznych praw m
ęż
czyzny i
przekraczałaby granic
ę
, która dla niego w ogóle nie istnieje. A mo
ż
e znaczenie obu sytuacji odnosiłoby
si
ę
po prostu do niej, skoro nadwy
ż
ka znacze
ń
zawsze zostaje przypisana kobiecie.
Kolejny przykład: feministyczne próby wł
ą
czenia ojców we wszystkie aspekty rodzicielstwa,
zaowocowały pojawieniem si
ę
nowego wyra
ż
enia: „Jeste
ś
my w ci
ąż
y". Takie stwierdzenie w ustach
m
ęż
czyzny ma zapewne ukaza
ć
jego wra
ż
liwo
ść
oraz gotowo
ść
do przyj
ę
cia propagowanego przez
feministki wi
ę
kszego udziału ojców w
ż
yciu rodzinnym. Warto jednak rozwa
ż
y
ć
zawarty w nim punkt
widzenia. Je
ś
li to „my" jeste
ś
my w ci
ąż
y, je
ś
li to w „naszej" macicy rozwija si
ę
„nasze" dziecko, to
dlaczego zapłodnienia nie dokonał „nasz" penis? Co wła
ś
ciwie staje si
ę
wspóln
ą
własno
ś
ci
ą
i do kogo
ta własno
ść
naprawd
ę
nale
ż
y? Ciało kobiety staje si
ę
własno
ś
ci
ą
obojga partnerów, ale ciało m
ęż
czy-
zny nale
ż
y tylko do niego. Pod współczesnym przebraniem zostało tu ukryte tradycyjne m
ę
skie
poczucie własno
ś
ci w stosunku do kobiety lub przynajmniej w stosunku do u
ż
ytecznych cz
ęś
ci jej ciała.
Macica kobiety nale
ż
ała kiedy
ś
do m
ęż
czyzny. On był tak
ż
e wła
ś
cicielem wszystkich dzieci, które z niej
wyszły. Teraz jest ona wspóln
ą
własno
ś
ci
ą
kobiety i m
ęż
czyzny.
Ernest Becker, rozprawiaj
ą
c o m
ę
skiej potrzebie pokonywania fizyczno
ś
ci, jako jej przykład
podaje „szeroko rozpowszechnion
ą
praktyk
ę
umieszczania kobiet w czasie ich menstruacji w
specjalnych chatach oraz najrozmaitsze tabu zwi
ą
zane z tym aspektem kobiecej fizjologii. Oczywiste
jest,
ż
e człowiek stara si
ę
kontrolowa
ć
tajemnicze procesy natury, które manifestuj
ą
si
ę
w jego ciele"
(1973, s. 32; podkre
ś
lenie - E. K.). Becker na równi z reprezentantami kultur, które opisuje, uwa
ż
a
kobiec
ą
menstruacj
ę
za co
ś
, co dotyczy ciała m
ęż
czyzny. Jej kulturowe znaczenie wywodzi si
ę
z
m
ę
skich pogl
ą
dów i odczu
ć
na jej temat, a nie z kobiecego do
ś
wiadczenia okresowego krwawienia.
Innym pouczaj
ą
cym przykładem jest inicjacyjna praktyka z Nowej Gwinei, gdzie wierzy si
ę
,
ż
e
„m
ęż
czyzna staje si
ę
m
ęż
czyzn
ą
wył
ą
cznie dzi
ę
ki rytualnym narodzinom i przej
ę
ciu przez grup
ę
m
ęż
czyzn funkcji, które przez kobiety spełniane s
ą
w sposób naturalny" (Mead, 1949, s. 98). W wielu
kulturach symboliczna
ś
mier
ć
chłopca i jego odrodzenie jest dziełem m
ęż
czyzn. Cz
ę
sto do rytuału
nale
ż
y obrzezanie lub - u niektórych plemion australijskich - nacinanie penisa. Rana nazywa si
ę
„pochw
ą
" m
ęż
czyzny, a krwawienie z niej uwa
ż
ane jest za menstruacj
ę
przodki
ń
, któr
ą
m
ęż
czy
ź
ni
ukradli, uzyskuj
ą
c tym samym przewag
ę
nad kobietami (Kittay, 1984). Uzyskanie efektu „m
ę
skiej
menstruacji" jest kluczowym aspektem rytuałów odrodzenia. W ten sposób m
ęż
czy
ź
ni zawłaszczaj
ą
najbardziej fizyczne przejawy zdolno
ś
ci rodzenia. Poniewa
ż
maj
ą
moc tworzenia znacze
ń
, rytuał ten
nie jest uwa
ż
any za
ś
mieszny czy
ż
ałosny, ale za rzeczywiste
ź
ródło ich władzy i wy
ż
szo
ś
ci.
M
ęż
czy
ź
ni ci nie maj
ą
ż
adnych powodów, by zazdro
ś
ci
ć
kobietom, skoro ostatecznie maj
ą
wszystko,
co
ś
wiadczy o kobieco
ś
ci i wszystko, co
ś
wiadczy o m
ę
sko
ś
ci.
Postawa, która wyra
ż
a si
ę
poprzez takie rytuały, nie jest bynajmniej rozpowszechniona tylko w
egzotycznych kulturach plemiennych. Ogólnie wiadomo,
ż
e konstruktorzy bomby atomowej mówili o jej
powstawaniu jako o procesie rodzenia. Ostatnio wydan
ą
ksi
ąż
k
ę
Billa Cosby'ego o ojcostwie
reklamowały w autobusach Nowego Jorku ogromne plakaty z napisem: „Gratulacje, to ksi
ąż
ka!".
Najwyra
ź
niej jej narodziny były dziełem samego tylko ojca, Billa Cosby'ego. Gwiazda koszykówki, Rick
Barry, miał kiedy
ś
powiedzie
ć
,
ż
e gdyby jego dzieci były ko
ń
mi, to ka
ż
de z nich byłoby warte milion
dolarów. Mo
ż
na si
ę
domy
ś
la
ć
,
ż
e matka dzieci nie jest ani gwiazd
ą
koszykówki, ani koniem.
Wszystkie te zjawiska wyznaczaj
ą
pewien wspólny kierunek. Wydaje si
ę
,
ż
e m
ęż
czy
ź
ni
do
ś
wiadczaj
ą
takich samych, jak kobiety trudno
ś
ci w procesie indywiduacji i
ż
e ideały autonomiczno
ś
ci
i indywidualno
ś
ci s
ą
do
ść
nienaturalne, a ich osi
ą
gni
ę
cie jest głównie spraw
ą
iluzji. Je
ś
li dla m
ęż
czyzn
przedłu
ż
eniem ich samych s
ą
kobiety, dzieci, a nawet fizyczne aspekty
ś
rodowiska, to ich trudno
ś
ci z
oddzielaniem si
ę
staj
ą
si
ę
po prostu niewidoczne. M
ęż
czy
ź
ni tak cz
ę
sto twierdz
ą
,
ż
e reakcje kobiet na
ich zachowania s
ą
kontynuacj
ą
ich pragnie
ń
i zachowa
ń
, i
ż
pozostaje tylko jeden wniosek: m
ęż
czyzna
rzeczywi
ś
cie nie wie, gdzie ko
ń
cz
ą
si
ę
jego granice, a gdzie zaczynaj
ą
granice kobiety. Cz
ę
sto zupełnie
szczerze uwa
ż
a,
ż
e na przykład kobieta, któr
ą
gwałci, chce by
ć
zgwałcona,
ż
e kobiecie sprawiaj
ą
przyjemno
ść
jego lubie
ż
ne spojrzenia i uwagi,
ż
e kobieta odbiera jako komplement gwizdy, które słyszy
na ulicy. Publikacje pornograficzne pełne s
ą
obrazów kobiet obezwładnianych, gwałconych, bitych i
przewa
ż
nie wygl
ą
daj
ą
cych tak, jakby im si
ę
to wszystko podobało.
W terapii mał
ż
e
ń
stw wielu m
ęż
ów ma trudno
ś
ci z odró
ż
nieniem uczu
ć
i potrzeb
ż
ony od swoich
własnych. Jeden m
ąż
ci
ą
gle powtarzał
ż
onie,
ż
e nie powinna utrzymywa
ć
kontaktu z pewnymi
przyjaciółmi, bo to go rani. Wielu m
ęż
czyzn nie potrafi dostrzec,
ż
e seksualne potrzeby partnerek s
ą
odmienne od ich własnych. Skoro on robi to, co mu sprawia przyjemno
ść
, mo
ż
e go naprawd
ę
dziwi
ć
,
ż
e jej si
ę
to nie podoba. Nie chodzi o to,
ż
e on si
ę
domaga, by ona miała takie same potrzeby i
odczucia jak on, ale o to,
ż
e według jego nieu
ś
wiadomionych zało
ż
e
ń
tak wła
ś
nie jest. Mówiło si
ę
kiedy
ś
,
ż
e w mał
ż
e
ń
stwie m
ąż
i
ż
ona staj
ą
si
ę
jedn
ą
osob
ą
: m
ęż
em. Ta epoka nie całkiem si
ę
jeszcze
sko
ń
czyła.
To, co m
ę
skie musi zawiera
ć
to, co kobiece. Psychiczne granice kobiety s
ą
przepuszczalne i
okre
ś
la si
ę
je wci
ąż
na nowo. Granice m
ęż
czyzny s
ą
rozległe i pochłaniaj
ą
ce. Artykuł w niedawnym
numerze „San Francisco Chronicie" (23 kwietnia 1989) traktuje o gwiazdach ekranu, takich jak Kelly
McGillis, Brigitte Nielsen i Sigourney Weaver, które osi
ą
gn
ę
ły sukces, mimo
ż
e s
ą
wysokie.
Wymienia si
ę
wielu gwiazdorów (Dustin Hoffman, Paul Newman, Robert Redford, Tom Cruise,
Michael J. Fox, Mel Gibson, Sean Penn) wzrostu ni
ż
szego ni
ż
przeci
ę
tny, ale ta ich cecha nie została
uznana za jak
ą
kolwiek przeszkod
ę
na drodze do kariery. Jest spraw
ą
oczywist
ą
,
ż
e to wysokie aktorki
natrafiaj
ą
na trudno
ś
ci, gdy maj
ą
gra
ć
z partnerem ni
ż
szym od siebie - a nie odwrotnie. Aby rozwi
ą
za
ć
ten „problem", kamera musi jako
ś
wywoła
ć
złudzenie,
ż
e m
ęż
czyzna jest wy
ż
szy. Zagadnienie nie
polega na tym, jak wysoka jest kobieta, ale czy jej partner jest od niej wy
ż
szy lub przynajmniej mo
ż
e si
ę
takim wydawa
ć
. Chocia
ż
m
ęż
czy
ź
ni cz
ę
sto obawiaj
ą
si
ę
pochłoni
ę
cia przez matk
ę
czy inn
ą
kobiet
ę
, to
kobiety s
ą
codziennie pochłaniane, okre
ś
lane i ograniczane przez ojców i innych m
ęż
czyzn, cz
ę
sto
nawet nie zdaj
ą
c sobie z tego sprawy. Jest to praktyka tak powszechna,
ż
e wydaje si
ę
całkowicie
naturalna.
PERSPEKTYWA KOBIETY
Gdy dziewcz
ę
ta i kobiety, natrafiaj
ą
c na zewn
ę
trzne ograniczenia, ucz
ą
si
ę
, kim nie s
ą
i kim by
ć
nie mog
ą
, dowiaduj
ą
si
ę
równie
ż
tego, kim s
ą
. W znacznej mierze decyduj
ą
o tym inni - w
społecze
ń
stwie edypalnym głównie m
ęż
czy
ź
ni. Ograniczenia kobiety s
ą
oczywiste: jej granice nie tylko
zostaj
ą
ustalone z zewn
ą
trz jako negatyw granic m
ęż
czyzny, ale jeszcze na dodatek zmieniaj
ą
si
ę
ka
ż
dorazowo wraz z wkroczeniem w jej
ż
ycie nowego m
ęż
czyzny. Zjawisko to obejmuje tak
ż
e
przelotny kontakt z obcymi m
ęż
czyznami w sferze publicznej, którzy mog
ą
uzna
ć
j
ą
za poci
ą
gaj
ą
c
ą
,
nieistotn
ą
, niewidzialn
ą
lub stwierdzi
ć
,
ż
e „sama si
ę
o to prosi", skoro jest dla nich atrakcyjna lub
nieatrakcyjna.
Wczesna edukacja małej dziewczynki pełna jest zakazów i ogranicze
ń
, których nie ma w
wychowaniu małego chłopca. Erikson (1950) uznaje „podstawow
ą
ufno
ść
" za pierwszy stopie
ń
rozwoju
w kształtowaniu si
ę
rdzenia to
ż
samo
ś
ci u dziecka. Ale - jak słusznie zauwa
ż
a Bart (1985) - pierwszym
stopniem rozwoju dziewczynki powinna by
ć
nieufno
ść
. Popularne powiedzenie „chłopcy zawsze b
ę
d
ą
chłopcami" oznacza,
ż
e zawsze b
ę
d
ą
nieposłuszni i zawsze b
ę
d
ą
bada
ć
i zajmowa
ć
coraz wi
ę
kszy
teren wokół siebie, bo na tym polega ich m
ę
sko
ść
. Nie istnieje analogiczne powiedzenie o
dziewczynkach, bo im nie daje si
ę
podobnych przyzwole
ń
.
Dzi
ę
ki bezpo
ś
rednim stwierdzeniom i przykładom dziewczynka wcze
ś
nie dowiaduje si
ę
o
zagro
ż
eniach, na jakie jest nara
ż
ona. Nieufno
ść
, l
ę
k i ograniczenie staj
ą
si
ę
wi
ę
c integraln
ą
cz
ęś
ci
ą
jej
kształtuj
ą
cej si
ę
to
ż
samo
ś
ci. Musi si
ę
ona nauczy
ć
,
ż
e niektórzy m
ęż
czy
ź
ni b
ę
d
ą
j
ą
rani
ć
, inni b
ę
d
ą
si
ę
ni
ą
opiekowa
ć
, a jeszcze inni poł
ą
cz
ą
obie te czynno
ś
ci. Tylko wtedy, gdy kobiet
ę
eskortuje
m
ęż
czyzna, inni b
ę
d
ą
uwa
ż
ali,
ż
e jest ona poza ich zasi
ę
giem, bo istnieje wokół niej nieprzekraczalna
granica. Tylko m
ęż
czy
ź
ni mog
ą
wytyczy
ć
dla niej lini
ę
dziel
ą
c
ą
atrakcyjno
ść
od „proszenia si
ę
o to"
(Grady, 1984), o ile taka linia w ogóle istnieje. Ponadto jedynie ojciec lub m
ąż
mo
ż
e jej da
ć
nazwisko.
Obecnie wiele zam
ęż
nych kobiet nie przybiera nazwiska m
ęż
a, ale wówczas zachowuj
ą
nazwisko
ojca. Tylko poprzez relacj
ę
z m
ęż
czyzn
ą
kobieta mo
ż
e mie
ć
wzgl
ę
dnie bezpieczne granice: mo
ż
e si
ę
sta
ć
widzialna przez to,
ż
e jest z nim „zwi
ą
zana".
Nic wi
ę
c dziwnego,
ż
e kobiety ucz
ą
si
ę
utrzymywania przy
ż
yciu dzi
ę
ki zwi
ą
zkom, a nie dzi
ę
ki
sobie. Nic dziwnego,
ż
e tworz
ą
przenikalne, dostosowuj
ą
ce si
ę
, zmienne granice. Nic dziwnego,
ż
e
cz
ę
sto czuj
ą
, i
ż
s
ą
niewidzialne zarówno w zwi
ą
zkach, jak i poza nimi. Kobieta mo
ż
e by
ć
widzialna
wył
ą
cznie „w relacji do", a poniewa
ż
jest to stan kulturowo aprobowany, podnosi on jej poczucie
własnej warto
ś
ci. Paradoksalnie jednak ma to jednocze
ś
nie skutek odwrotny: jej poczucie własnej
warto
ś
ci obni
ż
a si
ę
z powodu narzuconych jej ogranicze
ń
. Poniewa
ż
te ograniczenia s
ą
zawsze
okre
ś
lane przez innych, granice kobiety musz
ą
by
ć
reaktywne, gi
ę
tkie i zale
ż
ne od sytuacji, musz
ą
by
ć
z nieustann
ą
czujno
ś
ci
ą
dostosowane do innych, a nie do własnego „ja". Ostatecznie kobieta
najcz
ęś
ciej osi
ą
ga jedynie złudzenie bezpiecze
ń
stwa, co potwierdzaj
ą
statystyki ukazuj
ą
ce przemoc
wobec kobiet w rodzinie jako zjawisko epidemiologiczne w naszym społecze
ń
stwie.
Carol Brooks Gardner (1980) badała funkcje ulicznych odzywek m
ęż
czyzn do kobiet oraz stopie
ń
ryzyka zwi
ą
zany z przebywaniem kobiet w sferze publicznej bez m
ę
skiej eskorty. Kobieta jest
bezpieczniejsza, gdy ma za towarzysza m
ęż
czyzn
ę
, ale jaki ma to wpływ na ni
ą
sam
ą
? Chocia
ż
pewien stopie
ń
widzialno
ś
ci w
ś
wiecie m
ęż
czyzn jest kobiecie niezb
ę
dny dla rozwoju zdrowej
to
ż
samo
ś
ci, jej osi
ą
gni
ę
cie wi
ąż
e si
ę
dla niej z ogromnym zagro
ż
eniem. Kolejnym paradoksem jest
fakt,
ż
e autentyczno
ść
czy te
ż
prawdziwa obecno
ść
kobiety tak
ż
e nie jest dla niej bezpieczna. Artystka
Judy Chicago (1975) pisze o kobietach, które do
ś
wiadczyły ulicznego napastowania. Czuły one tak
ogromny l
ę
k psychiczny i fizyczny,
ż
e obawiały si
ę
rozmawia
ć
na ten temat nawet w grupie zło
ż
onej z
samych kobiet. Bały si
ę
tak
ż
e dawa
ć
swym prze
ż
yciom wyraz w sztuce. Vivian Gornick komentuje to
tak: „Mój ojciec był
Ż
ydem i nie miał co do tego
ż
adnego wyboru. Na ulicach wołano za nim gudlaj. [...]
Gdy mój ojciec słyszał takie okre
ś
lenie, zamierała w nim siła
ż
yciowa. Kiedy m
ęż
czyzna, widz
ą
c mnie
na ulicy, wydaje zwierz
ę
ce odgłosy albo gdy siedz
ą
c ze mn
ą
przy stole, nie słyszy, co do niego mówi
ę
,
dzieje si
ę
ze mn
ą
to samo, co z moim ojcem. Sprawia to,
ż
e serce wali mi jak młotem, a krew uderza
do głowy" (1989, s. 95).
L
ę
k przed fizycznym zranieniem przez m
ęż
czyzn
ę
jest uwa
ż
any za naturaln
ą
cz
ęść
ż
ycia
kobiety i oczywi
ś
cie przejawia si
ę
w jej ciele. Jak cz
ę
sto widzisz kobiet
ę
stoj
ą
c
ą
prosto i patrz
ą
c
ą
przed
siebie lub swobodnie, z pewno
ś
ci
ą
id
ą
c
ą
ulic
ą
? Przypomnij sobie cytowane wcze
ś
niej słowa ulicznych
opryszków, którzy czekaj
ą
na odgłos kobiecych kroków na ulicy. Wyobra
ź
sobie,
ż
e to ty jeste
ś
kobiet
ą
id
ą
c
ą
w nocy ulic
ą
lub znajduj
ą
c
ą
si
ę
na jakim
ś
przedmie
ś
ciu i
ż
e nagle słyszysz za sob
ą
szybko
przybli
ż
aj
ą
ce si
ę
kroki m
ęż
czyzny. Co czujesz? Co sobie wyobra
ż
asz?
W czasie sesji, której byłam superwizorem, jeden z m
ęż
czyzn zerwał si
ę
nagle z krzesła
poruszony i zrozpaczony. Zarówno kobiety, jak i m
ęż
czy
ź
ni w grupie skulili si
ę
na swoich miejscach,
obawiaj
ą
c si
ę
ataku z jego strony. Wszyscy oni mieli wiele do
ś
wiadcze
ń
zwi
ą
zanych z przemoc
ą
ze
strony m
ęż
czyzn, a tylko jedna osoba spo
ś
ród nich doznała jako dziecko przemocy ze strony kobiety.
Podczas kursów przygotowawczych dla terapeutów uczestnicz
ą
ce w nich kobiety i m
ęż
czy
ź
ni musz
ą
nauczy
ć
si
ę
stawia
ć
czoła własnemu l
ę
kowi przed gniewem, szczególnie gniewem m
ęż
czyzn, który
mo
ż
e przerodzi
ć
si
ę
w przemoc. Gniew kobiety mo
ż
na przedyskutowa
ć
i przekształci
ć
, a przynajmniej
opanowa
ć
. Zmowa terapeutów cz
ę
sto ka
ż
e okre
ś
la
ć
gniew jako cech
ę
m
ę
sk
ą
, a wi
ę
c stosown
ą
i
mo
ż
liw
ą
do zaakceptowania u m
ęż
czyzny, lecz zbyt gwałtown
ą
u kobiety.
Na ró
ż
nych etapach terapii praktycznie ka
ż
da z moich klientek zmagała si
ę
z fizycznym l
ę
kiem
przed m
ęż
czyznami w ogóle lub przed konkretnym m
ęż
czyzn
ą
b
ę
d
ą
cym jej partnerem. Wiele kobiet
miewa koszmarne sny o brutalnych m
ęż
czyznach. Wiele nigdy nie wychodzi wieczorem bez asysty,
obawiaj
ą
c si
ę
anonimowego napastnika. Jeszcze inne boj
ą
si
ę
,
ż
e ich partner b
ę
dzie je zmuszał do
uprawiania seksu lub
ż
e jego uogólniona wrogo
ść
wobec kobiet zwróci si
ę
przeciw nim. Niektóre
słyszały, jak ich partnerzy mówili o kobietach,
ż
e zasługuj
ą
na to, by je gwałci
ć
, bi
ć
, a nawet mordowa
ć
.
Lesbijki, je
ś
li nawet nie obawiaj
ą
si
ę
ataku, to cz
ę
sto czuj
ą
l
ę
k przed wy
ś
mianiem, tak ze strony
znanych im m
ęż
czyzn, jak i nieznajomych. Wi
ę
kszo
ść
tych kobiet wcale nie nale
ż
y do tak licznej
przecie
ż
grupy ofiar przemocy czy gwałtu w dzieci
ń
stwie.
Prawie ka
ż
da kobieta potrafi opisa
ć
uczucie fizycznego i psychicznego zagro
ż
enia atakiem na
ulicy: „Jad
ą
c taksówk
ą
na lotnisko,
ś
pi
ą
c we własnym łó
ż
ku, korzystaj
ą
c z publicznej toalety, czekaj
ą
c
na wind
ę
, wracaj
ą
c samochodem do domu, przystaj
ą
c, by porozmawia
ć
z s
ą
siadami lub przyjaciółmi -
kobiety cz
ę
sto do
ś
wiadczaj
ą
dziwnego skurczu w
ż
oł
ą
dku, który w jaki
ś
sposób ostrzega je przed
niebezpiecze
ń
stwem" (Sta
ń
ko, 1988). Kobiety b
ę
d
ą
ce ofiarami nadu
ż
y
ć
seksualnych cz
ę
sto czuj
ą
napi
ę
cie w niektórych partiach ciała i umysłu i zwykle nie potrafi
ą
do
ś
wiadczy
ć
erotycznego
podniecenia bez jednoczesnego odczuwania l
ę
ku. Te, które w dzieci
ń
stwie traktowano brutalnie,
najcz
ęś
ciej przyjmuj
ą
fizyczn
ą
i psychiczn
ą
postaw
ę
nieustannej czujno
ś
ci i gotowo
ś
ci do obrony.
Kobiety nie zawsze s
ą
ś
wiadome tego l
ę
ku. Jest on tak zwyczajn
ą
cz
ęś
ci
ą
ich codzienno
ś
ci,
ż
e
obecny jest w ich ciele. Zazwyczaj reakcjami na l
ę
k s
ą
takie symptomatyczne zaburzenia, jak ataki
paniki, fobie, zaburzenia dysocjacyjne czy depresje, by wymieni
ć
tylko kilka typowych przypadło
ś
ci
kobiecych. Z pewno
ś
ci
ą
nie wszyscy m
ęż
czy
ź
ni s
ą
wolni od l
ę
ków w stosunkach z kobietami. Mam
jednak wra
ż
enie,
ż
e ich obawy dotycz
ą
głównie odrzucenia, a nie brutalno
ś
ci. M
ęż
czyzna boi si
ę
,
ż
e
nie oka
ż
e si
ę
dostatecznie dobry, wystarczaj
ą
co du
ż
y i silny,
ż
e nie sprawdzi si
ę
jego potencja,
ż
e
kobieta go nie zechce. Boi si
ę
utraty władzy i prawa do kobiety.
Gdyby ustanowi
ć
godzin
ę
policyjn
ą
dla m
ęż
czyzn - poniewa
ż
na ulicach i w parkach, szczególnie
noc
ą
, stanowi
ą
oni powa
ż
ne zagro
ż
enie dla kobiet (a tak
ż
e - cho
ć
w znacznie mniejszym stopniu - i dla
niektórych m
ęż
czyzn, tym wi
ę
ksze, im bardziej przypominaj
ą
oni kobiety swoim wygl
ą
dem, wielko
ś
ci
ą
i
zachowaniem) - czy doszłoby do eksplozji brutalno
ś
ci w domach? Jak wielu Amerykanów, opisuj
ą
c
obcokrajowcowi nasze warto
ś
ci i zwyczaje, stwierdziłoby,
ż
e mamy godzin
ę
policyjn
ą
dla kobiet?
Nasza nieformalna godzina policyjna dla kobiet jest traktowana jako co
ś
najzupełniej oczywistego tak
samo, jak brutalno
ść
m
ęż
czyzn. Musimy zapyta
ć
, dlaczego okre
ś
la si
ę
to zjawisko po prostu jako
zagadnienie fizycznej i psychicznej bezradno
ś
ci kobiet, a nie problem irracjonalnej przemocy i braku
samokontroli u m
ęż
czyzn? Nie istniej
ą
programy zapobiegania m
ę
skiej brutalno
ś
ci, a mo
ż
na by na
przykład uczy
ć
chłopców panowania nad sob
ą
i nad własn
ą
agresj
ą
, szanowania potrzeb i uczu
ć
dziewcz
ą
t, a nawet rozumienia,
ż
e te potrzeby mog
ą
by
ć
inne od m
ę
skich. Tylko,
ż
e to wymagałoby
nie tylko nazwania niebezpiecze
ń
stwa, ale zrozumienia, kto ma władz
ę
jego okre
ś
lania i na czym ono
polega. Jest to władza definiowania i ograniczania, władza tworzenia figury i tła, władza czynienia
rzeczy widzialnymi i niewidzialnymi. Władz
ę
zawsze dzier
ż
y twórca tła i wła
ś
ciciel kontekstu. To on jest
tym, kto wyznacza granice i definiuje problem. Tylko zmiana kontekstu, dokonuj
ą
ca przesuni
ę
cia
znacze
ń
i ocen wszelkich zdarze
ń
intrapsychicznych i interpersonalnych, b
ę
dzie równie
ż
zmian
ą
natury edypalnego społecze
ń
stwa.
Mo
ż
na przytoczy
ć
z
ż
ycia codziennego wiele przykładów władzy, jak
ą
daje m
ęż
czyznom
panowanie nad kontekstem. Gdy wynaleziono maszyn
ę
do pisania, uwa
ż
ano j
ą
za mechanizm tak
skomplikowany,
ż
e jedynie m
ęż
czyzna był w stanie si
ę
nim posługiwa
ć
. Presti
ż
ł
ą
czony z tym zawodem
w Stanach Zjednoczonych znikn
ą
ł, gdy okre
ś
lono go jako zaj
ę
cie banalne i monotonne, które mog
ą
wykonywa
ć
kobiety. Kolejnym przykładem jest profesja lekarza, który w Stanach Zjednoczonych ma
wysoki status i du
ż
e dochody. Wi
ę
kszo
ść
lekarzy to przecie
ż
m
ęż
czy
ź
ni. W byłym Zwi
ą
zku Radzieckim,
gdzie lekarzami s
ą
zwykle kobiety, zawód ten nie cieszy si
ę
tak wielkim presti
ż
em i przynosi dochody
ni
ż
sze ni
ż
płace niektórych robotników. By
ć
mo
ż
e i nas czeka podobna sytuacja, na przykład w
pewnych działach prawa i medycyny, gdzie prac
ę
znajduje coraz wi
ę
cej kobiet. Status zaj
ę
cia nie
zale
ż
y od niego samego, ale od przypisanego mu znaczenia, czyli od komponentu warto
ś
ciuj
ą
cego.
W czasach wiktoria
ń
skich włoscy denty
ś
ci zauwa
ż
yli,
ż
e kobiety rzadziej mdlej
ą
z bólu ni
ż
m
ęż
czy
ź
ni. Ró
ż
nicy tej nie przypisano jednak wi
ę
kszej odwadze i wytrzymało
ś
ci kobiet, ale ni
ż
szej
zdolno
ś
ci odczuwania. Podobnie gdy dziewczynki s
ą
lepiej od chłopców rozwini
ę
te intelektualnie, nie
uwa
ż
a si
ę
ich za bystrzejsze, lecz za bardziej powierzchowne (Russett, 1989). Powolno
ść
, a nie
szybko
ść
zdobywania wiedzy stała si
ę
warto
ś
ci
ą
. Chodzi tu o abstrakcj
ę
wy
ż
szego poziomu: warto
ś
ci
ą
jest sama m
ę
sko
ść
, kobieco
ść
jest podrz
ę
dna na mocy definicji.
Jak dalece zmieniła si
ę
ta perspektywa w ci
ą
gu ostatnich stu lat? Joan Schulman tak
skomentowała sposób, w jaki prawodawstwo niektórych stanów rozszerzyło uprawnienia par
mał
ż
e
ń
skich na pary zamieszkuj
ą
ce razem bez
ś
lubu:
„M
ęż
czyznom
ż
yj
ą
cym w konkubinacie coraz cz
ęś
ciej przyznaje si
ę
«mał
ż
e
ń
skie prawo» do
gwałtu, ale ich partnerkom znacznie trudniej uzyska
ć
mał
ż
e
ń
skie przywileje, takie jak obowi
ą
zek ło
ż
enia
na utrzymanie, podział maj
ą
tku czy ochron
ę
prawn
ą
. W kilku stanach, w których niezam
ęż
na kobieta ma
te prawa, s
ą
dy wymagaj
ą
zdeklarowanej lub domniemanej zgody obu stron. Wymaga
ń
takich nie stawia
si
ę
w wypadku gwałtu mał
ż
e
ń
skiego" (Schulman, 1980, s. 538-540).
Znaczenia dotycz
ą
ce kobiecej seksualno
ś
ci i u
ż
ytek, jaki z niej robi
ą
m
ęż
czy
ź
ni w tym
społecze
ń
stwie, stanowi
ą
kolejny przykład,
ż
e to wła
ś
nie m
ęż
czyzna ma władz
ę
okre
ś
lania,
pochłaniania i wkraczania (przemoc
ą
lub nie) w sfer
ę
kobiecego erotyzmu, który wolno mu
interpretowa
ć
jako przedłu
ż
enie swojego. By
ć
mo
ż
e najwyra
ź
niejszym aspektem seksualno
ś
ci kobiety
jest to,
ż
e ł
ą
czy ona przyjemno
ść
i niebezpiecze
ń
stwo, co udokumentowały liczne prace feministyczne,
a podkre
ś
liła w swej ksi
ąż
ce Carole Vance (1984). Zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej kobiety
s
ą
nieustannie nara
ż
one na zaczepki, brutalno
ść
i gwałt. Niebezpiecze
ń
stwo grozi im ze strony obcych
oraz tych, których obdarzaj
ą
miło
ś
ci
ą
i zaufaniem. Kobiety zgwałcone przez m
ęż
ów odczuwaj
ą
skutki
tego zdarzenia bardzo długo (Russell, 1982) i powoduje ono zaburzenia w sferze seksualnej wi
ę
ksze
ni
ż
u kobiet zgwałconych przez znajomych lub obcych (Bart, 1985). Oto ułamek szokuj
ą
cej statystyki:
W poddanej badaniom grupie 3187 kobiet 1 na 4 była ofiar
ą
gwałtu lub prób gwałtu; 84% znało
swoich gwałcicieli; 57% tych przypadków miało miejsce podczas randki;
ś
redni wiek ofiary wynosił
osiemna
ś
cie i pół roku (Warshaw, 1988).
Pierwsze do
ś
wiadczenia seksualne przynajmniej jednej trzeciej kobiet wi
ążą
si
ę
z
molestowaniem przez „zaufanego" członka rodziny.
Przynajmniej połowa kobiet do
ś
wiadcza gwałtu co najmniej raz w
ż
yciu.
Przynajmniej połowa dorosłych kobiet jest we własnych domach bita przez m
ęż
ów lub kochanków
(Walker, 1979). Doniesienia o gwałtach popełnionych przez m
ęż
ów dotycz
ą
od 11 do 15% kobiet
(Finklehor i Yllo, 1985).
M
ęż
owie powoduj
ą
u kobiet wi
ę
cej wymagaj
ą
cych leczenia obra
ż
e
ń
ni
ż
gwałty, napady i wypadki
samochodowe razem wzi
ę
te; jedn
ą
trzeci
ą
kobiet b
ę
d
ą
cych ofiarami morderstw zabili m
ęż
owie lub
narzeczeni („New York Times" 1984).
Około 85% pracuj
ą
cych kobiet jest nara
ż
onych na seksualne molestowanie w miejscu pracy („New
York Times" 1984).
Według Ameryka
ń
skiego Departamentu Sprawiedliwo
ś
ci (Heise, 1989) w Stanach Zjednoczonych
co pi
ę
tna
ś
cie sekund bita jest jaka
ś
kobieta; co najmniej cztery kobiety trac
ą
codziennie
ż
ycie w
wyniku maltretowania; co sze
ść
minut jest popełniany gwałt.
Statystyki mi
ę
dzynarodowe wcale nie s
ą
lepsze:
W Nikaragui 44% m
ęż
czyzn przyznaje si
ę
,
ż
e biło
ż
ony.
W Peru 70% zgłaszanych policji przest
ę
pstw dotyczy kobiet bitych przez m
ęż
ów.
W 1985 roku 54% wszystkich morderstw popełnionych w Austrii zdarzyło si
ę
w rodzinie; kobiety i
dzieci stanowiły 90% ofiar.
W Papui Nowej Gwinei 67% kobiet mieszkaj
ą
cych na wsi i 56% kobiet mieszkaj
ą
cych w mie
ś
cie
było ofiarami przemocy ze strony m
ęż
ów.
Podczas 8000 zabiegów aborcji przeprowadzonych w klinice w Bombaju usuni
ę
to 7999 płodów
płci
ż
e
ń
skiej („Z Magazine", 1989 (lipiec/sierpie
ń
), s. 61).
Statystyki te, a tak
ż
e rozmaite historie, których wysłuchałam jako terapeutka, nauczyciel i
przyjaciółka, nie s
ą
wcale niczym niesłychanym. Ka
ż
da grupa kobiet mogłaby zapewne podzieli
ć
si
ę
podobnymi prze
ż
yciami. Poni
ż
sze przykłady inicjacji i do
ś
wiadcze
ń
seksualnych skomponowane s
ą
z
opowie
ś
ci ró
ż
nych kobiet, którym pomagałam. Niczego nie wymy
ś
liłam.
Jako dziecko Anne była cz
ę
sto molestowana przez ojca, praktykuj
ą
cego katolika, który mimo
seksualnego wykorzystywania obu córek upierał si
ę
przy ich religijnej edukacji w szkole parafialnej. Jak
zwykle w takich wypadkach ojciec zakazał córkom mówi
ć
komukolwiek, co dzieje si
ę
mi
ę
dzy nimi. Anne
nigdy nie powiedziała o tym
ż
adnej z zakonnic ze strachu,
ż
e albo j
ą
ukarz
ą
, albo jej nie uwierz
ą
. Jako
osoba dorosła, po kilku miesi
ą
cach terapii, zdecydowała si
ę
na konfrontacj
ę
z ojcem. Została przez niego
pobita i usłyszała,
ż
e jest gotów zrobi
ć
to ponownie, je
ś
li Anne znowu poruszy ten problem z nim albo z
kimkolwiek innym.
Wkrótce potem na kursie biblijnym Anne poznała wra
ż
liwego i troskliwego m
ęż
czyzn
ę
, który
wydawał si
ę
jej całkowitym przeciwie
ń
stwem ojca. Zacz
ę
li sp
ę
dza
ć
razem wiele czasu i wkrótce Paul
wyznał jej miło
ść
. Ze wzgl
ę
du na przekonania religijne nie było mi
ę
dzy nimi
ż
adnego fizycznego kontaktu.
Po o
ś
wiadczynach Paula Anne opowiedziała mu o swoim l
ę
ku przed seksem i o tym, jak traktował j
ą
ojciec. Paul był zaszokowany i bardzo jej współczuł. Zgodził si
ę
,
ż
e je
ś
li si
ę
pobior
ą
, nie b
ę
dzie nalegał na
współ
ż
ycie, dopóki ona nie b
ę
dzie do tego gotowa, cho
ć
by nawet miało to długo trwa
ć
. Taka postawa
oraz fakt,
ż
e
ż
ył w czysto
ś
ci, oczekuj
ą
c na mał
ż
e
ń
stwo, pozostawały w zgodzie z wiar
ą
Paula.
Pobrali si
ę
i sp
ę
dzili dwa lata w celibacie. Paul coraz bardziej si
ę
niecierpliwił. Dwa razy uderzył
Anne, chocia
ż
potem ogromnie tego
ż
ałował i przepraszał. W ko
ń
cu zdecydowali si
ę
zamieszka
ć
oddzielnie. W okresie separacji, gdy pewnego popołudnia wracała z zaj
ęć
, Anne została zaatakowana na
ulicy i zgwałcona. Paul, dowiedziawszy si
ę
o tym telefonicznie od
ż
ony, był bardzo przybity. Kilka godzin
pó
ź
niej zapukał do jej drzwi. Gdy go wpu
ś
ciła, wydawał si
ę
niespokojny. Powtarzał w kółko: „Nawet je
ś
li
ż
yjemy w separacji, jeste
ś
moj
ą
ż
on
ą
i mam swoje prawa". Zaczynaj
ą
c rozumie
ć
, do czego zmierza m
ąż
,
Anne przestraszyła si
ę
i poprosiła, by sobie poszedł. On jednak zaci
ą
gn
ą
ł j
ą
do łó
ż
ka, zdarł z niej
ubranie i zgwałcił j
ą
. Pó
ź
niej przepraszał i mówił,
ż
e nie wie, co si
ę
z nim stało. Ann
ę
nigdy wi
ę
cej ju
ż
si
ę
z nim nie spotkała, ale niełatwo jej było odrzuci
ć
płyn
ą
c
ą
z całego
ż
ycia nauk
ę
, do kogo nale
ż
y jej ciało.
Kiedy po raz pierwszy zahaczyłam Dian
ę
, miała gł
ę
bok
ą
depresj
ę
i skłonno
ś
ci samobójcze.
Ż
ycie
wydawało si
ę
jej bolesne i bezsensowne. Gdy poznałam j
ą
bli
ż
ej, zobaczyłam nie tyle bezsens, ile
niezwykle dramatyczne do
ś
wiadczenia, które ukształtowały jej negatywny stosunek do
ż
ycia. Wyznała
mi,
ż
e inicjacj
ę
seksualn
ą
przeszła w wieku dwunastu lat, gdy ojciec zaprosił do domu swoich kumpli
pijaków. Gdy z ni
ą
sko
ń
czyli, roze
ś
miał si
ę
i powiedział: „Mam nadziej
ę
,
ż
e teraz wiesz, gdzie twoje
miejsce". Przedtem uwa
ż
ał,
ż
e jest troch
ę
za bardzo zbuntowana. Po tym zdarzeniu jej buntownicze
nastroje jeszcze bardziej si
ę
wzmocniły. Przez długi czas uprawiała seks bez wzgl
ę
du na to, z kim, gdzie i
kiedy. Szesna
ś
cie lat pó
ź
niej nie widziała i nie czuła
ż
adnego zwi
ą
zku mi
ę
dzy tamtym zbiorowym
gwałtem a za
ż
ywaniem narkotyków i wielokrotnym okaleczaniem si
ę
.
Chocia
ż
Judy była molestowana seksualnie jako dziecko, seks z m
ęż
em uwa
ż
ała za
satysfakcjonuj
ą
cy. Pobrali si
ę
zaraz po szkole i m
ąż
był jej jedynym partnerem. Jednak cz
ę
sto dotykał jej
do
ść
obcesowo i sprawiał ból, tak
ż
e zamierała, zamiast z rado
ś
ci
ą
reagowa
ć
na pieszczoty. Gra
wst
ę
pna była krótka i ukierunkowana wył
ą
cznie na szybkie pobudzenie. Judy czuła,
ż
e nie reaguje
prawidłowo. Po dłu
ż
szym czasie zacz
ę
ła zdawa
ć
sobie spraw
ę
,
ż
e zachodzi zwi
ą
zek mi
ę
dzy jej reakcjami
na m
ęż
a a do
ś
wiadczeniami z dzieci
ń
stwa, wi
ę
c poprosiła go, by dotykał jej tak, jak ona chce. Teraz on z
kolei poczuł si
ę
odrzucony. Uwa
ż
ał zreszt
ą
,
ż
e to nie on, ale ona ma problem, je
ś
li nie potrafi pozytywnie
reagowa
ć
na to, co lubi jej partner. Argumentował,
ż
e nigdy nie miał podobnych trudno
ś
ci z
ż
adn
ą
dziewczyn
ą
przed
ś
lubem.
Melanie w wieku siedemnastu lat opu
ś
ciła dom, w którym była krzywdzona, i zamieszkała z
rodzin
ą
ciotki i wuja. Zanim wyprowadziła si
ę
po czterech latach, by wyj
ść
za m
ąż
, była zmuszana przez
wuja do stosunków seksualnych w zamian za dach nad głow
ą
i jedzenie. Nie była ch
ę
tn
ą
partnerk
ą
, ale
nie bardzo rozumiała, co si
ę
dzieje, a ponadto bała si
ę
,
ż
e je
ś
li odmówi, b
ę
dzie musiała wróci
ć
do
rodziców. Nigdy nie my
ś
lała,
ż
e prze
ż
ywa molestowanie seksualne lub pada ofiar
ą
gwałtu.
Sally wielokrotnie omawiała z terapeut
ą
gwałt, którego była ofiar
ą
jako osoba dorosła. Podczas
jednej z rozmów wspomniała,
ż
e w dzieci
ń
stwie ojciec i dwaj bracia zmuszali j
ą
do współ
ż
ycia. Nie
uwa
ż
ała tego za gwałt. Podobnie jak wiele kobiet, które do współ
ż
ycia zmusili m
ęż
owie, s
ą
dziła - co
zreszt
ą
pokrywa si
ę
ze zdaniem m
ęż
czyzn -
ż
e nie był to gwałt, ale wyegzekwowanie m
ę
skich praw.
Laura, kobieta po pi
ęć
dziesi
ą
tce, jest dumna,
ż
e uchroniła si
ę
przed gwałtem, pochlebiaj
ą
c
napastnikowi. Przekonała go,
ż
e jest tak bardzo m
ę
ski, i
ż
nie potrzebuje tego udowadnia
ć
gwałtem. W
ko
ń
cu si
ę
z ni
ą
zgodził.
Maureen nie doznała w dzieci
ń
stwie
ż
adnych nadu
ż
y
ć
seksualnych, chocia
ż
ojciec zawsze
prezentował j
ą
z dum
ą
swoim przyjaciołom. Mówili jej,
ż
e jest ładna i
ż
e ich synowie lub inni chłopcy w
jej wieku na pewno chcieliby z ni
ą
chodzi
ć
. Nie uwa
ż
ała si
ę
za ładn
ą
, wi
ę
c była zadowolona z ich
zainteresowania. Jako osoba dorosła zdawała sobie spraw
ę
z własnej seksualno
ś
ci jedynie wtedy, gdy
udawało jej si
ę
podnieci
ć
jakiego
ś
m
ęż
czyzn
ę
. Bardzo starała si
ę
zadowoli
ć
tych, którym si
ę
podobała.
Ich podniecenie wpływało podniecaj
ą
co na ni
ą
. Miała obsesj
ę
na punkcie wygl
ą
du i godzinami czytała
kobiece czasopisma, zajmowała si
ę
kupowaniem nowych strojów, wypróbowywaniem kosmetyków,
zmian
ą
fryzury i koloru włosów. Maureen stanowiła kwintesencj
ę
normalnej kobieco
ś
ci.
Harriet stała si
ę
ś
wiadoma swojej seksualno
ś
ci w siódmej klasie, gdy zacz
ę
ty si
ę
kształtowa
ć
jej
piersi. Poniewa
ż
były du
ż
e, nieustannie przyci
ą
gały uwag
ę
chłopców. Nie tylko si
ę
z niej wy
ś
miewali, ale
tak
ż
e urz
ą
dzali sobie co
ś
w rodzaju zabawy: podbiegali do niej, dotykali jej piersi, a potem w grupie
ś
miali
si
ę
z niej. To upokorzenie spowodowało,
ż
e w wieku lat dwudziestu kilku zdecydowała si
ę
na
chirurgiczne zmniejszenie piersi. Niestety, wstydu i nienawi
ś
ci do siebie nie da si
ę
usun
ąć
.
S
ą
to wszystko przypadki fizycznych, psychicznych i symbolicznych gwałtów. Te ostatnie
definiuj
ę
jako m
ę
sk
ą
uzurpacj
ę
do okre
ś
lenia znacze
ń
ciała, uczu
ć
i potrzeb kobiety. Prowadzi to nie
tylko do odrzucenia wszelkich innych znacze
ń
, ale tak
ż
e pozwala m
ęż
czyznom na ich podstawie
stosowa
ć
brutaln
ą
przemoc. Fizyczne i seksualne ograniczenia kobiety zostaj
ą
okre
ś
lone przez
potrzeby m
ęż
czyzny i jego poczucie prawa do niej. Wszystkie fizyczne nadu
ż
ycia wobec kobiet s
ą
dokonywane i usprawiedliwiane wskutek tworzonych przez m
ęż
czyzn znacze
ń
. W ten sposób
m
ęż
czyzna narusza najbardziej podstawowe poczucie „ja" kobiety i jej integralno
ść
jako osoby.
A co z mniejszo
ś
ci
ą
, która do
ś
wiadczyła m
ę
skiej agresji jedynie w sferze publicznej? Czy kobiety
te mog
ą
prze
ż
ywa
ć
swoj
ą
seksualno
ść
w sposób wolny, skoro prywatnie nie doznały
ż
adnych urazów?
Czy rozró
ż
nienie mi
ę
dzy sfer
ą
prywatn
ą
a publiczn
ą
jest rzeczywi
ś
cie uzasadnione? Czy kobieta
potrzebuje wsparcia od partnera, który jest raczej łagodny, czuły i cierpliwy ni
ż
nami
ę
tny? Czy musi
zatraca
ć
si
ę
w romantycznych przygodach? Kobiecie niew
ą
tpliwie przypisuje si
ę
potrzeb
ę
romantycznych uczu
ć
i „gry wst
ę
pnej". Sam termin wskazuje,
ż
e jest to co
ś
niezbyt powa
ż
nego, co
ś
, co
jedynie poprzedza prawdziwy seks. Jednak wiele bada
ń
wykazuje,
ż
e emocjonalna blisko
ść
i intymno
ść
z partnerem s
ą
dla kobiety wa
ż
niejsze ni
ż
osi
ą
ganie orgazmu (Hite, 1976; Jayne, 1981; Bell, 1972).
Chocia
ż
najbardziej intensywne prze
ż
ycie orgazmu - w sensie fizjologicznym i psychicznym (Masters i
Johnson, 1966; Fisher, 1973; Kinsey, 1953) - kobiety osi
ą
gaj
ą
podczas masturbacji, raczej nie uwa
ż
aj
ą
jej za najprzyjemniejsz
ą
form
ę
aktywno
ś
ci seksualnej. Zarówno w sprawach seksu, jak i w wielu innych
s
ą
one wra
ż
liwe na kontekst, natomiast m
ęż
czy
ź
ni maj
ą
wi
ę
ksz
ą
umiej
ę
tno
ść
i gotowo
ść
do
prze
ż
ywania seksu bez odnoszenia go do niego.
Zanim dopuszczono kobiety do głosu, gwałt uwa
ż
ano za zjawisko rzadkie i wskazuj
ą
ce na
odchylenia. Pó
ź
niej okazało si
ę
,
ż
e dokonuje si
ę
go dostatecznie cz
ę
sto, by uzna
ć
go je
ś
li nie za
normalne zachowanie m
ęż
czyzny, to przynajmniej za normaln
ą
m
ę
sk
ą
fantazj
ę
. Prace feministek
przedstawiły nie tylko kobiecy punkt widzenia, ale i udowodniły cz
ę
stotliwo
ść
gwałtu. Obecnie, chocia
ż
wiadomo,
ż
e dochodzi do niego zbyt cz
ę
sto, by uzna
ć
go za odchylenie, nadal widziany jest oczyma
Edypa -
ś
lepego na wszystko prócz własnych potrzeb.
Liczne badania wykazały,
ż
e ofiarom mniej atrakcyjnym przypisuje si
ę
wi
ę
ksz
ą
odpowiedzialno
ść
za popełniony na nich gwałt (Deitz, Littman i Bent-ley, 1984; Seligman, Brickman i Koulack, 1977;
Thornton i Ryckman, 1983; Tieger, 1981). Seligman, Brickman i Koulack (1977) pisz
ą
,
ż
e nale
ż
y te
dane rozumie
ć
w nast
ę
puj
ą
cy sposób: kobiety atrakcyjne s
ą
gwałcone z powodu atrakcyjno
ś
ci, a
nieatrakcyjne musiały jako
ś
gwałt sprowokowa
ć
. W obu wypadkach znaczenie odnosi si
ę
do ofiary, nie
do gwałciciela; w obu - ona sama si
ę
o to prosiła. Wiele studiów udowadnia,
ż
e m
ęż
czy
ź
ni przypisuj
ą
wi
ę
ksz
ą
ni
ż
kobiety odpowiedzialno
ść
ofiarom gwałtu (Calhoun, 1978). Wydaje si
ę
,
ż
e maj
ą
oni po-
zytywny stosunek do gwałtu: 35% (Malamuth, 1980) lub 44% (Check i Mala-muth, 1983), albo nawet
51% (Malamuth, Haber i Feshbach, 1980) badanych m
ęż
czyzn przyznaje,
ż
e dokonaliby gwałtu, gdyby
wiedzieli, i
ż
ujdzie im to na sucho. Nie wszyscy s
ą
potencjalnymi gwałcicielami, ale wszystkie kobiety to
potencjalne ofiary seksualnej napa
ś
ci.
Gwałt, a tak
ż
e dobrowolnie odbyty stosunek okre
ś
laj
ą
działanie i status m
ęż
czyzny, co znajduje
odzwierciedlenie w j
ę
zyku. W naszym społecze
ń
stwie wyra
ż
enie „Pierdol
ę
ci
ę
!" jest chyba najwi
ę
ksz
ą
obelg
ą
, jak
ą
mo
ż
na rzuci
ć
drugiej osobie. Co wyra
ż
enie to mówi o znaczeniach przypisywanych
seksowi i kobiecie? Najwidoczniej jest czym
ś
upokarzaj
ą
cym zosta
ć
obiektem „pierdolenia". Owa
czynno
ść
, któr
ą
jedna osoba - m
ęż
czyzna - mo
ż
e zrobi
ć
drugiej - kobiecie - wyra
ż
a nienawi
ść
i
dominacj
ę
. Ten, kto zostaje zdominowany, zostaje w sensie kulturowym sprowadzony na najni
ż
szy
poziom, zostaje zdegradowany. W niektórych innych kulturach oraz w pewnych grupach etnicznych
nale
żą
cych do kultury ameryka
ń
skiej obelga obejmuje matk
ę
obra
ż
anego, któr
ą
sytuuje si
ę
w tej
poni
ż
aj
ą
cej dla niej pozycji. Dlaczego jest to wyra
ż
enie agresywne i uwłaczaj
ą
ce, a nie komplement?
Dlaczego stosunek płciowy przydaje warto
ś
ci m
ęż
czy
ź
nie, a poni
ż
a kobiet
ę
? Wła
ś
nie dlatego,
ż
e dla
niej i dla niego nie jest to ten sam stosunek. Problem ten precyzyjnie obna
ż
a ró
ż
nic
ę
znacze
ń
mi
ę
dzy
seksualno
ś
ci
ą
m
ęż
czyzny a kobiety.
Seksualno
ść
m
ęż
czyzny stanowi dla niego
ź
ródło siły i władzy. Seksualno
ść
kobiety czyni j
ą
bezbronn
ą
, a nawet podatn
ą
na przemoc. Im wi
ę
kszy jest zakres jego władzy, tym czuje si
ę
on
pot
ęż
niejszy i tym wi
ę
ksz
ą
sił
ę
mu si
ę
przypisuje. Gwałciciel jest uosobieniem m
ę
sko
ś
ci i siły. Skoro
maskulinistyczna kultura definiuje seksualno
ść
w kategoriach władzy, to władza staje si
ę
cz
ęś
ci
ą
seksualno
ś
ci m
ęż
czyzny tak samo, jak jego poczucie prawa do kobiety. Gwałt wi
ę
c to nie tylko akt
przemocy, ale bezpo
ś
redni wyraz i dominuj
ą
ca forma seksualno
ś
ci edypalnej.
Jak słusznie zauwa
ż
yła Susan Sontag: „Bez zmiany samych norm seksualno
ś
ci wyzwolenie
kobiety nic nie znaczy. Seks jako taki nie jest dla kobiety wyzwoleniem. Nie jest nim tak
ż
e zwi
ę
kszenie
cz
ę
stotliwo
ś
ci uprawiania seksu" (1973, s. 188). Seksualno
ść
edypalna pozostaje w centrum fizycznej i
psychicznej konstrukcji kobiety. Czyni j
ą
obiektem pochlebstw i upokorze
ń
, opieki i brutalno
ś
ci, sprawia,
ż
e przypisuje si
ę
jej pragnienie tego, co m
ęż
czyzna chce z ni
ą
zrobi
ć
. Rozwój kobiety jest ograniczony
m
ę
skim poczuciem edypalnego prawa do niej i m
ę
sk
ą
ekspansywno
ś
ci
ą
w sensie epistemologicznym,
fizycznym i psychologicznym.