M5
Autor: Lepkowski
środa, 27 luty 2008
Zmieniony niedziela, 02 marzec 2008
Granatowy renault ruszył spod jednej z charakterystycznych kamienic, jakich pełno na angielskich
przedmieściach. Gdyby przypadkowy obserwator nawet w tak słabej widoczności, jaką daje wieczór
widział sposób, w jaki opuszcza zatokę, włącza się do ruchu i pokonuje kolejne przeszkody, z robotami
drogowymi włącznie, szybko doszedłby do wniosku, że kierowca nie ma zbytniego otrzaskania na drodze.
Policja rozszyfrowałaby to jeszcze szybciej, jednak nikt z lokalnych cops jakoś nie patrolował miasta tego
wieczoru. Auto tymczasem przemknęło przez St John Street, skręciło w Broadway, po czym na żółtych
światłach przejechało przez największe skrzyżowanie w mieście i skierowało się na Taunton Road, która
prowadziła na autostradę M5.
***
Roman dawno stracił już złudzenia dotyczące Krzyśka. Poznali się dawno temu na internecie. Mimo
sporej różnicy wieku coś między nimi zaiskrzyło, zwłaszcza ze strony Romana. Podobał mu sie ten
grubasek, podobał to mało powiedziane, wręcz oszalał na jego punkcie. Mimo że dzieliła ich koszmarna
odległość, bo jednak z Przemyśla do Gorzowa jest ponad osiemset kilometrów, dla niego nie było to
żadnym problemem. Miał świetną pracę, doskonale zarabiał, mógł sobie pozwolić na weekendowe
wypady. Lubili je zresztą obaj, tyle że każdy na swój sposób. Dla Romana było to nacieszenie się
widokiem chłopaka, którego coraz bardziej kochał, dla Krzyśka zaś spędzenie czasu z bratnią duszą, która
doradzi, wysłucha, pośmieje się razem z nim. Może nawet zastąpi mu brak rodzeństwa.
Ta przyjaźń utrzymywała się długo z różną intensywnością, później Roman popadł w poważne kłopoty po
stracie pracy, nie miał nawet na chleb, a co dopiero na rozmowy międzymiastowe. Wydawali się powoli
zapominać o sobie, sporadyczna wymiana maili ledwie wystarczyła, by nie zapomnieć o istnieniu tego
drugiego. Co nie znaczy, że nie wiedzieli o ważnych wydarzeniach w życiu przyjaciela. Matura Krzyśka,
studia, emigracja Romana - to wszystko odbywało się przy poinformowaniu drugiej strony.
***
Richard Danniels zaczynał tego dnia pracę o szóstej wieczorem. Był szefem transportu w jednej z
wielkich baz logistycznych oblepiających miasto, człowiekiem starszym i bardzo poważanym przez
współpracowników. Miał opinię surowego szefa, wymagającego, nieprzystępnego, odludka wręcz ale za to
sprawiedliwego. w pracy szybko zyskał przydomek Robocopa. Mało osób znało go z innej strony -
człowieka pogodnego, cieszącego się życiem, życzącego jak najlepiej bliźnim. Mało kto miał pojęcie o
dramacie, jaki Richard przeżył w młodości, a i jemu nie zależało, aby nagłaśniać ten dramatyczny
szczegół z jego życia.
Tego wieczora jego córka pracowała na dzienną zmianę, więc nie bardzo miał mu kto zrobić kanapki do
pracy. Postanowił zatem przed zmianą wpaść do marketu Morrisona, który miał po drodze. Nie jechał
więc swoją stałą trasą przez Puriton i dalej autostradą, a wlókł się przez miasto, rozgrzebane w drzazgi.
Nie wiadomo dlaczego najwięcej robót drogowych wykonywano tu jesienią i wiosną. Próbując rozgryźć
ten problem przejechał Broadwayem i zatrzymał się na światłach przy Taunton Road. Z lewej minął go
granatowy renault. Idiota - pomyślał Richard widząc jak kierowca na żółtym świetle pcha się na
skrzyżowanie. Odwrócił jeszcze głowę i coś go zastanowiło. Profil kierowcy. Skądś go zna, ale skąd? I to
zna bardzo dobrze ze wcale nieodległych czasów. Niemożliwe? Przecież ten człowiek nie ma prawa jazdy?
***
Było majowe słoneczne niedzielne popołudnie. Roman nie miał w planie żadnych wypadów, postanowił
spędzić czas w domu przy piwku i dobrej książce. Nie bawiły go spotkania w gronie emigrantów, z reguły
kończące się pijaństwem i stanem zwanym w akademickiej gwarze "dożynkami". Z racji dobrej
znajomości angielskiego bywał na takich imprezach mile widziany, jednak sam stronił od zbyt częstego
udziału w tych bibach. Tak było i tym razem.
Skupiony nad trudnym tekstem o zwyczajach Anglików niechętnie odłożył książkę, aby odebrać komórkę.
Pewnie znów szykuje się jakaś pijatyka - pomyślał. Popatrzył na ekran. Numer był niewątpliwie brytyjski.
Nie miał go w książce, postanowił więc eksperymentalnie odebrać.
- Roman, to ty? - zapytał rozmówca. Poznał ten głos od razu. Kilka sekund trwało, zanim odzyskał
równowagę psychiczną. Krzysiek... Kiedyś rzucił mu na necie swój numer, ale nie doczekał się żadnej
odpowiedzi.
Okazało się, że Krzysiek jest w Anglii i to już od pół roku. Mieszkał w innej części, bardziej na północ, w
okolicach Coventry. To była ich pierwsza rozmowa po prawie dwóch latach. Jak na taki czas niesłyszenia
rozumieli się wybornie. Powoli wracały polskie klimaty... Skończyli po godzinie.
Roman odłożył telefon i zapalił papierosa. Wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą, nie można ich było
opanować. Zwrócił jeszcze na co innego uwagę. Krzysiek, zawsze odnoszący się z rezerwą do wszystkich i
wszystkiego, tym razem był wygadany, nawet wylewny. Co ta emigracja robi z człowieka - pomyślał
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:13
Roman.
Jakiś tydzień później przyszedł SMS. Czy mogę wpaść Cię odwiedzić w weekend? No głupie pytanie,
przyjeżdżaj choćby teraz - chciał odpowiedzieć, ale powstrzymał się. Trochę go utemperowały te dwa lata
milczenia i ewidentnego unikania kontaktów. Odpisał twierdząco, ale z lekką rezerwą. Jeśli nie masz nic
innego do roboty, przyjeżdżaj.
***
Granatowy renault minął bazę Somerfielda schowaną za gęstym lasem i zatrzymał sie przy stacji
benzynowej zaraz przed wjazdem na autostradę. Mężczyzna stanął bezradnie przed dystrybutorem. Jak
tu sie płaci? Co trzeba najpierw? Trochę szamotał się z wężem paliwa. Robił to tak niesprawnymi
ruchami, że zwrócił uwagę kierowcy tankującego obok.
- Co pan wyprawia? Umie pan w ogóle tankować?
- Tak - odpowiedział. - mam lekko sparaliżowaną rękę, to dlatego - wymyślił na poczekaniu. Cholera,
jeszcze to. Czuł, że jest obserwowany. Niech ten kutas wreszcie stąd odjedzie - pomyślał. Nie wiedział
czy ma grać dalej czy po prostu zatankować auto na ile tylko potrafił.... Wreszcie kierowca poszedł
zapłacić i mężczyzna skończył tankowanie. ***
Jeszcze nigdy pokój Romana nie wyglądał tak, jak właśnie tego południa. Z natury bałaganiarz, zadbał o
najmniejszy szczegół, nawet kwiaty w wazonie - w ogóle tamtego poranka po raz pierwszy w swym
ponad czterdziestoletnim życiu kupił kwiaty nie z zamiarem wręczenia ich komuś innemu. Nerwowo
spoglądał na zegarek - powinien być już jakieś pół godziny temu. Wreszcie zapipała komórka. - Jestem
chyba po przeciwnej stronie twojego domu, wyjdź chociaż przez drzwi.
Roman wyjrzał przez okno. Niemożliwe stało się możliwe.... Wkrótce stali przytuleni do siebie w
milczeniu. Trwało to chyba ponad trzy minuty, choć wydawało się mu, że zaledwie kilka sekund. Spędzili
wspaniałe popołudnie. Byli nad morzem, wspominali, śmiali się, opowiadali o tym, co się działo przez
ostatnie lata. Roman poczuł się nagle o wiele, wiele młodszy. Krzysiek, o dziwo, nie odrzucał jego ledwie
zawoalowanych zalotów, co konsekwentnie czynił w przeszłości. Po późnej kolacji położyli się koło siebie.
Roman dotknął jego ucha. Bez reakcji... po chwili poczuł na swej szyi chłodną rękę. Nie od początku to
zauważył, pochłonięty kontemplowaniem swego szczęścia. Udało się po ośmiu latach...
Gdy obudził się, Krzysiek już nie spał. Popatrzył na niego, i w sekundę dotarło do niego, co się stało w
nocy. Przestraszył się. Ale Krzysiek uśmiechnął się tylko. Roman uniósł się z posłania i pocałował go w
podbródek.
***
Richard jechał wstrząśnięty swym odkryciem. Tak, to na pewno Roman, jego pracownik, Polak. Prawa
jazdy nie miał, to więcej niż pewne. Samochodu zapewne też nie, przecież by o tym wiedział, zawsze
zaczynali pracę o tej samej godzinie i najczęściej mijał go po drodze jadącego na zdezelowanym rowerze.
Sposób w jaki pokonywał skrzyżowanie świadczyło, ze nie ma żadnej wprawy w kierowaniu.
Przyśpieszył. Zdał sobie właśnie sprawę, ze Roman nie jechał do pracy, mimo ze minął go w miejscu,
które na to by wskazywało. Zdaje się, że Polak wczoraj skończył swój dyżur. Zajechał przed bazę,
nerwowo wypatrując granatowej renówki. Niestety, na próżno. Jeszcze łudził się, że zastanie ją na
parkingu przed firmą. Zaparkował i szybko zlustrował wzrokiem parking. Niebieskiego renaulta nie było....
***
Tamtego wieczoru telefon zadzwonił inaczej niż zwykle. Roman dałby sobie głowę uciąć. Kilka razy słyszał
już ten dźwięk. Nigdy nie wróżył niczego dobrego. Nie wierzył w parapsychologię, ale to mu się akurat
sprawdzało, chyba jako jedyne ze zjawisk paranormalnych. Popatrzył na wyświetlacz - dzwonił Krzysiek.
- Roman? Słuchaj, nie mam najlepszych wiadomości - powiedział. Roman od razu wyczuł w jego głosie
coś, czego nie słyszał nigdy dotąd. Przerażenie? Strach? Rezygnację?
- Moja mama... - przerwał. Roman wiedział z doświadczenia, że za chwilę usłyszy coś wyjątkowo
ponurego. I tak było istotnie.
- Przyjechać do ciebie? - zapytał. Miał co prawda jeszcze dzień pracy, ale przy angielskim systemie
nieobecności łatwo będzie Richardowi wmówić jakąś chorobę, zwłaszcza że potwierdzało się ją
telefonicznie u pielęgniarki, a te piguły były wyjątkowo łagodne. Mógł liczyć nawet na tydzień zwolnienia.
- Daj spokój, masz pracę. Wywalą cię...
- Nie bój się, nie takie numery u nas przechodzą. Wsiadam w pociąg i za cztery godziny jestem w
Coventry. Wystarczy, że wyjedziesz po mnie na stację...
- Nie, ja przyjadę do ciebie. Ochłonę nieco.
Roman musiał przyznać, że w tym coś było. Krzysiek uwielbiał prowadzić i gdy tylko miał trudną sytuację
do rozwiązania, jeździł wkoło miasta, obserwując widoki. Uspokajało go to bardziej niż wszystkie inne
sposoby radzenia sobie ze stresem.
- Dobra, tylko uważaj na siebie po drodze. Jak jedziesz, przez Birmingham czy przez Oxford?
- Jak GPS pokaże. Podejrzewam, że przez Oxford, bo krócej.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:13
- Tylko uważaj, bo od Bristolu jest kaszana. Padał śnieg, tam się jeszcze nie topi, zaraz za Nailsea
zaczyna się paćka. No i pilnuj się na krzyżówce M4 i M5. Pamiątej, zaraz potem po lewej masz
niebezpieczną skarpę i to na ostrym łuku...
- Daruj sobie te uwagi, ty nie prowadzisz.
Była to prawda ale tylko częściowa. Z racji zawodu Roman znał okoliczną sieć dróg prawie na pamięć i
wiedział, co czai się na każdej z nich. W końcu był planistą transportu i codziennie miał bieżące relacje od
kierowców. Przez kilka lat zdołał je usystematyzować i dysponował w zasadzie biegłą znajomością
okolicznych realiów. Tamtego dnia wszystko wskazywało, że odcinek między Bristolem a Weston - super -
Mare będzie tragiczny.
***
Richard wpadł do biura jak burza. Rzucił pobieżnie okiem na towarzystwo, właśnie trwała odprawa
między zmianami. Jeszcze łudził się, że tu zauważy Romana. Nie było go jednak.
- Czy Roman ma samochód? - rzucił przed siebie pytanie.
- O ile mi wiadomo, nie - odpowiedziała Megan. - Wczoraj widziałam go w mieście na rowerze. Może kupił
dzisiaj... A dlaczego pytasz?
Richard pokrótce streścił, co widział.
- Jesteś pewien ze to był Roman? Na sto procent? - zapytał Gordon, szef zmiany, która właśnie kończyła
pracę.
- Na sto procent.
Gordon pobladł.
- Fucking hell...
- Ty coś wiesz, prawda? - zapytał Richard drewnianym głosem.
- Tak. I powiem ci, że jest kurewsko niebezpiecznie...
O przyjaźni Gordona z Romanem krążyły legendy. Lubili tego niekonwencjonalnego Polaka razem z żoną,
nawet zaprosili go na własny ślub. Starali mu się pomagać gdy popadał w kłopoty, uprzyjaźnić mu Anglię,
co im się zresztą udało. Do tego stopnia, że Roman powierzył Gordonowi swą największą tajemnicę.
Wiedział co robi, Gordon w mig wybaczył mu jego homoseksualizm, nawet był dumny, że on to wie a nie
jego przełożeni. Wiedział zresztą o wiele więcej...
***
Mężczyzna na stacji benzynowej kończył palić papierosa. Ktoś, kto obserwowałby go z boku, zauważyłby
wyjątkowo spiętą twarz, sztywne ruchy, ogólną nerwowość. Ale on czuł się szczęśliwy. Zgasił papierosa i
wsiadł do auta.
- No to zaczynamy ostatni akt - powiedział szeptem. Przekręcił kluczyk w stacyjce i już nieco sprawniej
wyjechał z zatoczki. Granatowy renault skierował się na rondo prowadzące na autostradę M5.
***
Roman spoglądał z rosnącym zdenerwowaniem na wyświetlacz komórki. Była miedzy nimi umowa - gdy
wie, że tamten prowadzi - nie dzwoni. Krzysztofa takie telefony doprowadzały do stanu skrajnej
wściekłości i po kilku awanturach Roman oduczył się tego raz na zawsze. Tym razem jednak milczenie
trwało zbyt długo. Może utkwił w korku - pocieszał się. Wybrał numer do pracy. Odebrał dyspozytor.
- Rache, jest jakiś korek na M4 albo M5?
- Chyba tak, bo to się strasznie wlecze, od prawie godziny nikt nie przyjechał z tamtego kierunku.
A więc korek. Odetchnął, zapalił papierosa. Postanowił zadzwonić.
Telefon nie odpowiadał. Jednak coś mu nie grało. Zwykle Krzysiek odrzucał takie rozmowy, tym razem
brzmiał sygnał wolnej linii. Spróbował jeszcze raz. No, udało się.
- Tu constable Iain Mc Dermott. Czy mogę wiedzieć, z kim rozmawiam?
- Chcę rozmawiać z właścicielem tego telefonu.
- A kim pan dla niego jest?
Roman miał już dość tej ciuciubabki. Zdziwiło go jednak, że policja ma telefon Krzyśka.
- Jestem jego partnerem - powiedział.
- A to co innego. Właściciel tego telefonu nie żyje. Rozbił się zaraz za skrzyżowaniem autostrad M4 i M5,
o skarpę. Czy mogę prosić pana dane osobowe?
Roman nic nie odczuwał, nic nie widział. Czuł że się zaraz udusi.
***
- Czy jesteś tego absolutnie pewien?
- Jak tu stoję. To jest dla mnie jedyne rozwiązanie. Coś tam kiedyś po pijaku mówił na jednej z imprez,
na których byliśmy razem... Że on już jest wrakiem, dead man walking...
- I pojechał się zabić na tamto miejsce? - Richard nie mógł uwierzyć. Przed oczami ujrzał samochód,
który rozbija się o skarpę. To było dwadzieścia lat temu...
- Masz pomysł?
- Tak, ciężarówka.
- Jak to?
Richard wyjawił mu swój plan. Gordon myślał chwilę. Skinął głową. Po chwili wypadli obaj na parking.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:13
Jeden z kierowców właśnie wsiadał do zestawionego składu.
- Dawaj list przewozowy i papiery. My jedziemy.
Kierowca popatrzył zdziwiony ale nie śmiał się przeciwstawić Richardowi. Nie jemu. Zresztą i tak nic nie
tracił. Zastanawiał go tylko pośpiech, z jakim mężczyźni wsiedli do auta. Ciężarówka, wielki
czterdziestoczterotonowy kolos, ruszyła zdecydowanie za szybko...
***
Roman już spokojnie jechał autostradą. Na prostym czuł się zdecydowanie najlepiej, tyle zdążył go
nauczyć jeszcze w Polsce jego szef, któremu był potrzebny kierowca. Roman był jednak do tego stopnia
oporny na tajniki motoryzacji, że szef szybko odpuścił dalszą naukę jazdy i nie wymagał prawa jazdy od
swego pracownika.
Analizował sytuację. Pojedzie na krzyżówkę autostrad pod Bristolem, zrobi łuk, przeleci górą na M4 i
wyjedzie z powrotem na M5. Tam już kilkaset metrów i będą razem.
Beznamiętnie patrzył na kolejno pojawiające się nazwy: Highbridge, Weston - super - Mare, Yatton,
Nailsea... Spoglądał na zielony mimo środka zimy krajobraz Somersetu. Włączył radio. Leciała właśnie
wesoła rąbanka rockabilly, wspaniała do prowadzenia. Uśmiechnął się. Prowadzenie zdawało się dawać
mu frajdę. Minął zjazd dziewiętnasty i powoli szykował się do zmiany autostrad.
W lusterku dostrzegł ciężarówkę z jego firmy. Ciekawe którego kierowcę zobaczy jako ostatniego?
Zauważył, że ciężarówka ładuje się na lewy pas i powoli go dogania. Kurna, co on robi? Powoli zaczęły się
zmiany pasów. Nie zdąży się przygotować... Nie miał na tyle doświadczenia drogowego by zwolnić lub
przyśpieszyć. Jechał swoim tempem, około czterdziestu mil na godzinę. Nagle zauważył, że pasy
odbiegają w lewo. Żaden skręt nie był już możliwy, zielona przyczepa skutecznie odcinała go od zjazdu. Z
wysiłkiem trzymał kierownicę, aby nie uderzyć w ciężarówkę. Jechali teraz dalej M5, za nimi został zjazd...
Popatrzył w lewo. Za kółkiem siedział Richard. Zauważył go. Z angielskim uśmiechem pokazał Romanowi
kciuk uniesiony w górę.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:13