Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Ewa
Gudrymowicz Schiller
A
po burzy, błękitne niebo…
===bFxoXDpZaFxuCD1YblxtWT9aPwdj V29ePA84CWpZPQk=
Projekt
okładki: Maciej Gudrymowicz
Krekta
i redakcja: Jolanta Kowalik
Copy
rights by Ewa Gudrymowicz Schiller
Ewa
Gudrymowicz Schiller selfpublishing
http://egudrymowicz.wix.com/szaragodzina
ISBN
978-83-7859-541-0
All
rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek
fragmentu tej książki wymaga pisemnej zgody autora.
Wszelkie
zdarzenia, sytuacje oraz postacie występujące w książce są fikcją i jakikolwiek związek ze
zdarzeniami sytuacjami czy osobami rzeczywistymi jest przypadkowy i niezamierzony.
Konwersja
===bFxoXDpZaFxuCD1YblxtWT9aPwdj V29ePA84CWpZPQk=
*
–Mamo,
a
może gdzieś pojedziecie z tatą?– Julia starała się hamować leciutkie zniecierpliwienie,
które niespodziewanie zakradło się do jej głosu. Wróciła dopiero z pracy i przed nią piętrzyła się góra
spraw, którym musiała poświęcić swoją uwagę.
–Przecież
niedawno
byliśmy w Europie – sarknęła w słuchawkę starsza pani.
–
Po
pierwsze już pół roku temu, a po drugie bardzo ci się podobało. Europa to nie tylko Francja,
Hiszpania i Italia. Możesz teraz pojechać w drugą stronę. Na przykład do…
–
Julia, nie
chcę nigdzie wyjeżdżać. A moja emerytura to emerytura nauczyciela a nie dywidendy
Rockefellera. Ja muszę zrobić coś innego, bo tak jak jest teraz, to po prostu nie mam po co rano wstawać.
W bibliotece bywam co drugi dzień, basen i te wszystkie zajęcia z seniorami śmiertelnie mnie nudzą. Oni
wszyscy rozmawiają o chorobach, o emeryturach, stolcach, o tym kto umarł w ostatnim miesiącu.
Przecież to mnie wykończy.
Julia
oczami duszy i z wielką przesadą ujrzała swoją zadbaną, energiczną mamę w gronie
zniedołężniałych starców, którzy rzeczywiście byli już bliżej tamtego świata niż tego. Nic dziwnego, że
Nelly Battlefield czuła się sfrustrowana. Po czterdziestu latach pracy w szkole, gdzie prowadziła bardzo
aktywne życie zawodowe, teraz została odstawiona na boczny tor. Po chwilowym zachłyśnięciu się
wolnością, wysypaniu się do syta, odwiedzeniem bliższych i dalszych koleżanek, pójściem z ojcem kilka
razy do teatru i miesięcznej podróży po Europie, przyszedł kryzys i biedna mama nie umiała sobie z tym
poradzić. Ojciec wcale nie był pomocą. Był już od pięciu lat na emeryturze i majsterkował z
zamiłowaniem w swoim warsztacie na dole, zadowolony, że już nie musi zrywać się rano, ani obliczać
przychodów, dochodów, strat i tym podobnych. Tata przeszedł to zupełnie bezboleśnie, a z mamą jest
zupełnie inna sprawa.
–
Nie
wiem sama, co ci poradzić – powiedziała bezradnie. Julia dawno zapomniała, co to jest
nadmiar wolnego czasu. Jej normalny dzień zaczynał się o 7 rano, a kończył zwykle jedenastej około
wieczorem. Wtedy dopiero mogła rzucić okiem na telewizję, albo poczytać kilka stron książki. Zwykle
jednak była tak zmęczona, że oczy zamykały jej się same. Paul już dawno ją prosił, żeby przyjęła jakąś
pomoc do Talizmanu. Cóż, kiedy Galeria cały czas nie przynosiła jeszcze takich dochodów, żeby sobie
mogły pozwolić na czwartą osobę. Julia i jej wieloletnia przyjaciółka Carla, kilka lat temu otworzyły
Galerię Wyrobów Artystycznych – o wielce obiecującej nazwie Talizman. Początkowo pracowały tylko
we dwie, ale szybko doszły do wniosku, że jest to niewystarczające i przyjęły do sklepu pracownicę.
Ilona okazała się prawdziwym skarbem. Znała się na wszystkim po trochu, ale jej główna zaletą była
znajomość psychiki ludzkiej. Od drzwi umiała określać ewentualnego klienta. Widziała, który coś kupi, a
który tylko ogląda, który jest skłonny zostawić parę setek w ich sklepie, i potrzebuje tylko lekkiej zachęty,
a który jest przygotowany na bardzo skromny zakup. Mając ją w sklepie, obie z Carlą mogły jeździć na
aukcje i wynajdować różne cacuszka, cudeńka i rarytasy. Nie mniej jednak, Paul miał racje. Powinny
mieć jeszcze jedną dziewczynę. Wtedy nie musiałby spędzać po tyle czasu w sklepie. Nie byłaby taka
wykończona wieczorem, żeby zasypiać zanim dotknie głowę do poduszki. Nawet czasami w weekendy
siedziała przy komputerze porządkując rachunki. Doprawdy już nie pamiętała, kiedy pozwolili sobie z
Paulem na taką spokojną pełną magicznych zabiegów, rozleniwiającą intymność. Coraz częściej sprawę
załatwiał szybki seks, po którym paradoksalnie czuła się winna wobec męża, ale sama też miała żal do
niego za tak instrumentalne potraktowanie jej ciała. Szybko rozgrzeszała w myślach i siebie i jego, że już
wkrótce, po następnej aukcji, po kolejnych Walentynkach, po tych czy tamtych świętach będzie więcej
czasu i wszystko nadrobią.
–
Julia, czy
ty mnie w ogóle słuchasz? – wyrwał ją z zamyślenia głos matki.
–Przepraszam cię mamo, zamyśliłam się
na
chwilkę. Możesz powtórzyć…
– Zmęczona jesteś
dziecko, a
ja ci jeszcze truję głowę swoimi problemami. Idź odpocznij,
porozmawiamy, kiedy indziej.
–
Nie, nie, tylko
naprawdę nie wiem, co ci poradzić.
– Oczywiście, że
nie
wiesz, bo tego się nie wie dopóki się przez to nie przechodzi. A i nawet wtedy,
tak jak ja. Ale w twoim wieku się jeszcze o tym nie myśli. Teraz masz pełnię życia, masę spraw do
załatwienia, potrzebuje cię i mąż i córka i nawet syn, który choć w innym mieście, nadal dzwoni do
domu, co najmniej raz w tygodniu. No i oczywiście potrzebuję cię ta twoja najukochańsza galeria. Masz o
tyle lepiej, że mając własną firmę, możesz ją prowadzić tak długo jak będziesz chciała, o ile oczywiście
będzie prosperować. Nikt nie będzie wymagał od ciebie, żebyś przeszła na emeryturę – w głosie starszej
kobiety zabrzmiała gorycz.
Julia
doznała olśnienia!
–
Mamo, a
może chciałabyś przyjść do nas na kilka godzin dziennie. Muszę oczywiście porozmawiać z
Carlą, ale myślę, że nie powinno być problemu.
–
Do
galerii? Jak?
– Nooo…
do
pracy?
– Przecież
ja
nie mam pojęcia o tym. Nigdy w życiu nie pracowałam w sklepie. O sztuce wprawdzie
wiem, co nieco, ale wy tam też nie sprzedajecie Van Goghów
–
Okay
mama. Moja galeria to jednak nie Luwr.
–
Czekaj, nie
obrażaj się, chciałam ci tylko powiedzieć, że więcej byłoby ze mną kłopotu niż pożytku.
Ty potrzebujesz taką drugą Ilonę, a nie emerytowaną nauczycielkę angielskiego.
Julia
w duchu musiała jej przyznać rację
– Myślałam
o
czymś innym. Znów nauczać angielskiego. Jako woluntariusz, albo za jakieś małe
pieniądze. Na przykład dla emigrantów. Co o tym myślisz?
– Świetny pomysł!
Trzeba
się tylko dobrze rozejrzeć. Może w weekend miała więcej czasu, to
poszukam w Internecie. Z pewnością coś znajdziemy, zwłaszcza jeśli chcesz pracować za darmo.
–Muszę,
kochanie! Tkwienie
tu cały boży dzień mnie zabiję. Muszę wyjść na parę godzin z domu, mieć
powód, żeby się ubrać, podmalować, iść do fryzjera. A w Internecie niech poszuka Melissa. W końcu ma
więcej czasu. Ty jesteś dosyć zakręcona z galerią i z domem. Daj mi ją do telefonu! – w głosie Nelly
pojawiła się zawodowa nuta, którą Julia znała z dzieciństwa. Nawyk wydawania poleceń
–
Nawet
nie wiem czy jest w domu? Dopiero wróciłam, ale w domu panuje cisza, więc nie ma ani jej
ani Paula. Tylko Roxie mnie powitała. – Julia pogłaskała swoją dobermankę, która siedziała prawie jej
na nodze i czekała cierpliwie, kiedy pani poświęci jej swoją niepodzielną uwagę.
– Dobrze, córeczko, zadzwonię
do
niej później. Sama też zresztą mogę zajrzeć, ale wiesz, jaką ja mam
wiedzę w tym temacie
Julia
z westchnieniem ulgi odłożyła słuchawkę. Mama naprawdę bardzo przeżywała przejście na
emeryturę.
Rozejrzała się
po
domu. Panował normalny rozgardiasz, jak zawsze, kiedy rano w pośpiechu
opuszczali mieszkanie. Zaraz to trochę ogarnie, ale najpierw musi się przebrać w coś wygodniejszego.
Lubiła chodzić w kostiumach, bo były bardzo kobiece i ładnie modelowały sylwetkę, – a kobieta w
wieku czterdziestu dwóch lat potrzebuje każdego podkreślenia, jakie może osiągnąć, ale najlepiej jednak
czuła się w jeansach.
Na
górze spostrzegła swoją pomyłkę. Melissa była w domu, tylko wisiała jak zwykle na komórce.
Kobieta zatrzymała się z ręką gotową do zapukanie, kiedy usłyszała strzęp rozmowy;
… naprawdę
nie
wiem, co zrobić, podoba mi się, ale nie chcę żeby myślał, że mi na nim jakoś
specjalnie zależy. Wiesz, co on mi powiedział dzisiaj po chemii…
Odwieczny
dylemat –pomyślała matka. Co powiedział, co pomyślał, co zrobi?
Nie
chciała jednak słuchać co też powiedział tajemniczy „on”. Szesnastolatka miała prawo do
prywatności. Lekko zapukała do drzwi i otwierając je, pomachała córce ręką.
Kiedy
po prawie godzinie Melissa zeszła do kuchni, Julia miała prawie obiad gotowy? Paul powinien
być lada moment.
– Cześć mama!
–Cześć
Meli, jak
tam?
–Okay!
–
Tylko
okay?
–
No, nic
specjalnego się nie dzieje.
–
Co, Amber
nie była dzisiaj w szkole?
– Była,
ale
przecież w szkole nie można spokojnie pogadać! Mike dzwonił!
–
Tak?
I co tam u niego?
Michael
dziewiętnasto– letni syn Julii i Paula był studentem Instytutu Sztuki w San Francisco.
Zarówno Julia jak i jej mąż, woleliby żeby wybrał sobie jakiś inny bardziej stabilny rodzaj kariery, ale
Mike chciał malować. Rozumieli to doskonale, bo od najmłodszych lat była to jego pasja, jego żywioł i
coś, w co wkładał całego siebie. Nie próbowali mu nawet perswadować. Od dawna było wiadome, że
Mike będzie studiował Sztukę, przez duże S.
– Mówił, że
nie
przyjedzie do domu wcześniej niż za trzy tygodnie. Ten weekend, kiedy wypada
Hallowen. Podobno jest strrrasznie zajęty. Ma jakieś dodatkowe zajęcia i wcześniej się nie da. A wiesz,
co ja myślę? Ale nie mów mu jak zadzwoni, ok.?
–Ok!
Co
myślisz, mała czarownico?
– Że
nasz
Mike kogoś poznał. Jakąś studentkę! I się zabujał. Na amen. Teraz to dopiero będzie
malował. Mówią, że miłość jest twórcza.
– Hm, może być.
W
końcu nie byłoby w tym nic dziwnego. Przecież z Emily zerwali już jakiś czas
temu. A miłość jest twórcza. Sama się przekonasz.
–A wiesz, że
Kayla
urodziny w tym tygodniu. Siedemnaste – zmieniła temat nastolatka.
– Uhm, więc
co?
Mam się jakoś odświętnie ubrać czy co?
–
Oj, mamo
nie ty, ale ja? Idę do niej w sobotę. Będę tam mogła zostać na noc?
–
A
jej rodzice będą w domu?
–
Mamo
– zawołała Melisa z pobłażaniem. Przecież to będzie party dla młodzieży, a nie pogadanka
dla rodziców. Zresztą spałam już u niej nieraz.
–
Tak, ale
zawsze byli jej rodzice.
–
Teraz
też będą. Tylko później.
– Później.
Kiedy
później?
–
Nie
wiem dokładnie. Mamo, przecież ja jestem już dorosła. Państwo mi dało prawo do prowadzenia
pojazdu mechanicznego, czyli uznało mnie za dojrzałą i odpowiedzialną, a ty cały czas mnie traktujesz
jakbym miała pięć lat.
–
Wcale
nie Meli. Traktuje cię jak dorosłą, ale nie możesz mi zabronić się o ciebie niepokoić.
Prowadzenie samochodu, to jedna sprawa, a taka młodzieżowa impreza to całkiem, co innego. A poza
tym wcale nie powiedziałam, że nie możesz iść.
–
I
zostać na noc?
–
Tak, ale
proszę cie, nie zapomnij użyć mózgu, zanim coś zrobisz.
–
Okay, niech
ci będzie. Będę używać – zgodziła się dziewczyna łaskawie, jednocześnie ściskając
matkę. – Ale muszę ci powiedzieć, że babcia mi mówiła, że ty też chodziłaś na takie różne zabawy i też ci
to zawsze powtarzała.
– Co?
– Żebyś używała mózgu,
zanim
coś zrobisz?
–
I
używałam, jak widzisz!
–Babcia mówiła, że
nie
zawsze!
–Melissa!!!
–
No
co, to są słowa babci. Mówiła, że kiedyś ty i ciocia Carla skakałyście z pierwszego piętra żeby
się wydostać z jakiegoś party.
–
Babcia
ci zdecydowanie za dużo opowiada. Ale to prawda, była taka sytuacja, i dała mi nauczkę na
długo. Tak że proszę cie, nie powtarzaj moich błędów – dodała uśmiechając się do wspomnień.– Babcia
ma dla ciebie zadanie. Zadzwoń do niej po obiedzie.
– Dobrze. Acha, zupełnie zapomniałam. Dzwoniła też
do
ciebie Tammy i prosiła, żebyś oddzwoniła
jak najszybciej. Mówiła, że twoja komórka nie odpowiada, a musi się z Tobą koniecznie skontaktować.
–Dobra,
zaraz
do niej zadzwonię. Dokończ sałatkę. Tata powinien być w domu lada moment.
Tammy
wyrzuciła z siebie kaskadę słów. W pierwszej chwili Julia zupełnie nie wiedziała, o czym
tamta mówi, ale następne słowa koleżanki, naprowadziły ją na właściwy temat.
–
Wszystko
jest już załatwione, odbędzie się to w przyszłą sobotę u Susan, bo ona ma największy dom.
Będzie nas osiem bab. Spotykamy się o szóstej po południu, na stacji benzynowej koło domu Susan. Amy
przyjedzie około siódmej. Tak z nią ustaliła Susan. Zaprosiła ją na babskie plotki. Więc będziemy miały
dość czasu na przygotowanie wszystkiego. Ty zrób tą swoją sławną sałatkę z krewetek i jeszcze coś
małego. Dziewczyny już wiedzą, co która ma zrobić. Oczywiście każda z nas przyniesie jakieś wino czy
coś. Na prezent zbieramy się po 30 dolarów.
Julia
szybko doszła do siebie po tej lawinie. Czterdzieste urodzony Amy, babska impreza u Susan w
przyszłą sobotę. Nie miała specjalnej chęci na żadną bibkę ani babską ani inną, ale wiedziała, że się nie
wykręci. Zresztą bardzo lubiła Amy.
–No
a
co jej kupimy na prezent?
–I
tu
jest prawdziwa perła. Dziewczyny się już zgodziły i tylko czekam na twoja opinię.
–
No
mów!
– Zamówimy
jej
striptisera.
– Co???
–
Striptisera?
Młody osiłek z zabudowaną klatą, który rozbiera się i tańczy.
– Ouuuu, aleś
mnie
zaskoczyła! Myślisz, że to dobry pomysł?
– Doskonały!
Wszystkie
się z tym zgadzamy.
–
Nie
dziwię się, obłudnice! Same chcecie sobie popatrzyć na młodego nagiego bożka.
–
A
ty nie?
–
Jak
najbardziej – odpowiedziała ze śmiechem
–No
to
do przyszłej soboty.
–
Nie
myśl sobie, że tylko ty idziesz na urodziny – powiedziała do córki wchodząc do kuchni – ja w
następną sobotę też idę.
–
No
to wszystko super – skwitowała Melissa.
*
Amy
podniosła ręce do ust w wyrazie kompletnego zaskoczenia, a zaraz potem zmarszczyła zabawnie
nos.
–
Ale
zołzy jesteście, żeby mi przypominać o mojej czterdziestce. Od razu dodajcie do tego cellulitis
dziesięć funtów nadwagi i brak męża. Tudzież kochanka. Już będę całkiem szczęśliwa.
– Właśnie,
dlatego
chcemy cię upić, żebyś nie myślała o tych wszystkich nieszczęściach – Sandra
objęła ją serdecznie za ramiona,
–
A
poza tym nie zapominaj, że niektóre z nas już to przechodziły i zapewniam cię, że da się przeżyć. –
dodała Julia.
–
I
jeszcze wiedz, młoda niewiasto, że brak męża nie zawsze jest tragedią , czasami wręcz przeciwnie.
Jak powiedział filozof, – ostrożnie z życzeniami, bo się mogą spełnić.
–Ale jesteście
wszystkie
mądre i doświadczone, – śmiała się Amy obcałowując swoje koleżanki. –No
to dajcie tego drinka, niech zapomnę o moim podeszłym wieku.
Susan, pani
domu zakrzątnęła się koło barku. Po chwili wszystkie kobiety miały w rekach szklaneczki
z napojami.
– No, więc
wypijmy
zdrowie naszej szacownej jubilatki
–
Chryste;
to brzmi jak napis na nagrobku – jęknęła Amy
Kobiety
we własnym kole mają odmienny sposób bycia, niż wtedy, gdy towarzyszą im partnerzy.
Odprężone, niefrasobliwe, niekiedy trzpiotowate, nie zważają na każde słowo i gest. Ubrane rozmaicie,
elegancko, niedbale, kolorowo i ekscentrycznie osiem przyjaciółek tworzyło zachwycający obrazek.
Głosy krzyżowały się nad stołem, pełnym różnorodnych specjałów, brzęk szkła mieszał się ze śmiechem i
gwarem rozmów tworząc nastrój beztroski i jedyny w swoim rodzaju.
–
Tammy
– spytała po cichu Julia, – kiedy ta niespodzianka ma przyjść?
–
O
siódmej, zostało jeszcze trochę czasu, żeby wprowadzić ją w fajny nastrój.
Tymczasem
Amy, nieświadoma niczego rozmawiała z Brendą i Megan o butach, które widziała na
wystawie Bloomingdales
– Słuchajcie
dziewczyny, szpilki
–sen Kopciuszka, ale kosztują jak twarda rzeczywistość. Już bym
dawno je kupiła, ale ostatnia odrobina rozsądku mnie powstrzymuje.
–
Jak
znam życie i ciebie to stracisz tą odrobinę i je kupisz– wtrąciła dołączając do grona Carla.
–
Niestety
obawiam się, że masz rację. Chyba, że jakaś czarownica mnie uprzedzi. Ale grzechem jest
wydać tyle forsy na buty!
–
Grzechem
jest ich nie kupić, kiedy się posiada takie nogi jak ty!
Gong
u drzwi odezwał się rytmiczną melodią.
–
Tak
miałam wrażenie, że ktoś dzwoni, ale nie byłam pewna czy mi się nie zdaje.
–
Jeszcze
kogoś namówiłyście na tą moją stypę – zapytała Amy
–
Nic
nie wiemy!
Do
salonu wszedł młody mężczyzna z naręczem kwiatów. Miał na sobie czarną koszulę rozpięta do
połowy torsu i czarne spodnie. Poruszał się z luzacką nonszalancją, właściwą ludziom, którzy się dobrze
czują we własnej skórze. Obrzucił grono kobiet przeciągłym spojrzeniem i zatrzymał wzrok na Amy.
Zbliżył się do niej i klękając na jedno kolano, podał jej kwiaty;
–
Dla
ciebie, księżniczko. Niech ci ten dzień przyniesie dużo radości i szczęścia.
Amy
okrągłymi ze zdumienia oczami patrzyła na mężczyznę u jej stóp. W pokoju panowała cisza.
Kobiety otoczyły ich szerokim kołem i z wstrzymanym oddechem czekały na dalszą cześć przedstawiania.
Musiały przyznać, że Tammy dobrze wybrała. Młody był cholernie przystojny. Klęcząc dalej przed
jubilatką jednym mocnym ruchem rozpiął, a właściwie rozerwał dwie część i koszuli i błysnął nagim
torsem.
Rozległ się
pomruk
uznania.
Susan
zręcznym ruchem prawie jednocześnie przyciemniła światło i włożyła CD do odtwarzacza.
Pomieszczenie wypełniła muzyka. Niegłośna, wolna, podniecająca.
W
ciągu kilku minut chłopak w rytmie tańca pozbył się spodni i został w samych stringach. Tańczył
dalej przed Amy, wykonując płynne półobroty biodrami, napinając mięśnie pośladków, prezentując
swoją zmysłowość świadomie i z wyrafinowaną kokieterią.
–Piękniś – szepnęła
dowcipnie
któraś. Szmer aprobaty potwierdził, że wszystkie myślały podobnie.
Tancerz
wyciągnął rękę po Amy i pociągnął na środek. Poruszając się wokół niej, zachęcał i
prowokował. Nagle objął ją w pół i okręcił wokół siebie, a potem już nie pozwolił odejść. Tańczyli
blisko siebie, ale prawie się nie dotykając. Pierwsza dołączyła do nich Carla. Zaczęła podrygiwać w takt
muzyki, wysuwając się coraz bardziej na środek, a niebawem wszystkie kobiety tańczyły i śpiewały,
przekrzykując się i chichocząc.
– Ouuuu…
nie
powiem, niespodzianka wam się udała. – odzyskała głos Amy, padając wyczerpana na
sofę– Mogę go sobie wziąć? Na dłużej, albo na trochę?
–
Amy, jest
twój – zawyła ze śmiechem Sandra. Była już trochę wstawiona. Zawsze miała najsłabszą
głowę wśród koleżanek. Pozostałe dziewczyny też były na lekkim rauszu.
–
Jak
masz na imię królewiczu?
– Kevin.
–
No
proszę, jak dla ciebie stworzone, ale przyznać trzeba, że godnie je reprezentujesz. A teraz,
natychmiast wypij z nami, a zwłaszcza ze mną, bo jakby nie było jesteś moim prezentem.
Impreza
się rozkręcała na dobre. Drinki krążyły wokół, stołu i szumiały w głowach muzyka zagłuszała
słowa, salwy śmiechu odbijały się od sufitu.
Julia
bawiła się dobrze, już nie żałowała, że przyszła. Taki wieczór był jej potrzebny, a zamówiony
striptiser dodał smaczku zabawie. Tańczył, już niestety ubrany, ze wszystkimi kobietami i wyglądało na
to, że bawi się z nimi wyśmienicie. Carla, jak zwykle w obawie o koszta, spytała nawet Susan, czy płacą
mu na godzinę, czy za wieczór, ale Susan odparła, że już jest zapłacony i teraz został z nimi we własnym
prywatnym czasie. Widać to babskie grono mu odpowiadało, a może nie miał już na ten wieczór żadnych
zamówień. Gdzieś około drugiej w nocy towarzystwo nieco się zwiotczało. Tammy, Brenda i Sandra
oparte o siebie nawzajem, usnęły na ogromnej sofie, w trakcie oglądania filmu, „ Jedz, módl się i kochaj
” . Megan i Amy siedziały na podłodze i pociągając ze szklaneczek rozmawiały cicho o czymś, raz po raz
ocierając sobie nawzajem łzy. Carla i Susan usiłowały sprzątnąć nieco pobojowisko w salonie,
jednocześnie donosząc kawę i herbatę, której I tak nikt nie pił. Julia w pewnym momencie zastanowiła
się, czemu siedzi z Kevinem przy prostokątnym stole w jadalni i czemu opowiada mu o pracy w Galerii,
o dzieciach, o problemach z emeryturą mamy, o rozmijaniu się z Paulem. I czemu na litość boską czuje się
z tym tak dobrze, tak naturalnie, jakby rozmawiała z nim od wielu, wielu lat i jakby nie był o tylko kilka
lat starszy od jej syna.
*
Pierwszy
telefon do Galerii odezwał się już w poniedziałek wczesnym popołudniem.
–
Witaj
Julio, – powiedział męski, nieznany głos.
–
Kto
mówi?
– Kevin!
–
Kevin?
Hm, no tak, teraz poznałam twój głos.
–
A
ja twojego nie mogę zapomnieć. Wspominam tą naszą nocną rozmowę na urodzinach twojej
przyjaciółki i dochodzę do przekonania, że to opatrzności postawiła cię na mojej drodze. Jestem pewien,
że nic nie dzieje się przypadkiem i nie przypadkiem dostałem zamówienie na to przyjęcie.
– Hm– mruknęła
niepewnie
Julia. Mimo że to nocne bełkotanie pamiętała niezbyt dokładnie, ale
pozostał jej po tym kac moralny. Była prawie pewna, że naopowiadała mu dużo niepotrzebnych i zbyt
intymnych szczegółów. Ot, do czego prowadzi ciągły stres plus jeden kieliszek alkoholu za dużo.
–Julio, poznałem cię
dopiero
dwa dni temu, ale wiem ,że jesteś osobowością o niebywale ciepłym i
bogatym wnętrzu, kimś kto potrafi odpędzić zły dzień czy ukoić ból. Kimś, za kim tęskniłem całe życie, za
kim właściwie całe życie gonię. Kimś, kto potrafi mnie zrozumieć i nie mieć mi za złe moich słabości.
Kiedy rozmawialiśmy wtedy w nocy, od razu wiedziałem, że któregoś dnia będę mógł ci wyjawić
bolesne sekrety mojej duszy, opowiedzieć o samotność wśród ludzi, o tym co mnie zżera i dręczy.
–Kevin,
poczekaj. Stop! Za
bardzo galopujesz. Rozmawialiśmy to prawda, ale nawet nie mam bladego
pojęcia, o czym. Nie zapominaj, że to było party i wszyscy mieliśmy spora dozę alkoholu w sobie.
Mówiliśmy różne rzeczy, większość z nich wyssane z palca pod wpływem trunków. Nie bierz więc tak
wszystkiego do serca! Nie przywiązuj wagi do tego, co mówią czterdziestolatki na rauszu. Zachowałeś
się jak gentelman, że wysłuchałeś mnie i za to ci dziękuję, ale doprawdy nie pamiętam nawet, co ci
mówiłam. Mój drogi, przecież my się wcale nie znamy i jestem pewna, że masz obok siebie kogoś
bardziej odpowiedniego do wyjawienia swoich smutków. Życzę ci powodzenia w twojej pracy i dużo
radości w życiu.
Julia
odłożyła słuchawkę, ale telefon natychmiast zadzwonił znowu.
–
Nie
rób tak nigdy. Nikomu! To jest najgorszy sposób, w jaki można potraktować człowieka. Okazać
mu swoje lekceważenie i wyższość. Nigdy nie rzucaj słuchawki.
– Słuchaj chłopcze.
Ja
jestem w pracy i nie mam czasu ani chęci na takie rozmowy. Nie chcę być
niemiła, ale po prostu nie mam ci nic do powiedzenia.
– Julio, poczekaj. Wysłuchaj mnie. Pozwól
mi
się jeszcze raz z tobą spotkać.
–
Nie, to
ty posłuchaj. Ja jestem szczęśliwą mężatką i matką. Cokolwiek mówiłam wtedy w nocy, nie
ma żadnego znaczenia i nie mam zamiaru zdradzać mojego męża z takim młokosem jak ty, ani z nikim
innym.
– Ależ
mnie
wcale nie o to chodzi. Po prostu chce z tobą porozmawiać. Nic więcej. Mam nieodparte
przekonanie, że w tobie znalazłem bratnią duszę. Nie mam w podtekście żadnych spraw zmysłowych ani
miłosnych. Chcę tylko porozmawiać. Proszę cię nie odmawiaj mi. Wiem, że masz syna prawie w moim
wieku. Nie odmówiłabyś, mu gdyby cię poprosił o rozmowę.
–
Czy
nie myślisz, że jednak to nie to samo.
–Oczywiście że
nie, ale
spotkaj się ze mną jako, starsza przyjaciółka. Starsza siostra. Gdzieś w
publicznym miejscu, na kawie. Na małą godzinkę.
–
Przepraszam
cię Kevin, ale nie! I proszę cie nie dzwoń do mnie więcej.
Resztę
dnia
w Galerii, Julia spędziła pod wrażeniem tego telefonu. Każdy następny sygnał z aparatu,
witała podejrzliwe, ale Kevin nie dzwonił. Prawdopodobnie zrozumiał, że całą niewłaściwość sytuacji.
–
Biedny
chłopak, ma niewątpliwie jakieś problemy, rzeczywiste czy urojone. – pomyślała. – Ciekawe
gdzie są jego rodzice, dlaczego się do nich nie zwróci. Do matki? Myślą pobiegła do syna. Mam
nadzieję, że kiedy Mike będzie miał dylemat nie zwróci się do jakiejś obcej, nawet najsympatyczniejszej
czterdziestki, tylko poprosi o pomoc rodziców. A może tylko Paula.
Rychło zapomniała
o
Kevinie i jego dziwnych propozycjach
Tydzień zapowiadał się pracowicie. Następnego
dnia
Julia pojechała na aukcję, o gdzie udało jej się
dość tanio kupić stylowy stary fotel w doskonałym stanie, cedrowy sekretarzyk oraz dwa srebrne
lichtarze. Plon nie był zbyt bogaty, ale bywało, że wracała z pustymi rękami. Carla w tym czasie,
dowiedziała się o licytacji w jednym z domów niedaleko Gilroy gdzie umarł, samotny, ostatni właściciel
i natychmiast tam podążyła.
Przed
weekendem Julia wygospodarowała godzinkę żeby wczesnym wieczorem wpaść do rodziców.
Taty wyjątkowo nie było w domu, bo zaprosił go sąsiad na partyjkę szachów, ale mama się bardzo
ucieszyła z odwiedzin jedynaczki.
– Dobrze, że się pokazałaś
mam
przepyszną szarlotkę i wspaniałą wiadomość. Nie ma to jak wnuczka,
biegła w tych nowych wynalazkach. Melissa poszukała w Internecie i podała mi kilka telefonów, pod
które niezwłocznie zadzwoniłam i wczoraj była na jednej rozmowie a dzisiaj na drugiej. Są bardzo
zainteresowani moją ofertą, bo właśnie jedna z nauczycielek odeszła na dłuższe zwolnienie lekarskie i
nie wiadomo, kiedy wróci i czy w ogóle wróci. Z półsłówek dyrektorki wywnioskowałam, że chyba jest
jakaś poważniejsze niedomaganie. Oczywiście nie pytałam dokładniej. Niewykluczone, że wkrótce będę
mogła zacząć, cztery godzinki dziennie.
–
A
co to za szkoła?
–To
jest
placówka, specjalnie stworzona dla emigrantów, żeby im pomóc w porozumiewanie się po
angielsku. Większość studentów jest hiszpańskojęzyczna, ale nie tylko. Są i inne nacje. Trzeba ich
nauczyć właściwie od podstaw.
–
No
to wyzwanie. Nie obawiasz się?
–
Czego?
Myślę że dlatego jestem tak bardzo podniecona tą pracą , bo to się jednak trochę różnie od
tego co do tej pory robiłam.
Na
policzki Nelly Battlefield wystąpiły rumieńce.
–No
ale
może być nudne dla ciebie. Tu sobie o Shakespeare nie pogadasz, czy o innym geniuszu
pisarskim.
–A
tego
nie wiesz. Ci ludzie nie znają tylko angielskiego, ale zasób wiedzy mogą mieć rozległy. Ale
powiedz, co u ciebie. Jak się udawała bibka z dziewczynami? Poszalałyście?
– Trochę!
A
może nawet więcej niż trochę – powiedziała Julia i cień irracjonalnego niepokoju na
moment ścisnął jej serce. Nie chciała tego odczucia teraz analizować.
– Stało się coś? Miałaś
przez
moment taką spiętą minę – oczom matki nie ujdzie żaden grymas na
twarzy dziecka
–
Wszystko
w porządku domu? Dzieci i Paul, zdrowi?
–
Zdrowi
i zapracowani tak, że się widzimy późnym wieczorem albo zgoła drugiego dnia. Wprawdzie
Mike już nie był parę tygodni w domu, ale dzwoni i się melduje co tydzień.
–
A
Melisa? Nie zauważyłaś, że bardzo schudła ostatnio.
–
Oj
mamo masz skrzywienie zawodowe. U ciebie jak dziewczyna trochę zjedzie z wagi, to do razu
anorektyczka. Melisa chodzi do siłownię, biega rano regularnie, nie rozumiem, że jej się też tak chce rano
zrywać. Wolałabym godzinę pospać, Poza tym uważa na to, co je. Nie łączy węglowodanów z białkami,
tylko z warzywami ,a w ogóle mięsa to od wielkiego dzwonu.
–
Ja
wiem, one tak wszystkie się teraz odżywiają. Ty jednak popatrz bliżej na swoją córkę, bo coś ona
mi się nie bardzo podoba. Schudła to schudła, ale te sińce pod oczami i ta ziemista bladość.
Julia
wyszła od matki z nowym zmartwieniem. Bo jeśli Nelly ma rację. Melisa faktycznie schudła
trochę, ale to jeszcze nie jest powód do paniki. Postanowiła się przyjrzeć córce lepiej i spróbować z nią
umiejętnie porozmawiać.
Melissa
była już w domu. Siedziała w salonie obłożona młodzieżowymi pismami.
–
Szukasz
czegoś specjalnego, czy tak po prostu nudzisz się w oczekiwaniu na obiad.
–
Nie, nie
jestem głodna, zjadłam dziś sałatkę w szkole. Ale szukam jakiegoś cudownego przepisu na
dietę. Coś takiego na1000 kalorii, albo jeszcze mniej. Do połowy grudnia muszę schudnąć 20 funtów.
– Przecież
z
ciebie nic nie zostanie, sam szkielet.
–
Okay, mamo, nie
przesadzaj.
– Melissa, chodź
porozmawiamy, zrobimy
sobie jakąś ekstra herbatkę i pogadamy jak baby.
Julia
była już nieco zaniepokojona, jeszcze nie w panice, ale już wiedziała, że tej sprawy nie może tak
zostawić. Czyżby Nelly miała rację.
–
Sorry
mamcia, ale dzisiaj nie mogę. Zaraz wychodzę. Umówiłam się z kilkom osobami z klasy.
Pogadamy jak wrócę, albo jutro ok?
Telefon
przerwał im rozmowę. – Pewnie po mnie już dzwonią. A ty się nie martw nie mam anoreksji,
czy bulimii czy coś tam jeszcze z babcią wymyśliła.
–
Halo
– Chwilę słuchała.
– Tak, już proszę!
–
Mamo, telefon
do ciebie. Trzymaj się, ja już lecę, pa. Będę około 10 wieczór.
– Dobrze, kochanie. Uważaj
na
siebie!
Dopiero
teraz podniosła słuchawkę.
– Halo?
–
Witaj
Julio – poznała głos Kevina.
–
Jak
znalazłeś mój numer telefonu. Zadała mu głupie pytanie, numer telefonu był w książce
telefonicznej. Do tej pory nie było powodu żeby go ukrywać.
–
Jakim
prawem dzwonisz do mojego domu i zakłócasz spokój mojej rodzinie i mnie.
–
Julko, jedno
spotkanie, nic więcej, jedna rozmowa i dam ci spokój. Przecież tyle możesz do mnie
zrobić. Proszę nie odmawiaj mi.
–Nie
i
jeszcze raz nie. Nie dzwoń więcej i nie zmuszaj, żebym musiała podjąć jakieś radykalne kroki.
*
Paul
przyglądał się żonie z zafrasowaną miną. Od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie,
niepokojąco. Przez tyle lat małżeństwa, przez tyle wzniesień i upadków, dni chłodnych i głodnych,
radości i problemów, które przechodzili razem, zawsze miał pewność, że mogą sobie powiedzieć
wszystko, że mogą liczyć na wzajemną pomoc i zrozumienie. A przecież w ciągu dwudziestu lat ich
pożycia, rozmaitych sytuacji było mnóstwo. Nie zawsze się zgadzali ze sobą, czasami się kłócili, czy byli
na siebie obrażeni, ale nigdy nie było najmniejszej wątpliwości, że jakiekolwiek zdarzenie może zagrozić
ich związkowi. To, że razem pokonają wszystko i dalej pójdą w życie było do tej pory dogmatem. Teraz
po raz pierwszy Paul w to zwątpił. Julia nie była sobą. Obserwował ją, kiedy nerwowo drgała na dźwięk
telefonu, lub kiedy otwierała swoją komórkę i po przeczytaniu wiadomość, twarz jej chmurniała, a cała
postać jakby kurczyła się w sobie. Na jego pytanie,– czy coś się stało,– odpowiadała sztucznie
beztroskim tonem. Próbował się dowiedzieć, czy może ma jakieś kłopoty w pracy, czy może jakieś
finansowe problemy z pożyczką, która obie z Carlą wzięły na otwarcie Galerii. Nie mogło to być
związane ani z dziećmi, ani z rodzicami, bo zawsze do tej pory takie sprawy rozważali razem.
Któregoś
dnia, kiedy
siedziała nieobecna w fotelu, trzymając w dłoniach od pół godziny zamknięty
katalog, podszedł do niej i spytał jasno:
–
Julio, czy
chcesz porozmawiać? Czy jest coś, co chcesz mi powiedzieć?
– Nie, czemu?
–
Mam
wrażenie, że coś cie gnębi.
–Nie,
kochanie! Wszystko
jest w porządku. Jestem może trochę bardziej zmęczona niż zwykle i
zabiegana. Miałam w tym tygodniu trzy aukcje pod rząd w trzech dość odległych od siebie miejscach i to
mnie nieco podkopało
Paul
nie uwierzył w te zapewnienia, bo cała postawa i zachowanie Julii zaprzeczało temu, co mówiła.
Coś się w życiu jego żony działo i było to coś, o czym nie chciała mu powiedzieć.
Któregoś
wieczoru, kiedy
Julia brała prysznic, zadźwięczała jej komórka. Ktoś przysłał jej SMS. Paul
nigdy tego nie robił, ale teraz się nie zastanawiał; Otworzył wiadomość i przeczytał; „ Proszę cię spotkaj
się ze mną. Nie odmawiaj mi. Nie mogę zapomnieć tamtej nocy. Kevin”
–Nie mogę zapomnieć
tamtej
nocy– powtórzył cicho Paul. Poczuł się zdruzgotany. Była więc jakąś noc
do wspominania. Nigdy nie przypuszczał, że żona mogłaby go zdradzić. Zawsze ufali sobie wzajemnie,
ale ostatnio ich wzajemne relacje pozostawiały wiele do życzenia. Nie mieli czasu żeby ze sobą pobyć,
rozmawiali zdawkowo w przelocie, a nieliczne zbliżenia trąciły rutyną i bardziej przypominały
obowiązek niż miłość i pożądanie, które jak wydaje się jeszcze nie tak dawno odczuwali. A Julia była
wciąż atrakcyjną i ponętną kobietą.
*
Julia
wracała do domu z mieszanymi uczuciami. Zrobiła coś, czego w żadnym wypadku robić nie
zamierzała. Spotkała się Kevinem. Młody człowiek dzwonił do niej regularnie, co kilka dni. Nie zraził
się po pierwszych telefonach, kiedy była dla niego zdecydowanie przykra i mimo, że stanowczo
odmówiła jakichkolwiek z nim kontaktów, nie rezygnował. Był w swoich tych rozmowach niesłychanie
sugestywny, a przy tym subtelny i otwarty. Kobieta cały czas odmawiała, ale w którymś momencie
uderzyła ją uporczywość Kevina. I spojrzała na sprawę inaczej. Może właśnie ktoś, –może właśnie ona –
jest mu w danej chwili potrzebna, na jakimś życiowym zakręcie i tylko ona może mu w jakiś sposób
pomóc. Wierzyła w stare powiedzenie, że ludzie wchodzą w swoje życie, czasami na zawsze, czasami na
kilka lat, a niektórzy na jeden sezon, czy chwilę. Żeby nas coś nauczyć, dzięki nam coś odkryć, coś
przeżyć lub ominąć. Więc i może ona ma być kimś takim dla Kevina? A może on dla niej?
Kiedy
zadzwonił wczoraj, powiedziałam mu, że jest gotowa się z nim spotkać.
–Nie
wiem, dlaczego
zmieniłam zdanie, ale mam wrażenie, że potrzebujesz, kogoś, przed kim mógłbyś
się otworzyć i jeśli nadal chcesz, żebym to ja była tą osobą, to spotkajmy się, powiedzmy jutro. O dwie
ulice dalej od mojej galerii, jest taka mała kawiarenka, nazywa się „Kryształowy Glob” i tam mogę być
około trzeciej po południu.
– Dziękuję
ci
Julio, będę czekał. Nie wiesz, nawet ile to dla mnie znaczy.
–No cóż
mam
nadzieję, że będę umiała być ci pomocna.
Kevin
wyglądał inaczej niż wtedy na party u Susan. Ubrany był większość młodych ludzi w
dwudziestym pierwszym wieku. Jeansy wąskie i dopasowane, opinały pośladki, ciemna podkoszulka a na
nią z niedbała nonszalancją, narzucona kurtka. Wyglądał, jak mógł wyglądać, student medycyny, młody
prawnik, czy sportowiec w przerwie między zawodami. I tym wszystkim mógłby być, jakaż siła rzuciła
go na ścieżkę striptizu. Wyraz twarzy i sylwetka, świadczyły raczej o tymże ich właściciel przechodzi
jakiś impas wewnętrzny i nie jest najradośniej ustosunkowany do świata. Uśmiechnął się jednak na
widok Julii siedzącej w rogu niedużej kawiarenki, gdzie każdym na stoliku, zgodnie z nazwą stał
kryształowy glob. A przynajmniej przypominający kryształ.
Rozmowa
zaczęła się od razu, bez żadnych wstępów. I to właśnie zdumiało Julię. Rozmawiała z nim
po raz drugi w życiu, nie licząc tych rozmów telefonicznych, kiedy się od niego odpędzała i znów czuła
się tak, jak rozmawiała z nim od wielu lat. Jakby to, co on mówił znajdowało oddźwięk w jej duszy,
jakby wiedziała, jakie następne słowo wypowie. Było to coś nieprawdopodobnego, zważywszy, że się
właściwie prawie nie znali i różnice wieku, jaka ich dzieliła.
Kevin
zaczął od początku. Stwierdził, po prostu, że chce jej powiedzieć o sobie. I miał takie
pragnienie od tamtej nocy, kiedy ją poznał. Nie wie, dlaczego, ale nie mógł się od tego odpędzić.
–
Nie
obawiaj się Julio, ja nie zamierzam zatruwać życia tobie ani twojej rodzinie, choć te moje
uporczywe telefony mogły tak wyglądać początkowo. Nie, chcę tylko z tobą porozmawiać i jeśli będziesz
chciał się ze mną spotkać jeszcze raz czy dwa, będę szczęśliwy. Ale nie będę nalegał, jeśli powiesz nie.
Urodziłem się
chyba
w San Francisco, choć do tego pewności nie mam, ale tak mam zapisane w
papierach. I stało się to dwadzieścia pięć lat temu. Cóż ci mogę powiedzieć o moich rodzicach? Otóż
niewiele! Nigdy ich nie poznałem. Nie dokładnie tak, ale o tym za chwilę. Nie znaczy, że nie żyją, teraz
właściwie już nie wiem, ale wiem, że jeszcze kilka lat temu żyli. Przez pierwsze dwa lata byłem u jakiejś
przyszywanej ciotki, ale tego nie pamiętam znam to jedynie z opowiadań kucharki z domu dziecka.
Najbardziej lubiłem z nią rozmawiać, bo zawsze mi na każde pytanie odpowiedziała, a też często dała w
rękę babeczkę czekoladową, a czasami i przytuliła i pogłaskała po głowie. Niestety, kiedy miałem pięć
czy sześć lat odeszła z pracy i nigdy już potem jej nie widziałem. Od niej tez wiem, że rodzice zrobiliby
lepiej gdyby zamiast zostawiać mnie u jakieś dalekiej krewnej, od razu oddaliby mnie do domu dziecka.
Miałbym większe szanse na adopcje prawie każde małżeństwo, które chce zaadoptować dziecko, chce
jak najmniejsze. Najlepiej zaraz po urodzeniu. Ja spędziłem tam ponad pięć lat, kiedy w końcu ktoś mnie
zaadoptował. Nie wiem, czemu mnie omijali. Może, dlatego, że, mimo, iż bardzo chciałem trafić do
normalnego domu, nie umiałem zagrać słodkiego ułożonego chłopczyka. A może ta moja przeolbrzymia
desperacka chęć wydobycia się z bidula, wyzierała z moich oczu i straszyła ewentualnych przyszłych
rodziców. W końcu straciłem nadzieję i przestałem się tym łudzić. Kiedyś się jednak taka odważna para
znalazła i mimo, że miałem już na swoim koncie niezłe wybryki, o czym byli poinformowani, mimo to
zdecydowali się otworzyć dla mnie swój dom. Nie byli już najmłodsi, mogli mieć około czterdziestki.
Facet podszedł do mnie, kiedy siedziałem z dumną, a raczej impertynencką miną, która miała oznaczać, że
nie chce żadnej łaski od nikogo. Ale on nie dał się nabrać na to, podszedł do mnie i powiedział;
Słyszałem, że życie dało
ci
już niejednego kopa, chociaż jesteś jeszcze młody. Nam, mnie i mojej
żonie też. I dlatego pomyśleliśmy, że we troje raźniej byłoby temu życiu sprostać. Co na to powiesz?
Chciałbyś mieć takich starych rodziców, czy opiekunów? Zaniemówiłem ze szczęścia, a potem wpadłem
w ramiona najpierw tej kobiety, a potem jej męża. Wszystko potoczyło się błyskawicznie i choć tydzień,
który dzielił mnie od wprowadzenia się do tych ludzi, był najdłuższym tygodniem w moim życiu to w
końcu jednak minął i wreszcie opuściłem tą instytucję na zawsze.
–Kiedy słucham
o
dzieciach, które spędziły dzieciństwo w sierocińcu, zawsze doznaję uczucia, że
życie po takim doświadczeniu, ma prawo im zaoferować jak najwięcej szczęścia, miłości ciepła,
wszystkiego, czego im wtedy zabrakło. Że nic dobrego, co ich spotka, to nie będzie za dużo–wtrąciła
Julia
– Może
tak
to nawet pracuje, ale często robimy wiele rzeczy przeciwko sobie, jakbyśmy byli swoimi
najgorszymi wrogami – powiedział Kevin z goryczą
––Domyślam się, że
tak
to i było twoim przypadku?
–
Przez
pierwsze tygodnie była euforia. Miałem swój pokój, swoje zabawki, książki, swoje miejsce
na ziemi, do którego mogłem wracać. Kąt gdzie, jeśli chciałem mogłem być sam, kiedy miałem na to
ochotę – co jak wiesz w domu dziecka jest prawie niemożliwie. I ludzi, do których należałem. Zaraz na
początku poprosili mnie, żebym sam zadecydował jak chcę do nich mówić. Czy po imieniu, czy ciociu,
wujku, czy też mamo, tato? Mamo, tato było dla mnie jak muzyka. Zawsze zazdrościłem chłopakom, kiedy
mówili, że widzieli się z tatą, albo, że mama ma do nich przyjść, co też nie było zawsze prawdą, ale
mieli tą osobę, którą mogli tak nazwać. Bez względu na to, że niekiedy taka mama, albo tata, to był ktoś z
samego dna życiowego. Ja nawet w najdalszych wspomnieniach nie mogłem takiej osoby odnaleźć.
Zdecydowałem, więc natychmiast, że mam rodziców i do tej pory zawsze tak się do nich zwracałem. Nie
żałowałem tego nigdy, byli dla mnie dobrzy, ciepli, robili wszystko żebym mi wynagrodzić tamte lata.
Zwłaszcza ojciec. Prowadził ze mną długie, mądre rozmowy, odpowiadał na wszelkie pytania, traktował
jak równorzędnego partnera. Brał na ryby, na rowery, mecze. Wciągał mnie do pomocy przy
samochodzie. Mama jak to mama, otulała mnie na noc, całowała przed wyjściem do szkoły, dbała o to
żebym jadł witaminy i owoce. Oboje pracowali zawodowo, więc zorganizowali się tak, żeby moc mnie
odebrać ze szkoły, czy do szkoły wyprawić. Razem z nimi dostałem jeszcze kilku wujków i cioć, oraz
dwie babcie i jednego dziadka. Słowem całą rodzinę. Czułem się naprawdę szczęśliwy. W szkole też
było w porządku, nikt nie wiedział, że jestem adoptowany, powiedziałem kolegom, że się niedawno
przeprowadziliśmy w te strony. Może w niecały rok później odkryłem coś, co, zachwiało moim życiem na
dobre. Miałem tylko osiem lat, ale w sierocińcu dorasta się szybciej, więc i ja byłem rozwinięty bardziej
niż rówieśnicy, co niekoniecznie było cechą dodatnią.
Przy
któryś z rodzinnych spotkań na grilla w ogrodzie, babcia od strony ojca odezwała się do mnie
niespodziewanie.
–
Oscar, podaj
mi widelec, proszę.
W
ogóle bym na to nie zwrócił uwagi, gdyby nie to, że babcia, zawołała kilka razy głośnie;
–Oscar, Oscar, przecież mówię
do
ciebie, nie udawaj, że nie słyszysz.
Podałem
babci
ten widelec, nadmieniając, że mam na imię Kevin, i zapomniałbym o tym
prawdopodobnie, ale taka sytuacja się powtórzyła jeszcze kilka razy. IW końcu zaintrygowało mnie,
dlaczego nie tylko babcia, ale i dziadek, a czasami któraś z ciotek usiłowały mi zmienić imię. Zapytałem
w końcu o to ojca. Milczał długa chwile, a potem powiedział; – Chyba przyszedł czas, żeby ci
powiedzieć, choć nie planowaliśmy tego jeszcze teraz. Poczekaj zawołam mamę, bo chcemy być przy tej
rozmowie oboje. Wtedy mi powiedzieli;
–
Nikt
nie zamierza ci zmieniać imienia, babcia i ciotki się po prostu pomyliły Nazwały cię imieniem
innego chłopca. Chłopca, który już nie żyje od wielu lat. Oscar był naszym synem, utonął sześć lat temu,
miał wtedy miał dwanaście lat.
–
To
dlatego mnie wzięliście – zawołałem oskarżająco, – żebym wam go zastąpił.
–
Nie, nie
dlatego! Nie można zastąpić jednego człowieka drugim. Ciebie wzięliśmy dla ciebie
samego. Dlatego że pokochaliśmy cię od pierwszej chwili, i dlatego, że bardzo potrzebowałeś rodziny. A
my bardzo chcieliśmy mieć syna. Pamiętasz, co ci powiedziałem, wtedy, że ty dostałeś kopa od życia i my
też. I że siebie nawzajem potrzebujemy. Nie jesteś dla nas Oscarem. Oscar był naszym synem, którego
bardzo kochaliśmy i mieliśmy przez dwanaście lat. Kiedy utonął, było nam niewyobrażalnie ciężko, i
nigdy nie myśleliśmy, że się podniesiemy po tej stracie. Ale czas daje nam nadzieje i leczy nawet
najbardziej krwawiące rany, z biegiem lat nauczyliśmy się z tym żyć i w końcu zaakceptowaliśmy to, że
był nam dany tylko na ten okres. I przyszedł dzień, że oboje z mama, zapragnęliśmy znów usłyszeć tupot
dziecięcych stóp na schodach, młody radosny śmiech. Tak trafiliśmy do domu dziecka, w którym ty
mieszałeś.
–
A
dlaczego wybraliście właśnie mnie? Jestem do niego podobny?
–
Nie
jesteś. I nie tym się kierowaliśmy. Za serce nas chwyciły twoje myślące duże i wtedy tak smutne
oczy. Rozmowa z tobą, choć trwała tylko chwilę, przekonała nas, że to właściwa decyzja. Nie miałeś nam
zastąpić Oscara, miałeś być naszym drugim synem, Kevinem, którego bezgranicznie kochamy.
– Rozumiem, że
im
nie uwierzyłeś? – spytała Julia cicho.
–
Takich
rozmów miedzy rodzicami a mną było jeszcze kilka. I w każdej mówili to samo. Poza ty na
każdym kroku widziałem ich miłość i oddanie. Nie umieli mnie jednak przekonać. Teraz myślę, że po
prostu nie chciałem być przekonany. Niepewność wkradła mi się w serce, nie chciała go już opuścić. I
wkrótce zaczęło się wszystko zmieniać.
–W
jakim
sensie zmieniać? Co masz na myśli?– Zapytała Julia.
–Do dziś
sobie
nie mogę tego darować. To byli jedyni ludzie, którzy mnie naprawdę kochali, a ja im
tak odpłaciłem – Kevin sprawiał wrażenie jakby nie słyszał pytania siedzącej naprzeciwko kobiety.
–Chłopak
a
zwłaszcza taki jak ja, z bidula, jeśli chce znaleźć złe towarzystwo, to je zawsze znajdzie.
Oczywiście nie w mojej klasie, bo koledzy w moim wieku byli dla mnie za dziecinni i za dobrze ułożeni.
Ja zacząłem się zdawać z chłopakami o cztery, pięć, a nawet sześć lat starszymi od siebie. Początkowo
odganiali mnie od siebie, ale musiałem im udowodnić, że nie jestem mięczak, bo wkrótce przyjęli mnie
do swojej paczki. Oczywiście byłem i workiem treningowym i chłopakiem na posyłki i do wyśmiewania,
ale utrzymałem się z nimi długi czas. Z nimi popróbowałem pierwszy alkohol, papierosy już znałem
wcześniej, ale z nimi zacząłem palić codziennie, z nimi też spróbowałem pierwszych narkotyków. Wiesz,
niby każdy musi spróbować wszystkiego raz w życiu, ale co innego jest spróbować i zostawić, a co
innego jest w tym tkwić. Ja dodatkowo jeszcze chciałem się wykazać, więc wszystko starałem się robić
więcej i lepiej niż starsi kumple. Nie wspomnę, że byłem postrachem w swojej klasie. A potem to już
poleciało jak z górki.
–
A
rodzice?
–
Robili
wszystko, żeby mnie odciągnąć od tej paczki, przenieśli mnie nawet do innej szkoły,
rozmawiali ze mną setki razy, chodzili do psychologa, próbowali nagradzać i karać, zatrzymywać w
domu, przychodzić pod szkołę. Wszystko na nic. Im bardziej oni się starali i cierpieli, tym bardziej ja się
zacinałem w sobie. Cały czas miałem żal do nich, że przede mną mieli innego syna i nie wierzyłem im w
żadne zapewnienia.
–Smutne,
bo
miałeś szanse na dobre, szczęśliwe dzieciństwo.
–
Tak, kiedy
to zrozumiałem było już za późno. Moje piętnaste urodziny, oczywiście w domu był tort i
małe rodzinne przyjęcie, ale mnie ciągnęło do kolegów. Z nimi miało się odbyć prawdziwe party. I się
odbyło. Szybko nam zabrakło alkoholu i trawki, postanowiliśmy, więc coś zorganizować. Pierwszy sklep,
który otwarty był całą dobę wydawał się doskonałym celem. Chłopaki weszli, ja najmłodszy, zostałem na
czatach. Podobno, jeszcze zanim zażądali pieniędzy, sprzedawca zdążył uruchomić przycisk alarmowy.
Mówił potem, że w ich całej postawie, było coś, co intuicyjnie podpowiedziało mu, że to nie są zwykli
klienci. Zgarnęli nas wszystkich. Tamci dużo starsi ode mnie trafili do aresztu. Nie wiem, jakie plany
mieli dla mnie, czy mieli mnie zatrzymać na noc, czy wypuścić, ale zadzwonili do rodziców. Ojciec
wyjechał z domu natychmiast. Nie dojechał. Prawdopodobnie myślał, że w nocy będzie mniejszy ruch i
spieszył się na posterunek. Powiedzieli nam później, że przejechał na czerwonym świetle. A z lewej
strony leciał, też za szybko Jeep. Ojciec nie miał żadnych szans.
Julia
dyskretnie otarła łzę. Historia Kevina poruszyła nią do głębi. Biedny chłopak. Nic dziwnego, że
nie może znaleźć spokoju. Pomyślała z czułością o własnych dzieciach. Czasami odpysknęli coś, często
złościła się na nich o bałagan w pokoju, czy rozrzucone wszędzie ciuchy, o późne powroty czy dzwoniące
w nocy telefony, ale czym to było w porównaniu z opowieścią Kevina. W porównaniu z tym, co
przechodzą inni rodzice ze swoimi pociechami. Dzisiejszy, supernowoczesny pędzący świat stwarza dla
dzieci tyle zagrożeń i pokus, tyle obietnic i niebezpieczeństw, coś, co jej dzieciństwu nie towarzyszyło. A
przynajmniej nie w takim stopniu.
Kevin
opowiadał dalej, ale Julia słuchała go nieuważnie. Oczami duszy zobaczyła buźkę Melisy. Do
niedawna jeszcze zawsze uśmiechniętą, z dołeczkami w policzkach i iskierkami w ciemnych oczach, ale
ostatnio, jakoś nazbyt dorośle poważną, a właściwie smutną. I bladą. Ależ tak, teraz zdała sobie z tego
sprawę. Melissa jest blada, ma podkrążone oczy i jest dużo szczuplejsza niż jeszcze kilka tygodni temu. –
Może mama ma rację? –Pomyślała w popłochu. –Może rzeczywiście Melisa ma anoreksję?
–
No
i właśnie dzięki temu, mogłem się wyprowadzić z domu cztery lata temu i kupić mieszkanie.
Wiem, że mamę to boli, ale mam nadzieję, że kiedyś się z tym pogodzi.
Julia
nie miała pojęcia, o czym on mówi, ale pokiwała głową ze zrozumieniem.
–
Matki
zawsze patrzą na wszystko inaczej. Od tego jesteśmy matkami. Słuchaj Kevin, muszę się
zbierać, prawdopodobnie już czekają na mnie w domu. Dziękuje za zaufanie, mam nadzieję, że
wyrzucenie z siebie tego pomogło ci w jakiś, może niedużym stopniu.
–
Julio, mam
do ciebie jeszcze jedną prośbę.
–Tak?– spytała
bez
zapału.
– Chciałem
cie
poprosić, żebyś przyszła do mnie… do domu
–Kevin, myślałam, że
sobie
to wyjaśniliśmy już przedtem.
Roześmiał się serdecznie
– Oczywiście!
Nie
obawiaj się, jakkolwiek jesteś piękna i pociągającą kobietą, to ja jestem jeszcze
zbyt zbolały i naprawdę nie gotowy na żaden nowy związek. Poza tym…
Ucichła speszona. Coś musiało
jej
umknąć z tej rozmowy, kiedy zajęta własnymi myślami, nie słuchała
go.
– Wiedzę, że wybiegłam
przed
karetę – usiłowała zażartować. – Dobra, a teraz powiedz, o co ci
chodzi?
–
Teraz, kiedy
mieszkam sam, muszę coś zmienić w moim domu, nie chcę mieć nic, co by mi
przypominało, że kiedyś mieszkaliśmy razem. Chcę zamknąć tamten rozdział całkowicie.
–
To
aż tak boli?
–
Tak, ale
bardziej by bolało gdybym to kontynuował. Człowiek nie może żyć po ciągłym
podejrzeniem, po nieustannym sprawdzaniem. Zazdrość jest tylko potrzebna w bardzo niewielkich
dawkach. Zwłaszcza przy moim rodzaju pracy. Jeszcze trochę z pozabijalibyśmy się z tej zazdrości. Nie
mogłem tak dalej żyć.
–
No
tak! Związek między dwojgiem ludzi ma to do siebie, ze nie zawsze się dzieje w nim to, co sobie
życzymy, ale tak naprawdę, to dopiero wtedy jest źle, kiedy nic sie nie dzieje i ludzie stają się sobie
obojętni. Takie jest moje zdanie. Jednak chorobliwa zazdrość też może zniszczyć prawdziwe uczucie.
Musisz, jednak zrozumieć, że właśnie twoja praca mogła być powodem tej zazdrości. Może powinieneś
ją zmienić
– Julio, jeśli
nie
ma zaufania między ludźmi, to żebym ja pracował, jako woźny czy urzędnik, nic by to
nie zmieniło.
Kobieta
ze współczuciem pokiwała głową.
– Wróćmy
jednak
do twojego mieszkania. Czego oczekujesz ode mnie?
–
Pomocy
w tej zmianie. Pracujesz w sklepie, w którym z pewnością musisz doradzać klientom, jak
dobierać meble i drobiazgi do mieszkania, więc przyjdź i doradź i mnie. Oczywiście odpłatnie.
–
O
pieniądzach nawet nie mówmy. Oczywiście, że ci pomogę w miarę swoich sił. Pozwól mi tylko
sprawdzić mój terminarz. –Wyciągnęła duży notes z torby.
–
Jutro
mam całe przedpołudnie zajęte, a potem jestem w galerii, następny dzień wcale nie lepiej…,
ale czekaj, czekaj… mam tu w środę o czwartej po południu trochę luzu. No tak, rano jadę za miasto, tam
ma być nieduża aukcja, potem będę w galerii, a o trzeciej przyjdzie już Carla. Tak, o czwartej możemy
się na jakąś godzinkę spotkać. Pasuje ci ten dzień i pora? Tak! To super! Czy będę ci umiała pomóc
przemeblować twoje mieszkanie, to jest sprawa druga? Ale spróbuję! Gdzie ty mieszkasz, podaj mi
adres, a ja tam podjadę około czwartej?
A
teraz uciekam, bo już pewnie cała rodzina mnie poszukuje.
*
Melissa
wróciła ze spaceru z Roxie. Miała nadzieję, że nie będzie jeszcze mamy w domu. Chciała
uniknąć jej uważnego, zatroskanego spojrzenia, któremu nie umknie cień przygnębienia w twarzy i żadne
nadrabianie miną i udaną beztroską w głosie, nic nie pomoże. Chciała niepostrzeżenie przemknąć się do
swojego pokoju i odgrodzić drzwiami od całego świata. Niestety, właśnie, kiedy odpinała Roxie obrożę,
mama weszła do domu.
–Cześć Meli, dobrze, że już jesteś
w
domu. Nie mam pojęcia, co wymyślić dzisiaj na obiad, może ty
będziesz miała jakiś pomysł…
Jedno
spojrzenie w twarz dziewczyny sprawiło, że Julia umilkła w pół zdania.
–Co się stało?
–Nic!
– Melissa!
–Boże
czy
w tym domu nawet nie można mieć złego humoru? Zawszę muszę być jak skowronek?
–
Nie, nie
zawsze, ale zauważyłam, że od jakiegoś czasu jesteś przygnębiona i właśnie chciałam z tobą
o tym porozmawiać.
– Gratuluję
ci
spostrzegawczości, ale nie tylko ty masz pozwolenie na przygnębienie. Mnie to też
czasami może dopaść.
– Naprawdę myślisz, że
nie
mogę ci w tym pomóc? Albo przynajmniej wysłuchać, czy …
–
Mamo, zostaw
mnie teraz w spokoju – powiedziała Melissa przez łzy.
–Chryste Panie, usiłuje pomagać czyimś
dzieciom, a
swojemu nie mogę – westchnęła Julia myśląc o
Kevinie. Poszła do kuchni zająć się obiadem. Wszystko po godzinie było gotowe, ale nie wołała jeszcze
córki na dół, czekała na powrót męża.
Minęła
godzina, a
potem następna. Julia przysnęła nad książką. W domu było cicho jakby wszyscy z
niego pouciekali. Spojrzała na zegarek. Paul już od dawna powinien być w domu. A Melissa? Co robi
tyle czasu sama w swoim pokoju? Poczuła nieprzyjemny chłód całym ciele. I niewytłumaczalny lęk. Jakby
coś się miało stać, coś, czemu nie będzie w stanie zapobiec. Pobiegła szybko na górę. Bez pukania
wbiegła do pokoju córki. Melissa rozmawiała prze telefon. Julia wycofała się na korytarz, machając
przepraszająco ręką. W tym momencie usłyszała też odgłos otwieranych na dole drzwi. To Paul wrócił do
domu.
–Co się stało?
Czemu
tak późno, przecież dochodzi już ósma?
Paul
lekko się zachwiał i wtedy zorientowała się, że jest podchmielony.
–
A
co stęskniłaś się w końcu za mężem? To coś niebywałego.
–Mamo,
co
się stało, czemu wpadłaś do mnie jak burza– odezwała się z góry Melissa.
–Czy
wy
myślicie, że ja mam nerwy ze stali. Ty się zamykasz w pokoju i nie chcesz rozmawiać, ojca
nie ma w kilka godzin po pracy, czy ja nie mogę sobie wyobrazić, że któremuś z was się coś stało?
–Tak? – Odezwał się Paul, zgryźliwie. –
A
czy ty myślisz, że my to wyobraźni nie mamy. Też możemy
sobie wyobrażać różne rzeczy!
–
O
czym ty mówisz Paul? Co ty sobie chcesz wyobrażać? Przestań jesteś wstawiony! – Roześmiała
się Julia. – Nie wiem wprawdzie, z jakiej okazji i z kim wypiłeś kilka drinków, ale ważne, że jesteś
szczęśliwie w domu.
–Nie
wiesz?
No to może ja ci powiem! A może raczej ty mi powiesz, bo pewnie lepiej się w tym
kołowrotku orientujesz.
– Może byśmy coś
zjedli
w końcu, bo zdaje mi się, że oboje zaczynacie mówić od rzeczy – wtrąciła
Melissa.
Matka
spojrzała uważnie na dziewczynę. To też było dziwne. Melissa nigdy nie odzywała się do
rodziców w taki sposób.
Późnym
wieczorem, Paul
chrapał obok, a Melissa w swoim pokoju prawdopodobnie wisiała na
telefonie, w Julii odezwał się poprzedni niepokój. A właściwie nigdy jej nie opuścił. Był cały czas, ale
starała się go ignorować. Nie mogła się pozbyć uczucia irracjonalnego lęku. Wstała cicho z łóżka, żeby
nie budzić męża i wyszła z sypialni. W salonie ze zdziwieniem stwierdziła, że telefon, jest wolny.
Melissa niechybnie zasnęła.
Ujęła słuchawkę
i
zadzwoniła najpierw do rodziców. Wiedziała, że jest późno, ale musiała się
przekonać, czy wszystko z nimi w porządku.
Odezwał się
wcale
niezaspany glos Nelly. Mama niewątpliwie jeszcze czytała w łóżku.
– Cześć mamo, przepraszam, że
tak
późno dzwonię!
–Stało się coś, Julio?
Julia
szybko zmieniła plan.
–Nic się
nie
stało, przepraszam, jeśli cię obudziłam, ale miałam zadzwonić do Carly i machinalnie
wycisnęłam twój numer. Widać mam go zakodowany w sobie –zażartowała.
– Dzięki
Bogu, bo
już się wystraszyłam.
–
Nie
ma powodów, u nas wszystko w porządku,. A u was?
–
U
nas też. Tata już śpi, a ja jeszcze czytam.
–No
to
fajnie, dobrej nocy i przepraszam. Buźka mamo – dodała ciepło.
Podobną
operacje
powtórzyła z synem. U Mike’a też było bez zmian. Był zmęczony, bo oprócz
studiów znalazł sobie pracę na kilka dni w tygodniu, jako przewodnik w muzeum.
Julia
usiadła przy oknie w kuchni. Rodzina była bezpieczna. Więc skąd to nerwowe drganie w środku?
Skąd ten lęk? Skąd to przeczucie zagrożenia?
*
Środowe
spotkanie
z Kevinem minęło szybko. Julia postanowiła, że udzieli mu kilka rad na temat
wnętrza, dostarczy jakieś broszury i adresy sklepów, które mogą być mu pomocne i na tym zakończy tę
znajomość. Dała mu dość swojego czasu i dobrej woli, ale nie chce więcej się w to angażować.
Mieszkanie
striptizera było duże i jasne. Niestandardowy wystrój wnętrza zachwycał prostotą i
harmonią i Julia pomyślała, że ten, kto urządzał ten dom musiał go naprawdę kochać. Pomyślała też
szkoda ten styl zmieniać, bo tchnie lekkością i świeżością.
Podzieliła się swoją opinią
z
Kevinem, ale jego zdanie się nie zmieniło. Powtórzył, że chce tu zmienić
wszystko. Jakby jednym słowem otworzyła furtkę, potok słów popłynął wartkim strumieniem. Pozwoliła
mu mówić, zadowolona, że sama może skupić się na szkicowaniu projektu.
–Jeśli
chcesz
to wszystko zmienić, to myślę, że taki sekretarzyk, który mamy w galerii i dwa fotele
nieźle pasowałyby do tego salonu. Oczywiście będzie to inny styl niż jest teraz, ale chyba o to ci chodzi.
Jednocześnie, jeśli chcesz możesz niektóre sprzęty wstawić do nas, albo powiesić ogłoszenie na tablicy
w sklepie, że sprzedajesz. Tak się też praktykuje, bo nie wszystko przyjmujemy. Ale o tym to musisz już
porozmawiać z Iloną, ona się zajmuje tymi sprawami.
–Jestem
ci
prawdziwe wdzięczny, bo właściwie nie wiedziałem jak się do tego zabrać. A jeszcze
bardziej, jestem ci wdzięczny za wysłuchanie mnie, co było znacznie ważniejsze. Nie mam przyjaciół, bo
z takim kimś jak ja niewiele ludzi się chce przyjaźnić, a mama? No cóż, owszem odwiedzam ją nawet
dość często, ale porozmawiać szczerze nie możemy. Julio, ty jesteś dla mnie jak prawdziwa matka.
–
No, no, nie
przesadzaj… nie czuję się jeszcze na tak dorosłego syna.
–
Napijmy
się po lampce wina, co na to powiesz?
–
Po
lampce zgoda, ale nie więcej, bo jestem samochodem i zresztą wkrótce muszę iść.
Kevin
zniknął w kuchnia, a Julia usiadła w jednym z kremowych foteli i strzepnęła szpiki ze stóp.
Poczuła się bardzo zmęczona. A do weekendu jeszcze całe dwa dni. Przymknęła oczy.
–Dobrze się
tu
komponujesz – usłyszała po chwili głos gospodarza. Podał jej kieliszek z winem.
– Może
i
dobrze, ale za to ta figurka zdecydowanie mi zgrzyta w tym wnętrzu – powiedziała biorąc do
ręki statuetkę przedstawiająca starszą kobietę w chustce na głowie i fartuchu zarzuconym na długą
spódnicę. W ręku trzymała wypełniony czymś do połowy garnek.
Kevin
roześmiał się.
–Tak,
wiem. Sam
to kupiłem na jakimś pchlim targu. Ale mam wyraźny sentyment do tej figurki. Dla
mnie to jest babcia, u której zawsze jest gorąca zupa i ciasto z mlekiem. Takie ciągoty z dzieciństwa. I nic
mi nie przeszkadza, że to jest kicz. Lubię tę babcię i to jest chyba jedyna rzecz, która zostanie z tego
mieszkania po zmianie dekoracji.
–
Wszyscy
mamy jakieś sentymenty do różnych dziwolągów i brzydactw – powiedziała
sentencjonalnie Julia na pożegnanie.
–
O, do
diabła, zapomniałam mu zostawić ten szkic projektu, – zaklęła parkując na podjeździe przed
swoim domem. – No trudno, będę musiała się z nim jeszcze raz spotkać i wtedy mu powiem, żeby
zostawił mnie w spokoju i znalazł inną, młodszą powierniczkę.
*
Dzwonek
do drzwi zabrzmiał nagląco. Julia odczekała jeszcze chwilę, mając nadzieje, że Paul wstanie
z łóżka, ale mąż tylko odwrócił się na drugi bok. Z niechęcią sięgnęła po szlafrok. Właściwie powinna
udać, że ich nie ma w domu, bo w sobotę rano mogą być tylko jacyś wędrowni sprzedawcy, albo ci,
którzy chodzą po kweście w różnych zbożnych celach.
Z
ociąganiem uchyliła drzwi. Na progu zobaczyła mundury policyjne. Otworzyła szerzej.
–Julia Spencer?
– Tak!
– Jesteś
aresztowana
pod zarzutem popełnienia morderstwa na osobie Kevina Boyd. Wszystko, co
powiesz od tej chwili, może być użyte przeciwko tobie.
*
Czas
mijał i Julia mogła się dokładnie przyjrzeć każdej upływającej minucie. Nie była pewna jak
długo już tu przebywała, kilka godzin, dzień, kilka dni. Nieprawdopodobny koszmar trwał. Myśli
rozsadzające głowę, goniące jedna za drugą, przerażone, zdziwione, niedorzeczne. Julia czuła się, jakby
została wrzucona do głębokiego wąskiego dołu o płaskich ścianach, z którego można wprawdzie
zobaczyć kawałek błękitnego nieba, wydostać się z tego wądołu nie sposób.
Adwokata, który pojawił się
w
celi niespodziewanie, przywitała nieufnie. Była przekonana, że
wszyscy są przeciwko niej.
–Nazywam się
Raymond
Kerr i jestem twoim obrońcą, zaangażowanym przez twojego męża. Od tej
pory nie rozmawiaj z nikim bez mojej obecności. A teraz opowiedz mi wszystko, od początku;
– Opowiadałam już
kilka
razy temu inspektorowi, który mnie przesłuchiwał, ale… on miał jakąś
swoją bzdurną teorię i w kółko powtarzał tylko jedno; Czy przyznaję się do zabicia Kevina?
–
No
tak, właśnie z nim nie powinnaś rozmawiać beze mnie, ale tego nie mogłaś wiedzieć. No dobrze,
opowiedz wszystko.
Julia
zaczęła od urodzinowego przyjęcia u Susan, na którym poznała Kevina. Opowiedziała o tej
pierwszej – nic nieznaczącej – jak wtedy myślała rozmowie z nim, o telefonach i tekstach wysłanych na
telefon komórkowy, które ignorowała i w końcu o obu spotkaniach z Kevinem, jednym w kawiarni i tym
drugim u niego w domu. To było wszystko.
–,
Na
jakiej podstawie mnie zaaresztowano? Przecież ja go prawie nie znałam! To jakiś potworny
absurd, żeby oskarżać mnie o morderstwo! – wyrzuciła z siebie z furią.
–
Dobrze, podoba
mi się twoje nastawienie. Z pasją i gniewem pomożesz mi dużo więcej, niż gdybyś
popadła w odrętwienie i obojętność. Ale musisz być ze mną bezwzględnie szczera.
– Przecież
jestem
szczera. Powiedziałam ci wszystko i powtórzyłam chyba każde słowo po słowie,
które między nami padło, od czasu, kiedy poznałam go. Swoją drogą biedny chłopak, nie miał wesołego
życia i teraz już nic tego nie naprawi.
–
Julia, on
już nie żyje, a ty skoncentruj się na sobie. Nie bagatelizuj sprawy, przez myślenie, że skoro
twierdzisz, że jesteś niewinna, to nie mogą ci nic zrobić. Dla sądu liczą się fakty i dowody a oni mają
dowody skoro cię zaaresztowali i według mnie, o ile nie wyjdzie w sprawie nic nowego, na podstawie
tych dowodów, mogą cię skażać. Więc proszę, cię, nie zajmuj się Kevinem teraz, tylko sobą.
–Skazać?
Jak
to skazać? Na więzienie?
–
Na
długie lata więzienia. Więc przemyśl jeszcze wszystko każdy najmniejszy drobiazg, każde słowo,
które on powiedział, może znajdzie się coś, co rzuci światełko, iskierkę na sprawę i my to już
rozdmuchamy. Na razie nie wygląda to dobrze. Nie mówię tego, żeby cię straszyć, ale żeby cię
zmobilizować. Prokurator jest w posiadaniu dowodów świadczących, że kontaktowaliście się z sobą, że
spotykaliście się, że treść tekstów miedzy wami była dość intymna. I dająca dużo do myślenia..
–
To
nieprawda!
–Nie
przerywaj
mi, wszystkiemu się przyjrzymy bliżej. Wiedzą, że byłaś ostatnią osobą, która
widziała Kevina żywego, a poza tym mają twoje odciski palców na narzędziu zbrodni. Tak, że dowodów
jest więcej niż dość, żeby prokurator mógł żądać najwyższego wyroku. A jeśli przekona sąd, że było to
morderstwo z premedytacją, to bez trudu to uzyska.
–Wielki Boże,
jakim
cudem? Jakim cudem w ciągu jednego dnia moje życie się rozpadło w kawałki?
Przecież ja nic złego nie zrobiłam. Rozumiesz! Nic! Ja mu chciałam pomóc, bo w końcu zrobiło mi się go
żal. Wierzysz mi? Wierzysz, że jestem niewinna?
– Ważne, żeby sąd uwierzył,
a
ja jestem twoim adwokatem i zrobię wszystko, żeby tak się stało.
Niestety, będziesz musiała tu zostać. Starałem się o zwolnienie za kaucją, żebyś mogła odpowiadać z
wolnej stopy, ale oczywiści, zostało oddalone. Ale w takich wypadkach, zwykle jest odmowa.
– Czuję się
chyba
gorzej niż przed twoją wizytą. Przedtem miałam złudzenie, że to jest jakieś głupie
nieporozumienie, i się zaraz wyjaśni, a ty mi to odebrałeś. No, nieźle mnie pocieszyłeś, jak na mojego
obrońcę.
–
Julio, ustalmy
jedno. Moim zadaniem jest cię wyciągnąć z tej kabały, a nie pocieszać. Dlatego chcę
żebyś zrozumiała jak trudna jest twoja sytuacja i zaczęła mi pomagać. A teraz wróćmy jeszcze raz do
wieczoru, kiedy poznałaś denata.
Julia
opowiadał w nieskończoność. Wszystko, co pamiętała, ważne, nieważne, głupie, zabawne,
infantylne. Krok po kroku, przerobili całą tę krótką znajomość do dnia ostatniego.
– Muszę
o
to zapytać, choć ze względu na preferencje Kevina, wydaje się to mało prawdopodobne,
ale nigdy nic nie wiadomo.
–
No
pytaj!
–Czy łączyły
was
jakieś kontakty seksualne? Tego ostatniego dnia, albo któregokolwiek innego?
– Nie, już
ci
powiedziałam. Wprawdzie robił jakieś delikatne podejścia i mówił, że jestem kobietą
atrakcyjną, ale również powiedział, że jest zbyt świeżo po rozbiciu poprzedniego związku, żeby móc
myśleć o następnym. Poza tym, ja kocham mojego męża i nie miałam zamiaru go zdradzać z nikim, a już
tym bardziej z chłopcem starszym o kilka lat od mojego syna. Acha, z tego, co mówił Kevin, zerwał z tą
dziewczyną z powodu jej chorobliwej zazdrości. Ale przez dłuższy czas mieszkali razem – nie wiem jak
długo, nie powiedział, – a właśnie, dlatego chciał zmienić wystrój mieszkania, żeby mu nic nie
przypominało o poprzednim związku.
–Czekaj
czekaj, bo
od razu mi się nasuwa kilka pytań. Po pierwsze, czy ty jesteś pewna, że Kevin
mówił o tym, że mieszkał z dziewczyną? Wspomniał może jej imię?
Julia
zastanowiła się. Żadne imię kobiece nie przychodziło jej do głowy. Ani inne. On w ogóle nie
używał imion. O rodzicach mówił, tata, mama, ale nic poza tym.
–Więc
jak
wywnioskowałaś, że jego partnerką była dziewczyna. Czy powiedział coś, co by o tym
wyraźnie świadczyło?
Kobieta
miała całkowicie zdezorientowany wyraz twarzy.
–
A
nie mieszkał z dziewczyną? Nie, nic takiego wprawdzie nie powiedział. Ja po prostu wzięłam to
za pewnik, kiedy mówił, że niedawno zerwał z kimś. Poza tym w tej pierwszej rozmowie, na urodzinach,
byłam nieźle wstawiona i chyba ja mówiłam najwięcej, prawdopodobnie różnych bzdur, – a Kevin
słuchał. Albo może i nie, bo muszę przyznać, że ja też nie zawsze słuchałam wszystkiego, co mówił.
Chociaż nie, Kevin chyba jednak słuchał, bo potem nawiązywał do różnych spraw, które tamtego
wieczoru mogłam mu powiedzieć. Tym bardziej się czuję winna wobec niego teraz. – westchnęła. Może
było coś, co powiedział, a co mogło go uratować przed tą niepotrzebną śmiercią.
Raymond
Kerr dyskretnie spojrzał na zegarek. Za godzinę musiał być w sądzie w innej sprawie, którą
prowadził
–
Czy
ty chcesz powiedzieć, że jego partnerem był mężczyzna? Czyli ty chcesz powiedzieć, że Kevin
był gejem?
–Tak właśnie było.
On
zresztą tego nie ukrywał, w środowisku obaj byli dość dobrze znani, on i jego
wieloletni przyjaciel. Dziwię się, że tego nie rozpoznałaś. Od lat mieszkał z partnerem, ale kilka
miesięcy temu zerwali ze sobą i tamten się wyprowadził. Ale mniejsza z tym teraz. Mam do ciebie inne
pytanie; –Jak układało się twoje pożycie z mężem?
–
Nie
rozumiem! A cóż to ma do rzeczy?
–Bardzo dużo.
To
tylko pozornie nie jest związane ze sprawą, ale my chcemy być przygotowani na
wszystko, co może wykorzystać prokurator, prawda. Więc odpowiedz!
– Dobrze. Normalnie. Jesteśmy już
tyle
lat po ślubie, że wiemy, czego od siebie oczekiwać. Oboje
dużo pracujemy i niekiedy się mijamy w drzwiach, ale staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem. Z
pewnością się kochamy.
–
Czyli
nie było żadnych jakiś drastycznych scen między wami, oddalenia, czy znudzenia sobą.
–Nie
wiem, po
co o to pytasz – powiedziała Julia niezbyt pewnym tonem, bo była świadoma tego, że
od jakiegoś czasu oddalili się z Paulem od siebie.
–Julio, rozmawiałem
z
twoim mężem zanim tu przyszedłem i powiedział, że ostatnio działo się z tobą
coś niedobrego. Byłaś zamyślona, przygnębiona, dostawałaś jakieś tajemnicze telefony, które kasowałaś
zaraz i nic mu o nich nie wspominałaś. Słowem zachowywałaś się jak ktoś, kto ma coś do ukrycia. Paul
zaczął podejrzewać, że masz kogoś i kiedyś sprawdził twoją komórkę i znalazł tam wiadomość od
Kevina. Bardzo intymną. Coś w tym sensie. „Nie mogę zapomnieć tamtej nocy”.
–O
jakiej
nocy pisał Kevin?
–
Nie
było żadnej nocy, jedynie wtedy na przyjęciu, u Susan, trochę z nim tańczyłam, jak zresztą każda
z nas, a potem gadaliśmy prawie do czwartej rano przy jakimś drinku. Ani przez chwile nie byliśmy sami.
A potem wzięłam taksówkę do domu. Sama!
–
No
twój mąż inaczej to zrozumiał.
–
O
Chryste Panie! Paul wiedział! I w to uwierzył!
–Na
to
wygląda i muszę ci powiedzieć, że odniosłem wrażenie, że był bardzo zazdrosny.
–
Co
ty sugerujesz? Że to Paul zabił Kevina z zazdrości o mnie? To największy nonsens, jaki
słyszałam. Poza tym sam mówiłeś, że ja byłam ostatnią osobą, która widziała Kevina i zostawiłam swoje
odciski palców na …
–Ostatnią,
przed
mordercą. Bo jeśli ty twierdzisz, że tego nie zrobiłaś, to ktoś musiał go odwiedzić
zaraz po tobie. Kevin zginął w środę, między piątą po południu a dziesiątą wieczorem. Rano znalazła go
jego sprzątaczką.
–I
ty
myślisz, że to był Paul?
–
Na
razie tylko spekuluje. Powód miał. Tak samo jak i ty.
–
A
co ten kochanek Kevina? On miał największy powód!
–
Nie
było go podobno w mieście tego dnia w ogóle. Ale sprawdzają jego alibi.
–Powiedz
mi
Raymond, na czym zostały te moje odciski palców, które tak świadczą przeciwko mnie.
Przecież nie wypieram się, że tam byłam, dotykałam różnych rzeczy, piłam wino z kieliszka, chodziłam po
mieszkaniu, doradzałam mu jak przemeblować. Z pewnością ruszyłam jakiś fotel czy komódkę.
–
Kevin
został uderzony w głowę, niedużą, ale ciężką figurką, przedstawiającą starszą kobietę niosąca
garnek. Na tej figurce znaleziono odciski palców kilku osób, Kevina, jego sprzątaczki, czyjeś jeszcze, ale
twoje były na wierzchu i bardzo wyraźne.
–A skąd wiedzieli, że
to
moje odciski? Przecież nie przyszli spytać, tylko od razu z oskarżeniem.
–Nie
wiem, dlaczego, ale
były twoje odciski palców w systemie. Policja musiała je kiedyś od ciebie
pobrać z jakichś powodów.
–
Tak
pamiętam, kiedy miałyśmy włamanie do sklepu i wszystkie ja, Carla i Ilona byłyśmy na
posterunku i tam wzięto moje odciski. Czyli wszystko mieli jak na tacy. Tą figurkę babci z garnkiem, też
brałam do ręki i oglądałam ze wszystkich stron, jakbym specjalnie miała zamiar zostawić tam swoje linie
papilarne. Co za niesamowity splot okoliczność?
–Ja cię już zostawię
na
dzisiaj. Nie zadręczaj się, ale postaraj się jeszcze raz wszystko odtworzyć.
Najdrobniejszy szczegół może być ważny i zmienić cały obrót sprawy. Ja przyjdę jutro
–Raymond, będziesz się widział
z
moim mężem? –
–Nie wiem, możliwe.
–
Powiedz
mu, że bardzo go kocham i nigdy nie zrobiłabym niczego żeby go zranić. Powiedz mu, że to
się musi wyjaśnić, bo nie może być tylu ludzi ukaranych za coś, z czym mieli nic wspólnego. Powiesz mu
to?
–
Tak, Julio, powiem. Ty
też bądź dobrej myśli, nie będzie łatwo, ale się nie damy.
*
Gdyby
nie posiłki, które przynoszono trzy razy dziennie i adwokat, który ją odwiedzał systematycznie,
Julia nie miałaby pojęcia, kiedy jest dzień, a kiedy jest noc. Po pierwszej fali gniewu i wściekłości
przyszła apatia. Leżała na łóżku pogrążona w letargicznym zawieszeniu. Wizyty Raymonda, które
początkowo witała z nadzieją, bo każda mogła zwiastować koniec tego koszmaru, teraz przyjmowała jak
rutynę adwokacką, marne usprawiedliwienie za pobieranie wysokiego honorarium, które niewątpliwie
Paul mu płacił.
Któregoś
dnia, Kerr
wszedł do pokoju widzeń i od razu zapowiedział, że muszą podjąć ważną
decyzję. Julia bezmyślnie skinęła głową.
–Alibi
Fostera, partnera
Kevina zostało potwierdzone. W czasie, kiedy nastąpiła prawdopodobna
śmierć Kevina, Allan Foster był cały czas między ludźmi. Od drugiej do szóstej po południu pracował w
swoim salonie, miał trzy klientki na strzyżenie, potem, jak co dzień spędził dwie godziny na siłowni, po
czym wrócił do zakładu dopilnować zamknięcia, przeliczyć kasę i temu podobne. Był właścicielem
studia fryzjerskiego od wielu lat i podobno bardzo dbał zarówno o biznes jak i o klientelę i personel.
Wszyscy pytani potwierdzili jego obecność w danych miejscach, fryzjerzy z salonu, klientki, które
przyjął, oraz trener i szatniarz w centrum sportowym. Nie ma się do czego przyczepić, nie można niczego
podważyć. Był cały czas na oku ludzi.
–No
i
co ja mam ci powiedzieć? – zapytała biernie Julia. Nie znam Fostera, nic o nim nie wiem i
jeszcze do niedawna nie wiedziałam o jego istnieniu.
–Tak. Mówię
ci
to, dlatego, że on był ostatnią tamą, która wstrzymywała zakończenie śledztwa. Został
przesłuchany, zeznał że z Kevinem widział się po raz ostatni kilka tygodni temu, kiedy zabierał od niego
swoje książki. Owszem, przyznał, że początkowo bardzo przeżywał rozstanie z ukochanym, ale to już
minęło i jest w tej chwili zaangażowany w inny związek, który –jak powiedział– ma szansę, przerodzić
się w coś trwałego i poważnego. Czyli Foster nam odpadł. Nie mamy nikogo innego.
– Mógł
go
zabić zwykły włóczęga, roznosiciel gazet, czy jeden z tych domokrążców, którzy wiecznie
pukają do drzwi i usiłują nas namówić na coś do kupienia, albo do podpisania – mruknęła Julia.
Zachowywała się tak jakby nie była w samym środku zagrożenia, jakby sprawa dotyczyła kogoś obcego,
nieznanego.
–
Inspektor
Wade z pewnością nie omieszkał tego sprawdzić. Ale do budynku, w którym mieszkał
Kevin nie sposób się dostać niezauważonym. Sąsiedzi Kevina i konsjerż zgodnie stwierdzili, że gazety
były dostarczone do godziny trzeciej, domokrążców recepcjonista nie wpuszcza, ulotki reklamowe
zostawiają u niego, a najbliżej mieszkające Kevina małżeństwo, zeznało, że jedyną osobą, którą widzieli
tego dnia byłaś właśnie ty.
–Julio, śledztwo wkrótce
zostanie
zakończone, od tego tylko krok do wyznaczenia daty procesu.
Prokurator ma mocne dowody obciążające ciebie, twoje odciski palców na figurce, którą został zabity i
zeznania świadków, którzy widzieli, jak wchodziłaś z nim do mieszkania. Dla jury sprawa będzie jasna i
przejrzysta. Kiedy zostanie przedstawiony ci akt oskarżenia, zostaniesz zapytana, czy przyznajesz się do
winy? Jak zamierzasz na to odpowiedzieć?
–Jestem
niewinna. Nic
nie zrobiłam.
–No właśnie!
Musimy
przyjąć najlepszy sposób postępowania. I moim obowiązkiem jest doradzić ci,
że w obecnej sytuacji uważam, że najkorzystniejszą dla ciebie drogą będzie przyznanie się do winy. Sąd i
jury wezmą to pod uwagę, potraktują, jako akt skruchy, poza tym zażądamy badań psychiatrycznych.
Możliwe, że uda się udowodnić, że kierowały tobą silne emocje w danej chwili, wzburzenie, może
obrona własna. Najpierw jednak musimy postanowić, w która stronę pójdzie nasza obrona.
–Przecież
ty
wiesz, że ja jestem niewinna. Jakże mogę się przyznać do czegoś, czego nie zrobiłam.
Chcesz żeby moje dzieci żyły ze świadomością, że mają matkę morderczynię. To po to cię zaangażował
mój mąż? Ty miałeś udowodnić, że trzymanie mnie w więzieniu, zamiast szukanie prawdziwego
mordercy to totalna bzdura. Ja nie miałam powodu do zabijania Kevina, bo ja go po prostu nie znałam.
Szukaj gdzieś indziej, między jego znajomymi, srtiptiserami, panienkami, które być może kiedyś odrzucił,
czy może chłopcami. Ja jestem niewinna! – krzyknęła Julia zrywając się z krzesła. Strażnik stojący przy
drzwiach wykonał krok w jej stronę, ale uspakajający gest Kerra zatrzymał go na miejscu.
–Widzę, że
nic
nie rozumiesz. Ja nie jestem cudotwórcą tylko adwokatem. Moim zadaniem jest
otrzymać dla ciebie jak najmniejszy wyrok, a to tylko mogę osiągnąć przy pomocy strategii, którą ci
właśnie przedstawiłem. Nie jest moim zadaniem węszenie wśród znajomych i kolegów denata; To jest
sprawa policji i jestem przekonany, że sprawdzili każdy najmniejszy ślad. Musisz to przemyśleć. Masz
jeszcze trochę czasu, proces prawdopodobnie będzie wyznaczony za dwa trzy miesiące, ale …
–Wyjdź!
I
nie pokazuj mi się więcej na oczy!
Julia
wstała i dała strażnikowi znak, że chce wrócić do celi.
W
drzwiach jednak zatrzymała się i powiedziała;
–Jeżeli więcej
nic
nie możesz zrobić, to przynajmniej postaraj się dla mnie o zgodę na widzenie z
Paulem.
–Źle robisz, Julio. Przemyśl
to
jeszcze. Postaram się, żebyś mogła zobaczyć męża, może on ci
wytłumaczy, że działam w twoim najlepszym interesie.
*
Płomień świec rzucał ciepłe,
przyjazne
światło na twarze siedzących wokół stołu ludzi. Julia
spoglądała radosnym, szczęśliwym wzrokiem na swoją rodzinę. Jakże ich wszystkich kochała. Czuła, jak
od ogromu tej miłości, serce nabrzmiewa i pęcznieje, wydaje się, że wprost nie jest w stanie pomieścić
tyle uczucia. Obręcz, która zaciska się wokół piersi i pleców ma siłę stali. Czy można kogoś kochać za
bardzo? – pomyślała. Spojrzała na córkę właśnie pałaszującą kawał ciasta. Przyjemność podniebienia
musiała być ogromna, bo na buzi Melissy ukazał się rozkoszny uśmiech. Ojciec Julii nachylił się do
wnuczki i coś powiedział i zaraz potem wrócił do rozmowy z zięciem. Julia nie słyszała słów, jakby od
rodziny obdzielała ją szklana tafla. Mama sącząc swoją kawę ze śmietanką rozmawiała, z Mike’m.
Wnuczek z zainteresowaniem słuchał tego, co mówiła babcia Nelly. Żaden z tych dźwięków nie docierał
jednak do Julii i zastanawiała się, dlaczego. Spojrzała na Paula i chciała go o to spytać, a mąż chyba
wyczuł jej wzrok, bo w tym samym momencie uśmiechnął się do niej i przesłał jej wargami pocałunek.
Błogość rozpłynęła się po ciele Julii. – To nic, że nie słyszy, co mówią, najważniejsze, że są wokół niej,
najważniejsze, że w ogóle są.
Julia
otwiera oczy i ze zaskoczeniem patrzy wokoło! Zniknął pokój jadalny w domu, rodzina przy
stole, płomień świec. Jest w więzieniu oskarżona o zabójstwo. I jedynie ból wokół serca jest prawdziwy.
*
Dni
po tym śnie były napędzane nadzieją na zobaczenie Paula. Nadzieją, ale i lękiem też. Czy i on
myśli, że zabiła Kevina? Gdyby mogła wymazać z życia tamten wieczór, kiedy poszła na to przyjęcie do
Susan. Gdyby mogła cofnąć czas o te kilka miesięcy. Wrócić do momentu, kiedy egzystencja wydawała
sie mało atrakcyjna, nudnawa, ale bezpieczna i stabilna. Wrócić do czasu, kiedy Kevina nie było jeszcze
w jej życiu.
Czemu
nie powiedziała o wszystkim Paulowi? Czemu ukrywała te głupie telefony i teksty od
chłopaka?
Julia
przewróciła się na łóżku, skuliła się teraz prawym boku, przymknęła oczy, usiłowała przywołać
do świadomości obraz rodziny. Bezskutecznie. W mózgu, a może w sercu pojawiło się rozdwojenie.
Jakiś niezrozumiały niepokój. Drzazga, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Może przyszedł czas, żeby
rozmówić się ze sobą. Szczerze.
Przyznać, że
pojawienie
się Kevina w życiu było jak podmuch morskiego wiatru. Orzeźwiający i
dodający skrzydeł. Nie, nie wiedziała, że jest gejem. A niekłamana adoracja i upór, jaki wykazywał w
zabieganiu o spotkanie z nią tkliwie i rozkosznie głaskały jej kobiecą próżność. Krzyczała wprawdzie na
niego i groziła, że wezwie policję, jeśli nie zostawi jej w spokoju, ale wytrwałość Kevina jej
imponowała. Nie miała zamiaru zdradzić z nim męża, ale czterdziestoletniej kobiecie może zaszumieć w
głowie, kiedy względy jej okazuje dwudziestopięcioletni Apollo.
To, dlatego
nie powiedziała o tym Paulowi, dlatego tak skwapliwie ukrywała te wiadomości w
telefonie. Boże, jakaż była głupia i próżna. I teraz wszystko to obraca się przeciwko niej. Tak ją kiedyś
uczyła nieżyjąca już babcia– „za próżność i głupotę zawsze się w życiu płaci najdrożej”
Przypomniał
jej
się tamten sen. Rodzina siedząca wokół stołu. Co to mogło być? Boże Narodzenie?
Czyjeś urodziny? Zastanowiła się na chwilę. Coś w tym śnie zazgrzytało? Coś było nie tak?
I
nagle zrozumiała. Melissa. Kiedyż ona ostatnio widziała córkę tak pałaszującą jedzenie, a tym
bardziej ciasto. Chyba wtedy, kiedy Mel była małą dziewczynką. Od lat Melissa była na ciągłych,
zmiennych dietach. Nie wierzyła, że córka ma anoreksję, tak jak sugerowała matka. Ale w ostatnich
tygodniach przed swoim aresztowaniem, Julia zauważyła, że dziewczynę coś gnębi. Próbowała przecież z
nią rozmawiać, ale zrezygnowała zbyt szybko pewna, że dziewczyńskie dąsy przejdą same.
Ile
ma jeszcze takich grzechów wobec rodziny? Zagoniona pracą, z głową zaprzątniętą myślami o
kolejnej aukcji, ileż razy odpowiadała im–„ Jutro, dziś nie mogę, w przyszłym tygodniu, poczekaj aż
znajdę chwilę wolnego czasu”. Niezmienne wymówki od spędzenia niedzieli z rodzicami, od spotkania
się z matką na kawie, od długiej czułej rozmowy z córką, od romantycznego wieczoru i nocy z mężem. A
przecież kiedyś było inaczej. Mogła z mamą rozmawiać godzinami, jak z najlepszą przyjaciółką. Śmiały
się i opowiadały sobie różne zdarzenia z pracy, z domu, chodziły razem na zakupy i Julia ceniła sobie te
spotkania i matczyne uwagi. Kiedy to się zmieniło? Kiedy rozmowa z mamą zaczęła ją męczyć i nudzić?
Czy wtedy, kiedy matka przeszła na emeryturę czy jeszcze wcześniej? A Melissa? Wydawało się, że
jeszcze nie tak dawno, przybiegała do niej z każdym problemem, z najmniejszą sprawą, radością czy
smuteczkiem. Nawet nie zauważyła, kiedy córka przestała to robić. Julia przypomniała sobie
weekendowe noce z Paulem. Jeszcze trzy, cztery lata temu. Niekoniecznie musieli się kochać. Lubili po
prostu ze sobą być. Czasami czytali koło siebie, czasami oglądali razem telewizję i zaśmiewali się z
jakiejś głupotki. A niekiedy brali dwa kieliszki i butelkę dobrego wina ze sobą do sypialni i na przemian
przez pół nocy kochali się i rozmawiali, jakby nie spędzili ze sobą poprzednich piętnastu lat. Teraz to
widzi wyraźnie, Bardzo wyraźnie. Zajęta Galerią i sobą odganiała się od nich wszystkich jak od czegoś,
co zawsze jest i będzie, od czegoś, na co kiedyś znajdzie czas. Często nawet nie słuchała, co mówią i
jedynym współudziałem w rozmowie było jej nieartykułowane mruknięcie. Boże, przecież ich wszystkich
kochała. Za każdego z nich oddałaby życie, więc czemu nie dawała im samej siebie, swojej uwagi,
swoich myśli niezaprzątniętych innymi sprawami, swojego czasu. Jedynie Mike, który bywał w domu
rzadkim gościem miał nieco inne prawa.
Julia
otarła łzy płynące po skroniach.
–Panie, spraw, żeby
nie
było za późno na wszystko. Daj mi szansę przekonać ich, że ich naprawdę
kocham.
*
Cisza
w domu brzmi inaczej, kiedy jesteś sam – pomyślał Paul, po raz kolejny przewracając się na
bok. Wyciągnął rękę i dotknął leżącej obok poduszki. Od dwóch miesięcy pustej, nieużywanej,
niepotrzebnej. Zaraz jednak przestraszył się tej myśli. To tak jakby pogodził się z tym, że Julia zostanie
skazana. A przecież od początku wiedział, że żona jest niewinna. Nie potrzebne mu były żadne dowody,
żadne jej alibi, on po prostu wiedział, że Julia nie mogłaby zabić człowieka. Ta rozmowa z żoną przez
szybę w więzieniu, niczego w nim nie musiała zmieniać, w niczym nie musiała go utwierdzać. Julia nie
zabiła Kevina. Był tego tak pewny jak tego, że za kilka godzin wstanie nowy dzień. Jak jednak przekonać
o tym wszystkich innych, a przede wszystkim sąd i jurorów? Proces został wyznaczony za dwa tygodnie i
istniało bardzo realne zagrożenie, że Julia zostanie w więzieniu na długie lata. Paul czuł się bezsilny i
wściekły na swoją bezsilność. Wściekły na ludzi, którzy wydają się ślepi i nie widzą tego, że popełniają
błąd skazując Julię. Niejednokrotnie myślał o tym, żeby się samemu przyznać do zabicia Kevina, i nawet
w początkowej fazie śledztwa był brany pod uwagę przez policję, jednak czas śmierci mężczyzny
absolutnie wykluczył takie prawdopodobieństwo. W tym czasie, kiedy zginął Kevin, Paul znajdował się
w samolocie lecącym z Toronto do San Francisco. Wracał z konferencja w pięcioosobowej grupie ze
swojej firmy, po podpisaniu ważnej umowy z kanadyjskim klientem
–Chryste,
co
mogę zrobić, żeby ją ratować.
Ani
kolejny adwokat, którego zatrudnił, ani prywatny detektyw, nie dawali mu dużej nadziei, a teraz,
kiedy już data procesu została wyznaczona, tej nadziei z każdym dniem ubywało. Bał się myśli, które
kotłowały mu się w głowie, a których nie umiał się pozbyć. Za wszelką cenę chciał wierzyć, że Julia
wróci wkrótce do domu, ale mózg napędzany strachem o żonę podsuwał mu inne wizje. Przymknął
zmęczone oczy i usiłował przywołać obraz Julii, tuż obok siebie. Głowę leżącą na poduszce, rozsypane,
miękkie włosy, ciepło jej ciała. Nie było łatwo, ale próbował tak długo, aż odniósł wrażenie, że jest, że
leży obok niego i wystarczy tylko sięgnąć i będzie mógł trzymać ją w ramionach, bezpieczną i szczęśliwą,
Tak jak to było jeszcze niezbyt dawno. Nie otwierał oczu nie poruszał się, bał się spłoszyć obraz, który
miał pod powiekami.
Czyż
nie
słyszał gdzieś, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, całym sercem, całym jestestwem, to się
spełni.
*
Melissa
wracała teraz po szkole do babci. Nie chciała być w pustym domu. A babcia Nelly, mimo że
postarzała się w ciągu tych kilku miesięcy o dziesięć lat, była nadał optymistycznie nastawiona, pełna
wiary, że wszystko się dobrze skończy. Melissa rozmawiała o tym przez telefon z Mikem.
–
Nie
mogę zrozumieć, nie mogę wprost znieść tego jej głupiego optymizmu. Wszystko zawiodło, nie
ma innych podejrzanych, proces już za niecałe dwa tygodnie, a ona cały czas wierzy, że mama wyjdzie z
więzienia.
–
A
ty nie chciałabyś, żeby wyszła– zapytał brat.
–Mike,
nie
bądź głupi, oczywiście, że bym chciała, tylko boję się tego rozczarowania potem. Kiedy
będę miała nadzieję i ona zwiedzie.
–
Wierzysz
w to, że mama mogła coś takiego zrobić?
– Pewnie, że
nie, ale
to czy my wierzymy czy nie, nie ma żadnego znaczenia. I myślę, że musimy
realnie na to spojrzeć.
Mike
zamilkł. Jego też to przerastało. Obraz matki w celi więziennej był czymś więcej niż mógł
znieść. Mama to była opoka. Niezachwiana, nietykalna, pewna. I nagle okazało się, że ktoś myśli inaczej.
Ktoś chce ją skrzywdzić i on nie może nic zrobić, żeby temu zapobiec. Obronić ją, tak jak ona broniła
jego przez wszystkie lata dzieciństwa i dorastania. Nigdy nie czuł jeszcze takiej niemocy. Zawsze
wiedział, że może się zwrócić do mamy o radę a teraz…
– Mike, jesteś
tam, czy
coś się rozłączyło? – dobiegł go głos Melissy.
Młody mężczyzna rozumiał siostrę. Widział, że
czeka
na jakieś zapewnienie, od niego, utwierdzenie
jej w przekonaniu, że świat nie do końca zwariował i po chwilowym zachybotaniu, wszystko wróci na
swoje miejsce.
–Melissa,
babcia
Nelly ma rację. Jeśli przestaniemy wierzyć, że wszystko się dobrze skończy, to tak
jakbyśmy już teraz sami wydali na mamę wyrok.
*
Nelly
pokazywała mężowi, zięciowi i wnukom spokojną, niezamąconą obawą twarz, ale nikt nie
wiedział jak wiele ją to kosztuje. Jak z lęku o Julię zamiera jej serce. Jak ból toczy każdą tkankę na myśl
o tym, przez co przechodzi jej dziecko. Ale wiedziała też, że nie może się poddać i ujawnić im swojego
strachu przed tym, co ma przyjść. Bała się o swoją córkę i bała się tego, co się stanie z całą rodziną,
kiedy Julia zostanie skazana. Była pewna niewinność córki, ale z każdym dniem, coraz trudniej było jej
wierzyć w szczęśliwe zakończenie sprawy. Wiedziała, że jest tylko jedna strona, w którą się skierować
po pomoc dla swoich bliskich.
*
– Czekałam
na
ciebie – powiedziała Nelly, kiedy Melissa pojawiła się w progu.– Chodź, pojedziesz
ze mną.
–Gdzie?
–Zobaczysz!
–
Babciu, ja
nie mogę pojechać do więzienia do mamy. Ja jej nie mogę w takiej sytuacji zobaczyć. Ja
wiem, że jestem egoistką, ale po prostu nie mogę.
– Dziecko, – powiedziała łagodnie babcia. – Możemy unieść
tylko
tyle, ile możemy. Ani grama
więcej. Nie obwiniaj się, każdy nas ma własną drogę do uporania się z zgryzotami. A teraz, zaufaj mi i
chodź.
Kościół był
prawie
pusty o tej porze. Nelly po umoczeniu palców w wodzie święconej i przeżegnaniu
się, zdecydowanym krokiem przeszła główna nawą aż do ołtarza. Tam uklęknęła i wspierając ręce na
blacie klęcznika pochyliła głowę i pogrążyła się w modlitwie. Nie wiedziała, co robi Melissa, ale czuła
wnuczkę przy sobie. Po bardzo długiej chwili jej rozmowę z Bogiem przerwało ciche łkanie dobiegające
z klęcznika obok. I zaraz potem duży szloch i prośba skrzywdzonego dziecka;
– Mamusiu, wróć
do
domu!
*
Detektyw
Jerry Scherer pociągnął łyk piwa z butelki i wrócił do swoich rozmyślań. Czuł, że wpadł na
jakiś ślad. Ale wszystko jeszcze było tak zamazane, że gubił się we własnych deliberacjach. Był
przekonany, że w informacjach, jakie zebrał, jest klucz do całej sprawy. Musi go tylko odnaleźć i
dopasować. Cóż, kiedy w dalszym ciągu nie wiedział, do czego. A czasu zostało coraz mniej, proces tej
kobiety zbliżał się nieuchronnie. Miesiąc temu, kiedy jej mąż go zatrudnił, nie był wcale przekonany, że
powinien brać tą sprawę. Wydawała się klarowna i zakończona. Babka była zdecydowanie winna.
Poderwała sobie młodego chłopaka i zapomniała o bożym świecie. Coś się potem jednak popsuło, może
dowiedziała się, że jest gejem, a może on zaczął ją straszyć, że opowie wszystko mężowi, więc go zabiła.
Możliwe, że w kłótni i możliwe, że niezamierzenie.
Tak
myślał miesiąc temu. Ale wtedy jego wiedza pochodziła tylko z mediów. Ale teraz się sytuacja
zmieniła. Przekonała go niezachwiana wiara jej męża. No i oczywiście honorariom. Kiedy zaczął się
rozglądać wśród znajomych Kevina, coś mu zaczęło zgrzytać. Im dalej się zagłębiał tym bardziej był
przekonany, że nie jest to tak, jak początkowo wyglądało. Rozmawiał nawet o tym z inspektorem Wade,
którego znał jeszcze z czasów studiów, ale tamten oczywiście go wyśmiał. Powiedział, że sprawa jest
jasna jak halogen. Jerry, zresztą nie oczekiwał od inspektora niczego więcej, policja zawsze była bardzo
w sobie zadufana i nigdy nie lubili, kiedy prywatny detektyw pokazywał im jak się zabrać do śledztwa.
Jerry
wstał nagle z krzesła, jakby poderwany sprężyna.
– Jasne! Rękawiczki.
To
był ten szczegół, który, błąkał mu się po głowie, ale nie wiedział gdzie go
może dopasować. Teraz już wie. Musi tylko jeszcze dwie rzeczy sprawdzić. Pospiesznie wybiegł z biura.
*
Już
nie
było, na co liczyć. Julia zdawała sobie z tego sprawę. Do procesu zostało cztery dni. Nowy
adwokat miał takie same zdanie, co poprzedni. On również, tak jak Raymond Kerr uważał, że najlepszą
obroną, będzie przyznanie się do winy.
Julia
nie mogła już tego słuchać. Nie miała zamiaru, nawet za cenę mniejszego wyroku, przyznawać
się do czynu, którego nie popełniła. Teraz jednak oddaliła od siebie ten temat. Myślała o rodzinie. Już w
czwartek, zobaczy ich wszystkich. Na sali sądowej, Jakże im spojrzy w oczy? Oni wiedzą, że nie zabiła
Kevina. Ale wiedzą też, że sama zaplątała siebie i rodzinę w tą historię, przez własną lekkomyślność i co
tu ukrywać głupotę. Czy jej to wybaczą? Jak będą żyć bez niej, kiedy ona po wyroku zostanie na długie
lata w więzieniu? Melissa ma niecałe siedemnaście lat, to jest właśnie wiek, kiedy matka musi być przy
córce i mieć baczenie na wszystko. Nie zdawała sobie sprawy z tego aż tak bardzo, kiedy widywała
córkę co dnia. Zdawkowa wymiana zdań załatwiała wszystko. Teraz, kiedy była oddalona od niej, drżała
o nią nieustanie. Niebezpieczeństwo dla młodej dziewczyny kryło się każdym kroku. Julia przeżywała
katusze w wyobraźni widząc Melissę w różnych drastycznych groźnych sytuacjach.
A
Mike, jej uzdolniony z duszą artysty, syn. Jak on sobie z tym radzi? Czy nie wpłynie to na jego życie,
czy nie złamie jego wrażliwej natury? Paul, z czasem pewnie rozejrzy się za kimś, kto zapełni życie i
nawet nie będzie miała do niego o to pretensji. Jest mężczyzną w sile wieku, nie można oczekiwać od
niego, żeby był sam. Julia pomyślała też o rodzicach, że może ich już nie inaczej niż przez szybę w sali
widzeń. Jak ciężko musi im być? W pewnym momencie uświadomiła sobie, że przygląda się temu jak
historii opowiadanej przez kogoś, lub czytanej w magazynie. Cały czas jej się wydaje, że nie dotyczy to
jej bezpośrednio. Przecież nie może być tak, żeby ukarali ją za coś, czego nie zrobiła. Świat nie może być
aż tak okrutny.
*
– Cześć
Wade, tu
Scherer.
– Cześć „Colombo”,
kogo
rozpracowałeś tym razem?– Powiedział inspektor zgryźliwie.
–Jak
zwykle
robię za ciebie robotę!
– Hm, czyżby?
–Słuchaj
nie
czas na żarty, ta Spencer, ta, która ma proces za dwa dni.
–Tak,
co
z nią?
–
No, co! Jest
niewinna, schrzaniliście robotę!. Nigdy by nie uwierzył, że kończyliśmy te same studia i
uczył nas ten sam stary Bradley. Widać tylko ja wyniosłem z tego jakieś korzyści.
–Jerry, przestań,
o
czym ty mówisz? Jakim cudem niewinna? Przecież wszystkie dowody, odciski
palców, świadkowie, którzy ją widzieli, te teksty w telefonie. Myślisz, że prokurator wydałby nakaz
aresztowani, gdyby miał wątpliwość.
– Będziecie
musieli
to teraz odszczekać. Ty i ten twój prokurator.
–A
kto
według ciebie zabił Boyda?
– Były ukochany!
–
Foster?
Ma alibi! Poza tym odciski palców..
– Słuchaj
Tom
i się ucz! Jego alibi jest dziurawe jak stare sitko. Wystarczyło przycisnąć trochę tego
trenera z klubu, żeby zaczął śpiewać. Okazało się, że tego dnia, kiedy zginął Boyd, Foster, owszem był w
klubie, ale był dużo krócej niż zamierzał. Ten trener dał mu alibi, bo jak sam to określił, Foster już dawno
wpadł mu w oko i myślał, że coś z tego będzie, ale okazało się, że nasz fryzjer, ciągle jeszcze liże rany po
Kevinie i nie może go zapomnieć. Trener z klubu jest na niego wściekły, rozżalony, upokorzony i Bóg
wie, co jeszcze. Bez oporu mi się wyspowiadał, że Foster mu wręcz powiedział, że poza krótkim
epizodem nie ma co liczyć na nic więcej. Dodał też, że Kevina nikt nie jest w stanie zastąpić.
–To
jeszcze
o niczym nie świadczy? Rozmawiałeś z nim, Jerry?
–
Z
Fosterem? Rozmawiałem i żałuje tego, bo boję się, że go mogłem tym spłoszyć. Poza tym, słuchaj
dalej, poszedłem do tych sąsiadów Kevina. Też ich przesłuchiwałeś, bo mi mówili. Ale trafiłem akurat
na chwilę, kiedy była u nich ich córka. A tej nie przesłuchiwałeś. Sąsiedzi Kevina, potwierdzili, że
widzieli tego dnia Julię wychodzącą od niego, a ja przy bliższej rozmowie z córką dowiedziałem się, że
tego dnia, ale znacznie później, około siódmej piętnaście, spotkała Alana Fostera na korytarzu. Zanim
Boyd mu otworzył drzwi, wymieniła z nim zdawkowe uwagi, bo znali się z widzenia. Nie wspomniała o
tym rodzicom, bo nawet nie wiedziała, że oni się rozeszli i spotkanie Fostera w tym miejscu, nie było dla
niej niczym dziwnym, bo była pewna, że nadal tam mieszka.
–Jeśli
twoja
teoria jest prawdziwa, to znaczy, że Kevin żył jeszcze długo potem jak Julia opuściła
mieszkanie.
–
Po
śmierci mu drzwi nie otworzył, to pewne, nie?
–
Ciekawe
jak ominął portiera, bo przecież ten zeznał, że od dawna go nie widział.
–
Nie
wiem, może wszedł od garażu, niewykluczone, że miał jeszcze klucz. To łatwo będzie
sprawdzić. Ale to jeszcze nie koniec.
–
No
mów, dobij mnie do końca.
–
Wcale
nie chodzi o ciebie, tylko o Julię Spencer. Przesłuchiwałeś Alana Fostera, tak?
– Zauważyłeś, że miał rękawiczki
na
dłoniach.
–
Tak, ale
on w ogóle był cudacznie ubrany, więc rękawiczki na mnie większego wrażenia nie zrobiły.
Ot pomyślałem ten typ tak ma!
–
Tylko
może zmienisz zdanie, jak się dowiesz, że on rękawiczek w ogóle nie zdejmuje. To znaczy,
zdejmuje pewnie w domu żeby zmienić na inne, ale tak poza domem to zawsze ma je na rękach. Posiada
ich całą masę w różnych kolorach i z różnych tworzyw i nawet czesząc klientki, ich nie zdejmuje.
–Dziwne, co?
–
Jedna
z fryzjerek w salonie powiedziała mi, że Alan cierpi na bielactwo. I pod tymi rękawiczkami
ukrywał białe plamy na dłoniach. Prawdopodobnie ma je również na ciele, bo dziewczyna mówiła, że
nigdy nie widziała, żeby miał koszulę z krótkim rękawem.
– Myślisz…
–Tak,
tak
myślę! Przyszedł do Kevina, żeby jeszcze raz z nim porozmawiać, a kiedy tamten
zdecydowanie powiedział, że nie ma szans na powrót, Alan wpadł w szał. Możliwe, że się kłócili,
szarpali, w pewnym momencie Foster złapał figurkę i uderzył nią Kevina. Śmiertelnie. Dlatego nie ma na
figurce jego odcisków palców.
– Chryste! – Westchnął Wade. –Dobra,
Jerry
masz u mnie wódkę, z czym chcesz. A teraz biorę
chłopaków i jadę. Żeby się tylko nam nie wymknął.
*
Inspektor
Wade mówił chyba w proroczym natchnieniu. Alan Foster jednak zdołał umknąć
sprawiedliwości, chociaż inaczej niż inspektor myślał.
Kiedy
podjechał pod dom Fostera, zobaczył odjeżdżającą karetkę pogotowia i kilka wozów
policyjnych. Błysnął odznaką i został puszczony dalej.
–
Co
jest – spytał jednego z policjantów.
–Samobójstwo!
Przez
powieszenie! Właśnie go zabrali
–Kto
was
zawiadomił?
–Jedna
z
fryzjerek w salonie, kiedy nie pojawił się w pracy.
– Skąd wiesz, że samobójstwo! Zostawił
list
czy coś?
–
Tak, do
niejakiego inspektora Wade. Znasz go?
–
Nawet
bardzo dobrze – odpowiedział Tom Wade.
W
chwile potem miał ten list w ręku.
Alan
Foster pisał;
„
Nie
chciałem go zabić. To stało się nagle. Cały czas miałem nadzieję, że do mnie wróci. A on nie
chciał. Powiedział ma dość mnie, mojej miłości i mojej zazdrości. I wtedy nie zapanowałem nad sobą.
Chciałem się od razu przyznać, ale wiem co z takimi jak ja robią w więzieniu. Wybrałem, więc inną
drogę. Kochałem Kevina tak, jak tylko można kochać drugą istotę. Zabijając go, zabiłem również
nadzieję, że może kiedyś do mnie wrócić. Życie bez niego nie ma dla mnie sensu. Inspektorze Wade, nie
było moim zamiarem nikogo krzywdzić. Oczywiście kobieta, która aresztowaliście jest niewinna. Niech
wybaczy mi to, co musiała przeze mnie przejść.
Alan
Foster”
*
Julia
wyszła przed furtkę więzienia. Zaczerpnęła duży haust powietrza. Jakie było świeże, jak
cudownie pachniało. Niedawno musiał padać deszcz, bo chodniki były jeszcze mokre.
Po
drugiej stronie ulicy dostrzegła męża. Był sam, tak ja go prosiła. Nie chciała, żeby w takiej chwili
widzieli ją dzieci albo rodzice. Oni czekali na nią w domu.
Paul
zobaczył ją również. Szybkim krokiem przeszedł przez jezdnię. Julia też ruszyła w jego stronę.
Bez słowa objęli się i wtulili w siebie. Jak było dobrze, nic nie potrzeba było mówić. Czuli jakby
wracali do siebie z bardzo dalekiej, śmiertelnie niebezpiecznej wyprawy.
Po
chwili, Paul zagarnął żonę ramieniem i poprowadził do samochodu. Otwierając drzwi
powiedział;–
–
Kiedy
jechałem po ciebie, przez miasto przeszła potężna burza. Zobacz teraz, jakie jest piękne,
czyste, błękitne niebo.
Koniec.
===bFxoXDpZaFxuCD1YblxtWT9aPwdj V29ePA84CWpZPQk=
===bFxoXDpZaFxuCD1YblxtWT9aPwdj V29ePA84CWpZPQk=