1
Gen. dyw. w st. spocz. dr Franciszek Puchała
DZIWNA REFORMA.
(przyczynek do dyskusji )
W sprawie reformy systemu kierowania i dowodzenia (SKiD) zapadły już pewno nieodwracalne decyzje. Wciąż
jednak trwa dyskusja na jej temat i długo jeszcze trwać będzie. Wszak „im dalej w las, tym więcej drzew”, a
„diabeł tkwi w szczegółach”. Tymczasem założenia reformy niestrudzenie propaguje często podziwiany przeze
mnie szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. bryg. profesor Stanisław Koziej, powszechnie uważany za jej
prawdziwego ojca. Tym razem, i to z wielu powodów, jestem po prostu zdumiony.
„NAUKOWA” ARGUMENTACJA.
Można się było spodziewać metodycznego, systemowego, głębokiego i merytorycznego podejścia do problemu i
logicznego uzasadnienia zaproponowanych zmian. Forma prezentacji reformy przyjęta przez szefa BBN
nacechowana jest jednak absolutnym przekonaniem o jej słuszności, a nawet populizmem oraz frazesami
niegodnymi koryfeusza nauk wojskowych. W arsenale jego „naukowych” argumentów znalazły się na przykład
takie określenia jak: Indianie, wodzowie, pierwszy symboliczny żołnierz, omnipotencja kompetencyjna,
autonomiczny najwyższy organ wojskowy, ubezwłasnowolnienie ministra ON i wiele innych. Do równie ulubionych
określeń używanych przez niego w innych sytuacjach należą jeszcze: opór generałów, programowanie życzeniowe,
zabiegi naprawcze, zmarnowane lata itp. Może to świadczyć o lekceważeniu możliwości percepcyjnych
uczestników prezentacji lub czytelników.
Zastanawiałem się, jak taką reformę przygotowałby strateg starożytnych Chin, Sun Tzu. Nie zaczynałby na pewno
od kolokwializmów i rysowania prostokątów z nazwami urzędów. Przestrzegałby raczej logicznej kolejności
wyrażonej w takim oto zaleceniu: Aby kierować wielką masą żołnierzy, trzeba najpierw wyznaczyć zakres
obowiązków generałów i podległych im oficerów, ustalić zakres odpowiedzialności i stopnie wojskowe (Sun Tzu,
Sztuka wojny).Trzeba dodać, że nie da się tego zrobić bez sformułowania zadań wojska na czas wojny. Warto też
przypomnieć, co znany klasyk H. von Moltke pisał na temat strategii. Według niego jest to realizacja wiodącej idei,
modyfikowana stosownie do zmiany warunków. Znana jest też jego maksyma: maszerować oddzielnie, uderzać
razem. Dorobek tych klasyków często i słusznie cytowany jest w środowiskach naukowych i prezentowany
studentom uczelni wojskowych. Zasady głoszone przez nich uważa się za uniwersalne i nie tracące na znaczeniu.
Tymczasem dla wielu obserwatorów prac nad zmianami w SKiD, naukowe teorie nie idą w parze z praktyką. Nie
do końca jest znana diagnoza obecnego stanu rzeczy i „konsylium”, które jej dokonało, zastosowane metody
badawcze i wnioski wskazujące na potrzebę i kierunki reformy. Nie znana jest ani jej głębsza idea, ani przyczyny
(gwałtownie zmienione warunki?) nadzwyczajnego przyspieszenia jej realizacji.
Dotyczy to zwłaszcza zamiaru utworzenia, już w czasie pokoju, pełnowymiarowego wojennego organu
dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP i pilnego rozformowania dowództw Rodzajów Sił Zbrojnych. Nie wiadomo,
dlaczego o nieuchronności reformy SKiD mówi się dopiero teraz, skoro głębokie reformy i redukcje wojska mają
już ponad 20-letnią historię. Trudno też dopatrzeć się zbieżności jej założeń z wnioskami zawartymi w kolejnych
strategiach i przeglądach bezpieczeństwa narodowego dotyczących zwłaszcza oceny zagrożenia o charakterze
militarnym. Rodzą się też wątpliwości czy w tym przypadku ktoś nie przekroczył tzw. progu kompetencji (wiedza
2
teoretyczna plus praktyka) i czy założenia reformy nie bazują wyłącznie na czyichś osobistych teoriach oraz
intuicji.
Sam zamiar ograniczenia ilości organów dowodzenia można uznać za słuszny. Jednak tworzenie takiego
systemu wyprzedza realizację niektórych zasadniczych rekomendacji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa
Narodowego przyjętego przez RBN 8 listopada 2012 r. Dotyczy to zwłaszcza ewentualnych zmian konstytucyjnych
polegających na doprecyzowaniu roli i kompetencji Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych na czas wojny oraz
wyeliminowania nadmiernie szczegółowych, literalnych nazw instytucji – np. szefa SG WP i dowódców rodzajów
Sił Zbrojnych (www.bbn.., Strategiczny Przegląd Bezpieczeństwa Narodowego. Główne wnioski i rekomendacje dla
Polski, s. 10). We wspomnianym dokumencie rekomendowano także jednoznaczne, bezwarunkowe określenie
organu kierującego obroną państwa w czasie wojny (zasada jednolitości kierowania) lub konstytucyjne nadanie
Radzie Gabinetowej kompetencji organu właściwego do zapewnienia współdziałania Prezydenta i Rady Ministrów
w czasie wojny. Jeżeli by nawet rekomendowane zmiany uznano za bezzasadne, to zaproponowany system
dowodzenia wydaje się nadal nadmiernie rozbudowany w stosunku do pokojowego i wojennego potencjału
bojowego wojska. Ponadto tworzenie pełnowymiarowego organu sztabowego ND SZ już w czasie pokoju nie
koresponduje z oceną zagrożenia (w dającej się przewidzieć przyszłości wojna na większą skalę zagrażająca Polsce
nie jest możliwa). Niejasne jest też, według której z opcji strategii (umiędzynarodowienia, usamodzielnienia,
zrównoważonego integrowania systemu bezpieczeństwa narodowego) ma być zbudowany nowy SKiD. Zarówno w
Strategicznym Przeglądzie Obronnym jak i w wystąpieniu Prezydenta RP podczas odprawy rozliczeniowo-
koordynującej kadry MON i SZ, 13 marca b.r., zabrzmiała zapowiedź opracowania nowej Strategii Bezpieczeństwa
Narodowego i Polityczno – Strategicznej Dyrektywy Obronnej, w której zostaną określone zadania dla wszystkich
struktur obronnych państwa ze szczególnym uwzględnieniem zadań dla sił zbrojnych. Potem zostanie opracowana
nowa strategia wojskowa. Czy w tej sytuacji logiczne jest wyprzedzające budowanie struktur dowodzenia?
JAK TO DAWNIEJ BYŁO?
Warto może przypomnieć jak warunki i koncepcje dowodzenia zmieniały się w przeszłości. W poprzednim
ustroju, w myśl Węzłowych założeń obronnych PRL (de facto doktryny wojennej uważanej za zaczepną), których
autorstwo przypisuje się płk. Ryszardowi Kuklińskiemu, groziła nam wojna z NATO, w którym przeciwnikiem dla
Polski miała być Republika Federalna Niemiec. Oceniano, że może ona wybuchnąć nawet z zaskoczenia i może być
wojną jądrową. Budowano silny potencjał bojowy WP. W 1980 r. Siły Zbrojne PRL bazujące na służbie z poboru,
liczyły w czasie pokoju niemal 400 000 żołnierzy. Na czas wojny stan ten miał być rozwinięty do około 900 000
żołnierzy. Na potencjał bojowy wojska składało się m.in. 3 400 czołgów, ok. 3 150 transporterów opancerzonych,
82 wyrzutnie rakiet operacyjno-taktycznych i taktycznych oraz 1 740 różnorodnych środków artyleryjskich, ok. 1
300 samolotów bojowych, ponad 330 śmigłowców i ponad 100 okrętów bojowych oraz kutrów rakietowych i
torpedowych. Przygotowywano system kierowania państwem (stanowiska kierowania KOK) i wojenny system
dowodzenia Siłami Zbrojnymi, włącznie z umocnionymi SD, za co odpowiadał SG WP. Niezależnie od doktryny
wojennej, zimnowojennej psychozy, kryzysów wokół Berlina Zachodniego oraz kryzysu kubańskiego oraz wojny
izraelsko-arabskiej nie istniał gotowy, wyodrębniony organ dowodzenia operacyjnego (Dowództwo Operacyjne)
„oczekujący” na wojnę. Trzonem Stanowiska Kierowania MON na ten czas był Sztab Generalny WP najlepiej
znający całość sił zbrojnych i system ich mobilizacyjnego rozwinięcia oraz mobilizacji gospodarki narodowej. Od
3
1950 r. w pokojowym systemie dowodzenia SZ PRL nie istniało nawet Dowództwo Wojsk Lądowych, a jego funkcje
były rozłożone między SG WP, Inspektorat Szkolenia i dowództwa Okręgów Wojskowych. Dowództwo frontu
mające w czasie wojny dowodzić wojskami operacyjnymi (trzy armie lądowe i armia lotnicza) miało być tworzone
w trakcie operacyjnego i mobilizacyjnego rozwijania sił zbrojnych na bazie Inspektoratu Szkolenia (później
Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego) i innych instytucji centralnych MON. Sztab frontu zasilany był m.in.
komórką Zarządu Operacyjnego SG WP zajmującą się planowaniem operacyjnym na czas wojny oraz oficerami
Akademii Sztabu Generalnego WP. Na bazie ASG WP miało być też formowane rezerwowe dowództwo jednej z
Armii. Dowództwa Okręgów Wojskowych w czasie pokoju spełniały połączone funkcje dowodzenia terytorialnego,
administracyjne i logistyczne oraz przygotowywały na czas wojny dowództwa terytorialne i dowództwa Armii. Dla
wielu ówczesnych dowódców wojskowych nie było to rozwiązanie komfortowe, ale maksymalnie oszczędne. Nie
było gotowego wojennego systemu dowodzenia i kierowania, który by przez 45 lat „oczekiwał” na wojnę.
Owszem, system taki był przygotowywany. Był on intensywnie zgrywany podczas różnego rodzaju ćwiczeń, od
dowódczo-sztabowych na mapach po treningi sztabowe ze środkami łączności w terenie i regionalne lub
ogólnokrajowe gry wojenne organów dowodzenia siłami zbrojnymi i kierowania państwem. Nie obawiano się
wtedy formowania operacyjnych i strategicznych organów kierowania i dowodzenia na czas wojny pod ogniem.
CO SIĘ ZMIENIŁO?
Nie wiadomo jakie strategiczne przyczyny legły u podstaw zaproponowanej reformy SKiD ukształtowanego już w
nowych realiach, w Rzeczypospolitej Polskiej. Dotychczasowe reformy wojska były uzasadnione zmianą sytuacji
geopolitycznej i położenia strategiczno-militarnego Polski i mają już ponad 20-letnią historię. Po 1990 r. w
następstwie wydarzeń takich, jak rozwiązanie Układu Warszawskiego (1 lipca 1991) i RWPG (28 czerwca 1991),
rozpad ZSRR (26 grudnia 1991), wyprowadzenie wojsk radzieckich z krajów Europy Środkowowschodniej,
zjednoczenie Niemiec (3października 1990) i podział Czechosłowacji (1 stycznia 1993), zmieniło się polityczne
sąsiedztwo Polski – zaczęła graniczyć ze zjednoczonymi Niemcami, Federacją Rosyjską (obwód kaliningradzki),
Litwą, Białorusią i Ukrainą, a także z Czechami i Słowacją. Proces zmian na Wschodzie po 1990 r. powodował wiele
zagrożeń, z których najważniejszymi były: obawy o odrzucenie zobowiązań rozbrojeniowych, możliwość
rozprzestrzeniania broni masowego rażenia, konflikty zbrojne na tle granicznym, etnicznym lub ekonomicznym
między nowymi podmiotami politycznymi, z ewentualnością wciągnięcia Polski do działań militarnych. Ponadto
obawiano się masowej migracji ze wschodu oraz zerwania więzi handlowych, zwłaszcza przerwania dostaw
surowców strategicznych. U zarania transformacji ustrojowej w Polsce jednym z najpilniejszych zadań stało się
więc poszukiwanie nowej koncepcji bezpieczeństwa państwa odpowiadającej zaistniałym przemianom. Jedną z
najbardziej kontrowersyjnych była idea „finlandyzacji kraju i obrony na wszystkich azymutach”. Oficjalnie
obowiązującą stała się jednak przyjęta przez KOK 21 lutego 1990 r. „Doktryna obronna Rzeczypospolitej Polskiej”.
Z góry zakładano, że będzie ona mieć przejściowy, tymczasowy charakter. Postępował proces rozpadu ZSRR i UW.
Prezydent RP gen. Wojciech Jaruzelski i Prezes Rady Ministrów Tadeusz Mazowiecki reprezentujący niegdyś
bardzo odległe opcje polityczne razem z ministrem spraw zagranicznych Krzysztofem Skubiszewskim realnie,
różnymi sposobami, zabiegali o rozwiązanie podczas konferencji „2+4” problemu tymczasowości zachodniej
granicy Polski. W jej ramach (bez udziału Polski) w dniu 12 września 1990 r. w Moskwie, ministrowie spraw
zagranicznych Stanów Zjednoczonych, ZSRR, Wielkiej Brytanii, Francji oraz RFN i NRD podpisali „Traktat o
4
ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec”, a 3 października tegoż roku nastąpiło zjednoczenie Niemiec. 14
listopada 1990 r. został podpisany traktat polsko niemiecki, w którym ostatecznie potwierdzona została granica na
Odrze i Nysie Łużyckiej.
Nową sytuację geopolityczną i strategiczno-militarną Polski zaczęły określać głównie dwa poziomy:
kontynentalny, z główną w nim rolą NATO i Unii Europejskiej oraz subregionalny, obejmujący przede wszystkim
relacje z sąsiadami. W nowej sytuacji wzrastała rola ONZ, KBWE, Północnoatlantyckiej Rady Współpracy i Sojuszu
Północnoatlantyckiego. Postawiono też na wieloraką współpracę sąsiedzką i regionalną (Traktat Weimarski
zawarty między Polską, Niemcami i Francją w dniu 28 sierpnia 1991 r. i Deklaracja Wyszehradzka o współpracy
Polski, Czechosłowacji i Węgier przyjęta w dniu 15 lutego 1991 r.). Wówczas też Europę i Amerykę Północną
zaczęto uważać za jednolity obszar bezpieczeństwa.
2 listopada 1992 r. Komitet Obrony Kraju pod przewodnictwem Prezydenta RP Lecha Wałęsy przyjął dwa
dokumenty ważne dla polityki bezpieczeństwa: Założenia polskiej polityki bezpieczeństwa oraz Polityka
bezpieczeństwa i strategia obronna Rzeczypospolitej Polskiej. W przygotowaniu projektów tych dokumentów
aktywny udział brał obecny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W następnych latach zastąpiono je często
zmienianymi strategiami bezpieczeństwa narodowego i strategiami obronności Rzeczypospolitej Polskiej. Od
czasu wejścia Polski do NATO (12 marca 1999r.) oraz wstąpienia do Unii Europejskiej (1 maja 2004r.) położenie
strategiczno-militarne kraju stało się stabilne i w miarę bezpieczne.
Od 11 września 2001 r., tj. od ataku terrorystycznego na World Trade Center i inne obiekty w Stanach
Zjednoczonych, zmieniło się postrzeganie zagrożeń bezpieczeństwa narodowego USA, a także innych państw, w
tym również Polski. W miejsce dotychczasowych zagrożeń „klasycznych” na pierwszy plan wysunęły się tzw.
zagrożenia „asymetryczne”. Zmieniły się zatem i koncepcje zapewnienia bezpieczeństwa. Zwiększyło się datowane
od 1997 r. zaangażowanie WP w operacjach NATO, włącznie z udziałem jednostek polskich w operacjach o
charakterze wojennym (Irak, Afganistan).
ROZBIEŻNOŚCI I WĄTPLIWOŚCI WOKÓŁ PROJEKTU.
Niezależnie od stopnia i logicznej kolejności wdrażania rekomendacji zawartych w Strategicznym Przeglądzie
Bezpieczeństwa Narodowego, już 3 kwietnia 2012 r. na posiedzeniu RBN poświęconym reformie dowodzenia i
szkolenia SZ RP zaproponowano głęboką transformację dotychczasowego systemu. Zamiast konstytucyjnego
ministra ON projekt przedstawił szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Na temat szkolenia zapadła cisza. W
przedstawianych propozycjach nie ma mowy o systemie kierowania, czyli o licznych departamentach oraz o
Inspektoracie Wsparcia SZ. Reforma ma właściwie polegać na zintegrowaniu trzech podstawowych funkcji
organów wojskowych: planowania strategicznego, dowodzenia ogólnego i dowodzenia operacyjnego. W
rezultacie ma dojść do redukcji liczby centralnych organów dowodzenia z obecnych siedmiu do trzech (Sztab
Generalny WP i dwa dowództwa Rodzajów Sił Zbrojnych: Generalne i Operacyjne). W tym miejscu pojawia się
wątpliwość: czy zasadna jest dość dowolna interpretacja konstytucyjnego zapisu, w którym użyto terminu
„Rodzaje Sił Zbrojnych”. Jak już wspomniałem, w wyniku Strategicznego Przeglądu… zarekomendowano
ewentualne rozluźnienie swoistego gorsetu w postaci literalnych zapisów konstytucyjnych na ten temat. Teraz
problemu już nie ma?
5
Ponadto, w ramach prezentacji reformy SKiD wbrew faktom przedstawia się obecną rolę SG WP. Nie jest żadnym
dowództwem, a pomocniczym organem sztabowym ministra ON (zob. art. 3.1 o kierowaniu działalnością
ministerstwa oraz art.7.1 – zakres działania szefa SG WP w dotychczasowej Ustawie o urzędzie Ministra Obrony
Narodowej). Zgodnie z duchem reformy SKiD ma on być organem planistycznym i nadal pomagać ministrowi ON w
kierowaniu Siłami Zbrojnymi RP (zob. art.6 pkt 2. projektu nowej Ustawy). Aby usunąć jedno sformułowanie („szef
SG WP dowodzi Siłami Zbrojnymi w imieniu ministra ON”, czyli że wraz z cywilnym ministrem ON sprawuje
specyficzną odmianę kierowania nimi), zaproponowano zmianę całego system dowodzenia. Czytając zakres
działania szefa SG WP w dotychczasowej Ustawie o urzędzie MON łatwo dostrzec, że to dowodzenie przez szefa
SG WP było raczej umowne. Nowa rola szefa SG WP przewidziana przez kierownictwo BBN nie odbiega od tego
daleko. Łaskawie pozostawia mu się nawet miano „pierwszego żołnierza” chociaż nazwanego symbolicznym,
mimo, że ma on reprezentować Polskę w strukturach wojskowych NATO. Ten symboliczny żołnierz ma też
nadzorować działalność Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i Dowództwa Operacyjnego Rodzajów
Sił Zbrojnych (co za dziwne nazwy), chociaż pozbawia się go narzędzi do pełnienia takiej roli. Podległy mu sztab
ma być bowiem organem wyłącznie planistycznym. Ma posiadać nawet Departament Planowania Rozwoju
Szkolenia (sic!) i wiele innych departamentów planowania. Liczba jednostek organizacyjnych w MON z mianem
„departament” znacznie więc wzrośnie. Sprawia to wrażenie urzędu mocarstwowego, ale merytorycznie słabego.
W rezultacie reformy będzie dwóch Dowódców Sił Zbrojnych RP i centralny organ sztabowy z rolą ograniczoną do
planowania. Stoi to w sprzeczności z zasadą jednoosobowego dowodzenia, na której bazuje istota wojska. Takie
rozczłonkowanie systemu może znacznie osłabić skuteczność dowodzenia. Tworząc projekt reformy SKiD
zapomniano chyba o negatywnych skutkach jego organizacji w okresie II Rzeczypospolitej (Generalny Inspektor Sił
Zbrojnych, Inspektorzy Armii, zmarginalizowany Sztab Główny). Przykłady osłabienia systemu dowodzenia
(wymuszonego lub z własnej woli ) i jego rezultatów są znane w historii (vide: pokonane Niemcy – lata 1920 i 1945
oraz Związek Radziecki – rok 1936 r.). Nie wydaje się, aby po 20 latach transformacji ustrojowej i budowy
demokracji w Polsce zaistniał chociaż cień podobnych powodów.
W wyniku tak zaprogramowanej reformy SKiD nie osiągnie się chyba zapowiadanego zmniejszenia organów
dowodzenia oraz ilości etatów generalskich, bo na czele z generałami w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił
Zbrojnych mają być utworzone cztery inspektoraty lub sztaby, a w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił
Zbrojnych zarządy tych rodzajów. Przysłowiowych wodzów więc raczej nie ubędzie, a Indian przybędzie może
batalion (tyle mniej więcej etatów szacuje się zaoszczędzić), ale bez poważniejszego ekwipunku. Jeśli mnie pamięć
nie myli, to po II wojnie światowej istniało w WP wiele Inspektoratów – m.in. kawalerii. W rozwoju kawalerii to nie
pomogło. Na początku lat 60. powołano w Polsce Inspektorat Lotnictwa, który z innych już przyczyn też szybko
przeszedł do historii. Miejmy nadzieję, że Inspektorat Wojsk Specjalnych, jaki powstanie zamiast ich dowództwa
doprowadzi do ich realnego rozwoju na miarę oddzielnego „Rodzaju Sił Zbrojnych”.
Moim zdaniem, poszukiwane oszczędności etatowe można uzyskać modernizując oba składniki obecnego
systemu, a nie tylko część wojskową (dowodzenie) pozostawiając bez zmian część cywilną (kierowanie). Założono
ponadto, że w niezmienionym kształcie i z obecnymi uprawnieniami nadal będzie funkcjonował Inspektorat
Wsparcia SZ (bez miana „rodzajów”).Wszystko wskazuje na to, że realizacja projektu szefa BBN dowodzenia nie
usprawni, a może go bardziej skomplikować, generując więcej niż kiedykolwiek sporów kompetencyjnych. Trzeba
6
dodać, że dodatkowy rodzaj sił zbrojnych (Wojska Specjalne) oraz organy dowodzenia i kierowania tworzono nie z
inicjatywy SG WP. Przy formowaniu Inspektoratu Wsparcia SZ zlikwidowano jedną z istotnych służb – czołgowo-
samochodową. Na szczęście błąd naprawiono, ustanawiając nawet jej święto. Być może trzeba też będzie
naprawiać system Wojskowych Oddziałów Gospodarczych (WOG).
DOBRE ZŁEGO POCZĄTKI?
Zaproponowane rozwiązanie ma doprowadzić do tożsamości pokojowych struktur kierowania i dowodzenia
ze strukturami wojennymi. Czyżby wracała „zimna” wojna, a ta „gorąca” znów „wisiała na włosku”? Siły Zbrojne
posiadają obecnie bardzo różny stopień gotowości (wysoki, zróżnicowany lub niski). Nikt dziś nie wymaga, aby na
przykład pułk czołgów wraz z jego zapasami materiałowymi opuszczał koszary w ciągu 60 minut. Przy aktualnym
definiowaniu rodzajów zagrożeń dla bezpieczeństwa, głównie jako asymetrycznych, argument o konieczności
posiadania pełnowymiarowego sztabu Naczelnego Dowództwa już w czasie pokoju trudno uznać za
przekonywujący. Istnieje niewątpliwie potrzeba przygotowywania kandydata na stanowisko Naczelnego Dowódcy
i to z uwzględnieniem pokojowego okresu służby i rotacji na stanowiskach generalskich. Stanowisko takie dawno
przewidziano w Konstytucji RP.
Sądzę, że problem można było i można jeszcze rozwiązać inaczej, chociaż wymaga to znacznego wysiłku
organizacyjno-mobilizacyjnego. Nie pomoże tu przysłowiowe „parcie na szkło” w celach związanych z „PR”.
Potrzebne są zapewne wielowątkowe i wielostronne konsultacje merytoryczne w gronach cywilno-wojskowych.
Można się na przykład zastanowić nad tym, czy bazy formowania sztabu Naczelnego Dowódcy nie może stanowić
powołane wcześniej Dowództwo Operacyjne uzupełniane mobilizacyjnie w okresie podwyższonej gotowości
obronnej państwa. Nawet w okresie zimnej wojny powszechną i zasadną praktyką było posiadanie etatów
pokojowo-wojennych. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że przy jego istnieniu na pozostałych
dowództwach spoczywa niemniej zadań. Wydaje się, że przy ocenie aktualnego i perspektywicznego zagrożenia w
postaci konfliktu zbrojnego i przy obecnym stanie ilościowym i możliwościach mobilizacyjnych wojska, tworzenie
dwóch dowództw szczebla centralnego będzie kosztowną przesadą. Od początku transformacji ustrojowej w
Polsce potencjał bojowy Wojska Polskiego zmienił się radykalnie. W rezultacie stopniowych redukcji w latach
1990–2012 w WP pozostało niespełna 700 czołgów, ok. 1280 transporterów opancerzonych, 1140 środków
artyleryjskich i rakietowych oraz ok. 970 środków OPL. Pozostała śladowa ilość okrętów bojowych i bardziej
nowoczesnych samolotów. Jest to znacznie mniej niż wynikało z ustaleń traktatów o konwencjonalnych siłach
zbrojnych w Europie ( CFE-1 z1990 r. i CFE-1A z 1992 r.).
Warto przypomnieć, że w ramach reform odtworzono Dowództwo Wojsk Lądowych, zintegrowano funkcjonujące
wcześniej odrębnie dowództwa Wojsk Lotniczych i Wojsk OPK, sformowano Dowództwo Operacyjne, Dowództwo
Sił Specjalnych, a także wiele nieistniejących wcześniej biur i departamentów w tzw. części cywilnej MON.
Rozformowano dowództwa okręgów wojskowych, tworząc Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. Wojsko stało się
zdecydowanie mniejsze, ale daleko mu jeszcze do oczekiwanej nowoczesności technicznej. Jego liczebność
etatowa zmalała do ok. 90 tys. zawodowych żołnierzy, aczkolwiek wielu z nich daleko jeszcze do profesjonalizmu.
Szkolnictwo wojskowe kształci i doskonali coraz mniej wojskowych. Dobrze, że obecny minister Obrony
Narodowej Tomasz Siemoniak usilnie próbuje naprawić ten stan rzeczy.
7
Warto się chyba przy tym wszystkim zastanowić, czy roli sztabu Naczelnego Dowódcy SZ na czas wojny nie
mogłoby przejmować nowe, skonsolidowane Dowództwo Generalne – jeżeli już koniecznie musi ono być
tworzone. W myśl założeń reformy wyrasta ono na organ, który pod względem zadań, struktury i potencjału
przerośnie dawny Główny Zarząd Szkolenia Bojowego i dotychczasowy Sztab Generalny WP. Na pewno będzie
ono mogło sprostać dowodzeniu bieżącemu i „kryzysowemu” oraz przygotowaniu sztabu ND SZ na czas wojny. W
każdym przypadku niezbędne będzie utrzymywanie w czasie pokoju kompletu odpowiednich jednostek
zabezpieczenia dowodzenia (zwłaszcza łączności i transportu). Jednak nie wiadomo, dlaczego Dowództwo
Garnizonu Warszawa z podległymi jednostkami zamierza się podporządkować symbolicznemu (określenie z
dokumentów BBN) pierwszemu żołnierzowi, czyli szefowi SG WP, a nie żadnemu z wymienionych dowódców. W
czasie pokoju lub kryzysu oddzielne i „pełnokrwiste” Dowództwo Operacyjne może nie być dociążone i
„oczekiwać” na konflikt lokalny lub wojnę na dużą skalę. Natomiast w czasie ich trwania nie zdoła ono chyba
pracować w całodobowym reżimie i trzeba go będzie wzmacniać, a nawet uzupełniać (straty sanitarne i
bezpowrotne). Ponadto na czas wojny niezbędne będzie zapewnienie żywotności polowego systemu dowodzenia,
chociażby przez organizowanie zapasowego stanowiska dowodzenia ND (ZSD ND). Czy taką potrzebę
uwzględniono – nie wiadomo. Na koniec dodam, że każda wojna weryfikowała najdoskonalsze koncepcje i plany.
Po wnikliwym zapoznaniu się z projektem reformy SKiD odnosi się wrażenie, że wbrew słusznym postulatom
naukowym (tworzenie systemu obronnego państwa adekwatnego do zagrożenia zewnętrznego), znaleziono
zagrożenie wewnętrzne. Wygląda na to, że w mniemaniu niektórych urzędników BBN stanowi go Sztab Generalny
WP. Wśród uzasadnień wskazujących na konieczność reformy, szef BBN przypisuje mu omnipotencję
kompetencyjną przeszkadzającą w myśleniu strategicznym, zapominając o tym, że kilkakrotnie zmieniano jego
strukturę, zadania i uprawnienia. Nie pomagało mu to w strategicznym myśleniu, bo zbyt często, średnio raz na 2
lata, musiał się zajmować samym sobą. Oficerów SG WP nie można posądzać o brak kompetencji. Dysponują oni
niezbędną wiedzą teoretyczną i praktyką. Aby Sztab Generalny mógł być postrzegany jako przysłowiowy „mózg
armii” należało go, być może, wzmocnić oficerami ze stopniami i tytułami naukowymi. Z nieznanych powodów nie
zrobiono tego. Stopniowo zaczęli w nim dominować oficerowie z przewagą praktyki, bo teoretycy woleli
pozostawać poza tą instytucją. Warto tu wspomnieć, że rozległe uprawnienia i zadania jakie SG WP miał do 1990
r. nie przeszkadzały mu w myśleniu strategicznym. Tak na przykład założenia obronne państwa generował Oddział
Planowania Strategiczno Obronnego w Zarządzie Operacyjnym SG WP. Łączył z tym także obowiązki związane ze
współpracą SG WP ze strukturami ZSZ Układu Warszawskiego. Oddział ten i jego zadania szef BBN zna bardzo
dobrze, bo służył w nim w czasach gdy kierował nim jeszcze płk R. Kukliński (zob. List otwarty S. Kozieja do posłów
PiS z dnia 29 stycznia 2013 r.)
W ramach popularyzacji reform SKiD twierdzono, że SG WP był dotychczas autonomicznym najwyższym
organem wojskowym. Nie jest to prawdą. Twórcy projektu reformy zapomnieli chyba, że od 1996 r. jest on częścią
składową urzędu cywilnego Ministra ON. Dodam, że SG WP „wyręczały w myśleniu” niektóre nowe urzędy
tworzone w strukturze urzędu MON (na przykład Departament Systemu Obronnego, któremu przypisano część
kompetencji SG WP) oraz powoływani lub samozwańczy doradcy ministra, zwłaszcza gdy Siłami Zbrojnymi
kierował on bezpośrednio przez dowódców RSZ, z pominięciem SG WP. Wśród innych argumentów mających
uzasadniać potrzebę reformy szef BBN eksponuje prawne ubezwłasnowolnienie ministra ON, a nawet straszak w
8
postaci niebezpieczeństwa dla cywilnej kontroli nad siłami zbrojnymi. Od 1997 r. na jej stan nikt się nie skarżył ani
w kraju ani za granicą (czy może w strukturach NATO?), ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Zmiany w SKiD mają
wzmocnić wspomnianą kontrolę. W niektórych środowiskach wywołuje to konstatacje zgoła odmienne. Na
przykład były wiceminister ON Romuald Szeremietiew twierdzi, że ulegnie rozmontowaniu obecny konstytucyjny
system cywilnej kontroli (…) istnieje groźba użycia wojska do przejęcia pełni władzy w Polsce. Pewno to osąd zbyt
radykalny. Niestrawny obiad poligonowy z 30 września 1994 r. bezpowrotnie przeszedł do historii. Na razie można
odnieść wrażenie, że to kierownictwo BBN dysponuje omnipotencją kompetencyjną wpływającą na prawne
ubezwłasnowolnienie ministra ON i Sztabu Generalnego WP. Jednak w obecnym systemie ustrojowym Polski nie
tylko SG WP, ale także BBN nie może samym sobie być sterem, żeglarzem i okrętem, tworząc niezależne strategie i
programy. Obie instytucje noszą pomocniczy charakter. Istnieją jeszcze ważniejsze instytucje i inne strategie,
które muszą być spójne, a nad tym czuwa chyba Rada Ministrów i Parlament Rzeczypospolitej Polskiej. Oprócz
zasady jednoosobowego dowodzenia, która nie stoi w sprzeczności z zasadą cywilnej kontroli, wojsku potrzebna
jest stabilna wizja reform. Nie sposób nie zauważyć, że na funkcjonowanie SZ RP po transformacji ustrojowej
ujemny wpływ miały częste zmiany koncepcji ich reformowania. Miało to związek z równie częstymi zmianami na
kierowniczych stanowiskach w MON. Niemal po każdej z nich „resetowano” programy uruchomione przez
poprzedników. Od początku przemian ustrojowych w Polsce stanowisko to piastowało kolejno 13 osób (w tym
Piotr Kołodziejczyk i Janusz Onyszkiewicz – dwukrotnie). W wielu przypadkach czas pełnienia tej funkcji był bardzo
krótki i wynosił od 4 (Jerzy Milewski) do 6 miesięcy (Jan Parys), czasem1,5 roku (Aleksander Szczygło). Jeden z
wiceministrów obrony narodowej kierował resortem zaledwie 2 tygodnie. Piotr Kołodziejczyk był ministrem
obrony narodowej przez 2,5 roku. Najdłużej, około 4 lat, kierowali resortem Janusz Onyszkiewicz i Jerzy
Szmajdziński. To w tym czasie w Siłach Zbrojnych przeprowadzono wiele zmian systemowych i skutecznie
wdrożono zasadę cywilnej i demokratycznej kontroli nad nimi. Po drodze było z tym trochę przesady, a nawet
satyrycznych sytuacji. Jeden z cywilnych dyrektorów generalnych MON niemal komisarycznie usiłował wpływać na
decyzje cywilnego ministra Janusza Onyszkiewicza dotyczące SZ lub nawet je zmieniać. Przy tym postulował on
uparcie likwidację pionu szkolenia w wojsku (sic!). Warto podkreślić, że był to godny pożałowania epizod. Dla
procesu głębokich przemian w wojsku bardzo istotne znaczenie miało uchwalenie Konstytucji RP z 2 kwietnia
1997 roku. Trzeba też podkreślić, że przełom w finansowaniu potrzeb wojska nastąpił wraz z przyjęciem przez
Radę Ministrów w styczniu 2001 roku „Programu przebudowy i modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP w latach
2001-2006”. Założono w nim stałe obciążenie gospodarki wydatkami obronnymi na poziomie 1,95 % PKB. Zostało
to zaakceptowane przez Sejm i pozwoliło na rozpoczęcie zmian w strukturze wydatków wojska (zmniejszenie tzw.
wydatków wegetacyjnych, zwiększenie wydatków majątkowych). Dzięki temu można było rozpocząć pogłębiony
proces modernizacji technicznej sił zbrojnych. Mówiąc o częstych zmianach na stanowiskach w MON i
„zerowaniu” wcześniej podjętych programów, trzeba też zauważyć częste zmiany priorytetów przyjmowanych w
kolejnych wersjach strategii bezpieczeństwa – od strategii „silnej, powszechnej obrony terytorialnej”, przez
strategię ekspedycyjną do obecnego preferowania obrony własnego terytorium. Za najważniejszy filar
bezpieczeństwa uznano w końcu własny potencjał obronny.
Łatwo zauważyć, że po 1990 r. uwidoczniła się inspiratorska rola kilkuosobowego, swoistego wędrownego
„centrum” (AON – Departament Systemu Obronnego MON – BBN), generującego kolejne wersje strategii
9
bezpieczeństwa narodowego i strategie obronności, a także różne warianty reformy, a zwłaszcza głęboką redukcję
Sił Zbrojnych RP. Ze względu na częste zmiany władz politycznych i charakter owego „centrum”, niebędący
państwowo-centrycznym, wypracowane projekty rozwiązań do stabilnych nie należały. Wiadomo, że każdy
wariant strategii bezpieczeństwa narodowego musi być ściśle powiązany ze strategią rozwoju kraju. Jak stwierdził
szef BBN (Wyzwania transformacyjne bezpieczeństwa Polski, „Bellona” 2010, nr 2), kolejne wersje strategii
bezpieczeństwa narodowego przyjmowane po 1990 r. musiały być poddawane ciągłym zabiegom naprawczym
(brak było prawa obronnego, lata te zostały w zasadzie zmarnowane).W działaniach praktycznych skupiano się
więc na reformowaniu tylko jednego spośród składników bezpieczeństwa narodowego, tj. militarnego, a głównie
na redukcji wojska. Trzeba przyznać, że z inspiracji obecnego szefa BBN, wokół spraw obronności kraju rozpoczęło
się systemowe działanie. W rozwinięciu dokumentów z 1992 r., w 1996 r. Departament Systemu Obronnego MON
we współpracy z innymi instytucjami opracował „Polityczno strategiczny plan obrony Rzeczypospolitej Polskiej”.
Został on przyjęty przez rząd i prezydenta. Po jedynej grze strategiczno obronnej odbytej w 2002 r., 12 marca
2004 r. Prezydent RP na wniosek Prezesa Rady Ministrów podpisał postanowienie o wydaniu „Polityczno-
Strategicznej Dyrektywy Obronnej”. Jednak o wiele łatwiej było te dokumenty opracować, niż zapewnić
odpowiednie warunki do ich realizacji. Nie udało się na przykład uruchomić programowania pozamilitarnych
przygotowań obronnych. Jak określił szef BBN, było to w istocie programowanie życzeniowe, zupełnie oderwane
od rzeczywistości (S. Koziej, Obronność Polski w warunkach samodzielności strategicznej lat 90. XX wieku,
„Bezpieczeństwo Narodowe” 2012, nr 21). Szybko okazało się, że życzeniowy też charakter miało hasło armia
mniejsza ale lepsza. Wraz z upływem czasu wygasła ożywiona działalność MON wokół spraw obronnych.
Bezpieczeństwo militarne zaginęło wśród innych składników bezpieczeństwa narodowego. Czy zniechęcono się
może brakiem zrozumienia i sukcesów? Strategie najwznioślej formułowane, ale pozbawione prawnego i
materialnego fundamentu, mogą się okazać zwyczajnym pustosłowiem.
REFLEKSJE KOŃCOWE.
Program obecnej reformy SKiD „kiełkował” praktycznie już od początku XXI wieku. Niedawno dopięto go w
wielkim pośpiechu. Zamiast prawdziwych konsultacji odbył się właściwie cykl jego prezentacji w mediach i w
ramach Strategicznego Forum Bezpieczeństwa w BBN (chyba 5-6 spotkań). Zabrakło czasu – a może przede
wszystkim woli – aby założenia reformy przetestować w różnorodnych formach, przeprowadzić odpowiednie
symulacje i gry decyzyjne o charakterze strategicznym, także z udziałem doświadczonych dowódców i oficerów
sztabów. Projekt założeń do ustawy o zmianie ustawy dotychczasowej konsultowano z ośmioma różnymi
podmiotami, w tym tylko z jednym wojskowym – Konwentem Dziekanów Korpusu Oficerów Zawodowych Wojska
Polskiego. Nie uznano za stosowne zapytać o zdanie innych środowisk wojskowych oraz najliczniejszej organizacji
zrzeszającej wielu doświadczonych oficerów, jaką jest Związek Żołnierzy Wojska Polskiego. Nie wiadomo, dlaczego
tak się stało, ale pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż dawno już zamilkło znane hasło: „Balcerowicz musi
odejść”. Jednak podobna idea od wielu już zdaje się towarzyszyć budowie systematycznej opozycji wobec Sztabu
Generalnego WP – i to niezależnie od tego, kto był lub przestał być jego szefem. Nie wiadomo, dlaczego wręcz
bezgranicznym brakiem zaufania obecny szef BBN od dawna darzy Sztab Generalny WP głosząc, że przecież on
sam nie może się zreformować. Natomiast sam autor tej tezy, bez pomocy z zewnątrz, na podstawie własnego
pomysłu, gruntownie zreformował BBN. Fakty świadczą o tym, że pod hasłem joint, na podstawie decyzji
10
politycznych, wbrew głoszonym opiniom SG WP reformował się dotychczas już wielokrotnie i to bez
najmniejszego oporu. Istnieje dość powszechne przekonanie, że w projekcie reformy SKiD nie uwzględniono
koalicyjnych aspektów pokojowego i wojennego systemu dowodzenia, bo kierownictwo BBN nie przedstawiło
dotychczas przykładów organizacji tego systemu w innych państwach należących do NATO i porównywalnych z
Polską. Nie wiadomo, w jakim stopniu uwzględniono doświadczenia z kilkuletniego już funkcjonowania korpusu
międzynarodowego. Jego sformowanie i działalność nie służą chyba propagandowym, a praktycznym celom.
Powoływanie się szefa BBN (i to nie do końca) na rozwiązania amerykańskie, gdzie istnieją ministerstwa
(sekretarze) poszczególnych rodzajów sił zbrojnych nie można uznać za zasadne. Istnieją tam na przykład sztaby
rodzajów sił zbrojnych, a ponadto Połączony Komitet Szefów Sztabów z rotowanym przewodniczącym. Poza tym
Stany Zjednoczone są potęgą gospodarczą i militarną, i angażują się w operacje militarne i tajne tam, gdzie uznają
zagrożenie dla swoich globalnych interesów. Rozwiązania brytyjskie lub francuskie uwzględniające posiadanie
terytoriów zamorskich też nie są do naśladowania w Polsce. Nie pasują też chyba rozwiązania czeskie, słowackie, a
tym bardziej litewskie. Model niemiecki jest podobny do istniejącego obecnie w Polsce. Trzeba też zauważyć, że
mimo różnorodnych narodowych modeli kierowania i dowodzenia nie istnieje problem dowodzenia
sojuszniczego. W podstawowych sferach działalności są one kompatybilne.
Zaproponowana reforma stoi w sprzeczności z wymogiem racjonalnego gospodarowania budżetem MON
(1,95 % PKB na doskonalenie obrony powietrznej, w tym na budowę obrony przeciwrakietowej, rozwój
zinformatyzowanych systemów walki i wsparcia, zwiększenie mobilności wojsk lądowych, głównie śmigłowcowej i
konsolidację organizacyjną wyższego szkolnictwa wojskowego). Proponowane rozwiązanie nie tylko nie jest
zasadne, ale najmniej racjonalne i najbardziej kosztowne. Według wstępnych szacunków koszty osobowe (poza
wynagrodzeniami) w 2014 r. wyniosą około 100 milionów 604 tys. zł. W tymże roku koszt wejścia w życie projektu
ustawy (uposażenie żołnierzy, dodatkowe uposażenie roczne, należności płacone z tytułu odejścia na emeryturę)
wyniesie około 104 miliony 358 zł (więcej niż roczny fundusz kościelny). Trudno policzyć jakie koszty wynikną z
nieuchronnych przeprowadzek i modernizacji obiektów oraz różnych systemów zabezpieczających i obsługowych.
Z doświadczeń wynika, że kosztorysy końcowe zazwyczaj znacznie przekraczają początkowe szacunki. Już na
starcie nie policzono chyba kosztów funkcjonowania specjalnego etatowego zespołu do spraw reformy – mimo, że
SG WP dysponuje doskonałym potencjałem do szczegółowego opracowania rozwiązań kompetencyjnych i
organizacyjno-etatowych. Łatwo natomiast obliczyć, ile egzemplarzy nowoczesnego uzbrojenia można nabyć za
wymienione chociażby lekceważone kwoty. Projektodawcy zmian nie liczą się z kosztami innej, jeszcze ważniejszej
natury. Zamierzona reforma wzbudza niepokój i spustoszenie wśród oficerów zawodowych formowanych już
zgodnie ze standardami NATO („natowskiego pokolenia”), którzy nie widząc stabilizacji i nie wiedząc co ich czeka,
przedwcześnie odchodzą z szeregów wojska. Czy notoryczni reformatorzy nie obawiają się, że z czasem Indianie
pozostaną bez Wodzów i z przestarzałym ekwipunkiem? Skoro perspektywa ekstremalnego zagrożenia jest dość
odległa, to czy nad przedstawionym projektem nie warto się raz jeszcze zastanowić? Szkolenie w systemie joint
przy dobrej organizacji możliwe jest już teraz. Wojsko Polskie nie jest pozbawione doświadczeń w tym względzie.
Twierdzić, że tak nie jest, może tylko ten, kto nie brał udziału chociażby w ćwiczeniach armijnych lub frontowych
(także podczas studiów w kraju i za granicą) albo w treningach związanych z operacją przeciw powietrzną, kiedy
niezbędne było dowodzenie formacjami różnych rodzajów sił zbrojnych i rodzajów wojsk prowadzących wspólne
11
działania. Wspomnianą na wstępie zasadę H. von Moltke w Wojsku Polskim nazywanym ludowym dawno już
znano. Bez wiedzy i doświadczenia w tej dziedzinie trudno było ukończyć studia w ASG WP. W tym miejscu
pozwolę sobie na mały żart. Otóż pojmując zasadę joint tak jak ją się przedstawia w procesie popularyzacji
reformy SKiD, najlepiej było by całe wojsko skonsolidować (skupić) w jednej bazie. Stanowiło by wtedy wspaniały
cel do zniszczenia jednym uderzeniem. Ale nie o to chyba chodzi. Szkoda, że oprócz troski o joint kierownictwo
BBN nie martwi się o potencjał bojowy jaki będzie miał do dyspozycji Naczelny Dowódca w czasie wojny, że
załamała się koncepcja tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych. Chociaż rezerwistów mamy pod dostatkiem, to
od wielu już lat nikt ich nie szkoli i niewielu oficerów spoza SG WP posiada wiedzę i umiejętności dotyczące
systemu mobilizacyjnego sił zbrojnych.