I IX. Odruch orgazmu a technika wegetoterapii
1. Postawy mięśniowe i wyraz ciała
W pracy nad analizą charakteru podjęliśmy próbę konsekwentnego i systematycznego
oddzielenia pierwotnie splecionych ze sobą postaw charakterologicznych i odczytywania ich po
kolei zgodnie z aktualnym znaczeniem i oddziaływaniem jako funkcji obronnych. Celem
naszym było uwolnienie, w wyniku rozluźnienia-skorupy charakterologicznej, emocji, które
wcześniej padły ofiarą silnych zahamowań i związań. Każde skuteczne rozpuszczenie skorupy
charakteru uwalnia najpierw uczucia wściekłości bądź lęku. Traktując pojawiające się uczucia
wściekłości i lęku jako psychiczne siły obronne możemy zwrócić w końcu pacjentowi jego
seksualną ruchliwość i biologiczną wrażliwość. Tym samym poprzez rozluźnienie
chronicznych postaw charakteru wywołujemy reakcje wegetatywnego układu nerwowego.
Przebicie się do układu wegetatywnego jest tym pełniejsze i energiczniejsze, im solidniej
pracujemy nad postawami mięśniowymi w powiązaniu z postawami charakterologicznymi. W
ten sposób część pracy przesuwa się ze sfery psychiki i charakteru na bezpośrednie rozsadzanie
pancerza mięśniowego. Już wcześniej było jasne, że skurcz mięśni, niezależnie od miejsca
występowania, nie jest ani „skutkiem", ani „wyrazem", ani „objawem towarzyszącym"
mechanizmu wypierania; z czasem byłem coraz bardziej przekonany, że przykurcz mięśni
stanowi znaczący element procesu wypierania. Wszyscy nasi pacjenci relacjonowali, że w dzie-
ciństwie przechodzili okresy, w których przy pomocy określonych ćwiczeń zachowań
wegetatywnych (oddech, wciąganie brzucha itd.) nauczyli się tłumić swoje impulsy nienawiści,
lęku i miłości. Psychologia analityczna zajmowała się do tej pory jedynie tym, co dzieci tłumią,
i przyczynami, które skłaniają je do opanowania swoich afektów. Na sposób, w jaki dzieci
walczą przeciwko tym afektom, nie zwracano najmniejszej uwagi. A przecież fizjologiczny
proces wypierania zasługuje na szczególną uwagę. Wciąż na nowo zaskakuje nas, że
rozpuszczenie napięcia mięśniowego nie tylko wyzwala energię wegetatywną, ale jednocześnie
przywołuje w pamięci tę sytuację, która wywołała stłumienie popędu. Możemy stwierdzić
Każdy skurczony mięsień skrywa określoną historię tłumaczącą sens powstania skurczu. Nie
chodzi tu o to, abyśmy musieli rozszyfrowywać ze snów bądź skojarzeń, w jaki sposób powstał
pancerz mięśniowy; jest on raczej formą, w której w postaci zaburzenia zawarte jest dziecięce
doświadczenie. Nerwica nie jest jedynie przejawem zaburzenia psychicznej równowagi, lecz w
o wiele głębszym sensie także wyrazem chronicznego zaburzenia równowagi wegetatywnej i
naturalnej ruchliwości.
Wyrażenie „struktura psychiczna" uzyskało w ciągu ostatnich kilku lat naszych badań
szczególne znaczenie. Rozumiemy ją jako indywidualny charakter spontanicznych reakcji,
typowy dla danego człowieka stan współ- i przeciwdziałających sił. Struktura psychiczna jest
tym samym określoną strukturą biofizyczną przedstawiającą określony stan wegetatywnej gry
sił człowieka. Nie ulega wątpliwości, że większość z tego, co określa się zazwyczaj jako
„wrodzone predyspozycje" lub „strukturę popędów", zostanie zdemaskowane jako nabyte
zachowanie wegetatywne. Zmiana struktury, do której dążymy, nie jest niczym innym jak tylko
zmianą gry sił w wegetatywnym aparacie życiowym.
Postawy mięśniowe mają dla terapii analizy charakteru jeszcze jedno znaczenie. Stwarzają
bowiem w razie potrzeby możliwość uniknięcia skomplikowanego przedzierania się poprzez
konstrukcje psychiczne i bezpośredniego przebicia się od postawy ciała w obszar popędowych
afektów. Przy tym wyparta emocja pojawia się zawsze przed wspomnieniem. W ten sposób
możemy być pewni — o ile uda się dobrze rozpoznać i rozpuścić chroniczną postawę
mięśniową — że pracujemy z emocjami związanymi z konkretnym urazem. Podczas próby
rozpuszczania afektów wyłącznie z poziomu psychiki, sprawą przypadku jest, jakie emocje się
pojawią. Analityczna praca nad kolejnymi warstwami skorupy charakteru jest tym
skuteczniejsza, w im większym stopniu opiera się na rozpuszczaniu adekwatnych postaw
mięśniowych. W wielu przypadkach zahamowanie psychiczne ustępuje jedynie w przypadku
rozluźnienia mięśni.
Postawa mięśniowa jest identyczna z tym, co nazywamy „wyrazem ciała". Często nie można
jednoznacznie stwierdzić, czy chory cierpi na hipertonię mięśni, czy też nie. Mimo to całe ciało
lub jego poszczególne części „coś wyrażają". Jego czoło np. wydaje się „płaskie", jakby
„wbite", albo też miednica wyraża seksualną niemoc, „martwotę". Ramiona mogą sprawiać
wrażenie „twardych" bądź „miękkich". Trudno powiedzieć, co powoduje, że w taki bezpośredni
sposób odbieramy wyraz ciała danego człowieka i trudno jest znaleźć słowa opisujące to
wrażenie. Przykładem może być tu „zlodowacenie" dzieci, które jest pierwszym i
najważniejszym objawem ostatecznego stłumienia seksualności między czwartym a piątym
rokiem życia. To zlodowacenie doświadczane jest początkowo zawsze jako „stawanie się
martwym", „opancerzonym" lub „zamurowanym". Później w niektórych przypadkach uczucie
„bycia martwym" jest częściowo kompensowane poprzez przykrywające funkcje psychiczne,
np. powierzchowną wesołość bądź niezdolną do prawdziwych kontaktów towarzyskość.
Skurcz mięśni przedstawia fizyczny aspekt procesu wypierania stanowiąc podstawę jego
trwałego utrzymywania się. To nie poszczególne mięśnie ulegają napięciu, lecz całe grupy
mięśniowe należące do danej wegetatywnej, funkcjonalnej jednostki. Jeżeli stłumieniu ma ulec
np. impuls płaczu, to usztywniona zostanie nie tylko dolna warga, ale wszystkie mięśnie jamy
ustnej i podbródka oraz odpowiednie mięśnie szyi; a więc te wszystkie narządy, które w trakcie
płaczu uaktywniają się jako funkcjonalna jedność. Ogólnie znane jest zjawisko, że osoby hi-
steryczne odgraniczają swoje symptomy fizyczne nie według obszarów anatomicznych, lecz
funkcjonalnych. Histeryczne zaczerwienienie skóry nie przebiega zgodnie z rozgałęzieniami
określonej arterii, lecz obejmuje wyłącznie szyję bądź czoło. Wegetatywnej funkcji ciała obce
są nasze sztuczne anatomiczne rozgraniczenia.
Całościowy wyraz ciała można ująć zazwyczaj w formułę, która w trakcie terapii analizy
charakteru pojawia się wcześniej czy później samoistnie. Co zadziwiające, są to najczęściej
sformułowania i określenia pochodzące z królestwa zwierząt, jak np. „lis", „świnia", „wąż",
„robak" i inne.
Usztywniony kompleks mięśniowy ujawnia swoją funkcję dopiero wówczas, gdy docieramy do
niego w „logiczny sposób" w trakcie pracy analitycznej. Próby rozbicia pancerza mięśni
brzucha na samym początku pracy na pewno skończą się niepowodzeniem. Rozpuszczanie
napięć mięśniowych podporządkowane jest prawu, którego pełne /rozumienie wymaga
większej ilości danych niż ta, którą posiadamy. W ograniczonym zakresie, na ile pozwalają
zebrane dotychczas doświadczenia, możemy stwierdzić, że rozpuszczanie pancerza
mięśniowego rozpoczyna się zazwyczaj w tych miejscach, które są najbardziej oddalone od
genitaliów, najczęściej od obszaru głowy. Napięcia twarzy są tym, co jako pierwsze rzuca się
nam w oczy. Również pacjent najczęściej i najdokładniej zwraca uwagę na wyraz twarzy i
brzmienie głosu; nie ma natomiast zazwyczaj pojęcia, w jakim stanie są miednica, ramiona czy
brzuch.
Chciałbym opisać teraz najważniejsze cechy i mechanizmy niektórych typowych bloków
mięśniowych, chociaż ten przegląd na pewno nie wyczerpuje całości zagadnienia.
Głowa i szyja: U wielu pacjentów napotykamy na objaw ciężkich bólów głowy. Często są one
umiejscowione powyżej karku, nad oczami i na czole. W psychopatologii określa się te bóle
jako „objawy neurasteniczne". Jak dochodzi do ich powstania? Spróbujcie napiąć silnie mięśnie
karku i pozostać przez jakiś czas w tej pozycji, tak jakbyście chcieli odeprzeć groźny atak;
bardzo szybko poczujecie silne bóle w potylicy, dokładnie nad miejscem napięcia mięśni. Bóle
w tyle głowy związane są więc z nadmiernym napinaniem mięśni karku. Ta postawa wyraża
stały lęk przed zagrożeniem z tyłu. Przed tym np., że ktoś wczepi się w kark, zada z tyłu cios w
głowę itp.
Ból odczuwany nad brwiami w czole, podobny do „obręczy ściskającej głowę", pojawia się w
wyniku chronicznego unoszenia brwi w górę. Możemy sami doświadczyć tego związku
trzymając przez dłuższy czas podciągnięte w górę brwi. Pojawia się wówczas chroniczne
napięcie mięśni czoła, jak i całej muskulatury powierzchni głowy. Ta postawa wyraża
nieustanne, pełne lęku oczekiwanie. W pełni rozwinięta, odpowiada wyrazowi
wytrzeszczonych w przerażeniu oczu.
W gruncie rzeczy oba opisane powyżej symptomy są nierozłączne. W chwili nagłego
przerażenia otwieramy szeroko oczy i jednocześnie napinamy mięśnie czaszki. Są też pacjenci,
których wyraz twarzy można określić jako „wyniosły". Kiedy go rozpuszczamy, okazuje się, że
stanowi postawę obronną wobec wyrazu pełnej lęku lub przerażenia uwagi. Niektórzy pacjenci
ukazują otoczeniu „czoło myśliciela". Prawie zawsze w takim przypadku w dzieciństwie
pojawiała się fantazja o własnej genialności, stanowiąca obronę przed stanami lękowymi
wywołanymi najczęściej masturbacją. Wtedy to pojawiało się „czoło myśliciela" maskujące
przerażenie. W innych przypadkach widzimy „gładkie", „płaskie" bądź „pozbawione wyrazu"
czoło, tak jakby chory „otrzymał cios w głowę". Motyw skrywający się za tym wyrazem to
zazwyczaj lęk przed uderzeniem w głowę. O wiele bardziej znaczące i częściej występujące jest
napięcie okolic ust, brody i szyi. Wiele ludzi nosi rodzaj maski na twarzy. Podbródek jest
wysunięty i sprawia wrażenie szerokiego. Obszar szyi poniżej podbródka jest „martwy". Oba
boczne mięśnie szyi biegnące ku mostkowi są wyraźnie widoczne i przypominają grube
powrozy. Linia ust jest pełna napięcia, pacjenci tej grupy cierpią często z powodu odruchów
wymiotnych. Ich głos jest zazwyczaj cichy, bezbarwny lub „cienki". Również tę postawę
możemy wypróbować na sobie. Musimy wyobrazić sobie, że za wszelką cenę chcemy
powstrzymać się od płaczu. Ściągniemy wówczas wargi, w całej głowie odczujemy napięcie,
wysuniemy brodę i napniemy okolice ust.
W takim stanie głośne i dźwięczne mówienie jest niemożliwe. Dzieci przyswajają sobie tę
postawę już bardzo wcześnie, jeżeli zmusza się je do powstrzymywania płaczu. Stałe skupianie
uwagi na określonej części ciała prowadzi do utrwalenia określonych reakcji pobudzeń ner-
wowych. Jeżeli w dwóch różnych sytuacjach przyjmowana jest ta sama postawa, to skutkiem
często jest sprzężenie obu funkcji ze sobą. Szczególnie często natrafiałem na sprzężenie
odruchu wymiotnego z impulsem płaczu. Bliższe badanie ukazuje, że oba odruchy wywołują
podobną pozycję ust. Nie można usunąć odruchu wymiotnego, jeśli nie zwróci się uwagi na
napięcie wokół ust. Odruch wymiotny jest bowiem w tym przypadku skutkiem
powstrzymywania innego impulsu, a mianowicie zakazanej potrzeby płaczu. Dopiero całkowite
rozpuszczenie tej blokady może usunąć również chroniczne mdłości.
W obszarze głowy i twarzy szczególne znaczenie mają sposoby wyrazu związane z mową.
Najczęściej u ich źródeł leży skurcz mięśni podbródka i gardła. U dwóch pacjentów mogłem
stwierdzić silny odruch obronny w szyi, który pojawiał się natychmiast, gdy tylko dotykałem
ich w obszarze krtani. W obu przypadkach występowały fantazje o zranieniu szyi w wyniku jej
podcięcia lub chwytania za gardło.
Należy zwrócić szczególną uwagę na całościowy wyraz twarzy, niezależnie od wyrazu
poszczególnych fragmentów. Znamy depresyjną twarz melancholika. To zadziwiające, że
wyraz wiotkości może występować wraz z niewiarygodnym wprost stanem chronicznego na-
pięcia. Są ludzie, których twarz nieustannie promienieje sztuczną radością; istnieją „sztywne"
lub „obwisłe" policzki. Pacjenci sami najczęściej odnajdują odpowiednie określenie, jeżeli
tylko dostatecznie często ukazujemy im ich postawę i przez jakiś czas naśladujemy lub
opisujemy ją dokładnie. Jedna z pacjentek ze „sztywnymi policzkami" powiedziała: „Moje
policzki są ciężkie od łez". Powstrzymywany płacz prowadzi do przypominającego maskę
zesztywnienia mięśni twarzy. Już w bardzo wczesnym wieku pojawia się u dzieci lęk przed
robieniem grymasów, choć uprzednio z upodobaniem oddawały się temu zajęciu.
Powstrzymywanie tych impulsów powoduje, że utrzymują twarz w sztywnym „porządku".
2. Napięcie brzucha
Pominę teraz objawy występujące w klatce piersiowej i ramionach, gdyż korzystniej będzie
zająć się nimi po omówieniu postaw mięśni brzucha. Nie ma ani jednego chorego na nerwicę
człowieka, który nie odczuwałby „napięcia w brzuchu". Wyliczanie i opisywanie wszystkich
symptomów po kolei byłoby bez sensu, gdyby nie towarzyszyło temu zrozumienie funkcji, jaką
spełniają w zaburzeniu neurotycznym.
Wydaje mi się dziś niepojęte, jak można było choćby w ograniczonym zakresie rozpuszczać
nerwice nie znając symptomatyki plexus solaris (splotu słonecznego) — tak ogromne znaczenie
ma obecnie dla naszej pracy problem napięć w obszarze brzucha. Zaburzenia oddechu w
nerwicach są objawami, których przyczyny należy szukać w napięciach brzucha. Spróbujcie
sobie wyobrazić, że was wystraszono, albo że w ogromnym napięciu oczekujecie
nadciągającego zagrożenia. Mimowolnie wykonacie wdech i zastygniecie w tej pozycji.
Ponieważ nie możecie całkowicie przestać oddychać, w końcu nastąpi wydech, jednak nie
będzie on pełny i ciągły, lecz bardzo płytki i porwany na oddzielne fragmenty. W stanie
pełnego lęku oczekiwania mimowolnie wysuwamy do przodu ramiona i zastygamy w napiętej i
usztywnionej pozycji. Czasami ramiona są podciągane w górę. Jeżeli utrzymujemy tę pozycję
przez dłuższy czas, pojawia się ucisk w obszarze czoła. Pracowałem z wieloma pacjentami
cierpiącymi z powodu tego objawu i dopiero po przepracowaniu pełnego lęku napięcia mięśni
brzucha ból w czole znikał.
Jaką funkcję spełnia opisana postawa „płytkiego oddechu"? Gdy przyjrzymy się położeniu
narządów wewnętrznych i ich relacji ze splotem słonecznym (plexus solaris), zrozumiemy, o co
tu chodzi. W chwili lęku następuje mimowoli wdech; myślę tu np. o tonącym, który mimo-
wolnie próbuje wciągnąć powietrze, mimo że przyspiesza to nadejście śmierci; przepona ściąga
się i naciska od góry na splot słoneczny. Funkcję tej czynności możemy zrozumieć dopiero
wówczas, gdy uwzględnimy wyniki badań nad wczesnymi i dziecięcymi mechanizmami
obronnymi. Dzieci zwalczają stałe, męczące stany lękowe, które odczuwają w brzuchu
zatrzymując oddech. Tak samo postępują, kiedy doświadczają w brzuchu lub w genitaliach
przyjemnych wrażeń, przed którymi odczuwają lęk.
Zatrzymanie oddechu i fiksacja skurczu przepony są jednym z pierwszych i najważniejszych
aktów, których celem jest zarówno ukrócenie przyjemnych doznań w brzuchu, jak i stłumienie
w zarodku „lęku w brzuchu". Dochodzi do tego działanie „prasy brzusznej". Wszyscy
doświadczamy wegetatywnych doznań płynących z brzucha, choć opisujemy je w różny
sposób. Pacjenci skarżą się na nieznośny „ucisk" w brzuchu lub na „pas", który ciasno otacza
tułów. Albo też szczególnie wrażliwe jest jakieś określone miejsce w brzuchu. Wszyscy ludzie
boją się uderzenia w brzuch. Ten lęk tworzy centralny punkt wielu bardzo różnych fantazji.
Niektórzy czują się zamknięci w brzuchu, albo też mają wrażenie, że coś się w nim znajduje:
„W brzuchu jest coś co nie może się wydostać", „Czuję jakbym miał talerz w brzuchu", „Mój
brzuch jest martwy", „Muszę mocno trzymać mój brzuch" itd. itd. Większość
wczesnodziecięcych fantazji związanych z ciążą i porodem skupia się wokół wegetatywnych
odczuć płynących z brzucha.
Jeżeli powoli, aby nie wystraszyć pacjenta, naciśniemy dwoma palcami powłokę brzucha 3 cm
poniżej nasady piersi, to wcześniej czy później pojawi się opór chroniący zawartość jamy
brzusznej. Pacjenci skarżący się na chroniczne napięcie obręczowe bądź stałe uczucie ucisku
mają napiętą, twardą niczym deska muskulaturę brzucha. W tej sytuacji mamy więc do
czynienia z naciskiem na splot słoneczny — z przodu i z góry — który wywiera przepona.
Potencjał elektryczny skóry na brzuchu obniża się zgodnie z moim wcześniejszym wywodem
zarówno przy bezpośrednim nacisku, jak i przy głębokim wdechu przeciętnie o 10 do 30 MV.
Jedna z moich pacjentek była u progu głębokiej melancholii. Miała napięte, twarde mięśnie,
była w depresji i ponad rok broniła się przed dopuszczeniem choćby najmniejszego
emocjonalnego impulsu. Długo nie mogłem zrozumieć, jak udaje jej się przechodzić przez
najtrudniejsze sytuacje bez żadnych emocji. W końcu sytuacja zaczęła się wyjaśniać. Przy
najmniejszym pobudzeniu emocjonalnym „przywoływała się do porządku w brzuchu",
wstrzymywała oddech i wyglądała przez okno, wędrując wzrokiem w dal. W jej oczach
pojawiała się pustka, uwagę kierowała do wewnątrz, napinała mięśnie brzucha i ściągała
pośladki. Później wyznała: „Zabijam mój brzuch, bo wtedy nic już nie czuję. Jeżeli tego nie
robię, mój brzuch ma wyrzuty sumienia". Skrywało się za tym: „Mam pragnienia seksualne i
dlatego mam wyrzuty sumienia".
Nasze dzieci „odcinają uczucia w brzuchu" przy pomocy oddechu i prasy brzusznej, w typowy,
ogólnie stosowany sposób. Wegetoterapia ma ciężki orzech do zgryzienia walcząc z tą techniką
opanowania emocji będącą tworem uniwersalnej kultury jogicznej.
W jaki sposób zablokowanie oddechu może zdławić bądź wręcz całkowicie usunąć emocje?
Było to podstawowe pytanie, gdyż jasne stało się, że hamowanie oddechu będące
fizjologicznym mechanizmem tłumienia i wypierania emocji, stanowi również podstawowy
mechanizm nerwicy. O odpowiedź nie było trudno: biologiczną funkcją oddechu jest
dostarczanie tlenu i usuwanie dwutlenku węgla z organizmu. Tlen zawarty we wdychanym
powietrzu jest niezbędny dla spalania strawionych substancji odżywczych w organizmie.
Poprzez spalanie wytwarzana jest energia. Bez tlenu nie ma spalania, a tym samym nie ma
produkcji energii. Organizm wytwarza energię w efekcie procesu spalania substancji
odżywczych. Powstaje przy tym ciepło i kinetyczna energia ruchu. To właśnie podczas tego
procesu wytwarzana jest elektryczność biologiczna. Przy ograniczonym oddechu dopływa
znacznie mniej tlenu, w zasadzie tylko taka ilość, która jest niezbędna dla zachowania życia.
Jeżeli organizm wytwarza mniej energii, to pobudzenia wegetatywne są również mniejsze, a
więc łatwiejsze do opanowania. Neurotyczne powstrzymywanie oddechu spełnia więc z
biologicznego punktu widzenia funkcję obniżenia produkcji energii w organizmie, a tym
samym produkcji lęku.
3. Impuls orgazmu. Historia pewnej choroby
Dla przedstawienia sposobu, w jaki seksualne (wegetatywne) energie są uwalniane z chorych
postaw mięśniowych, wybrałem przypadek, w którym udało mi się szczególnie szybko i dobrze
przywrócić potencję orgazmiczną. Chciałbym uprzedzić, że ten przypadek opisuje sytuację
wzorcową i nie ukazuje ogromu trudności, z jakimi zazwyczaj mamy do czynienia przy pracy
nad zaburzeniami orgazmu. Z powodu swego nadmiernego pociągu do pijaństwa zwrócił się do
mnie po pomoc 27-letni mężczyzna, technik z zawodu. Ulegając prawie codziennie swemu
nałogowi, obawiał się, że całkowicie zrujnuje swe zdrowie i zdolność do pracy. Podczas
spotkań towarzyskich całkowicie oddawał się pijaństwu. Jego małżeństwo było skrajnie
nieudane, gdyż żona była histeryczką utrudniającą mu życie. Można było natychmiast
zauważyć, że nieszczęśliwe małżeństwo było jednym z głównych powodów ucieczki w
alkoholizm. Narzekał również, że „nie czuje życia". Mimo nieudanego małżeństwa nie był w
stanie związać się z inną kobietą. Nie cieszyła go praca, którą wykonywał mechanicznie, bez
energii i najmniejszego zainteresowania. Twierdził, że jeżeli nic się nie zmieni, to wkrótce się
załamie. Stan ten trwał już od wielu lat i w ciągu ostatnich miesięcy znacznie się pogorszył.
Jako pierwsza patologiczna cecha rzuciła się nam w oczy niezdolność do agresji. Czuł przymus
zachowywania się „miło i grzecznie" i potakiwania wszystkiemu, co mówili inni, nawet jeśli
był dokładnie przeciwnego zdania. Cierpiał z powodu wyczuwanego w sobie braku głębi. Nie
potrafił oddać się naprawdę żadnej sprawie, myśli czy pracy. Wolny od pracy czas spędzał w
kawiarniach i restauracjach na jałowych, bezmyślnych pogaduszkach i żartach. Czuł co prawda,
że jest to postawa chorobliwa, jednak w tym czasie nie uświadamiał sobie jeszcze w pełni
patologicznego znaczenia tych cech. Cierpiał na szeroko rozpowszechnioną chorobę, w której
błędnie zrozumiana, pozbawiona prawdziwych kontaktów socjalizacja przekształca się w
jałowy przymus.
Jego ruchom brakowało pewności, stawiał bardzo szeroko nogi, tak że jego chód miał w sobie
coś nieforemnego. Postawa ciała pozbawiona była sprężystości i wyrażała uległość, tak jakby
cały czas musiał się pilnować. Twarz była pusta i pozbawiona wyrazu. Skóra twarzy lekko
błyszczała, była mocno napięta i sprawiała wrażenie maski. Czoło wydawało się „płaskie".
Usta były małe, napięte i prawie nie poruszały się podczas mówienia, wargi były wąskie i
zaciśnięte. Oczom brakowało wyrazu.
Mimo ciężkiego uszkodzenia wegetatywnej ruchliwości można było wyczuć jego głęboko
ukrytą inteligentną naturę. Jej to należy przypisać fakt, że włożył ogromną energię w pracę nad
pozbyciem się swoich problemów.
Terapia trwała przez sześć i pół miesiąca, przy czym codziennie odbywaliśmy godzinną sesję.
Spróbuję teraz przedstawić jej najważniejsze etapy.
Już podczas pierwszej sesji musiałem podjąć decyzję, czy zająć się najpierw rozpuszczaniem
jego psychicznej powściągliwości, czy też specyficznym wyrazem twarzy. Zdecydowałem się
na to drugie uważając, że przebieg terapii określi formę i czas pracy nad psychiczną
powściągliwością. Opisałem pacjentowi dokładnie napięcia wokół ust i wówczas pojawiło się
najpierw słabe, a potem coraz silniejsze drżenie warg. Zdziwiło go, że nie jest w stanie nad nim
zapanować i próbował się bronić. Zachęciłem go, aby poddał się każdemu pojawiającemu się
impulsowi. Jego wargi zaczęły rytmicznie wysuwać się do przodu, zastygając każdorazowo na
kilka sekund w tej pozycji niczym w skurczu tonicznym. Jego twarz przyjęła wyraz
niemowlęcej buzi. Zaskoczyło to pacjenta, przestraszył się i zapytał, do czego to wszystko
prowadzi. Uspokoiłem go i poprosiłem jedynie, aby poddawał się konsekwentnie każdemu
pojawiającemu się impulsowi i informował mnie o każdym odczuciu powstrzymywania
bodźca.
Na kolejnych sesjach coraz wyraźniejsze stawały się reakcje twarzy, budząc stopniowo
zainteresowanie chorego. Sądził, że muszą oznaczać coś szczególnego. Zdziwiło mnie, że
wszystko to zdawało się zupełnie nie poruszać jego psychiki i że po takim spazmatycznym
bądź klonicznym pobudzeniu twarzy mógł rozmawiać ze mną całkowicie spokojnie. Podczas
następnych spotkań drganie ust nasilało się przechodząc w powstrzymywany płacz. Wydawał
przy tym dźwięki przypominające wybuch długo powstrzymywanego bolesnego łkania. Moje
nieustające zachęty do poddawania się każdemu impulsowi płynącemu z mięśni zaczęły
przynosić konkretne efekty. Aktywność twarzy przyjmowała coraz bardziej skomplikowane
formy. Usta wykrzywiały się w grymasie spazmatycznego płaczu, jednak płacz się nie pojawił,
a na twarzy, ku naszemu zdziwieniu, pojawiła się wściekłość. Pacjent jednak nie odczuwał
wściekłości, mimo że rozpoznał, iż to o nią chodzi.
Kiedy akcja mięśni nasilała się do tego stopnia, że siniała mu twarz, odczuwał lęk i niepokój.
Pytał się wciąż na nowo, do czego to wszystko prowadzi i co się z nim będzie działo.
Zwróciłem mu uwagę, że lęk przed nieznanym odpowiada w pełni jego ogólnej postawie
charakteru, że jest przepełniony nieokreślonym lękiem przed nieoczekiwanymi, nagłymi
zdarzeniami.
Ponieważ nie chciałem zrezygnować z konsekwentnego podążania za rozwojem postaw ciała,
musiałem wyjaśnić, jaka relacja zachodzi pomiędzy reakcjami mięśni twarzy a jego ogólną
charakterologiczną postawą obronną. Gdyby napięcie mięśniowe nie było tak wyraźne,
pracowałbym najpierw nad obroną charakteru, która w jego przypadku przyjęła formę
powściągliwości. Narzucała się myśl, że konflikt psychiczny, który nim władał, był podzielony
na oddzielne części. Funkcję obronną sprawowała w tym czasie jego ogólna powściągliwość
psychiczna, natomiast to, przed czym się bronił, a więc pobudzenie wegetatywne, przejawiało
się w mięśniach twarzy. W samą porę przyszło mi do głowy, że w postawie mięśni
reprezentowany był nie tylko wypierany afekt, lecz również sama obrona. Niewielkie i ściśnięte
usta wyrażały przeciwieństwo wypchniętych, drgających i płaczących warg. Ważne było dla
mnie w tym momencie, aby próbę rozbicia sił obronnych przeprowadzić nie na płaszczyźnie
psychicznej, a od strony ciała, mięśni.
Pracowałem więc konsekwentnie nad wszystkimi postawami mięśniowymi twarzy, o których
sądziłem, że reprezentują skurcz, tj. hipertoniczną obronę odpowiednich grup mięśniowych. Po
kilku tygodniach akcje mięśni twarzy i szyi ukazywały następujący obraz: zaciśnięcie ust
przeszło w kliniczne drgawki, a następnie w wysuwanie warg do przodu. Ono z kolei
rozpuściło się w płaczu, który jednak nie uzewnętrznił się w pełni. Płacz ustąpił miejsca
niewiarygodnie silnej reakcji wściekłości twarzy. Usta wykrzywiły się przy tym, mięśnie
podbródka napięły, stając się twarde niczym deska, pojawiło się zgrzytanie zębów. Doszły do
tego nowe ruchy. Pacjent unosił się na leżance, trząsł się z wściekłości, zaciskał napiętą i
twardą prawą rękę w pięść i unosił ją niczym do ciosu, jednak samego ciosu nie wykonywał.
Potem opadał zwiotczały z powrotem, gdyż kończył mu się oddech, a całość rozpuszczała się w
jękliwym płaczu. Te akcje wyrażały „bezsilną wściekłość", tak często doświadczaną przez
dzieci w stosunku do dorosłych.
Po zakończeniu ataku chory z całkowitym spokojem, tak jakby się nic nie wydarzyło, omawiał
zajście. Jasne było: w którymś miejscu przerwaniu uległo połączenie pomiędzy wegetatywnym
pobudzeniem mięśniowym a psychicznym doświadczaniem tego pobudzenia. Omawiałem z
nim oczywiście nie tylko kolejność i treść jego akcji mięśniowych, ale również dziwne
zjawisko jego całkowitej psychicznej obojętności. Naszą uwagę zwrócił przede wszystkim fakt,
że mimo psychicznego zamknięcia w pełni rozumiał funkcję i znaczenie swoich ataków. Nie
musiałem niczego interpretować. Przeciwnie, zaskakiwał mnie wciąż na nowo swoimi
objaśnieniami, które były dla niego całkowicie oczywiste. Była to bardzo dobra sytuacja.
Przypominałem sobie wieloletnią pracę poświęconą żmudnej interpretacji symptomów, kiedy
to dzięki intuicji bądź na podstawie obserwacji podejrzewałem obecność wściekłości lub lęku, a
potem całymi miesiącami, a nawet latami próbowałem przybliżyć moje spostrzeżenia chorym.
Jakże rzadko i mało skutecznie udawało się wtedy wykroczyć poza czysto intelektualne
zrozumienie. Cieszyłem się więc, że chory bez żadnych wyjaśnień z mojej strony bezpośrednio
ogarniał znaczenie swoich reakcji. Wiedział, że ujawnia niesamowitą wściekłość, którą dławił
w sobie całymi latami. Psychiczna bariera wrażliwości padła, kiedy jeden z ataków przywołał
wspomnienie starszego brata, który w dzieciństwie wykorzystywał swoją dominację znęcając
się często nad nim.
Rozumiał już, że tłumił wówczas swoją wściekłość na brata, który był ulubieńcem matki. Aby
się przed nim obronić, przejawiał wobec brata szczególną grzeczność i sympatię, stojące w
całkowitej sprzeczności z jego prawdziwymi uczuciami. Chciał uniknąć konfliktu z matką.
Wściekłość, która wówczas nie mogła znaleźć ujścia, pojawiała się teraz, tak jakby minione
dziesięciolecia nie miały najmniejszego znaczenia.
W tym miejscu musimy zatrzymać się na moment i wyjaśnić sytuację psychiczną, z którą
mamy do czynienia. Analitycy stosujący stare techniki interpretacji symptomów wiedzą, że
muszą zaatakować wspomnienia psychiczne i pozostawić przypadkowi to, czy:
pojawią się również odpowiednie wspomnienia wcześniejszych doświadczeń,
pojawiające się doświadczenia są rzeczywiście tymi, które wytworzyły najintensywniejsze i
najważniejsze dla przyszłego życiawspomnienia.
Natomiast w wegetoterapii zachowania wegetatywne przywołują te wspomnienia, które miały
decydujące znaczenie dla rozwoju cech neurotycznych.
Wiemy, że praca wyłącznie nad wspomnieniami psychicznymi tylko w ograniczonym zakresie
umożliwia realizację tego zadania. Jeżeli przyjrzymy się zmianom, jakie zaszły w pacjencie po
latach takiej terapii, to okazuje się, że cały ogromny nakład czasu i energii daje bardzo znikome
efekty. U chorych, w przypadku których udaje się dotrzeć bezpośrednio do związanej w
mięśniach wegetatywnej energii seksualnej, emocja ujawnia się, zanim są w stanie
zidentyfikować ją intelektualnie. Dochodzi do tego fakt, że wspomnienie doświadczenia, które
jako pierwsze wyprodukowało tę emocję, pojawia się automatycznie, bez jakiegokolwiek
wysiłku. W naszym przypadku było to wspomnienie sytuacji z uwielbianym przez matkę
bratem. Należy stale o tym przypominać, gdyż jest to zjawisko zarówno ważne, jak i typowe: to
nie wspomnienie wywołuje w określonych warunkach jakąś emocję, lecz właśnie koncentracja
wegetatywnego pobudzenia i jego przebicie się produkują wspomnienie. Freud podkreślał
zawsze, że podczas analizy mamy do czynienia jedynie z „pochodnymi nieświadomości", że
nieświadomość zachowuje się jak „rzecz sama w sobie", to znaczy, że nie można jej naprawdę
uchwycić. Była to prawda, ale nie cała. Musimy dodać, że przy pomocy stosowanych
ówcześnie metod rzeczywiście można było nawiązać kontakt z nieświadomością jedynie za
pośrednictwem jej pochodnych, nigdy nie docierając do jej właściwej postaci. Dzisiaj dzięki
bezpośredniemu atakowi na związaną energię wegetatywną możemy dotrzeć nie tylko do
pochodnych nieświadomości, lecz także do niej samej. Nasz pacjent nie wywnioskował
istnienia swej nienawiści do brata z jakichś rozmytych, nieobsadzonych emocjami podejrzeń,
lecz zachowywał się tak, jak musiałby się wówczas zachować, gdyby jego nienawiści nie
powstrzymywał lęk przed utratą miłości matki. Co więcej, wiemy, że w dzieciństwie mają
miejsce takie doświadczenia, których nigdy sobie nie uświadamiamy. Późniejsza analiza
naszego pacjenta ujawniła, że zdawał on sobie intelektualnie sprawę ze swojej zazdrości o
brata, jednak nie był świadomy rozmiaru i intensywności wściekłości, jaką w rzeczywistości
nagromadził. Jak wiemy, skutki doświadczenia psychicznego nie zależą od jego treści, lecz od
ilości energii wegetatywnej, którą to doświadczenie mobilizuje. W nerwicy natręctw np. chory
uświadamia sobie istnienie pragnień kazirodczych, lecz mimo to twierdzimy, że są one
„nieświadome", gdyż pozbawione zostały jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego. Wiemy z
praktyki, że stosując tradycyjne metody analityczne w przypadku nerwicy natręctw możemy
jedynie intelektualnie pracować nad tym pragnieniem. W rzeczywistości oznacza to, że
niemożliwe jest usunięcie wyparcia. Aby zilustrować ten wywód, powróćmy do opisywanego
procesu terapeutycznego.
Wraz z nasilaniem się akcji mięśni twarzy pobudzenie fizyczne rozszerzało się na klatkę
piersiową i brzuch, chociaż wciąż brak było połączenia z psychiką. Po kilku tygodniach pacjent
stwierdził, że podczas drgań klatki piersiowej, a zwłaszcza gdy się one rozpuszczały, odczuwa
„przepływanie" w dół, ku podbrzuszu. W tym czasie wyprowadził się od swojej żony, chcąc
nawiązać romans z jakąś inną kobietą. Nic jednak nie zrobił, aby urzeczywistnić ten zamiar.
Początkowo chory nie zwrócił nawet na to uwagi. Dopiero po moich przypomnieniach znalazł
kilka mało istotnych argumentów mających pokazać, że interesuje się kobietami. Widać było
jednak, że wewnętrzna blokada nie pozwala mu z zaangażowaniem podejść do tego tematu.
Ponieważ w terapii analizy charakteru nie ma zwyczaju podejmowania nawet najbardziej
aktualnych tematów, jeżeli pacjent sam z pełnym zaangażowaniem emocjonalnym tego nie
zrobi, nie poruszałem więcej tej sprawy i podążałem dalej w kierunku, jaki wytyczało
rozszerzanie się akcji mięśniowych.
Toniczny skurcz twardych jak deska mięśni rozszerzał się więc na klatkę piersiową i brzuch.
Podczas swych ataków pacjent sprawiał wrażenie, jakby jakaś wewnętrzna siła podnosiła go
wbrew jego woli do góry. Napięcie mięśni brzucha i klatki piersiowej było ogromne. Dosyć
długo trwało, zanim zrozumiałem, dlaczego nie pojawiało się rozszerzenie skurczy w dół.
Oczekiwałem, że pobudzenie wegetatywne przejdzie z brzucha na miednicę, jednak nic takiego
się nie wydarzyło. Zamiast tego wystąpiły gwałtowne kloniczne skurcze mięśni nóg i nie-
wiarygodne nasilenie odruchu kolankowego. Ku memu zdziwieniu pacjent oświadczył, że
drgawki mięśni nóg są dla niego niezmiernie przyjemne. Przypomniałem sobie konwulsje
epileptyczne i uznałem, że potwierdza to moją koncepcję, iż epileptyczne drgawki mięśni są
sposobem uwalniania lęku i są odczuwane jako przyjemne. Przez pewien czas nie byłem
pewien, czy mój chory nie cierpi na prawdziwą epilepsję. Ataki pacjenta, rozpoczynające się
pojawieniem się napięcia i przechodzące niekiedy w drgawki, zewnętrznie niewiele różniły się
od ataków epileptycznych. Muszę podkreślić, że na tym etapie, po około trzech miesiącach
terapii, mięśnie głowy, klatki piersiowej i powierzchni brzucha były w pełni zmobilizowane,
podobnie jak nogi, a zwłaszcza mięśnie kolan i ud. Podbrzusze i miednica pozostały nie-
ruchome. Zmianie nie uległ również rozłam pomiędzy akcjami mięśni a ich postrzeganiem
przez Ja. Pacjent był świadom ataków. Rozumiał ich znaczenie, ale nie czuł żadnych emocji.
Głównym problemem było wciąż pytanie: co mu w tym przeszkadza? Coraz wyraźniej widać
było, że pacjent broni się przed zrozumieniem całości tego, co się dzieje. Obaj wiedzieliśmy:
jego Ja jest bardzo ostrożne. Ta ostrożność przejawiała się nie tylko w jego postawie
psychicznej. Nie tylko w tym, że jego grzeczność i przystosowanie funkcjonowały jedynie do
pewnej granicy, a kiedy praca przekraczała tę granicę, stawał się zimny i odpychający. Ta
ostrożność istniała również w jego aktywności mięśniowej, była więc, rzec można, podwójna.
On sam opisywał swoje rozumienie istniejącego stanu rzeczy w następujący sposób: był
niczym chłopiec goniony przez dorosłego mężczyznę, który chce go zbić. Uciekając próbuje
robić uniki, ogląda się z lękiem do tyłu i wysuwa siedzenie do przodu, jakby chciał ochronić je
przed prześladowcą. W typowym języku analitycznym zinterpretowano by to w następujący
sposób: bicie symbolizuje lęk przed atakiem homoseksualnym. Pacjent ten rzeczywiście
poddawał się przez rok analizie symptomów, podczas której wykazywano mu nieustannie jego
pasywną postawę homoseksualną. „W zasadzie" było to prawidłowe, jednak z punktu widzenia
dzisiejszego stanu wiedzy trzeba powiedzieć, że takie interpretacje nie miały sensu, gdyż
wszystko w pacjencie broniło się przed emocjonalnym zaakceptowaniem tego faktu: obronie
służyły zarówno jego charakterologiczna ostrożność, jak i związanie energii w mięśniach.
Dlatego też nie zacząłem pracować z jego ostrożnością od strony psychiki, jak robię to
zazwyczaj w analizie charakteru, lecz podjąłem próbę uchwycenia jej za pośrednictwem ciała.
Ukazywałem mu np. wciąż na nowo, że chociaż jego wściekłość przejawia się w fizycznych
działaniach, to jednak zawsze je przerywa, nie pozwalając, aby uniesiona i zaciśnięta pięść
opadła w dół. Kiedy parokrotnie próbował uderzyć pięścią w kanapę, wściekłość nagle znikała.
Skoncentrowałem się na powstrzymywaniu tej mięśniowej akcji, wychodząc z założenia, że to
jego ostrożność jest za nie odpowiedzialna. Po kilku godzinach konsekwentnej pracy nad
blokowaniem akcji mięśniowej przypomniał sobie nagle zdarzenie ze swego dzieciństwa: kiedy
miał pięć lat, mieszkał przy kamiennej plaży, która gwałtownie opadała ku morzu. Był cał-
kowicie pochłonięty rozpalaniem ogniska na krawędzi skały. Nagle w drzwiach oddalonego o
kilka metrów domu ukazała się matka i zobaczywszy, co robi, przeraziła się, że może spaść do
morza. Próbowała więc ściągnąć go ze skały. Wiedziała, że był bardzo żywym i ruchliwym
dzieckiem i potęgowało to jej obawy. Namawiała go, aby podszedł do niej, obiecując słodycze,
a kiedy uległ, zbiła go okropnie. To przeżycie wywarło na nim ogromne wrażenie i zrozumiał
teraz jego związek ze swoją postawą obronną wobec kobiet i ostrożnością, z jaką podchodził do
terapii. Jednak w niczym nie zmieniło to jego ostrożności.
Pewnego dnia w przerwie pomiędzy dwoma atakami opisał z humorem, jak łowi się pstrągi.
Był zapalonym wędkarzem. Opisał bardzo przekonywająco i z przyjemnością cały proces,
podkreślając go odpowiednimi ruchami: jak dostrzega się pstrąga w wodzie, jak zarzuca się
wędkę — na jego twarzy pojawił się zachłanny, prawie sadystyczny wyraz. Zauważyłem, że
bardzo dokładnie opisuje wszystko, pomijając jednak jeden istotny szczegół: moment w którym
pstrąg chwyta haczyk. Rozumiałem, dlaczego tak się dzieje, ale chory nie zauważył w ogóle, że
coś opuścił. W zwykłej metodzie analitycznej terapeuta zwróciłby mu na to pominięcie uwagę
albo zachęciłby go aby samodzielnie je dostrzegł. Dla mnie ważne jednak było, aby zrozumieć
najpierw, dlaczego nie opisuje momentu schwytania ryby. Po około czterech tygodniach
pojawiły się zmiany: drgania ciała były coraz mniej spazmatyczne, również napięcie
zmniejszyło się, pojawił się natomiast nowy rodzaj drgań powierzchni brzucha. Widziałem już
je u innych pacjentów, lecz nigdy jeszcze w takim kontekście. Drgawki rzucały górną część
ciała do przodu, środek brzucha był nieruchomy, a drgawki podbrzusza skierowane w górę.
Podczas tych ataków pacjent unosił się nagle, gdy jego podbrzusze wybijało się w górę. Całość
była jednolitym, organicznym ruchem. Niekiedy ruch ten trwał nieprzerwanie przez całą sesję.
Wraz z drganiem całego ciała pojawiały się doznania przepływu energii w ciele, zwłaszcza w
nogach i brzuchu, które pacjent odczuwał jako przyjemne. Wyraz twarzy i ust zmienił się
nieco; podczas tych ataków twarz przypominała rybi pysk. Zanim jeszcze zdążyłem zwrócić na
to jego uwagę, pacjent powiedział: „Czuję się jak prehistoryczne zwierzę", a nieco później:
„Czuję się jak ryba". Co się działo? Nie mając o tym najmniejszego pojęcia, bez wstępnej pracy
ze skojarzeniami, pacjent przedstawiał swymi ruchami złapaną, miotającą się rybę. Używając
języka analizy interpretacyjnej można by powiedzieć: „odgrywał" złapanego pstrąga. Usta były
kurczowo wysunięte do przodu, sztywne i wykrzywione. Ciało drgało od ramion aż do stóp.
Plecy były twarde niczym deska. Nie mogłem jedynie zrozumieć dlaczego pacjent w tej fazie
procesu wyrzuca ręce do przodu, jakby chciał kogoś objąć. Nie pamiętam już, czy zwróciłem
mu uwagę na związek z opowieścią o pstrągu, czy też to on sam go dostrzegł (nie jest to takie
ważne), jednak odczuwał ten związek wprost i nie miał żadnych wątpliwości, że przedstawia
zarówno złapanego pstrąga, jak i wędkarza. Oczywiście całość miała bezpośredni związek z
rozczarowaniem w stosunku do matki. Od pewnego momentu jego dzieciństwa zaczęła go
zaniedbywać, źle traktować, biła go często. Zdarzało się, że oczekiwał od niej czegoś dobrego,
pięknego, a otrzymywał coś dokładnie przeciwnego. Całkowicie zrozumiała stała się jego
potrzeba ostrożności. Nie ufał nikomu i nie chciał dać się złapać. To była najgłębsza przyczyna
jego nieufności, lęku przed oddaniem, suchego poczucia obowiązku itd. Podczas pracy nad tym
tematem zmienił się bardzo. Zniknęła jego płytkość, stał się poważny. Ta powaga pojawiła się
nagle podczas jednej z sesji. Pacjent powiedział dosłownie: „Nie rozumiem, wszystko stało się
nagle śmiertelnie poważne". Nie przypominał sobie więc powagi z jakiejś sytuacji dzieciństwa,
lecz rzeczywiście zmienił się. Jasne było, że jego zaburzone relacje z kobietami, to znaczy jego
lęk przed przyjaźnią z nimi, przed oddaniem się kobiecie, związany był z tamtym lękiem,
utrwalonym jako stała struktura charakteru. Był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, lecz w
zadziwiająco małym stopniu potrafił z tego korzystać.
Od tego momentu doznania przepływu energii szybko nasiliły się, początkowo w brzuchu, a
potem również w nogach i górnej części ciała. Opisywał te odczucia nie tylko jako płynięcie,
lecz również jako przyjemne, „słodkie" pragnienie. Działo się tak zwłaszcza wtedy, kiedy
drgania brzucha stawały się silne, gwałtowne i szybko następujące jedno po drugim.
W tym miejscu musimy zatrzymać się na chwilę, aby dokładnie wyjaśnić sytuację, w jakiej
znajdował się pacjent. Drgania brzucha świadczyły, że rozpuszcza się spazmatyczne napięcie
mięśni brzucha. Całość funkcjonowała niczym odruch. Wystarczyło lekkie uderzenie w brzuch
aby natychmiast wyzwolić drganie. Po kilku drgnięciach powierzchnia brzucha stawała się
miękka i poddawała się naciskowi; przedtem była napięta i wykazywała właściwość, którą
chciałbym nazwać tu niezobowiązująco obroną brzucha. Można ją odnaleźć u wszystkich
chorych na nerwicę osób, jeżeli poprosi się chorego o zrobienie głębokiego wydechu i naciśnie
przy tym lekko powierzchnię brzucha u nasady obu łuków żebrowych, około 3 cm poniżej
głównej chrząstki żebrowej. Można wyczuć wówczas gwałtowny opór we wnętrzu brzucha
albo chory odczuwa ostry ból, podobny jak przy nacisku na jądra. Jeśli przyjrzymy się
położeniu wnętrzności i splotu słonecznego wegetatywnego układu nerwowego, to wraz z
innymi zjawiskami, które opiszę później, ukazuje nam to, że zadaniem napięcia brzusznego jest
otaczanie splotu słonecznego. Jest to ucisk wywierany przez powłokę brzucha na splot
słoneczny. Tę samą funkcję spełnia napięta i opuszczona przepona. Również ten objaw jest
charakterystyczny. U wszystkich chorych na nerwicę ludzi można stwierdzić spazmatyczny
przykurcz przepony, który przejawia się w płytkim i porwanym oddechu pacjentów. Podczas
wydechu przepona jest unoszona w górę, w wyniku czego zmienia się nacisk wywierany na
niżej położone narządy, w tym również na splot słoneczny. Rozluźnienie przepony i mięśni
brzucha pociąga za sobą uwolnienie wegetatywnego splotu od ciążącego na nim nacisku. W
brzuchu pojawia się wówczas podobne odczucie jak podczas jazdy na karuzeli, zjeżdżaniu
windą w dół bądź spadaniu. Opierając się na moim doświadczeniu stwierdzam, że chodzi tu o
niezmiernie ważne zjawisko. Większość pacjentów przypomina sobie, że będąc dziećmi uczyli
się powstrzymywać i tłumić te odczucia w brzuchu, które były szczególnie intensywne, kiedy
czuli się wściekli bądź przerażeni. Nauczyli się spontanicznie powstrzymywać oddech i
wciągać brzuch. Zrozumienie zjawiska napięcia splotu słonecznego jest niezbędne dla dalszego
podążania za przebiegiem terapii naszego pacjenta. To co nastąpiło teraz, było całkowicie
zgodne z opisanym powyżej założeniem i potwierdzało je. Im bardziej pacjent skupiał się na
obserwacji i opisywaniu aktywności mięśni brzucha, tym silniejsze stawały się drgawki i tym
intensywniej odczuwał przepływ energii po wyciszeniu drgań, a falujące, wężowate ruchy ciała
obejmowały coraz większe obszary ciała. Jednak miednica wciąż była sztywna. Postanowiłem
w końcu uświadomić pacjentowi fakt, że podczas drgawek cała dolna część ciała wyrzucana
była do przodu, a jedynie miednica pozostawała spokojna. Poprosiłem chorego, aby postarał się
zaobserwować, co powstrzymuje jego miednicę. Potrzebował około dwóch tygodni, zanim w
pełni odczuł i przezwyciężył blokadę mięśniową miednicy. Stopniowo nauczył się rozciągać
drgania również na miednicę. Teraz doświadczenie przepływu energii pojawiło się również w
genitaliach, czego nigdy przedtem nie doznał. Podczas tej sesji doświadczył wzwodu i poczuł
silny impuls osiągnięcia wytrysku. Drgania miednicy, tułowia i brzucha były teraz identyczne
jak te, które pojawiają się w trakcie pobudzenia orgazmicznego. Od tego momentu
skoncentrowaliśmy się na opisywaniu przez pacjenta jego postaw w trakcie stosunku
seksualnego. Okazało się, że — co typowe nie tylko dla wszelkiego rodzaju neurotyków, ale
dla przeważającej większości ludzi obojga płci — ruchy podczas stosunku są sztucznie
forsowane, chociaż dana osoba nie zdaje sobie z tego sprawy. Poruszana jest nie tylko
miednica, lecz brzuch, miednica i uda jako jedna całość. Nie jest to zgodne z naturalnym
wegetatywnym ruchem miednicy, lecz stanowi powstrzymywanie odruchu orgazmicznego. Jest
to ruch podlegający woli w odróżnieniu od działania impulsywnego. Jego funkcją jest
obniżenie orgazmicznego przepływu w genitaliach lub całkowite jego wyhamowanie. W
oparciu o te doświadczenia nasza praca szybko się rozwijała. Dopiero ten przypadek
uświadomił mi błąd, który popełniałem wcześniej. Do tej pory podczas prób usunięcia
zahamowań orgazmicznych pracowałem co prawda nad kurczeniem dna miednicy i
próbowałem je rozpuszczać, jednak nie mogłem pozbyć się przy tym wrażenia, że jest to za
mało, że wynik nie jest w pełni zadowalający. Teraz zrozumiałem: Przepona wywierała od góry
nacisk na splot słoneczny, powłoki brzuszne napierały od przodu, a zadaniem obkurczających
się mięśni dna miednicy było jak największe ściśnięcie jamy brzusznej od dołu. Chciałbym
powrócić później do znaczenia jakie mają te fakty dla powstawania i utrwalania sytuacji
neurotycznych.
Po kilku dalszych tygodniach pracy udało się całkowicie rozpuścić mięśniowy pancerz
pacjenta. W miarę, jak zwiększały się odczucia przepływu energii w genitaliach, zanikały
odizolowane drgania brzucha. Jego życie emocjonalne nabierało coraz większej powagi.
Przypomniał sobie pewne zdarzenie, które miało miejsce około drugiego roku życia.
Był ze swoją matką na letnisku. Wydarzyło się to pewnej rozgwieżdżonej jasnej nocy. Matka
spała, oddychając głęboko; z zewnątrz dobiegał szum morza. Panował ten sam pełen powagi,
smutny i rzewny nastrój, który odczuwał obecnie. Możemy stwierdzić, że przypomniał sobie
sytuację z najwcześniejszego dzieciństwa, kiedy jeszcze dopuszczał swoją wegetatywną
(orgazmiczną) tęsknotę. Rozczarowanie w stosunku do matki, którego doświadczył w piątym
roku życia, spowodowało, że zaczął zwalczać swoje wcześniejsze wegetatywne doznania, stał
się zimny i powierzchowny, krótko mówiąc, zbudował charakter, który zaprezentował na
początku analizy. Od tej pory uczucie „dziwnego stosunku do świata" stale narastało. Odczuwał
całkowitą tożsamość doświadczanej obecnie emocjonalnej powagi z uczuciem, jakie pojawiało
się, kiedy przebywał jako małe dziecko z matką, a szczególnie owej nocy. Opisał je w
następujący sposób: „Czuję się całkowicie zjednoczony ze światem. To tak, jakby wszystko we
mnie i na zewnątrz mnie falowało. To tak, jakby wszystkie bodźce pojawiały llę o wiele
wolniej, niczym zanurzone w falach. Tak jakbym znajdował się w chroniącej mnie kuli.
Niewiarygodne, jak mocno czuję teraz głębię świata". Nie musiałem mu niczego tłumaczyć,
gdyż pojął wszystko spontanicznie: Bliskość z matką jest tym samym co bliskość z naturą.
Przyrównanie matki do Ziemi bądź kosmosu zawiera głęboki sens, jeśli zrozumie się
wegetatywną jednoznaczność pomiędzy Ja i światem.
W ciągu jednego z następnych dni pacjent doświadczył ostrego ataku lęku. Podskoczył z
rozwartymi w niemym krzyku ustami, czoło było zroszone kroplami potu, mięśnie napięte
niczym deska. Miał halucynację zwierzęcia — małpy. Jego ręka przyjęła przy tym postawę
skrzywionej małpiej łapy i wydawał z siebie dźwięki płynące z głębi klatki piersiowej, „jakby
nie miał strun głosowych" — jak powiedział później. Zdawało mu się, że ktoś zbliża się do
niego grożąc mu. Potem zawołał niczym w transie: „Nie złość się, ja chcę tylko ssać". Powoli
atak lęku minął, pacjent uspokoił się i w ciągu kilku następnych spotkań pracowaliśmy nad tą
sytuacją. Chory przypomniał sobie między innymi, że kiedy miał około dwóch lat — ustalił to
sobie przypominając sobie ówczesne mieszkanie — po raz pierwszy obejrzał Świat zwierząt
Brehma. Nie przypominał sobie, aby miał wówczas doświadczyć podobnego lęku. Jednak
bezsprzecznie lęk odpowiadał ówczesnemu doświadczeniu: oglądał wtedy pełen podziwu i
zdumienia wielkiego goryla.
Nie ujawniony lęk władał nim przez całe życie. Teraz wreszcie nastąpił wybuch. Goryl
reprezentował ojca, zagrażającą postać, która chciała przeszkodzić mu w ssaniu. Jego relacja z
matką utrwaliła się na tamtym etapie, przejawiając się w formie ssących ruchów ust na samym
początku terapii. Jednak dopiero po przepracowaniu całego pancerza mięśniowego mógł ją
spontanicznie zrozumieć. Nie musieliśmy przez pięć lat poszukiwać śladów wspomnień
doświadczenia ssania z tego okresu życia. Podczas terapii pacjent stał się znowu nie-
mowlęciem, z jego wyrazem twarzy i przeżywanymi lękami.
Teraz mogę już skrócić dalszy opis. Kiedy rozpuściliśmy jego rozczarowanie do matki i lęk
przed oddaniem, szybko wzrosło pobudzenie genitalne. W ciągu kilku dni poznał ładną, młodą
kobietę, z którą bez problemów i oporów zaprzyjaźnił się. Po drugim bądź trzecim stosunku
seksualnym przyszedł promieniejąc na sesję terapeutyczną i ze zdumieniem opowiedział, że
jego miednica poruszała się podczas stosunku „jakoś tak dziwnie sama z siebie". Podczas
dokładnej analizy tego, co zaszło, okazało się, że w chwili wytrysku pojawia się jeszcze lekkie
hamowanie. Ponieważ jednak ruch miednicy był już w pełni uwolniony, potrzebny był jedynie
niewielki wysiłek, aby usunąć tę resztkę oporu. Chodziło o to, aby nie powstrzymywał się w
chwili wytrysku, lecz by mógł w pełni oddać się wegetatywnym ruchom. Nie wątpił ani przez
chwilę, że drgania, które wytwarzał podczas terapii, były powstrzymywanymi wegetatywnymi,
orgazmicznymi ruchami ko-italnymi. Jednak, jak się później wyjaśniło, rozwój nie przebiegał
całkowicie gładko. Drgania nie były wciąż jeszcze harmonijne; pacjent czuł silną obawę przed
opuszczeniem głowy do tyłu, a więc przed postawą oddania. Wkrótce jednak przestał bronić się
przed miękkim, harmonijnym przebiegiem ruchów. Teraz rozpuściły się również pozostałe
elementy zaburzenia, które wcześniej nie występowały tak jawnie. Twarda, przypominająca
uderzenia forma drgań wynikała z postawy psychicznej głoszącej, że „mężczyzna jest twardy i
nieustępliwy, oddanie to sprawa kobiet". Ten wgląd pociągnął za sobą rozpuszczenie starego,
dziecięcego konfliktu z ojcem. Z jednej strony czuł się chroniony przez ojca. Niezależnie od
tego, w jak trudnej znajdował się sytuacji, mógł być pewien, że zawsze może „schronić" się w
ojcowskim domu. Jednocześnie jednak dążył do samodzielności i niezależności od ojca.
Odczuwał swoją potrzebę ochrony jako coś kobiecego i chciał się od tego uwolnić. Tak więc
jego dążenie do samodzielności i pasywno--kobieca potrzeba bycia chronionym znajdowały się
w opozycji wobec siebie. Oba przejawiały się w formie impulsu orgazmicznego. Rozwiązanie
konfliktu psychicznego nastąpiło równocześnie z pozbyciem się twardej, przypominającej
uderzenie formy impulsu i odczytaniem go jako obrony przed ruchem miękkim i pełnym
oddania. Kiedy wreszcie doświadczył oddania, ogarnęło go głębokie zdumienie: „Nigdy bym
nie przypuszczał, że również mężczyzna może się oddać. Zawsze uważałem to za kobiecą
cechę płciową". W ten sposób jego własna, odrzucana kobiecość spleciona była z naturalną
formą orgazmicznego oddania, co było przyczyną zaburzenia tej ostatniej. Ciekawe jest, jak w
strukturze tego chorego odzwierciedla się głęboko zakorzeniona podwójna społeczna
moralność. Również zgodnie z oficjalnymi społecznymi poglądami oddanie się kojarzone jest z
kobiecością, a nieustępliwa twardość z męskością. Społeczna ideologia nie dopuszcza, aby
człowiek, który jest w pełni samodzielny, mógł się oddać i aby człowiek pełen oddania mógł
być pełen oddania. To równanie jest przyczyną, dla której kobiety odrzucają swoją kobiecość i
pragną być męskie, a mężczyźni bronią się przed naturalnym seksualnym rytmem z lęku, że
będą podejrzewani o kobiecość; te zaś postawy są z kolei źródłem najróżniejszych dziwacznych
i pozornie zasadnych poglądów na temat kobiecej i męskiej seksualności.
W ciągu następnych miesięcy wszystkie zmiany w osobowości pacjenta pogłębiały się. Przestał
pić ogromne ilości alkoholu, nie odmawiając jednak kieliszka podczas spotkań towarzyskich.
Początkowo chciał naprawić swoje relacje z żoną, potem jednak nawiązał szczęśliwą relację z
inną kobietą i podjął z entuzjazmem nową, interesującą pracę.
Jego powierzchowny stosunek do życia zmienił się całkowicie. Nie potrafił już, jak dotąd,
spędzać czasu w restauracjach na jałowych rozmowach ani zajmować się czymś co go
naprawdę nie interesowało. Chciałbym tu wyraźnie podkreślić, że w żaden sposób nie kierowa-
łem nim ani nie próbowałem mieć na niego moralnego wpływu. Mnie samego zdziwiła ta
spontaniczna zmiana jego osobowości w stronę rzeczowości i powagi. Rozumiał podstawowe
pojęcia ekonomii seksu, nie tyle w wyniku swojej niezbyt długiej przecież terapii, co sponta-
nicznie, z poziomu swojej zmienionej struktury, ze swego poczucia ciała, z punktu widzenia
osiągniętej wegetatywnej ruchliwości.
Przez następne lata pacjent coraz bardziej umacniał swoją równowagę, zdolność doświadczania
szczęścia i umiejętność racjonalnego radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Już od sześciu lat praktykuję technikę wegetoterapii na pacjentach i studentach i mogę
stwierdzić, że przynosi ona znaczne korzyści również w terapii nerwic charakteru. Osiągane
rezultaty są lepsze niż przedtem, a czas terapii jest znacznie krótszy. Wielu lekarzy i pe-
dagogów przyswoiło sobie już metodę wegetoterapeutycznej analizy charakteru.
4. Przywrócenie naturalnego oddechu
Zanim opiszę szczegóły tej techniki, muszę krótko podsumować kilka zasadniczych faktów. Ich
znajomość umożliwi zrozumienie każdego poszczególnego działania, które pozbawione
kontekstu mogłoby wydawać się bez sensu.
Wegetoterapeutyczna praca nad postawami mięśniowymi splata się w bardzo konkretny sposób
z terapią postaw charakteru. Nie odrzuca więc w żaden sposób analizy charakteru, a raczej
uzupełnia ją lub — mówiąc inaczej — oznacza tą samą pracę w głębszej warstwie organizmu
biologicznego. Zgodnie z naszymi poglądami terapeutycznymi pancerz charakteru i pancerz
mięśniowy są całkowicie identyczne. Wegetoterapię można by słusznie nazwać „analizą
charakteru" w obszarze funkcjonowania biofizycznego.
Identyczność pancerza mięśniowego i charakterologicznego zawiera w sobie pewne
niebezpieczeństwo. Można bowiem zarówno rozsadzać postawy charakteru rozpuszczając
pancerz mięśniowy, jak i odwrotnie — rozbijać postawy mięśni przez rozluźnianie cech charak-
teru. Jeżeli doświadczyło się choć raz siły, z jaką działa wegetoterapia mięśni, to odczuwa się
pokusę, aby całkowicie zastąpić nią pracę nad blokami charakteru. Jednak wkrótce praktyka
przypomina nam, że niedopuszczalne jest wyłączne stosowanie jednej tylko metody pracy. W
niektórych przypadkach od początku przeważać będzie praca nad postawami mięśniowymi, w
innych — nad charakterem. Istnieje również trzeci typ chorych, z którymi pracować będziemy
częściowo jednocześnie, a częściowo na przemian nad charakterem i mięśniami. Ale pod
koniec terapii przeważy praca nad pancerzem mięśniowym koncentrująca się na przywróceniu
wrodzonego, naturalnego, choć zniszczonego u wszystkich psychicznie chorych impulsu
orgazmu. Praca ta przebiega w najróżniejszy sposób.
Starając się wywołać impuls orgazmu poznajemy mnóstwo szczegółów, które umożliwiają
dopiero prawidłowe zrozumienie naturalnego ruchu i odróżnienie go od ruchu nienaturalnego,
neurotycznie kontrolowanego. Impuls wegetatywny i wegetatywne wyhamowanie tego impulsu
mogą być umiejscowione w tej samej grupie mięśni. Tak np. pochylona postawa głowy może
zawierać zarówno impuls uderzenia drugiej osoby w brzuch, jak i powstrzymywanie tego
impulsu. Tu konflikt pomiędzy popędem a jego odrzucaniem, który poznaliśmy na płaszczyźnie
psychicznej, powtarza się również w zachowaniach fizjologicznych. W innych przypadkach
impuls i wyhamowanie rozdzielają się na różne grupy mięśni. Są chorzy, u których
wegetatywny impuls przejawia się w mimowolnych drgawkach mięśni brzucha. Jednak
wyhamowanie tego impulsu możemy odnaleźć w innym miejscu, u kobiet np. w napięciu
macicy, którą podczas dokładnego obmacywania podbrzusza możemy wyczuć jako wyraźnie
odgraniczoną, kulistą bulwę. Są to wegetatywne hipertoniczne stany mięśni, które znikają w
miarę uwalniania impulsu orgazmu. Zdarza się czasami, że podczas jednej i tej samej sesji
bulwa kilkakrotnie pojawia się i znika.
Ważne jest, by przypomnieć o tym, gdyż pojawienie się odruchu orgazmicznego poprzedza
wzmocnienie wegetatywnego zahamowania. Chory nic nie wie o swoich blokadach
mięśniowych. Musi je najpierw poczuć, zanim będzie w stanie skierować na nie uwagę. Próba
wzmócnienia jego wegetatywnych impulsów podjęta przed rozpuszczeniem blokad skazana jest
na niepowodzenie.
Aby lepiej zrozumieć ten proces, posłużymy się przykładem. Ruch węża albo robaka cechuje
równomierny, falująco rytmiczny przebieg ogarniający cały organizm. Wyobraźmy sobie teraz,
że niektóre segmenty ciała są sparaliżowane bądź w jakiś inny sposób unieruchomione, tak że
nie mogą się one poruszać zgodnie z rytmem całego ciała. W takiej sytuacji oddzielenie
poszczególnych grup mięśni zaburzy cały rytm i ruch ciała utraci swą harmonię. Doskonałość
harmonii ciała i ruchu zależy więc od jedności, całości i braku zaburzeń impulsów ciała. Mimo
że człowiek powstrzymujący swoją miednicę może być poza tym w pełni ruchliwy, jego
postawa i ruch będą wyhamowane. Impuls orgazmu polega właśnie na tym, że fala pobudzenia
i ruchu przepływa od wegetatywnego centrum poprzez głowę, szyję, klatkę piersiową, brzuch i
podbrzusze aż do miednicy, a potem w dół ku nogom. Jeżeli w jakimkolwiek miejscu zostanie
ona powstrzymana, spowolniona albo zablokowana, to impuls ulega „rozbiciu". Nasi chorzy
wykazują zazwyczaj nie jedną, lecz wiele takich blokad i zahamowań impulsu orgazmu w
najróżniejszych miejscach ciała. W dwóch miejscach blokady występują systematycznie: w
szyi i odbycie. Możemy jedynie podejrzewać, gdyż brak jest jednoznacznych dowodów, że
wiąże się to z embrionalną naturą obu otworów. Końce przełyku i jelita są końcowymi
wylotami pierwotnego jelita zwierzęcego.
Zadaniem terapeuty jest odnalezienie poszczególnych miejsc, w których impuls orgazmu ulega
wyhamowaniu, i wzmocnienie ich; wówczas organizm sam szuka drogi, którą wytycza mu
wegetatywny przebieg pobudzenia. Zadziwiająca jest „logika", z jaką ciało składa całość
impulsu. Jeżeli np. rozpuszczamy sztywność karku lub podkreślamy skurcz szyi bądź
podbródka, to prawie zawsze jakiś impuls pojawia się w klatce piersiowej albo w ramionach i
wkrótce odpowiednia blokada zatrzymuje go w tym miejscu. Jeżeli rozpuścimy teraz tę nową
blokadę, to impuls pojawi się w brzuchu, gdzie znowu natrafi na powstrzymującą go zaporę.
Oznacza to, że nie można rozluźnić miednicy, dopóki nie zostaną rozpuszczone blokady leżące
powyżej.
Nie należy jednak traktować tego opisu zbyt schematycznie. Z całą pewnością każde
rozluźnienie blokady umożliwia pojawienie się impulsu „odrobinę niżej". Równie dobrze może
się zdarzyć, że skurcz w szyi rozpuści się całkowicie dopiero wówczas, gdy w brzuchu przebiją
się silniejsze wegetatywne impulsy. W trakcie przebijania się nowych wegetatywnych
impulsów ujawniają się ukryte jeszcze do tej pory zahamowania. W niektórych przypadkach
nie możemy odkryć silnych napięć w szyi, dopóki wegetatywne pobudzenie miednicy nie
osiągnie pewnego poziomu rozwoju. Wzmożona pobudliwość mobilizuje resztę istniejących
mechanizmów blokujących.
Szczególne znaczenie mają tu ruchy zastępcze. Bardzo często tam, gdzie mamy do czynienia z
wyuczonym, przynajmniej częściowo podległym woli ruchem, sygnalizowany jest impuls
wegetatywny. Podstawowy impuls wegetatywny uwolniony może zostać dopiero wówczas, gdy
rozszyfrujemy i usuniemy ruchy zastępcze. Wielu chorych cierpi np. z powodu chronicznego
napięcia mięśni brody, które przydaje ich twarzom „groźny wygląd". Przy próbie pociągnięcia
podbródka w dół zauważamy silny opór i sztywność; kiedy poprosimy chorego, aby na
przemian otwierał i zamykał usta, to wykonuje on ten ruch z wyraźnym ociąganiem i
wysiłkiem. Jednak trzeba pozwolić choremu najpierw doświadczyć sztuczności tego sposobu
otwierania i zamykania ust, aby uwierzył, że ruchliwość jego podbródka jest zablokowana.
Podlegające woli ruchy grup mięśni mogą więc funkcjonować jako obrona przed ruchami
mimowolnymi. Podobnie mimowolne akcje mięśni mogą służyć obronie przed innymi
mimowolnymi ruchami, na przykład rytmiczne ruchy mięśni powiek (tik) jako obrona przed
pełnym napięcia patrzeniem. Tak samo podległe woli działania mięśni mogą być całkowicie
zgodne z mimowolnymi; tak więc świadome naśladowanie ruchów miednicy może wywołać
mimowolne, wegetatywne ruchy.
Podstawowymi zasadami uwalniania odruchu orgazmu są:
blokada miejsc, w których impuls orgazmu zostaje rozbity
i które zaburzają jego jedność;
wzmocnienie mimowolnych mechanizmów powstrzymywania impulsywnych ruchów, takich
jak zamykanie miednicy, które mogą uruchomić powstrzymywany, całościowy impuls
wegetatywny.
Najważniejszą metodą służącą wywoływaniu impulsu orgazmu jest technika oddechu, która
powstała samoistnie w przeciągu lat pracy. Ani jeden znerwicowany człowiek nie jest w stanie
wykonać równomiernego i ciągłego wydechu. Chorzy wypracowali najróżniejsze techniki, aby
uniemożliwić pojawienie się głębokiego wydechu. Ich wydech jest pokawałkowany albo
natychmiast z wydechu przechodzą do wdechu. Niektórzy chorzy opisują zahamowanie, które
odczuwają przy tym, w następujący sposób: „To tak, jakby morska fala uderzała w skałę. Po
prostu dalej nie da rady".
Blokada ta odczuwana jest w górnej części brzucha albo w jego centrum. Podczas głębokiego
wydechu w brzuchu pojawiają się gwałtowne odczucia przyjemności lub lęku. Zadaniem
blokady oddechu jest, by nie dopuścić do ich pojawienia się. Aby przygotować moich
pacjentów do uwolnienia impulsu orgazmu, proszę ich aby zaczęli głęboko oddychać i
„zjednoczyli się z oddechem". Zazwyczaj zaczynają wtedy na siłę wciągać i wypuszczać
powietrze. To podległe woli zachowanie służy wyhamowaniu naturalnego wegetatywnego
rytmu oddechu. Ujawniamy jego prawdziwą funkcję zachęcając pacjenta, aby oddychał
„całkowicie naturalnie" i zaprzestał ćwiczeń oddechowych. Z reguły wystarcza 5 do 10
oddechów, aby rytm się pogłębił i ujawniły się pierwsze zahamowania. Podczas naturalnego,
głębokiego wydechu głowa pod koniec spontanicznie odchyla się do tyłu. U chorych dzieje się
inaczej. Wyciągają głowę do przodu, aby uniknąć odchylenia w tył, albo gwałtownie odwracają
ją na bok, a w każdym razie niezgodnie z naturalnym kierunkiem ruchu.
W trakcie głębokiego wydechu ramiona rozluźniają się w naturalny sposób i łagodnie i lekko
wysuwają do przodu. Chorzy przytrzymują ramiona właśnie w końcowej fazie wydechu,
unoszą je do góry, krótko mówiąc, wykonują nimi najdziwniejsze rzeczy, aby tylko nie
dopuścić do pojawienia się spontanicznego wegetatywnego ruchu.
Innym sposobem rozpuszczania jest łagodny nacisk na powierzchnię brzucha. Kładę czubki
palców obu dłoni mniej więcej pośrodku pomiędzy pępkiem a chrząstką żebrową i proszę
pacjenta, aby głęboko oddychał. Podczas wydechu powoli i łagodnie naciskam powierzchnię
brzucha; u poszczególnych chorych wywołuje to najróżniejsze reakcje. Niektórzy odczuwają
szczególną wrażliwość w splocie słonecznym, inni wykonują ruch w przeciwnym kierunku,
wypinając krzyż. Są to ci chorzy, którzy tłumią każde pobudzenie orgazmiczne w trakcie sto-
sunku wycofując miednicę i wypinając krzyż. Zdarzają się pacjenci, u których po pewnym
czasie w odpowiedzi na nacisk na powierzchnię brzucha pojawiają się falujące drgania w jego
wnętrzu. Czasami uwalnia się przy tym impuls orgazmu. Przeważnie po pewnym okresie
głębokiego oddychania napięta wcześniej powierzchnia brzucha staje się znacznie bardziej
miękka; pacjenci twierdzą, że „czują się lepiej", czego nie należy traktować zbyt poważnie. W
mojej pracy używam sformułowania, które pacjenci rozumieją spontanicznie. Proszę ich aby
całkowicie się „poddali". Postawa poddania jest taka sama jak postawa oddania: głowa odchyla
się do tyłu, ramiona wysuwają się do przodu i w górę, środek brzucha wycofuje się, miednica
wysunięta zostaje do przodu, a nogi spontanicznie się rozchylają. Głęboki wydech
spontanicznie wywołuje postawę (seksualnego) oddania. Tłumaczy to wyhamowywanie
orgazmu u niezdolnych do oddania się ludzi poprzez powstrzymywanie oddechu w trakcie
narastania pobudzenia.
Wielu chorych wypina kręgosłup, tak że miednica zostaje wycofana, a brzuch wypięty. Jeżeli
podłożymy rękę pod środek kręgosłupa i poprosimy, aby ją przycisnęli, odkrywamy silny opór:
postawa uległości oznacza dla ciała to samo co oddanie podczas stosunku bądź w stanie
pobudzenia seksualnego. Kiedy chory zrozumie i przyjmie wreszcie postawę oddania, powstaje
pierwsza przesłanka umożliwiająca rozbudzenie impulsu orgazmu. Postawę tę wspomagają
luźno otwarte usta. W trakcie pracy pojawiają się liczne mechanizmy hamujące. Wielu
pacjentów ściąga brwi, napina nogi, stopy itd. Oznacza to, że nie można po prostu usunąć
wszystkich zahamowań, aby dotrzeć do impulsu orgazmu. W procesie odtwarzania jedności
rozbitego rytmu całego organizmu ujawniają się najpierw wszystkie te działania i zablokowania
mięśniowe, które ograniczały w dotychczasowym życiu pacjenta jego funkcję seksualną i
wegetatywną ruchliwość.
Dopiero później na światło dzienne wychodzą działania, które chorzy praktykowali w
dzieciństwie, aby opanować swoje impulsy po-pędowe i „lęki w brzuchu". Jak kiedyś
heroicznie zwalczali „diabła" w sobie — swoje pragnienia seksualne, tak teraz z równą, lecz
pozbawioną sensu odwagą bronią się przed upragnioną zdolnością odczuwania przyjemności.
Wymienię tu tylko kilka najczęściej pojawiających się form fizycznych mechanizmów
wyparcia. Kiedy pobudzenia odczuwane w brzuchu stają się w trakcie pracy nad uwalnianiem
impulsu orgazmu zbyt silne, niektórzy pacjenci kierują zupełnie puste spojrzenie w jeden z
kątów pokoju lub wyglądają przez okno na zewnątrz. Kiedy podążamy za tym zachowaniem,
przypominają sobie, że jako dzieci świadomie je stosowali, aby opanować swą wściekłość na
rodziców, rodzeństwo lub nauczycieli. Długotrwałe powstrzymywanie oddechu oznaczało
wtedy akt heroicznego samoopanowania. Podobnie usztywnianie głowy i karku. „Zaciskanie
zębów" było moralnym wymogiem. Mowa bezpośrednio oddaje fizyczny proces samoopano-
wania. Wiele sformułowań powszechnie używanych w celach wychowawczych reprezentuje
dokładnie to, co opisujemy tu jako pancerz mięśniowy.
„Mężczyzna nie może stracić panowania nad sobą", „Duzi chłopcy nie płaczą", „Weź się w
garść", „Nie pozwalaj sobie", „Nie pokazuj, że się boisz", „Musisz zacisnąć zęby", „Niedobrze
jest stracić opanowanie", „Wytrzymaj to z uśmiechem", „Trzymaj głowę wysoko" itd.
Początkowo dzieci odrzucają tego rodzaju typowe upomnienia, potem niechętnie przyjmują je i
realizują. Osłabiają one psychiczny kręgosłup dziecka, niszczą jego umysł i zabijają żywotność,
zmieniając je w dobrze wychowaną kukiełkę.
Pewna ucząca się terapii matka opowiedziała mi o swojej jedenastoletniej córce. Aż do piątego
roku życia wychowywano ją w całkowitym zakazie onanizowania się. Kiedy miała około
dziewięciu lat, była na przedstawieniu dla dzieci, w którym występował czarodziej ze sztucznie
wydłużonymi i nierównomiernie ukształtowanymi palcami. Już wtedy przestraszyła się jego
ogromnego palca wskazującego, a później zawsze ilekroć ogarniał ją lęk, pojawiał się przed nią
ten czarodziej.
„Wiesz — powiedziała do matki — kiedy zaczynam się bać, to zaczyna się to zawsze w
brzuchu (skuliła się przy tym jak w ataku bólu). Nie wolno mi się wtedy ruszać. Nie mogę
ruszyć ani ręką, ani nogą. Tylko tym małym tam w dole mogę się bawić (miała na myśli łech-
taczkę), ciągnę za nią jak najmocniej, tam i z powrotem. Czarodziej mówi: «Nie wolno ci się
ruszać, tylko to tam w dole możesz ruszać.» Kiedy strach staje się coraz większy, chcę zapalić
światło. Ale każdy ruch zwiększa strach. Tylko kiedy robię bardzo malutkie ruchy, jest trochę
lepiej. A kiedy potem zapala się światło, a ja wystarczająco długo ciągnęłam, to uspokajam się i
potem wszystko mija. Czarodziej jest taki jak Nana, ona też ciągle powtarza: «Nie wolno ci się
ruszać, leż spokojnie» (jej twarz staje się surowa). Zawsze kiedy trzymałam ręce pod kołdrą,
przychodziła i wyjmowała je".
Ponieważ dziewczynka całymi dniami trzymała ręce na genitaliach, matka zapytała ją, dlaczego
to robi. Lecz ona w ogóle nie była tego świadoma. Później opisała mi poszczególne formy
swoich doznań. „Czasami mam jedynie ochotę się bawić, wtedy nie muszę ciągnąć. Ale kiedy
jestem cała sztywna ze strachu, to muszę ciągnąć i szarpać tam w dole. Teraz, kiedy wszyscy
odeszli i nie mam nikogo, z kim mogłabym to omówić, pojawia się o wiele więcej lęku i wtedy
muszę bez przerwy coś tam na dole robić". Później dodała: „Kiedy przychodzi strach, staję się
zła. Chciałabym z czymś walczyć, ale nie wiem z czym. Nie myśl, że chcę walczyć z
czarodziejem (nawet słowem o nim nie wspomniałem), za bardzo się go boję. To jest coś,
czego nie znam". Ta dziewczynka przedstawiła dobry opis swoich doznań płynących z brzucha
i sposobu, w jaki — przy pomocy fantazji na temat czarodzieja — próbuje je kontrolować.
Inny przykład pokazuje, jakie znaczenie ma oddech dla aktywności zwojów nerwowych
umiejscowionych w brzuchu. U jednego z pacjentów w trakcie pracy z głębokim oddechem za
każdym razem pojawiała się silna wrażliwość w obszarze miednicy. Reagował na to zatrzyma-
niem oddechu. Kiedy nawet bardzo łagodnie dotykałem jego uda bądź podbrzusza, kurczył się
cały. Jeżeli jednak zrobił kilka głębokich wydechów, to w ogóle nie reagował na dotyk. Przy
ponownym zatrzymaniu oddechu pobudliwość obszaru miednicy natychmiast powróciła.
Można to było powtarzać dowolnie często. Ten kliniczny szczegół ujawnia nam wiele. Głęboki
wdech podnosi biologiczną aktywność wegetatywnych centrów pobudzania, a tym samym
zwiększa impulsywne reakcje. Powtarzające się wydechy zmniejszają nagromadzoną energię, a
wraz z nią pobudzenie lękowe. Tym samym zapora w głębinach wydechu stwarza sprzeczność:
powstaje z potrzeby wytłumienia przyjemnych pobudzeń centralnego aparatu wegetatywnego,
ale właśnie z tego powodu podwyższa poziom lęku i impulsywną pobudliwość. W ten sposób
zrozumiały stał się następny fragment procesu przemiany stłumionego pobudzenia seksualnego
w lęk. Podobnie jak kliniczne odkrycie, że w trakcie odtwarzania zdolności odczuwania
przyjemności natrafiamy najpierw na fizjologiczne impulsy lękowe. Lęk jest negatywem
pobudzenia seksualnego, będąc z nim jednocześnie tożsamym energetycznie. Tak zwana
„pobudliwość nerwowa" nie jest niczym innym jak tylko serią zwarć następujących w trakcie
odprowadzania ładunków elektrycznych z tkanek. Przyczyną tych zwarć jest energia
zablokowana podczas rozładowania orgazmicznego. Człowiek staje się wówczas „niczym
naelektryzowany".
Leczyłem pacjenta, którego centralny opór charakterologiczny przejawiał się przez długi okres
czasu w potrzebie nieustannego mówienia. Swoje usta odczuwał przy tym jako coś „obcego" i
„martwego", jako „nie należące do niego". Chory wielokrotnie dotykał ręką ust, jakby chciał się
przekonać, że wciąż jeszcze istnieją. Radość z opowiadania plotkarskich historyjek okazała się
próbą przezwyciężenia uczucia „martwoty ust". Kiedy rozpuściliśmy tę funkcję obronną, usta
spontanicznie zaczęły układać się w niemowlęcy ssący dziobek. Następowało to na przemian z
pełnym złości i twardym wyrazem twarzy. Głowa skłaniała się przy tym pod kątem w prawo.
Pewnego dnia poczułem impuls, aby schwycić pacjenta za szyję, tak jakbym chciał się
przekonać, że tam wszystko jest w porządku. Ku memu zdziwieniu pacjent przyjął natychmiast
postawę wisielca: głowa opadła na bok, język wypełzł na wierzch, usta były otwarte. A
przecież jedynie dotknąłem szyi. Od tego momentu prosta droga poprowadziła nas ku jego
wczesnodziecięcemu śmiertelnemu lękowi, że zostanie powieszony za popełnione wykroczenie
(onanię).
Odruch ten pojawiał się jedynie wówczas, kiedy pacjent zatrzymywał oddech w trakcie
płytkiego wydychania. Gdy stopniowo zaczął przezwyciężać swój lęk przed wydechem, ta
odruchowa reakcja zanikła. Neurotycznie powstrzymywany oddech jest więc centralnym
elementem całego mechanizmu neurotycznego: blokuje wegetatywną aktywność organizmu,
stwarzając w ten sposób źródło energii dla objawów i wszelkiego rodzaju fantazji
neurotycznych. Język jest jednym z najczęściej stosowanych środków tłumienia pobudzeń
płynących z narządów. Tłumaczy to neurotyczny przymus mówienia. W takich przypadkach
zachęcam pacjentów do milczenia, dopóki nie pojawi się niepokój.
Inny pacjent „czuł się źle sam ze sobą". Uważał się za „świnię". Jego nerwica polegała głównie
na nieudanych próbach przezwyciężenia złego samopoczucia poprzez natarczywe zachowania.
Otoczenie reagowało na te patologiczne formy agresją, co pogłębiało i potwierdzało jego
negatywny obraz siebie. Spędzał czas na zastanawianiu się, co inni o nim mówią, dlaczego są
dla niego tacy niedobrzy, co mógłby zrobić lepiej itd. Odczuwał przy tym ucisk w klatce
piersiowej, który stawał się tym silniejszy, im mocniej pragnął przezwyciężyć swoją negatywną
świadomość siebie. Dużo czasu poświęciliśmy na odnalezienie związku pomiędzy
przymusowym rozmyślaniem a „uciskiem w klatce piersiowej". Poprzedzało je odczucie w
ciele, którego nigdy sobie wcześniej nie uświadamiał: „W klatce piersiowej zaczyna się coś
dziać, potem przeskakuje to do głowy i czuję, że moja głowa zaraz się rozleci. Przed oczami
pojawia mi się mgła i nie mogę już myśleć. Tracę świadomość tego, co dzieje się wokół. Czuję,
że tonę i że wszystko wokół mnie również ginie". Stany te pojawiały się zawsze wtedy, kiedy
jego pobudzenie nie docierało do genitaliów, lecz kierowane było „w górę". Towarzyszyły
temu fantazje o genialności, sny o wspaniałej przyszłości itp.; były tym bardziej groteskowe, im
mniej miały związku z realną sytuacją.
Istnieją ludzie, którzy żyją w przeświadczeniu, że nigdy nie odczuli tak dobrze wszystkim
znanego uczucia tęsknoty i ucisku w brzuchu. Najczęściej są to twarde, kanciaste, zimne osoby.
Miałem dwóch pacjentów, którzy wytworzyli w sobie patologiczny przymus jedzenia, aby
stłumić swoje odczucia w brzuchu. Kiedy tylko pojawiało się uczucie lęku bądź depresji,
wypełniony po brzegi żołądek zaczynał pracować ze zdwojoną siłą. Niektóre kobiety (u
mężczyzn nie udało mi się do tej pory zaobserwować tego zjawiska) muszą po
niesatysfakcjonującym stosunku płciowym „coś upchnąć w brzuchu", jak wyraziła to jedna z
takich pacjentek. U innych pojawia się odczucie, że mają „coś w jelitach, co nie może wyjść".
5. Uwolnienie „martwej miednicy"
Odruch orgazmu nie występuje jako jedna kompletna całość, lecz składa się z wielu elementów
całościowej funkcji. Najpierw fala pobudzenia przebiega od szyi poprzez klatkę piersiową i
brzuch aż do podbrzusza. Podczas tej akcji miednica pozostaje spokojna. Niektórzy pacjenci
opisują ten proces w następujący sposób: „To tak jakby drganie zatrzymywało się w
określonym miejscu podbrzusza". Miednica nie uczestniczy w tym falującym pobudzeniu.
Kiedy przyjrzymy się dokładniej odpowiadającemu za to hamowaniu, możemy stwierdzić, że
miednica przytrzymywana jest w wycofanej pozycji. Czasami wycofaniu miednicy towarzyszy
wygięcie kręgosłupa, co powoduje wypchnięcie brzucha. Bez trudu można wsunąć rękę
pomiędzy kręgosłup a materac. Nieruchomość miednicy sprawia wrażenie braku życia. Naj-
częściej łączy się z tym uczucie „pustki w miednicy" albo „słabości w genitaliach". To
zjawisko występuje szczególnie wyraźnie u osób cierpiących na chroniczne zaparcia. Możemy
lepiej zrozumieć zachodzący tu związek, jeśli uświadomimy sobie, że chroniczne zaparcie jest
skutkiem nadmiernego pobudzenia nerwu współczulnego. To samo dotyczy powstrzymywania
miednicy. Pacjenci nie mogą poruszyć samej miednicy. Poruszają jako jedną całością
brzuchem, miednicą i udami. Zadaniem terapii jest umożliwienie pacjentom doświadczenia
całkowitego zaniknięcia pobudzenia miednicy. Zazwyczaj bronią się gwałtownie przed
uruchomieniem samej miednicy, a zwłaszcza przed pociągnięciem jej w przód i w górę. Im
większy jest brak odczuć w sferze genitalnej, tym sztywniejsza staje się miednica. Stosunki
seksualne takich chorych są z reguły silnie zaburzone. Kobiety leżą nieruchomo, albo starają się
przezwyciężyć wegetatywną blokadę ruchliwości miednicy wykonując intensywne ruchy
miednicą i tułowiem. U mężczyzn zaburzenie to przejawia się w szybkich, gwałtownych i
podległych woli ruchach całej dolnej części ciała. U tych chorych nigdy nie pojawia się
doznanie wegetatywnego, orgazmicznego przepływu energii.
Niektórym szczegółom tego zjawiska musimy poświęcić nieco więcej uwagi: mięśnie
genitaliów (musculi bulbo-cavernosus i ischio--cavernosuś) są napięte tak, że nie dochodzi do
drgań frykcyjnych. Spięte są również mięśnie pośladków. Brak pobudzenia próbuje się czasem
zastąpić świadomym napinaniem i rozluźnianiem tych mięśni.
Dno miednicy jest podciągnięte do góry. Uniemożliwia to swobodny przepływ energii do
brzucha z dołu, podobnie jak usztywnienie przepony blokuje jej przepływ z góry, a napięcie
powłok brzusznych — z przodu.
Opisana blokada miednicy powstaje w dzieciństwie jako rezultat dwóch głównych zaburzeń
rozwojowych. Przygotowaniem do niej jest brutalny trening czystości, którego celem jest
zmuszenie dziecka do jak najwcześniejszego opanowania procesu wypróżniania. Podobnie
nocne moczenie, jeżeli pociąga za sobą surowe kary, stwarza podstawy usztywnienia miednicy.
O wiele ważniejsze jest jednak napięcie miednicy, które powstaje w wyniku prób zwalczania
przez dziecko silnych pobudzeń genitalnych będących przyczyną dziecięcej masturbacji.
Chroniczne napięcie mięśni miednicy zabija każde genitalne doznanie przyjemności. Jeżeli
natomiast uda się rozpuścić napięcia w miednicy, to w genitaliach natychmiast pojawiają się
odczucia przepływu energii. Aby do tego doszło, konieczne jest, aby pacjent poczuł najpierw
swoją miednicę, poczuł, że „jest nieruchoma". Oprócz tego należy rozszyfrować wszystkie
podległe woli ruchy, których celem jest zapobieżenie naturalnym wegetatywnym ruchom
miednicy. Poruszanie brzuchem, miednicą i udami jako całością jest chyba najważniejszym i
najczęściej stosowanym środkiem nie dopuszczającym do samodzielnego ruchu miednicy.
Niektórzy nauczyciele gimnastyki intuicyjnie zalecają chorym ćwiczenia miednicy. Jednak nie
ma to większego sensu, gdyż dopóki nie uda się usunąć ukrytych obronnych postaw mięśnio-
wych, naturalny ruch miednicy nie może się rozwinąć.
Im intensywniej pracujemy nad zablokowaniem ruchów miednicy, tym pełniejsza będzie fala
pobudzenia, która się w końcu pojawi. Miednica zaczyna wibrować i bez najmniejszego nawet
udziału ze strony pacjenta porusza się w górę i do przodu. To tak, jakby coś z zewnątrz
ciągnęło ją w kierunku pępka. Uda pozostają przy tym zupełnie nieruchome. Ogromnie ważne
jest zrozumienie różnicy pomiędzy obronnym a naturalnym, wegetatywnym ruchem miednicy.
Kiedy fala energii może swobodnie przepływać od szyi poprzez brzuch aż do miednicy,
wówczas zmianie ulega charakter całego impulsu. Jeżeli do tej pory był on pozbawiony
przyjemności, czasami nawet bolesny, to teraz odczuwany jest jako przyjemność. Jeżeli
przedtem pojawiały się ruchy obronne, takie jak np. wyrzucanie brzucha do przodu i wysu-
wanie kręgosłupa, to teraz cały tułów przypomina wygiętą do przodu rybę. Coraz silniejsze
doznania przyjemności genitalnej i wrażenie przepływu energii w całym ciele potwierdzają, że
mamy do czynienia z naturalnym, wegetatywnym ruchem. Różni się on całkowicie od
wszystkich wcześniejszych impulsów i reakcji ciała. Uczucie genitalnej pustki i obumierania
znika wcześniej czy później, ustępując miejsca wrażeniu pełni i napierania. Dzięki temu
spontanicznie pojawia się zdolność do doświadczania orgazmu podczas stosunku płciowego.
Ten sam ruch, który wykonywany przez poszczególne grupy mięśni przedstawia chorobliwą
reakcję organizmu służącą odrzucaniu przyjemności seksualnej, teraz w formie fali
przepływającej przez całe ciało stanowi podstawę spontanicznej, wegetatywnej zdolności
odczuwania przyjemności. Możemy teraz lepiej zrozumieć łuk histeryczny, w którym klatka
piersiowa i brzuch wysunięte są do przodu, a ramiona i miednica wycofane do tyłu, jako
dokładne przeciwieństwo odruchu orgazmu.
Odruch orgazmu
Łuk histeryczny
Dopóki nie poznałem tych faktów, musiałem korzystać z „ćwiczeń" w pracy nad
przezwyciężaniem zablokowanego ruchu miednicy. Osiągałem jednak w ten sposób jedynie
częściowe rezultaty, zrezygnowałem więc ze sztucznych środków i zacząłem poszukiwać
blokad naturalnej ruchliwości. Odrzucanie odruchu orgazmu jest przyczyną wielu zaburzeń
wegetatywnych, takich jak chroniczne zaparcia, reumatyzm mięśni, newralgia mięśnia
kulszowego i wiele innych. Nawet trwające całe dziesięciolecia zaparcia mijały, kiedy pojawiał
się odruch orgazmu. Zanim ujawni się w pełni, pacjenci często odczuwają mdłości i zawroty
głowy. Występują również napięcia w szyi, pojedyncze drgania mięśni brzucha, przepony,
miednicy itd. Jednak wszystkie te symptomy znikają, jeśli odruch może się w pełni rozwinąć.
„Sztywna, martwa, wycofana miednica" jest najczęstszym zaburzeniem wegetatywnego
przepływu energii. Jest przyczyną zarówno boli lędźwiowych, jak i hemoroidów. Ma również
ścisły związek z rakiem narządów płciowych kobiet, co wykażemy później.
Zadanie, jakie spełnia „zabijanie" miednicy, podobnie jak zablokowanie brzucha, to unikanie
pobudzeń afektywnych, a szczególnie uczuć przyjemności i lęku. „Centrum wegetatywne"
zostaje ściśnięte przez otaczające je narządy. Uwolnienie pojawia się wówczas, kiedy uda się
rozluźnić tę obręcz.
Ponieważ wszystkie te różnorodne zjawiska, postawy i wyrazy ciała można przyporządkować
odruchowi orgazmu i jego blokowaniu, to wiele niezrozumiałych do tej pory procesów
zachodzących w trakcie terapii ujawnia swój sens. Przypominam sobie tik przepony, na który
cierpiała 45-letnia pacjentka, którą leczyłem około czternastu lat temu w wiedeńskim
ambulatorium psychoanalitycznym i której mogłem częściowo pomóc przywracając jej
zdolność masturbacji. Pacjentka ta od czasu dojrzewania, a więc od ponad trzydziestu lat,
cierpiała z powodu drgawek przepony, którym towarzyszyły niekontrolowane dźwięki.
Czkawka zmniejszyła się znacznie, kiedy chora zaczęła się onanizować. Dzisiaj jasne jest dla
mnie, że poprawa nastąpiła w efekcie częściowego rozpuszczenia blokady oddechu w
przeponie. Wówczas mogłem jedynie ogólnie stwierdzić, że zaspokojenie seksualne usunęło
częściowo blokadę seksualną osłabiając czkawkę. Jednak jaką formę przyjęła ta blokada, w
jakim miejscu stworzyła sobie ujście i w jaki sposób zaspokojenie seksualne zmniejszyło
zaburzenie, nie byłem w stanie wyjaśnić.
Obecne doświadczenia przywołują pamięć przypadków epilepsji, w której ciałem wstrząsają
konwulsje poprzedzane aurą brzuszną. Wtedy nie wiedziałem, w jakim miejscu ciała powstają,
jaką mają funkcję i w jakim związku pozostają z wegetatywnym układem nerwowym.
Teraz już wiem, że epileptyczne drgawki są przejawem skurczów aparatu wegetatywnego, w
trakcie których nagromadzona energia biopsychiczna rozładowywana jest wyłącznie przez
mięśnie, całkowicie omijając układ genitalny. Atak epileptyczny jest pozagenitalnym orga-
zmem mięśniowym.9 Tłumaczy to również, dlaczego niekiedy podczas terapii możemy
zaobserwować migotanie powłok brzusznych.
W wielu przypadkach miałem wrażenie powstrzymywanej złości, mimo że nigdy się ona nie
ujawniała. Poza tym nie potrafiłem zlokalizować tej złośliwości. Terapia zachowań
wegetatywnych umożliwia to. Są pacjenci, których oczy i policzki wyrażają sympatię, lecz
wyraz podbródka i ust zaprzecza temu całkowicie. Dolna połowa twarzy całkowicie różni się
od górnej. Rozbicie blokady ust i podbródka uwalnia niewiarygodną wprost wściekłość. W
innych przypadkach można wyczuć fałsz konwencjonalnej uprzejmości będącej przykrywką
swego dokładnego przeciwieństwa — podstępnej złośliwości przejawiającej się np. w
wieloletnich zaparciach. Jelita nie chcą się ruszać i ich funkcja musi być wspomagana stałym
przyjmowaniem środków przeczyszczających. Chorzy ci często musieli będąc dziećmi tłumić
uczucia wściekłości i zamykać „złość w brzuchu". Pacjenci opisują swoje doznania płynące z
ciał używając prawie zawsze zasłyszanych w dzieciństwie zdań wychowawczych. Na przykład:
„Brzuch jest zły, kiedy robi «buu»". „Dobrze wychowane" dzieci najchętniej odpowiedziałyby
na to gromkim „buu". Jednak nie wolno im tego zrobić, a najprostszym sposobem jest właśnie
„zamknięcie «buu» w brzuchu". Aby to osiągnąć, dziecko musi tłumić każde pobudzenie
pojawiające się w brzuchu, a więc również pobudzenie seksualne, i robi to wycofując się —
„zmuszając brzuch do ukrycia się". Brzuch staje się twardy, napięty i trzyma „złość w
zamknięciu".
Choć warto byłoby opisać historię i funkcje skomplikowanego rozwoju tych symptomów ciała
posługując się licznymi przykładami, to teraz ograniczymy się do ogólnego zarysu kilku
typowych faktów.
Bardzo pouczające jest stwierdzenie, że ciało funkcjonuje z jednej strony jako jednolity
organizm, a z drugiej, że może rozpaść się na części, przy czym jedna część funkcjonuje
przywspółczulnie, a druga współczulnie. Leczyłem chorą, u której w pewnym określonym sta-
dium terapii brzuch był już całkowicie rozluźniony: doznawała przepływu energii, powłoki
brzucha były miękkie itd. Nie było żadnych blokad odczuwania w obszarze brzucha, klatki
piersiowej i szyi. Lecz istniała wyraźna, liniowa granica oddzielająca je od podbrzusza. Przy
nacisku można było wyczuć pod skórą twardą bulwę wielkości dziecięcej główki. Nie wiemy
jeszcze dokładnie, jak anatomicznie powstaje taka bulwa, tzn. jakie narządy w tym uczestniczą,
jednak możemy ją wyczuć dotykiem. W późniejszym okresie terapii zdarzały się dni, kiedy
bulwa na przemian pojawiała się i znikała. Kiedy pacjentka pod wpływem lęku próbowała
stłumić rodzące się pobudzenie genitalne, bulwa się pojawiała; kiedy czuła, że może
zaakceptować to pobudzenie, bulwa znikała.
Fizyczne symptomy pojawiające się w schizofrenii, a szczególnie w jej katatonicznej formie,
zasługują na oddzielną rozprawę, w której mógłby zostać uwzględniony cały nowy materiał.
Źródłem stereotypów katatonicznych, perseweracji i wszelkiego rodzaju automaty-zmów są
pancerz mięśniowy i wegetatywne przebicia energii. Dotyczy to zwłaszcza katatonicznego
ataku szału. W zwykłej nerwicy mamy do czynienia jedynie z płytkim zastygnięciem
wegetatywnej ruchliwości, dzięki czemu istnieje możliwość pojawiania się wewnętrznych
pobudzeń i ich ujścia w „fantazji". Jeżeli pancerz przenika w głąb, blokując centralne obszary
biologicznego organizmu, i ogarnia cały układ mięśniowy, to jedynym wyjściem staje się
gwałtowne przebicie (atak szału, doświadczany jako wyzwolenie) lub stopniowe obumieranie
aparatu życiowego.
To samo dotyczy ogromnej liczby chorób organicznych, jak np. wrzodów żołądka, reumatyzmu
mięśni i raka.
Jestem przekonany, że psychoterapeuci nieustannie napotykają w swojej pracy klinicznej tego
rodzaju objawy. Nie należy analizować każdego z nich oddzielnie, ale trzeba postrzegać je w
kontekście całościowej, biologicznej funkcji organizmu i jej relacji z funkcjami przyjemności i
lęku. Traktując lęk jako przyczynę seksualnego zastoju i nie dostrzegając, że jest przede
wszystkim jego skutkiem, nie będziemy mogli poradzić sobie z całą ogromną problematyką
postaw i wyrazów ciała. „Zastój" jest wyhamowaniem ekspansji wegetatywnej i zablo-
kowaniem czynności centralnych narządów wegetatywnych. Zablokowane jest odprowadzanie
pobudzenia, a energia biologiczna zostaje związana.
Odruch orgazmu jest jednolitym drganiem całego ciała. Podczas orgazmu jesteśmy jedynie
drgającą kupką plazmy. Po piętnastu latach badań orgazmu udało mi się wreszcie przebić do
biologicznego jądra chorób psychicznych. Odruch orgazmu odnaleźć możemy u wszystkich
kopulujących stworzeń. U wielu prostszych biologicznych organizmów, jak np. u
jednokomórkowców, istnieje w formie drgań plazmy, które opisałem w innym miejscu.10
Pewną trudność sprawiało odnalezienie odpowiedzi na pytanie, co zastępuje u wyżej
zorganizowanych organizmów kontrakcję w formie kuli, jeżeli organizm nie potrafi już, jak
dzieje się to u niektórych pierwotniaków, przyjmować tego kształtu, na skutek pojawienia się u
wielokomórkowców od pewnego poziomu rozwoju wspierającego rusztowania kostnego.
Spróbujmy wyobrazić sobie elastyczny wąż, w jaki przekształcił się nasz biologiczny pęcherz.
Do tego węża wprowadźmy teraz długi, zginający się tylko w jedną stronę kij. To kręgosłup.
Wyobraźmy sobie dalej, że w naszym wyciągniętym pęcherzu pojawia się impuls skurczu.
Przekonamy się wówczas, że pęcherz ma tylko jedno wyjście, jeżeli mimo niemożności
przyjęcia kulistej formy będzie chciał poddać się drganiom: musi szybko i silnie się wygiąć.
Dokładnie tym jest właśnie z biologicznego punktu widzenia odruch orgazmu. Ta postawa ciała
jest charakterystyczna dla wielu insektów, a przede wszystkim dla pozycji embrionalnej.
U osób z zaburzeniami histerycznymi napięcia mięśniowe pojawiają się przede wszystkim w
tych miejscach, w których występują mięśnie gładkie. Najbardziej wyraźne są one w szyi i u
ujścia jelita grubego. A zgodnie z historią rozwoju organizmów miejsca te odpowiadają obu
otworom pierwotnego jelita.
Mięśnie gładkie występują również u wejścia i ujścia żołądka. Tam też pojawiają się spazmy
histeryczne powodujące często ciężkie następstwa dla całego organizmu.
Neurotyczne skurcze pojawiają się najczęściej w miejscach, które biologicznie odpowiadają
bardzo prymitywnym etapom rozwoju, a tym samym są szczególnie predysponowane do stałej
kontrakcji. Jeżeli szyja i ujście jelita grubego są zablokowane, to orgazmiczne drgania nie mogą
się pojawić. Fizyczne „powstrzymywanie się" przejawia się w postawie ciała, która jest
całkowitym zaprzeczeniem odruchu orgazmu: kręgosłup wypięty, kark usztywniony, odbyt
zaciśnięty, klatka piersiowa wysunięta do przodu, ramiona spięte. Łuk histeryczny jest
dokładnym przeciwieństwem odruchu orgazmu i wręcz wzorcowym przykładem wypierania
seksualności.
Każdy psychiczny impuls jest funkcjonalnie identyczny z określonym pobudzeniem fizycznym.
Pogląd, że aparat psychiczny funkcjonuje w pełni samodzielnie, oddziaływując na równie
samodzielny aparat fizyczny, nie odpowiada rzeczywistej sytuacji. Niemożliwy jest przeskok z
psychiki na płaszczyznę fizyczną, gdyż nie istnieje coś takiego jak dwa całkowicie oddzielne
obszary. Podobnie treść określonej funkcji psychicznej, np. fantazja o biciu, nie może przejawić
się w ciele, o ile sama nie jest już wyrazem określonego wegetatywnego impulsu ruchu.
Pytanie, w jaki sposób wegetatywny impuls tworzy dane wyobrażenie, stanowi jeden z
najtrudniejszych problemów psychologii. Na podstawie doświadczenia klinicznego można
stwierdzić, że zarówno objawy fizyczne, jak i nieświadome psychiczne fantazje pojawiają się
jako efekt sprzecznego pobudzania wegetatywnego. Nie przeczy temu fakt, że możemy usunąć
objaw fizyczny przez uświadomienie jego psychicznego znaczenia, gdyż każda zmiana w
obszarze wyobrażeń psychicznych musi być funkcjonalnie identyczna ze zmianą pobudzenia
wegetatywnego. Tak więc to nie samo uświadomienie sobie istnienia danej fantazji uzdrawia,
lecz zmiana przebiegu pobudzenia.
Ustaliliśmy więc następującą kolejność funkcji w procesie oddziaływania wyobrażeń
psychicznych na obszar ciała:
Pobudzenie psychiczne jest identyczne funkcjonalnie z pobudzeniem fizycznym.
Fiksacja pobudzenia psychicznego następuje w wyniku utrwalenia określonego wegetatywnego
stanu pobudzenia układu nerwowego.
Zmieniony stan wegetatywny zmienia funkcjonowanie organów.
„Psychiczne znaczenie symptomu organicznego" nie jest niczym innym jak tylko postawą ciała,
w której przejawia się jej „psychiczne znaczenie". (Psychiczne zamknięcie przejawia się w
usztywnieniu wegetatywnym, a psychiczna nienawiść w określonej wegetatywnej postawie
nienawiści. Są one identyczne i nie dają się rozdzielić).
Utrwalona sytuacja wegetatywna oddziaływuje na stan psychiczny; reakcja na realne
zagrożenie jest identyczna z pobudzeniem sympatycznego układu nerwowego, które z kolei
zwiększa poziom lęku; zwiększony lęk wymaga opancerzenia, co jest równoznaczne ze
/wiązaniem energii w pancerzu mięśniowym. To zaburza przebieg odprowadzania energii i
zwiększa napięcie, itd.
Psychika i ciało funkcjonują więc wegetatywnie zarówno jako zależne od siebie, jak i jako
samodzielne systemy.
Spróbujmy przybliżyć to korzystając z przykładu konkretnego przypadku klinicznego.
Pewna bardzo piękna i seksualnie pociągająca pacjentka uważała sie za brzydką i nieatrakcyjną
osobę, gdyż nie potrafiła odczuć swego dała jako jedności. Opisywała swój stan w następujący
sposób: „Każda część mego ciała działa bez kontaktu z resztą. Moje nogi są tu, moja )',lowa
tam, i nigdy nie wiem, gdzie są moje ręce. Nie mogę poskładać mojego ciała do kupy".
Cierpiała więc z powodu dobrze znanego zaburzenia świadomości Ja, które przybiera
szczególnie wyraziste formy w depersonalizacji schizoidalnej. W trakcie pracy
wegetoterapeutycz-nej ujawniła się niezmiernie dziwna relacja w funkcjonowaniu po-
'./r/.ególnych postaw mięśniowych twarzy pacjentki. Od samego początku terapii w oczy
rzucała się „obojętność" jej twarzy. Stopniowo wyraz obojętności nasilał się coraz bardziej, tak
że pacjentka zaczęła cierpieć z tego powodu. Nieustannie, nawet jeśli rozmowa dotyczyła
poważnych spraw, patrzyła w kąt pokoju bądź przez okno z całkowicie obojętnym wyrazem
twarzy. W jej oczach pojawiał się przy tym obraz pustki i „zagubienia". Po starannym
rozpuszczeniu obojętnego wyrazu twarzy pojawił się nowy rys, który wcześniej był jedynie
lekko /..i/.naczony. Oczy i czoło wyrażały teraz coś zupełnie innego niż dolna Część twarzy.
Kiedy wyraz twarzy stał się bardziej wyraźny, jasne się siało: usta i podbródek były „złe",
natomiast oczy i czoło „martwe". Tymi słowami pacjentka opisywała swoje wewnętrzne
odczucia. Najpierw wydzieliłem postawę podbródka i ust. W trakcie pracy nad nią uwolniły się
niewiarygodne pokłady powstrzymywanej do tej pory zaciętej wściekłości na męża i ojca.
Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie na uzewnętrznienie tego impulsu. Do tej pory był on
ukryty pod wyrazem obojętności, który przyjmowała cała twarz, i dopiero rozpuszczenie tej
postawy ujawniło wyraz wściekłości w dolnej części twarzy. Funkcją obojętności była obrona
przed męczącym odczuwaniem nienawiści wokół ust. Po około dwóch tygodniach pracy nad
okolicą ust wyraz złości zniknął całkowicie w wyniku uwolnienia się silnej reakcji roz-
czarowania pacjentki. Jednym z rysów jej charakteru był przymus nieustannego żądania
dowodów miłości i złości, kiedy jej bardzo wysokie wymagania nie były zaspokajane. Po
rozsadzeniu postawy mięśni ust i podbródka preorgazmiczne drgania całego ciała pojawiły się
początkowo w formie falujących ruchów obejmujących również miednicę. Jednak w
określonym miejscu pobudzenie genitalne było zawsze wyhamowywane. W trakcie
poszukiwań funkcji hamowania stopniowo nasilał się wyraz oczu i czoła, przyjmując formę
złego, krytycznego, obserwującego i uważnego spojrzenia. Dopiero teraz pacjentka zdała sobie
sprawę, że właściwie nigdy nie „traciła głowy": zawsze musiała „być czujna".
Uzewnętrznianie się kolejnych wegetatywnych impulsów ciała, ich coraz większa wyrazistość,
jest jednym z najbardziej zdumiewających zjawisk, z jakimi stykamy się w wegetoterapii. Nie
można tego opisać, trzeba tego doświadczyć. „Martwe" czoło przykrywało więc czoło
„krytyczne". Kolejnym pytaniem było, jaką funkcję spełnia „krytyczne, złe" czoło. Praca nad
szczegółami genitalnej funkcji pobudzenia pacjentki wykazała, że czoło „pilnowało
genitalności". Historycznie, surowy wyraz oczu i czoła wywodzi się z identyfikacji ze swoim
ojcem, który reprezentował bardzo moralistyczne i ascetyczne poglądy. Od wczesnego
dzieciństwa począwszy ojciec wpajał jej nieustannie przekonanie, że niebezpiecznie jest ulegać
swym pragnieniom seksualnym, i opisy wał destrukcję ciała zarażonego syfilisem. Teraz więc
czoło zamiast ojca pilnowało jej, kiedy chciała poddać się pobudzeniu seksualnemu.
Wyjaśnienie, że identyfikowała się z ojcem, jest niewystarczające, gdyż pojawia się
natychmiast pytanie, dlaczego ta identyfikacja umiejscowią się właśnie w czole i w jaki sposób
obecnie podtrzymuje tę funkcję. Musimy zawsze bardzo dokładnie rozróżniać pomiędzy hi-
storycznym wyjaśnieniem pacjenta, a aktualnym, dynamicznym wyjaśnieniem. Zazwyczaj są to
dwie różne rzeczy. Nie uda nam się uwolnić żadnego organicznego symptomu, jeśli będziemy
rozumieli jedynie jego historyczne znaczenie. Potrzebna jest nam wiedza o bieżących za-
leżnościach funkcji (jest to coś zupełnie innego niż „bieżący konflikt"!). Wyprowadzenie uwagi
panującej na czole z infantylnej identyfikacji z krytycznym ojcem nie zmieniłoby niczego w
zaburzeniu orgazmu. Rozwój terapeutycznego procesu pacjentki pokazał, że ten pogląd jest
słuszny, gdyż w miarę jak obserwujący i krytyczny wyraz zastępował na twarzy chorej
„martwotę", zaostrzało się tłumienie w sferze genitalnej. Z czasem opisana surowość
występowała na zmianę z wesołym, nieco dziecinnym wyrazem czoła i oczu. Czasem była więc
w zgodzie ze swoim pragnieniem genitalnym, kiedy indziej odrzucała je. Wraz /, zastąpieniem
krytycznej postawy czoła wesołością zniknęło również hamowanie pobudzenia genitalnego.
Przedstawiłem ten przypadek tak dokładnie, ponieważ jest on charakterystyczny dla całego
szeregu zaburzeń procesu napięcia --ładowania aparatury genitalnej. „Trzymanie głowy w
górze" jest bardzo szeroko rozpowszechnione.
Nasza pacjentka miała wrażenie pokawałkowanego, nie trzymającego się razem ciała.
Brakowało jej świadomości i odczucia własnej seksualnej i wegetatywnej gracji. Jak może
dojść do tego, że organizm, tworzący jednolitą całość, jest wewnętrznie postrzegany jako
„rozbity"? Wyrażenie „depersonalizacja" niczego nie tłumaczy, lecz samo wymaga
wyjaśnienia. Co jest przyczyną tego, że poszczególne narządy i obszary mogą funkcjonować
samodzielnie, oddzielone od reszty organizmu? Psychologiczne wyjaśnienia nie mogą nam tu
pomóc, gdyż psychika jest całkowicie zależna w swojej afektywnej funkcji od funkcji ekspansji
i kontrakcji wegetatywnego aparatu życiowego. Zgodnie ze swą strukturą powinien on być
systemem homogenicznym. Eksperymenty i praca kliniczna pokazują, że proces napięcia--
ładowania może objąć zarówno całe ciało, jak i poszczególne grupy narządów. Aparat
wegetatywny może funkcjonować jako w brzuchu przywspółczulnie, a w podbrzuszu
współczulnie hipertoniczny. Podobnie może wytworzyć w mięśniach ramion napięcie, a w
nogach rozluźnienie, a nawet wiotkość. Jest to możliwe tylko dlatego, że nie jest on układem
homogenicznym. Obszar ust może być pobudzony będąc seksualnie aktywnym, gdy sfera
genitalna pozostaje całkowicie obojętna, a nawet odrzucająca, bądź na odwrót. Umożliwia nam
to stworzenie mocnej podstawy do oceny danej funkcji jako „zdrowej" bądź „chorej" z punktu
widzenia ekonomii seksu. Bezsprzecznie podstawową oznaką psychicznego i wegetatywnego
zdrowia jest zdolność organizmu wegetatywnego do jednolitej i totalnej funkcji napięcia-
ładowania. Natomiast wyodrębnianie poszczególnych narządów bądź ich grup z całości i
jedności funkcji napięcia -ładowania uznamy za patologiczne, jeżeli występuje chronicznie i
nieustannie zaburza funkcjonowanie całości. Praca kliniczna uczy nas również, że zaburzenia
świadomości Ja znikają naprawdę dopiero wówczas, kiedy odruch orgazmu staje się w pełni
rozwinięty. Wówczas w wewnętrznym odczuciu wszystkie narządy i systemy ciała jednoczą się
w jednej jedynej funkcji kontrakcji lub ekspansji.
Z tego punktu widzenia depersonalizacja rozumiana jest jako nie-ladowanie, tzn. jako
zaburzenie wegetatywnego pobudzenia poszczególnych narządów bądź systemów: czubków
palców, rąk, głowy, nóg, genitaliów itd. Brak harmonii w odczuwaniu siebie pojawia się rów-
nież wówczas, kiedy przepływ pobudzania w ciele zostaje przerwany w niektórych miejscach.
Dotyczy to zwłaszcza dwóch miejsc: szyi, której skurcz przerywa przepływ fali pobudzenia z
klatki piersiowej do głowy, oraz mięśni miednicy, które, jeżeli są napięte, zaburzają przebieg
pobudzenia z brzucha ku genitaliom i nogom.
Badania psychologii analitycznej umożliwiły nam zrozumienie indywidualnej historii danej
nerwicy, zewnętrznych przesłanek jej powstania, wewnętrznego motywu konfliktu
psychicznego i w końcu skutków wypierania seksualności, takich jak np. objawy neurotyczne i
cechy charakteru. Jednak nie rozumiemy mechanizmu, dzięki któremu przeżycia z dzieciństwa,
zewnętrzny uraz bądź wewnętrzny konflikt psychiczny w chroniczny sposób utrwalają
chorobliwą reakcję.
Wciąż mamy do czynienia z kobietami, które mimo jak najlepszych zewnętrznych seksualnych
i ekonomicznych warunków trzymają się swojej nerwicy. We wszystkich grupach społecznych
spotykamy dzieci, niekiedy dorastające w najbardziej sprzyjających warunkach społeczno-
ekonomicznych, które nie tylko stają się neurotyczne, ale również takimi pozostają. Pracujemy
z ludźmi cierpiącymi na „przymus powtarzania", tj. przymus nieustannego wracania do złych i
szkodliwych sytuacji, który do tej pory otaczała zazwyczaj otoczka mistycznego fatalizmu.
Żadnego z tych zjawisk nie da się wyjaśnić przy pomocy dotychczasowych poglądów.
Największe chyba wrażenie funkcja przytrzymywania nerwicy sprawia pod koniec terapii,
podczas prób zbudowania orgazmicznej zdolności oddania się. Właśnie wówczas, kiedy pacjent
bez trudu mógłby sięgnąć po zdrowie, pojawiają się najsilniejsze reakcje obronne. Chorych
opanowuje lęk przed przyjemnością, całkowicie sprzeczny z podstawową zasadą przyjemności
życia.
Lęk przed karą za aktywność seksualną, którego chory doświadczył w dzieciństwie,
zakotwiczył się na stałe w formie lęku przed przyjemnością. Przypominamy, że przyjemność
cechuje właściwość przekształcania się w niechęć, jeśli pojawi się jej hamowanie. Jeżeli przy
bardzo wysokim poziomie pobudzenia seksualnego nigdy nie można uzyskać zaspokojenia
końcowego, to z czasem pojawia się lęk nie tylko przed tym zaspokojeniem, ale również przed
poprzedzającym je pobudzeniem. Nasycony przyjemnością proces pobudzenia staje się źródłem
niezadowolenia. Pobudzenie pojawiające się w normalnej sytuacji nieprzerwanie napływającej
przyjemności jest powstrzymywane przez skurcz mięśniowy, który może być bardzo bolesny, a
dodatkowo może powiększyć zastój. Odrzucanie przez dzieci w okresie dojrzewania
aktywności seksualnej tłumaczy fiksacja fizjologicznego napięcia w genitaliach, która mimo
intelektualnego i emocjonalnego zrozumienia sytuacji zamienia każde przyjemne pobudzenie w
swoje przeciwieństwo. To również jest przyczyną niemożności zaakceptowania nawet
niewielkich pobudzeń. Strukturalno-fizjologiczną podstawę charakterologicznej rezygnacji i
skromności tworzą skurcze mięśniowe pojawiające się w trakcie narastania przyjemności.
Stany i objawy psychopatologiczne są więc skutkami wegetatywnego (czyli seksualno-
ekonomicznego) naruszenia równowagi energetycznej. Każde zaburzenie fizycznego poczucia
całości obejmuje również poczucie Ja i świadomość jedności ciała. Zmusza ono jednocześnie
do wyrównania („kompensacji"). Wegetatywne poczucie jedności, które stanowi naturalną i
najlepszą podstawę silnego poczucia własnego Ja, jest zaburzone u wszystkich neurotyków.
Uzewnętrznia się to w najróżniejszych formach, aż do całkowitego rozbicia osobowości.
Pomiędzy najprostszymi odczuciami bycia zimnym lub sztywnym a schizofrenicznym
rozdwojeniem jaźni, całkowitym brakiem kontaktu z otoczeniem i depersonalizacją nie ma
różnic zasadniczych lecz jedynie ilościowe, które uzewnętrzniają się również jakościowo.
Poczucie całości wiąże się z odczuwaniem bezpośredniego kontaktu ze światem. W chwili
stworzenia jednolitego odruchu orgazmu pojawiają się znowu uczucia głębi i powagi, utracone
wcześniej. Pacjenci przypominają sobie zazwyczaj okres wczesnego dzieciństwa, kiedy ich
poczucie jedności ciała nie było jeszcze zaburzone. Głęboko poruszeni, opowiadają, że jako
dzieci czuli się jednym z przyrodą, ze wszystkim, co ich otaczało, opowiadają, jak bardzo byli
„żywi" i jak wszystko to w końcu zostało zniszczone i rozbite przez wychowanie. To właśnie
rozbicie poczucia jedności ciała przez tłumienie seksualności i nieustanna tęsknota za
odtworzeniem kontaktu ze sobą samym i światem są subiektywnym źródłem wszystkich
odrzucających seksualność religii. „Bóg" jest mistycznym wyobrażeniem wegetatywnego
współbrzmienia Ja i przyrody.
Zbadanie poszczególnych relacji pozostawić muszę badaczom indyjskiej i chińskiej kultury.
Fakty kliniczne, które próbuję tu opisać, tworzą nową perspektywę umożliwiającą zrozumienie
nam tych kultur ludzkich, w których surowy patriarchat rodzinny, konsekwentne tłumienie
seksualności małych dzieci i młodzieży ideologia zamknięcia i „samoopanowania" tworzą
kulturową jedność. Dotyczy to przede wszystkim Hindusów, Chińczyków i Japończyków.
Surowy, odrzucający seksualność patriarchat, który pragnie się dalej reprodukować, musi jak
najsurowiej tłumić seksualne odruchy dzieci, czego efektem jest lęk i wściekłość. Jest to
sprzeczne z patriarchalną kulturą rodzinną i wymaga stworzenia ideologii samoopanowania, a
więc umiejętności wytrzymywania największego nawet bólu bez skargi. Co więcej, wymaga
przezwyciężenia całego życia emocjonalnego, zarówno przyjemności, jak i cierpienia. Ten
temat odnaleźć możemy w buddyjskiej ideologii braku cierpienia. Z tego punktu widzenia
zrozumiałe stają się też ćwiczenia oddechowe jogi. Technika oddechowego rytuału jogi jest
dokładnym przeciwieństwem techniki oddechowej, którą stosujemy u naszych pacjentów, aby
uwolnić wegetatywne pobudzenia afektywne. Celem praktyki oddechu jogi jest zwalczenie
pobudzeń afektywnych i odzyskanie spokoju. Cały ten rytuał w swoim rozdwojeniu
przypomina działania przymusowe. Opowiadano mi, że przeciwieństwem pożądanego braku
emocji jest sztuka uzyskiwania przy pomocy określonych technik oddechowych dobrego
samopoczucia czy wręcz ekstazy. Ekstremum przypominającego maskę, sztywnego wyrazu
twarzy typowego Hindusa, Chińczyka czy Japończyka jest zdolność wchodzenia w głębokie
stany ekstazy. Fakt, że technika jogi mogła upowszechnić się także w Europie i Ameryce, jest
efektem tego, że ludzie z tych kręgów kulturowych poszukują środków, które umożliwiłyby im
uzyskanie kontroli nad swymi naturalnymi odruchami wegetatywnymi i jednocześnie
usuwałyby lęk. W rzeczywistości krążą wokół odkrycia orgazmicznej funkcji życiowej.
Nie wchodząc tym razem w szczegóły, chcę wskazać tu na jeszcze jedno zjawisko, które
odgrywa w naszym współczesnym życiu społecznym ogromnie destrukcyjną rolę: chodzi o
„wojskową postawę" propagowaną i narzucaną przede wszystkim przez faszystów. „Postawa
na baczność" jest dokładnym przeciwieństwem postawy naturalnej, rozluźnionej i elastycznej.
Kark ma być mocno napięty, głowa wyciągnięta do przodu, oczy wytrzeszczone i skierowane w
pustkę, podbródek i usta powinny mieć twardy, „męski" wyraz, klatka piersiowa być wypięta
do przodu, wyprostowane ręce przylegać do ciała, a napięte dłonie dotykać szwu spodni.
Najistotniejszą oznaką przekonującą, że celem tej techniki jest tłumienie pobudzenia
seksualnego, jest przepis nakazujący wciąganie brzucha i wycofywanie miednicy do tyłu. Nogi
w tej postawie są sztywne i napięte. Spróbujmy przenieść się teraz na chwilę w sytuację
pacjentów, którzy walczą z każdym pobudzeniem afektywnym, ze wszystkich sił starając się
opanować. Napinają ramiona i kark, wciągają miednicę i brzuch, ręce przyciągają do ciała,
wyprężają nogi. Podobieństwo jest jeszcze głębsze, gdyż napięcie i wyciągnięcie stawów stóp
jest typowym klinicznym objawem próby sztucznego opanowania emocji. A ta postawa jest
wymagana podczas pruskiego marszu paradnego. Poddawani takiemu wychowaniu ludzie,
których ciała zmuszane są do przyjmowania takiej postawy, nie są zdolni do odczuwania
naturalnych impulsów wegetatywnych. Stają się maszynami, które bez oporu wykonują
zmechanizowane ruchy, bez cienia wątpliwości powtarzają zawsze: „Tak jest, panie oficerze" i
całkowicie mechanicznie strzelają do swych własnych braci, ojców, matek i sióstr.
Wychowanie wymuszające sztywną, nienaturalną postawę jest jednym z najważniejszych
środków dyktatorskiego porządku społecznego, gdyż umożliwia wytworzenie pozbawionych
własnej woli, automatycznie funkcjonujących organizmów. I nie jest to bynajmniej
„indywidualny problem", lecz zjawisko, które dotyczy samego rdzenia struktury współczesnej
ludzkości. Obejmuje ogromne kręgi kulturowe, niszcząc radość życia i szczęście milionów
ludzi. Widzimy więc, że prosta linia prowadzi od dziecięcej praktyki powstrzymywania
oddechu dla stłumienia pragnienia masturbacji, poprzez blokady mięśniowe naszych chorych,
do militarnej postawy narodowych socjalistów i w ogóle wszystkich militarystów, wreszcie do
autodestrukcyjnych technik samoopanowania wielkich kultur.
Muszę ograniczyć się tu do zasygnalizowania tego problemu. Nie ulega jednak wątpliwości, że
w przyszłości trzeba będzie gruntownie zgłębić problem znaczenia postawy ciała dla
strukturalnej reprodukcji porządku społecznego i znaleźć praktyczne sposoby jego opanowania.
Dzieci, chociaż bardzo tęsknią za swoją wegetatywną żywotnością i wolnością, boją się jej i
bez sprzeciwu pozwalają nałożyć sobie jarzmo tłumiące ich naturalne impulsy, jeżeli nie mogą
znaleźć takich warun
ków,
w których mogłyby w miarę bezkonfliktowo realizować swoją młodą
żywotność. Jedną z wielkich tajemnic psychologii tłumu jest to, że przeciętny osobnik,
przeciętne dziecko, przeciętny młody człowiek woli zrezygnować ze szczęścia, jeżeli walka o
radość życia powoduje zbyt wielki ból. Propaganda szczęścia, której brak zrozumienia psy-
chicznych i społecznych przesłanek niezbędnych dla zaistnienia pełnego radości i energii życia
i której nie towarzyszą żadne odpowiednie działania, pozostanie zawsze jedynie czczą
gadaniną.
Także „bunt" szczególnie „rebelianckich charakterów" niczemu nie służy. Konieczne jest
natomiast, aby:
upowszechnić dokładne zrozumienie mechanizmów, które służą patologicznemu
opanowaniu emocji;
zebrać jak najwięcej doświadczeń z praktycznej pracy z dziećmi na temat tego, jak dzieci
zachowują się wobec swoich naturalnych pobudzeń afektywnych w istniejących warunkach;
opracować przesłanki wychowawcze dla stworzenia harmonii pomiędzy wegetatywną
żywotnością a socjalizacją;
stworzyć ogólne społeczne i ekonomiczne podstawy umożliwia jące ich realizację.
Człowiek osiągnął wiele w dziedzinie budowy i opanowania maszyn. Lecz dopiero od
czterdziestu lat próbuje zrozumieć siebie. Duchowej zarazy zatruwającej nasze stulecie nie da
się wyplenić, jeżeli nie opanujemy biologicznej energii człowieka. Droga badań naukowych i
rozwiązywania podstawowych problemów życia jest długa i ciernista, będąc całkowitym
przeciwieństwem politykierskiej ignorancji i impertynencji. Mamy podstawy, aby wierzyć, że
nauce uda się w końcu tak samo kierować energią biologiczną jak dzisiaj elektrycznością.
Dopiero wówczas uda nam się wyplenić duchową zarazę.
6. Typowe choroby psychosomatyczne: skutki chronicznej nadczynności układu
sympatycznego.
Wiemy dostatecznie wiele o istocie sympatikotonii, aby uzyskać sumaryczny ogląd całego
rzędu chorób, których źródłem jest impotencja orgazmiczna. Lęk przed orgazmem jest
przyczyną chronicznej sympatikotonii, ta z kolei powoduje powstanie impotencji orgazmicznej,
która ze swej strony utrwala sympatikotonię. Jej głównymi cechami są chroniczna postawa
przytrzymywania oddechu w klatce piersiowej i ograniczenie pełnego wydechu. Postawa ta
spełnia przede wszystkim funkcję nie dopuszczenia do pojawienia się doznań z narządów i
emocji, które normalny wydech mógłby sprowokować. Chroniczna postawa lękowa ciała jest
przyczyną licznych schorzeń.
Nadciśnienie układu sercowo-naczyniowego. Naczynia peryferyjne są przez cały czas zwężone
i nie mogą swobodnie rozszerzać się i zwężać, tak że serce musi nieustannie wykonywać
większą pracę przepychając krew przez sztywne naczynia. Przyspieszony rytm pracy
serca, wysokie ciśnienie krwi i skłonność do pojawiania się ucisku w klatce piersiowej,
pogłębiającego się aż do ataków lęku sercowego, są również objawami choroby Basedowa.
Należałoby sprawdzić, w jakim stopniu zaburzenia wydzielania tyroksyny są zjawiskiem
pierwotnym, a na ile jedynie wtórnym objawem ogólnej sympatikotonii. Również
arterioskleroza, którą charakteryzuje zwapnienie ścianek naczyniowych, zaskakująco często
występuje u ludzi cierpiących całymi latami na funkcjonalne nadciśnienie. Jest wysoce
prawdopodobne, że nawet wady zastawek serca i inne formy organicznych chorób serca
stanowią reakcję organizmu na chroniczne nadciśnienie układu naczyniowego.
Reumatyzm mięśni. Chroniczna postawa powstrzymywania nie wystarcza na dłuższą metę, by
w pełni opanować bioenergetyczne pobudzenia autonomicznego układu nerwowego. Aby
wesprzeć nadciśnienie naczyniowe, pojawia się chroniczne napięcie mięśni, pancerz
mięśniowy. Trwające całymi latami napięcie mięśniowe prowadzi do chronicznego przykurczu
i tworzenia węzłów reumatycznych w wyniku odkładania stałych substancji w wiązkach
mięśni. W tym ostatszcze mięśnie dolnej części twarzy, których chroniczne napięcie nadaje
twarzy pełen złości i zaciętości wyraz.
W dolnej części ciała szczególnie często atakowane są mięśnie ściągające miednicę i będące
przyczyną skrzywienia kręgosłupa ku przodowi. Wiemy, że funkcją chronicznego ściągania
miednicy jest niedopuszczenie do pojawienia się pobudzenia genitalnego. Dokładnego zbadania
pod tym kątem wymaga postrzał. Spotykamy go bardzo często u pacjentów, których mięśnie
pośladkowe są chronicznie spięte w celu powstrzymania sensacji analnych w odbycie.
Następna grupa mięśni, w której często pojawia się reumatyzm, składa się z powierzchniowych
i głębokich mięśni przywodzących ud, odpowiedzialnych za „ściskanie nóg". Zwłaszcza
kobiety używają ich, aby stłumić pobudzenie genitalne. W praktyce wegetoterapeutycznej
pojawiło się określenie „mięśnie moralności". Wiedeński anatom Julius Tandler nazywał je żar-
tobliwie „custodes virginitatis" („strażnicy dziewictwa"). Można wyczuć te grupy mięśni nie
tylko u osób cierpiących na reumatyzm mięśni, lecz również w wielu innych przypadkach
nerwicy charakteru, jako grube, nie dające się rozluźnić, wrażliwe na dotyk bryły po wewnętrz-
nej stronie ud. Należy wymienić tu również mięśnie prostujące staw kolanowy, które
przebiegają od dolnej części miednicy do górnej części kości piszczelowej. Ich chroniczne
napięcie służy stłumieniu pobudzeń płynących z dna miednicy.
Duże przednie mięśnie klatki piersiowej stają się chronicznie napięte i guzowate, jeżeli utrwala
się postawa powstrzymywania. Skutkiem tego są nerwobóle międzyżebrowe, które znikają,
kiedy uda się rozluźnić te mięśnie.
Mamy wszelkie podstawy, aby przypuszczać, że rozedma płuc wraz z nieodłącznym
beczkowatym kształtem nadętej klatki piersiowej jest rezultatem bardzo silnej chronicznej
postawy powstrzymywania. Musimy pamiętać, że każda chroniczna fiksacja określonej
postawy upośledza elastyczność tkanek, a w przypadku rozedmy płuc są nimi
elastyczne włókna oskrzeli. Astma oskrzelowa. Nie jest jeszcze jasne, jaki związek istnieje po
między tą chorobą a sympatikotonią. Wrzody żołądka. Chronicznej nadaktywności układu
sympatycznego towarzyszy zgodnie z tabelą ze str. 308 nadmierne wydzielanie kwasów. Z tego
powodu sok żołądkowy staje się nadmiernie żrący i zmniejsza się zasadowość. Śluzówka
żołądka wystawiona jest na działanie kwasu. Wrzód umiejscawia się zazwyczaj mniej więcej
ponim stadium proces chorobowy nie daje się już odwrócić. W wegetoterapii reumatyzmu
możemy stwierdzić, że obejmuje on zazwyczaj te grupy mięśni, które w największym stopniu
uczestniczą w tłumie niu emocji i wrażeń płynących z poszczególnych narządów. Reumatyzm
mięśni atakuje przede wszystkim mięśnie karku („sztywność karku", „upór"), obszar pomiędzy
łopatkami, miejsce, w którym ramiona zostają ściągnięte przez mięśnie uznawane przez analizę
charakteru za odpowiedzialne za „samoopanowanie" i „powstrzymywanie się". Choroba bardzo
często pojawia się w obu grubych mięśniach szyi przebiega jących od potylicy do mostka (Mm.
sternocleidomastoidei). Chroniczne napięcie tych mięśni związane jest z nieświadomym,
stałym powstrzymywaniem wściekłości. Jeden z cierpiących na reumatyzm pacjentów określił
te grudy mięśni jako „mięśnie przekory". Do nich dochodzą je środku tylnej ścianki żołądka, za
którą znajduje się trzustka i splot słoneczny. Wszystko przemawia za tym, że wegetatywne
nerwy tylnej ścianki ściągają się w stanie nadmiernej aktywności układu sympatycznego,
uniemożliwiając obronę przed atakiem kwasu na śluzówkę. Wrzód żołądka tak często
towarzyszy chronicznym zaburzeniom emocjonalnym, że jego psychosomatyczny charakter nie
pozostawia najmniejszych wątpliwości.
Wszelkiego rodzaju kurcze mięśni gładkich:
Spazmatyczne ataki obu ujść żołądka, cardiospasmus będący przyczyną kurczu żołądka i
pylorospazmus u dolnego ujścia;
Chroniczna obstrukcja na skutek zamarcia bądź obniżenia funkcji napięcia-ładowania w
jelitach. Towarzyszy zawsze ogólnej nadaktywności układu sympatycznego i chronicznej
postawie powstrzymywania. Jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych chronicznych cho
rób;
Hemoroidy będące skutkiem chronicznego skurczu mięśni zwieraczy odbytu. Krew w żyłach
położonych na zewnątrz napiętego sphincter jest przepychana mechanicznie, ścianki
naczyniowe są w niektórych miejscach rozszerzone i rozciągnięte;
Skurcz pochwy będący przejawem kontrakcji mięśni gładkich pochwy.
Miiller* w swojej znanej pracy De Lebensnerven wymienia cały szereg chorób krwi, takich jak
blednica i niektóre formy anemii, jako choroby układu sympatycznego. Nadmiar dwutlenku
węgla we krwi i tkankach. Dzięki podstawowym badaniom wiedeńskiego uczonego
Wartburga** nad wymianą gazową w tkankach rakowych jasne stało się, że chronicznie
obniżone wydalanie w wyniku nadmiernej aktywności układu sympatycznego jest jednym z
ważnych elementów warunkujących zachorowanie na raka. Ograniczenie zewnętrznego
oddechu prowadzi do upośledzonego od dychania wewnętrznego. Chronicznie niedostatecznie
utlenione i nie naładowane narządy szybciej ulegają wywołującym raka bodźcom ani żeli
narządy dobrze oddychające. Związek pomiędzy wyhamowaniem wydalania gazów w
sympatikotonicznej nerwicy charakteru a odkrytym przez Wartburga zaburzeniem oddechu
dotkniętych rakiem na
rządów stał się punktem wyjściowym dla seksualno-ekonomicznych
badań nad rakiem. Nie możemy tu dokładniej zająć się tym tematem, ale musimy wspomnieć,
że rak atakuje u kobiet głównie narządy genitalne. Istniejący tu związek z oziębłością rzuca się
wprost w oczy i znany jest wielu ginekologom. Oprócz tego chroniczna obstrukcja stwarza
często bazę dla choroby nowotworowej jelita grubego.
Ten sumaryczny przegląd w żadnym wypadku nie ma zastąpić niezbędnego szczegółowego
opracowania. Nie jest to praca, której mógłby podjąć się jeden człowiek, wymaga ona
współpracy wielu lekarzy i badaczy. Istotne było tu dla mnie, aby wskazać na ogromny obszar
patologu narządów ściśle związany z tematem funkcji orgazmu. Chciałem wskazać na
pomijane do tej pory związki i zaapelować do sumień lekarzy, aby potraktowali seksualne
zaburzenia pacjentów z taką powagą, na jaką z całą pewnością zasługują, aby wymagali od
swoich studentów znajomości teorii orgazmu i ogólnej seksuologii, tak by ci mogli później
zaspokoić ogromne potrzeby społeczeństwa. Ważne jest, aby lekarze nie zamknęli się w swoich
laboratoriach, aby potrafili prawidłowo powiązać to, co widzą pod mikroskopem, z au-
tonomiczną funkcją życiową całego organizmu. Lekarz musi opanować tę całościową funkcję
we wszystkich jej biologicznych i psychicznych aspektach i zrozumieć w końcu, że społeczne
oddziaływanie na funkcję napięcia-ładowania organizmu i jego narządów ma decydujące
znaczenie dla stanu zdrowia osób, którymi się opiekuje. Medycyna psychosomatyczna, która
obecnie stanowi specyficzne zajęcie kilku amatorów i specjalistów, wkrótce mogłaby wytyczyć
ogólne ramy medycyny przyszłości.
Lecz jeżeli w dalszym ciągu będzie się mylić seksualną funkcję żywego organizmu z
patologicznymi poglądami znerwicowanych osób i przemysłem pornograficznym — nie uda się
tego osiągnąć.
Społeczny bałagan życia seksualnego
Zaburzenie funkcji napięcia – ładowania
Chroniczna postawa powstrzymywania
Choroby psychiczne"
impotencja i oziębłość
nerwica objawowa
nerwica charakteru
perwersje
psychopatia
psychoza
przestępczość neurotyczna
debilizm
Choroby fizyczne
wysokie ryzyko zachorowania na
raka (nadmiar CO2) nadciśnienie układu
naczyniowego choroba Basedowa rozedma płuc
reumatyzm mięśni i artretyzm obstrukcja i
hemoroidy ogólne zaburzenie równowagi
wegetatywnej pląsawica epilepsja
skurcz naczyniowy Raynandera blednica wrzody
żołądka tiki otyłość