Biblioteka Narodowa
Antologia poezji dziecięcej
Wybrał i opracował Jerzy Cieślikowski
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Wrocław 1981
Wstęp
1. Co się pospolicie za wiersze i poezję uważało.
Z popularnym i obiegowym sformułowaniem: "to jest wierz" - spotykamy
się
od dzieciństwa. "Powiedzieć wierszem" albo "do wiersza" - znaczy
powiedzieć
"do rymu", a znów powiedzieć "do rymu" znaczy powiedzieć "do słuchu"
czy
"do słuchania". "Wierszem" mówić albo "poezjować" znaczy: wyodrębnić
z mowy
zwyczajnej, tej, którą posługujemy się w komunikacji potocznej, inny
sposób
mówienia, nadający słowom i zdaniom wartości samoistne. Mówić
"wierszem" -
to znaczy najczęściej mówić - "ładnie", z użyciem takich słów i fraz
zdaniowych, jakich się w mowie zwyczajnej nie używa, a które w wierszu
są
potrzebne dla wyrażenia uczuć i sensów osobliwych, świętalnych, albo
wzniosłych i poważnych lub nawet i żartobliwych ale dowcipnych. Taka
prymarna, podstawowa wiedza o poezji znane jest już i dziecku, bo
najwcześniejszym utworem literackim, z którym się dziecko spotyka i
spotykało, był - obok bajki - wiersz. Wierszem dorośli przemawiali do
niemowlęcia, gdy go zabawiali mówiąc:
chodzi rak nieborak
wierszem śpiewano mu do snu:
aaa...
kotki dwa...
Z wierszem spotykało się dziecko w pierwszym redagowanym dla niego
pisemku, w pierwszej ofiarowanej mu książeczce. Literackość bowiem, w
jej
najbardziej pospolitym rozumieniu, jest mówieniem albo pisaniem "do
wiersza". Rola poety jest najwcześniejszą, i do dziś w środowiskach
nieuczonych naturalną rolą literacką. W naiwnym przeświadczeniu umieć
mówić
do rymu i do śpiewu - znaczyło być lub zapowiadać się na poetę. Szkolny
folklor zna takie powiedzenia i przezwania, które bywały zarówno
aprobatą
jak i ośmieszeniem "poety-wierszoklety".
Uczyńmy uwagę, że ku zabawie, ku rozweseleniu innych, a i również
zaimponowaniu własnym konceptem było wszelkie oracje weselne, czy z
innych
okoliczności, najładniej i najzgrabniej wierszem wygłosić. W ludowej
świadomości - mówić pięknie - to mówić wierszem, a również mówić tak,
aby
to utkwiło w pamięci. Stanisław Pigoń przytacza taki dwuwiersz
mnemotechniczny:
Więc w imię Boże nich pióro kreśli
Wierszem, by lepiej utkwiło w myśli.
Podobnie "ładnie" przyśpiewkę było zrymować i zaśpiewać, zrobić
wierszem
wpis do pamiętnika, inaczej i z niemiecka zwanego sztambuchem.
Zwłaszcza
poetyka szkolnego folkloru jest bogata w teksty "do wiersza", w stylizacji
i pastisze tekstów dorosłych, zwłaszcza tych, które były poważne i
kanoniczne. Folklor szkolny obfitował w makaronizmy polsko-łacińskie,
niemieckie, francuskie, rosyjskie, w wierszowane formułki
mnemotechniczne,
w poezję pure nonsense. Ten zwłaszcza ostatni rodzaj, obok proweniencji
szlacheckiej i chłopskiej, był szkolnej, żakowskiej. Świadczy o tym m.in.
dedykacja dzieł pisanych przez duchownych oraz profesjonalnych
pedagogów i
wychowawców. Jak choćby dzieło proboszcza katedralnego krakowskiego
Wacława
Sierakowskiego, dla którego poezja:
jest to szlachetna sztuka składania wierszy w pewnej udecydowanej liczbie
sylab, a zatem najstosowniejsza do najrozkoszniejszej i najmilej
rozrywającej rodzaj ludzki zabawy głosem, to jest śpiewania, tak dalece,
że
jedno z muzyką czyni ukontentowanie do zadziwienia (W. Sierakowski,
Igraszki uczonego dowcipu czyli rozmaitość gustu tworzenia wierszów).
W dziele tym, po przytoczeniu wzorów z poetów łacińskich i z Boileau,
następuje część "igraszek uczonego dowcipu", które tu zostały zebrane
"dla
szkolnej młodzi". Mowa tu o żakach, nieraz już i pod wąsem, ale
odnotujmy
ten nurt poezjowania - żartobliwy i przewrotny, ku zabawie - bo choć
dopiero późno pojęty przez literaturę oficjalną dla dzieci, wychodzącą
drukiem, wcześniej stanowić będzie nieoficjalny, ludyczny wzorzec
wierszowania dzieciom.
Wiersz dziecku najwcześniej objawiał się w śpiewie, w melodii słowa i w
muzyce: w kościele, na różnych wiejskich obrzędach, w pracy i w
zabawie, w
czasie wesela i pogrzebu, a i wtedy, gdy dorośli śpiewali dzieciom dla nich
samych. Literackość, w tym jej pierwszym wyobrażeniu, była śpiewaniem,
była
samą śpiewnością. Dziedziczka lutni Kochanowskiego - ojca i poety -
swoje
uzdolnienia poetyckie wypowiadała w śpiewaniu:
Nowe piosenki sobie tworząc, nie zamykając
Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając (J. Kochanowski, Tren VI).
Grzegorz w "Kordianie" Słowackiego, stary sługa i wiarus, zapytuje swego
panicza Kordiana, jaką ma mu bajkę opowiedzieć: "Chcesz pan tej, co się
gada? czy tej co się śpiewa?...
Gadana - to była bajka narracyjna, bajka prozą podczas gdy śpiewana - to
poetycka, zinstrumentowana rytmem i rymem. Niemiecki poeta
romantyczny
Clemens Brentano wspomina z własnego dzieciństwa: "Ich konnte oft den
Abend
nicht erwarten, wenn Sie (die Mutter) die Wundermarchen uns gesungen"
(Często nie mogłem doczekać się wieczoru, gdy ona (matka) cudowne
nam
baśnie śpiewała".
Wiersz w szkole był wierszem wydrukowanym w książce i utworem do
czytania. Najwłaściwiej było go mówić czy czytać głośno, stojąc. Był
bowiem
do nauczenia się na pamięć i do recytowania go publicznie. Inaczej niż
powieść, zawsze drukowana w książce, którą najlepiej czytało się po
cichu,
siedząc, albo jeszcze lepiej - leżąc. Wiersz, który był wydrukowany w
książce, wyglądał inaczej niż kartka zadrukowana zwyczajnie. Tradycyjny
wiersz sylabotoniczny, zwrotkowy, układał się w "słupki". Już sam więc
jego
wygląd był porządkiem rytmicznym, jakby "klockowym". Jego zwrotkowa
powtarzalność utożsamiała się z jego śpiewnością. Podczas gdy znów
wiersz
współczesny, a szczególnie ten, który był wydrukowany w edytorsko
ambitnej
książce dla dzieci, graficznie odwołuje się bardziej do sensów. Obrazek, w
jaki się układa zadrukowana kartka dla dziecka nie umiejącego jeszcze
czytać, już jakby swoim wyglądem opowiada treść wiersza. W ten sposób
"obrazek" wiersza, wydrukowany literami o różnej wielkości, o różnym
wykroju i kolorze, "namalowany" ze słów ustawionych w linijkach o
różnej
długości, w różnych od siebie odstępach, kieruje uwagę na siebie samego.
Dla dziecięcego odbiorcy wiersz może więc być także figurą, zrobioną z
liter i ze znaków przestankowych.
Wiersze można więc rozpoznawać słuchowo i wzrokowo. tylko taką ich
identyfikacją się zadowolić. Ale są to rozpoznania, chociaż i naturalne, i
spontaniczne, to jednak właściwe tylko dziecku oraz naiwnemu i
niewykształconemu odbiorcy.
Na literaturę dla dzieci mniejszych, do lat mniej więcej
ośmiu-dziewięciu, składają się przede wszystkim wiersze. Wiersze i
jeszcze
bajki (bajki magiczne, nazywane również baśniami) są często wierszem
pisane. Można więc powiedzieć, że literatura "dla najmłodszych" - jak się
ją nazywało kiedyś, a i teraz tak mówi - to poezja, wiersze albo rymy. A
wiadomo jest na ogół - pisze Lucylla Pszczołowska - że przez długi czas
rym znaczył to samo co wiersz. Nazwa zbiorku "Setnik rymów
duchownych"
Sebastiana Grabowieckiego, wydanego w roku 1590, oznaczała więc, że
książka
zawiera wiersze o treści religijnej, a bynajmniej nie stanowiła wyrazu
poglądów autora na naturę samych rymów w jego wierszach. To
oznaczenie rymu
- obok oczywiście dzisiejszego - przetrwało dość długo. Jeszcze Pan
Beniowski u Słowackiego "na gitarze grał i rym śpiewał włoski". A kiedy
Kazimiera Iłłakowiczówna w dwudziestoleciu międzywojennym dała
swojemu
zbiorkowi wierszy tytuł Rymy dziecięce, to nawiązywała do owego
dawnego,
podwójnego znaczenia wyrazu "rym".
Więc rymy. I same dzieci lubią rymować. W ich folklorze - czyli w
bezimiennej i spontanicznej twórczości dzieci, zapisywanej przez
zbieraczy
- sporo znajdziemy takich tekstów. Nazywamy je nawet rymowankami.
Podsumujmy: ponieważ teksty rymowane, "do wiersza", były najbardziej
naturalne dziecku, a i mówić do dziecka - aby je pouczyć, zabawić i
wzruszyć - wierszem wydawało się najbardziej właściwe - literatura dla
dzieci, w ogromnej swej większości - wierszem była pisana.
II. Najstarsza poezja dla dzieci
Stanisław Jachowicz, pierwszy, który pisał dla dzieci, był o dwa lata
starszy od Mickiewicza. Był skromny. Nie uważała się za poetę, ale za
wychowawcę i nauczyciela. Takim był zresztą z zamiłowania i z zawodu.
Swoje
wierszowane utwory nazywał różnie: bajkami, bajeczkami, obrazkami,
powiastkami, ale i również "zabawkami" oraz "żarcikami". Odróżniał
jednak
bajkę - apolog w stylu Ezopa, od "bajki dla dzieci", którą nazywa chętnie
bajeczką. Pisze np. tak:
Dzieci nie znają się na wykwintności rymu, ja dla nich piszę, nie będą
ode mnie tego wymagały; to tak podobne do tego, co same sobie czasem
ukleją. Powtórzą, zaśpiewają moją bajeczkę, a ja tego pragnę, bo ja dla
nich pisałem.
Użycie poetyckiej formy dla bajeczki, powiastki, obrazka było dla
Jachowicza i dla poetów pedagogów tego czasu środkiem bardzo
sprawnym dla
przekazania nauki moralnej. Służyły temu nie tylko rym, ale muzyka i
śpiew.
W 1854 roku wychodzą "Śpiewy dla dzieci" z wierszami Jachowicza, tym
razem
z ułożonymi do nich melodiami. O tym zbiorku pisał Józef Sikorski: "u
nas
pierwej niż gdzie indziej muzykę jako pomocnicę do wychowania dzieci
wezwano..." A dalej czynił znamienną uwagę, że nuta, melodia - jak rym -
przypominają wypadki, okoliczności i osoby zapomniane:
Ileż to razy wyrazów piosenki niegdyś śpiewanej przypomnieć sobie nie
można aż za pomocą melodii, z którą się one zrosły? Więc muzyka jest
przynajmniej jednym ze środków mnemoniki, a więc cele pedagogiczne
popiera.
Tak więc takie środki artystyczne jak muzyka, mowa wiązana w
twórczości
dla dzieci, zostały wciągnięte w służbę celu głównego jakim było
wychowanie
moralne.
Podkreślmy, że dla pierwszej formacji literatury dla dzieci w Polsce -
bajeczka, bajka oraz krótka powiastka, czyli gatunki małej epiki
dziecięcej, gdy były pisane wierszem, zaliczano je do poezji dydaktycznej.
Temu rodzajowi, nazywanemu czwartym, nie przysługiwał status poezji
wysokiej - jak eposowi, liryce i dramatowi. Owe wierszyki pisane dla
dzieci
były traktowane jako sprawny, a czasem nawet i wdzięczny, niemniej tylko
środek wychowawczej perswazji. Miały wartość przede wszystkim
instrumentalną. Prawdziwą natomiast poezję stanowiły utwory
przepisywane z
literatury dla dorosłych do książek dla dzieci. Tak się stało np. z
"powrotem taty" Mickiewicza, przedrukowywanym już od 1827 r. w
podręcznikach szkolnych i książkach dla dzieci.
Przez cały więc wiek XIX na literaturę dla najmłodszych składały się dwa
rodzaje tekstów: teksty pisane specjalnie, w większości przez pedagogów
oraz teksty wybrane z poezji ogólnej, przedrukowane do książek dla dzieci
i
do podręczników szkolnych.
Te pierwsze stanowiły literaturę stosowaną i aż do wystąpienia Marii
Konopnickiej, czyli do końca lat osiemdziesiątych, bez większych ambicji
artystycznych.
"Bajki" Jachowicza - ten termin był najbardziej wtedy i potem
uniwersalnym przezwaniem jego utworów dla dzieci - stały się swoistym
wzorcem wiersza dla dzieci, dydaktycznym i z morałem. Moralizatorskie
formułki bajki Jachowicza są weryfikowane w duchu współczesnych
prądów
pedagogicznych, jak np. filantropistów, i pisane z wyraźnym adresem
społecznym dziecka. Adresatami są bowiem dzieci środowisk o znacznej,
czasem nawet wysokiej kulturze i statusie materialnym. Satyra
Jachowiczowskich bajek wytyka dzieciom łakomstwo, wybredność,
nieposłuszeństwo i niegrzeczność wobec dorosłych i służby, okrucieństwo
wobec zwierząt, lenistwo w nauce - a to są najczęściej wady dzieci
społecznej góry.
Świat, przestrzeń zdarzeń tych bajek jest przestrzenią kameralną.
Najczęściej dzieje się wszystko w mieszkaniu lub w ogrodzie, w trakcie
zabawy lub przechadzki, na wycieczce po mieście lub do Lasku
Bielańskiego.
W tej raczej "miejskiej" przestrzeni dzieci niegrzeczne plamią sukienki,
nie myją rąk i uszu, niszczą książeczki, natomiast grzecznie dzielą się
bułeczką z rybkami i dają zaoszczędzony grosik ubogiemu. W tym
gatunku
poetyckim stworzył Jachowicz wiersz będący portretem wad dziecięcych.
Stał
się on wzorem wiersza-bajeczki dydaktyczno-moralizatorskiej,
ukierunkowanej
na satyryczną najczęściej, przedrzeźniającą identyfikację bohatera z
odbiorcą. Niewątpliwy walor artystyczny wielu z tych portretów-karykatur
dał tym utworom długą, przez kilka pokoleń trwającą popularność i
wartość
pragmatyczną. W mniemaniu o sobie skromny poeta w tym gatunku czuje
się
mocny, gdy przestrzega, że niegrzecznych włoży do swoich bajek
I wsadzą na całe życie,
Za sto lat tam się ujrzycie!
Jachowiczowska formacja wiersza w typie "Pan kotek był chory", czy
"Swawolny Tadeuszek", będzie miała swoją liczną progeniturę aż do dziś.
Czasem rozbłyśnie świetnym blaskiem w takich wierszach jak "Stefek
Burczymucha" Konopnickiej, "Zosia Samosia" Tuwima czy "Leń"
Brzechwy.
Prawie równolegle do wierszy pisanych w poetyce rodzaju czwartego -
poezji moralizatorsko-dydaktycznej - pojawia się nurt wierszy, pisanych w
duchu romantycznym, sięgający do ludowego folkloru. "Szkółka dla
dzieci"
wychodząca w latach 1850-1855 w Poznaniu pisemko pod redakcją
wielkopolskiego pedagoga Ewarysta Estkowskiego, przedrukowuje
konsekwentnie
wiersze poetów stanisławowskich, ale również i poetów romantyzmu.
"Czytajcie pilnie poetów naszych - pisze Estkowski. - Młodemu tak jest
potrzebna poezja, jak pokarm ciału". W "Szkółce" drukowano m.in.
wiersze
Teofila Lenartowicza, z tych niektóre weszły na stałe do książek i
podręczników szkolnych, jak "wiersze dla dzieci".
W roku 1862 wychodzą "Piosenki wiejskie dla ochronek z Przygrywką"
podpisane nazwiskiem Lenartowicza. "Piosenka wiejska", utwór literacki,
stylizowany na ludowy i pomyślany dla ludowego odbiorcy, stanowi w
połowie
XIX wieku gatunek liryczny przede wszystkim do śpiewania. Ale
wówczas już
często posługiwano się analogią: lud - dziecko, również jako odbiorcy
literackiego. Wspomniane "Piosenki" były "dla dzieci". Dla dzieci innych
środowisk społecznych, niż praktyczni odbiorcy biedermeierowskich bajek
Jachowicza, przestrzeni nie sztucznej ale otwartej szeroko. Był w niej
prawdziwy las, pola, łąki. Biegały po nich zwierzęta, latały ptaki. Był to
już świat pracy, choćby nawet i takiej na miarę dziecka - jak pasanie gęsi
i krów. Jeśli były w tej naturalnej przestrzeni dzieci ze szlacheckich
dworków, to bawiąc się pospołu i w gromadzie. "Piosenki" lenartowicza
były
tekstami bardziej naturalnymi do śpiewania niż bajki Jachowicza. I w
piosence powtarzał się jakby archeotyp pieśni wędrującej. Tak pisze o niej
Lenartowicz:
Świeża, jak ta ziemia z rana,
We łzach rosy wykąpana,
Idzie z serca, jakby z raju
Na wędrówkę po swym kraju,
Dziewczę poda je dziewczęciu,
Pacholątko, pacholęciu.
Wiersz, który się śpiewał, unieść mógł i treści kształcące. Szczególnie
te, które były w duchu edukacji patriotycznej. "Śpiewy historyczne"
Juliana
Ursyna Niemcewicza były nie tylko poezją retoryczną - do mówienia - one
były również śpiewane. We wspomnieniach z lat szkolnych
Kozieradzkiego
czytamy, że "Śpiewów historycznych" "w czasie długich wieczorów
zimowych
uczyliśmy się śpiewać, często przy gitarze". Śpiewano je na poważną nutę
-
dzieciom śpiewały je matki. Im bowiem przede wszystkim było
powierzone
wychowanie patriotyczne. W poemacie Kicińskiego "Kobiety" czytamy:
Czasem gdy weźmie synka na swoje kolana,
Odpowiada na jego pytania niewinne;
[...]
Czasem zajmie go jaką powieścią ciekawą,
W którą zawsze naukę zręcznie wsunąć umie;
A tak poważne rzeczy mięszając z zabawą,
Kształci go w wiadomościach, cnocie i rozumie.
Ledwie jego pojęcia zdolności nabiorą,
Czyta mu matka z dziejów przykłady wybrane.
Tu matka jest nauczycielem - jeszcze w oświeceniowej roli i w
klasycystycznym umiarze. Ale za lat kilkanaście nauka o dziejach Polski
nabierze już dramatycznego wymiaru. Narodowa duma stanie się
charyzmatem,
apelem i ananke polskiego dziecka:
O matko Polko! gdy u syna twego
W źrenicach błyszczy genijusza świetność,
Jeśli mu patrzy z czoła dziecinnego
Dawnych Polaków duma i szlachetność;
Jeśli rzuciwszy rówienników grono
Do starca bieży, co mu dumy pieje,
Jeżeli słucha z głową pochyloną,
Kiedy mu przodków powiadają dzieje:
O matko Polko! źle się twój syn bawi!.
Elementarz nauki historii i cnoty patriotyzmu był pieśniowy. Poezja
śpiewana miała tę wyższość nad pisaną, że łatwiej trafiała do nie
umiejącego czytać, lepiej utrwalała się w pamięci. Przekazywana na
drodze
ustnej, mniej była narażona na zniszczenie:
Płomień rozgryzie malowane dzieje
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało, tłum ludzi obiega (A. Mickiewicz, Konrad Wallenrod").
Na początku XX wieku Maria Konopnicka pod pseudonimem Jana Sawy
pisze
swój "Śpiewnik historyczny". Zamieszczone w nim piosenki-wiersze
patriotyczne są na nutę skoczną; mieszczą się bardziej w poetyce wierszy
dla dzieci niż "Pieśni" Niemcewicza.
III. Maria Konopnicka otwiera nową epokę.
Debiut Konopnickiej jako poetki dzieci nastąpił dość nieoczekiwanie i nie
od razu efektownie. Pierwsze jej wiersze, drukowane przez Michała Arcta
w
książeczkach obrazkowych, nie stanowiły jeszcze rewelacji, ale talent
najświetniejszej poetki pozytywizmu nie mógł być bez wpływu na
twórczość i
dla dzieci. Konopnicka była pierwszą autentyczną poetką, która nie utwór
pojedynczy, ale cały szereg tomików wierszy napisała dla dzieci. A
ponadto
ona pierwsza miała świadomość, że dla dzieci pisać należy nie tylko
wiersze, które by służyły różnym funkcjom praktycznym, ale poezję, która
jest sama w sobie wartością. Ową wartość wychowawczo-estetyczną
piosenki
oraz poety dzieci, poety śpiewaka, uchwyciła Konopnicka w liście do
ilustratora jej książki dla dzieci "Nowe latko", Piotra Stachiewicza, gdy
pisała: "Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę
śpiewać z nimi". Śpiewać z nimi, znaczyło inaczej i więcej niż układać
piosenki i śpiewać dla nich. W tym liście wyrażała Konopnicka już bardzo
dojrzałą świadomość potrzeby artystycznej wierszy dla dzieci, gdy
formułowała, że dydaktyzm "nie wyczerpuje, nie zaspokaja delikatnych
poruszeń duszy dziecka, która pożąda wzlotu, dźwięku, tonu". Stąd już
naturalnie wypływał wniosek o potrzebie
poezji samej w sobie, która bez żadnych dydaktycznych celów będzie
budziła w duszy dziecka pewne nastroje i poddawała harmonię pod
przyrodzoną
dźwięczność tej duszy.
W innym liście, pisanym do jej późniejszego wydawcy, Gebethnera, broni
Konopnicka luźnej kompozycji wierszy dla dzieci, porządku uczuciowego
a nie
treściowego oraz prawa do liryki: "Dzieci mają zmysł muzyczny dość
wybitny,
śpiewność tych strof lubo złożonych, ale melodyjnych, uderzy zapewne
[ich]
zmysł". W roku 1902 z okazji jubileuszu poetki napisze Aniela Szycówna,
że
"do ważniejszych zasług jubilatki tegorocznej należą niewątpliwie jej
piękne i proste wierszyki i piosenki dla dzieci". A z okazji wyjścia
poemaciku "Na jagody" napisze recenzent w "Tygodniku Ilustrowanym",
że
wiersze jej są "takie proste, a tak chwytające za serce, kiedy uczą małych
czytelników kochać lud i kochać naród".
IV. Poeci dwudziestolecia międzywojennego
Na przełomie wieków cudownym źródłem Aretuzy stała się twórczość
ludowa,
a w jej obrębie nie tylko poezja meliczna i baśni, ale zagadki, dziecięce
wyliczanki i rymowanki, zabawne i przekrętne powiedzenia oraz różne
magiczne i zabawowe teksty, jakie się mówiło podczas gier ruchowych, na
pastwisku, między sobą. Były to nie tylko teksty dawne, przekazywane
ustnie, z pokolenia na pokolenie, ale i takie, które powstawały doraźnie,
jeszcze ciągle w żywych, sprzyjających im okolicznościach: pośród zabaw
i
resztek obrzędów dawnych i nowych, w rodzinie, w szkole. Była to poezja
z
dawien dawna, ale nikt jej nie zapisywał, a nawet przez długi czas była
rugowana przez dorosłych, którzy uważali ją za mało wybredną czy
wprost
wulgarną. Z tych rymów, "bez sensu, bez składu i ładu", przemyciła trochę
Konopnicka w swojej książce "Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią
bawiły"
(1884), ale dopiero w dużym wyborze wydała je Zofia Rogoszówna.
Pierwszy zbiorek w opracowaniu Rogoszówny, pt. "Sroczka kaszkę
warzyła",
z obrazkami Zofii Stryjeńskiej i muzyką Michała Świerzyńskiego ukazał
się w
1920 r. Książeczka miała podtytuł "Gadki dziecięce, spisane z ust ludu i
wspomnień dzieciństwa". Później, już po śmierci autorki, wyszły dwa inne
tomiki: "Klituś bajduś" "Gadki, piosenki, zabawy dziecięce spisane z ust
ludu i wspomnień dzieciństwa" oraz "Koszałki opałki". Zwróćmy uwagę
na tę
pedantyczną wszędzie sygnaturę: "z ust ludu i wspomnień dzieciństwa".
Był
to wiek etnografii i wiek... dziecka.
Rymowanki dziecięce - zwłaszcza żartobliwe i nonsensowne - nie znalazły
tak od razu rychłej i twórczej kontynuacji, jak piosenki liryczne. Ale
później, w lat dwadzieścia, nie tylko słowa czy motywy fabularne, bądź
komiczne figury ptaków i zwierząt, ale same struktury "bajek-wyliczanek"
(inaczej zwanych - bajki łańcuszkowe), czy śpiewanek z absurdalnym
refrenem, dały wzorce dla licznych nowych utworów literackich dla
dzieci.
W dwudziestoleciu międzywojennym najpopularniejszą poetką była Janina
Porazińska. Ona też była najbardziej twórczą kontynuatorką ludowego
nurtu w
poezji dla dzieci. O swoich dziecięcych fascynacjach wiejskością, na ziemi
piotrkowskiej, gdzie spędzała wakacje u dziadków, zapisała:
Z tych przeżyć chrustowskich, z tych wypraw czwórką w pole na
drabiniastym wozie po siano, po snopki żyta, z tych hucznych dożynek, z
tych chłopskich wesel, w których już jako podlotek uczestniczyłam, z tych
babki i dziadka opowiadań na schodach ganku narodziły się; "W
Wojtusiowej
izbie", "Wesele Małgorzatki", "Moja Wólka", "Pastereczka", "Trzy
gadułki",
"Kopciuszek", "Jaś i Kasia" i zbiory polskich baśni ludowych. Polska i to,
co nasze, narodowe, wciąż nam wydzierane, wciąż tratowane - to stało się
najbliższe, to czaiło się na końcu pióra, by wydrzeć się z serca, wybiec ku
dzieciom. Z tego źródła powstały moje książki.
Tak poświadczona dokumentacja wiejskości jest i sygnaturą
ogólnokrajową.
Autentyk ludowy, szczególnie ten wiejskiego folkloru dzieci, gdy jest
żywy,
i gdy jest jeszcze ciągle w funkcjonalnym użyciu, przenoszony z czułej
pamięci do książki, należy do języka langue i do języka parole (langue -
język jako system, parole - jednostkowa, konkretna wypowiedź). Poetka,
po
latach zapytana o pochodzenie pewnych słów i zwrotów odpowiedziała, że
nie
pamięta, czy to ona tak słyszała dzieckiem, czy "wymyśliła", i po latach
wróciło to do niej jako dziecięca rymowanka.
Jeszcze w latach przed pierwszą wojną redagowała Porazińska w
Krakowie
pisemko "Promyk" z "Promyczkiem". Potem w 1923 roku, wydaje
wspólnie z
Chrząszczewską i Siewierskim "śpiewnik dla dzieci" - "Dzwonki". Są tu
wiersze, gry, zabawy, obrazki. Nie był to pierwszy, ale znaczący przykład
książki dla dzieci, będącej antologią różnych tekstów, które nie artykułują
w różnym tworzywie: w czytaniu, w śpiewie, w geście i zabawie
mimetycznej.
Utwory zebrane w podobnych antologiach są najczęściej wiejskie, a i
porządek kompozycyjny książki zrobiony jest według pór roku, bądź
kalendarza naturalnego - jak święta kościelne, wycieczki, majówki,
wakacje,
"na jagody", "na grzyby", "na gwiazdkę". Podobnie wiejski i naturalny
porządek jest organizacją dziecięcych pisemek, wtedy i do dziś.
Poezja Porazińskiej inicjuje mały świat dziecka: iskierek z popielnika,
padających kropli deszczu, cykającego zegara i cykającego świerszcza,
psotek i śmieszek, siedzących na badylu.
Nadzwyczajna jest rzeczywistość tej treści i prostota w jej odsłanianiu,
pokazywaniu przez autorkę. Z najnaturalniejszą swobodą i żywością
wplatają
się tu znane powiedzenia, sposoby gadkowe, jakiś obrót piosenki ludowej,
czyniąc od razu te wierszyki jak gdyby nie tworem literackim i
dzisiejszym,
ale czemś, co sobie samo tak ładnie i samodzielnie urosło, jak sama mowa
i
sama piosenka ludowa.
Kreowanie kosmosu dziecięcego, otwartego bezpośrednio na "dziwy" i
"bajki" - w wiejskiej izbie, ale i w mieszczańskim pokoju, podejmie Ewa
Szelburg-Zarembina. Zwraca uwagę J.Z.Białek na antologie "W
Wojtusiowej
izbie" Porazińskiej i "A... a... a... kotki dwa" Zarembiny: "złoty jeż"
jest zaczarowanym w jeża królewiczem, ale jest i jeżem... Ale - dodajmy -
i
jeż, taki zwyczajny, kolczasty, który chodzi nocą i tupie... też jest "jak
z bajki". U Porazińskiej, Zarembiny, Iłłakowiczówny, Czechowicza, że
wymienimy tylko tych najwybitniejszych z dwudziestolecia poetów, bajka
jest
w każdej zwyczajności, każda zwyczajność może być bajką... I to
wszystko
znajduje się tu i zaraz, na wyciągnięcie ręki, na szerokość pokoju, tuż za
ścianą, za szybą okna. Wystarczy się tylko wsłuchać w padający deszcz:
Pada, pada deszcz
Chlupu, chlupu, chlup!
Idzie dziadzio Mrok
Tupu, tupu, tup!
Innym ewenementem w poezji dla dzieci był zbiorek "Rymy dziecięce"
Kazimiery Iłłakowiczówny. "Rymy" krytyka odebrała jako utwory
"chwytające
na gorącym uczynku uczuciowe reakcje, powiedzenia i sformułowania
dzieci;
zbliżone do typu wyobraźni dziecięcej i wysławiania się dziecka".
Dzieciństwo, traktowane już jako osobna i uprawiana kategoria estetyki
odbioru, pozwalało na sformułowanie przesłanek zbudowania modelu
poezji
dziecięcej. Z okazji następnego zbiorku wierszy dla dzieci Iłłakowiczówny
pisała w roku 1933 Zofia Niesiołowska-Rotherowa, że poezja dla dzieci
powinna się odznaczać umiejętnością odczuwania duszy dziecka, myślenia
jego
wyobrażeniami i mówienia jego językiem; zbieżnością z ludową piosenką:
pararelizmem obrazów, magicznością motywów, animacją, melodyjnością
jako
zasadą kompozycyjną; umiejętnością splatania realności z fantazją;
optymizmem i pogodą, nawet przy ukazywaniu spraw tak ostatecznych jak
śmierć.
Józef Czechowicz był w latach 1932-1936 redaktorem dwóch
najpopularniejszych wśród dzieci, wtedy i dziś, pisemek: "Płomyka" i
"Płomyczka". Był przedstawicielem tzw. II Awangardy, nazwanej "poezją
środka". Pisał Julian Przyboś, że w poezji środka dominuje "liryka
kołysankowa" - z onomatopeją i echolalią. W wierszach dla dzieci
Czechowicza eufonia asonantyczna (samogłoski jasne a-e-o, spółgłoski
nosowe
m-n-ł) występuje w eklogach i kołysankach: "siano pachnie snem". O
lirycznej lokalizacji poezji Czechowicza pisano, że jego "nieurojona
ojczyzna" znajduje się na pograniczu wsi i miasta.
Świat Czechowiczowskiej poezji, i tej dla dzieci, jest wiejsko-miejski,
taki, jakim był folklor dziecięcy sprzed lat pięćdziesięciu. "Jest jak łąka
podmiejska, pełna zapachu ziół, kwiatów i traw, ale dolatują tu odgłosy
miasta. Z obłokami mieszają się fabryczne dymy..." - pisał Różewicz, a
Kazimierz Wyka dodawał, że "u szczytu swego uświadomienia
poetyckiego
Czechowicza [...] przetworzy i zdobędzie miasto. Człowiek ziemi i
człowiek
wzruszenia zapanuje nad obojętnością masy i kamienia".
Wiersze Czechowicza publikowane w czasopismach miały znaki
przestankowe,
duże litery. Publikowane w książkach - nie. To dla koneserów, którym daje
się satysfakcję kilkakrotnej lektury wymagającej uporządkowania. Wiersze
dla dzieci miały interpunkcję. Ale wiersze - dzieci przede wszystkim
słyszą. A gdy się ich nauczą na pamięć - "słyszą" i powtarzają z pamięci
według swojej własnej porządkującej zasady.
Wiersze dla dzieci były drukowane albo w osobnych książeczkach albo w
dziecięcych pisemkach. Na innych, jakby nieoficjalnych prawach, poza
edycjami. Wielotomowe, zbiorowe wydanie "Poezji" Marii Konopnickiej,
przygotowane przez Jana Czubka, nie obejmuje wierszy dla dzieci. Toteż
zdarzeniem szokującym i rewelacją na miarę ogólnopolską było
wydrukowanie
przez Juliana Tuwima w czołowym tygodniku literackim "Wiadomości
Literackie" w latach 1934 i 1935, na pierwszej stronie, kolumny pod
ogólnym
tytułem: "Wiersze dziecięce". W ten sposób wiersz dziecięcy - jako
komunikat poetycki skierowany do dziecięcego odbiorcy i jako swoisty
gatunek poetycki - otrzymał oficjalny status poezji, stał się
równouprawnionym gatunkiem poezji ogólnej, zdobył dorosłych, często
entuzjastycznych czytelników i wszedł w obręb świadomości estetycznej
krytyki literackiej. Dopiero w roku 1938 wiersze Tuwima, drukowane
wcześniej w "Wiadomościach Literackich", wyszły w książkach dla dzieci.
Tuwim był ponadto pierwszym (lub pierwszym z pierwszych), który
oswoił w
poezji dla dzieci "język" ptaków i zwierząt, język zaumny (określenie
poety
rosyjskiego Wielemira Chlebnikowa), język, będący poza granicami
rozumu.
Słowa, zwroty, które w swojej wymyślnej niezrozumiałości mogą pełnić
funkcje magiczne, jak również stanowić czystą zabawę w słowa, w
brzmienia,
w naśladowania głosów przyrody, szukania kontaktu językowego z naturą,
jak
i tworzenie języka swojego, grupy wtajemniczonych itp.
W rozprawie pt. "Atuli mirohłody", traktującej o wszelkich walorach
myślenia i dowodzenia naukowego, a jednocześnie utrzymanej w poetyce
ludycznego eseju, pisze Tuwim o glossolaliach (z gr. glossa - język, laleo
- bełkotać):
Zjawiskiem typowo glossolalicznym są niezliczone przyśpiewy pieśni
ludowych, te wszystkie:
Pójdę ja z toporem do lasa,
Bajer topór, konder honder
Fitasom bałabasom
Bałabinka opinka.
Syli sektum rektum doktum.
Albo:
Hopsztynder Madaliński Fika, z góry ta,
Zbara ciup ciup pinderyndum hura
Barabana mazura
lub ten w dzieciństwie przeze mnie nad Pilicą słyszany:
Kołotaj mama ciuciu
Mazuraj da madziary
Hopsasa wykrętasa
Świnduryndu dana.
Nie były to tylko oczarowania Tuwima. W jego wierszach dla dzieci nie
odnajdziemy owych "mirochładów". Bo Tuwim nie pisał jeszcze wierszy
w
"języku dzieci" czy w stylizacji na język dziecka, a i również bariera
dydaktyczna w stosowanej literaturze dla dzieci i myśleniu (nawet i
najbardziej przewrotnym), jaką ta literatura być może - nie pozwalała iść
tak daleko. Ten nurt, a raczej jego cienką strużkę, glossolaliczną,
odnajdziemy w niektórych wierszach naszej "Antologii".
Jeśli chodzi o Tuwima, wspomnijmy tu jego "Ptasie radio" (a w nim
szczególnie śpiew słowika), które prowadzi nas do innego traktatu poety,
jego "Zarysu ćwierkologii". Znajdziemy również potwierdzenie tego w
"Ptasich kolędach". Dodajmy, że i klasyczna "Lokomotywa" Tuwima jest
wierszem zrobionym z zabawy w pociąg. Jego instrumentacja (porządek
aliteracji, echolalii, glossolalii czy rymu i rytmu) stanowi w utworze
warstwę podstawową i autonomiczną, na którą dopiero zostaje jakby
"nałożona" warstwa semantyczna. Posłuchajmy:
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most
i z zakończenia:
I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!
i podłóżmy to pod prawdziwą jazdę pociągu. Albo odwrotnie: jadąc
pociągiem, wymawiajmy te słowa pod melodię jego stukających kół.
Że i sam poeta warstwę glossolaliczno-brzmieniową cenił wysoko, niech
świadczy jego autentyczny zachwyt dla translacji "Lokomotywy" na język
dziecka, zrobionej przez 3-letniego chłopca, która tak się zaczyna:
Toi na tai koleja
cieja omoma i pom ej pyja
tusta oia
Toi i hapie
toi i mucha
zaj z oajec jej bucha bucha.
V. Poezja - jej miejsce w wychowaniu i w refleksji krytyki literackiej
Refleksja krytyki estetycznej nad historią i teorią wierszy dla dzieci
pojawiła się dopiero po drugiej wojnie światowej. Już nie była wtedy
literatura dla dzieci przedmiotem uwagi i troski tylko pedagogów, ale stała
się troską i samych autorów piszących dla dzieci, krytyków zawodowych,
historyków i teoretyków literatury. Na wyostrzenie tej refleksji wpływ
miały odkrycia psychologów i pedagogów dotyczące twórczej osobowości
dziecka.
Edward Claparede, szwajcarski psycholog i pedagog, w swoich pracach
już
na początku naszego stulecia propagował wychowanie oparte na
naturalnym
procesie rozwoju istoty rosnącej: dzieci nie powinny być kierowane, ale
powinny być wychowywane swobodnie.
Rozwijający się w latach międzywojennych międzynarodowy ruch
pedagogiczny
pod nazwą "Nowe wychowanie" eksponował rolę aktywności typu
artystycznego,
rolę ekspresji twórczej głosząc, że w dziecku jest naturalna skłonność do
tworzenia, którą należy podtrzymywać. Dziecko w działalności
artystycznej:
plastycznej, muzycznej, choreograficznej, poetyckiej wypowiada swoje
marzenia i wyobrażenia. Stąd wychowaniu przez sztukę przyznawano
wartości
nie tylko automatycznie, ważne dla okresu samego dzieciństwa, ale wizję
realizującą pełny rozwój człowieka. Sztuka bowiem - formułował
angielski
poeta i krytyk sztuki Herbert Read - jest szansą ocalenia człowieka w
świecie alienacji, technokracji i konsumpcji, w epoce, która w teorii głosi
ideały, a w praktyce stosuje okrucieństwo.
"Człowiek jest przede wszystkim tym, który tworzy"(A. Saint-Exupery).
Twórczość jest psychologicznym zaprzeczeniem zniszczenia [...] Dzieło
sztuki nie jest tylko ozdobą: jest wyrazem jednego z najgłębszych
instynktów człowieka, instynktu, który go kieruje do rozszerzenia zakresu
swego zmysłowego spostrzegania. Instynkt ten decyduje o rozwoju
zmysłów w
okresie dzieciństwa i jeśli zostaje przedłużony na okres życia dorosłego,
zwykle podnieca ludzi do przedkładania działań konstruktywnych ponad
działania niszczące (H. Read, Warunki dla pokoju).
Ekspresję dziecka dostrzeżono nie tylko w akcie zaspokajania jego
własnych potrzeb, ale w komunikacji społecznej. Z tego wynikała
ogromna
rola dziecka czy dzieciństwa - jako odbiorcy sztuki, również literatury, a
tu poezji szczególnie. Dziecko było konsumentem nie biernym, ale
twórczym.
Dziecko, będąc samo poetycko usposobione ( świadczy za tym samorodna
twórczość poetycka dzieci) jest otwarte na poezję z zewnątrz, przyjmuje ją
i twórczo adaptuje.
W takim rozumieniu dziecka i w lansowaniu teorii "Nowego
wychowania",
"Nowej szkoły" - zmienił się i stosunek do źródeł poezji dla dzieci, do
funkcji jakie ta poezja miała pełnić i do miejsca dziecka w akcie
percepcji. Hanna Januszewska - poetka, jak Porazińska czy Czechowicz,
sięgająca w swych wierszach dla dzieci również do wiejskich mitów
dzieciństwa - pisze, że wzruszenie podmiotu, lirycznego wiersza winno
być
wzruszeniem czytelnika i że dziecko jest czulszym odbiorcą niż dorosły.
Artysta bowiem i dziecko posiadają wiele stwierdzonych przez
psychologię
podobieństw. Oboje są oddani poszukiwaniom w otaczającej ich
rzeczywistości, oboje skłonni do uczuciowego pojmowania zjawisk, oboje
egotyczni i egocentryczni (H. Januszewska, Artyzm w poezji i baśni
polskiej
dla dzieci, "Ruch Pedagogiczny" 1946/47, nr 4, s. 281).
Identyfikacja poety i dziecka, rozumienie poety jako człowieka naiwnego,
pierwotnego stało się współcześnie jednym z trendów poezji. Już
XVII-wieczny filozof Giambattisa Vico, autor dzieła Scienza nuova
(Nauka
nowa, 1723-1744) twierdzi, że poetyckość była na początku dziejów
ludzkości
sposobem istnienia ludzi, że wszystko co ludzie czynili i mówili stanowiło
poezję, że poezja więc była jedyną formą rozumienia i poznawania świata.
Człowiek pierwotny - kontynuował tę myśl XVIII-wieczny filozof
niemiecki
Herder - myślał jak poeta - obrazami. Myślenie obrazami jest myśleniem
mitycznym i ono było właściwie człowiekowi pierwotnemu, a jest
właściwe
poecie i dziecku. Myślenie mityczne jest przeciwstawne myśleniu
"zdrowo-rozsądkowemu", które to myślenie i pogląd na świat są właściwe
"dorosłości". Powstaje w XX wieku jakby opozycja poetów, artystów oraz
dzieci wobec dorosłych "logicznych, rozważnych i autorytatywnych".
Literaturę dla dzieci w wieku XIX robili tacy właśnie dorośli, przeciwnicy
"wszelkiej bzdury, nonsensu... i bajek". Oni to przekreślali dzieciństwo,
uważając je za stan barbarzyński i naiwny, z którego należy wyprowadzić
co
najrychlej do cywilizowanej dorosłości. I ten prymat dorosłych skończył
się
lub został poważnie zakwestionowany i w literaturze dla dzieci.
Ustalił się w wierszu nowy stosunek podmiotu lirycznego do tzw. odbiorcy
wirtualnego, znajdującego się wewnątrz wiersza oraz stosunek podmiotu z
zewnątrz - autora wiersza - do jego dziecięcego odbiorcy. Był to stosunek
konfidencjalny wzajemnego porozumienia na płaszczyźnie wspólnej
zabawy,
albo tożsamego wzruszenia. Zresztą to partnerstwo bywało najczęściej
mieszanej natury, bo zabawa obejmowała igraszki językowe: brzmieniowe,
słowotwórcze i semantyczne - sięgała do różnych gatunków ludycznych,
takich
jak limeryk, groteska, porzekadło i przysłowie - i w tej zabawie obie
strony: poeta i dziecko, przeżywać mogli wiele podobnych emocji.
Powstały z
tego nowe bajki, poezja pure nonsense, nowe liryki. Każdy z tych
rodzajów
miał swoje zaplecze: ludowo-dziecięce w folklorze i artystyczne w
różnych
kierunkach estetycznych, takich jak dadaizm, futuryzm czy surrealizm.
VI. Nowa bajka Jana Brzechwy
Nowa bajka rozbłysła najefektowniej pod piórem Brzechwy. Brzechwa
zadebiutował już przed wojną, ale jego pełna twórczość dla dzieci
przypadła
na lata pięćdziesiąte. Dał on początek całej szkole wiersza dla dzieci,
który kontaminuje tradycyjną bajkę ezopową z żartem językowym,
zabawę z
przysłowiem czy porzekadłem, zlokalizowaną trochę już w staroświeckim
świecie prowincji, małego miasteczka. Fantastyka tych bajek jest
racjonalna, świat rzeczy i sytuacji dramatycznych znajduje się w polu
zwyczajnych doświadczeń i obserwacji. Te bajki mają rodowód ludowy,
bazują
na przysłowiu, kalamburze, absurdzie i rymie, i w tym sensie są bliskie
poetyce folkloru dzieci. Ich wiejskość jest przetransponowana w świat
mieszczański. Widać to np. w takich inowacjach limerykowych:
Miał pan rejent ze Zwolenia
Twardy orzech do zgryzienia Orzech [w:] J. Brzechwa, Sto bajek,
Warszawa
1975, s. 180).
Bohaterowie bajek są bardzo pospolici. Jeśli są to zwierzęta - to u
Brzechwy najczęściej domowe (kaczki, kury), jeśli nie wprost
"mieszkaniowe"
(muchy, pająki, biedronki) lub przydomowe, pospolite z lasu, sadu, pola:
lis, sroka, jeż, żuk. Te zwierzęta są także racjonalne i niepoetyckie. Nie
ma tu motyli, kolorowych, śpiewających ptaków, orłów czy zwierząt
egzotycznych. Jeśli zdarzy się smok czy hipopotam to po to, aby wystąpić
w
roli pociesznej i niefortunnej. I flora jest pospolita: przyprawy do zupy,
identyczne jak w wiejskiej rymowance:
Tańcowała ryba z rakiem
A pietruszka z pasternakiem;
Cebula się dziwowała
Że pietruszka tańcowała.
Użycie przysłowia jako scenariusza, bądź substratu fabuły bajki, czy jako
puenty, było praktyką dawnych utworów dla dzieci. Wynikało to z
przesłanek
mówiących o mądrości przysłów, o ich walorach kształcących czy
wychowujących, o ich właściwościach mnemotechnicznych. Szkolne
podręczniki
polskie i łacińskie podawały przysłowia oddzielnie jako: nauki, przestrogi,
mądrości. Podawały je w rebusach, logogryfach, które należało rozwiązać,
dopełnić. Przysłowia podawane w szkole jako tematy wypracowań, które
trzeba
było rozwinąć, zilustrować przykładami. Brzechwa, a po nim wielu
innych,
piszących dla dzieci, wychodzi z założenia, że wiele z przysłów należy do
potocznej i ogólnej świadomości zbiorowej, w której są tak bardzo
zadomowione, iż przeniknęły do języka potocznego, i w ten sposób
zatraciły
nie tylko swoje dawne walory dydaktyczne, ale i swoją urodą poetycką.
Tak
też często w sposób lapidarny i trafny oddają prawdy ludzkich sytuacji
dramatycznych i myślenia, że aby odzyskać, jeśli już nie ich żywą i uczącą
mądrość, to ich osobliwą urodę, trzeba zwrócić na nią uwagę w inny
sposób.
Przysłowie, a czasem ich tylko części, a nawet odkruszone fragmenty, w
zrutynizowanej mechanice mowy są niezauważalne, a przecież, gdy się im
przyjrzeć bliżej, zaskakują swą archaicznością przedmiotów, których już
nie
ma i o których nie wiadomo co znaczą, jak ów sagan, co smoli i przygania
garnkowi, czy zbitek frazeologiczny: "prawda w oczy kole".
Brzechwa wyjmował z pamięci i z mowy potocznej przysłowia, które
układają
się w metaforę i ściągają w elipsę, i odkrywał oraz racjonalizował ich
przenośność, sprawdzał jakby mechanizm ich metaforyczności, tak jak to
robią dzieci, gdy sprawdzają dosłownie np. powiedzenie: "skocz na jednej
nodze". Brzechwa odbiera przysłowiu jego mądrość i tworzy sylogizm
logicznego myślenia. Rozbraja je z genetycznej i naturalnej mu
poetyczności, która z biegiem czasu starła się i spowszedniała, i przez
przewrotną weryfikację poetycką - nadawał mu nową osobliwość,
niezwyczajność, zatrzymując uwagę wyobraźni i języka. Jak w bajce o
owej
żabie, której "nie uszło na sucho", czy o sójce, wybierającej się za morze,
czy o dziurze w moście. Powiedzenie: jak dziura w moście, jest dla
Brzechwy
okazją do rozbudowania bajki opartej na rymie: moście - goście. A więc:
Na obiad jadą goście.
- Uwaga! Dziura w moście!
Ale gości dziura nie powstrzymała, więc powpadali do rzeki... I tu
następuje ulubiona przez dzieci i stosowana przez piszących dla nich
konstrukcja: wyliczenie, kto wpadł do wody:
Więc pierwszy wpadł do wody
Aptekarz niezbyt młody,
A za nim w ślad sędzina
I doktor z Krotoszyna.
Wpadli, popłynęli aż do Płocka... i wyszli z wody. I wtedy następuje
powtórka - kto, z dodaniem w jakim stanie po tej kąpieli:
Mierniczy cały drżący
I rejent kichający
[...]
A obiad zjadł kto inny.
Ostatni dystych brzmi:
Bo czyż potrzebni goście?
Owszem. Jak dziura w moście!
Sens zastosowanego w tej sytuacji przysłowia uogólniony jest z adresem
mieszczańskim, taki bowiem jest skład socjalny gości, i taka interpretacja
gości jako dopustu. Zwróćmy uwagę przy tej okazji na życzliwe
traktowanie
gości w dawnych przysłowiach a na "mieszczańską demitologizację" w
trawestacjach w typie: "goście w dom, półmiski do kredensu".
Podobną technikę postępowania z przysłowiem znajdziemy i gdzie indziej.
Przysłowie "wybiera się jak sójka za morze", otrzymuje w bajce Brzechwy
cały zapis okoliczności odkładania tej decyzji. Przysłowie jest wynikiem
obserwowania przez lud odlatujących ptaków. Sójka - jak wszystkie
zwierzęta
w przysłowiach - to symbol. Zwierzęta bowiem w przysłowiach, jak i w
bajkach, dają się zamieniać w ludzi. W bajce Brzechwy jest jednak jakby
utrwalenie ptaka - to "prawdziwa" sójka wybiera się za morze. Ale
jednocześnie, co to za "sójka", która:
Odwiedziła najpierw Szczecin,
Bo tam miała dwoje dzieci,
W Kielcach była dwa tygodnie,
Żeby wyspać się wygodnie.
Sójka nie sójka... ale faktem pozostanie, że to sójka będzie znakiem
przysłowiowym dla uniwersalnej sytuacji niemożności podjęcia stale
odkładanej decyzji. Bajka Brzechwy jest żartobliwym katalogiem miast w
Polsce, jak lekcja wesołej geografii. Ale w zakończeniu bajki wraca raz
jeszcze motyw przysłowia, odwrócony i zarazem likwidujący jego abulię
na
rzecz postulatywnej dydaktyki:
Pomyślała sobie wreszcie:
"Kto chce zwiedzać obce kraje,
Niechaj zwiedza. Ja - zostaję".
Jest tu tak, jakby serdeczna repetycja ojczyzny rehabilitowała dawną
przysłowiową negatywność sójki.
Czasem już nie przysłowia ale zwroty przysłowiowe, funkcjonujące w
języku
na prawach sformułowań gotowych, prawdziwych, poręcznych i
adekwatnych w
użyciu, są dla Brzechwy inicjalne dla bajki, której tok rozwinie
powiedzenie, podważy łatwą i schematyczną aksjomatyczność
powiedzenia,
sprawdzi jego poetycką, niewyczuwalną już metaforyczność. "Twardego
orzecha" - próbowali różni, na różne sposoby i przy użyciu różnych
narzędzi, aż przez przypadek zgryzła go łatwo i prędko wiewiórka. W tę
historię wpisane zostały i inne sformułowania przysłowiowe, jak np.
rekomendacja kowala, który powiada:
Dla mnie to jest rzecz nienowa,
Jestem, panie, z Żelechowa,
A wiadomo, że Żelechów
Słynie z dziadków do orzechów.
Nie ma przysłowia łączącego Żelechów z dziadkami do orzechów, nie ma
więc
związku z przysłowiem, ale jest z rymem. A i zakończenie bajki ma starą
inskrypcję poświadczającą wiarygodność zdarzenia: gdy wiewiórka
zgryzła
orzech - "rejent jak najprędzej spisał akt w ogromnej księdze". To zostało
zapisane... więc stało się dokumentem w księdze sądowej. Brzechwa
tworzy
nową księgę przysłów, małych mitów figurujących w aktach.
Dwuznaczność słowa znosić i nieznosić (znosić jaja, a nie znosić czegoś)
wygrywana w potocznym języku, znalazła u Brzechwy całą obszerną
inscenizację w bajce Kokoszka-Smakoszka.
Ulubiona wyliczankowa konstrukcja bajek jest twórcza onomastycznie:
będzie to wyliczenie imion, zawodów, czynności, albo nazw miast, rzek -
wszystkie nazwy najchętniej w pozycji rymującej się. Jest to w zgodzie ze
sformułowaną przez Brzechwę poetyką wiersza dla dzieci, jak i z faktem,
że
rym prowokuje rym. Rym jest w bajkach Brzechwy takim samym
sposobem
dydaktycznym na zatrzymanie czegoś w pamięci, jak przysłowie. A
inaczej:
rym jest przysłowiotwórczy. Dwa, dobrze brzmieniowo odpowiadające
sobie
słowa (ale nie strywializowane i zużyte rymoidy) są zdolne kreować całą
przestrzeń nowej bajki. Przykładowo: "ryby" rymują się z "na niby",
"żaby"
z "na aby-aby", "rak" z "byłe jak". Po jednej więc stronie mamy wyrazy,
których spójność ma charakter środowiskowy i bajkowy zarazem: ryby -
żaby -
raki są mieszkańcami jednej przestrzeni i bohaterami wielu tradycyjnych
bajek. Po drugiej stronie mamy słowa zupełnie "nowe", ich spójność,
owego
"aby-aby", to określenie chwiejności sytuacji, niedookreśloności sensów i
wypowiedzi, a jednocześnie spójność tkwiąca w językowej zabawności. Z
tych
szeregów powstał refren:
[...] ryby
Śpiewały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.
Okazało się, że najlepiej było je złączyć w śpiewaniu. Zwłaszcza, że tu
ryby i żaby mają cechy wprost przeciwne (ryby - milczą, żaby - śpiewają).
Do tego refrenu została już dopisana reszta bajki.
W wierszu "Na straganie" fabułę bajki określa i wypełnia w całości pewna
finezja rymów: "oprze - koprze", "szczypiorku - wtorku", "kalarepka -
krzepka", "grochu - trochu", "feler - seler", "cebuli - czuli", "fasoli -
gramoli", "marchewka - krewka", "kapusta - pusta". Niektóre z nich
zrymował
Brzechwa po raz pierwszy, jak: "oprze - koprze"; inne były już od dawna
w
powszechnej pamięci, jak: "kapusta - pusta". Rym: "feler - seler" brzmi
dość ostro, jak wykrzyknik i dobitnie jak sentencja i on też znalazł się w
pozycji refrenu, a po finalnym: "po co wasze swary głupie, wnet i tak
zginiecie w zupie", zabrzmiał katastroficznie.
Rymom głębokim - wyeksponowanym w tytułach bajek, powtórzonym w
refrenach, w różnych miejscach znaczących tekstu, a trafiającym w
"charakter" bohatera zawdzięczają bajki Brzechwy swoją nie tylko
wyraźną
lokalizację w książkach dla dzieci, ale co ważniejsze, w pamięci zbiorowej
już trzeciego pokolenia. Przeszły one do porzekadeł, do języka
potocznego.
A oto przykłady: "Kaczka-Dziwaczka", "Kokoszka-Smakoszka" (to już
nazwy
przedszkoli i barów mlecznych), a dalej: "Jak pan może - panie
pomidorze"
"A to feler - westchnął seler", "Spotkał katar - Katarzynę", "Poniedziałek
już od wtorku - poszukuje kota w worku", "Pewna żaba - była słaba",
"Posłał
kozioł koziołeczka - po bułeczki do miasteczka", "Zyskał wiele mało -
dobrze mu się działo", "Gadalińska z miasta Młyńska", "Na ulicy
Trybunalskiej - mieszkał sobie Staś Pytalski", "Panie chrzanie - niech pan
przestanie", "Ach Filipie, ach Filipie - trzeba znać się na dowcipie",
"Pojechał Michał pod Częstochowę - tam kupił buty siedmiomilowe",
"Ciotka
Danuta - robi swetry na drutach, "Po podwórku chodzą kaczki - wszystkie
bose nieboraczki", "Na tapczanie siedzi leń - nic nie robi cały dzień",
"Zamknij buzię - arbuzie", "Samochwała - w kącie stała", "Mój ślimaku,
pokaż rożki - dam ci sera na pierożki". Te dwa ostatnie rymy są już tylko
odnowieniem starych zamawianek dziecięcych. Nasze badania wykazały,
że
przedstawiciele pokolenia urodzonego w latach pięćdziesiątych, więc już
zupełnie dorosłego w latach siedemdziesiątych, którym w dzieciństwie
czytano wiersze Brzechwy i których wiele owych znaczących -
przysłowiowo-aforystycznych - fragmentów zapamiętali, sądzili, że np.
Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Zyskał wiele-mało - dobrze mu się działo.
jest samodzielnym przysłowiowym pomysłem Brzechwy. Podobnie znany
ludowy
"skrętacz języka": "Nie pieprz Pietrze wieprza pieprzem" uważali za jego
obsceniczny koncept.
Rym uczula na słowo, na jego możliwości wyprowadzone zeń
etymologicznie
poprawnie, ale i na możliwości zabawowe, magiczne, na jego
zagadkowość
foniczną i na trud artykulacyjny. Na to wszystko, co należało do
odwiecznych zabaw i zmór dziecięcych. To będzie ów: "chrząszcz brzmi w
trzcinie", a mieszkający u Brzechwy ponadto w Szczebrzeszynie. W bajce
"Żółwie i krokodyle" żółwie wymyśliły aby wymawiać swoje "eł"
wszędzie,
gdzie trzeba i nie trzeba. Jest to jakby uhistoryczniona geneza popularnego
wśród dzieci powiedzenia: "ja ci mółwie, włóż obółwie". A może to
powiedzenie od Brzechwy weszło do magiczno-pokrętnego języka?
Innym gatunkiem folklorystycznej typologii jest wygrywanie efektów
wynikających z przeciwieństw i kontrastów: wyglądu, wielkości,
charakterów.
Szczególnie na tym polu owocowały śmieszności par niedobranych w
swatach
małżeńskich, w tańcu. W folklorze ludowym jest tego bardzo wiele, ale
również w miejskim i w szkolnym.
W okresie prima aprilis przesyłano sobie złośliwe kartki pocztowe, na
których były obrazki i podpisy w rodzaju: "A to para z nich dobrana jak
wieloryb do barana". U Brzechwy tak wygląda zabawność swatów
żurawia i
czapli, żuka i biedronki, hipopotama i żabki, gęsi i prosięcia. Adynata
ludowe, dziecięce wywracanki, myślenie i mówienie na opak, znajdują u
Brzechwy liczne zastosowania od naiwnych wyliczanek, w których
różnym
pospolitym rzeczom przeciwstawia się ich cechy podstawowe: "że cukier
jest
słony, a mrówka jest większa od wrony" do bardzo wyrafinowanych, jak o
kaczce, która "znosiła jaja na twardo i miała czubek z kokardą".
Dziecięca metoda opisywania i nazywania świata ucieka się do budowania
okresów, w których rzecz się dodaje do rzeczy, cecha do cechy, czynność
do
czynności według dwóch ciągów skojarzeń: semantyczno-logicznych i
brzmieniowo-językowych. Tak jest zresztą i w ludowym folklorze: w
bajce, w
piosence. Taki porządek asocjacyjny jest właściwy każdej narracji,
zarówno
potocznej - naiwnej, jak i literackiej. Mówienie, w którym mechanizm
potoku
narracji, nieograniczona swoboda skojarzeń wyzwala się spod kontroli
myślenia docelowego, zracjonalizowanego, prowadzić może do mówienia,
które
nazywamy "co ślina na język przyniesie", a co w praktyce mówienia
dziecka
może być, choćby i niezamierzonym, ćwiczeniem samej sprawności
mówienia,
radości z opanowania mechanizmów artykulacyjnych mowy, zasobu
słownictwa, a
może i przeżywaniem estetycznym, nazywaniem i opisywaniem świata w
sposób
poetycki. Jest to przykład skrajny: mowy wyzwolonej czy
niepodporządkowanej. Bliżej mowy praktycznej, nastawionej na funkcje
informacyjne i przedstawieniowe znajdują się wypowiedzi, które
nazywamy
potocznie obgadywaniem (jeśli nie obmową), plotkowaniem. Te formy -
druga z
nich często otwarta na swobodny i hiperbolizujący tok informowania
prawdziwego i zmyślonego - znalazły szczególne powodzenie w folklorze.
Ludzie, podsłuchjąc "mowy zwierząt i ptaków", dopatrywali się w niej
człowieczej właściwości: zwierzęta "rozmawiały ze sobą", ale najczęściej
używały języka ekspresywnego: "kłóciły się" między sobą, "plotkowały",
"obgadywały nawzajem". Niektóre z nich dlatego, że taki mają już
"charakter": indyk bulgocze, czerwieni się w gniewie, rozindycza;
perliczki
przeklinają - psiakrew; kaczka kwacze, a gęś gęga - w odniesieniu do ludzi
"nakwakać" czy "nagęgać", to tyle, co nagadać, napytlować; zamęczyć,
zanudzić gadaniem. Sroka - to plotkarka. W dwóch bajkach Brzechwy
ukazane
jest jak rośnie i przeinacza się plotka, przekazywana metodą łańcuszkową:
Usiadła zięba na dębIe:
"Na pewno dziś się przeziębię!"
Podsłuchał to dąb i podał to dalej już jako fakt. Plotka zatoczyła
wielkie koło i wróciła do zięby, że "zięba właśnie umarła na ciężką
chorobę
gardła". Podobnie jest z jeżem, który straszy swoimi igłami. Jest takie
przysłowie: "z igły zrobić widły", więc jeż je jak gdyby weryfikuje, co
sroka roznosi do ludzi po wsiach najbliższych wołając:
"Otwierajcie drzwi sosnowe
Dostaniecie widły nowe".
Ptaki i zwierzęta w bajkach Brzechwy mają ogólnie wiejski charakter, są
ponadto bardzo zantropomorfizowane: indyk chodzi po Warszawie i
mieszka na
Placu Bema, kaczki są też z Warszawy, buty zamawiają u szewca, który
mieszka na ulicy Królewskiej. Jak już pisaliśmy, przestrzeń tych bajek jest
swojska: - wiejska, lub małomiejska. Nic tu się nie dzieje w jakiejś
krainie fantastycznej. Nawet tak ładnie nazywające się Wyspy Bergamuty -
podobne wyspom z teratologii średniowiecznej - na których mieszka kot w
butach i "tresowane szczury na szczycie szklanej góry" są wyspami
nieprawdziwymi. O czym zapewnia narrator w ostatniej linijce wiersza.
Jest
tu tak jak na prima aprilis: wolno trochę zbujać i napisać nawet o tym w
gazecie 1 kwietnia, ale nazajutrz trzeba wszystko odwołać, bo w
racjonalnie
zorganizowanym świecie nie należy ani dzieci, ani dorosłych wodzić na
pokuszenie fantazji i nonsensu poetyckiego.
Takie są reguły bajki, chociaż otwartej na absurd i nonsens, przecież
jednak racjonalnej i dydaktycznej. Uprawiają ją współcześnie liczni,
przede
wszystkim Wanda Grodzieńska i Wanda Chotomska, Ludwik Jerzy Kern.
VII. Poezja okolicznościowa dla dzieci
Już wspominaliśmy, że literaturę dla dzieci tworzą teksty o różnej
proweniencji, tu dodajmy, że za dziecięce skłonni jesteśmy uważać i takie,
które powstały z okoliczności różnych wydarzeń w życiu dzieci (np. ich
urodzenia, imienin, śmierci), a również i te, które są napisane w poetyce
języka dziecka, jego wyobraźni, czasem i sposobie widzenia przez dziecko
świata.
Poezja ulotna - okolicznościowa - anonimowa - opanowana pamięciowo -
wpisywana do imionników wieku dziecięcego, ale i dorosłego -
przekazywana w
tradycjach rodzinnych, środowiskowych i szkolnych - wymaga również
choćby i
krótkiej refleksji. Tym bardziej, że jest to poezja jeszcze ciągle żywa i
otwarta na nowoczesność - kulturową, społeczną, polityczną, techniczną.
Poezja barokowa. Bożonarodzeniowa poezja baroku; kolędy, kantyczki,
pastorałki, zawiera wiele miejsc - jak przytoczone w "Antologii" wiersze
Grochowskiego i Twardowskiego - pisanych jakby w poetyce mówienia do
dziecka. W "Wirydarzu" Grochowskiego, św. Józef zwracając się do
małego
Jezusa, próbuje przypomnieć sobie dziecinną mowę, jaką jest gaworzenie
niemowlęcia:
Starzec dziecinną mowę znowu tworzę sobie.
Blegocę momotowym przykładem, co owo
Rzadko między tysiącem całe rzecze słowo.
Znów tobie gram z tobą, jak druga dziecina.
Tłumaczy się dalej, że każdemu dzieciństwu są zwyczajne kołyski,
ptaszki,
pieszczoty, uśmiechanie, więc i on jest upoważniony do tego, aby "takie
rzeczy nie tylko podobne do wiary ale owszem rzeczywiste, w swych
wierszach, jako w żywych obrazach przed oczy ludziom" kłaść.
Poetyka barokowa uciekała się często do użycia figury retorycznej, jaką
była antyteza. Samo narodzenie się Boga było antytezą. A w niej zawierały
się inne: dziecię, niemowlę - Bóg; dziecię - starzec, jego opiekun;
narodzenie - dziewictwo matki; ubóstwo narodzenia w stajence -
królestwo
boże; pokłon pasterzy - pokłon królów.
Również obrazy i rzeźby tego czasu ukazują tę dziecięcą naiwność a
zarazem i wielką prostotę. Grochowski w Wirydarzu pisze o malarzach,
którzy
przedstawiają ubogą kolebkę, a w niej dziecię
kwiatek jaki w ręku, jabłko, albo pomarańczę trzymające; albo na tejże
rączce ptaszka jakiego, na koniec i pieska wedle nóg jego, bądź i insze
takowe rzeczy dziecińskiej zabawie przyzwoite.
Krzątanie się aniołków w szopie w "Kolebce" Kaspra Twardowskiego
przypomina treść obrazów zarówno sztychu Albrechta Durera
zatytułowanego
"Święta Rodzina w Egipcie", jak i obrazu Murilla (1617-I682) La "Cuisine
des Anges" de Saint Diego d'Alcala.
Przytoczmy nazwisko jeszcze jednego poety barokowego, Jana Żabczyca,
autora "Symfonii Anielskich" i zacytujmy fragment z "Symfonii czwartej":
Przy onej gorze
Świecą się zorze,
Pasterze się uwijają
I na multaneczkach grają,
Nie wiem, dlaczego
oraz z "Symfonii dwudziestej ósmej":
albo pięknie zagrajcie,
Abo mi skrypce dajcie,
Ja będę grał,
Będę śpiewał
I małe Dziecię z Józwem kołysał.
z tej samej Symfonii zwrotka czwarta:
Zagram zaś do taneczku
Przy małym Dzieciąteczku;
Skaczcież kołem.
Bardzo jest to bliskie znanym piosenkom ludowym, śpiewanym dzieciom,
a
również bliskie i piosenkom literackim, stylizowanym, zwłaszcza takim,
jakie układała Janina Porazińska.
Genethliaca. Staropolska poezja retoryczna zna cały szereg gatunków
utworów okolicznościowych i panegirycznych. Nadworni poeci domów
magnackich
z tytułu różnych okoliczności rodzinnych swoich chlebodawców, takich
m.in.
jak: urodzenie, zaślubiny, otrzymane tytuły, śmierć - przygotowywali
mowy
prozą lub wierszem. Na okoliczność urodzenia się dziecka układano
wiersz
"na urodzenie", z łacińska zwany genethliacum. Konstrukcja tego utworu
była
dość schematyczna: wymieniano przodków niemowlęcia, wyrażano radość
i
powinszowania, składano życzenia i słano modły do Boga o
błogosławieństwo
dla dziecka. Genethliaca były adresowane do dorosłych, ale można w nich
odnaleźć zwroty skierowane do dziecka. Jak np. w "Małemu wielkiej
nadzieje
Radziwiłłowi, pióra Jana Kochanowskiego:
Tak róść, mały Michniku, jakobyś mógł sławnych
Przodków swych doróść, onych Radziwiłłów dawnych.
- lub w wierszu Adama Naruszewicza pt. Dziecięciu nowourodzonemu:
Wróżyć nie umiem, ukochane dziecię
Jaka cię dola ma spotkać na świecie.
Wiele lat jeszcze porwie wiek skwapliwy,
Nim powiem, żeś jest grzeczny i cnotliwy,
To jednak śmiele mogę ci rokować,
Jeśli rodziców będziesz naśladować,
Będziesz zapewne, łatwo tego dociec,
Piękny jak matka, poczciwy jak ociec.
Franciszek Dionizy Kniaźnin napisał odę "Na urodzenie Konstantego
Czartoryskiego", w której znajdziemy taki oto zwrot do dziecka:
Śpi zacne dziecię! Z samego imienia
Już ma na sobie zaszczyt urodzenia.
W miękkich pieluchach niemowlęce siły
Zmacnia sen miły.
Jak widać z powyższych przykładów, nawet bezpośrednie zwrócenie się
do
dziecka miało przede wszystkim jednak schlebiać rodzicom.
Mitologiczne, a zarazem baśniowe poświadczenie ważności życzeń
nowonarodzonemu odnajdziemy w bajce o śpiącej królewnie. Zwraca
uwagę
Wacław Kubacki, jak to w Baśni o uśpionej królewnie i najśmielszym
królewiczu Bazylego Żukowskiego, w przekładzie Odyńca profetyczny
moment
genethliakonu [...] nabrał charakteru demonologicznego [...]:
I przez rymy, przez zaklęcia
Zarzekały los dziecięcia.
Treny i epitafia. Śmierć dziecka także stanowiła okazję do poezjowania.
Tym razem tragiczną. Najwspanialszym pomnikiem poetyckim w naszej
literaturze, zmarłemu dziecku poświęconym, są Treny Kochanowskiego:
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!
To pod wpływem Trenów Kochanowskiego powstawały liczne treny w
wieku XVI
i XVII. Oprócz trenów, poświęcano dzieciom także epitafia - malowane,
bądź
ryte na nagrobkach. Smutek, rozpacz, żałoba rodziców po stracie dziecka -
śmierci przedwczesnej; jakby - przeciw naturze, więc specjalnie okrutnej -
szukały dla siebie wyrazu zwłaszcza w wierszu. Nagrobkowe rymy
dzieciom
zawierają więcej elementów osobistych i poetyckich niż pisane dla
dorosłych. Próbują one ponazywać - choć i w sposób konwencjonalny -
uczucie
żałoby, a zarazem wyrazić pewność i pocieszenie, że zmarłe dziecię
powiększy grono aniołków:
Januszku, ty jesteś z gronem aniołków w niebie!
A nam smutno żyć bez ciebie.
Cicho ptaszęta nućcie,
Naszego Kazia nie zbudźcie
Bo nasz Kazio w grobie tym
Odpoczywa wiecznym snem.
Jezu! - Serca nasze rozdarte
Gdyś zabrał od nas
Czteroletnią Martę.
Epitafia są do dziś jeszcze poezją "żywą", której jest wiele zwłaszcza w
kwaterach grobów dziecięcych. Pisać bowiem wierszem dziecku
wydawało się
zawsze naturalne. Mówi Anna Kamieńska:
Podobno zupełnie zrozumiała i normalna poezja
jeszcze żyje na cmentarzach
tam kwitnie dosłownie czarno na szarym lastriku
Tam można jeszcze używać
niektórych słów wstydliwych
jak szczęście łzy tęsknota.
Inskrypcje na grobach dzieci układają się czasem w kształt rymów
dziecięcych, a i zwrotów skierowanych do różnych odbiorców. Śmierć i
sen
stoją blisko siebie, a czasem znaczą to samo. Nic więc dziwnego, że napis
nagrobkowy sięga również po poetykę kołysanki:
Drzewa nie szumcie,
Ptaki nie śpiewajcie,
Mojej siostrzyczce
W śnie nie przeszkadzajcie.
Zdarza się i epitafium sformułowane w poetyce wiersza jakby napisanego
do
książki dla dzieci:
Janku i Tadziu,
Otrzyjcie łezki z liczka
I smutek z czołek.
Nic wam nie grozi!
Wasza mała siostrzyczka,
Biały aniołek
Modli się za was do Bozi.
Zbiory powinszowań. W dawnych patriarchalnych rodzinach były
szczególnie
przestrzegane formy zachowań się dzieci, wyrażające pamięć, szacunek,
podziękowania, życzenia, akty skruchy, przyrzeczenia poprawy w
stosunku do
dorosłych. Okazje imieninowe miały charakter podniosłych świąt
rodzinnych,
na które dzieci robiły bukiety kwiatów, malowały laurki, uczyły się na
pamięć rymowanych najczęściej powinszowań. Takich powinszowań wiele
wydawano drukiem, inne krążyły przekazywane ustnie albo zapisywane w
kajetach. Dawniejsze powinszowania miały charakter bardziej retoryczny,
były długie i bardzo uroczyste. Wypowiadało się je - stojąc - do siedzących
w krzesłach lub fotelach dostojnych jubilatów. Ten dystans wyrażał się
również i w słowach, w których więcej było wyrazów czci i szacunku niż
miłości. Teksty powinszowań miały redakcję orientowaną na konkretnego
w
społeczności rodzinnej jubilata: ojca, matkę, dziadków, bądź miały
formułę
dość ogólną, pozwalającą w tekst tego samego powinszowania wstawiać,
zależnie od potrzeby, różnych adresatów, zwłaszcza wtedy gdy tytuł
pokrewieństwa nie znajdował się w pozycji rymu:
Zaszumiały pod mym oknem
Gałązki wierzbiny:
Zosiu! Zosiu! Twojej Mamy
Dzisiaj imieniny.
albo:
Krótki mój wierszyk
I mowa krótka,
Bo jestem, Dziadziu,
Bardzo malutka.
Zbiory powinszowań nazywano "Wiązaniami" lub "Wiązankami". To
podkreślało
ich poetykę - były bowiem układane mową wiązaną, ale podkreślało
również
sam charakter wypowiedzi, która była: "wiązanką życzeń". Dodawano do
niej
wiązankę kwiatów. Tytuły: Wiązanki wierszyków dla dzieci, Wiązania
życzeń i
piosenek, Równianki, Bukiecik dla dobrych dzieci - były częstymi
nazwami
zbiorków i podkreślały nie tylko samą zasadę zbierania wierszy, ale
również
ich dziecięcą sielsko-wiejską estetykę.
Z czasem powinszowania okolicznościowe przekroczyły krąg ściśle
rodzinny.
Poetyka familiarności ogarnęła w pierwszym rzędzie środowisko szkolne.
Pojawiły się powinszowania dla nauczycieli:
Rolnik ziemię pługiem orze,
Rzuca zboże w skibę czarną,
Zaś Pan, Panie Profesorze,
Siejesz w sercach wiedzy ziarno!
Różne sytuacje związane z życiem w szkolnej gromadzie powołały poezję
okoliczności poszerzonych - nie tylko więc życzenia, ale również
wierszyki
z okazji np. świąt narodowych i kościelnych, Gwiazdki, sadzenia drzewek,
karmienia ptaków i in. Czasem wierszyki te mogły spełniać funkcje
wielorakie, być np: powinszowaniem a jednocześnie wpisem do
pamiętnika:
Z myślą o Tobie, Pani,
Uczyłam się wierszyka,
Ktoś przepisał go dla mnie
Do pamiętnika.
Wiersz Słowackiego "W pamiętniku Zofii Bobrówny" i Karpińskiego
"Pieśń do
Amelii Bassompier dziesięcioletniej", które to utwory zamieszczamy w
Antologii, są przykładami inskrypcji do popularnego w wieku XIX i XX
imionnika, inaczej zwanego pamiętnikiem (albo z niemiecka
sztambuchem).
Pamiętnik był albumem, często na pięknym papierze kredowym, bogato
oprawnym. Jego tradycja wyprowadza się z renesansu, z albumu
zapisywanego
nazwiskami sławnych ludzi. W takie albumy zaopatrywali się uczniowie,
wyjeżdżający np. na studia za granicę. Zwano je wtedy album amicorum
(album
przyjaciół). W romantyzmie albumy stały się bardzo powszechne,
zakładały je
sobie głównie kobiety.
Już wcześniej utarł się wpis "Do albumu", albo "Do imionnika", czy po
prostu bez tytułu, sygnowany nazwiskiem lub imieniem adresata.
Wpisywali
się poeci, z oświeceniowych np. Trembecki, z romantycznych wszyscy, ze
Słowackim i Mickiewiczem na czele. A potem ten gatunek poezji
okazjonalnej
zaczęli uprawiać inni.
Imionniki fundowali również rodzice nowonarodzonym dzieciom. Np.
Stanisław Jachowicz ufundował taki imionnik swemu synowi Erykowi, a
wpisywali się do niego przyjaciele i zaprzyjaźnieni. Z czasem posiadanie
pamiętników stało się domeną dziewczynek w wieku szkolnym,
wpisywały się
koleżanki, koledzy, ale i dorośli - np. nauczyciele. Przeważały w
pamiętnikach cytaty literackie, najczęściej poetyckie i to często nie
dobrane do konkretnej osoby, ale zaczerpnięte z pamięci, przepisane z
innego pamiętnika, często matek, a nawet i babć. Pewne wiersze, różne
aforyzmy czy dowcipy, specjalnie powołane dla celów sztambuchowych,
znajdowały się w powszechnym obiegu. Trwały przez dwa, trzy pokolenia,
czasem i dłużej. Potem zastępowały je inne. Oto przykładowo w
pamiętnikach
trzech pokoleń znajdujemy taki zapis:
Po wielu latach i szczęśliwej chwili
Ręka Twa może pamiętnik rozchyli;
Być może, że o mnie wspomnisz.
Wspomnisz - podumasz - a potem zapomnisz!
Wpis, który cytujemy niżej, znalazł się jeszcze w pamiętniku 11-letniej
dziewczynki w roku 1973, ale uchodził już za "głupi":
Śmiej się wśród ludzi,
Płacz tylko w ukryciu.
Bądź lekką w tańcu,
Lecz nigdy w życiu!.
Prawdopodobnie adresatce wydawał się już staroświecki.
Mimo znacznej konwencjonalności wpisów, ich sensów nie zawsze w
pełni
zrozumiałych, pewne rymy miały odniesienia do współczesnych ideałów,
norm
etycznych, wzorców postępowania i ogólnych sytuacji rodzinnych czy
narodowych. Wpis:
Przez góry i skały leciał orzeł blały,
kazał mi się wpisać w twój pamiętnik mały
pięćdziesiąt lat temu i więcej oznaczał orła, rozumianego jako symbol
narodowy. Tak został wyobrażony na rysunku obok wiersza w pamiętnika
z roku
1926. Ten sam wierszyk wpisany do pamiętnika w roku 1965, wpisująca
się
zaopatrzyła w rysunek orła dosłownego, lecącego na tle stromych
szczytów
gór.
Do moralistyki rymów sztambuchowych odnoszono się kiedyś bardziej
poważnie, chociaż rzadko miała ona charakter osobisty. Z czasem
zapanowała
tu już zupełna konwencja pamiętnikowa. Wymagała ona jednak, aby wpisy
były
poważne i traktowane na serio. Stąd np. dziewczynki wyjątkowo dawały
swoje
pamiętniki do wpisania się chłopcom. Rym puerylny w rodzaju: "Ku
pamięci
mięci kupa - wpisał się Alojzy D..." - był unicestwiany, kartka wyrywana.
Chociaż nie brak było wpisów żartobliwych w rodzaju powtarzanego od
wielu
pokoleń: "Fiku miku, miku fiku - jestem w twoim pamiętniku".
Można w jakimś sensie pamiętnik uznać za książkę osobistą. Jest on jedną
z inicjacji - tak charakterystycznych w literaturze dla dzieci -
ofiarowania wiersza czy książki dziecku konkretnemu, z imieniem i
nazwiskiem, bliskiemu autorowi książki.
Wiersze moralizatorskie. Moralizująca dydaktyka wierszy dla dzieci
odwoływała się również i do bardziej drastycznie sformułowanych
przykładów
złego zachowania dzieci i okrutnych kar, które na nie spadały. Ckliwość i
słodkość - czy choćby umiarkowana niegrzeczność bohaterów Jachowicza
- były
nudne. W drugiej połowie ubiegłego wieku krążyła po Europie obrazkowa
książka dla dzieci zatytułowana Der Struwwelpeter (Rozczochraniec)
napisana
przez frankfurckiego lekarza Heinricha Hoffmanna (1809-1894). Janina
Wiercińska pisze, że Hoffman chciał czteroletniemu synowi ofiarować na
Gwiazdkę książkę, ale
nadaremnie obszedł liczne miejskie księgarnie, a wreszcie nic takiego nie
znalazłszy, kupił czysty zeszyt i sam zabrał się do pisania wierszyków i
rysowania obrazków - i tak, wspomina Hoffman "o jedenastej w nocy, nie
wiedzą prawie co uczyniłem, nagle zostałem pasowany na pisarza dla
dzieci".
Struwwelpetera przełożono na wiele języków i na nim wzorowana jest
polska
książka "Złota rószczka", wydrukowana po raz pierwszy w roku 1858, a
przyswojona, jak to podaje Estreicher, przez Wacława Szymanowskiego
(1821-1886). "Złota rószczka" miała kilka wydań, poprawianych i
ulepszanych, a zawarte w niej wiersze były niesłychanie popularne.
Zwraca
uwagę Wiercińska, że ich reminiscencji można się dopatrzeć w
"Słówkach"
Boya Żeleńskiego w "Tetralogii z kajetu pensjonarki", jak choćby w
morale
wierszyka "Franio":
Złe sobie daje świadectwo,
gdy kto wyszydza kalectwo.
Znowu Anna Micińska pisze, jak to dwaj profesorowie krakowscy,
Tadeusz
Estreicher i Ignacy Chrzanowski, w czasie ostatniej wojny, zamknięci w
więzieniu we Wrocławiu, przed wywiezieniem ich do Sachsenhausen,
przepowiadali sobie na wyrywki całe ustępy z Rószczki.
Wspomniany Wacław Szymanowski sam pisał również wiersze dla dzieci,
zachowując w nich, złagodzoną nieco, stylistykę makabresek "Złotej
rószczki":
Ot patrzaj dziecko, baranki dwa
Ten czarną wełnę, ten białą ma;
Jak będziesz grzeczne przez cały ranek
Popieści ciebie biały baranek.
Ale ten czarny co obok leci
Okropnie kąsa niegrzeczne dzieci.
Folklor. Całą grupę wierszy dziecięcych stanowi folklor. Folklorem
nazywamy anonimową, często spontaniczną twórczość literacką lub
literackopodobną. Twórczość słowną przede wszystkim, ale również gry i
zabawy ruchowe czy manualne, które dorośli wymyślili dla dzieci, dla ich
zabawienia, lub same dzieci powołały dla siebie. A tworzą dzieci folklor
obserwując i naśladując dorosłych, podsłuchując głosy przyrody, zwierząt
i
pojazdów mechanicznych. W tej twórczości werbalnej wiele znajdziemy
tekstów
rymowanych, czasem nawet autentycznie poetyckich. Tych jest
szczególnie
wiele wśród dziecięcych śpiewanek, dialogów wypowiadanych w trakcie
gier
ruchowych i tzw. wyliczanek. Tworów na poły funkcjonalnych i
magicznych, na
poły "takich sobie" - do głośnego mówienia, kiedy się wylicza w czasie
gry,
wyznacza role, skazuje i wyróżnia. Wyliczanki należą do folkloru
tworzonego
przez dzieci, jeszcze ciągle żywego. zmieniającego się w swojej warstwie
słownej, i nieznacznie w swej rytmice, a szczególnie w okolicznościach
ich
wypowiadania.
Wyliczankowe były również rymowanki, które należało wypowiedzieć
głośno i
poprawnie, nie przekręcając i nie wypuszczając słów, jak np.: "król miał
korale koloru koralowego". Miały one i wartość magiczną, bowiem coś, co
sprawia trudność artykulacyjną i semantyczną, wypowiedziane poprawnie,
daje
władzę lub klucz do tajemnicy:
Na wysokiej górze rosło drzewo duże,
nazywa się Aplipaplibliteblau,
kto tego słowa nie wypowie,
ten nie będzie spał.
Krystyna Pisarkowa o tym drzewie pisze pięknie:
Rozległe, zielone łąki, i góra. Wysoka, także zielona. Na górze stanie
duże drzewo. Obsypane kwiatami, bo to wiosna. Drzewo nazywa się
Aplipaplibliteblau [...] Wynika z tego paplania, że jest pokryte małymi, aż
błękitnawymi od swej bieli kwiatami.
"Bliteblau" wywodzi się z niemieckiego Blute - kwiecie, pączek + blau -
niebieski, błękitny .
"Apli" = Apfel (niem.) - jabłko, "papli" = Pappef (niem.) - topola,
blite" = Blute (niem.) - kwiecie, czyli razem: Jabłotopolakwiecioniebieska.
"Wypowiedzieć" potrafi tylko ten, kto opanował na pamięć formułkę.
Więc nie
tyle w funkcji tkwi urok, ile w obrazie. Być może; że mamy tu do
czynienia
ze zbanalizowanym i uinfantylizowanym reliktem archetypu: drzewa
kosmicznego, rosnącego na wysokiej górze, które chronią różne złe moce
(smoki). Opanować to drzewo, czyli w tym wypadku je nazwać, to znaczy
zdobyć je dla siebie i stać się jakby w skrócie bajkowej sytuacji
substytutem herosa.
VIII. Narratorzy i odbiorcy wierszy dziecięcych
Narrator w wierszach dydaktycznych, dawnych, był najczęściej
nauczycielem, wychowawcą lub kimś przyjmującym takie role kierujące i
opiekuńcze na siebie. W przedmowie do tomiku wierszy na przykład
zwracał
się do rodziców prozą: "Nie pozwalajcie dzieciom, by całe przebiegały
dzieło, by wszystko czytały bez różnicy". Do dzieci mówił trochę dalej
wierszem:
Czegoście mnie, dzieciny, otoczyły wkoło
I, z oznaką radości, pląsacie wesoło?
Myślicie, żem wam przyniósł znowu bajki nowe?
Lecz na cóż tem na próżno zaprzątać wam głowę?
Cóż za korzyści, że bajkę na próżno trzepiecie,
Gdy z serca złych skłonności wygładzić nie chcecie?
Z czasem familiarny sposób przemawiania do dzieci staje się regułą.
Narratorzy wchodzą najczęściej w role rodzicielskie: ojca, matki, ciotek i
wujów. Bywa, i to najczęściej, że są to role rzeczywiste. Imię własnego
dziecka lub dziecka bliskiego czy choćby znanego pojawia się w tytule
zbiorku, pojedynczego wiersza, w dedykacji, w obrębie samej narracji.
Współczesne wiersze pisane są coraz częściej do książek. Czyli powstają
z myślą o określonym ich już z góry wyglądzie drukowanym: w znakach
graficznych, układach stronicowych, w obrazkach. Miewają również
formy
otwarte na ich zaadoptowanie, aby mogły stać się własnością osobistą
indywidualnego czytelnika. Tomik Wandy Chotomskiej "Tere Fere"
(Warszawa
1958) ma na okładce winietkę:
Kochanemu...
Kochanej...
w dniu
imienin, urodzin...
I mówienie poetyckie jest również mówieniem do swoich, do bliskich z
pozycji równego partnerstwa dialogu. Narrator - poeta (rola liryczna) nie
ukrywa swojej profesji, czasem swojej zwyczajności:
Na oko biorąc, jestem w sam raz,
ani za duży ani za mały.
Mam wyciętą ślepą kiszkę, proszę Was,
i nie wycięte migdały.
Tak się prezentuje Ludwik Jerzy Kern. Nie ma w sobie nic z powagi
dawnego
dorosłego. To ktoś swój - kumpel.
I w miejsce dawnego moralizatorskiego czy kształcącego przemawiania do
dzieci pojawia się rozmowa partnerska. Narrator nie jest autorytatywnym i
zawsze na serio dorosłym ani wszechwiedzącym poetą. On wie, że poetą
nie
jest się stale, że się nim tylko bywa. I tylko wtedy, gdy zaistnieją na
zewnątrz nas i w nas samych okoliczności poezjorodne. I wtedy może być
to
przywilejem każdego:
Kiedy już księżyc nie płynie po niebie,
lecz w srebrnej zbroi chodzi -
poeta się rodzi
w tobie, koło ciebie.
To samo powiedział inny poeta w rozmowie:
Dzieci są poetami w całej intensywności swego przeżywania. Dorośli
bywają
poetami, jeśli zdołali zachować choćby okruch dziecięcego zdziwienia
światem, źdźbło dziecięcego olśnienia rzeczywistości, odrobinę
dziecięcych
mitotwórczych zdolności.
Jeszcze inni sądzili, że trzeba tylko spojrzeć na świat bezpośrednio
oczami dziecka, tak jak dziecko widzi, obserwuje i odczuwa - aby
skonstruować "coś w rodzaju liryki dziecięcej". Byli i tacy, co robili
zapis automatyczny mowy dziecka - w wiersz. Jeśli dziecko bywa częściej
i
naturalniej poetą niż dorosły, może być też autorytetem w poezji dla dzieci
- tak twierdził Julian Przyboś. Podobny autorytet a jeszcze wyższe
"kwalifikacje" przyznawał dzieciństwu Pablo Picasso, gdy mówił, że "gdy
ma
się 7 lat - wtedy się jest tym prawdziwym w sztuce, potem chodzi tylko o
to, żeby do tego stanu wrócić".
Jest jeszcze inny gatunek poetów i inna rola poety, nie demiurga i
czarodzieja, ale subtelnego a zarazem doskonałego nauczyciela. Dla niego
poezja nie jest tylko wspólnym z odbiorcą wiersza przeżywaniem; nie
rodzi
się i nie jest spisywana pod dyktando nastroju; chwili osobliwej - ale jest
pracą. Jest wysiłkiem równie rozumu jak wyobraźni: aby rzecz przenieść
w
słowo. Jak w jednej z rymowanek Przybosia, "żeby ten kasztan, cały w
kwiatach od czuba do ziemi [...] kwitnąc w polu, w wierszu arcykwitnął!"
W
wierszu konstrukcyjnym, we współtwórczym działaniu poety i dziecka -
jeden
uczy się od drugiego. Albo - jak to pisze Edward Balcerzan - poeta wierszy
dla dzieci żyje "życiem podwójnym, dwuczasowym: wytrawna dorosłość
istnieje
obok heroicznej niedorosłości".
Tomik zatytułowany "Wiersze i obrazki" a podpisany Uta i Julian Przyboś
(Uta - to mała córka poety) - jest skonstruowany w formie dialogu dwóch
podmiotów lirycznych - dorosłego i dziecięcego. Obu została przypisana
zdolność kreacyjna:
Misz - masz! Wymów: chwilkę - wilgę
gniazdo - z - gwiazdą
obok - obłok
Zgaduj!
- Zgadnąć zgadnę.
jeśli ładne.
- O, w lusterko chwytam słonko,
puszczam złoty migot wkoło,
a z migotu
- czaru - maru -
leci?...
-... gołąb!
Misz - masz! To zwrot z języka magika, który zamieszał w kapeluszu. I
teraz następuję polecenie poety: - Wymów! "Wymówić" - to inaczej: -
"powiedzieć". Ale "wy-mów" ma w sobie siłę kreacyjną, wy-zwajającą,
podobnie jak: wy-jdź, wy-leć! Między słowami: "chwilka - wilga";
"gniazdo -
gwiazda", "obok - obłok" istnieje związek nie tylko brzmieniowy, związek
wspólnego rymu, ale i semantyczny. "Chwilka" jest krótka. Rozbłysła i już
zgasła. Ale w "międzyczasie" (w "międzysłowiu") wy-wołała "wilgę". Z
"środka" chwilki, czyli z tego co jest najważniejsze, - z "wil", wy-leciała
"wilga". Nowe słowo, które powstało z niczego - stało się rzeczą, ptakiem.
Dla współczesnego dziecka i do tego dziecka z dużego miasta - wilga jest
ptakiem, którego dotąd nie było... "Wilga" wyleciała z "gniazda". Lot jest
ruchem do góry... tam jest "gwiazda", a "obok" - "obłok". One wszystkie
znajdują się w tej samej przestrzeni... fonetycznej, przestrzeni brzmień,
co i wysokości. W tej więc sytuacji otwartej na niezwykłość, z oczami
podniesionymi w górę, wzywa poeta: - Zgaduj!
- Zgadnąć zgadnę,
jeśli ładne.
- to zdanie należy do kwestii dziecka. Zabawa w słowa jakby
przygotowała
scenerię na przyjęcie teraz gestu, który opisują słowa: "O, w lusterko
chwytam słonko, ???? puszczam złoty migot wkoło, ????? a z migotu..."
Za
migotem idzie wzrok, a za aliteracją okrągłych "o"
(sł-o-nk-o-zł-o-ty-mig-o-t - wk-o-ł-o), zwłaszcza. gdy się to wzmocni
inkantacją "czaru-maru", już w sposób zupełnie naturalny wyleci: ...gołąb!
IX. Program wychowania estetycznego
Czy potrzeba pisać specjalne wiersze dla dzieci zamiast dawać im do
czytania poezję ogólną? - zastanawiali się pedagodzy i poeci. Zwłaszcza,
że
ta "odrębność literacka", którą mamy - pisał na początku naszego wieku
Stanisław Karpowicz - jest "nudną i naiwną częścią piśmiennictwa". A
Hanna
Januszewska, poetka dla dzieci, w czterdzieści lat później, po przedziale
dwóch wojen, powie:
Jeśli chcemy dać dziecku słowa poetów, nie możemy zamknąć jego lektury
w
tej specjalnej dziedzinie poezji czy baśni "dla dziecka", choć taka
dziedzina poetycka dziś już niechybnie istnieje i posiada pozycje o
niezaprzeczalnej wartości artystycznej.
Dawać dzieciom po prostu dobrą literaturę - głoszą pisarze, krytycy i
pedagodzy przy różnych okazjach.
Twierdzę, że dzieci nasze - mówi Anna Kamieńska - powinny karmić się w
dzieciństwie wielką poezją, słuchać nie tylko wierszy pisanych dla dzieci,
ale wierszy Kochanowskiego, Mickiewicza, Lenartowicza, Syrokomli,
Konopnickiej. Dawniej matki śpiewały dzieciom pieśni, czytały wiersze,
poematy romantyków nie troszcząc się zanadto o to, czy będą one w pełni
zrozumiane.
Wypowiedzi takich i podobnych było wiele. Zwracano uwagę na to, jak
mocno
zapadać mogą w pamięci, na długo i na zawsze - wiersze czytane i
słyszane,
i uczone na pamięć w dzieciństwie. Nawet i wtedy, gdy były one
niezupełnie
zrozumiałe, ich sens i urok pełny odsłaniały się z latami, gdy usłużna
pamięć przywoływała ich dawne magicznie brzmiące wersy.
Edukację poetycką trzeba zaczynać wcześnie i nawet od wierszy starych.
Pisze Mieczysława Buczkówna, że okazję do lekcji o staropolskim języku
i
wykładu o pierwszym w poezji polskiej opisie przedmiotu - dałyby
wiersze
Mikołaja Reja:
najpiękniejszy - Źwirzątka, któremu się przysłuchajmy:
Więc źwirzątka rozliczne pod drzewy bujają,
Rogi dziwne i barwy osobliwe mają.
Łosie, łanie, jelenie, sarny, danijele
By najmniej się nie bojąc, chodzą sobie śmiele.
Niemasz tam ani strachu ani żadnej trwogi,
Głaszcze je, kto chce, chodząc, za uszy, za rogi.
Bo niemasz niedźwiedzia ani lwa strasznego,
Ni tygrysa, ni zubru srodze bodącego.
Zajączkowie z króliki z krzów się wyrywają
A panienki za nimi igrając biegają.
Aż chciałoby się z nimi pobiegać w tym staropolsko sielankowym
wirydarzu.
A dalej proponuje poetka do lektury dla dzieci i "Pieśń Świętojańską"
Kochanowskiego, i "Laurę i Filona" Karpińskiego; Leśmiana : "Wiosnę",
"Pierwszy deszcz", "Przed świtem", "Koń". Z lat dziecięcych;
Jasnorzewskiej: "Słonecznik", "Wiewiórkę", "Ropuchę", "Wspomnienie z
łąk",
"W lasach bieli się zawilec". Więc - jak widzimy - nie podział na wiersze
dla dzieci i wiersze inne, ale od najmłodszych lat wybór wierszy z poezji
ogólnej.
Taki wybór - różnie zresztą pomyślany - dotyczy jednak zawsze poezji
odznaczającej się prostotą obrazu, myśli i słowa: ich naturalnością i
spontanicznością, nawet jeśli ta naturalność jest efektem świadomego i
przemyślanego działania.
W wielu wypadkach o tym, że dany wiersz stał się utworem dziecięcym,
przesądziła decyzja wydrukowania go w książce dla dzieci. Np. "Bajka o
Janku co psom szył buty" jest fragmentem z Kordiana Słowackiego. W
dramacie
jest ona epizodem bez większego znaczenia, nie zaprzątała uwagi jego
komentatorów. Ale fragment ten, wyjęty z całości i opublikowany osobno,
nabiera wartości autonomicznych. Staje się utworem skończonym, samym
w
sobie: książką "dla dzieci". To teraz bajce o Janku "niepotrzebna" jest
reszta dramatu, a ponadto powstaje sytuacja znamienna w procesie
edukacji
literackiej: czytelnik do lektury "Kordiana" dochodzi poprzez wcześniejszą
lekturę bajki, która pozostanie dla niego tekstem prymarnym w stosunku
do
tekstu macierzystego. I wtedy, w szkolnej lekturze, czy teatralnej
percepcji "Kordiana", bajka o Janku zajmuje w inicjacji kulturowej
miejsce
znaczące. Podobnie Mickiewicz, poeta z nazwiskiem, autor "Dziadów"i
"Pana
Tadeusza", taki, jakiego poznaje uczeń w szkole, okazuje się autorem
anonimowego dotychczas wiersza, zaczynającego się słowami: "Pójdźcie,
o
dziatki, pójdźcie wszystkie razem".
Z biegiem lat zmieniał się repertuar wierszy dawanych dzieciom do
czytania, wznawianych w kolorowych książkach z obrazkami. Wznowione
po
wojnie "Bajki" Krasickiego czy wybór wierszy Jachowicza "Pan kotek był
chory" nie pozostały w lekturze i świadomości współczesnych dzieci.
Podobnie jak nie są w świadomości tego pokolenia dorosłych, którego
dzieciństwo przypadło na lata czterdzieste. Ale znowu ci dorośli pamiętają
(potrafią wyrecytować z pamięci) wiersze czy fragmenty wierszy Tuwima
i
Brzechwy. Gdy znowu dorośli o jedno pokolenie starsi "mówią z pamięci"
fragmenty wierszy Kochanowskiego czy romantyków, nauczone w
dzieciństwie.
Wielu z tego pokolenia "dziadów" pamięta okolicznościowe wiersze na
imieniny, których uczyło się w domu, tak jak pokolenie młodsze pamięta,
wiele piosenek i wierszy poznanych w przedszkolu. W pamięci wielu
dorosłych
utwory "dla dzieci" i "nie dla dzieci" znajdują się obok siebie, na tym
samym poziomie odczuwanych przez nich wartości i emocji estetycznych.
I
nieraz odwołanie się do pamięci i zacytowanie wiersza, nawet dla dzieci,
dać może autentyczną satysfakcję uczestniczenia w kulturze literackiej.
Gdyby się zastanowić nad tym, jakiego programu winniśmy oczekiwać od
literatury dla dzieci, a więc i od poezji - niezależnie od tego czy będzie
to literatura specjalna, czy ogólna - to należałoby odpowiedzieć, że dwóch
programów: programu uwarunkowanej ekspresji i programu alfabetyzacji
kultury. A oto jak przedstawiają się one kolejno:
1. Jak to już pisaliśmy wcześniej tekst literacki dla dziecka jest
tekstem do przeżywania; dziecko wypowiada go w różnych artykulacjach i
różnym materiale: w deklamacji, w śpiewie, w tańcu, w rozmaitych
zachowaniach mimetycznych, w rysunku. Traktuje go często jak partyturę
do
wykonania dla siebie lub traktuje go w sposób arbitralny. Ale jednak
zawsze
tekst literacki ogranicza, warunkuje tę swobodę zachowań odbiorcy i jego
interpretacji. I im bardziej utwór literacki jest mocny, artystycznie
samodzielny, tym bardziej to on określa, warunkuje kierunek i rodzaj jego
artykulacji, sposoby jego aktywnej percepcji. Tym bardziej jego dziecięcy
odbiorca musi szukać i znajdować środki własne, adekwatne poetyce
utworu
literackiego. Dobry tekst literacki, a jednocześnie bogaty w immanentne
wartości ekspresywne, uczy poetyki jego reprodukowania.
2. Tekst literacki dla dzieci jest jakby elementarzem, pierwszą książką
uczącą dziecko związków, tradycji i wartości kultury ogólnej i narodowej.
Stare wiersze uczą języka, w roku i smaku języka artystycznego przede
wszystkim. Wiersz może być alfabetem wiedzy nie tyle o faktach (chociaż
i
tych uczą wiersze epickie) ale o czasie. Dziecko - które żyje w czasie
teraźniejszym, dla którego nie ma świadomego, refleksyjnego przedziału
między wczoraj, dziś i jutro - poprzez literaturę wchodzi w odczuwanie
temporalności czasu historycznego. Jeśli nie od razu i nie w sposób
uświadomiony, to intuicyjnie, uczy się odczuwać dawność w słowach
archaicznych i w języku, w zachowaniach i zdarzeniach "niedzisiejszych"
bohaterów książek, a potem i w sposobie - ich myślenia. A jednocześnie
literatura uczy alfabetu rozumienia tego, co mimo czasu jest niezmienne,
tożsame, co czyni, że jej odbiorca czuje się i współtwórcą kultury,
człowiekiem społecznym, przynależącym nie tylko do rodziny, ale do
narodu i
do człowieczeństwa.
Nota wydawnicza
Na teksty Antologii składają się wiersze tworzone i drukowane ze
świadomą
intencją przekazania ich dziecięcemu odbiorcy, a wydawane najczęściej w
zbiorkach specjalnych lub w książeczkach obrazkowych, a także wiersze
pisane nie z myślą o dziecku jako ich odbiorcy, ale z biegiem czasu
zaadaptowane dla dzieci oraz przez dzieci i z kolei przeadresowywane
przez
wydawców w książkach i podręcznikach szkolnych. Tych wierszy jest w
Antologii najwięcej.
Oprócz utworów podpisanych nazwiskiem są i utwory anonimowe. Te
albo
należą do folkloru ludowego czy folkloru dziecięcego - są kołysankami,
piosenkami, rymowankami czy tekstami do gier ruchowych - albo są
anonimowe
wtórnie, to znaczy funkcjonują poza pamięcią ich autorów i źródeł druku,
przechwycone przez dzieci od dorosłych, czasem przez same dzieci
utworzone,
przekazywane między sobą w kręgu rówieśniczym, z pokolenia na
pokolenie,
mówione i śpiewane przypadkowo lub okazjonalnie.
Przy wyborze wierszy kierowaliśmy się przede wszystkim ich
powszechnością
lub modelowością. Z tekstów starszych staraliśmy się zamieścić w
pierwszym
rzędzie te, które należą do literackiej świadomości wielu pokoleń
dorosłych
i dzieci, dzieci i dorosłych. Wobec poezji nowszej byliśmy bardziej
artystycznie wymagający. Nie znajdziemy więc tu wszystkich autorów,
których
książeczki z wierszami dla dzieci były drukowane w XX wieku.
Wstrzymaliśmy
się również przed zamieszczeniem utworów bardzo już wtórnych.
Antologia obejmuje jedynie te utwory, które były drukowane w zbiorkach
i
książeczkach obrazkowych, w podręcznikach szkolnych oraz w
antologiach,
zarówno literackich jak i folklorystycznych, nie obejmuje natomiast
wierszy
drukowanych jedynie w czasopismach dziecięcych.
Trzon antologii stanowią wiersze pisane świadomie dla dziecięcego
odbiorcy w w. XIX i zwłaszcza XX (cz. II). Początkowo poza kręgiem
"prawdziwej" poezji, głównie przez wychowawców, pedagogów - z
czasem coraz
chętniej przez poetów. Tu dziecko jest prawie zawsze adresatem
intencjonalnym. Poeci piszą wiersze dla dzieci, a wydawcy je zamawiają.
Powstają wydawnictwa orientowane na dziecięcego tylko odbiorcę. Poezja
dla
dzieci pod piórem wielu autorów staje się aktem nie tylko
edukacyjno-wychowawczych decyzji, ale aktem świadomej działalności
artystycznej.
W osobną grupę, poprzedzającą ten zasadniczy zespół tekstów,
wyodrębniono
utwory z poezji "dorosłej" - z biegiem czasu przeadresowane: przeniesione
i
utrwalone, przede wszystkim przez szkołę, jako wiersze "dla dzieci" (cz.
I). Tak było z "Powrotem taty" Mickiewicza, z bajkami Fredry,
Krasickiego
czy Kraszewskiego. Na pograniczu znajdują się tzw. wiersze
sztambuchowe.
Wiersze zostały ułożone zasadniczo chronologicznie. Za podstawę układu
przyjęto daty debiutów, a w części II debiutów w dziedzinie twórczości dla
dzieci. Część I obejmuje przede wszystkim autorów najdawniejszych, ale
sięga również w wiek XIX (jeszcze Asnyk). Część II natomiast otwiera już
poeta okresu sentymentalizmu - Karpiński. W kilku szczególnych
wypadkach
(m.in. Złota różdżka, wybór z angielskich rymów dziecięcych) o miejscu
w
chronologii zadecydowała data polskiej publikacji.
Wiersze dziecięce, ze względu na swe rzeczywiste czy przypisane im
przez
dzieci funkcje instrumentalne, nie zawsze były i są traktowane jako
autonomiczne utwory poetyckie. Teksty folklorystyczne, powołane przez
dorosłych dla dzieci i utworzone przez same dzieci, stanowią nieraz
scenariusze gier ruchowych lub są - zwłaszcza teksty dialogowe i
rymowanki
- przedmiotami nadającymi się do różnych manipulacji mimetycznych i
magicznych. Czasem są po prostu piosenkami. Te właśnie ich kwalifikacje
czy
dyspozycje zdecydowały, że połączyliśmy je w grupę osobną obejmującą
folklor dla dzieci i folklor dziecięcy (cz. III). Mocnym również elementem
integrującym ten zespół utworów jest ich ludowość i anonimowość.
Przedrukowane w naszej Antologii wiersze pochodzą z książeczek
wydawanych
pod różnymi tytułami. Często autorami tytułów są wydawcy, a nie autorzy.
Również i same wiersze bywały i bywają przedmiotem różnych
manipulacji
edytorskich i typograficznych. Wydawca bowiem ma najczęściej na
uwadze
książkę samą - wtedy układ graficzny, rodzaj i kolor czcionki, obrazki,
kompozycja tych elementów aranżująca stronę, kartkę, okładkę - stanowi
zespół równorzędnych sobie komponentów, wśród których sam tekst
literacki
bywa tym edytorskim elementom podporządkowywany. Przykładowo:
wiersz Jana
Brzechwy "Tańcowała igła z nitką" był drukowany wielokrotnie. Raz jako
jeden z wierszy w książce pt.: "Bajki", innym razem jego tytuł dawał tytuł
całej książeczce z innymi wierszami tego poety. W obu tych wypadkach
był
drukowany w zgodzie ze swoim wyglądem "macierzystym", takim, jaki
mu nadał
poeta, więc była to kolumna wiersza ciągła i zwarta. Ale w roku 1916
"Nasza
Księgarnia" wydała książeczkę pt.: "Tańcowała igła z nitką", gdzie każda
linijka została przepołowiona, a powstały stąd nowy dystych został
wydrukowany na osobnej stronie książeczki. Pod tym nowym dystychem
znajduje
się rysunek Bohdana Butenki. Fabuła wiersza jest uboga - (można
powiedzieć,
że wiersz ten należy do takich, które można wygrać w mimice i gestach w
trakcie recytacji, ewentualnie wyśpiewać czy wytańczyć, a nie
opowiedzieć)
toteż rysownik nie ma wielu okazji do "przedstawiania". Niemniej tu - jak
to często bywa w książkach obrazkowych - obrazek, a nie tekst poetycki
bardziej atakuje oko i uwagę odbiorcy, a i czcionka tej książeczki jest
bardzo "malarska". Ona, graficznie, tak jak rysunek, jest mocniejszym
sygnałem wiersza. "Tańcząca igła" Butenki jest najczęściej wygięta w
jakimś
"pas" tanecznym. Jej więc malarska ekspresja jest w niezgodzie z tekstem:
"Igła cała jak z igiełki". Ten przykład i podobne mówią, jak wierność
wobec
tekstu może być mało istotna dla zamysłów wydawcy. A oto inny
przykład.
Znany, ale głównie tylko z pierwszej zwrotki, wiersz Tuwima "Skakanka",
ma
zwrotek kilka, a ponadto jeszcze cały komunikat dydaktyczno-
moralizatorski,
chociaż zarazem nieco przewrotny. Ale przedrukowywany bywał nieraz
tylko z
jedną lub dwiema zwrotkami. I tak szedł do czytelników, i w takim
kształcie
utrwalał się w zbiorowej pamięci.
W naszej Antologii pozostawiliśmy na ogół tekstom ich, uznaną przez nas
za pierwotną, formę graficzną: najczęściej tradycyjną. Kilka przykładów
carmina figurata (wierszy obrazkowych, naśladujących graficznie
przedmiot
będący treścią wiersza) Kerna czy Kiersta jest oczywiście, tego dowodem.
Antologia została przygotowana z myślą o odbiorcy dorosłym, a mieliśmy
tu
na uwadze w pierwszym rzędzie nauczycieli przedszkoli i niższych klas
szkół
powszechnych oraz studentów filologii polskiej i pedagogiki. Z myślą o
tych
odbiorcach zostało zredagowane wprowadzenie, nota oraz komentarze do
niektórych tekstów. Niemniej pojedyncze czy łączone w grupy utwory
Antologii mogą stanowić w rękach wychowawcy i nauczyciela teksty do
różnych
operacji dydaktyczno-estetycznych, okolicznościowych, wychowawczych
czy
zabawowych.
Do Antologii dołączono alfabetyczny spis autorów oraz utworów według
tytułów i wyrazów początkowych.
Bibliografia
Barańczak S., Poeta - dziecko świadome, Nurt 1971, nr 6.
Barańczak S., Język poetycki Mirona Białoszewskiego a struktura mowy
dziecięcej, Pamiętnik Literacki 1973, z. 1.
Białek J.Z., Janiny Porazińskiej poezja dla dzieci [w:] Rocznik
Naukowo-Dydaktyczny WSP, z. 17, Kraków 1963, s. 195-222.
Brzechwa J., O poezji dla dzieci, Twórczość 1955, nr 4, s. 163-170.
Cieślikowski J., Wielka zabawa. Folklor dziecięcy, wyobraźnia dziecka,
wiersze dla dzieci, Wrocław 1963,
Cieślikowski J., Literatura i podkultura dziecięca, Wrocław 1975.
Cieślikowski.T., Wiersz dziecięcy, Miesięcznik Literacki, 1971, nr 5.
Cieślikowski J., Wiersze Marii Konopnickiej dla dzieci. Prace
Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, Seria A, nr 91, Wrocław 1963.
Cieślikowski J., Był sobie dziad i baba [w:] Acta Universitatis
Wratislaviensis, nr 95. Prace Literackie X, Wrocław 1968.
Cieślikowski J., Bajka o Janku w kontekście i poza kontekstem
"Kordiana",
Pamiętnik Literacki 1974, z. 3, s. 55-64.
Cieślikowski J., Najbardziej popularny wiersz Tuwima, Odra 1977, nr 1.
Czukowski K., Od dwóch do pięciu, Warszawa 1962.
Hausenblas K., O stile detskoj poezji, Zagadnienia Rodzajów Literackich,
t. V, z. 1 (8) Wrocław 1967.
Jakubowski, J.Z., Uwagi o literaturze dla dzieci i młodzieży (w związku z
rozwojem współczesnej prozy i poezji), Polonistyka 1961, nr 5.
Januszewska H., Artyzm w poezji i baśni polskiej dla dzieci, Ruch
Pedagogiczny 1947, nr 4, s. 276-289.
Kaniowska-Lewańska I., Literatura dla dzieci i młodzieży do roku 1864,
Warszawa 1973.
Kuliczkowska K., Literatura dla dzieci i młodzieży w latach 1864-1918,
Warszawa 1975.
Kuliczkowska K., Wielcy pisarze dzieciom (Sienkiewicz i Konopnicka),
Warszawa 1964.
Kuliczkowska K., Droga twórcza Ewy Szelburg-Zarembiny, Kraków 1965.
Pisarkowa K., Wyliczanki polskie, Kraków 1975.
Przyboś J., Uwaga! Sztuka dziecka (w:) Sens poetycki. Szkice, Kraków
1963.
Przyboś J., Poezja dla dzieci, Kultura 1964, nr 19.
Semenowicz H., Poetycka twórczość dziecka, Warszawa 1973.
Simonides D., Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków, Wrocław
1976.
Słońska I., Dzieci i książki. Wyd. 2, rozszerz. Warszawa 1959.
Skrobiszewska H., Książki naszych dzieci, czyli o literaturze dla dzieci
i młodzieży, Warszawa 1971.
Poezja i dziecko. Materiały Sesji Literacko-Naukowej, Poznań 1973.
Zawiera m.in.: Balcerzan E., Odbiorca w poezji dla dzieci, s. 11-39;
Barańczak S., Język dziecięcy a poezja dla dzieci, s. 40-62; Najwer E.,
Poezja lat międzywojennych i powojennych w programie i podręcznikach
dla
klas V-VIII szkoły podstawowej, s. 63-78; Żurakowski B., Elementy
tradycji
we współczesnej poezji dla dzieci, s. 166-189.
Sztuka dla najmłodszych. Teoria. Recepcja. Oddziaływanie. Praca
zbiorowa
pod red. M. Tyszkowej, Poznań 1977. Zawiera m.in.: Cieślikowski J.,
Słowo -
obraz - gest. czyli o intersemiotycznej naturze tekstów dziecięcych, s.
16-90; Jurkowski H., Dziecko - folklor - teatr poetycki, s. 154-176;
Miłobędzka K., Kosmogonia i fabuła w teatrze dla dzieci, s. 115-188;
Papuzińska J., Inicjacje czytelnicze - problemy pierwszych kontaktów
dziecka z książką, s. 113-132; Wiercińska J., Książka obrazkowa dziecka -
tradycja i współczesność, s. 91-112.
"Nasza Księgarnia" - 40 lat działalności dla dziecka i szkoły, Warszawa
1961.
Antologia poezji dziecięcej
Część I
Stanisław Grochowski
(ok. 1542-1612)
Poeta barokowy. Tłumaczył z łaciny wiele pism religijnych, m.in. zbiór
barokowych kolęd jezuity włoskiego Jakuba Pontanusa pt. "Wirydarz"
albo
"Kwiatki rymów duchownych o dziecięciu Panu Jezusie" (Kraków 1607).
Dziełko
to zostało oddane "na kolędę" księciu Władysławowi, późniejszemu
królowi
polskiemu Władysławowi IV.
Kołyski dziecięce
III
Dormi, Sancte Puellule
Uśni, dziecie, uśni moje,
Uspokój członeczki swoje,
Niech cię kaszel nie morduje,
Niechaj ci nic snu nie psuje.
Ani tchni teraz pieseczku,
Ani gruchni gołąbeczku,
Milczcie wszyscy, a nie szepccie,
I cichutko ziemię depccie.
Nynaj dziecie drogie moje,
Niech zwiąże sen oczki twoje.
Wszyscy się uspokoili,
Uśni, zdrów śpi synu miły.
Sameć wiatreczki sprzyjają,
Wdzięczniejszego snu dodają,
Abyś w dłuższy i wdzięczniejszy
Sen zaszedł, a wstał rzeźwiejszy.
V
Dum Nos Dulcia Promimus
Gdy kołysząc śpiewam krótkie
Piosnki dzieciąteczku słodkie,
Gdy wzruszam słodkiego pienia
Dla dziecięcego uśpienia,
Przyszedł pieśnią ubłagany
Sen dziecięciu pożądany.
Wtem się sercu memu miła
Dziecinka uspokoiła.
Nie postały, jako żywy
Przedtem na świecie te dziwy,
Oto Boga sen zejmuje:
Ten śpi, który zawsze czuje.
Kasper Twardowski
(ok. 1592-przed 1641)
Poeta barokowy. Autor pieśni miłosnych, alegorycznego poematu
religijnego, utworów o charakterze satyryczno-obyczajowym oraz
poematów
kolędowych do których m.in. należy Kolebka Jezusowa (1630).
Pasterze
(fragmenty)
(Gdy pasterze przybiegli do szopy Betlejemskiej)
Wnidą w szopę: a tu mali
Aniołkowie heblowali
Złotej wierzby suchą lipkę
Jezusowi na kolebkę.
Ci suche drewka zbierają,
Drudzy ogień rozdymają,
Usługuje kożdy z duszy.
Ten pieluchy mokre suszy,
Ów na kąpiel wodę grzeje,
A miesiąc się z nieba śmieje.
Rad by z zasług swego cyna
Łaskę Matki miał i Syna.
[...]
Wtenczas Panna Syna kładła
Po kąpieli w prześcieradła.
[...]
Skąpawszy Go, swym rańtuszkiem
Ogarnęła, a kożuszkiem
Malowanym zagrzywała,
Nakarmiwszy powijała.
Ignacy Krasicki
(1735-1801)
Poeta, prozaik, komediopisarz. Chociaż jego "Bajki i przypowieści" (1779)
zawierały trzyzwrotkową dedykację a każda zwrotka kończyła się wersem:
"Bajki wam niosę, posłuchajcie dzieci", nie były one pisane z myślą o
rzeczywistych dzieciach, a tym bardziej - dla dzieci. Praktycznie jednak
weszły dość wcześnie do repertuaru "utworów dla dzieci". Niechaj o tym
świadczy choćby wyznanie Aleksandra, brata Adama Mickiewicza, który
wspominał, że poeta w dzieciństwie znał bajki Krasickiego i zanudzał
dorosłych recytując je z pamięci.
Bajki Krasickiego oraz fragmenty eposu heroikomicznego "Myszeis" były
wielokrotnie przedrukowywane w podręcznikach szkolnych i wydawane
jako
książki dla dzieci.
Dzieci i żaby
Koło jeziora
Z wieczora,
Chłopcy wkoło biegali
I na żaby czuwali,
Skoro która wypływała,
Kamieniem w łeb dostawała.
Jedna z nich śmielszej natury,
Wystawiwszy łeb do góry,
Rzekła: "Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie!
Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie".
Przyjaciele
Zajączek jeden młody,
Korzystając z swobody,
Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie,
Z każdym w zgodzie.
A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,
Bardzo go tam zwierzęta lubiły.
I on też używając wszystkiego z weselem,
Wszystkich był przyjacielem.
Raz gdy wyszedł w świtaniu i bujał po łące,
Słyszy przerażające
Głosy trąb, psów szczekanie, trzask wielki po lesie.
Stanął - słucha - dziwuje się...
A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,
Zając w nogi.
Spojrzy się poza siebie: aż dwa psy i strzelce!
Strwożon wielce,
Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.
Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił:
"Weź mnie na grzbiet i unieśl" - Koń na to: "Nie mogę,
Ale od innych pewną będziesz miał załogę".
Jakoż wół się nadarzył. - "Ratuj, przyjacielu!"
Wół na to: "Takich jak ja zapewne niewielu
Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie.
Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.
A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże".
Kozioł: "Żal mi cię, nieboże,
Ale ci grzbietu nie dam: twardy, nie dogodzi;
Oto wełnista owca niedaleko chodzi,
Będzie ci miękko siedzieć..." Owca rzecze:
"Ja nie przeczę,
Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce,
Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę;
Udaj się do cielęcia, które się tu pasie".
"Jak ja ciebie mam wziąć na się,
Kiedy starsi nie wzięli" - cielę na to rzekło
I uciekło.
Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.
Julian Ursyn Niemcewicz
(1758-1841)
Poeta, prozaik, dramatopisarz, działacz polityczno-społeczny. Jego
"Śpiewy historyczne" (1808-1811) były przez cały wiek XIX zalecane do
uczenia się na pamięć i do odśpiewywania w chórach przez młodzież i
dzieci.
Leszek Biały
(fragment)
Od dworaków opuszczona
Helena, w stroju niedbałym,
Gdy syna trzyma u łona,
Co go zwano Leszkiem Białym,
Tak szerzy skargi płaczliwe
Na swe losy nieszczęśliwe:
"Ty się śmiejesz, dziecię lube,
Bo nie znasz twojej niedoli,
Nie znasz spisków na twą zgubę;
Oto, z stryja twego woli
Wydarłać państwo niecnota,
A jam wdowa, tyś sierota!
Zrodzony, byś berłem władał,
Dziś przewrotnych ludzi winą
Wszystkoś na świecie postradał,
Tułasz się, biedna dziecino;
Ja cię przytulę do łona,
Lecz skądże inna obrona?"
"Powściągnij łzy twe, królowo,
- Zawołał Goworek stary -
Byłem ojcu radą zdrową,
Synowi dochowam wiary:
Póki dłoń ta mieczem władnie,
Żadna nań trwoga nie padnie!"
Pod czułym starca dozorem
Wzrastał w siły Leszek Biały
I szedł chlubnym Piastów torem,
Był sprawiedliwy i śmiały,
Zręczny w rycerskich gonitwach
I szczęśliwy w krwawych bitwach.
[...]
Kazimierz Brodziński
(1791-1835)
Poeta, tłumacz, krytyk literacki, historyk literatury. Wypowiadał się za
literaturą wyrażającą tkliwość, łagodność i prostotę.
Do chrabąszcza
Mój ty rycerzu
Wąsaty,
W pancerzu!
Na drzewie siadasz
I kwiaty
Objadasz!
Szumisz w pomroku
Po niwie,
Po rosie;
Trącasz złośliwie
Po oku,
Po nosie!
Niech zejdzie rano,
Stuł wąsy
I loty;
Z słońcem ustaną
Twe pląsy
I psoty!
Aleksander Fredro
(1793-1876)
Komediopisarz i poeta. Jego niektóre utwory wierszem - bajki - jak "Paweł
i Gaweł" oraz "Małpa w kąpieli", były wielokrotnie przedrukowywene w
książkach dla dzieci, a także w podręcznikach szkolnych.
Małpa w kąpieli
Rada małpa, że się śmieli,
Kiedy mogła udać człeka,
Widząc panią raz w kąpieli,
Wlazła pod stół - cicho czeka.
Pani wyszła, drzwi zamknęła;
Małpa figlarz - nuż do dzieła!
Wziąwszy pański czepek ranny,
Prześcieradło
I zwierciadło -
Szust do wanny!
Dalej kurki kręcić żwawo!
W lewo, w prawo,
Z dołu, z góry,
Aż się ukrop puścił z rury.
Ciepło - miło - niebo - raj!
Małpa myśli: "W to mi graj!"
Hajże! Kozły, nurki, zwroty,
Figle, psoty,
Aż się wody pod nią mącą!
Ale ciepła coś za wiele...
Trochę nadto... Ba, gorąco!...
Fraszka! Małpa nie cielę,
Sobie poradzi:
Skąd ukrop ciecze,
Tam palec wsadzi.
- Aj, gwałtu! Piecze!
Nie ma co czekać,
Trzeba uciekać!
Małpa w nogi,
Ukrop za nią - tuż, tuż w tropy,
Aż pod progi.
To nie żarty - parzy stopy...
Dalej w okno!... Brzęk! - Uciekła!
Że tylko palce popiekła,
Nader szczęśliwa.
Tak to zwykle małpom bywa.
Adam Mickiewicz
(1798-1855)
Powrót Taty
Ballada
"Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze".
Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klękają obrazem,
I zaczynają paciórek.
Całują ziemię, potem: "W imię Ojca,
Syna i Ducha Świętego,
Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca,
Teraz i czasu wszelkiego".
Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę,
Dziesięcioro, i koronki,
A kiedy całe zmówili pacierze,
Wyjmą książeczkę z kieszonki.
I litaniją do Najświętszej Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem:
"Najświętsza Matko - przyśpiewują dziatki -
Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!"
Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą,
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci, i krzyczą, jak mogą:
"Tato, ach tato nasz jedzie!"
Obaczył kupiec, łzy radośnie leje,
Z wozu na ziemię wylata:
"Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?
Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot rodzynki w koszyku".
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
"Ruszajcie! - kupiec na sługi zawoła -
Ja z dziećmi pójdę ku miastu".
Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.
Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły,
Tulą się pod płaszcz na łonie;
Truchleją sługi, struchlał pan wybladły,
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie.
"Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo,
Nie róbcie małych sierotami dziatek,
I młodej małżonki wdową".
Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga,
Zabiera konie, a drugi
"Pieniędzy!" - krzyczy, i buławą sięga,
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem: "Stójcie, stójcie!" - krzyknie starszy zbójca,
I spędza bandę precz z drogi,
A wypuściwszy i dzieci, i ojca,
"Idźcie - rzekł - dalej bez trwogi".
Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:
"Nie dziękuj, wyznam ci szczerze,
Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało,
Darzą cię życiem i zdrowiem;
Im więc podziękuj za to, co się stało,
A jak się stało, opowiem.
Z dawna już słysząc o przejeździe kupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca
Zasiadaliśmy na czaty.
Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty,
Modlą się dziatki do Boga,
Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty,
A potem litość i trwoga.
Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony,
Buława upadła z ręki;
Ach! ja mam żonę, i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
Kupcze, jedź w miasto, ja do lasu muszę;
Wy, dziatki, na ten pagórek
Biegajcie sobie, i za moją duszę
Zmówcie też czasem paciórek".
Juliusz Słowacki
(1809-1849)
(O Janku co psom szył buty)
Było sobie niegdyś w szkole,
Piękne dziecie, zwał się Janek.
Czuł zawczasu Bożą wolę,
Ze staremi suszył dzbanek.
Dobry z niego byłby wiarus,
Bo w literach nie czuł smaku;
Co dzień stary bakalarus,
Łamał wierzby na biedaku,
I po setnej, setnej probie
Rzekł do matki: - Oj kobieto!
Twego Janka w ciemię bito,
Nic nie wbito - weź go sobie!...
Biedna matka wzięła Jana,
Szła po radę do plebana.
Przed plebanem w płacz na nowo;
A księżulo słuchał skargi,
I poważnie nadął wargi,
Po ojcowsku ruszał głową.
Wysłuchawszy pacierz złego:
"Patrz mi w oczy" - rzekł do żaka
"Nic dobrego! Nic dobrego!"
Potem hożą twarz pogładził,
Dał opłatek i piętaka,
I do szewca oddać radził...
Jak poradził, tak matczysko
I zrobiło... Szewc był blisko...
Lecz Jankowi nie do smaku,
Przy szewieckiej ślipać igle.
Diabeł mięszał żółć w biedaku,
Śniły mu się dziwy, figle;
Zwyciężyła wilcza cnota,
Rzekł: "W świat pójdę o piętaku!"
A więc tak jak był - hołota,-
Przed terminem rzucił szewca,
I na strudze do Królewca
Popłynął...
Jak do wody wpadł i zginął...
Matka w płacz, łamała dłonie;
A ksiądz pleban, na odpuście,
Przeciw dziatkom i rozpuście
Grzmiał jak piorun na ambonie:
W końcu dodał... "Bogobojna
Trzódko moja, bądź spokojna,
Co ma wisieć, nie utonie".
Mały Janek gdzie się chował
Przez rok cały; zgadnąć trudno.
Wsiadł na okręt i żeglował,
I na jakąś wyspę ludną
Przypłynąwszy - wylądował...
Owdzie król przechodził drogą.
Jaś pokłonił się królowi,
I dworzanom i ludowi;
A kłaniając, szastał nogą
Tak układnie, że król stary
Włożył na nos okulary.
I wnet tymże samym torem,
Dwór za królem, lud za dworem,
Powkładali szkła na oczy...
Owóż król ten posiadł sławę,
Jakoby miał wzrok proroczy;
I choć stracił oko prawe,
Tak kunsztownie lewem władał,
Że człowieka zaraz zbadał,
Na co mierzy, na co zdatny;
Czy zeń ma być rządca kraju,
Czy podstoli, czy też szatny...
Lecz tą razą, wbrew zwyczaju,
Król pan oczom nie dowierza,
Czy żak Janek na tancerza?
Czy na rządcę dobry kraju?
Więc zapytał: "Mój kochanku,
Jak masz imie?"
"Janek".
"Janku!
Coż ty umiesz?"
"Psóm szyć buty"
"A czy dobrze?"
"Oj, tatulu!
Czyli raczej panie królu!
Jak szacuję, ręczyć mogę,
Że but każdy ostro kuty,
I na jedną zrobię nogę,
Czyli raczej na łap dwoje...
To na zimę. - Z letnich czasów
But o jednym szwie wystroję,
Na opłatku, bez obcasów;
A robota takiej wiary,
Że psy puszczaj na moczary,
Suchą nogą przejdą stawy".
"Masz więc służbę, złotem płacę",
Rzekł do Janka pan łaskawy
I za sobą wiódł w pałace.
A gdy dzień zaświtał czwarty,
Szły na łowy w butach charty;
A szewc chartów w aksamicie,
Przy królewskiej jechał świcie;
Złoty order miał na szyi,
W trzy dni został szambelanem,
W sześć dni rządcą prowincyji,
W dni dwanaście został panem.
Starą matkę wziął z chałupy,
Król frejliną ją mianował.
A plebana, pożałował
W biskupy...
(W Pamiętniku Zofii Bobrówny)
Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,
Słuchaj - bo to są najlepsi poeci.
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.
Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką - jakby z nieba.
Józef Ignacy Kraszewski
(1812-1887)
Pisarz, poeta, historyk. Autor przede wszystkim powieści historycznych.
Dziad i baba
Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca, słaba,
On skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńką,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko :
I jeden był wchód do niej.
Byli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.
I modlili się szczerze,
Aby Bożym rozkazem,
Kiedy śmierć ich zabierze,
Zabrała dwoje razem.
- Razem! To być nie może,
Ktoś choć chwilę wprzód skona!
- Byle nie ty, nieboże!
- Byle tylko nie ona!
- Wprzód umrę, - woła baba,
Jestem starsza od ciebie,
Co chwila bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie.
- Ja wprzódy, moja miła;
Ja kaszlę bez ustanku.
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku.
- Mnie wprzódy! - Mnie, kochanie!
- Mnie, mówię! Dośćże tego,
Dla ciebie płacz zostanie!
- A tobie nic, dlaczego?
I tak dalej, i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
Tak się z miejsca porwali,
Chatkę chcieli porzucić.
Aż do drzwi, puk, powoli:
- Kto tam? - Otwórzcie, proszę,
Posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę!
- Idź babo, drzwi otworzyć!
- Ot to, idź sam, jam słaba,
Ja się pójdę położyć -
Odpowiedziała baba.
- Fi, śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga!
Idź, otwórz z łaski swojej!
- Ty otwórz, moja droga.
Baba za piecem z cicha,
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha...
A śmierć stoi i puka.
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tam stała,
Lecz znudzona, nareszcie,
Kominem wleźć musiała.
Adam Asnyk
(1838-1897)
Poeta i dramaturg. Nie pisał dla dzieci.
Słonko
Wędrowało sobie słonko
uśmiechnięte, jasne, złote;
szło nad gajem, szło nad łąką,
napotkało w łzach sierotę.
Ten się żali: - "Tak wesoło
świecisz światu słonko moje,
uśmiechami sypiesz w koło,
gdy ja smutny we łzach stoję;
Obojętnie patrzysz na to,
jak się ludzkie serca męczą...
i nad każdą ludzką stratą
promienistą błyskasz tęczą".
Słonko na to: - "Biedne dziecie!
i mnie smutno na niebiosach,
gdy o waszym myślę świecie
i o ludzi ciężkich losach.
Lecz nie mogę ustać w drodze,
by nad każdą boleć raną,
więc w złocistym blasku chodzę,
wypełniając, co kazano.
Nie pomogą próżne żale...
ból swój niebu trza polecić,
a samemu wciąż wytrwale
trzeba naprzód iść... i świecić!"
Część II
Franciszek Karpiński
(1741-1825)
Czołowy liryk epoki stanisławowskiej, "poeta serca". Przedstawiciel
sentymentalizmu: czułość serca i gotowość współodczuwania i czynienia
dobrze - wydawała się postawą najbardziej naturalną maluczkich i
niewinnych, m.in. więc i dzieci.
Piesń do Amelii Bassompier 10-letniej
Czy tęskniłaś, młoda Ameli,
Żeśmy się tak dawno widzieli?
Już się trzecia doba skończyła!
Wieleżeś tam cnót narobiła?
Wiele razy matka poczciwa
Usłużona, kiedy cię wzywa?
Kiedyś nędzy wsparcia nie dała;
Wieleś czarne oczy spłakała?
Czyliś, gdy zła dola trapiła,
Równie Boga twego chwaliła?
Jeślibyśmy kochać się mieli,
Rób tak zawsze, słodka Ameli.
Stanisław Jachowicz
(1796-1857)
Wychowawca, pedagog, poeta; jeden z pionierów literatury dziecięcej w
Polsce. Przed rokiem 1830 redagował "Dziennik dla Dzieci". Autor
powiastek
i bajek, które stały się ma długo wzorcami literatury dydaktycznej.
Zaradź złemu zawczasu
"Zaszyj dziurkę póki mała"
Mama Zosię przestrzegała.
Ale Zosia, niezbyt skora,
Odwlekała do wieczora.
Z dziurki dziura się zrobiła.
A choć Zosia i zaszyła,
Popsuła się suknia cała,
Źle, że matki nie słuchała.
Chory kotek
Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku.
I przyszedł kot doktor:
"Jak się masz, koteczku?"
"Źle bardzo" - i łapkę wyciągnął do niego.
Wziął za puls pan doktor poważnie chorego
I dziwy mu prawi:
"Zanadto się jadło,
Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło;
Źle bardzo... gorączka! Źle bardzo, koteczku!
Oj! długo ty, długo poleżysz w łóżeczku
I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta.
Broń Boże kiełbaski, słoninki lub ciasta!
"A myszki nie można? - zapyta koteczek -
Lub z ptaszka małego choć parę udeczek?"
"Broń Boże! Pijawki i dyjeta ścisła!
Od tego pomyślność w leczeniu zawisła".
I leżał koteczek; kiełbaski i kiszki
Nietknięte; z daleka pachniały mu myszki.
Patrzcie, jak złe łakomstwo! Kotek przebrał miarę,
Musiał więc nieboraczek srogą ponieść karę.
Tak się i z wami, dziateczki, stać może;
Od łakomstwa strzeż was Boże!
Chłopczyk wchodzi sam w siebie
Wstałem rano,
Jeść mi dano,
Chodzę sobie,
Nic nie robię;
Ludzie inni
Bardzo czynni.
Ten rąbie, choć stary,
Ten dżwiga ciężary,
Ten się uczy, ten pisze,
Ta dziecinę kołysze,
Ta szyje, ta pierze,
Każdy się do czegoś bierze;
Jaż jeden mam być próżniakiem?
Po pytaniu takim
Myślę sobie:
"I ja też co zrobię!"
Poskrobałem patyczki,
Zrobiłem z nich koszyczki!
Niech pracują i mali.
Nie będą już gadali:
"Ach, to próżniak nie lada,
Darmo kaszę nam zjada".
Kazio i konik drewniany
Drewnianego konika bił Kazio biczykiem.
"Po ludzku - rzecze ojciec - obchodź się z konikiem.
- Kiedy on ciągnąć nie chce, tatuniu kochany.
- Dziwnyś, jakże ma ciągnąć, widzisz, że drewniany.
- Drewniany? To bić można, wszak go nie zaboli!
- Kto sobie okrucieństwa na takim pozwoli,
Czyje serce w młodości srogości nabierze,
Ten zapomni, że czuje i żyjące zwierzę;
A tak idąc kolejno od złego do złego,
Okaże się okrutnym nawet dla bliźniego".
Teofil Nowosielski
(1812-1888)
Wychowawca, działacz cbarytatywny. Debiutował w roku 1840.
Piosnka o koniku
Hop, hop, hop,
Koniku w galop!
Skacz przez kopce, płoty, rowy;
Tylko sobie nie zbij głowy,
Za zajączkiem w trop,
Koniczku w galop!
Ciesiu, ciesiu, cieś,
Powoli mnie nieś!
Z wolna, z wolna bez swawoli:
Bo złamana nóżka boli,
Powoli mnie nieś
Ciesiu, ciesiu, cieś!
Stój, koniczku mój,
Stój, koniczku, stój,
Jak podjesz dobrze obroczku,
To sobie pobrykasz, skoczku,
Ale teraz stój,
Stój, koniczku mój!
Julia Woykowska
(1816-1851)
Poetka pubIicystka, emancypantka wielkopołska. Autorka książek
służących
do początkowego nauczania. Jej wiersze wyszły w zbiorku "Piosnki dla
ludu
wiejskiego" (1843).
Piosnka trzecia
(fragment)
Przyszła wiosna, przyszła,
Jasnym okiem błysła;
Błysła jasnym okiem,
Po polu szerokiem.
Zajrzała do chatki,
Wywołała dziatki:
"Macież dziatki wianki
I wesołe ranki.
Dajcież rączki małe,
Mrozem podrętwiałe;
Rączki wam ugrzeję,
Wonią was owieję".
[...]
Jan Chęciński
(1826-1834)
Poeta, aktor, reżyser. Współredaktor "Rozrywek dla Młodocianego Wieku"
(1856-1857), a w Iatach 1861-1867 współpracownik "Przyjaciela Dzieci".
Napisał m.in. "Dzień grzecznego Władzia" (1867) "Robinsona dla
młodszej
dziatwy" (1833).
Chłopczyk i kotek
Siedzi nad wodą mały kocina,
Patrzy na rybki, idzie mu ślina;
Rad by ich dostać, rad by w bród skoczyć
Lecz mu się nie chce nóżek zamoczyć!
Siedzi nad książką mały chłopczyna,
Potrzebę nauk czuć już zaczyna:
Rad by się uczyć, rad by coś wiedzieć,
Lecz mu się nie chce główki pobiedzić.
Darmo kocino, darmo chłopczyno,
Gołąbki same do ust nie płyną.
Kto leniuch, niech się o nic nie kusi:
Kto chce coś umieć, pracować musi.
Teofil Lenartowicz
(1822-1893)
[Miesiączek, słonko i deszczyk]
Na rannym niebie
Miesiączek biały
Ze stróży nocnej
Schodzi ospały.
Bystre słoneczko
Wzeszło nad górki,
A deszczyk rosił
Z majowej chmurki.
Miesiączek mówi:
Nie ma jak to ja,
Kiedy się w nocy
Przejrzę u zdroja.
Groble, wąwozy
Stają w jasności
I jak w dzień widna
Droga dla gości.
A słonko mówi:
Gadasz daremnie,
Ja bystre słonko,
Nie ma nade mnie.
Kiedy zarankiem
W niedzielę wstanę,
Błyszczą w promieniach
Pola ogrzane.
I Boża-męka ,
Za wsią na końcu
Czerwona z daszkiem
Błyszczy we słońcu.
A deszczyk szemrze
W pola, dąbrowy
Idę ja, idę
Deszczyk majowy.
Roszę pszeniczkę,
Drzewa i ziele,
Weselę pola,
Sady weselę.
Zielenią, kwitną,
Pachną przyjemnie.
Nie ma nade mnie,
Nie ma nade mnie.
[Oj, sikorko, sikoreczko!]
Oj, sikorko, sikoreczko!
Nie ściel gniazdka, kochaneczko,
Nie ściel blisko nade drogą,
Bo ci gniazdko popsuć mogą.
Uściel lepiej tam w gęstwinie,
Tam w gęstwinie, na leszczynie,
Gdzie się listek nie zachwieje,
Nikt się gniazdka nie spodzieje.
Oj, sikorko, sikoreczko!
Nie wierz temu, kochaneczko,
Bo i w gąszczach po orzeszki
Pastuszkowie depcą ścieżki.
Oj, sikorko, sikoreczko!
Ściel gniazdeczko, kochaneczko,
Lepiej w borze, na jaworze,
Gdzie go dostać nikt nie może.
Oj, sikorko, sikoreczko!
Nie wierz temu, kochaneczko,
Jak ten jawór zetną kiedy,
Cóż z gniazdeczkiem będzie wtedy?
Oj, sikorko, sikoreczko!
Więc na sośnie ściel gniazdeczko.
Sosna zawsze zielenieje,
Wiatr gniazdeczka nie rozwieje.
Oj, sikorko, sikoreczko!
Nie ściel gniazdka tak daleczko,
W naszym sadku, na jabłoni
Tam się gniazdko lepiej schroni.
My i płotek zapleciemy,
My i kotka wypłoszemy,
Jeno miła sikoreczko,
W naszym sadku ściel gniazdeczko.
[Zachodzi słoneczko]
Zachodzi słoneczko
Za las kalinowy,
Zimna rosa pada
Na sadek wiśniowy.
Nie padaj, nie padaj
oja zimna roso,
Aż z ochronki do dom
Nie zabiegnę boso.
[Chodził senek i drzemota]
Chodził senek i drzemota
Za chałupką koło płota,
I tak sobie rozmawiali:
- Gdzie będziemy nocowali?
- Tam będziemy nocowali,
Gdzie się spory ogień pali;
Gdzie chałupka najcieplejsza,
Gdzie dziecina najmilejsza.
[Malutkam ja była]
Malutkam ja była,
Na deszczyk-em poszła,
Zaraz po deszczyku
Tak otom podrosła.
[Brudasek]
Znam dziecię, co zawdy
Czarne rączki miewa!
Białych mieć nie może,
Bo się z wodą gniewa.
[Kasia]
Trzymała się Kasia wierzby,
I tak bujała, bujała!
Wierzba pękła, - Kasia brzękła,
Aż się rozśmiała, rozśmiała!
[Płaczek]
Płaczek stroi dudki,
Braciszek malutki,
A siostrzyczka mniejsza,
Od niego grzeczniejsza.
[Czerwone jabłuszko]
Kula się i kula
Czerwone jabłuszko;
Gdzie się ty zakulniesz,
Moja złota duszko?
Gdzie ja się zakulnę?
To Bóg wiedzieć raczy,
I ty powędrujesz,
Gdzie ci Bóg naznaczy.
[Leń]
Robili, orali,
Leń na piecu leżał;
Do miski wołali,
On najpierwszy bieżał.
[Edmund Bojanowski]
(1814-1871)
Zbieracz folkloru ludowego.
[Nowinka]
A ja wiem
I powiem
Nowinkę o wiośnie,
Jagódka,
Słodziutka
Na boru już rośnie.
A ja wiem
I powiem,
Nowinkę też drugą,
Że ją zjem,
To powiem,
Nie śpiewając długo.
[Zajączek]
Czmych! - zajączek pod kamionkę,
Oczki trze łapkami,
- Za co ty mnie, mój pastuszku,
Poszczuwasz pieskami?
Czy ja tobie łączkę zdeptał?
Dróżkę przeszedł kiedy?
Czym kapustę w kapuśniku
Ruszył kiedy z biedy?
Źrebce łączkę ci zdeptały,
Wilk ci przeszedł drogę,
Krówki weszły ci w kapuśnik -
Czy ja za to mogę?
F. L.
Kryptonim autora nie rozwiązany
Śpiew wiosenny
(fragmenty)
1.
Cieszmy się koledzy!
Z śpiewu wiosennego;
Wszak to z szkolnej wiedzy,
Bawienia naszego.-
2.
Czas sprzyja wiosenny,
Przy pięknej pogodzie;
Jest nam nie odmienny,
Wszech zabaw zawodzie.
8.
Dziś majówkę mamy
W cienistym gaiku;
W różne gry zagramy
Na pięknym trawniku
9.
Woła przepióreczka:
Pójdź w pole! Pójdź w pole!
Skacze wiewióreczka
Odgrywa swe role.
Józef Chociszewski
(1837-1914)
Pisarz, działacz społeczno-oświatowy, wydawca. W latach 1866-1867
wydawał
w Chełmnie czasopismo "Przyjaclel Dzieci", 1869-1873 w Poznaniu
"Przyjaciel
Dzieci i Młodzieżym". Debiutował w twórczości dla dzieci na początku lat
sześćdziesiątych, wydając m.in. "Powiastki i wierszyki dla dobrych dzieci
i
ich przyjaciół (cz. 1- Leszno 1863, cz. 2 - Leszno 1866).
Piosnka o pracy i oszczędności
Prawdy mrówka uczy:
Kto się tylko włóczy,
Całe dni próżnuje,
Temu głód dojmuje.
La, la, la, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la, la, la,
Całe dni próżnuje,
Temu głód dojmuje.
Prawdy uczy pszczółka,
Co lata na ziółka:
Kto robi, nie składa,
Ten w przyszłości biada.
La, la,(jak wyżej).
U tego myśl zdrowa,
Kto drogi grosz chowa,
Bo kto jest rozrzutny,
Potem czas ma smutny.
La, la (jak wyżej).
Będę więc pracował,
- Każdy grosik chował,
Wydam, gdzie niezbędnie,
Bo chcę żyć oszczędnie.
La, la (jak wyżej).
Zatem też potrosze,
Będę składał grosze,
Przyjdzie czas późniejszy,
Grosz też potrzebniejszy.
La, la (jak wyżej).
Kochane dzieci! Pamiętajcie sobie, że bez pracy i oszczędności nie ma
szczęścia na ziemi. Trzeba koniecznie już w młodości nie tylko pracować,
ale także oszczędzać. Składaj grosz do grosza, a będzie talar. Gdy
zbierzesz trochę pieniędzy, zanieś do kasy oszczędności.
Oszczędność i praca
Nas wszystkich wzbogaca.
Władysław Bełza
(1843-1913)
Poeta, dramaturg, publicysta. Założył w 1830 r. w Poznaniu pisemko dla
dzieci "Promyk", a w 1876 we Lwowie "Towarzysz Pilnych Dzieci". Jego
Katechizm polskiego dziecka (1900) zdobył ogromną popularność w
latach
przed pierwszą wojną i w okresie międzywojennym.
Do dzieci
Oto wam niosę, dziatki kochane,
Śliczne obrazki, jak malowane:
O tych ptaszynach, których w błękicie
Gwarnych szczebiotów słuchać lubicie;
O tym słowiku, co gdzieś w ustroni
Cudowne pieśni jak perły roni;
O tym bocianie, co w każde lato
Powraca spocząć nad polską chatą;
O tej jaskółce, co niestrudzona
Lata wśród ludzi, jak oswojona,
I tuż nad oknem waszym, o dzieci,
Dla swoich piskląt gniazdeczko kleci.
Kochajcie ptaszki - bo wszakże one
Bracia i siostry wasze rodzone.
Na równi z nimi, drobiazgu złoty,
Dzielisz igraszki twe i szczebioty,
Równej używasz z nimi swobody -
Wieku skrzydlaty, wieku mój młody!
Może nie wiecie, dziatki jedyne,
Że w was ma ptaszek drugą rodzinę;
On, w zaufaniu do was głębokim,
Tuli się, gnieździ pod waszym okiem,
Bo wie, że żadne poczciwe dziecię
Krzywdy nie zrobi mu za nic w świecie,
Kochajcie ptaszki - bo wszakże one
Jakby do pieszczot samych stworzone:
Tak jak wy lube, wdzięczne i żwawe;
A tak niewinne i tak łaskawe,
Że ziarn im tylko pokażcie nieco,
A wnet do ręki waszej przylecą.
Stwórca tak kocha te ptaszki małe,
Że tym, co Jego śpiewają chwałę,
Ślicznym aniołkom, jak pieścidełka,
Do ramion ptasie przypiął skrzydełka.
A kto nad biednym ptaszkiem się znęca,
Łowi go w sidła, gniazdka wykręca;
Kto zapomniawszy, co litość święta,
Z gniazd tych wyrzuca drobne pisklęta: -
Niech drży!... Bo anioł, co tam na niebie
O wszystkich ptasząt myśli potrzebie;
Co się unosząc nad tym padołem,
Może i jego jest też aniołem:
Zaprze się nad nim świętej opieki,
I takie dziecko rzuci na wieki.
Abecadło o chlebie
ABC
Chleba chcę,
Lecz i wiedzieć mi się godzi,
Z czego też to chleb się rodzi?
DEF
Naprzód siew:
Rolnik orze ziemię czarną
I pod skibę rzuca ziarno.
HKJ (jot)
Ziarno w lot
Zakiełkuje w ziemi łonie,
I kłos buja na zagonie.
Ł i L
Gdy już cel
Osiągnięty gospodarza,
Zboże wiozą do młynarza.
MNO
Każde źdźbło,
Za obrotem kół, kamienia,
W białą mąkę się zamienia.
PQS
To już kres!
Z młyna piekarz mąkę bierze
I na zacier rzuca w dzieże.
RTU
I co tchu
W piec ogromny wkłada ciasto,
By chleb miały wieś i miasto.
WXZ
I chleb wnet!
Patrzcie, ile rąk potrzeba,
Aby mieć kawałek chleba.
Katechizm polskiego dziecka
- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój?
- Orzeł biały.
- Gdzie ty mieszkasz?
- Między swemi.
- W jakim kraju?
- W polskiej ziemi.
- Czym ta ziemia?
- Mą ojczyzną.
- Czym zdobyta?
- Krwią i blizną.
- Czy ją kochasz?
- Kocham szczerze.
- A w co wierzysz?
- W Polskę wierzę.
- Czym ty dla niej?
- Wdzięczne dziecię.
- Coś jej winien?
- Oddać życie.
[Złota różdżka]
(1882)
Historia bardzo smutna o chłopcu, który nie chciał jeść zupy
Michaś był tusty, zdrów najzupełniej,
Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni,
Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą,
Jadł i pił wszystko, co na stół dano.
Raz gdy mu zupę stawia służąca,
On stąd ni zowąd talerz odtrąca,
Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki:
"Nie chcę i nie chcę ani łyżeczki!"
Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże;
Że go nikt w domu poznać nie może
Dają do stołu, on znowu w sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Na trzeci dzionek, bieda nie żarty,
I schudł i osłabł Michaś uparty,
Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka,
W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka,
W piątym coś w piersiach i w gardle dusi,
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi.
Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.
O Juleczku, co miał zwyczaj ssać palec
- "Ja wychodzę po ciasteczka"
Rzekła mama do Juleczka.
- "Sprawiajże się tu przykładnie,
Nie ssij palców, bo nieładnie.
Bo kto palce w buzię tłoczy,
Zaraz krawiec doń wyskoczy
Z nożycami, zły okrutnie,
I paluszki nimi utnie."
Julek przyrzekł słuchać mamy,
Lecz nie wyszła jeszcze z bramy,
A już nieposłuszny malec
Myk - do buzi duży palec!
Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera,
Wpada krawiec jak pantera
I do Juika skoczy żwawo,
Nożycami w lewo, w prawo -
Uciął palec jeden, drugi
Aż krew prysła we dwie strugi!
Julek w krzyk, a krawiec rzecze:
"Tak z nieposłuszeństwa leczę!"
Wraca mama - wielka bieda
Juleczkowi ciastek nie da.
Bo kto mamy nie usłucha,
Temu dosyć bułka sucha!
Płacze Julek w wielkiej trwodze
A paluszki na podłodze...
Maria Konopnicka
(1842-1910)
Autorka (od 1884 r.) pierwszych artystycznie ambitnych wierszy i innych
utworów dla dzieci, spopularyzowanych w licznych ilustrowanych
wydawnictwach książkowych, śpiewnikach, adaptacjach scenicznych,
radiowgch
i filmowych.
Pojedziemy w cudny kraj
Patataj, patataj,
Pojedziemy w cudny kraj!
Tam gdzie Wisła modra płynie,
Szumią zboża na równinie.
Pojedziemy, patataj...
A jak zowie się ten kraj?
Żuczek
Wyszedł żuczek na słoneczko
W zielonym płaszczyku.
- Nie bierzże mnie za skrzydełka,
Miły mój chłopczyku.
Nie bierzże mnie za skrzydełka,
Bo mam płaszczyk nowy;
Szyły mi go dwa chrabąszcze,
A krajały sowy.
Za to im musiałem płacić
Po dwanaście groszy
I jeszczem się zapożyczył
U tej pstrej kokoszy.
Jak uszyły, wykroiły,
Tak płaszczyk za krótki;
Jeszcze im musiałem dodać
Po kieliszku wódki.
Muchy samochwały
U chomika w gospodzie
Siedzą muchy przy miodzie.
Siedzą, piją koleją
I z pająków się śmieją.
Podparły się łapkami
Nad pełnymi kuflami.
Zagiął chomik żupana,
Miód dolewa do dzbana.
- Żebyś, kumo, wiedziała,
Com już sieci narwała,
Com z pająków nadrwiła,
To byś ledwo wierzyła!
- Moja kumo jedyna,
Czy mi pająk nowina?
Śmiech, doprawdy, mnie bierze...
Pająk... Także mi zwierzę!
- Źebyś, kumo, wiedziała!
Trzem pająkom bez mała,
Jak się dobrze zasadzę,
Trzem pająkom poradzę!...
- Moja kumo kochana!
(Chomik! Dolej do dzbana!)
Moja kumo jedyna,
Czy mi pająk nowina?
Prawi jedna, to druga,
A tu z kąta coś mruga...
Prawi czwarta i piąta,
A coś czai się z kąta.
Pająk ci to, niecnota,
Nić - tak długą - namota!
Zdusił muchy przy miodzie
W chomikowej gospodzie.
W polu
Pójdziemy w poIe w ranny czas,
Młode traweczki, witam was!
Młode traweczki zieIone,
Poranną rosą zroszone.
Długoście spały twardym snem
Pod białym śnieżkiem w polu tym;
Teraz główeczki wznosicie,
Bo przyszło słonko i życie.
Jabłonka
Jabłoneczka biała
Kwieciem się odziała;
Obiecuje nam jabłuszka,
Jak je będzie miała.
Mój wietrzyku miły,
Nie wiej z całej siły,
Nie otrącaj tego kwiecia,
Żeby jabłka były.
Na pastwisku
Siny dym się wije
Pod lasem, daleko;
Tam pastuszki ognie palą
I kartofle pieką.
A Żuczek waruje,
Łapki sobie grzeje;
Krówki ryczą, porykują,
Dobrze im się dzieje.
Zła zima
Hu! hu! Ha! Nasza zima zła!
Szczypie w nosy, szczypie w uszy,
Mroźnym śniegiem w oczy prószy,
Wichrem w polu gna!
Nasza zima zła!
Hu! hul ha! Nasza zima zła!
Płachta na niej długa, biała,
W ręku gałąź oszroniała;
A na plecach drwa...
Nasza zima zła!
Hu! hu! ha! Nasza zima zła!
A my jej się nie boimy,
Dalej śnieżkiem w plecy zimy,
Niech pamiątkę ma!
Nasza zima zła!
Ślizgawka
Równo, równo, jak po stole,
Na łyżewkach w dal...
Choć wyskoczy guz na czole,
Nie będzie mi żal!
Guza nabić - strach nieduży,
Nie stanie się nic;
A gdy chłopiec zawsze tchórzy,
Powiedzą, że fryc!
Jak powiedzą, tak powiedzą,
Pójdzie nazwa w świat;
Niech za piecem tchórze siedzą,
A ja jestem chwat!
Sanna
Jasne słonko, mroźny dzień,
A saneczki deń, deń, deń,
Aż koniki po śniegu
Zagrzały się od biegu.
Jasne słonko, mroźny dzień,
A saneczki deń, deń, deń.
Ignacy Nowicki
Szczegóły życia nieznane.
Najdroższy Ojcze!
XVI
Chciałem pójść do szkoły,
Tyś pozwolił Tatko;
Dziś już piszę, czytam,
I rachuję gładko.
Jakże ja Ci za to
Dzisiaj podziękuję?
Oto na wiązanie
To Ci obiecuję:
Czy w domu, czy w szkole, zawsze i wszędzie,
Syn Twój Tatusiu, grzecznym, skromnym będzie;
A tak pilnym i grzecznym wzrastając w lata,
Stanę się kiedyś pociechą dla Tata!
Najukochańsza Mateczko!
VIII
Ile rybek żyje w morzu,
Ile ptasząt jest w przestworzu,
Ile gwiazd na niebie lśni,
Tyle, Mamo, tu na świecie
Dni radosnych - Twoje dziecię
Dzisiaj z serca życzy Ci!
Drogi Wujciu!
VII
W tak wesołej porze
Twojego Imienia,
Niechajże i ja złożę
Wujciowi życzenia:
Wesoły jak ptaszek
W każdej życia chwili
Niech będzie Wujaszek;
Oto życzę tyle.
Kochany Stryjciu!
III
Szczęśliwa jest rybka, wesoły jest ptaszek,
Niech takim będzie mój dobry Stryjaszek.
Nauczycielowi
Czcigodny Panie!
Za Twe trudy, za staranie,
Dziś przychodzę, by Ci Panie
Z serca za to podziękować
I w te słowa powinszować:.
Długo tutaj żyj na świecie
Wśród znajomych, wdzięcznych dzieci;
I niech kocha Cię świat cały,
Jak Twój wdzięczny uczeń mały.
Artur Oppman (OR-OT)
(1867-1931)
Poeta. W swoim czasie bardzo popularny również jako autor dla dzieci (od
1893 r.). Znane są zwłaszcza jego stylizacje baśni ludowych "Za morzami
za
górami"...
W pokoju dziecinnym
(fragmenty)
1.
Co tu obrazków! Ot, kołyseczka,
A w niej kołderka i poduszeczka,
Gdy słonko zajdzie, ciemno na świecie,
Mama w kołysce układa dziecię;
Potem piosenki śpiewa mu sama,
Aż uśpi skarb swój kochana mama.
Pod czujnym okiem mamy jedynej
Śpią sobie cicho małe dzieciny.
2
Obok jest śliczna Zosi laleczka
[...].
3
Wanienka z wodą na krześle stoi:
[...]
4
Dalej bryczuszka, mała, ładniutka,
Na niej fartuszek, skórzana budka.
Budka od słońca dziecię osłania,
Kiedy na spacer wiezie je niania.
[...]
Lis i kurka
Do podwórka pode dworem
Podszedł lisek sobie:
- Chodź, kureczko, kochaneczko,
Ja ci nic nie zrobię!
Jam przyjaciel twój najszczerszy
Na spacer pójdź ze mną...
- Mój, ty lisku - rzekła kurka,
Prosisz nadaremno.
Mówiła mi nieraz mama
Bym się lisów strzegła.
I czem prędzej mądra kurka
Do matki pobiegła.
A lis chytry zwiesił kitę,
Powlókł się do lasu.
- Szkoda było,
panie lisie.
Czasu i atłasu.
Twoja Ojczyzna
Ojczyzna twa, dziecię,
To cały ten kraj,
Te lasy i pola,
Ten ogród i gaj
I strumień, co srebrnie
Pod słońca blask drga:
To wszystko, to wszystko
Ojczyzna jest twa!
Ojczyzna twa, dziecię,
To każdy nasz gród,
Gdzie siedzi od wieków
Hartowny w łzach lud,
Gdzie echo przeszłości
Jak złota pieśń gra:
To wszystko, to wszystko,
Ojczyzna jest twa!
Ojczyzna twa, dziecię,
To rzędy tych chat,
Gdzie mieszka kmieć szczery,
Rodzony twój brat.
I kwiatów tysiące
I ptasząt tych ćma:
To wszystko, to wszystko
Ojczyzna jest twa!
Ojczyzna twa, dziecię,
To wstęgi tych rzek,
Co kraj ten zraszają
Od wieków po wiek
I góry podniebne,
Co wieńczy je mgła:
To wszystko, to wszystko
Ojczyzna jest twa!
Ojczyzna twa, dziecię,
To mogił tych świat,
Gdzie leżą umarli:
Pradziady i dziad,
Gdzie w ziemię krew wsiąkła,
Ich pot, i ich łza:
To wszyśtko, to wszystko
Ojczyzna jest twa!
Jadwiga Chrząszczewska
(ok. 1870-1935)
Pedagog, pisarka dla dzieci i młodzieży (od 1894 r.). Współredaktorka
"Przyjaciela Dzieci".
Deszczyk
Jasne słoneczko
Późno dziś wstało,
Rozpędzić chmurek
Czasu nie miało.
Więc się zbierają
Zewsząd gromadnie,
Za chwilę pewnie
Deszczyk upadnie.
Ożywi drzewa
W ogrodzie, w lesie,
Schylone główki
Kwiatów podniesie.
Na krzaku róży
Rozwinie pąki,
Świeżą zielenią
Pokryje łąki.
Więc chociaż w domu
Siedzę nierada,
Dzięki Ci, Boże,
Że deszczyk pada.
Kazimierz Laskowski
(1861-1913)
Poeta, powieściopisarz. Dla młodzieży pisał wiersze oraz mało znaczące
obrazki dramatyczne (od 1898 r.).
Na gwaizdkę
(fragment)
Przypadły do mnie
Skarby moje!
Wiara, nadzieja,
Miłość ma!
I nuże pytać
Wszystko troje:
Co nam "na gwiazdkę"
Tatuś da?
Przypadły do mnie...
Dzwonią śpiewką,
Dziecięcych marzeń
Wznosząc chram:
Tatusiu, jakie
Będzie, "drzewko"?
Tatusiu złoty,
Powiedz nam!
Co tatuś kupi
Na "choinkę"?
Co nam przyniesie
Anioł-stróż -
Pytają, robiąc
Słodką minkę
Modre oczęta,
Buzie z róż.
- Tatuś obiecał!...
Przyrzekł tatko!
- Miał być pałasik!
- Siwy koń!
- I duża lala! -
Ćwierka stadko,
Garnąc się na pierś,
Pieszcząc skroń.
- Tatuś obiecał...
Nie pamięta! -
Mówi z wyrzutem
Dziatwy głos...
...Tatuś obiecał...
Prawda święta!
Jak tatusiowi
Niegdyś los!
Władysław Orkan
(1875-1930)
Prozaik, dramaturg, poeta.
Święto drzew
(fragmenty)
I
Przed sadzeniem
Bierz każdy swoje drzewko
Sadź, uważnie sadź,
Pomagaj sobie śpiewką
I sposobem radź.
[...]
II
Podczas sadzenia
Sadzimy drzewka małoletnie
Niech na duże rosną
Niech je poją rosą kwietnie
Maje mają wiosną.
Sadźmy rzędem, jak te linie
Od kraja do kraja,
Niech się po całej równinie
Zieloność rozgaja.
[...]
III
Po sadzeniu
A czyjąż to będzie dumą,
Dumą radosną,
Jak te drzewka małoletnie
W drzewa urosną?
[...]
"Kto je tu siał, kto je rzędem
Równiutko sadził?
Kto tu za ich małolecia
Koło nich radził?"
[...]
Stanisław Estreicher
(1869-1939)
Bibliograf, historyk literatury. Okolicznościowy wiersz dziecięcy jest
drobnym epizodem w jego działalności literackiej, chociaż z innych
względów
znaczącym.
Powinszowania dla Mamy
Jadwisia
Gdybym mogła gwiazdki zliczyć,
Ziarnka piasku w bryłce ziemi,
Chciałabym Ci tyle życzyć
Dni szczęśliwych z dziećmi twemi.
Droga Mamo! niech pogoda
Życiu Twemu stale świeci.
W niepogodę sił Ci doda
Czysta miłość Twoich dzieci.
Jak najdłużej bądź nam wzorem,
Przewodniczką w drodze świata,
Byśmy mogły iść Twym torem
Od dzieciństwa w późne lata.
Bym mogła być Twą pociechą,
Była Twoich cnót zwierciadło,
Byś słyszała życzeń echo:
Matki ziarno nie przepadło.
Bajka o Bronci
Mama bierze w rękę młotek,
Ciap, ciap, cukier na kawałki.
Brońcia skrada się jak kotek,
Chaps, łaps z ziemi cukier miałki.
Mama krzyknie na rabusia:
"A tuś ptaszku! pfe, nieładnie!
Nie rusz cukru, choć upadnie,
Bo pogniewa się Mamusia".
Nie słuchała Brońcia bury.
Chyłkiem sunie, ani pyta,
Co z papieru zleci z góry,
Chaps do pysia, - chrup i kwita.
Mama prosi raz i wtóry,
Nie skutkują prośby, bury,
Więc małego rozbójnika
Stawia Mama do kącika.
Stała Brońcia przez godzinę,
Płacz, krzyk, upór nadaremny.
Uznała swą wreszcie winę,
Opuściła kącik ciemny.
Gdy całuje i przeprasza,
Rzecze Mama: "Słuchać trzeba,
To powinność dzieci, wasza,
Bo tak każe Bozia z nieba".
Janina Porazińska
(1888-1971)
Autorka wielu książek dla dzieci, współzałożycielka i wieloletnia
redaktorka "Płomyka". Debiutowała w "Przyjacielu Dzieci" (1905). Jej
twórczość stylizowana i bardzo bliska ludowej stanowi przykład
wrażliwości
na świat i wyobraźnię dziecka. Wiersze, które cytujemy, były
przedrukowywane wiele razy w książkach pod różnymi tytułami.
Wy, dorośli - to nie wiecie...
Wy, dorośli - to nie wiecie,
co się czasem w izbie plecie:
Jakie idą tam pogwarki
i z tej szparki, i z tej szparki.
Jak pod ławą coś przemyka,
wyjrzyj z matki kaftanika.
Hyc! - w dwojaki wraz się schowa.
Kichniesz - powie:
- Bywaj zdrowa!
Siędziesz w kucki u komina -
na kolana ci się wspina.
Zmruży oczy - już cię tuli,
śpiewa słodko:
- Luli... luli...
A co bajek nocą plecie!...
O tym, starsi - wy nie wiecie.
Bajka iskierki
Z popielnika na Wojtusia
iskiereczka mruga:
- Chodź, chodź... bajkę ci opowiem.
Bajka będzie dłu...ga!
Była sobie Baba Jaga,
miała chatkę z masła.
A w tej chatce straszne dziwy!
Pst!...
iskierka zgasła.
Z popielnika na Wojtusia
iskiereczka mruga:
- Chodź, chodź... bajkę ci opowiem.
Moja będzie dłu...ga...
Wycinanki
Śliczne, śliczne wycinanki
dookoła ściany.
Tu kogucik, a tam kwiatek
jak namalowany.
- Gdybym wiedział, jak połączyć
kółka te i kliny,
to bym sobie taki kwiatek
utkał z pajęczyny.
I nie myśląc mało-wiele,
włazi pająk na pościele.
Wlazł na pierwszą poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę.
Wlazł na drugą poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę.
Wlazł na trzecią poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę.
Wlazł na czwartą poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę.
Wlazł na piątą poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę.
Wlazł na szóstą poduszeczkę
i przypatrzył się troszeczkę.
Zlazł na piątą poduszczynę
i zapomniał odrobinę.
Zlazł na czwartą poduszczynę
i zapomniał odrobinę.
Zlazł na trzecią poduszczynę
i zapomniał odrobinę.
Zlazł na drugą poduszczynę
i zapomniał odrobinę.
Zlazł na pierwszą poduszczynę
i zapomniał odrobinę.
Zlazł, jak kapa lniana gładka
i zapomniał do ostatka.
Więc nie myśląc mało-wiele
znowu włazi na pościele.
Wlazł na pierwszą poduszczynę.
- Jeszcze wyżej odrobinę...
O kusym kogutku
Wycinanki, wystrzyganki - ciachu,
ciachu, cieńci...
Wkoło izby, wkoło izby - aż się
dziwią święci!
Tu kokoszki - krzywe troszki,
tu kogutki - bałamutki,
tu kaczuszki - kuse nóżki,
tu indorki - łby w kolorki.
Nie starczyło już papieru na kogutka
ostatniego,
stoi smutny, bez ogonka. Oj, śmieją się,
śmieją z niego:
i kokoszki - krzywe troszki,
i kogutki - bałamutki,
i kaczuszki - kuse nóżki,
i indorki - łby w kolorki.
Wziął Wojtaszek cztery kłoski, kłoski
pełne ości -
taki ogon mu przyprawił, aż pękły z zazdrości:
i kokoszki krzywe troszki,
i kogutki - bałamutki,
i kaczuszki - kuse nóżki
i indorki - łby w kolorki.
Dorotka
Ta Dorotka, ta maluśka
tańcowała dokoluśka.
Tańcowała ranną rosą,
tupotała piętką bosą.
Tup... tup... tup... tup...
Ta Dorotka, ta maluśka
tańcowała dokoluśka.
Tańcowała i w południe,
gdy słoneczko grzało cudnie.
Tup... tup... tup... tup...
Ta Dorotka, ta maluśka
tańcowała dokoluśka.
Tańcowała i z wieczora,
gdy szło słonko do jeziora.
Tup... tup... tup... tup...
A teraz śpi w kolebusi,
w kolebusi.
Na różowej swej podusi,
swej podusi.
Chodzi Senek koło płotka,
koło płotka.
"Cicho, bo tam śpi Dorotka,
śpi Dorotka".
Zabawka z jarmarku
Cztery konie w wózku,
wszystkie malowane:
dwa łaciate, trzeci siwy,
a czwarty kasztanek.
Cztery kółka w wózku,
kółeczka skrzypiące.
A na wózku siedzą sobie
zielone zające.
Gdy Jaś wózek ciągnie,
bo już dość ma stania,
to zajączek łapką-drapką
koniki pogania.
Gdy Jaś wózek ciągnie -
zajączka, jak żywa,
stuku-puku nóżeczkami
i głowisią kiwa.
Tańcowanie
Ej, polanko ty nieboga,
szczerozłota twa podłoga.
Szczerozłota od słoneczka
bosym nóżkom do taneczka.
Smyku-smyku, dylu, dylu...
Gra Jasieńko na badylu,
Dylu-dylu, smyku-smyku...
Gra Wojtaszek na patyku.
Kołem, kołem
po polanie,
kołem, kołem
tańcowanie.
Weronisia wraz z Anielą
nóżeczkami drobno mielą.
Gdzie traweczka niska, gładka -
tańczy z Basią Małgorzatka.
Pochwyciły Frania Staszkę
i młynkują "drobną kaszkę".
Tam w taneczku Zuzia z Jagną
to podskoczą, to się nagną.
Uploteczek wieje cienki -
kręcą razem się Jagienki.
Nie ma pary do taneczka,
skacze sama Kasiuleczka.
Dylu-dylu
na badylu.
Smyku-smyku
na patyku.
Tadeusz Żeleński (Boy)
(1874-1941)
Tłumacz, publicysta, satyryk. Sam nie pisał dla dzieci, choć w swoich
"Słówkach" parafrazował dydaktyczno-moralizatorską literaturę dziecięcą.
Z
kolei aforystyczne powiedzenia z jego "Słówek" powracają jako puenty w
utworach dla dzieci innych poetów (np. Jana Brzechwy).
Dwa kotki
(z Jachowicza)
Były dwa kotki:
Jeden ładny, lecz z szafy wyjadał łakotki,
Drugi brzydki, bury,
Ale łowił szczury.
Którego wolicie, powiedzcież mi, dzieci?
"Burego, burego!"
"Ładnego, ładnego!"
Nie mogły zgodzić się dzieci.
No, a ty, Celinko?
Rozsądna Cesia z poważną minką
Tak rzecze pomyślawszy przez chwilkę maleńką:
"Oba są potrzebne, nieprawdaż, mateńko?"
Tak odpowie Cesia mała,
A Mama ją uściskała.
Mówiąc: "Spokojnam, Cesiu, o twoje zamęście,
Sama będziesz szczęśliwa i drugim dasz szczęście.
Deszczyk
(z Jachowicza)
"Mamo, rzekł Jaś, deszczyk rosi,
Poplami kapelusz Zosi,
Jakże niepotrzebnie pada!"
Tu matka dziecku wykłada:
"Za to po deszczu, me dziecię,
Drzewko bujniej puszcza kwiecie,
Co gdy przyjdzie czas jesieni,
W soczysty owoc się zmieni.
Owoc zaś, kiedy dojrzeje,
Mama araczkiem zaleje,
Doda cytrynki i wina,
Parę kropli maraskina,
Troszkę wody (nie za wiele) -
I sprawi dzieciom wesele.
Każde ze słomką zasiędzie,
Dopieroż to radość będzie!
Tak to deszczyk wszystko krzepi:
Kwiatek, drzewko rośnie lepiej,
Bo Bóg wszystkim mądrze włada".
"O, kiedy tak, to niech pada!"
Kornel Makuszyński
(1884-1953)
Prozaik, poeta, autor wielu bajek i powieści dla dzieci i młodzieży (od
1912). Z jego utworów wierszowanych szczególną sławę zdobyły
"Przygody
Koziołka Matołka" z rysunkami M. Walentynowicza (1933-1934).
Stanowią one
prototyp dziecięcego serialu komiksowego.
Przygody Koziołka Matołka
(fragmenty)
Księga I
Wszystkie mądre polskie kozy,
- By je zliczyć nie mam siły!
Na naradę się zebrały
I rzecz taką uchwaliły:
"W sławnym mieście Pacanowie,
Tacy sprytni są kowale,
Że umieją podkuć kozy,
By chodziły w pełnej chwale.
Przeto koza albo kozioł,
Jakaś bardzo mądra głowa,
Aby podkuć się na próbę,
Musi pójść do Pacanowa.
A gdy wróci ten wędrowiec,
Już podkuty, ale zdrowy,
Wszystkie kozy się dowiedzą,
Czy to dobrze mieć podkowy."
"Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?"
"Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek.
Miał maleńką, piękną bródkę,
A wołano nań: Matołek.
Czule żegnał go ród kozi,
Mama i sędziwy tata,
A Matołek wziął tobołek
I wędruje na skraj świata.
Kiedy znalazł się na drodze,
Po raz pierwszy na wolności,
Skoczył w górę nasz koziołek,
Aby rozprostować kości.
Nagle ujrzał dwa zające,
Więc zapytał - "Proszę panów,
Może mi panowie wskażą,
Gdzie to miasto jest Pacanów?"
Rzekł mu jeden: - "Idź przed siebie,
Trochę w prawo, trochę w lewo,
Przepłyń morze, przeskocz góry,
Aż napotkasz uschłe drzewo".
Nagle przerwał i zakrzyknął:
"Niech ratuje się, kto zając!"
A koziołek smyk na drzewo,
Przed psem strasznym uciekając.
"Złaź natychmiast z mego brzucha" -
Woła drzewo w wielkim gniewie.
"Nie masz prawa, śmieszna kozo,
Po szanownym łazić drzewie".
Zawołało wiatr na pomoc
I zatrzęsło się z łopotem,
Tak, że spadło trochę liści,
A koziołek zaraz potem.
[...]
Przyszedł do jednego miasta,
Gdzie wydano prawo nowe:
"Kto by z brodą wszedł na rynek,
Temu zaraz utną głowę!"
Napis taki był na bramie,
Kozioł patrzy weń ciekawie,
Ale że nie umiał czytać,
Nic nie wiedział o tym prawie.
Więc schwytali go od razu,
Wnet go na stracenie wiodą,
I odcięli mu głowinę,
Razem z piękną bardzo brodą.
Leży biedak już bez ducha,
Wtem poczciwy szewc nadchodzi.
Spojrzał, westchnął i powiada:
"Pewnie brodę miał dobrodziej!"
Bardzo zacny był to człowiek,
Więc choć to nie było łatwo,
Przyszył głowę do tułowia
Bardzo mocną, szewską dratwą.
Ożył kozioł, beknął rzewnie,
Potem szewca wziął w uściski,
Szewc do domu go zaprosił,
A tam z jednej jedli miski.
[...]
Księga III
[...]
Kozioł wszedł na podwyższenie
I zawołał: - "W Pacanowie
Podkuwają nawet kozy,
Więc podkujcie mnie panowie!"
Śmiech niezmierny się rozlega,
Burmistrz się z radości tarza,
"Kozioł wariat!" - zakrzyknęli -
"Wołać tu weterynarza!"
Wtem się zbliża pan profesor
I tak mówi: - "Próżne żale!
W Pacanowie kóz nie kują,
Lecz się Kozy zwą kowale".
"Jest tu kowal Maciej Koza,
Jan i Wojciech, dwaj bratowie,
Stąd na świecie powiadają:
Kują Kozy w Pacanowie".
[...]
Księga IV
Już myślałem, że Koziołek
Wreszcie się włóczęgą znuży
I, osiadłszy w Koziej Wólce,
Zechce spocząć po podróży.
Ale gdzież tam! Z Koziej Wólki,
Ku największej mej boleści,
Doszły do mnie o Koziołku
Bardzo złe i smutne wieści.
Przeto zapłakałem rzewnie,
Co raz na rok mi się zdarza,
A że mi atrament wysechł,
Lałem łzy do kałamarza.
Ach, skaranie z tym Koziołkiem!
Wciąż z nim awantura nowa,
A ja muszę to spisywać,
Chociaż mi już pęka głowa.
[...]
(Po nowych perypetiach wraca Koziołek Matołek do Warszawy ku radości
wszystkich dzieci:)
[...]
Ściska dzieci po kolei
I z radości wielkiej szlocha.
"Zostań z nami" - mówią dzieci
"Bo któż ciebie więcej kocha?"
"Pozostanę!" - rzekł Matołek
"Nie pojadę do Afryki".
Beknął, skoczył, potem poszedł
Pisać swoje pamiętniki.
Bolesław Leśmian
(1877-1937)
Poeta i prozaik. Wierszy dla dzieci nie pisał, ale jego powieść
fantastyczna "Przygody Sindbada Żeglarza" (1913) została wydana w
1944 roku
w "Szkolnej Biblioteczce na Wschodzie" (Jerozolima), a po wojnie jest
wznawiana nakładem "Naszej Księgarni".
Przygody Sindbada Żeglarza
(fragment)
Pewnego razu o poranku [wuj Tarabuk] poszedł na brzeg morza. Ustawił
stolik składany, umoczył złote pióro w srebrnym kałamarzu i zaczął pisać
jakiś wiersz na różowym papierze.
Pisał i pisał, skrobał i skrobał, pocił się i pocił, sapał i sapał, aż
wreszcie po nieludzkich trudach i mękach ułożył wiersz następujący:
Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie krowa!
Szczęśliwy, kto kocha rymowane słowa!
Rymuj mi się, rymuj, drogi mój wierszyku!
Stój w miejscu cierpliwie, składany stoliku!
Stoi stolik, stoi, zachwiewa się nieco,
Za stolikiem - morze, za morzem - Bóg wie co!
Napisawszy ten wiersz wuj Tarabuk odczytał go głośno i zawołał: - Piękny
wiersz! Jaki prawdziwy początek! "Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie
krowa". Któż zaprzeczy prawdzie tych słów! I jaki trafny koniec! "Za
stolikiem - morze, za morzem - Bóg wie co". Rzeczywiście, za morzem
widać
mgłę, a w tej mgle dal nieznaną. Jeden Bóg wie, co się w tej dali kryje.
Dlatego też napisałem: "za morzem - Bóg wie co".
Wuj Tarabuk zatarł ręce z zadowolenia i wyciągnął z kieszeni butelkę z
tajemniczym lekarstwem, ażeby przepłukać gardło, nadwerężone głośnym
odczytaniem świeżo napisanego wiersza.
Trudno uwierzyć, ile błędów ortograficznych zdążył popełnić wuj Tarabuk
w
tak krótkim wierszyku! Zamiast "rzeka" pisał "żega", zamiast "ptak", pisał
"bdag". Nie chcę wszystkich błędów wyliczać, aby nie ośmieszać mego
wuja,
którego kocham i poważam. Zresztą sam wuj Tarabuk czuł, że pisze
błędnie. A
chociaż nie mógł swych własnych błędów zauważyć, wszakże powtórnie
wiersz
przeglądając zaczął każde słowo o błąd podejrzewać. Szereg tych
nieustannych podejrzeń tak go zmęczył, że wreszcie poprawiwszy "bdaga"
na
"bdacha" zasnął snem nagłym, smacznym i pokrzepiającym.
Bronisława Ostrowska
(1881-1928)
Poetka. Publikowała również w czasopismach dziecięcych (od roku 1913).
Autorka popularnej w okresie międzywojennym powieści dla dzieci
"Bohaterski
Miś (1919).
Myszka
Myszka jest u nas w szparce.
Proszę, nie mówcie o tym
Niani ani kucharce,
Boby wnet przyszły z kotem.
A ja ją bardzo lubię,
I jej tu dobrze z nami,
Gdy w kącie kruszki skubie,
Ruszając wąsikami.
Nie chcę, by ją zabito,
Więc ją karmię kryjomie.
Przyjdzie do mnie z wizytą,
To was z nią zaznajomię.
Niezapominajki
Niezapominajki
To są kwiatki z bajki!
Rosną nad potoczkiem,
Patrzą żabim oczkiem.
Gdy się jedzie łódką,
Śmieją się cichutko
I szepcą mi skromnie:
"Nie zapomnij o mnie!"
Julian Ejsmond
(1892-1930)
Poeta, bajkopisarz. Autor również utworów dla dzieci, m.in. "Baśni o
ziemnych ludkach" (1914). Pod koniec życia prowadził audycje radiowe
dla
dzieci.
Miś płacze przez Dzidzia
Tak Misia zmartwił Bobuś nasz mały,
że aż Misiowi łezki kapały.
Płynęła ich ilość bardzo duża -
dlatego pod Dzidziem jest kałuża.
Miś na kolanach chłopczyka
szlochał tak rzewnie...
Dzidziuś ma mokre majteczki
dlatego pewnie...
Sen Dzidzia
Mama dała Dzidziowi
różowy cukierek.
Cielaczek ze swą Nianią
poszedł na spacerek.
Bańki mydlane robią
rozbawione żabki.
Krecia niania przed domem
sypie z piasku babki.
Słoneczko złote świeci.
Niebo jest bez chmurek.
W ogródku się całują
Aniołek i Szczurek.
Do dzieci...
Gdy wierszyki dla Was piszę,
moje słodkie, śliczne cuda,
myślę, czy mi Wasze buzie
zobaczyć się kiedyś uda...
Gdy odbieram od Was listy
takie miłe i kochane,
chciałbym wycałować za to
wszystkie oczki roześmiane...
Chciałbym pieścić te łapiny,
które do mnie napisały,
za każdziutką z tych literek,
a potem za liścik cały...
Lecz nie sposób, skarby moje,
buzi każdej dać dziecinie,
więc pozwólcie, że w książeczce
zbiorowo dziś to uczynię...
Leopold Staff
(1878-1957)
Poeta, dramaturg, tłumacz. Wiersz "Deszcz majowy", dedykowany
dziecku, to
jeden z niewielu utworów tego poety przedrukowanych w książkach dla
dzieci.
Deszcz majowy
Adamowi Reborowskiemu
Słońce świeci, deszczyk pada,
Czarownica się podkrada.
Chodźcie, chodźcie prędzej, dzieci!
Z nieba złoty deszczyk leci.
Maj na ziemi! Deszcz o wiośnie
Kogo zmoczy, ten urośnie.
Świetą trawę skropi rosą,
Będziem po niej biegać boso,
Będziem wstrząsać mokre drzewa,
Niech nas zlewa, niech nas zlewa.
Rosi deszczyk nam na głowy,
Srebrny, złoty, brylantowy.
Iskry, perły i diamenty
Lecą z chmury uśmiechniętej.
To klejnoty, a nie deszcze...
Jeszcze, jeszcze... Jak szeleszcze,
Szepce, szemrze, szumi, śpiewa...
Trawy cieszą się i drzewa.
Róże w bieli, w złocie, w pąsie
Błyszczą, świecą, lśnią i skrżą się;
Kwiaty modre, żółte, białe
I czerwone w kroplach całe.
Mlecze, jaskry, niezabudki,
Dzwonki, fiołki i stokrótki,
Kwiaty pól i kwiaty matki:
Dziatki, bratki i bławatki,
Wszystko razem w żywej rzeszy,
Dżdżem się cieszy, dżdżem się śmieszy...
...A po ścieżce skacze żaba...
Kto się boi, ten jest baba!
Mkną jaskółki z ostrym świrem,
Pachnie wkoło mokrym żwirem,
Pachnie w krąg mokrymi liśćmi...
"Nuże, dzieci, do dom iść mi!"
"Nie pójdziemy! Wolim w pole!
Tchórze noszą parasole!
Mazgaj, kto zostanie suchy,
A do domu chcą piecuchy!"
Słońce świeci. Deszcz o wiośnie
Kogo zmoczy, ten urośnie.
Siedmiobarwna w niebie tęcza:
Niebo z ziemią się zaręcza.
A na tęczy wodna panna
Sieje perły: kwiatom manna!
Promieniste czesze sploty...
Słońce lśni czy włos jej złoty?...
Słońce świeci; deszczyk pada,
Czarownica dziwy składa.
Kazimiera Iłłakowiczówna
(ur. 1892)
Poetka. Debiutowała baśnią: "Bajeczna historia o królewiczu La-fi-
Czaniu"
(1918) oraz wierszami dla dzieci: "Rymy dziecięce" (1923) i "Wesołe
wierszyki" (1934).
Kołysanka lali
Przyszła do łóżka
bosa kaczuszka,
siedem ma piórek u głowy,
szesnaście - u brzuszka.
To kwacze, to płacze:
"Nie ma jajek! Z czego będą
na święta kołacze?"
Niesprawiedliwa myśl
Szła Lalka wieczorem
poszukać jamniczka,
spadła jej gwiazda
prosto - do koszyczka;
w koszyczku klucze leżały,
całe od gorąca stopniały.
Mama podniosła w oknie głowę od roboty:
Że też ta mała Lalka zawsze gotowa do psoty!"
Babunia
Babunia jest taka chudziutka.
Babunia siedzi w ogródku.
Czepek ma czarny, a chustkę białą.
Zimno jej w ręce, nogi ma skostniałe.
Marcia i Janek, Janka i Jadwisia
są przy Babuni łagodni i cisi.
Tato głos zniża, donośny i gruby,
stąpa na palcach ogromny wuj Kuba.
Krzykliwa Ciocia Ewcia tylko Babci słucha...
...Bo wszyscy się boją... Bo Babunia taka krucha.
Baj
Chodzi, chodzi Baj po ścianie,
żółte ma chodaki,
niesie dzieciom złote kłosy
i czerwone maki
Baj, baj, baj kaftan krasny ma,
baj, a baj na skrzypeczkach gra.
Chodzi, chodzi Baj po ścianie,
chodzi po suficie,
ma sześcioro małych bąków,
kocha je nad życie!
Baj, baj, baj kaftan krasny ma,
baj, a baj na skrzypeczkach gra.
Chodzi, chodzi Baj po ścianie
do samiutkiej zorzy,
kiedy mała córka wstanie,
Bajowi otworzy.
Baj, baj, baj kaftan krasny ma,
baj, a baj na skrzypeczkach gra.
Łabędzica
Łabędzica kołysała pisklę -
łabędziątko,
popychała je po wodzie śliskiej
na początku.
Uczyła je poznawać wodę do dna
na ostatku;
to chwaliła synka, to go biła -
jak to matka.
Obłok
Utonął obłok w potoku -
ten mokry i tamten mokry.
Nie szła Hanka aż do źródła:
nabrała obłoku do kubła.
Nie może uprać sukienki,
tak się obłok wywija z ręki.
Bała się narobić szkody:
wlała obłok z powrotem do wody.
Jan Kasprowicz
(1860-1926)
Poeta, dramaturg
Rozkaz
Idź! Czuwaj! Do czynu ciągłego
Młodzieńcze wyciągaj ramiona,
Ojczyzna'sprawności twej wzywa,
Do ciebie ma prawo li Ona!
Idź! Czuwaj! i zawsze miej wiarę,
Cokolwiek by losy zrządziły:
Jest Polska i będzie do końca,
Jeśli Jej starczy twej siły!
Idź! Czuwaj! kochając swe serce
Prawdy w niem buduj świątynię:
Żyć warto, jeśli Twe serce
Ofiarnie dla Polski płynie.
Idź! Czuwaj! Otwarte miej oczy,
Byś dostrzegł w sam czas, z jakiej strony
I jaki się wróg ku nam skrada,
Chęcią niszczenia wiedziony.
Idź! Czuwaj! Bądź czujny! Codziennie
Ucho przykładaj do ziemi,
Byś słyszał jej szept najmniejszy,
Gdzie pójść masz z ramiony swojemi!
Idź! Czuwaj! Patrz! Słuchaj, byś wiedział,
Nim z swoją rozminiesz się dobą,
Gdzie pójść masz z sercem i duszą
Z tem wszystkiem, co tylko jest - tobą.
Maria Kownacka
(ur. 1894)
Autorka utworów dla dzieci, epickich i scenicznych. Współorganizatorka
teatrów- kukiełkowych, pisząca do czasopism dla dzieci (od roku 1919).
Propagatorka folkloru dziecięcego: dawnych i ginących gier i zabaw,
rymów,
zagadek itp.
O gęślikach imć świerszczyków
Na kominie trzeszczą drewka,
siedzi w domu Tomek i Ewka.
Wicher wyje, gwiżdże, płacze...
A tu: - stuk - puk! Ktoś kołacze!...
Jacyś goście! - Ot, nowina!...
- Kto tam?!
- Świerszczyk i Świerszczyna!
A puśćcież nas z swojej łaski,
będziem rżnęli obertaski,
niesiem gęśle i bandurki,
będziem cięli wam mazurki!
Wygnała nas z pola zima.
A puśćcież nas do komina!
I nasz Tomek drzwi odmyka:
- Zapraszam imć Świerszczyka,
zapraszamy i Świerszczynę,
dosyć miejsca za kominem!...
Więc świerszcze, co siły w nogach:
hoop! za komin! - O, dlaboga!...
Jak ucięły obertasa,
cała izba w blaskach hasa!
Szarość znikła, nuda prysła,
obudził się kot Mruczysław,
poderwał się kot Nikodem
i kocięta cztery młode...
Dziaduś, co naprawiał sieci,
zaraz zaczął bajkę klecić.
Dziaduś baje, Mruczek chrapie,
a dzieci z świerszczami - za piec!...
Osiodłali dwa badyle,
jadą za piec cztery mile!...
Świerszcz z gęślami idzie przodem,
za nim skrzat latarką świeci,
za nim idzie kot Nikodem,
a za kotem jadą dzieci,
na kasztanku i kobyle
jadą za piec cztery mile!....
A za piecem
straszne hece!...
A za piecem
straszne dziwy,
świat - tak trochę,
jak "na niby"
a troszeczkę,
jak prawdziwy!...
Czapla na wysokich nogach
chodzi po wysokiej desce,
plecie bajkę o pierogach
i pyta:
- "Czy bajać jeszcze?!"...
A tam dalej koło płotu
buty szyje szewc dla kotów,
szyje buty szewc Antoni,
co z pocięglem myszy goni,
myszy goni, szczury łapie
za ogony po pułapie!...
A tu skrzacik
za kominem
ze świerszczami
"za pan brata",
trzyma kramik
z ciepłym winem
i szewcowi
figle płata...
A tłuściutkie skrzata wnuki,
Klituś-Bajduś i Trzy-po-trzy,
plotą dzieciom banialuki,
żeby śniły sen najsłodszy...
Kiedy w izbie światło zgaśnie,
kiedy dzieci leżą w łóżkach,
wędrują im prawić baśnie
przycupnąwszy na poduszkach...
A tam bryka koń Tomeczka,
był bez nogi, wyłysiały,
teraz upasł się jak beczka,
jadą na nim "dwa Michały".
Ewy lalusia szmaciana,
co przepadła w zeszłą środę,
śpiewa, tańczy - oj dadana!...
i kokardę ma pod brodę.
Ta kokardka,
co zginęła
latem z Ewy
warkoczyków,
jakim się tu
cudem wzięła
za kominem
u świerszczyków?!...
Pieje kogut u sąsiada,
noc się kończy,
dzień zaczyna...
Trzeba wracać, trudna rada,
cztery mile zza komina!...
Świerszcz z gęślami idzie przodem,
za nim skrzat latarką świeci,
za nim idzie kot Nikodem,
a za kotem jadą dzieci
na kasztanku i kobyle.
- Heeet! zza pieca cztery mile!,..
Wszystko to świerszczowe czary
i na gęślach ta muzyka,
co w zwyczajnym piecu starym
czarodziejskie drzwi odmyka...
Jak te gęśle świerszcz nastroi,
pogra na nich małą chwilę,
to się w główce marzy, troi...
i wiooo!...
za piec cztery mile!...
Stefania Szuchowa
(ur. 1890)
Autorka (od roku 1920) wielu książek dla dzieci oraz słuchowisk
radiowych.
Majowy deszcz
W pewien ranek majowy
spadł dzieciakom na głowy.
Spadł na kwiaty i liście
ciepło... krótko... rzęsiście...
Pogwarzy coś o wiośnie...
Ucichł...
i wszystko rośnie!
Muchomór
Berecik czerwony
ma białe kropeczki.
Nie chcą go brać dzieci
ani wiewióreczki.
Ale mech zielony gwarzy:
- Patrzcie, jak mi z nim do twarzy!
Letnia ulewa
Drobniutko,
leciutko i cichutko
po gałęziach bukowych,
po listeczkach brzozowych,
po lesie wzdłuż i wszerz -
zaszeptał deszcz...
A potem....w jednej chwili
wiatr czuby drzew pochylił
i w chmurach szumią drzewa.
Ulewa! Straszna ulewa!
I nagle... wszystko ścicha.
Las błyszczy i oddycha.
Nad najbliższą sosenką
już z błękitu okienko.
Ptak jak o świcie śpiewa...
skończyła się ulewa.
Ludwik Wiszniewski
(1888-1947)
Zadebiutował w twórczości dla dzieci bajką sceniczną "Smok-Skok"
(1922).
Powiedzieć wam jeszcze
Rak
chodzi tak...
Ma długie kleszcze -
powiedzieć wam jeszcze?
Jeż
chodzi też...
Idzie po ścieżce -
powiedzieć wam jeszcze?
Kruk
bardzo zmókł...
Padają deszcze -
powiedzieć wam jeszcze?
Mów
sobie zdrów...
Bajeczka miła
synka uśpiła!
Ewa Szelburg-Zarembina
(ur. 1899)
Poetka i prozaik. Debiutowała w 1922 r. w "Moim Pisemku". Autorka
wielu
powieści dla dzieci i młodzieży, adaptacji z literatury ludowej - baśni i
utworów scenicznych.
Matka
Matka rano wcześniej od nas wstaje
i szykuje grube kromki chleba,
bo już dzwonią niecierpliwe tramwaje,
że do szkoły czym prędzej iść trzeba.
A w południe czeka nas z obiadem,
gdy wpadamy niecierpliwi, zziajani,
i dotyka rozpalonych, złych garnków
bezbronnymi, nagimi rękami.
Gdy wracamy w wieczór, śpiewający
że możemy próżnować do rana,
zastajemy naszą matkę, jak klęczy
na podłodze, na obu kolanach.
Ręce całe mokre ma do łokci,
tak szoruje zdeptaną podłogę.
Czarne drzazgi tkwią koło paznokci
- Czekaj, mamo. Wstań!
Ja ci pomogę.
Idzie niebo
Idzie Niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdy błyszczą- i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
Jak wyjrzały - zobaczyły
i nie chciały dalej spać,
kaprysiły, grymasiły,
żeby im po jednej dać!
- Gwiazdki nie są do zabawy,
tożby nocka była zła!
Ej! Usłyszy kot kulawy!
Cicho bądźcie!... A,a,a...
Parkowa królewna
W parku mieszka królewna,
co calutka jest z drewna,
Ma paluszki z patyczków
i nie nosi trzewiczków.
Gdy przeminą dwa lata,
za jeża się wyswata,
w parku balik ogłosi
i Renię też zaprosi.
Bajeczka dla syneczka
Szare - bure kotki
z bosymi łapkami
dźwigają kobiałkę,
wypchaną bajkami.
Siadły odpoczywać,
a bajki z kobiałki
sypią się na ziemię
tak jak ulęgałki.
Pozostała na dnie
najmniejsza bajeczka...
Dajcie mi ją, kotki,
dla mego syneczka.
Złoty jeż
Mój mały, maleńki,
czy ty o tym wiesz,
że nocą - północą
chodzi złoty jeż?
Drzew pilnuje w sadzie,
pod jabłonką śpi,
a gdy go obudzić,
jest okropnie zły!.
Mój mały, maleńki,
czy ty o tym wiesz,
że ten jeż to wcale
nie jest żaden jeż?
To śliczny królewicz,
co dla jakichś kar
w jeża zamieniony
został przez zły czar!
Mój mały, maleńki,
posłuchaj mych rad:
Nie chodź nigdy nocą
w owocowy sad.
I nie szukaj jeża,
co pod drzewem śpi,
bo gdy go obudzisz,
będzie bardzo zły!
Jak szło słonko spać
Jak szło słonko spać,
musieli mu dać
tych puchowych chmurek krzynkę
na poduszki, na pierzynkę,
żeby mogło spać!
Jak chciał miesiąc wstać,
musieli mu dać
na buciki srebrnej rosy,
by po niebie nie szedł bosy,
kiedy musiał wstać!
Lśni miesiączek, lśni,
śpi słoneczko, śpi.
I nie wiedzą wcale o tym,
teraz, przedtem ani potem,
co mój mały śni!
Szedł czarodziej
Szedł czarodziej przez rzeczkę,
zgubił złotą laseczkę,
a z nią wszystkie swe czary,
co ich miał tam do pary!
Stanął smutny nad rzeką,
łzy po brodzie mu cieką.
Każdy teraz się dowie,
że to w lasce są czary,
a on sobie - pan stary,
jak ci wszyscy zwyczajni panowie...
Maria Czerkawska
(ur. 1881)
Poetka i nowelistka. Autorka wierszy i powiastek dla dzieci. Od 1924 roku
publikowała utwory w "Płomyku" i "Płomyczku".
W zielonym gaiku
W zielonym gaiku
jest pełno słowików,
gędziolą, śpiewają,
spać Jagnie nie dają.
Noc świeci w okienko
srebrną latarenką.
Słowiczek w gałązkach
tu kląska, tam kląska.
Jeden na jabłonce
młodziutkiej swej żonce,
drugi gdzieś w olszynie
słowiczej dziewczynie.
A trzeci - ten trzeci
wnet tutaj przyleci
i spyta piosenką:
"Czy słuchasz, Jagienko,
czy słuchasz, Jagienko?..."
Hanna Mortkowicz-Olczakowa
(1905-1968)
Poetka, prozaik. Autorka wielu książek dla dzieci (od r. 1926).
Trzydziestu kolegów
Wstęp
(fragment)
[...]
Wszędzie stoją domy i warsztaty,
Wszędzie pola zasiewają wiosną,
I we wszystkich wsiach i miasteczkach
Mali chłopcy uczą się i rosną.
Mają różne nazwiska, imiona,
Rozmaicie są też ubrani,
Ale wszyscy chodzą do szkoły,
Gdzie ich uczy pan albo pani.
Czy chcesz wiedzieć, gdzie mieszka, co robi,
Jak się uczy, jak bawi, gdzie biega,
Mały chłopiec ze wsi i z miasta
Twój rówieśnik, twój brat, twój kolega?
Jurek z Krakowa
Jurek jest "krakowiaczek",
Każdy to zaraz powie,
Bo Jurek mieszka w Krakowie,
Chodzi do szkoły w Krakowie.
Jurek jest "krakowiaczek"
Choć jest zwyczajnie ubrany,
Nie nosi rogatywki,
Kierezji i sukmany.
Ale zna Rynek i Planty,
Ulice i miasto całe,
Ale go kościół Mariacki
Codziennie wita hejnałem.
Widział Bielany i Skałkę,
Błonia i Lasek Wolski.
A na Wawelu poznał
Historię dawnej Polski.
Wie, że z tej starej Historii
Przyszłość powstaje nowa.
Tego nauczył się Jurek
Od swego miasta - Krakowa.
[...]
Zakończenie
Teraz koniec. Po co mówić więcej?
Wszystkich chłopców w książce się nie zmieści,
Czy wystarczy wierszyków trzydzieści,
Zamiast setek i setek tysięcy?
Tyle dzieci z daleka i z bliska,
Kto je spotka, pozna, zapamięta?
Oprócz imion mają i nazwiska.
Oprócz chłopców są też i dziewczęta.
I gdzie spojrzysz, w jakie trafisz strony,
Czy w osadzie, czy na wsi, czy w mieście,
Spotkasz dzieci polskich miliony.
Chociaż w książce jest tylko trzydzieści.
Lecz na końcu tej książki napiszę,
Że te dzieci - to są mali ludzie,
Ludzie - bracia, ludzie - towarzysze
W przyszłym życiu, wysiłku i trudzie.
A z wysiłku tego i pracy,
Z tej miłości brata do brata,
Dziś budują wspólnie Polacy
Lepszą przyszłość kraju i świata.
Wanda Borudzka
(1897-1964)
W latach 1928-1935 redaktorka dwutygodnika "Dziecko i matka". W
latach
trzydziestych współpracowała z "Płomykiem" i "Płomyczkiem", a również
na
łamach "Wiadomości Literackich" recenzowała książki dla dzieci.
Malowane domy
Gdzie są takie domy, w kwiaty malowane,
kwiaty są na piecu, kwiaty są na ścianach?
- W Zalipiu, Górzycach, Toniach, Pilczy, Kłyżu,
gdzie Dunajec bystry do Wisły się zbliża.
Biegnie jasną wodą, do Wisły się spieszy:
- Popłyniemy razem, czy się, Wisło, cieszysz?
Popłyniemy razem Dąbrowskim Powiślem,
a te ściany w kwiatach może nam się przyśnią...
Związała Helenka pędzelek z prosa
i drugi - z witki brzozowej - o rosie, bosa.
Wybiegła na ogród. Stanęła. W ogrodzie - wiosna.
A w tej wiosce, w kwiaty malowanej
wiosną, właśnie wiosną, maluje się ściany.
Na ścianach białych, jak mleko, maluje Helenka kwiaty...
- Ze swojego ogrodu? - Gdzie, tam! Żaden ogród nie jest taki bogaty,
w żadnym nie ma takich i tylu kwiatów...
Do goździka koloru wyki podobny jest Helenki bławatek,
goździk jest pawim piórem, a róża - różową chmurą
albo liliową, jak jarzębiata kura, dwie jarzębiate kury
także podobne do chmurek, a nie do kurek!
Pewno dlatego, że się urodziły w malowanym kurniku.
- Malowane kurniki? - Malowane chlewiki!!
Wszystko maluje się, wszystko
na Dąbrowskim Powiślu.
Już nad oknem szlak pobiegł z łodyg i liści...
- A powała? - W kwiatach, oczywiście.
Teraz się Helenka zabiera
do malowania ogrodu na arkuszu pakowego papieru.
Rajski ogród wnętrze swoje otwiera:
Masz w nim ptaki i drogę, i krowy,
trzy kobiety, z czarnymi, wysokimi czubami,
takie sztywne, surowe...
a wszystko otoczone jest, zarzucone, zasypane kwiatami.
Jeszcze zostało Helence farby w miseczce,
więc ją daje Agnieszce. Agnieszka
biegnie do budy, gdzie Burek mieszka.
Buda jest cała od wiosennego słońca złota.
- Czekaj, Burku, wymaluję ci zaraz na budzie
nie tylko kwiaty, ale i małych ludzi,
i koguta, co cię rano obudzi,
i... kota!
Lucyna Krzemieniecka
(1907-1955)
Autorka wielu książek dla dzieci. Debiutowała w 1928 roku.
Kwietniowe wianki
Mówi gadka,
że na kwiecień
z byle czego
wianek spleciem.
A z czego?
Jak wam się zdaje?
Jeden modry
z niezapominajek.
A chcecie mieć
złoty drugi?
Są wśród łąk
kaczeńców smugi.
Wianka chcesz
w różowej barwie,
stokrotek
pod płotem narwiesz.
A potem, najmilsi,
musicie iść dalej,
tam gdzie pachną w borze
dzwoneczki konwalii.
Anna Świerszczyńska
(ur. 1909)
Poetka i dramatopisarka, autorka wierszy, baśni, sztuk i widowisk
szopkowych dla dzieci. Pierwsze publikacje w "Płomyku" (1929); w latach
1936-1939 redaktorka "Małego Płomyczka".
Początek roku
- A, moja Agatko,
toć już przeszło latko.
Weź książeczkę, idź do szkoły,
a uczże się gładko.
- Będę ja się, matko,
ej, uczyła gładko,
tylko dajcie mi na drogę
czerwieniutkie jabłko.
Czerwieniutkie jabłko
i skibeczkę chleba,
będę ja się uczyć dobrze,
że lepiej nie trzeba.
Będę ładnie pisać,
będę ładnie czytać,
aż się zdziwisz, że Agatka
taka pracowita.
Stefan Themerson
(ur. 1910)
Poeta, prozaik. Dla dzieci i młodzieży publikował od 1930 roku, m.in.
"Pan Tom buduje dom" (1938).
Był gdzieś, haj! taki kraj
(fragmenty)
Był gdzieś, haj!
taki kraj:
nazywał się -
Alibajdadzikafrajdawtomigraj.
A w tym kraju
po ulicy
chodzili dzicy
Alibajdadzikafrajdawtomigraje.
A w tym kraju
Alibajdadzikafrajdawtomigraju
były domy
ze słomy.
Tylko pan hipopotam
miał wielki zamek z błota.
Tylko piękny pan krokodyl
pałac miał ze szklanej wody.
Ale nikt powiedzieć nie chce,
gdzie mieszkała mucha tse-tse
[...]
Poleciała mucha tse-tse do lisa.
I tak rzekła, nie po polsku, a po lisio-rudemu:
- Chytjes rysteś lis,
jadłbyś z cudzych mis
inspryt teny res
dozro bienia jest
kara wara bas
tasprze nioda kwas.
A lis, też naturalnie po lisio-rudemu, odrzekł:
- jalis nalis tolis
jakna lalis tolis!
Poleciała mucha tse-tse dalej, do marabuta.
I tak rzekła, nie po polsku, a po maraszewsku:
mara przynio bucie słamci -
mara projekt bucie damci
mara pomysł bucie jak
mara zdobyć bucie mak
mara saba bucie rawa
mara bucie
rak!
A marabut, też naturalnie po maraszewsku, odrzekł:
Mara chętnie owszem but!
A mucha tse-tse poleciała dalej -
do krokodyla i do hipopotama,
do dzikiego króla i do kota syjamskiego.
[...]
Hanna Januszewska
(ur. 1905)
Prozaik i poetka, autorka sztuk scenicznych i słuchowisk radiowych,
również serialu dla dzieci o wędrującej Pyzie. Od 1931 r. współpracowała
z
"Płomykiem" i "Płomyczkiem". W twórczości swej świadomie odwołuje
się do
ludowego folkloru.
Matulu... matulu
Matulu! Matulu! Ta pyza ma oczy!
Ja pyzę na łyzę! A ona - jak skoczy!
Skoczyła na stołek, szczerzy zęby z ciasta
i woła, że z nami chce jechać do miasta.
Żeby ją przyodziać w suknie matusine,
w zapaskę pasiastą, jak młodą dziewczynę!
To będzie parada! To się ludzie zlezą,
kiedy przyjedziemy z wystrojoną pyzą!
Wejdzie pyza strojna jak jaka niewiasta -
kto by się domyślił, że zrobiona z ciasta?
Kto by nam uwierzył, że są takie dziwy,
że się wymknie pyza z garnka, spod pokrywy?
Gębę ma okrągłą z mąki zrumienionej.
Tłusta w sobie. Oczko - węgielek spalony.
Jedno oczko mniejsze. Drugie większe za to.
Trochę może będzie patrzeć zezowato.
Siądzie pyza z nami w wozie drabiniastym.
- Jazda! Jazda, pyzo! Jedziemy do miasta!
Wóz zajedzie z trzaskiem, na rynku przystanie.
Wysiadamy, pyzo! Pora zjeść śniadanie!
Suto dzisiaj zjemy: piwo, schab, kapusta.
Wchodzi Jan: - A kto to jest ta jejmość tłusta?
- Przyjechała z nami, aże spod Lublina.
Zacna kobiecina - zowie się Pyzina.
- Laboga! Laboga! A to się upasła!
Toć ona wygląda jak zrobiona z ciasta!
- Nie dziwcie się, Janie, gosposi pyzatej.
I wy macie brzuszek nie lada pękaty.
Niech jeno kapela zacznie tan ochoczy,
sami zobaczycie, jak pyza podskoczy!
Jak to zawiruje, jak to zakołuje,
jak nam tu prześlicznie z wami zatańcuje!
Smyk strun skrzypki tyka,
zabrzmiała muzyka,
bas gromko wtóruje,
cymbał pobrzękuje.
Na to - jak się pyza poderwie ochoczo -
wszyscy za nią chłopcy do tańca podskoczą.
- Niechże imość z nami oberka zaczyna!
Grajcie, muzykanty! Tańcujcie, Pyzina!
Ale Jan wyprzedził najpierwszych tancerzy,
Hop! Hop! podskakuje i do pyzy bieży.
Zapiszczy skrzypista, zaburczy basista.
pójdzie z Janem w taniec pyza przysadzista!
A tu w izbie ciepło, bo ludu gromada.
Tańczy pyza, tańczy - z gorąca opada.
Drożdże w niej osłabły od tańców, od skoków.
I - opadła pyza od jednego boku.
Jan tańczy jak wicher, przyklęka, przysiada -
a nasza pyzula opada... opada...
Tańczą na odsiebkę, tańczą gonionego,
a pyza opada od boku prawego.
Jan kręci wąsika, chyli się ku damie:
- Czy też u paniusi niższe prawe ramię?
A tu już od tańca, tańca zawrotnego
opadła nam pyza od boku lewego.
Szepce do sąsiadki ciekawa sąsiadka:
- Coś u tej gosposi skrzywiona łopatka...
Jan krzesze hołubce, obcasem kołace:
Ram-tam-tam! Tara-ram-tam! - Z naszej pyzy - placek!
Opadła, osiadła, klapła o podłogę,
aż Jan się przewrócił i zbił sobie nogę.
Dopieroż się ludzie ze wszystkich stron zlezą! -
Jan tańczył oberka z wystrojoną pyzą!
Lwy
Gdy jestem taki jak dziś - zły,
że pięści aż zaciskam,
to, chciałbym, wiecie, spotkać lwy,
lwy o drapieżnych pyskach.
Wyszedłbym z domu. Zatrzasnął drzwi,
nie mówiąc ani słowa.
Poszedłbym drogą, a obok - lwy
szłyby zielskami w rowach.
Skradałyby się, kładły na płask,
warczały, pełzły na brzuchach,
a ja bym widział ich złoty blask,
ich złote grzywy w łopuchach.
Tak byśmy drogą, polami szli,
one bokami, ja środkiem,
tacy zjeżeni, warczący, źli,
przez koniczyny, tymotki.
Szlibyśmy miedzą suchą wśród zbóż
i groblą, ścieżką mokrą,
aż do wieczora, gdy słońce już
chyli się za widnokrąg.
A wtedy - lwy te, jak złoty błysk
w niebo by wdarły się w skoku.
I każdy ległby wspierając pysk
na złotym, zachodnim obłoku.
Wolno, ze słońcem znikłyby.
i nagle: cisza, spokój.
I ja bym nagle przestał być zły
w tym wielkim spokoju, w tym mroku.
Wróciłbym prędko: raz - dwa - trzy.
A mama: - To ty! Wreszcie!
Niepokoiły mnie te lwy,
Ale nareszcie - jesteś!
A ja: - Skąd, mamo, o lwach wiesz?
A mama: - Bo i ja
czasem zła jestem. No i też
chcę wtedy spotkać lwa.
Hanna Ożogowska
(ur. 1904)
Autorka szczególnie popularnych powieści dla dzieci. Od 1931 r.
współpracowała z "Płomyczkiem" i "Płomykiem". W latach 1952-1964
redaktorka
"Płomyka".
Malowany wózek
Malowany wózek,
para siwych koni,
pojadę daleko,
nikt mnie nie dogoni.
Pojadę daleko
po ubitej dróżce,
tam gdzie stoi mała chatka
na koguciej nóżce.
Stanę przed tą chatką,
będę z bicza trzaskał:
- Wyjdźże, Babo Jago,
Wyjdźże, jeśli łaska!
Wyjdzie Baba Jaga
stara, całkiem siwa,
spyta bardzo grubym głosem:
- Kto mnie tutaj wzywał?
- To ja, Babo Jago,
przyjechałem prosić,
żebyś nie skrzywdziła
Jasia i Małgosi.
Jeśli nie - to powiem rzecz ci nieprzyjemną:
będziesz miała, Babo Jago,
do czynienia ze mną!!!
Przy tych słowach biczem
machnę: szachu! machu!
że aż Baba Jaga
zemdleje ze strachu.
Ja koniki pognam,
- Hep! hep! - krzyknę na nie
i wrócę do swojej mamy
na drugie śniadanie.
Spotkanie
Spotkał wróbel skowronka
na spacerze nad ranem.
- Już wróciłeś?
- Wróciłem,
już mam gniazdko usłane.
A ty wróblu?
- Ja wziąłem
na gałęzi mieszkanie.
Bardzo mi się podoba:
jest słoneczne i tanie.
Jan Sztaudynger
(1904-1970)
Poeta, satyryk. W 1931 r. napisał baśń sceniczną "Królewicz Szafirek i
ochmistrz Okularnik". W latach 1935-1939 organizator teatrów lalkowych
dla
dzieci.
Bądź grzeczny!
Jest ogród pełen kwiatów.
Wiosna, godzina piąta.
Motyl, co tupnął nóżką,
za karę idzie do kąta.
Biedronki i szczypawki
tworzą milicję polną.
Już one go nauczą:
- Tupać na kwiaty?
Nie wolno!
Niech nikt brzydkiego słowa...
Niech nikt brzydkiego słowa stokrotce nie powie,
bo się stokrotka zawstydzi, bo się zaróżowi,
bo stuli płatki, bo główkę skłoni
i zrobi minkę, że to nie do niej.
Wiosna
Nie depcz trawy,
niechaj nabiera wprawy,
bo nie umie jeszcze szumieć,
a musi to przecież umieć.
Julian Tuwim
(1894-1953)
Poeta, tłumacz. Pisał również wiersze dla dzieci, drukowane na łamach
"Wiadomości Literackich", które otworzyły nową erę w twórczości
poetyckiej
dla dzieci. "Murzynek Bambo" od roku 1934 wszedł do czytanek
szkolnych;
"Słoń Trąbalski", "Ptasie plotki", "ptasie radio", a szczególnie
"lokomotywa weszły do potocznego języka i do powszechnej świadomości
kulturowej.
Lokomotywa
Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka ogromna i pot z niej spływa -
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
Buch - jak gorąco!
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
A jeszcze palacz węgiel w nią sypie.
Wagony do niej podoczepiali
Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
I pełno ludzi w każdym wagonie,
A w jednym krowy, a w drugim konie,
A w trzecim siedzą same grubasy,
Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy,
A czwarty wagon pełen bananów,
A w piątym stoi sześć fortepianów,
W szóstym armata - o! jaka wielka!
Pod każdym kołem żelazna belka!
W siódmym dębowe stoły i szafy,
W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy,
W dziewiątym - same tuczone świnie,
W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie,
A tych wagonów jest ze czterdzieści,
Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.
Lecz choćby przyszło tysiąc atletów,
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się natężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar.
Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!.
Najpierw - powoli - jak żółw - ociężale,
Ruszyła - maszyna - po szynach - ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las,
I spieszy się , spieszy, by zdążyć na czas
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to.
Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.
A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha,
Że pędzi, że wali, że bucha buch-buch?
To para gorąca wprawiła to w ruch,
To para, co z kotła rurami do tłoków,
A tłoki kołami ruszają z dwóch boków
I gnają, i pchają, i pociąg się toczy,
I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...
Warzywa
- Położyła kucharka na stole:
kartofle,
buraki,
marchewkę,
fasolę,
kapustę,
pietruszkę,
selery
i groch.
Och!
Zaczęły się kłótnie,
Kłócą się okrutnie:
Kto z nich większy,
A kto mniejszy,
Kto ładniejszy,
Kto zgrabniejszy:
kartofle?
buraki?
marchewka?
fasola?
kapusta?
pietruszka?
selery
czy groch?
Ach!
Nakrzyczały się, że strach!
Wzięła kucharka -
Nożem ciach!
Pokrajała, posiekała:
kartofle,
buraki,
marchewkę,
fasolę,
kapustę,
pietruszkę,
selery
i groch -
I do garnka!
Figielek
Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął
Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.
Cietrzew się zacietrzewił słysząc takie słowa,
Sęp zasępił się strasznie, osowiała sowa,
Kura dała drapaka, że aż się kurzyło,
Zająć zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło.
Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał,
Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał.
Spóźniony słowik
Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan słowik przed dziewiątą miał być na kolacji,
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej - i słowika nie ma!
Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
A na deser - tort z wietrzyka w księżycowym blasku.
Może mu się co zdarzyło, może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka - głupstwo, bo odrosną, ale głos - majątek!
Nagle zjawia się pan słowik, poświstuje, skacze...
"Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!"
A pan słowik słodko ćwierka: "Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!"
Ptasie radio
Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju,
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze - w sprawie,
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie - gdzie się
ukrywa echo w lesie?
Po trzecie - kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte - jak
poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:
Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
Drozd, sikora i dzierlatka,
Kaczka, gąska, jemiołuszka,
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
Wilga, zięba, bocian, szpak
Oraz każdy inny ptak.
Pierwszy - słowik.
Zaczął tak:
"Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu,
Pio pio pijo lo lo lo lo lo
Plo plo plo plo plo halo!"
Na to wróbel zaterlikał:
"Cóż to znowu za muzyka?
Muszę zajrzeć do słownika,
By zrozumieć śpiew słowika.
Ćwir ćwir świrk!
Świr świr ćwirk!
Tu nie teatr
Ani cyrk!
Patrzcie go! Nastroszył piórka!
Daje koncert jak kiepurka!
Dość tych arii, dość tych liryk!
Ćwir ćwir czyrik
Czyr czyr ćwirik!"
I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
Że aż kogut na patyku
Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"
Jak usłyszy to kukułka,
Wrzaśnie: "A to co za spółka?
Kuku-ryku? Kuku-ryku?
Nie pozwalam, rozbójniku!
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,
Ale kuku nie ustąpię.
Ryku - choć do jutra skrzecz
Ale kuku - moja rzecz!"
Zakukała: "Kuku! kuku!"
Na to dzięcioł: stuku! puku!
Czajka woła: "Czyjaś ty, czyjaś?
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!"
Przepióreczka: "Chodź tu! Pójdź tu!
Masz co? Daj mi! Rzuć tu! Rzuć tu!"
I od razu wszystkie ptaki
W szczebiot, w świergot, w zgiełk - o taki:
Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.
Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja.
Józef Czechowicz
(1903-1939)
Poeta Autor również wielu wierszy dla dzieci. Był w latach 1933-1939
redaktorem "Płomyka" i "Płomyczka". Jego wiersze dziecięce narracyjnie i
brzmieniowo należą do liryki kołysankowej: świat pogranicza snu i jawy,
rytm kołyski, onomatopeje i echolalie.
Srebrne nitki
Za lipą rosochatą,
rżyskiem, ścierniskiem,
świeciło "babie lato"
srebrzystym błyskiem.
Leciały nitki czyste
pod złotą zorzę,
gdzie w gniade konie bystre
tatulo orze.
Leciały nitki miłe
cichym wieczorem,
chmurą lekuchną były
nad czarnym borem.
Leciały nitki w słonko
srebrzystym dymem,
fruwały ponad łąką
rzeczką i młynem.
I snuła się biała przędza
z krzaczka na krzaczek.
Rozwiewał ją, rozpędzał
wietrzyk - psujaczek...
Bajki
Uśnijże mi, uśnij,
bajka ci się przyśni:
przyjadą zza morza
junakowie pyszni...
Będą rżeć pod nimi
konie jabłkowite,
gniem będą błyskać
miecze złotolite...
Zerwą się żar-ptaki,
spłoszone tętentem,
polecą za morze
z krzykiem i lamentem...
Żar-ptaki, żar-ptaki,
lamentujcie ciszej,
niechże was mój synek
w kolebce nie słyszy...
Junacy, junacy,
mieczami brząkajcie,
mojego syneczka
ze snu przebudzajcie...
Junacy, junacy,
wracajcie za morze,
bo mi się syneczek
ze snu wybić może...
Kołysanki
3.
Lulajże, lulajże, maleńki,
otulą cię moje piosenki.
Luli, luli,
piosenka cię otuli.
Lulajże, lulajże, kochanie,
utuli cię me kołysanie.
Luli, luli,
Kołyska cię utuli.
Lulajże, lulajże, dzieciątko,
sen przyszedł i patrzy już z kątka.
Luli, luli,
sen cichy cię utuli...
5.
Chmurka się uniża,
wieczór się przybliża,
śpij, śpij, syneczku, śpij...
Tupie deszcz po sadzie,
nocka spać się kładzie,
śpij, śpij, syneczku, śpij...
A jak uśnie nocka,
synek zmruży oczka,
śpij, śpij, syneczku, śpij...
Siwe oczka zgasną,
siwe oczka zasną,
śpij, śpij, syneczku, śpij...
Lu, lu, lu, lu, lu, lu,
Lu, lu, lu, lu, lu, lu,
śpij, śpij...
6
Dawno już ucichł
złoty kogucik
i królik biały kwiatów nie depcze.
Ogromna Wisła
pod niebo wyszła
z gwiazdami szepcze...
Gliniany konik
wszedł za wazonik,
by się spokojnie zdrzemnąć do świtu.
Synku maluśki,
do swej poduszki
i ty się przytul...
Kiedy się zje śniadanie
łyżeczkę trzeba sprzątać
popatrz tylko kochanie
już mysz wyłazi z kąta
Nie chciałeś schować łyżki
upadła ci na )podłogę
teraz obgryzą ją myszki
nic na to poradzić nie mogę
myszka ma białe ząbki
będzie twoją łyżkę ogryzać
a ty po myszce będziesz łyżkę przy obiedzie lizać
byłaby ładna wystrzyganka
ale żeby była z kogutkiem
kłóci się maleńka hanka
z braciszkiem swoim lutkiem
a lutek nie chce kogutka
nie będzie go wycinał
hanka jest przecież malutka
nie wie że kogutki się zarzyna
lutek woli wycinać muchy
z muchy nikt nie zrobi rosołu
na prośbę haneczki głuchy
nie odrywa się od swego mozołu
ale hanka kaprysi i płacze
ciągle chce kogutka kogutka
lutek wzdycha boże kiedy ja zobaczę
jak ty się zrobisz mniej głupiutka
Konstanty Ildefons Gałczyński
(1905-1953)
Poeta. Jego niektóre utwory o właściwościach ludycznych trafiały i do
dziecięcego odbiorcy. Niezależnie napisał też dla dzieci powieść "Młynek
do
kawy" (1934) i kilka wierszy, z których np. "Idą dzieci" otrzymał melodię i
należał do repertuaru piosenek emitowanych przez radio.
Kto wymyślił choinki?
Moje kochane dzieci,
był taki czas na świecie,
że wcale nie było choinek,
ani jednej, i dzięcioł wyrywał sobie piórka
z rozpaczy, i płakała wiewiórka,
co ma ogonek jak dymiący kominek.
Ciężkie to były czasy niepospolicie,
bo cóż to, proszę was, za życie
na święta bez choinki, czyste kpinki.
Więc kiedy nadchodziły święta,
dzieci w domu, a w lesie hałasowały zwierzęta
- My chcemy, żeby natychmiast były choinki!
Ale nikt się tym nie interesował,
aż wreszcie powiedziała mądra sowa:
- Tak dalej być nie może, obywatele.
Ja z sowami innymi trzema
zrobię bunt, bo choinek jak nie ma, tak nie ma,
tylko mak i suszone morele.
I rzeczywiście: jak przychodziła Gwiazdka,
nic nigdzie nie tonęło w blaskach,
był to widok nader niemiły;
I nikt nie myślał o zielonej świeczce,
i ciemno było, proszę was, jak w beczce,
przez to, że się nigdzie choinki nie świeciły
Ale w chatce na nóżkach sowich
mieszkał pewien tajemniczy człowiek,
który miał złote książki i zielone pióro.
I jak nie krzyknie ten dobry człowiek:
- Poczekajcie chwilkę, ja zaraz zrobię,
że nigdzie nie będzie ponuro.
No i popatrzcie: od jednego słowa
świerki strzelają, gdzie była dąbrowa,
choinki nareszcie będą.
Bo ma poeta słowa tajemnicze,
którymi może spełnić każde z życzeń.
(A ten człowiek był właśnie poetą):
To on nauczył, jak się świeczki toczy,
jak się z guzików robi skrzatom oczy,
on, namówiony przeze mnie;
i jak się robi z papieru malutkie okręty,
i to on ułożył te wszystkie kolędy,
które śpiewać jest tak przyjemnie.
To on, moi srebrni, moi złoci,
zawsze jest pełen dobroci,
w nim jest ta pogoda i nadzieja;
to on nauczył, jak zawieszać zimne ognie,
i on te świeczki odbija w oknie,
że okno jest jak okulary czarodzieja.
Więc już teraz, chłopcy i dziewczynki,
czy wiecie, kto wymyślił choinki?
czy już teraz każde dziecko wie to?
Chórem dzieci: To ten odważny, dobry człowiek,
co mieszka w chatce na nóżkach sowich,
co go ludzie przezywają poetą.
Więc kiedy śnieg na święta zatańczy,
pomyśl, proszę, najukochańszy,
o tym panu, co układa rymy,
prześlij mu życzenia na listku konwalii,
a myśmy już mu telegram wysłali,
bo my wszyscy bardzo go lubimy.
Idą dzieci
Po szerokim, pięknym świecie
idą dzieci, idą dzieci
krok za krokiem, dziecko z dzieckiem:
polskie, czeskie i radzieckie.
W każdej wiosce, w każdym kraju
idą dzieci i śpiewają.
Ziemia dźwięczy w tych trzech dźwiękach:
walka, praca i piosenka.
Nasza praca pieśń roznieca,
nasza piosnka trud rozświeca
my nasz wiek jak latarkami
rozświecamy piosenkami.
Rzeczy trudnych dla nas nie ma.
My idziemy. Śpiewa ziemia.
Gdy na drodze leży kamyk,
usuwamy, pomagamy.
Ręka w rękę, dziecko z dzieckiem:
i węgierskie, i radzieckie,
polskie, chińskie i hiszpańskie,
europejskie, afrykańskie.
Nasza praca pieśń roznieca,
Nasza piosnka trud rozświeca,
my nasz wiek jak latarkami
rozświecamy piosenkami.
O kotku-knotku
Poeta: Oto macie bajeczkę:
Kotek palił fajeczkę,
puszczał dym i tak dalej...
Dzieci: Kotek fajki nie pali.
P: Ach,to nie było tutaj!
To był taki kot w butach.
hen, za górą, za rzeką.
Kot chadzał z halabardą,
jadał jajka na twardo,
pijał kawę i mleko.
D: Znów błąd, z błędu chryja,
bo kot kawy nie pija.
P: A halabarda?
D: Detal.
Trochę drzewa i metal.
P: No dobrze, ale przecie
jeszcze tego nie wiecie,
że ten kotek...
D: Cococo?
P: ...łaził z latarką nocą...
D: I...
P: ...w tej latarce kotek
łapką podkręcał knotek.
D: I co dalej?
P: Nieszczęście:
Kotek knot tak podkręcił
że aż mu spuchła ręka
i zgasła latarenka.
D: A co się stało dalej?
P: Dalej jak najwspanialej.
Dalej to już nie bajka,
"halabarda" i "fajka",
tylko powiem, jak było:
Kot mi napisał w liście,
że go znał osobiście
Ezop, Krasicki, Kryłow.
Nazwiska dobre. Więc ja,
przy takich referencjach,
zrobiłem go sekretarką w te pędy.
I dziś mój Kotek-Knotek
ma uczciwą robotę:
poprawia moje ortograficzne błędy.
Edward Szymański
(1907-1943)
Poeta, satyryk. Działacz PPS i ZNMS. Zginął w Oświęcimiu.
Współpracował z
"Płomykiem" i "Płomyczkiem" od roku 1934. Pierwszy tomik dla dzieci:
ABC
(1936).
Książka
Witam cię kartek szelestem,
tytułem na pierwszej stronie,
witam!
Bo po to przecież jestem,
żebyś mnie ujął w dłonie
i czytał!
Kiedy jesz obiad - na zdrowie!
Gdy chcesz się bawić - baw się!
Ja ci nie bronię!
Ale gdy chcesz mieć opowieść
o wszystkim, co najciekawsze -
ja ci się skłonię!
Kiedy ci smutno będzie,
kiedyś samotny, chory,
bez przyjaciela -
ja z tobą pójdę wszędzie,
poprzez zimowe wieczory,
w kraje wesela.
Będziesz wraz ze mną oglądać
baśnie i cuda, i dziwy
na końcu świata.
Po niebie, po morzach i lądach,
jako te ptaki szczęśliwe
będziemy latać.
Nigdy ci się nie znudzi!
Wędrówki po każdej kartce
nie są tak straszne.
Przygody innych ludzi
są przecież nie mniej warte
niż twoje własne.
Ja cię bez trudu nauczę
tego, co przydać się może
choćby po latach paru
Ja tobie słowem, jak kluczem,
w cudowny sposób otworzę
pałace czarów.
Most
Gdy przechodzisz nad rzeką przez most
- albo wracasz do domu drogą,
pomyśl:
most i drogę wybudował ktoś.
Nie dla siebie wybudował.
Dla kogo?
Może to był ktoś całkiem nieznany?
Może zacny, a może ktoś bliski?
Z jego pracy wszyscy korzystamy,
bo każda praca - dla wszystkich.
I pamiętaj czasami o tym,
że choć tobie trud się nie opłaca,
wszyscy dla ciebie swoją zrobili robotę
i dla wszystkich jest twoja praca.
Stanisław Młodożeniec
(1895-1959)
Poeta. Współtwórca polskiego futuryzmu. Jego, nieliczne zresztą, wiersze
dla dzieci (drukowane m.in. w "Płomyku", 1936) łączą ludowe
onomatopeiczne
zwroty i wyrażenia z futurystycznym technicyzmem.
Kulawa droga
Odwilż. Ciepło. Przyszła wiosna.
Okulała droga do cna.
Szto-pyrk, szto-pyrk po roztopach -
grzęźnie droga w błocie po pas.
Stara wierzba jej furmani,
- Wio! Wio! - skrzeczy gałęziami.
Coś ruszyła... Szto-pyrk, szto-pyrk -
buch w kałużę tuż pod płotem...
Ochlapany płot aż kichnął.
- Wio! Wio! - trzeszczy. - Jedźże, licho!
Droga sapie zmordowana,
ledwie lezie na kolanach.
Szto-pyrk, szto-pyrk ku mostowi -
chlust w bajoro! Trach! - i stoi.
Most się wzdrygnął, krzyczy do niej:
- Wio! Wio! stara! Doprzęż koni!
Szarp! - szarpnęła. Wóz poderwał,
złamał drodze cztery żebra.
Kwęka, stęka, leży w mule,
utrapiona ciężkim bólem.
Płacze wierzba. Płot i mostek
wylewają łzy żałosne.
Baju-baju, gadu-gadu:
- Dobra była dla sąsiadów!
Gadu-gadu, baju-baju,
po lekarza posyłają.
Siwy kamień, zacny lekarz,
z zabiegami chwil nie zwlekał.
Pukał młotkiem. Puls jej badał.
- Operacja! Moja rada...
Rzekł i tnie już nożem dużym
każdy wybój, dół, kałużę...
Plaster. Bandaż. Okład. Zastrzyk.
W milion piguł ją opatrzył.
Maścią czarną osmarował.
- Niech poleży! Będzie zdrowa!
Po tygodniach dwóch czy po trzech
droga czuje już, że dobrze.
Siadła. Patrzy do zwierciadła.
- Takam czerstwa, gładka, ładna! -
Wstała. Chodzi. Hopsa! Hopsa!
- Cóż ja jestem? Czyżby szosa?
Rozpędziła się z radości,
biegnie, sunie w szybki pościg...
Władysław Broniewski
(1897-1962)
Poeta, najwybitniejszy przedstawiciel polskiej liryki rewolucyjnej. Pisał
również wiersze dla dzieci, które drukował "Świerszczyk" w latach
1947-1948, "Płomyk" i "Płomyczek" w latach 1948-1949 oraz 1953-1956.
Przełożył z języka rosyjskiego bajki Kornieja J. Czukowskiego (w 1936
roku).
Zajączki
Zajączki, zajączki, zajączki
skakały przez pola i łączki.
Stanęły pod laskiem i patrzą,
jak dzieci się bawią i skaczą.
A dzieci podały im rączki
i z dziećmi skakały zajączki.
Tramwaj
Tramwaj z rana jest wesoły,
bo odwozi nas do szkoły.
Do południa mu się nudzi,
bo w tramwaju mało ludzi.
A o drugiej na przystanku
głośno dzwoni: "Wsiadaj, Janku!
Ale nie skacz do mnie w biegu,
Bo się może stać coś złego!"
Dzyń - dzyń - dzyń. Przed domem staje.
Można lubić i tramwaje.
Irena Tuwim
(ur. 1900)
Poetka, prozaik, tłumaczka - również z angielskiej literatury dziecięcej
(od roku 1937). Autorka m.in. przekładu "Kubusia Puchatka" A. A.
Milne'a
(1938).
Co okręt wiezie
(fragmenty)
Ogromny okręt po morzu płynie
i wiezie ciężkie kufry i skrzynie.
Tak objuczony niby zwierz jaki
dźwiga z daleka worki i paki.
A tak mu ciężko, że jęczy, stęka,
poci się, sapie, zgrzyta i szczęka.
A czym ten okręt tak objuczony?
Co też on dźwiga? Czym napełniony?
Na każdą z liter w alfabecie
na tym okręcie coś znajdziecie.
Więc wam wyliczę - nie jak popadło,
ale jak idzie
ABECADŁO.
Na A - [arbuzy] pyszne, soczyste
i [ananasy] w środku złociste.
Wielkie [akwarium] - w nim złote rybki,
żółty [autobus] zwinny i szybki.
Na B - zwierzęta: [barany], byki
[beczki], buciki i [baloniki].
Duże i małe - różne [butelki]
blaszane [bańki], ogromne belki.
Na Ż - żarówki, [żubry], żelazo,
[żółwie] co strasznie powoli łażą,
[żyrafa] wreszcie... Tak długą szyję
pierwszy raz widzę, jak długo żyję.
A okręt płynie, płynie i płynie
i wiezie ciężkie kufry i skrzynie.
Tak objuczony niby zwierz jaki
dźwiga z daleka worki i paki.
A w pakach, skrzyniach - wszystko, co chcecie,
na każdą z liter w ALFABECIE!
Policzcie, dzieci, wszystkie litery.
Ile ich razem?
24!
Czy zauważyliście, jakiej litery brak w tej książce, Litery Y. Ale w
języku polskim nie znajdziecie wyrazu, który zaczynałby się na y, więc
okręt nic nie mógł przywieźć na tę literę [...].
Czesław Janczarski
(1911-1971)
Poeta. W latach 1931-1939 współpracował z "Małym Płomyczkiem". Od
roku
1957 był redaktorem "Misia". Autor wielu utworów dla dzieci, m.in. cyklu
przygód Misia Uszatka, spopularyzowanego przez serial telewizyjny.
Posłuchajcie bajeczki
Wiatr szeleści:
- Irenko,
co masz w ręku?
- Pisemko.
Jest w nim bajka o lisie,
jak na spacer szedł z misiem...
Jak zajączka spotkali
i jak poszli z nim dalej...
Wiatr szeleści wesoło,
garnie loki na czoło.
Porwał bajkę dziewczynki,
zaniósł wprost do kotlinki.
A tam zając, szaraczek,
rzekł:
- O, bajka! Zobaczę...
Wola synów i córki.
Kic, kic - biegną zza rzeczki
Kic, kic - spieszą w dół z górki.
- Posłuchajcie bajeczki!...
Krasnalek
Krasnalek malutki
mieszka pod podłogą.
Zbiera okruszyny
za stołową nogą.
A dla kogo krasnal
zbiera okruszyny?
Powiem wam w sekrecie:
dla mysiej rodziny.
Warzyła sroczka kaszkę
Warzyła sroczka
kaszkę jaglaną.
Zaraz sroczęta
obiad dostaną.
A miała sroczka
dzieci pięcioro.
Już się za chwilę
przy stole zbiorą.
Idą sroczęta,
tup, tup - gęsiego.
A gdzie jest piąte?
Nie ma piątego!
Może pod stołem?
Nie, nie ma go tu.
Zawsze najwięcej
z piątym kłopotu!
Może za piecem?
Wyłaź stąd, bratku,
bo tylko ciebie
brak w naszym stadku!
Pusto za piecem.
Gdzie piąte sroczę?
Więc mówi czwarte:
- Na dwór wyskoczę!
Po chwili wybiegł
trzeci braciszek.
A potem drugi
za trzecim wyszedł.
Aż w końcu wybiegł
braciszek pierwszy.
Już nie ma srocząt...
Czy skończyć wierszyk?
Nie, bo już wraca,
słuchajcie, dzieci,
braciszek pierwszy,
drugi i trzeci,
i czwarty, który
znalazł piątego.
Kaszka podana.
A więc - smacznego!
Ranek w lesie
Cicho szumi wiatr w leszczynach -
w lesie dzień się rozpoczyna.
Najpierw świergot, gwizd radosny.
Pac! - upadła szyszka z sosny.
Lata motyl, barwny goniec,
zza pnia wyjrzał wąż zaskroniec,
pełznie ślimak środkiem dróżki,
przestraszył się: schował różki.
I znów świergot, pisk sikorek,
stuk-stuk - dzięcioł stuka w korę.
Tam kielichy dzwonki kłonią -
słuchaj, słuchaj - czy zadzwonią?
Nie, to szelest kropel rosy,
jakieś szumy, jakieś głosy -
głos kukułki z leśnej głębi,
szeleszczący lot gołębi...
Tam zagajnik nowy rośnie,
zielenią się listki młode.
Myk! - zajączek siadł przy sośnie.
Ej, zajączku, nie idź w szkodę!
Nie skub młodych brzóz i dębów,
nie ostrz sobie na nie zębów!
Dość masz trawek, ziół pachnących.
Niech wyrośnie las szumiący!
Tramwaj
Wezmę papier
i nożyczki.
Wytnę pieska
dla siostrzyczki.
A siostrzyczka
klaszcze w ręce:
- Co mi jeszcze
zrobisz więcej?
- Poustawiam
krzesła w rzędzie.
A z tych krzeseł
tramwaj będzie.
- Do widzenia!
Odjeżdżamy!
Do tatusia
i do mamy!
Kręci korbą
motorowy.
Szczeka piesek
papierowy.
Zimowe zmartwienie
Zima, choć piękna, przecież
surowa jest taka.
Wielki jest w zimie
lęk zająca,
wielki - głód ptaka.
Ptaka nakarmić,
nie spłoszyć zająca...
No, tak -
ale właśnie zając spod nóg mi prysnął,
do lasu poleciał
spłoszony ptak...
Tadeusz Kraszewski
(ur. 1903)
Prozaik i publicysta. Autor sztuk scenicznych oraz utworów dla dzieci i
młodzieży (od roku 1938).
Prosię w deszcz
Oprosiła się maciora,
Jak to często na wsi bywa.
Ma prosiaczków trzynaścioro,
Jest z nich dumna i szczęśliwa,
Bo udane dziatki
To radość dla matki.
Tuzin z nich się dobrze chowa,
Rosną w mięso i omastę,
Wszystkie zdrowe i różowe.
Tylko... inne jest trzynaste.
Coś nie udało się
To trzynaste prosię.
Chodzi i tak gada sobie:
- Nie chcę być zwyczajnym wieprzem.
Ja... ja... coś ważnego zrobię!
Ja od innych chcę być lepsze. -
Narzeka świnia stara,
Że synek niezdara.
- Sławne stanę się i pierwsze
Pośród świńskiego pogłowia,
By pisano o mnie wiersze
I tworzyły się przysłowia! -
I mam chęci szczere
Zostać bohaterem.
- Może frunąć na szczyt drzewa
Lub dać nurka tak jak ryba?
Czy jak słowik pięknie śpiewać?
- Wszystko to potrafię chyba?!
A stara świnia wzdycha:
- Gdzie się to prosię wypycha! -
Aż raz... zebrały chmury, lunęła ulewa.
Wszystko się kryje przed deszczem,
I tylko mokną drzewa.
A prosię? Waha się jeszcze,
Stoi, zamyka oczy
I nagle... jak nie skoczy,
Buch w kałużę! Hop do góry!
Aż pierzchają w strachu kury.
To się kręci na kształt bąka,
To znów pędzi, kwiczy, chrząka
- Patrzcie - no się
Na to prosię! -
- Cieszy się - wreszcie ktoś powie -
Jak prosię w deszcz! Ot, na popis! -
No i... powstało przysłowie,
I ten wiersz pisze wierszopis.
Tak owo prosię
Sławne stało się.
Jan Brzechwa
(1900-1966)
Poeta i satyryk. Do literatury przeszedł przede wszystkim jako autor dla
dzieci. Tu zdobył ogromną popularność i wielu naśladowców. Jego zbiorki
utworów dziecięcych wydawano pod różnymi tytułami (np. Tańcowała
igła z
nitką, 1938; Kaczka Dziwaczka, 1939), bądź jako wiersze dla dzieci, bądź
jako bajki. Jest ponadto autorem dłuższych bajek wierszem, jak: "Baśń o
Korsarzu Palemonie", "Szelmostwa Lisa Witalisa", "Pan Drops i jego
trupa" i
innych.
Żaba
Pewna żaba
Była słaba,
Więc przychodzi do doktora
I powiada, że jest chora.
Doktor włożył okulary,
Bo już był cokolwiek stary,
Potem ją dokładnie zbadał,
No, i wreszcie tak powiada:
"Pani zanadto się poci,
Niech pani unika wilgoci,
Niech pani się czasem nie kąpie,
Niech pani nie siada przy pompie,
Niech pani deszczu unika,
Niech pani nie pływa w strumykach,
Niech pani wody nie pija,
Niech pani kałuże omija,
Niech pani nie myje się z rana,
Niech pani, pani kochana,
Na siebie chucha i dmucha,
Bo pani musi być sucha!"
Wraca żaba od doktora,
Myśli sobie: "Jestem chora,
A doktora chora słucha,
Mam być sucha - będę sucha!"
Leczyła się żaba, leczyła,
Suszyła się długo, suszyła,
Aż wyschła tak, że po troszku
Została z niej garstka proszku.
A doktor drapie się w ucho:
"Nie uszło jej to na sucho!"
Kaczka-dziwaczka
Nad rzeczką opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwaczka,
Lecz zamiast trzymać się rzeczki
Robiła piesze wycieczki.
Raz poszła więc do fryzjera:
"Poproszę o kilo sera!"
Tuż obok była apteka:
"Poproszę mleka pięć deka"
Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki:
Gryzły się kaczki okropnie:
"A niech tę kaczkę gęś kopnie!"
Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.
Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.
Martwiły się inne kaczki:
"Co będzie z takiej dziwaczki?"
Aż wreszcie znalazł się kupiec:
"Na obiad można ją upiec!"
Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.
Taka to była dziwaczka!
Żuraw i czapla
Przykro było żurawiowi,
Że samotnie ryby łowi.
Patrzy - czapla na wysepce
Wdzięcznie z błota wodę chłepce.
Rzecze do niej zachwycony:
"Piękna czaplo, szukam żony,
Będę kochał ciebie, wierz mi,
Więc czym prędzej się pobierzmy".
Czapla piórka swe poprawia:
"Nie chcę męża mieć żurawia!"
Poszedł żuraw obrażony:
"Trudno. Będę żył bez żony".
A już czapla myśli sobie:
"Czy właściwie dobrze robię?
Skoro żuraw tak namawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
Pomyślała, poczłapała,
Do żurawia zapukała.
Żuraw łykał żurawinę,
Więc miał bardzo kwaśną minę.
"Przyszłam spełnić twe życzenie".
"Teraz ja się nie ożenię,
Niepotrzebnie pani papla,
Żegnam panią, pani czapla!"
Poszła czapla obrażona.
Żuraw myśli: "Co za żona!
Chyba pójdę i przeproszę..."
Włożył czapkę, wdział kalosze
I do czapli znowu puka,
"Czego pan tu u mnie szuka?"
"Chcę się żenić". "Pan na męża?
Po co pan się nadweręża?
Szkoda było pańskiej drogi,
Drogi panie laskonogi!"
Poszedł żuraw obrażony.
"Trudno. Będę żył bez żony!"
A już czapla myśli: "Szkoda,
Wszak nie jestem taka młoda,
Żuraw prośby wciąż ponawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"
W piękne piórka się przybrała,
Do żurawia poczłapała.
Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce - to nie chce drugie,
Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą.
Kaczki
Po podwórku chodzą kaczki
Wszystkie bose nieboraczki,
A w dodatku nieodziane,
To są rzeczy niesłychane!
Choć serdaczek, choć kubraczek
Mógłby znaleźć się dla kaczek,
A na nogi - jakieś kapce,
A na głowy choć po czapce,
Bo to zima akturat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Poszły kaczki do krawcowej:
"Chcemy mieć kubraczki nowe,
Zimno wszystkim nam szalenie,
Pani przyjmie zamówienie.
Lecz uwzględnić pani raczy
Że to ma być fason kaczy.
Tu zakładka, a tu szlaczek,
To jest coś w sam raz dla kaczek,
Krój warszawski, bądź co bądź,
Zechce pani miarę zdjąć".
Potem kaczki na Królewskiej
Odszukały zakład szewski
I już pierwsza kaczka kwacze:
"Pan nam zrobi kapce kacze,
Takie małe, zgrabne kapce,
By na małej kaczej łapce
Należycie się trzymały
I na sprzączki zapinały".
Odrzekł szewc, bo nie był leń:
"Zrobię kapce w jeden dzień."
Już nazajutrz poszły kaczki
Do krawcowej po kubraczki
I po kapce na Królewską,
Ale wpadły w pasję szewską:
Szewc zażądał pięć tysięcy,
A krawcowa jeszcze więcej.
"Bez pieniędzy, drogie panie,
Dzisiaj nic się nie dostanie.
Zapytajcie zresztą dam,
One to powiedzą wam",
Kaczki kwaczą i tłumaczą:
"Pieniądz nie jest rzeczą kaczą,
Żadna z nas się nie bogaci,
Nam za jajka nikt nie płaci".
Ale na to szewc z krawcową
Powtórzyli słowo w słowo
To co przedtem: "Drogie panie,
Darmo nic się nie dostanie".
Z tej przyczyny kaczy ród
Jest ubrany tak jak wprzód,
A tu zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Androny
"Pan Marcin plecie androny!"
"Z czego plecie?"
"Ano - z łyka.
Taki andron upleciony
Jest podobny do koszyka.
Po cichutku się wymyka,
Niespodzianie psa nastraszy,
Wrzuci stary gwóźdź do kaszy,
Wszystkie jabłka zerwie z drzewa,
Z garnków wodę powylewa,
W oknach szyby powybija,
Wysmaruje miodem stryja,
Ciotkę weźmie na barana,
Sad osypie śniegiem w lecie...
Nie wierzycie?"
"Proszę pana,
Takie pan androny plecie!"
Na Wyspach Bergamutach
Na Wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach,
Widziano także osła,
Którego mrówka niosła,
Jest kura samograjka,
Znosząca złote jajka,
Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach,
Jest i wieloryb stary,
Co nosi okulary,
Uczone są łososie
W pomidorowym sosie
I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry,
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko... wysp tych nie ma.
Leń
Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.
"O, wypraszam to sobie!
Jak to? Ja nic nie robię?
A kto siedzi na tapczanie?
A kto zjadł pierwsze śniadanie?
A kto dzisiaj pluł i łapał?
A kto się w głowę podrapał?
A kto dziś zgubił kalosze?
O - o! Proszę!"
Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.
"Przepraszam! A tranu nie piłem?
A uszu dzisiaj nie myłem?
A nie urwałem guzika?
A nie pokazałem języka?
A nie chodziłem się strzyc?
To wszystko nazywa się nic?"
Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień.
Nie poszedł do szkoły, bo mu się nie chciało,
Nie odrobił lekcji, bo czasu miał za mało,
Nie zasznurował trzewików, bo nie miał ochoty,
Nie powiedział "dzień dobry", bo z tym za dużo roboty
Nie napoił Azorka, bo za daleko jest woda,
Nie nakarmił kanarka, bo czasu mu było szkoda.
Miał zjeść kolację - tylko ustami mlasnął,
Miał się położyć spać - nie zdążył - zasnął,
Śniło mu się, że nad czymś ogromnie się trudził.
Tak zmęczył się tym snem, że się obudził.
Tańcowała igła z nitką
Tańcowała igła z nitką,
Igła - pięknie, nitka - brzydko.
Igła cała jak z igiełki,
Nitce plączą się supełki.
Igła naprzód - nitka za nią:
"Ach, jak cudnie tańczyć z panią!"
Igła biegnie drobnym ściegiem,
A za igłą - nitka biegiem.
Igła górą, nitka bokiem,
Igła zerka jednym okiem,
Sunie zwinna, zręczna, śmigła.
Nitka szepce: "Co za igła!"
Tak ze sobą tańcowały,
Aż uszyły fartuch cały!
Jerzy Kamil Weintraub
(1916-1943)
Poeta. Przytoczony tu wiersz o kaczorze nawiązuje do ludowej piosenki i
jest jego jedynym wierszem dla dzieci.
U kaczora srebrne pióra
U kaczora srebrne pióra
u kaczuszki złote nóżki
śpij maleńki noc pochmurna
wydeptała mokre dróżki
chodzi księżyc w lisiej czapie
rankiem wicher z chmur wychynie
po kałużach nocka człapie
płynie kaczor po olszynie
w niebie sowie oczy świecą
stara wierzba stuka w okno
wejdź do izby siądź przy piecu
strasznie jest na deszczu moknąć
może bajkę nam opowiesz
którą rzeka ci śpiewała
może gwiazdkę z nieba złowisz
tę co wczoraj z zimna drżała
może siądę i opowiem
com widziała w wód głębinie
ale gwiazdki nie ułowię
płynie kaczor po olszynie
może siądę i zaśpiewam
to i nocka szybciej minie
gdy tak śpiewa rzeka drzewom
płynie kaczka w kożuszynie
nie wyśpiewać tego smutku
który rzeka w sobie mieści
śpij maleńki śpij cichutko
nocka krótsza jest od pieśni
życie krótsze jest od nocy
w życiu tyle jest goryczy
co kropelek srebrnej rosy
nigdy ranek ich nie zliczy
nie strasz synka stara wierzbo
lepiej bajkę mu opowiedz
jak kaczuszka biegła ścieżką
jak o szczęściu śpiewał słowik
jedną tylko pomnę: w lasku
zaszumiała ciemna rzeka
czekaj kaczko dam ci cacko
nie poczekam bo uciekam
Magdalena Samozwaniec
(1899-1972)
Prozaik, satyryk. Wiersze dla dzieci pisała sporadycznie (m.in. Królewna
Śmieszka, 1943).
Królewna Śmieszka
W maleńkim domku mieszka
Królewna Śmieszka.
Czy ściemnia się, czy dnieje,
Królewna wciąż się śmieje
I słychać "hi-hi! cha-cha!"
Królewna nóżkami macha
I trzyma się za brzuszek:
"Oj, śmiać się, śmiać się muszę!"
Ze śmiechu aż się dusi,
Ale się wyśmiać musi.
Lecz w którejś życia wiośnie
Skończy królewna żałośnie,
Bo - rzecz to całkiem pewna:
Pęknie ze śmiechu królewna.
Tosi-tosi-łapci
(fragment)
Tosi-tosi-łapci
Pojedziem do.babci,
A stamtąd do taty,
Gdzie jest pies kudłaty,
A potem do ciotki,
Gdzie są małe kotki,
A także do wujka,
Gdzie jest szczeniąt trójka.
Potem do prababki
Na kawałek babki.
Później w świat daleki,
Za góry, za rzeki...
[...]
Zamówienie
Boża krówko, leć do nieba -
Przynieś mi kawałek chleba,
Chociaż, przyznam,
Z większym smakiem
Zjadłbym kawał placka z makiem,
Albo rurki z czekoladą,
Albo struclę z marmoladą.
Przynieś babkę nadziewaną
I różowe ciastka z pianą
Oraz trzy makaroniki,
Cztery keksy, dwa pierniki,
Dalej: lody waniliowe
oraz krówki śmietankowe.
Przynieś chałwę i landrynki,
pomarańcze, mandarynki,
Ananasy, marcepany,
Winogrona i banany,
I moreli ze dwie skrzynki,
I daktyle, i brzoskwinie,
i rodzynki, i migdały,
Funt karmelków, kwaśnych, małych,
Gruszki w cukrze, no i figi,
Mogą też być makagigi,
Marmoladki i wafelki,
I blok czekolady wielki.
Przynieś także pączków sześć,
Bo zachciało mi się jeść!
A dla moich sióstr i matki
Przynieś, krówko, dwie pomadki.
"Chlebuś raz!" - biedronka pisła
I do nieba w górę prysła.
Bogdan Brzeziński
(ur. 1911)
Dziennikarz i literat. Również autor książek dla dzieci. Debiutował w
1945 roku.
Kotek i czapla
Pewien kotek palił fajkę
Czasem, gdy nie drzemał.
Raz chce palić - a tu widzi,
Że tytoniu nie ma!
Poszedł kotek do trafiki
I powiada:
- Proszę
Do mej fajki dać tytoniu
Za całe trzy grosze!
A trafikę miała czapla,
Dosyć młoda jeszcze,
Która cały dzień chodziła
Po dębowej desce.
Gdy pan kotek ją poprosił
O tytoń do fajki,
Czapla rzekła:
- Czy pan może
Jest tym kotkiem z bajki?
Mama mi opowiadała
Raz taką bajeczkę,
Że był kotek, który palił
Namiętnie fajeczkę.
- Owszem, jestem kotkiem z bajki,
Wszystko tu się zgadza!
A czy pani jest tą czaplą,
Co po desce chadza?
Nieustannie spaceruje
Po dębowej desce
I tak będzie wciąż chodziła
Długo, długo jeszcze?
- Tak, mój panie, jak pan widzi,
Spaceruję stale,
I zabawne, że zmęczenia
Nie odczuwam wcale!
- Cieszę się, żem panią poznał!
- Mnie też bardzo miło,
A że tu się spotkaliśmy -
Dziwnie się złożyło...
Niech pan fajkę już zapali,
Proszę, tu węgielek!
Lecz ostrożnie, żeby nie spadł,
Bo będzie bąbelek!
A gdy palił kot fajeczkę,
Rozmawiali jeszcze,
Że przyjemnie spacerować
Po dębowej desce.
Joanna Kulmowa
(ur. 1928)
Poetka satyryk. Autorka wielu dowcipnych i lirycznych wierszy dla dzieci
w których potrafi nawiązać kontakt współpartnerstwa wyobraźni i humoru.
W
tej dziedzinie twórczości debiutowała już w 1945 r. w prasie dziecięcej.
Czerń
Jesień wszystko w czerni zanurza,
poczerniały jałowce i wzgórza.
Drzewa nagle potraciły barwy:
obok czarnej olchy - dąb czarny.
Liść opadły na ziemi się czerni,
choć tak pięknie złocił go październik.
Trzeba widać, żeby wszystko poczerniało,
nim będzie biało.
Marzenia
Ja nie lubię chodzić do szkoły,
choć nic nie ma we mnie z lenia.
Ja nie lubię chodzić do szkoły,
bo w tornistrze się nie mieszczą marzenia.
W szkole jest wielki porządek,
nikt nie trzyma pod ławką marzeń,
muszę zostawiać je w domu -
pod stołem albo w jakiejś szparze.
A one przez ten czas rosną,
odbywają samotne podróże
i kiedy wracam ze szkoły za dalekie są
i za duże.
Gdzie jest wiosna
Ja wiosnę najlepiej znam.
Wiosnę widać nie tu, a tam -
właśnie tam naprzeciwko,
tam gdzie nikt nie zagląda,
w kałużach, na odwrotnych oceanach i lądach.
Tam się wiosna wspina w dół na drzewa,
tam się wiosna w niebo rozlewa,
tam się wiosna na słoneczka łamie,
żeby świecić się i jarzyć
pod naszymi nogami.
Zasypianie maku
Mak ma głowę pełną zasypiania.
Już od wiosny sennie się słania.
Nie zaczeka, aż go jesień odmieni.
Wcześniej do snu się rozbiera z czerwieni.
Ziarno snu za ziarnem snu przetrwoni,
aż zostanie z pustą głową na zagonie.
Artur Maria Swinarski
(1900-1965)
Poeta, satyryk, dramaturg, tłumacz.
[BRZOZA]
[...]
A brzoza też jeszcze mała,
tak się sosence zwierzała:
"Gdy będę duża, gdy będę gruba,
artysta ze mnie zabawki wystruga,
koniki, woziki, pajacyki,
koguciki, kaczki,
taczki.
Będzie hulajnoga dla Władka,
a dla Tadka łopatka,
dla Jakubka chałupka,
dla Janeczki owieczki,
a dla Józki kózki
z brzózki,
a dla Andrzejka kolejka,
dla Arturka kurka,
a dla Jurka huśtawka,
najweselsza zabawka,
brzozowa, kolorowa, pstra -
raz na dół, raz w górę
poleci ze mną Jurek,
a z Jurkiem ja!"
[...]
Krystyna Artyniewicz
(1908-1953)
Debiutował w roku 1947 bajkami scenicznymi dla dzieci.
Wiosenna piosenka
Na fujarce zagrał Grześ,
szła piosenka poprzez wieś.
Szła piosenka już od świtu,
miała butki z aksamitu,
z obcaskami miała butki,
strojna była w śpiewne nutki.
Fujareczka skocznie grała,
więc piosenka tańcowała.
A przez gaik, przez gaiczek
jechał złoty powoziczek.
Trzaska bacik, dudni echo -
sam królewicz lasem jechał.
Sam królewicz skinął ręką,
potańcować chciał z piosenką.
Mówi: - W drogę długą jadę...
Mam łuk srebrny, złotą szpadę..
Jadę, jadę po wygonach,
szukam żony w waszych stronach.
Mój konik
Ten mój konik z kasztana
bryka sobie od rana.
Ma kopytka z żołędzi
i wesoło w świat pędzi.
Sto gościńców przejechał.
Mknie karoca z orzecha.
- Kogo wieziesz, kasztanku?
- Pannę lalę z gałganków.
Hanna Łochocka
(ur. 1920)
Debiutowała w 1947 roku w czasopismach dla dzieci. Wydaje w serii
"Poczytaj mi mamo"
Rak-czupirak i rybka-złośnica
Rak-czupirak w piątek rano
spotkał rybkę nakrapianą:
"Witam, witam pannę rybkę!
Pani, widzę, ma wysypkę?"
Rybka gniewnie się odwróci:
"Co, wysypka? To jest rzucik,
to są kropki,
to ozdoba,
to każdemu się podoba!" -
Tak mu odpowiedzieć chciała,
ale - mówić nie umiała...
"Czemu, rybko, tak się pluskasz?
Jeszcze ci odpadnie łuska.
Będziesz gładka niby kluska,
jeśli z łuski się wyłuskasz".
Rybka szybko w kółko pląsa:
"Ej, bo ci odgryzę wąsa
z jednej, potem z drugiej strony.
Będziesz, raku, ogolony!" -
Tak mu odpowiedzieć chciała,
ale - mówić nie umiała
"Nie siedź, rybko, ciągle w wodzie.
Po cóż w wodzie siedzieć co dzień?
Kaszel będziesz mieć i chrypkę,
a już przecież masz wysypkę...
Słuchaj rady przyjaciela:
gdy przeziębisz sobie skrzela,
możesz mieć oskrzeli katar,
moja rybko piegowata!"
Tak rzekł rak i jeszcze dodał:
"Nie pij wody,
zdrowia szkoda!"
"Oj, ty raku-czupiraku,
ty urwisie, ty dziwaku!
Skoro zimna woda szkodzi,
pewnie ukrop ci dogodzi?
Gdy przygrzeje z każdej strony,
jak rak staniesz się czerwony.
Może wtedy pan rak raczy
zachowywać się inaczej!"
Tak to mu przygadać chciała
nakrapiana rybka mała,
ale mówić jest nie sposób,
gdy się wcale nie ma głosu..
Więc westchnęła rybka miła,
przy czym z pyszczka wypuściła
srebrnych baniek coś ze trzysta
w stronę raka, oczywista.
Rak uśmiechnął się pod wąsem
pół wesoło, pół z przekąsem,
mówiąc:
"Po cóż tak się złościć?
Szkodzi przecież złość piękności.
Pójdźże w tany z czupirakiem:
niech tańcuje ryba z rakiem!"
Piegowata rybka mała
przystanęła,
pomyślała:
"Cóż, zatańczę z rakiem chyba?
Na bezrybiu
i rak ryba..."
Helena Bechlerowa
(ur. 1908)
Debiutowała w "Świerszczyku" (1948). Autorka książek dla dzieci,
audycji
radiowych, redaktorka w wydawnictwie "Nasza Księgarnia".
W Konwaliowej Gospodzie
W Konwaliowej Gospodzie
dużo gości jest co dzień!
Gra tu piękna muzyka,
dawno znana w tych stronach -
konwaliowa orkiestra
z samych dzwonków złożona!
Już się goście zebrali,
brzmi wesoła piosenka,
tańczą panny konwalie
w konwaliowych sukienkach!
Miłym gościom podają
konwaliowe dzbanuszki.
Siedzi słowik, jeż, zając
i motyle, i muszki.
- Dla mnie - rosy czareczka!
- Dla mnie - deszczu kropelki!
- Dla mnie - ptasiego mleczka
dwa kubeczki niewielkie.
Żuk czareczkę przechyla
i coś szepcze do muszek.
Trącił kubek motyla,
splamił muszce fartuszek.
Gra wesoło i dzwoni
konwaliowa muzyka.
Jeż się żabce ukłonił.
- Zatańcz ze mną walczyka...
Tańczy motyl z biedronką,
ważka długa i cienka,
tańczą panny konwalie
w konwaliowych sukienkach.
Igor Sikirycki
(ur. 1920)
Poeta, prozaik, autor książek dla dzieci, tłumacz z radzieckiej
literatury dziecięcej (od roku 1949).
Zoologiczny talent
Jacek odważny jest jak lew
I w wodzie czuje się jak ryba
Jak jeleń biega pośród drzew,
A z trampoliny jak ptak śmiga.
Po płotach łazi niby kot,
Jak czapla zręcznie ryby łowi,
A gdy zaśpiewa, gotów w lot
Dorównać głosem słowikowi.
Nagrodę chłopcu za to dać
Z pewnością byłoby już można,
Gdyby nie pysznił się jak paw
I mniej uparty był od kozła.
Zebra z Zegrza
Dostał w Zegrzu pewien żebrak
Piękną zebrę, dar od Negra.
"Dzięki - szepnął - miły Negrze,
Cóż mi w Zegrzu po tej zebrze".
Po czym sprzedał w Zoo zebrę
I otworzył sklep ze srebrem.
Po tygodniu owa zebra
Rzekła: "Tu niczego nie brak,
Lecz nie znoszę wody z cebra,
Toteż wciąż mnie trzęsie febra
i dlatego, żubrze, wiedzże
Uciec chcę nad rzekę Biebrzę".
Żubr rzekł: "Dobrze, więc się nie grzeb.
Przez żywopłot nim się przedrzesz,
Dam ci adres pewnej piegży,
Co ma gniazdko tuż przy Biebrzy.
Gdzie się czują dobrze piegże,
Tam nie będzie źle i zebrze".
Wtedy zebra poszła w świat
I zaginął po niej ślad.
Lecz na cześć jej, kowal w Zegrzu,
Mistrz nad mistrze, Grzegorz Gżegżół,
Wybił medal w czystym srebrze
I tym właśnie wsławił Zegrze.
A nad Biebrzą śpiewa piegża
Pieśń o zebrze, tej spod Zegrza.
PS. Na pamiątkę wędrówki tej niezwykłej zebry powstał zwyczaj
przechodzenia przez jezdnie tylko na zebrach.
Aleksander Rymkiewicz
(ur. 1919)
Poeta. Autor również (od roku 1950) książek dla dzieci.
Boa
Zwiesza się z gałęzi wąż,
widać ogon, błyska głowa.
Ścieżką tu ostrożnie dąż,
bo ten wąż to boa.
O, gdy chwyci w swoje sploty!
Brrr... ja nie mam też ochoty.
Popatrz, w nazwy swej literach
boa sploty już zawiera:
b - jak głowa razem z szyją,
o - jak pierwszy straszny splot,
już dokoła się owija,
teraz cielska drugi zwrot,
a - jak wąż też ogon ma,
razem boa.
Ojejej!
Odetchnąłem i już lżej.
Tu powiedzmy sobie szczerze,
straszy nawet na papierze
boaaaaaa.
A gdy zsunie się z gałęzi,
w splotach swoich cię uwięzi...
O, dziękuję, lecz nie życzę,
żarty mają też granice,
więcej o tym ani słowa,
a pan znowu narysował
boaaaaaa.
Jeszcze mi się w nocy przyśni,
w mroku się do domu wśliźnie.
Skąd?
No, po schodach od podwórka,
Kędy wejdzie?
Może wejść przez klucza dziurkę.
Pomyśl tylko - wąż olbrzymi,
dziurka klucza zaś malutka,
i nie znajdziesz go na pewno
w polskim lesie czy ogródku.
I tu pełznie nie po lasku,
lecz jedynie na obrazku.
Dotknij śmiało książki strony -
to wąż pędzlem oswojony.
Rzeczywiście, aha!
Boaaaaaa.
Mieczysława Buczkówna
(ur. 1824).
Poetka. Autorka również wierszy dla dzieci i utworów prozą: opowieści,
bajek, powieści (od roku 1950).
Niezwykły festiwal
(fragment)
[...]
Pierwszy wystąpił słowik.
Zapadła taka cisza,
że nawet woźny za drzwiami słyszał
każdy dźwięk pieśni,
każdy trel.
Wprost trudno wysłowić
siłę i brzmienie słowiczego głosu.
Jakby wiatr poruszał trawą nad źródełkiem leśnym
albo potrząsał mokrą gałęzią bzu,
spadały czyste krople śpiewu-rosy.
Świst jaśniejszy od świstu
równymi pauzami rozdzielał,
a w przeźroczystej ciszy
zalśnił ostatni świst.
Klaskano,
wołano: "Bis, bis!"
Wszyscy byli oczarowani.
"Niech śpiewa jeszcze raz!"
Ale słowik nie chciał śpiewać za nic.
"To nie ogród ani las".
Zresztą nie dbał o oceny.
Dostał ogromny kosz róż
i w tym koszu wyjechał ze sceny.
Jeż się na scenę wychylił,
zapowiedział taniec motyli.
Jak opisać taniec motyli
- taniec "Przebudzenie kwiatu" -
taniec oczekiwania,
zanurzenia w pyle
trąbki,
przeniesienia pyłku
na inny kwiat
taniec koloru, zapachu?
Choć kwiatów na scenie nie było,
- taniec motyli wyraził kwiat.
"Wspaniały taniec - wołano - wspaniały!"
Motylom dano kwiat pomarańczy
i chociaż się wzbraniały,
musiały jeszcze raz swój taniec odtańczyć.
"Orkiestra Leśnej Rozgłośni.
Symfonia "Kto rano śpiewa najgłośniej"
Proszę o chwilę ciszy"
- zapowiedział jeż
i wycofał się za kulisy.
Gdy zjawił się szpak,
rozległy się oklaski.
"Patrzcie, jaki ma frak
- szeptano -
frak w kropki i w paski!
Gdzie takie fraki szyją?"
Szpak zaczął dyrygować z takim zapałem,
że aż piórka poleciały.
Najpierw odezwała się wilga
głosem czystym jak flet
- Fifilijo, fifilijo -
ale wnet
jeszcze głośniej
zagwizdał kos
- Trjuli trjuli tilit -
i drugi zakwilił.
Potem usłyszano głos
drozdów, szczygłów, gili,
zięby, kowalika,
sójki i rudzika...
"Hałasują nieznośnie!"
powiedziała jedna pani do drugiej pani,
jakby ta muzyka była tylko dla niej.
Trudno było orzec, kto śpiewa najgłośniej,
lecz nikt się tym nie przejmował.
Nastąpiła przerwa
piętnastominutowa,
w czasie której
przygotowywały się żabie chóry.
Wtedy to wybuchła awantura -
żaby zażądały wody na scenie.
Dyrektor zaprotestował:
"Nie ma mowy,
sceny w jezioro nie zmienię".
Ale jeż nie ustępował
(tak postępuje dobry impresario).
"Chcą wody - musi być woda"'.
Wreszcie przyniesiono ogromne akwarium
i nastąpiła zgoda.
Występ żab
trwał pół godziny.
Słuchacze mieli znudzone miny,
nawet ten i ów z widowni wyszedł
natomiast panowie w jury
targali siwe brody i bródki,
patrzyli na widownię z góry
ze zdziwieniem i smutkiem,
bowiem to żabie kumkanie
wydało im się bardzo interesujące.
"Bardzo ciekawy koncert,
pierwszy raz coś takiego słyszę"
- szepnął jeden pan bez brody
do drugiego z brodą.
"Mhm... zupełnie jak w polu, nad wodą...
ale słuchajmy z uwagą!"
Odpowiedział drugi. Żaby grały dalej -
jakby ktoś poruszał szklaną wagą
monotonnym rytmem
w wodzie zanurzonym,
jakby ktoś roztrącał słońcem
cichej wody falę...
"Doskonale!
- wołał pewien staruszek -
To pierwszej nagrody warte!"
Uciszano go, lecz on bardzo się wzruszył.
Potem wystąpił kwartet:
bąk, świerszcz, trzmiel i komar.
Słyszał ich cały parter,
ale kilku panów
w jury na balkonie
nic nie mogło dosłyszeć -
słyszeli tylko ciszę.
Jeden w zdenerwowaniu
ołówkiem w krzesło stukał
i mruczał: "Tutaj nie słyszy nikt
tego Bzum bzum bzyk bzyk
kompozytora żuka".
Tymczasem
świerszcz skrzydełkami terkotał,
bąk huczał basem,
brzęczał trzmiel,
a komar bzykał.
Nie wszystkim się podobała łąkowa muzyka.
Za to występ dzięciołów
wywołał sensację
"Przecież dzięcioł nie śpiewa!"
- mówili ludzie, lecz nie mieli racji.
Na scenie ustawiono pień drzewa.
Przyfrunęło pięć dzięciołów
i zaczęło w pień dziobami stukać,
to ciszej, to głośniej,
aż jeden się odezwał
po drugim:
gjuk gjuk gjuk,
gli gli
klju kiju kiju,
juch juch juch,
krii krii krii,
stuk stuk stuk stuk stuk...
"Jak pięknie ubrane
- dziwiły się panie -
jaki piękny ten zielony!
Ten piękniejszy - w kropki, siwy!
Nie, ten czarny, co czerwonym
łebkiem kiwa".
Wywoływano dzięcioły
kilka razy.
Jeż dziękował publiczności, jak umiał,
ale nikt w tym gwarze
jego słów nie rozumiał.
Tak utworem "To i nie to"
występ leśnych artystów zamknięto.
[...]
Wanda Chotomska
(ur. 1929)
Debiutowała w roku 1950. Autorka książek, audycji telewizyjnych i
scenariuszy filmowych dla dzieci i młodzieży, m.in. słynnego w latach
sześćdziesiątych telewizyjnego serialu o Jacku i Agatce.
Asy z pierwszej klasy
Na tablicy w pierwszej klasie
stał równiutko "As" przy "Asie".
Gdy po lekcjach przyszedł woźny,
spojrzał na to okiem groźnym.
Wszystkie "Asy" starł gałgankiem
i wytrzepał je przed gankiem.
Teraz biega po ulicy
stado Asów z tej tablicy...
Liski
Cztery małe
rude liski.
piły mleko
z jednej miski.
Jeden lisek
z drugim liskiem
powsadzały
łapki w miskę.
Trzeci lisek
z czwartym liskiem
weszły w miskę
z wielkim piskiem.
I wylały
mleko z miski
cztery małe
rude liski.
Kaczka-tłumaczka
Do redakcji "Płomyczka"
przyszła kaczka-tłumaczka
i przywiozła walizkę
rękopisów na taczkach.
Pan redaktor się skłonił,
musnął wąsy i baczki,
najpierw spojrzał na kaczkę,
potem zerknął na taczki
i zapytał uprzejmie:
- Pani książki tłumaczy?
Z angielskiego na polski?
- Nie. Z gęsiego na kaczy.
- Coo? Z gęsiego na kaczy?
w głowie mi się nie mieści!
Czyżby gęsi i kaczki
też pisały powieści?
- Oczywiście, że piszą,
a ja właśnie tłumaczę
każde gęsie "gę-gę-gę,"
na "kwa kwa-kwa kwa" - kwacze
Proszę oto jest próbka -
niech pan w piśmie zamieści
tłumaczenie na kaczy
ślicznej gęsiej powieści:
"Kwaś kwakała w kwastwinie"
tak się powieść zaczyna...
Pan redaktor osłupiał:
- Kwaś kwakała? Kwastwina?
Co to znaczy?
- To proste!
Wciąż pan nie wie co znaczy?
"Gęś gęgała w gęstwinie"
w tłumaczeniu na kaczy...
Neonowa krowa
Jest w Warszawie, proszę dzieci,
taka krowa, która świeci -
niesłychanie kolorowa,
piękna krowa neonowa.
Od ogona aż po głowę
wszystko w niej jest neonowe:
neonowe w nosie dziurki,
ogon z neonowej rurki,
neonowe nogi, rogi,
neonowy uśmiech błogi,
a do tego na dodatek
neonowy wącha kwiatek.
W nocy chodzi po pastwisku
z neonowym kwiatkiem w pysku,
księżyc rogiem w pięty łechce,
ale mleka dawać nie chce.
Janina Osińska
(ur. 1899)
Poetka. Debiutowała w "Płomyczku". Jest autorką książek dla dzieci i
młodzieży, wielu słuchowisk radiowych oraz licznych piosenek dla dzieci
(m.in. Pióreczko), do których muzykę komponowali Witold Lutosławski,
Artur
Malawski i Andrzej Markowski.
Sójka
Lata sójka w ciemnym borze,
wybiera się hen, za morze.
Wszystkie piórka spakowała,
o czymś jednym zapomniała.
Może to była chmureczka niebieska?
Może tęczowa chłodnej rosy łezka?
A może, może z zielonej dąbrowy
jeden maleńki listeczek dębowy?
O czymś sójka zapomniała
i latała, i szukała...
Za morze się nie wybrała,
w ciemnym borze pozostała.
Nocny Marek
Księżyc w oknie świeczkę-świeci,
spać już idą wszystkie dzieci,
dzwoni świerszczyk na kominie...
I co dalej? Co?
Idzie w nocnej koszulinie,
ulicami, pod ścianami,
człapie cicho pantoflami...
Kto to taki? Kto?
Idzie mały nocny Marek,
za nim owce białe, szare
postukują kopytkami...
I co dalej? Co?
Już są blisko, już pod drzwiami,
już w najmniejszą wchodzą szparę
Owce szare, białe, szare...
Białe... szare... białe... szare...
Cyt! Już dzieci śpią...
Krystyna Pokorska
(ur. 1904)
Była redaktorką "Płomyczka" i "Misia". Debiutowała przekładami z
literatury dziecięcej (1951), a w roku 1961 własną książeczką "Moje
gospodarstwo".
Moje gospodarstwo
(fragment)
Chcę mieć domek
z ogródkiem,
a przy domku -
psią budkę.
W budce Burek
zamieszka.
Będę dobry
dla pieska.
[...]
Jerzy Kierst
(ur. 1911)
Poeta. Autor książek dla dzieci (od 1952 roku).
Sosna
Z ziarna
wyrosnę
w ogromną
sosnę.
Piach,
sucha ziemia,
susza w korzeniach.
Jestem
wytrwała,
pień mój
jak strzała.
Nad moim
czołem
chmurki
wesołe.
Ja kocham
słońce
sióstr
mam tysiące.
Bór biegnie wstęgą wzdłuż widnokręgu.
Wilga
Wysoki jesion, wysoki jesion.
Zagwiżdż nam, wilgo!
Wietrzyk przez liście złoto nam przesiał -
iglio-dygilio.
O! Już mignęła jak żółta wstążka
z czarną wypustką,
już się fujarką stała gałązka,
fletem przy ustach -
iglio-dygilio, iglio-dygilio.
Ty przepowiadasz, gdy upał, deszcze,
spragnionym wilgoć.
Zagwiżdż, złociutka, zagwiżdż nam jeszcze!
- Iglio-dygilio...
Maria Terlikowska
(ur. 1920)
Stała współpracowniczka "Świerszczyka". Debiut dla dzieci: Jak mleko
wędrowało (1952).
Kolorowe koła
Spójrzcie uważnie dokoła,
wszędzie są kule i koła.
Kół co niemiara, kul co niemiara.
Jest koło! Tarcza zegara.
Wesoło koła turkocą
pod staroświecką karocą.
Na drogach świecą się jasno.
Błysną i gasną, błysną i gasną.
A tutaj koło przy kole:
Wagon, semafor - to kolej.
A kiedy kół jest tak dużo,
po prostu pachnie podróżą.
Kulę każdy nadmucha
od babci do malucha.
Zrobimy z mydła pianę
i będą bańki mydlane.
Ojej, przepraszam, omyłka.
To już nie bańka - to piłka.
Tu mamy kulę armatnią
niemodną wprawdzie ostatnio.
Sypią się kule, kuleczki,
wiśnie, a może porzeczki.
Nitka, na nitce kulki.
Czyje korale? - Urszulki.
Balon-
to kula z gondolą.
Lecimy!
Państwo pozwolą.
W balonie było przyjemnie,
lecz pora wracać na Ziemię.
Noc właśnie Ziemię otula.
A Ziemia - to co?
Też kula.
A teraz niech będzie wesoło.
Rysuję psa, kota i koło.
Pies ciągnie, kot ciągnie,
po prostu się boję,
że kula pęknie na dwoje.
Patrzcie, jak się wygina.
Nie pękło. A to nowina!
Przez kłótnię kota i psa
zrobiła się z koła elipsa.
Elżbieta Ostrowska
(ur. 1923)
Autorka wierszy dla dzieci (od 1954 r.) oraz sztuk dla teatrów
kukiełkowych.
Narodziny rzeki
(fragment)
Pod kamykiem, tuż przy sośnie,
zaszemrało coś radośnie.
- To źródełko z srebrną wodą
wyskoczyło na swobodę.
Wyskoczyło, zaszemrało -
po mchu krople rozsypało.
Poprzez trawy dywan miękki
przybiegają tu sarenki,
pochylają łebki płowe.
Smaczna woda - więc na zdrowie!
A w pobliżu w słońcu złotym
inne źródło pod wykrotem
przez korzenie się przekrada
- Mam sąsiada!
- Mam sąsiada!
- Płyńmy razem! - zaszemrały
i strumykiem wnet się stały.
Pobrzękują dzwonki z dala,
owce pasą się na halach.
Stary baca nad strumykiem
struga, rzeźbi coś kozikiem.
A u stóp mu woda szumi.
Niedaleko drugi strumyk
przeskakuje przez kamyki.
spotkały się dwa strumyki:
- Dokąd pędzisz?
- A ty gdzie?
- W świat!
- I ja świat zwiedzić chcę!
Wraz wesoło zapluskały
i potokiem poleciały.
[...]
Tadeusz Kubiak
(1924-1979)
Poeta, satyryk, autor wielu książek dla dzieci (od 1955 r.), w których
dziecięcego odbiorcę traktuje jako poetyckiego i zabawowego partnera.
Taka sobie muzyka
Taka sobie muzyczka,
taka sobie muzyka,
na zielonych patykach
I na srebrnych kluczykach,
i na strunach, na smykach,
i na skrzypcach, na smyczkach...
Taka sobie muzyka,
taka sobie muzyczka.
Taka sobie melodia,
melodyjka zielona,
trochę srebrna, czerwona,
w podkóweczkach, w podkowach,
trochę złota, różowa,
pawiopióra jak z ognia...
Taka sobie muzyczka,
taka sobie melodia.
Gdzieś widziałem, słyszałem,
jak śpiewały bzy białe,
ojciec dzwonił kluczami,
matka grała szklankami,
talerzami, łyżkami,
na zawiasach drzwi grały,
gdy się drzwi otwierały...
Taka sobie muzyczka -
na patykach i smyczkach
pawiopióra jak z ognia...
Taka sobie muzyczka,
taka sobie melodia.
Niby obłoki
Popatrz w górę,
wysoko,
przypatrz się dobrze
obłokom.
Te są podobne
do koni.
Kto na nich cwałuje,
goni?
Inne - podobne są
domom.
Kto mieszka w nich -
nie wiadomo.
A jeszcze inne
jak pianka,
jak bita, śnieżna
śmietanka.
Nie wiemy, kto pije
rano
ciepłe kakao
z tą pianą...
Nagle powiało.
Wiatr! Wiatr!
Domy rozwiało.
Piankę rozwiało.
Konie pognało
w świat.
Dziwy
Patrzcie, to bardzo
wysoka szafa.
Mogłaby w szafie
mieszkać żyrafa.
W wielkich szufladach
starej komody
żyłby z rodziną
groźny krokodyl.
Na żyrandolu,
gdzieś u pułapu,
bujałoby się
stado pstrych papug.
W wannie, do morskiej
podróży skory,
parskałby głośno
srebrny wieloryb.
Spełniłyby się
wszystkie te dziwy,
gdyby zakwitły
różą pokrzywy.
Nic dziwnego
W jednym małym
samochodzie
mieszka aż
pięćdziesiąt
koni!
Nic dziwnego,
że go bryczka
w dwa koniki
nie dogoni.
Ptak,
choćby się
bardzo spieszył,
samolotu
nie doścignie.
Pomyśl - ile
ptasich piórek
mieszka
w metalowym
skrzydle?
Jerzy Ficowski
(ur. 1924)
Poeta, prozaik, badacz folkloru cygańskiego. Autor również utworów dla
dzieci i tekstów do piosenek. Publikował m.in. w "Płomyczku" w latach
1955-1957.
Lipiec
Coś tam brzęczy w jego kwiatach,
coś tam w trawie piszczy.
Jego miód jest najwcześniejszy,
od słońca złocistszy.
Nawet jego imię - lipiec,
o ileż jest słodsze
od cierpkiego jeszcze czerwca,
który właśnie odszedł.
Lipiec - złoty środek lata,
wakacji początek,
z polnych kwiatów wianki splata
piąte przez dziesiąte!
Umie lipiec słońcem przypiec,
umie zsyłać deszcze,
tylko strząsać jabłek w sadach
nie potrafi jeszcze.
Turkot
Jadą Cyganie na jarmark furką
wiozą Cyganie na jarmark turkot.
Turkot po bruku i po łbach kocich,
turkot - nie żaden mały turkocik!
Powiada Cygan do swoich braci:
- Sprzedajmy turkot! To się opłaci!
Nie mamy gęsi, kur ani wieprzy.
Ale nasz towar jest od nich lepszy!
Niechaj kupuje wieprzka, kto głupi,
ale kto mądry - nasz turkot kupi!
Jadą Cyganie na jarmark furką,
wiozą Cyganie na jarmark turkot.
Oto już rynek. Kobyłkę gniadą
zatrzymał Cygan. Dalej nie jadą:
Ale gdy konik na rynku ustał,
stanęła furka: cicha i pusta!
Choćby go chcieli sprzedać najtaniej.
skąd wezmą turkot biedni Cyganie?
Jadą Cyganie na jarmark furką,
jadą Cyganie po nowy turkot.
Dom, w którym śmieszy
Jest wśród wielu baśni naszych
baśń o domu, w którym straszy,
w którym zawsze przed północą
strachy pięścią w mur łomocą,
aż psy wyją wniebogłosy,
aż na głowie stają włosy,
aż na strychu puszczyk wrzeszczy,
księżyc zaś dostaje dreszczy.
Ale ja wam powiem szczerze -
w jedną tylko bajkę wierzę
spośród, całej bajek rzeszy:
w baśń o domu, w którym śmieszy!
W owym domu przed północą
gwiazdki spoza szyb chichocą,
na suficie tańczy pająk,
cienie aż się pokładają
i trzepocą w świetle słodkim
ćmy wesołe jak łaskotki.
Gdybyś w takim domu usnął,
te łaskotki sen twój musną,
aż tak będzie uśmiechnięty,
jakby go ktoś łechtał w pięty!
Widząc w lustrze swe odbicie,
sen się bawi znakomicie,
krąży jak na karuzeli
wszystkich śpiących rozweseli.
To jest dom najbardziej wesół,
lecz niestety - bez adresu!
Sam go znajdziesz, kiedy zaśniesz
Może to jest twój dom właśnie?
Dziwna rymowanka
Pewien żarłok nienażarty
raz wygłodniał nienażarty
i wywiesił szyld na płocie,
że ochotę ma na płocie.
Tutaj na brak ryb narzeka,
bo daleko rybna rzeka,
Więc się zgłosił pewien żebrak
i rzekł tarłokowi, żebrak
płoci, karpi oraz śledzi,
ale rzeki pilnie śledzi
i gdy tylko będzie w stanie,
to o świcie z łóżka wstanie,
po czym ruszy na Pomorze
i w zdobyciu ryb pomoże...
Odtąd żarłok nasz jedynie
zamiast smacznych ryb je dynie.
Wycinanka kurpiowska
Czerwona choina, na niej kurek dziesięć.
Było mnóstwo - poleciały po czerwonym lesie.
A tu stoją na gałązkach, potuliły skrzydła,
jak Marysia im kazała, kiedy je wystrzygła.
A nie siedzą, jak kokoszki siadają na grzędzie,
ale niby piękne szyszki, co stroją gałęzie.
Popatrują w siebie wzajem - bliziutkie, bliźniacze,
jedna cztery piórka stroszy, druga - nie inaczej.
Strzygła Maryś
aż jej kogut - frr! - na ramię z grzebieniem na bakier!
Z dziwu aż zakukurykał na nią, na Marysię:
- czy to kwoczki jak się patrzy?
Coś nie widzi mi się!
- Tak, jak pomyślałam sobie, papier mi się uciął:
na dziewczyńską radość tylko, a nie na kogucią!
Biała kolęda
W naszej kolędzie
inaczej będzie:
śnieżek biały, bielusieńki
zjawi się wszędzie.
Do tej białości
przyjdzie moc gości:
trzej Wiatrowie - Podmuchowie
i ludzie prości.
Świat się nam bieli,
śnieżni anieli
z pochmurnego nieba do nas
nocą sfrunęli.
Tak się zaczyna
pora jedyna:
noc rozwiesza błyskające
gwiazdy w choinach.
Będą błyskały
dla śnieżnej chwały,
a kolęda powędruje
przez styczeń biały.
W mrozie na dworze
zziębnie niebożę!
Jak do moich drzwi zapuka,
to jej otworzę!
Lech Pijanowski
(1928 - 1974)
Zadebiutował w roku 1966 książeczką "Kosi, kosi łapci".
Czapla
Chodzi, chodzi czapla po desce.
Mówić ci jeszcze?
Oj, nie szalej, czaplo, nie szalej!
Mówić ci dalej?
Spadniesz, czaplo, spadniesz do rowu!
Mówić ci znowu?
Zmokniesz, czaplo, możesz mieć dreszcze!
Mówić ci jeszcze?
Deska ci się na głowę zwali!
Mówić ci dalej?
Będzie bieda z rozbitą głową!
Mówić ci znowu?
Lepiej nie chodź, czaplo, po desce!
Mówić ci jeszcze?
Kolorowa krowa
Żyła, była sobie krowa
niesłychanie kolorowa.
Brzuch - brązowy, pysk - zielony,
róg - czerwony z jednej strony,
a na grzbiecie - popatrz! - łata.
Jaka wielka i pstrokata!
Co za wstyd! Ta pstrokacizna,
rzecz nie krowia - każdy przyzna -
bo wypadek przecie rzadki,
krowa w kolorowe łatki.
Jak żyć można tak pstrokato?
Trzeba coś poradzić na to.
Krowo, bardzo jest niezdrowo
być tak strasznie kolorową,
gdy się taka rzecz wydarza,
trzeba ruszać do lekarza,
niech cię zbada, niechaj powie,
czy w porządku krowie zdrowie.
Lekarz krowę zważył, zmierzył,
język zbadał, w róg uderzył,
kazał westchnąć jej głęboko,
ryknąć głośno, zamknąć oko,
nogę zgiąć i wyprostować,
aż się zadyszała krowa.
Zbadał ją od stóp do głowy
i powiada tymi słowy:
- Całkiem zdrowa jest ta krowa
niesłychanie kolorowa.
Brzuch brązowy - zabłocony,
róg z tej strony pobrudzony,
pysk zielony - prosta sprawe,
ze śniadania jeszcze trawe.
A ta łata tak pstrokata,
bo nie myta całe lata!
Bardzo przyda się urodzie
kąpiel w rzece, w ciepłej wodzie.
Znikła krowa kolorowa,
stoi czarno-biała krowa.
Teraz wie, już innym powie,
co przystoi każdej krowie -
niechaj dobrze zapamięta:
Myj się co dzień, nie od święta.
Ludwik Jerzy Kern
(ur. 1921)
Poeta, satyryk. Autor książek dla dzieci, z których szczególnym
powodzeniem cieszyły się bajki "Ferdynand Wspaniały" "Proszę słonia",
zaadaptowane również jako serial telewizyjny.
Pierwszy
W pewnym mieście, które znacie,
przy ulicy Pięknych Wierszy,
mieszkał sobie jeden Maciek,
który wszędzie pchał się pierwszy.
Żeby go opisać bliżej,
trzeba by tysiąca słów.
Zamiast tego
spójrzcie niżej -
- tak wygląda Maciek ów.
Gdy ten portret oglądali
wszyscy ci,
co Maćka znali,
po kolei
oświadczyli,
że istotnie,
że ich zdaniem,
jest podobny niesłychanie.
Nawet
tato Maćka z mamą
oznajmili mi to samo.
Teraz
każdy z nas Maćkowi
niech się przyjrzy, tak jak umie.
Dzięki temu portretowi
poznacie go
nawet w tłumie.
Oto
w mieście, które znacie,
jest pogodny, śliczny ranek...
Właśnie
z domu wyszedł Maciek -
i gdzie idzie?
Na przystanek.
Na przystanku, mili moi,
kilka osób sobie stoi.
Pani z dzieckiem w poduszeczce,
staruszeczka,
dwie matrony,
zaraz przy tej staruszeczce
z parasolem pan uczony,
jeden z Gdyni aż marynarz,
muzyk, co do radia gra,
i artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna...
Maciek razem z nimi czeka -
tramwaj słychać już z daleka,
już hamuje...
stanął już...
Któż to pierwszy wsiada, któż?
Pani z dzieckiem w poduszeczce?
Staruszeczka?
Dwie matrony?
Czy ten, co przy staruszeczce
z parasolem stał uczony?
Czy ten z Gdyni aż marynarz?
Muzyk, co do radia gra?
Czy, artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna?
Nie wiem czyby ktoś z was zgadł.
Kto wsiadł pierwszy?
Maciek wsiadł!
Gdy już pierwszy wszedł do środka,
mogli za nim wejść po schodkach:
pani z dzieckiem w poduszeczce,
staruszeczka,
dwie matrony,
ten, co stał przy staruszeczce
z parasolem pan uczony,
za nim z Gdyni wszedł marynarz,
muzyk, co do radia gra,
i artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna...
Jedzie tramwaj,
jedzie,
jedzie,
a gdy jedzie, dobrze siedzieć.
Jedno wolne miejsce tylko
było w całym tym tramwaju...
Właśnie zajął je przed chwilką...
Jak myślicie: kto je zajął?
Pani z dzieckiem w poduszeczce?
Staruszeczka?
wie matrony?
Czy ten co przy staruszeczce
z parasolem stał uczony?
Czy ten z Gdyni aż marynarz?
Muzyk, co do radia gra?
Czy artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna?
Żadne z nich, kochani, bo
Maciek zajął miejsce to.
Jechał sobie, siedząc, dalej,
a dokoła niego stali:
pani z dzieckiem w poduszeczce,
staruszeczka,
dwie matrony,
zaraz przy tej staruszeczce
z parasolem stał uczony.
Obok z Gdyni stał marynarz,
muzyk, co do radia gra,
i artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna...
W związku z tym, kochane dzieci,
spójrzcie znowu na portrecik.
Do was zwracam się z apelem:
Pamiętajcie,
przyjaciele,
gdyby
któreś z was
w tramwaju,
kiedyś...
w czerwcu,
w styczniu,
w maju,
czy też w innym jakimś czasie
zetknęło się z tym chłoptasiem,
to szepnijcie mimochodem,
że się starszych puszcza przodem
i że nigdy nie wypada,
jeśli starsi stoją,
siadać!
Wdzięczni wam ogromnie za to
będą
mama Maćka,
tato,
pani z dzieckiem w poduszeczce,
staruszeczka,
dwie matrony,
ten, co stał przy staruszeczce
z parasolem pan uczony,
wdzięczny będzie też marynarz,
muzyk, co do radia gra,
i artysta, co go z kina
cała chyba Polska zna.
Wąż
I-
dzie
wąż
wąs-
ką
dróż-
ką
nie
po-
ru
sza
żad-
ną
nóż-
ką.
Po-
ru-
szał-
by,
gdy-
by
mógł,
lecz
wąż
prze-
cież
nie
ma
nóg.
11)
21)
31)
41.
l1.1.1.1.1.1
rI.A.1.a
o
nieDDDDDDDDDDDDDD
(ur. 1916)
Poeta, prozaik, autor wielu powieści dla dzieci (od 1957 r.), z których
"Porwanie Baltazara Gąbki" doczekało się adaptacji w filmie
animowanym.
Deszczowe lato
Za oknami ulewa
deszcz już trzeci dzień pada
papierówki z drzew lecą
wyjść nie można do sadu
mgły nad lasem jak dymy
góry w chmurach mokną
i na szary świat patrzą
nasze oczy przez okno
w kadzi wróble się kąpią
w rzece wody za dużo
płaczą wierzby skulone
nad marszczoną kałużą
nawet muchy usnęły
ani myślą bzykać
tylko zegar z kukułką
tyka sobie i tyka
wezmę wielki parasol
by nie zmoczyć brody
i w sklepiku naprzeciw
kupię kilo pogody
a ty na mnie poczekasz
palcem kreśląc po szybie
gdy przez gęstą ulewę
płynąć będę jak ryba
aż się boję pomyśleć
jaki byłby lament
gdybym wrócił z nowiną
że w sklepiku...
remanent
Halina Szayerowa
(ur. 1916)
Debiutowała w twórczości dla dzieci w roku 1957.
Dzikie wino
Wino
zielone
pnie się
po murze...
Wolno...
uparcie...
byle
ku górze!
W krąg
moje okno
gęstwą
oplata.
Przez
liści
zieleń
nie widać
świata!
Wyżej,
pod dach aż,
wspina się...
wspina...
bo to jest
dzika,
czepna
roślina.
A kiedy
letnie dni
już przeminą,
pnie się
po murze
...czerwone
wino.
Wino
czerwone!
I wtedy
wie się,
że to...
już jesień!
że to już...
jesień!
Piórko
Fruwa w górze jakieś piórko nieduże...
Może kacze,
może szpacze,
może kurze?
Trudno z dołu rozpoznać gołym okiem,
czy to gila,
czy to wilgi,
czy to sroki?
Bo być może jest wyrwane w ptasiej bójce
jakiejś pliszce,
jakiejś krasce,
jakiejś sójce?
Jaki ptaszek opłakuje swoją stratę?
Czyżby dzierzba,
czyżby czyżyk,
czyżby trznadel?
Miękkie pióro do gniazd chwycą na posłanie
albo zięby,
albo kawki,
albo kanie.
A pisklętom zziębłym z zimna, z gęsią skórką,
wszystko jedno -
czyje piórko.
Byle piórko!
Kiosk "Pod stokrotką"
Na domku ślimaka
wisi tabliczka taka:
na soki
napoje
słodycze
zaprasza
Ślimak Winniczek.
Na desce -
sztywno jak szczotka -
wymalowana: stokrotka.
Ślimak otworzył kiosk
na rozstajach
i kiosk już czynny jest
od maja.
Pszczoły po pracy
z pyłkiem na nosku
śpieszą na smaczne
lody do kiosku.
Na szklankę chłodnej rosy
wpadają brzęczące osy.
Ważka co dzień z córeczką
popija ptasie mleczko.
Malinowego soku
kieliszek
sączy przez słomkę
komar widliszek.
Z pola,
znad rzeki,
z łąki
schodzą się żuki,
biedronki
i bąków pełno,
odkąd
lody są "Pod Stokrotką".
A ślimak dwoi się... troi...
podaje gościom napoje,
miłych uśmiechów nie skąpi.
Przyjemnie jest tam wstąpić!
A kiedy już ostatni
rozejdą się klienci,
ślimak na progu siada
i lody kręci
miętowe
szczawiowe
koniczynowe
z różnych ziół
mieszane,
pół na pół!
A potem rosę jeszcze
z traw zbiera wczesnym świtem -
napój pachnący wiatrem,
zielenią i błękitem...
Anna Kamieńska
(ur. 1920)
Poetka. Autorka wielu książek prozą oraz wierszy dla dzieci. Nawiązuje
trafnie do folkloru dzieci wiejskich i ludowych utworów dla dzieci. Jej
wiersze i opowiadania ukazywały się m.in. w "Misiu" (1957).
Pan Dymek
Kreska, kreska, kółeczko,
rysuję tu słoneczko.
Pod słoneczkiem jest dom.
Oto on.
Rysuję okna, dach,
komin czarny aż strach.
Z komina leci dym.
Dym ma nos, oczy, minę
To nie dym,
To pan Dymek.
Plastelina
Od tego się historia zaczyna,
że była sobie plastelina.
A dalej - tak jak w bajce są wróżki -
były sobie paluszki.
Paluszki szast-prast, fiki-miki;
zaczęły lepić zwierzątka i ludziki.
A potem, już nie wiadomo z jakiej przyczyny,
wszystko w domu było z plasteliny.
Z plasteliny piec i podłoga,
i suknia mamy, i od stołu noga.
Z plasteliny kot ogon podwinął
i nos rzeźbiarza kichał plasteliną.
Kołyska
Mama syna kołysała:
- Luli, spać już pora!
Synek wołał od poduszki:
- Idę pole orać!
Mama syna kołysała:
- Luli, śpij, mój złoty!
Synek wołał z kołyseczki:
- Idę do roboty!
Mama syna kołysała,
Śpiewała piosenkę,
Synek wołał od poduszki:
- Idę na wojenkę!
Mama syna kołysała:
- Luli, modre oczy!
Synek porwał czapkę, buty,
Z kołyski wyskoczył!
Jeleń
Pasie Wawrzon jelenia,
Gałęzią go nawraca.
Skąd ten jeleń?
Ze snu wyszedł
I do snu wraca.
Idzie talerz
Idzie talerz brzuchaty.
Drepce obok łyżeczka,
Toczy się garnuszek jak baryłeczka.
Chodź tu, talerzyku,
Dziecko będzie jadło.
Chodź tu, garnuszku,
Dziecko będzie piło.
A co zostanie -
Pieskowi na spróbowanie,
Kotkowi na polizanie,
Wróbelkowi na wydziobanie.
Agnieszka
Uszyj mi sukienkę
Z mojego śpiewania.
Upleć mi koszyczek
Z wiatru kołysania.
Wykuj mi pierścionek
Ze śmiechu srebrnego.
Wykrój mi buciki
Z grzmotu wiosennego.
Wyprowadź z dmuchawca
Gołąbeczkę piękną.
A z białej stokrotki -
Agnieszkę maleńką!
Wędrowniczek
Nie przechodź przez gościniec,
Bo przepadniesz i zginiesz.
Nie odchodź mi daleko,
Niedźwiedź chodzi za rzeką.
Nie odchodź mi wieczorem,
Wilczur macha jęzorem.
Nie odchodź po kryjomu,
Wracaj prędko do domu!
Ludmiła Marjańska
(nr. 1923)
Poetka, tłumaczka. Od roku 1957 publikuje również książeczki dla dzieci.
Powsinoga
Po szerokich polskich drogach
wędrowała Powsinoga.
Miała oczy jak bławatki,
nakrapiane w złote łatki.
Wędrowała jak dzień długi
przez dąbrowy i przez strugi
i lubiła niesłychanie
na pachnącym sypiać sianie.
Raz zdmuchnęła puch z dmuchawca
i zaniosła go do krawca.
Krawiec igłę wziął sosnową,
kołdrę uszył jej puchową.
Cztery noce pod nią spała,
potem dalej wędrowała.
A śpiewała jak skowronki,
kiedy rankiem szła przez łąki.
Liść łopianu i źdźbła trawy
zapraszała do zabawy:
"Czy słyszycie? Gra muzyka
zatańczymy w takt wietrzyka!"
Na kawałku srebrnej kory
żeglowała trzy wieczory.
Żaglem - listek był wierzbowy,
wiosłem - promień księżycowy.
Raz na wozie drabiniastym
myszy wiozły z pola chwasty.
"Powsinogo, wsiądź na chwilę!"
Podwiozły ją cztery mile.
Przyjechała wozem do wsi.
Na tablicy napis: Powsin.
Parę sosen, trochę piasku,
modre niebo w słońca blasku.
Wonna trawa już okwita,
Powsinoga napis czyta:
"Powsinoga mi na imię,
więc zamieszkam tu, w Powsinie.
W małej chatce, tuż przy drodze,
dobrze będzie Powsinodze".
Ujrzysz ją, jak chodzi po wsi,
gdy odwiedzisz w lecie Powsin.
Janusz Minkiewicz
(ur. 1914)
Satyryk, tłumacz literatury dla dzieci. Razem z Antonim Marianowiczem
przekładał m.in. "absurdalne" wierszyki z języka angielskiego, wydane
dwukrotnie w roku 1958. Stanowią one przykład poezji pure nonsens,
raczej
rzadkiej w polskiej literaturze dziecięcej.
Kto się myje...
Kto się myje w poniedziałek
Ten przez tydzień musi schnąć.
Ten, kto myje się we wtorek,
O dzień mniej schnie, bądź co bądź.
A kto myje się we środę,
Ten już o dwa dni mniej schnie.
Ten, kto myje się zaś w czwartek,
Mniej o trzy dni schnie. No nie?
Kto ma zwyczaj myć się w piątek,
Ten oszczędza schnięcia moc.
A kto myje się w sobotę,
Schnie przez jedną tylko noc.
Literki dziecięce
od A do Z
A było Andrusem i z dziećmi się biło.
B było Brzuchate, bo tak się roztyło.
C było Cieniutkie - "trzy ćwierci do śmierci"
D było Dentystą, co w zębach nam wierci.
E często w Entliczek-Pentliczek grywało.
F było Fabryką, z komina gwizdało.
G było Góralem, skakało przez górki.
H było Harcerzem, chodziło na zbiórki.
I było Igiełką, co małe ma uszko.
J było Jabłkiem, czubiło się z gruszką.
K było Kukułką (to ptaszek, nie zwierzę!)
L było Lotnikiem, że podziw aż bierze.
M było Murzynkiem, lubiło jeść figi.
N było Niemową, gadało na migi.
O było Okrągłe (to w druku widzimy).
P było Poetą, co składa to w rymy.
R było Rozrzutne, więc biedę dziś klepie,
S było Subiektem, co zawsze jest w sklepie.
T grało w Tenisa, machało rakietą.
U było Usłużne, pochwalmy je przeto.
W lubiąc Wygodę wciąż grzało się w słońcu.
Z było Zmartwione, bo zawsze na końcu.
Antoni Marianowicz
(ur. 1924)
Satyryk, tłumacz z literatury anglosaskiej. M.in. razem z Minkiewiczem
przekładał "absurdalne" wierszyki dla dzieci (por. J. Minkiewicz).
Dziesięcioro Murzyniątek
Dziesięcioro Murzyniątek
Figlowało ranną porą.
Jedno z nich ze śmiechu pękło
I zostało dziewięcioro.
Dziewięcioro do teatru
Poszło kiedyś zgrają całą.
Jedno tak się zagapiło,
Że ośmioro pozostało.
A z ośmiorga Murzyniątek
Wnet siedmioro było, bo się
Jedno całkiem przewierciło
Dłubiąc sobie palcem w nosie.
Tych siedmioro raz czytało
Bajki bardzo, bardzo nudne
I to szóste tak ziewało,
Że połknęło w mig to siódme.
Zaś sześciorgu do obiadu
Ktoś kiszoną dał kapustę,
Więc pięcioro pozostało,
Bo się zakwasiło szóste.
W chowanego się bawiła
Murzyniątek cała piątka.
Nigdy już nie znaleziono
Ukrytego Murzyniątka.
Czworo kąpiel brało w wannie,
Baraszkując że aż miło;
Pozostało tylko troje,
Bo się jedno wymydliło.
Z trojga małych Murzyniątek
Drugie grało na klarnecie
I tak strasznie fałszowało,
Że nie zniosło tego trzecie.
Dwoje z nich zawędrowało
W pewien wiejski raz zakątek,
Lecz niestety gęś kopnęła
Przedostatnie z Murzyniątek.
A ostatnie Murzyniątko
Wzięło sobie żonkę małą
I w ten sposób z Murzyniątek
Żadne już nie pozostało.
Pan Żaba
Pan Żaba siedzi w studni,
Hej-ho, hej-ho!
Pan Żaba siedzi w studni
I martwi się od stu dni,
I trapi się wciąż, bo...
Miłością wielką dyszy,
Hej-ho, hej-ho!
Miłością wielką dyszy
Do ślicznej panny Myszy,
I w tym tkwi całe zło.
Pan Żaba śle prezenta,
Hej-ho, hej-ho!
Pan Żaba śle prezenta,
Lecz Mysz jest nieugięta
I nie skutkuje to.
Pan Żaba śpiewa pieśni,
Hej-ho, hej-ho!
Pan Żaba śpiewa pieśni,
A jej się nawet nie śni
Pokochać wreszcie go.
Wciąż nie jest skłonna, aby
Hej-ho, hej-ho!
Wciąż nie jest skłonna, aby
Być żoną pana Żaby,
Ma innych planów sto.
Stąd płynie jasny wniosek,
Hej-ho, hej-ho!
Stąd płynie jasny wniosek
Dla wszystkich miast i wiosek:
Że co? Że co? - Że pstro!
Zbigniew Lengren
(ur. 1919)
Grafik. Pisał również książki dla dzieci, m.in. "O dzieciach czarnych,
białych i w paski" (1958). Ilustrował "Doktora Dolittle" Hugh Loftinga
oraz
jego telewizyjną adaptację.
Piosenka algebraiczna
Co to jest algebra? Pewno ktoś zapyta.
- Po prostu rachunki lub matematyka.
- A gdzie jest piosenka? - Na następnej stronie.
Jeśli kto chce śpiewać, nikomu nie bronię;
słabym zaś z "tabliczki" polecam gorąco -
będą znać dwie liczby odtąd "śpiewająco".
- Czemu ty, dziewczyno, pod jaworem stoisz?
Czy cię słonko piecze, czy się deszczu boisz?
- Ni słonko, ni deszczyk, lecz ze strachu stoję;
znowu dwója z matmy i taty się boję.
- Tu strach nie pomoże, to sprawy nie zmienia..
...ale z czego wpadłaś? - Z tabliczki mnożenia.
- Nie wstyd ci, dziewczyno, dorosłej pannicy,
że jak maluch z pierwszej na paluszkach liczysz?
- Na palcach nie liczę, ale zdarza to się,
że człowiek zapomni "osiem razy osiem".
- Zapamiętaj wierszyk: "Kruki lubią sery,
osiem razy osiem jest sześćdziesiąt cztery".
Teraz idź do domu. Czołem, czuwaj, cześć!
"Osiem razy siedem jest pięćdziesiąt sześć".
Cukierek
To, co jest w Gosi osobliwe,
co ją wyróżnia z innych Goś,
to jest słóweczko pieszczotliwe
na wszystko - czy to ktoś, czy coś:
Mama - "maminka", tato - "tatusik",
słoń w ZOO to u Gosi "słonik",
autobus to jest "autobusik",
krowa to "krówka", koń, to "konik".
Nie wiem, czy to jest jakaś mania,
czy może ktoś jej tak doradza,
że Gosia prawie wszystko zdrabnia,
zdrabnia, spieszcza i przesładza.
Gosia ma "płaszczyk" z "pęteleczkami"
i "frędzeleczki" przy "szaliczku",
w "rączce" "teczuszkę" z "książeczkami"
i "loczek" z "włosków" na policzku.
Ze "szkółki" idzie na "spacerek"
"pomponik" śliczny ma nad głową;
słodka, różowa jak cukierek,
więc niebo też jest na różowo.
Tadeusz Śliwiak
(ur. 1928)
Poeta. Autor książek dla dzieci (od roku 1958) oraz tekstów do piosenek.
Poczta w lesie
Ewie, która się gniewa, kiedy piszę wiersze tylko dla dorosłych...
W Bieszczadach,
w lesie,
gdzie dębów dużo,
mieści się Ptasi
Pocztowy Urząd.
Pan drozd stempelki
przybija listom,
zaś dzięcioł jest tu
telegrafistą.
On wystukuje
swym dziobem silnym
depesze krótkie,
lecz bardzo pilne.
Pocztowy gołąb
jest listonoszem.
"Liścik do Pani!
Podpisać proszę".
"Pani kukułko,
pocztówka z Brzeska,
Ale też pani
wysoko mieszka!
Pan czyżyk ma tu
list z Wołominka.
Pewnie z wakacji.
Pewnie od synka".
A panna pliszka
z wysokiej sosny
co dzień dostaje
liścik miłosny.
Zięba zaś pyta:
"A co pan ma dla
mego sąsiada,
dla pana trznadla?"
"Nic, droga pani.
Nic.
Ani słowa.
Za to przesyłkę
grubą ma sowa".
I tak rozdzielał
gołąb siwiutki
ptasie radości
i ptasie smutki.
Natomiast bocian
zwany "Wojtusiem"
lotniczą pocztą
zajmował tu się.
Doręczał listy
z dalekich krajów.
- Zza mórz,
gdzie krewni
ptaszków mieszkają.
Tylko pieniędzy
nikt tu nikomu
nie przekazywał.
Czemu?
Wiadomo!
Ptaszkom pieniędzy
nie trzeba.
Po co?
Lodów nie jedzą.
Do kin nie chodzą.
Wszystko za darmo
w lesie ich czeka.
Nie brak im nawet ptasiego mleka.
Ale powróćmy
do poczty ptasiej.
Więc kiedy rano
list tu nada się,
to w dniu tym samym
wnet go otrzyma
ptasi adresat.
Lato czy zima.
Dlatego wiersz ten
śląc do redakcji,
wrzucam do skrzynki
przy pniu akacji.
Jeśli więc ptaszek
zastuka, dzieci,
do waszych okien
- to teraz wiecie.
List wam przynosi
- ekspres z bajeczką,
którą pisałem
z moją córeczką.
Łyżka i widelec
Siostra łyżka,
brat widelec -
ona gruba,
on chudzielec.
Nie przybywał nic na wadze.
Rzekła łyżka:
- Ja ci radzę,
zupki jedz,
bo z zup się tyje.
Popatrz jaką ty masz szyję!
Wszystkie ci wystają kości.
Długo tak zamierzasz pościć?
- Nie chcę zup,
bo ich nie znoszę.
Jedz je sama,
bardzo proszę!
Dość już twego mam gadania.
Ja jem tylko drugie dania!
Chmura i chmurka
Duża chmura z małą chmurką,
jak mamusia ze swą córką,
wyszły sobie na niebieską łączkę.
Wiatr sukienki im podwiewa,
Kto by tam na wiatr się gniewał.
"Pobiegajmy, mamo, podaj rączkę!"
Bo gdy chmurka się pogniewa,
to wnet łzami się zalewa
i na ziemię wtedy deszczyk pada.
"Figluj, chmurko, ale nie płacz".
Chcemy słońca, chcemy ciepła,
by czereśnie nam dojrzały w sadach.
Barbara Lewandowska
(ur. 1929)
Autorka utworów dla dzieci (od roku 1958). Redaktorka czasopisma
"Miś".
Co lubi jeleń?
Wiecie, co lubi jeleń?
Lubi wiosenną zieleń,
lubi źródlaną wodę
i słońce, i pogodę,
leśne gęstwiny, łąki,
swoje małe jelonki.
Lubi sąsiadów z lasu.
A czego nie lubi?
Hałasu!
Cała łąka dla mamy
Mamo! Chodź z nami!
Damy ci - łąkę.
Z kwiatami,
ze skowronkiem,
ze słonkiem.
Do wąchania,
słuchania,
patrzenia...
A do łąki dodamy
życzenia.
Nawet
gdy się zachmurzy
na niebie,
nawet,
gdy się kłopotów nazbiera,
my
uśmiechniemy się do siebie,
zawsze,
jak dziś,
jak teraz!
Żal filiżanek
Filiżanki żalą się czasami:
- Krucho z nami!
- Oj, krucho!
- Gospodyni nas ciągnie za ucho!
- W ciemnej szafce zamyka nieraz!
- I ścierkami do sucha wyciera!
- I czy to piątek, czy świątek -
do środka wlewa nam wrzątek!
- Aż serce z żalu nam pęka
i rozpadamy się w rękach.
I wylewamy strugi
łez słodkich, herbacianych...
Czemu nie robią nas ze stali,
lecz z kruchej porcelany?
- Denerwujemy się bez przerwy,
więc chcemy mieć stalowe nerwy!
Anna Przemyska
(ur. 1924)
Drukuje w czasopismach dziecięcych. Autorka w serii "Poczytaj mi,
mamo"
(od roku 1959).
Rozmowa nad kaszką
- Czy lubisz mnie, mamo, troszeczkę?
A jeżeli "tak" - to jak?
- Lubię cię jak koteczkę białą,
którą w ramionach pieszczę.
- To mało.
Powiedz, jak jeszcze?
- Lubię cię jak gałązkę zieloną,
która wystrzela w niebo listkami.
- Listki opadną.
Takie lubienie to na nic.
- Lubię cię jak biedronkę,
kiedy ta tuż przed lotem
lekkim skrzydełkiem rusza.
- Nie chcę! Biedronka jest mała,
a ja jestem duża!
- Lubię cię jak chmurkę
różowiejącą w blasku promieni.
- Chmurka jest beksa,
w deszczową łzę się zmieni.
- Lubię cię...
Nie, nie lubię, lecz kocham.
- Kochasz? Jak co? Mów szybko.
O, spójrz, już kaszkę łykam.
- Kocham cię jak świat cały,
ty mój dzióbku od starego czajnika.
Kto imiona chmurek zna?
Kto imiona chmurek zna?
Deszcz jesienny, no i ja!
Jedna chmurka, cała w piórkach,
niczym ptak na niebnych dróżkach
leciuteńka, bieluteńka.
Wiesz, jak zwie się? Ślicznie. Dmuszka
Kto imiona chmurek zna?
Deszcz jesienny, no i ja!
Jest też Płaksa z mokrym nosem,
za minionym płacze latem.
Podkuliła nóżki bose,
czesze włosy popielate.
Kto imiona chmurek zna?
Deszcz jesienny, no,i ja!
Inna gruba, przysadzista,
trochę krzywa, trochę głucha,
z wiatrem lubi tańczyć twista
i nazywa się Pampucha.
Kto imiona chmurek zna?
Deszcz jesienny, no i ja!
Broszka
Ta zielona brzózka
nad wodą się schyla,
zobaczyła w wodzie
żółtego motyla.
Posiedź na gałązkach,
motylku, choć troszkę
będzie miała brzózka
przy sukience broszkę.
Niebieskie niebo
Jakie jest niebo?
- Niebieskie.
Jakie są chabry?
- Chabrowe.
Czy królik
ma dzieci królewskie?
Czy nosi
w koronie głowę?
Jak leci strzała?
- Strzeliście.
Jak świeci promień?
- Promiennie.
Wiatr strąca
liściaste liście,
a strumień
płynie - strumiennie.
Jak gwiazda
A jabłonka szumiąca, liściasta
unieść jabłek złocistych nie może,
każde jabłko opada jak gwiazda
w cichą trawę, o wieczornej porze.
Jerzy Jesionowski
(ur. 1919)
Prozaik i satyryk. Również autor książek dla dzieci i młodzieży.
Czterech mazgajów
Pewnej pogodnej niedzieli w maju
wyszło na spacer czterech mazgajów.
Pierwszy wnet z płaczem wrócił do mamy,
bo się przestraszył skrzypiącej bramy.
Drugi też wrócił spłakany srodze,
bo się przestraszył fury na drodze.
Z okrutnym bekiem zawrócił trzeci,
bo zląkł się śpiewu idących dzieci.
Czwarty na łące spostrzegł barany,
więc wrócił także, łzami zalany.
Kiedy się wszyscy w domu spotkali,
siedli nad balią i zapłakali.
A że mazgajską mieli naturę,
więc aż do środy płakali chórem.
Płakać by mogli i do niedzieli,
lecz drugiej balii na łzy nie mieli.
Jerzy Harasymowicz
(ur. 1933)
Poeta. W niektórych jego wierszach pojawiają się motywy i stylizacje
świadomie infantylizowane, odwołujące się do dziecięcgo obrazowania,
wyobraźni i zabawowych rekwizytów.
Bajka o królewnie, co spać nie chciała
(fragment)
Za górami
za lasami
Takie państwo było
gdzie się wszystkim
dobrze śniło
Grubasowi
że chudnie
a chudemu
że grubnie
Otóż państwo to
miało stolicę
w stolicy miednicę
w miednicy wodę
a w wodzie brodę
I jeszcze w wodzie
w głos
bulgotał
królewski nos
Bo to płakał
państwa król
sam złocisty
dwunasty Lul
Od roku bowiem
jego córa
Rajska Konfitura
Zasnąć nie chciała
w żaden sposób
choć się starało o to
trzysta milionów osób
To'mówiła że ma za małą
niebieską poduszkę
że ją coś z kąta
ciągnęło za nóżkę
To chciała o północy
budyń z truskawkami
to nagle wśród nocy
arie śpiewała ze słowikami
Oczy miała czerwone
jak u królika
i była blada
jak krewna lunatyka
Tak więc król strapiony
srebrną deszczówką swych łez
w dzień miednice zapełniał
a czasem i wannę też
A w nocy miał pod łóżkiem
miednicę z płaczem na dywaniku
a kiedy ją napełniał
grał cicho na fleciku
I wtedy miednicę
brał Marszałek
od Marszałka
Radca Tajny
od Radcy
Szambelan Zwyczajny
od Szambelana
Kapelan Najjaśniejszego Pana
od Kapelana
Paź
a od Pazia
Głupi Jaś
i ten dopiero chlust
płacz za okno wylewał
prosto na drzewo
gdzie słowik śpiewał.
Zaś królowi z płaczu
zapuchły oczy
jak kula na ślepo
pałacem się toczy
Na nosie sługi
wieszał królewski
swój paltot
długi
wałek do ciasta
niósł jako berło
rąbnął nim w świecznik
szkła było pełno
Szafę klepał
po plecach
i myślał że z Marszałkiem mówi
o najważniejszych rzeczach
Z piernika wystrzelił
śmietaną komnatę swą
bielił
Raz słysząc
jak papugi się kłóciły
myślał że wrogie
wojska przybyły
I schował się
na samo dno skarbca
i szukano go
od września do marca
Ach biedny król
złocisty Lul
od brody wiecznie mokrej
dostał kataru
więc wartę ma przy nim
doktorów paru
A tymczasem przy jego córze
Rajskiej Konfiturze
pięćdziesiąt siedzi babci
i opowiadają jej koci łapci
Żeby już wreszcie
poszła spać
i w szachy z mysim królem
przestała grać
Więc opowiadają jej bajki
o Jasiu i Małgosi
o Niedźwiadku co do czapki prosił
o Koszałku Opałku
o Chudym Poniedziałku
oraz o Czerwonym Kapturku
o Żabce Zielonej
i Zielonym Ogórku
jak się poznali
i pokochali
na majowej łące
A potem babcie zaczęły się kiwać
i najpierw babcie przy piecu
a potem babcie za stołem
wszystkie zasnęły jak myszki
ręce złożywszy w podołek
A królewska córa
Rajska Konfitura
nic
tylko hyc
z łóżka
i znów ją goni
królewska służka
Nie chce królewna spać ani rusz
mówi że we śnie chodzi czarna kura
która gdy się popatrzy na nią
to się zrobi z królewny bura chmura
Ach królewna z niewyspania
chuda jest jak miotełka
opada z niej całkiem
złota sukienka
[...]
Wiktor Woroszylski
(ur. 1927)
Poeta, prozaik. Autor książek dla dzieci (od roku 1959). Jego powieść "I
ty zostaniesz Indianinem" (1960) oraz "Cyryl, gdzie jesteś?" (1962) w
sposób nowatorski zaznaczyły się w literaturze dla dzieci.
Felek
Wiecie, dzieci? -
świat jest wielki,
a na świecie
same Felki.
Więc:
dla nóżek - pantofelki,
a na obiad - kartofelki,
a do lodów są - wafelki,
a do pieca są - kafelki,
a do piwa są - kufelki,
a do śmieci są - szufelki...
Naokoło wielki świat,
a pośrodku stoję ja:
nie kafelek,
nie kufelek,
ani nawet pantofelek,
staję ja: po prostu Felek.
Przedziwny dzionek
Dobrze mi się zaczął dzionek:
przy okienku zabrzmiał dzwonek
Wstałem lewą ręką
i zamknąłem okienko.
Weszła przez nie cud-żyrafa,
okrąglutka niby szafa.
Mruknęła po hiszpańsku:
"Dobry wieczór państwu".
Potem się umyłem lustrem
I wytarłem nos w kapustę.
Włożyłem nową suknię,
a suknia jak mnie stuknie!
Zaraz mi wyrosła bródka,
chociaż siwa, ale krótka:
dwukilometrowa,
miaucząca jak krowa.
Potem do pociągu wsiadłem,
by zobaczyć się z sąsiadem.
Ale deszcz na schodach padał,
nie poznałem więc sąsiada.
Mamę z tatą zdjąłem z półki
i oddałem ich do szkółki.
(Po śniadaniu odbiorę,
jak powidła wypiorę).
Potem zawadziłem piętą
o dwudzieste szóste piętro.
Na tym piętrze wróble
sprzedawały buble.
Za podwójną cenę
kupiłem hienę.
To jest bardzo miłe zwierzę,
co dzień znosi jaja świeże.
A jak mi się będzie chciało,
zniesie też kakao.
Bawiłbym się jeszcze cudniej,
lecz zapadła noc w południe.
W roku, na plasterku wody
zapisałem te przygody.
Kaszaloty u lekarza
W Koszalinie kaszaloty
łasowały z kosza lody.
Taki je stąd napadł kaszel,
że dmuchały sobie w kaszę
Mknęły ziarnka jak szalone!
Kaszaloty rozżalone
aż się zalewały łzami
nad pustymi talerzami.
Więc, jak stały, w koszulinach,
kaszaloty z Koszalina
udały się do lekarza:
"Kaszel - kaszlem! Ale kasza!
Niech pan lekarz kaszel leczy,
bo w przestworza kasza leci!"
Westchnął lekarz: "Jesień! Słota!
Kiepski czas dla kaszalota...
Bez kaloszy, bez baszłyków,
ciepłych szelek i szalików
mogą obejść się szakale.
lecz kaszalot - nigdy, wcale!"
Trzeba liczyć się z lekarzem
trzeba robić to, co każe.
Nałożyły szale, szelki -
zaraz przepadł kaszel wszelki.
W kaszę sobie nie dmuchają,
ziarnka im nie uciekają.
Już są zdrowe kaszaloty,
wybierają się w zaloty.
Leon Szwed
(ur. 1918)
Poeta, prozaik. Pisze również wiersze dla dzieci.
Rodzina pingwina idzie do kina
Ojciec pingwina,
matka pingwina
zabrali pingwinka
i idą do kina
aby zobaczyć
bajeczkę inną,
nie wciąż tę samą,
nie o pingwinach.
Patrzą: a w kinie
znów ten sam biegun
i znów pingwiny
siedzą na śniegu.
- Dość. mamy tego!
Po co czas tracić?
Marznąć na śniegu
i za to płacić?
Widzimy biegun
w domu za darmo,
możemy w śniegu
bezpłatnie marznąć!
Ojciec pingwina,
matka pingwina
z synkiem pingwinkiem
wychodzą z kina.
O żółwiu, który wszystko pamiętał
Żółw, jak z pewnością wiecie,
najdłużej żyje na świecie.
Każdego słynnego człowieka
żółw pamięta od wieków.
- Żółwiu, pamiętasz Moniuszkę?
- A jakże, dał mi gruszkę.
- A Szopena, kompozytora?
- A jakże, spotkałem go wczoraj.
- A jak się ma Bonaparte?
- Dobrze. Grałem z nim w karty.
Przegrał do mnie swe'futro,
ma przyjść wykupić je jutro.
Jeżeli się jutro nie zgłosi,
sam będę futro nosił.
A żółw w futrze Bonapartego
to przecież coś wspaniałego!
Będę nakładał je w święta -
rzekł żółw, który wszystko pamiętał.
Józef Ratajczak
(ur. 1932)
Poeta, prozaik, autor książek dla dzieci. Liryczny podmiot tych jego
wierszy bywa kreacją "na dziecko" lub na współpartnerstwo "dziecko -
poeta".
Nad stawem
Nad stawem gładkim jak szyba
wyrosły dwa smukłe drzewa.
Na jednym słowik śpiewa,
na drugim pluska ryba.
Jedno ku błękitowi
liście unosi co dzień,
drugie ukryte w wodzie
na wędkę można złowić.
Na jednym słowik śpiewa,
na drugim pluska ryba.
Nad stawem gładkim jak szyba
jest jedno czy też są dwa drzewa?
Liść
Usiadł liść na gałązce,
zieleń zaciska w piąstce,
otwiera dłonie i z dłoni
lato rozwija zielone.
Usiadł listek na drzewie,
kiedy odlecieć - nie wie.
Piórka żółte nastroszył,
bo jesień podmuchem go płoszy.
Pytania
Skąd się bierze cisza?
Kto drzewa kołysze?
Czemu słonko gaśnie
i kończą się baśnie?
I we śnie - dlaczego -
nic nie ma prawdziwego?
Liście
Liście są dla wiatru instrumentem,
legowiskiem ciepłym są dla kreta,
dla wiewiórek są czarownym miastem
rozrośniętym
do wymiaru światów...
A dla pszczoły - tylko drogowskazem
do kwiatu.
Kot nauczyciel
Kot mruczy,
a kota mruczeń
piec się uczy
jak uczeń.
Kot go poprawia
przez cały tydzień
i dwójki mu stawia
na kaflu - w zeszycie.
Piec staje w kącie,
rumieni się ze wstydu,
tymczasem zima się kończy
i już jej ani widu.
Kot ma wakacje
i wróbla obserwuje bacznie,
pogrzebacz wyjechał z Orbisem
na strych, gdzie futra lisie.
Tylko piec przestępuje z nogi na nogę,
kładzie po sobie uszy
i z kąta się nadal nie rusza,
chociaż ma wolną drogę.
Dróżka przez pole
To nie ulica, lecz dróżka:
kwiaty spacerują w kapeluszach,
słonecznik parasol rozkłada,
choć wcale deszcz nie pada,
a trawa w zielonym swetrze
włosy czesze na wietrze.
Obok domy nie domy
wieżowce bardzo znajome,
gdzie liście w oknach nie gasną,
pień w górę jak winda leci
i ptak na najwyższym piętrze
gałązki łamie na gniazdo.
Joanna Papuzińska
(ur. 1939)
Poetka, prozaik, pedagog. pracownik naukowy. Autorka również utworów
dla
dzieci (od roku 1966).
Ściana zaczarowana
(fragment)
Ściano, ściano,
z matą słomianą,
Przypiętą nad łóżkiem moim!
Kiedy w pokoju
robi się ciemno,
rozmawiasz, ściano ze mną.
A jeżeli na przygodę mam chęć,
muszę stuknąć w ścianę razy pięć:
stuk-stuk, stuk-stuk, stuk...
I wtedy uchyla się mata
widać drzwi do innego świata.
Otwarte. Tylko przejść przez próg.
- Czy tam idziesz? - Idę, to jasne!
- A nie zaśniesz? Bo to noc! - Nie zasnę!
I pamiętaj, że musisz wrócić,
nim rano zadzwoni budzik!
- Do widzenia, mamo i tato,
bo ja znikam za słomianą matą!
A tam żył dobry, wielki król
i zła królewna mała,
co bardzo ważna była,
po swym ogrodzie chodziła
i innym dzieciom język wciąż
pokazywała.
I kiedyś się zgubiła.
Znaleziono pod krzakiem rzucone
rękawiczki i jej małą koronę.
Wszyscy wielki podnieśli lament:
- Gdzie zniknęła? Czy wyszła za bramę?
- Może ukradł ją złodziej
albo porwał czarodziej?
Trzy godziny płakali,
potem trzy dni szukali:
przez gazety,
milicję...
Nadawali radiowe audycje:
"...że królewna Anna Ludmiła
wyszła z domu i nie wróciła".
[...]
Kto się budzi wiosną
Najpierw borsuk i niedźwiedź wychodzą
każdy ze swej nory.
A zaraz potem
budzą się skutery i motory.
Całą zimę przesypiają słodko,
a gdy przeschnie marcowe błotko,
otwierają się drzwi garażu
i zaspane, zakurzone wyłażą
wuefemki i wiatki, i osy.
Najpierw krążą pod oknami z warkotem
tam i z powrotem.
A potem - na szosy!
I już pędzą autostradą szeroką
w świat. Przed siebie. Nie wiadomo dokąd.
Pims, którego nie ma
Ani w polu, ani w lesie, ani w stawie, ani w trawie,
nie w Afryce, Ameryce,
nie w Krakowie, nie w Warszawie.
W żadnym kraju, w żadnym morzu, na żadnej planecie
tego zwierza - pimsa, nie znajdziecie,
bo go nie ma w ogóle na świecie!
Ani w piaskach pustyni,
ani w polarnych lodach
przenigdy go nie było.
Uważam, że to szkoda.
Gdyby był, może miałby paski jak zebra
albo łuskę błyszczącą jak ryba srebrna?
Może pływałby po wodzie jak łabędź,
z apetytem jadłby mięso lub trawę?
Mógłby latem się na słońcu wygrzewać,
biegać, skakać - albo fruwać jak mewa.
Mógłby może widzieć w nocy jak sowa,
mógłby go ktoś polubić, hodować...
Mógłby wąchać kwiatki pelargonii,
mógłby kogoś poratować, obronić...
Może miałby niezwykłe przygody,
może pimsków by urodził, sześć młodych?
Nie ma go, więc nic nie może biedny pims.
Chcielibyście, żeby był?
Ja chciałabym.
Maria Szypowska
(ur. 1929)
Poetka, prozaik. Autorka również książek dla dzieci (od roku 1967).
Panie Janie, niech pan wstanie!
Panie Janie, proszę pana,
biją dzwony od rana -
w Warszawie, w Nowym Jorku,
w Moskwie i w Londynie
słychać pana imię.
Na wszystkie tony
wołają dzwony,
dzwon pierwszy, drugi, trzeci...
Panie Janie
rano wstań
rano wstań
wszystkie dzwony
biją:
bim
bom
bam.
Śpiewają o tym dzieci
w każdym mieście i w każdej wsi -
a pan śpi.
Zaraz siódma godzina,
dzień się zaczyna.
Panie Janie,
niechże pan wstanie!
A pan Jan z miejsca się nie ruszy,
pan Jan kołdrę naciągnął na uszy.
Pan Jan mruczy pod nosem
zaspanym głosem:
- Tak mi się dobrze spało,
tylko za mało.
Ktoś wspomina,
że już prawie siódma godzina...
Siódma w Warszawie? - Nie szkodzi,
w Londynie.
dopiero szósta
dochodzi.
W Moskwie - zupełnie inna sprawa -
w Moskwie prawie dziewiąta,
już za późno wstawać.
A zresztą w tejże porze
zbliża się północ w Chicago,
w Meksyku i w Salwadorze,
więc po co
mam wstawać właśnie przed północą?
Pierwsza w noc
jest w Nowym Jorku,
druga w nocy w Chile -
i tyle.
Niech nikt z ludzi
mnie nie budzi
bo będę zły!
Pan Jan nos wtulił w poduszkę
i już śpi,
Śpioszysko niespotykane...
Co zrobić z tym panem Janem?!
Tadeusz Fangrat
(ur. 1912)
Poeta, satyryk, fraszkopisarz. Autor również utworów dla dzieci (od roku
1968).
Fraszki
Kłos
Kolebka
chlebka.
Mowa wiatru
Wiatr na gałązce
mówi szelestem:
choć mnie nie widać,
ale jestem.
Polski fiat
Stoi na drodze polski fiat,
reflektorami patrzy na świat.
Chłopcy otoczyli fiata
i nie widzą za nim świata.
Wincenty Faber
(ur. 1936)
Poeta, autor wierszy dla dzieci (od roku 1868).
Sosnowa gwiazdka
Sosna była
pół wieku temu
niedużą
zieloną
gwiazdą...
A dzisiaj
wyrosła ogromna:
w jej dziupli
wiewiórka ma gniazdo.
Igiełki,
promienie sosnowe,
tak bardzo
spieszyły pod niebo,
że gwiazdka
zielonopromienna
po latach
rozrosła się
w drzewo.
Stary płot
Ocienia ścieżkę
stary płot,
na płocie mech,
a w płocie dziura,
od płotu ścieżka.
ocieniona
ma pręgi
jak tygrysia skóra.
Czesze się
na sztachetach
wiatr
i pogwizduje
o ulewie...
Cały pożytek
z tego płotu,
dla ścieżki cień
dla wiatru grzebień...
Zaprasza
do zagrody
płot,
zawsze
sękate mruży oczy
do wszystkich,
których czesze wiatr
słońce opala
i deszcz moczy.
Stanisław Wygodzki
(ur. 1907)
Poeta, prozaik.
Uciekł lew
(fragment końcowy)
[...]
- Proszę pana, niech pan coś poradzi,
lew przyszedł do czytelni
i prosi o "Przegląd Niedzielny",
a dziś już wtorek.
- Worek?
- Nie worek, tylko wtorek, a skąd ja we wtorek
znajdę mu "Przegląd Niedzielny"?
- Ja nie wiem.
- On się złości i zębami zgrzyta,
- On zawsze zębami zgrzyta,
gdy czyta.
Proszę mu dać filiżankę kawy i tekst.
- Do kawy tekst? Myślałam, że keks.
- Zrób jeszcze jedną próbę.
- A jaki ma być ten tekst?
- Lekki, smaczny, świeży, dowcipny,
mądry, przystępny, byle nie ponury,
- Proszę pana, on się niecierpliwi
i wyłazi ze skóry.
Teraz przerwa trwała zupełnie krótko.
- Hallo! ZOO? Hallo! Hallo!
Lew wyłazi ze skóry,
już wyszedł z przednich łap,
już wyszedł z tylnych łap,
a co będzie, jeśli całkiem wyjdzie
ze skóry?
- Spokój, nie rób tyle hałasu,
weź lasso.
- I co?
- I to lasso zarzuć mu na grzywę.
- A jeśli spadnie krzywo?
- To się poprawi.
- A może pan przyjdzie zarzucić to lasso?
- Ja nie mam czasu,
muszę iść do lasu
po drwa.
- Dla kogo?
- Dla lwa.
- Przecież lew ze skóry wyłazi.
- Tak, ale mamy ich dwa,
jeden wychodzi, a drugi siedzi i czeka,
- Na co?
- Na filiżankę mleka.
A to już ostatni telefon.
Więc przyszli strażacy,
ogniowi strażacy,
wodni strażacy,
w rękach trzymali węże.
- Co węże należy trzymać w ZOO.
- Tak, ale to były gumowe węże.
- Rozumiem.
- Z kranów przez węże puścili wodę
z trzech stron
na lwa.
- Dlaczego z trzech stron?
- Żeby czwartą stronę miał swobodną
i tą czwartą stroną mógł wejść do tej
książeczki, by w niej pozostać.
- Rozumiem.
Więc siedzi w tej książeczce, płata
figle-migle, prawo koszałki-opałki
i takie różne hocki-klocki,
które dla swej córki, Ewy, napisał
Stanisław Wy........
Julian Przyboś
(1901-1970)
Poeta, eseista. Teoretyk i propagator krakowskiej awangardy poetyckiej.
Autor m.in. antologii polskich pieśni ludowych pt. "Jabłoneczka". Wespół
z
córką Utą Przyboś napisał "Wiersze i obrazki" (1970), w których
podmiotem
lirycznym jest dziecko, również kreator świata wyobraźni i języka.
Rymowanka kwietniowa
Po stojącej śnieżycy jeździ:
zjeżdża jak na sankach po brzózkach.
- Kto to taki? To Guskaj.
Na koniuszku witki w naledzi
skinął pąkiem, swoim paznokciem:
- Chodźcie! Chodźcie!
Teraz piórem po trawie
wodzi
za krokusem pierwszym, za pawiem.
Dzień sposobny! Plećmy więcej wierszy:
w wiciokrzewie za płotem
i w łozinie na brzegu.
- I co potem?
Potoczek
w górnym biegu
najszczerszy.
Pomóż wodzie,
co tak płynie bełkocze,
niechaj w końcu wycedzi
rym ze dna.
- Jaką mowę jej zjednać?
Mojotwoją, niechaj z nami wykwitnie
sepleni:
"A na słące wesokoło błękiwitnie
zerwąchany fijomiłek w ziejeleni".
Lekcja
Ujrzeć i zapamiętać to promień w rzęsach spętać.
Więc aby przypominać, trzeba się w górę wspinać
do wierzchołka, gdzie jaśniej.
Jawor, jawor, na jaworze Uta,
pod jaworem złoć żółta...
- Tak wysoko się wspięłam,
że za całą odpowiedź
zawraca mi się w głowie:
to gagea lutea?...
- Właśnie.
Jawor, jawor, jaworowe drzewo
i gałęzie kruche
jakim łapać ruchem,
żeby je do śpiewu
zachwiać i kołysać:
pion ustawiać - wahać - pion obalać?
- Ruchami baribala.
Chwyć się, z pnia się nie zsuwaj...
- A jak się wabi po łacinie lisa?
- Vulpes vulpes i vulpes fulva.
Jawor, jawor, ja na samym czubie
znajduję się, gubię
w gronach kwiatostanu,
pół nieba otwieram,
całe drzewo śpiewam:
- Acer pseudoplatanus.
Zgadnij, co to: ecureuil
sciurus? a może: squirrel?
- Gajów tanecznica.
Najskoczniej po bułgarsku: katerica.
Ćwiczy skok w dal w konarach
za nas oboje naraz.
- A jakim mówi głosem
- Pryska, jakby czmychała nosem,
i po sękach krętu-wętu i - chodu!
Skoczyła o wierzchołku
jak o tyczce
wyżej od rekordu
i o zniknięcie ładniej.
Ile wyżej od Braige'a? Policzę
mniej i więcej, dokładnie:
na ucho i na oko...
A ty z góry odpowiedz:
Kto nagina ku nam wysokość
i wyjawia słowo po słowie
językami pisanymi na obłoku?
- Jawor, jawor w jawie jaworowie...
Włodzimierz Ścisłowski
(ur. 193I)
Satyryk. Autor książek dla dzieci (od roku 1970) oraz tekstów do
piosenek.
Ile
Ile kleksów jest w zeszycie,
ile proc zrobionych skrycie,
ile ptasich jaj wybranych,
ile bazgrot "zdobi" ściany,
ile wspomnień po wagarach,
ile profesora starań,
ile brudu za uszami,
ile lekcji z naganami,
ile sińców na kolanach,
ile matki skarg od rana,
ile do tramwaju skoków,
ile przestróg w ciągu roku,
ile psot płatanych co dnia,
ile dziur na nowych spodniach,
ile uwag różnych osób,
ile ojca siwych włosów,
ile piór zgubionych w klasie,
ile walk "bokserskich" z Jasiem,
ile dwójek kryje teka,
ile szyb wybitych w mieście,
- tyle razy Staś przyrzekał,
że poprawi się nareszcie!
Motyl w motelu
Zdążał raz motyl
do swego celu,
aż się zatrzymał
w leśnym motelu.
W cieniu łopianu
wóz zaparkował,
tam gdzie zielona
szumi dąbrowa.
Odetchnął z ulgą,
otrzepał skrzydła,
bo mu już długa
podróż obrzydła.
O świeży nektar
zaraz poprosił,
a potem wypił
dwie szklanki rosy.
Z puchu dmuchawca
otrzymał łoże,
więc zaraz usnął
w dobrym humorze.
A dodatkowo
szczęście też miał to,
że deszcz bezpłatnie
umył mu auto.
Zbigniew Jerzyna
(ur. 1938)
Poeta, krytyk literacki.
Wierzba
Jedni mówią: wierzba płacząca,
Drudzy mówią tak smutnie: iwa.
A ty jesteś wesoła i tańcząca.
I wiatr targa twą zieloną grzywą.
Tylko czasem nad stawem spokojnym
Pochylisz się jak staruszka - nisko.
I śnią ci się złe czasy i wojny,
umarli, którzy śpią tu gdzieś blisko.
Jesion
W Polsce rosną jesiony wyniosłe.
Dumne,
nie boją się wiatru ani burzy.
Ustawione zwykle wzdłuż drogi,
są świadkami naszych podróży.
Morela
Jestem jak w tygodniu niedziela -
wyjątkowe drzewo w sadzie - morela.
Mam owoc mięsisty, skórkę złotą.
Z owocu mego tryska
słodki potok.
Świerk
Pod śniegiem ugina się świerk.
Sarna przebiegła obok.
Pomyślała sarna: "Las to baśń,
a świerk - biały obłok".
Dopiero gdy wiatr świerkiem poruszył,
obłok zaczął nagle biało prószyć.
Wtedy sarna spostrzegła jeszcze raz,
że nie biegła niebem, lecz przez las.
Joanna Pollakówna
(ur. 1939)
Poetka. W literaturze dziecięcej debiutowała w roku 1957.
Trawa zimą
O czym trawie śni się,
gdy spadnie śnieg?
Może o lisie,
co biegł
zamiatając kitą?
Czy o zajączków zabawie,
gdy im ciepło i syto?
O czym śni się trawie?
Powiesz mi to?
Co to?
Czy to wiatr
czy to ptak
do pokoju wpadł?
Chyba ptak, bo łopoce skrzydłami,
dziobem o szybę zgrzytnął.
Nie, wiatr jednak,
bo ledwie zamilkł,
nie ma go - zniknął.
Stanisław Grochowiak
(1934-1976)
Poeta, prozaik i dramaturg. Jego wiersze dla dzieci były najczęściej
drukowane w dziecięcych pisemkach.
Ptaki
Usiadła na sośnie sowa;
o, to mądra głowa!
Przykucnął w bzach słowik;
będzie w nocy nowik.
Rozbiegły się po polu gawrony;
zejdą szrony na łan zielony.
"A teraz przyjrzyj się ziębie.
- Nie spojrzę,
bo się przeziębię!"
Poranek
W lesie - na polanie
stoją cztery smutne łanie.
Jedna smutna, bo jest piękna,
druga piękna, bo wylękła,
trzecia łebkiem wokół toczy
i zagląda czwartej w oczy.
Brzeźniak
Pięć kaczątek
w brzeźniakowy weszło kącik.
Ptaszki dzióbki w górę wznoszą,
o całuski brzózki, proszą.
Ale brzózka - jak to brzózka -
listek zrzuci miast całuska.
Flamingi
Idź do ZOO.
Flamingi śpią,
sny mają długie
jak ich senne szyje;
czasem wiatr wpadnie
i w główkach odkryje
oczy zasnute flamingową mgłą.
Tak u nas tylko blade malwy drżą,
gdy je podmuchu sukienka spowije.
Konie, konie
Każdy konik gniady
gubi w śniegu ślady.
Każdy konik płowy
ma złote podkowy.
Każdy konik siwy
ma różę u grzywy.
Spójrz, jak w końskich chrapach
świeci róży zapach!
Wyliczanka
Tutaj łąka, tam biedronka -
idzie niebem śpiew skowronka.
Za słowikiem stoją bzy.
Będziesz ty!
Ale słoty poprzez płoty
niosą ciemnych chmur namioty,
nad bajorem mgła.
Będę ja?
Noc katula się po niebie,
lis za kretem dróżki grzebie,
ma na łapkach szron.
Kto to będzie?
On!
Część III
[O Janie Fabijanie]
[1]
Panie Jenie Fabijanie,
czemu nie grasz na organie?
Grałem, grałem, zapomniałem,
bo nic nigdy nie umiałem,
ersah, persak, gribs.
[2]
Witaj, Janie Fabijanie
w czerwonej kapocie,
jutro świątko macie.
Idzie trzoda koło płota,
roztworzyła wszystkie wrota.
Ty, chochołu, chodź po polu,
włóż piórko na piórko,
a choinkę na choinkę,
pojedziemy na wojenkę!
[3]
Jun Jun Fabijun
z olszowymi nogami,
objął głowę wstęgami,
a ty, Junie Fabijunie,
wysiądź konie na organie.
Co mnie pasiesz złotą sieczką?
Co mnie poisz tą duneczką?
Ty, choinko, na choinkę,
ty, zajączku, na wojenkę.
[4]
A ty Janie Fabijanie,
pasiesz konie na wygonie
Czym ty pętasz?
Złotym pętem.
Czym poganiasz?
Złotym biczem.
Igi migi
Idź spać za piec
Do Jadwigi.
Wierszyk o targu
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie kokoszkę.
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie kaczuszkę.
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie gąseczkę,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie indyczkę.
A indyczka gulu-gulu,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokosza pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie baranka.
A baranek beku-beku,
A indyczka gulu-gulu,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie świneczkę.
A świneczka kwiku-kwiku,
A baranek beku-beku,
A indyczka gulu-gulu,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie króweczkę.
A króweczka ryku ryku,
A baranek beku-beku,
A świneczka kwiku-kwiku,
A indyczka gulu-gulu,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu,
Pójdziemy ze syneczkiem na targ,
Kupimy sobie konika.
A koniczek skiku-skiku,
A króweczka ryku-ryku,
A baranek beku-beku,
A świneczka kwiku-kwiku,
A indyczka gulu-gulu,
A gąseczka gęgu-gęgu,
A kaczuszka nóżką pluska,
A kokoszka pasinóżka
Cium ciururu.
Coś tam w lesie stuknęło...
Coś tam w lesie stuknęło,
Coś tam w lesie gruchnęło.
A to komar z dęba spadł,
Złamał sobie krzyża skład.
Potłukł sobie, i głowę
o konary dębowe,
potłukł sobie i ciemię
gdy tak gruchnął o ziemię.
Mucha z brzękiem leciała
i komara pytała,
czy nie trzeba doktora
albo księdza z klasztora.
- Nie trzeba mi doktora,
ani księdza przeora,
nie potrzeba apteki,
tylko rydla, motyki!
Zleciało się wilków sześć
komarowe ciało grześć;
wykopały dół w piasku,
narobiły tam wrzasku.
Wszystkie muchy płakały,
gdy komara chowały,
ucierały swe nosy,
zawodziły w niebiosy
i śpiewa "Rekwije,
już nasz komar nie żyje!"
O czarnym baranie
- Gdzieżeś ty bywał,
Czarny baranie?
- We młynie, we młynie,
Mój miły panie.
- Cóżeś tam robił
Czarny baranie?
- Mąkę mełł, mąkę mełł,
Mój miły panie.
- Jakożeś ją mełł,
Czarny baranie?
- Tyr, tyr, tyr - tyr, tyr, tyr,
Mój miły panie.
- Cóżeś tam jadał,
Czarny baranie?
- Gałeczki, kluseczki,
Mój miły panie.
- Jakżeś je jadał,
Czarny baranie?
- Łyk, łyk, łyk - łyk, łyk, łyk,
Mój miły panie.
- Cóżeś tam pijał,
Czarny baranie?
- Pomyje, pomyje,
Mój miły panie.
- Jakżeś je pijał,
Czarny baranie?
- Chlip, chlip, chlip - chlip, chlip, chlip,
Mój miły panie.
- Kto cię wypędził,
Czarny baranie?
- Młynarczyk, młynarczyk,
Mój miły panie.
- Jakżeś uciekał,
Czarny baranie?
- To skoczkiem, to boczkiem,
Mój miły panie.
- A jakżeś krzyczał,
Czarny baranie?
- Je mek; mek, - je, mek, mek,
Mój miły panie.
Piosenka o wilku i kózce
Wilk na zagonie,
Wilk na zagonie,
A kózka w oborze.
- Pójdźże, kozuchno,
Pójdźże, najmilsza,
Bawić się na dworze.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Kiedy ja się boję.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
Pójdziemy we dwoje.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Tak mnie nóżka boli.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
Pójdziemy powoli.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Kiedy tu płotek.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
To skacz jak kotek.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Tam gorący piasek.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
Pójdziemy przez lasek.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Tak mnie główka boli.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
Będę darł powoli.
- A mój ty wilczku,
A mój kochany,
Chcesz mnie zjeść, jak widzę.
- Moja kozuchno,
Moja najmilsza,
Tobą się nie brzydzę.
Przyszedł gospodarz,
Przyszedł gospodarz,
Z rana do obórki.
Nie było już kozy,
Nie było już kozy,
Ani nawet skórki.
- Powiem wam, ludzie,
Powiem wam, ludzie,
Okropną nowinę.
- Zjedli mi wilcy,
Zjedli mi wilcy,
Ostatnią kozinę
- Oj, gospodarzu,
Oj, gospodarzu,
Nie darujcie tego
- Idźcie na skargę,
Idźcie na skargę,
Do wilka starego.
***
Słuzyłem pani na pierwse lato
wysłuzyłem sobie kokosę za to.
Moja kura
złote pióra
po sadku chodziła
kurcęta wodziła.
Słuzyłem pani na drugie lato,
wysłuzyłem sobie jendora za to,
Mój jendor
surdu burdu;
moja kura
złote pióra,
po sadku chodziła,
kurcęta wodziła.
[...]
***
Była babuleńka
rodu bogatego,
miała koziołecka
bardzo rozpustnego.
Fik mik, fik mik,
szwadyrydyrydy mach ciach ciach
bardzo bogatego.
A ten koziołecek
był bardzo kłusty (tłusty),
wyjad on babuli
ogródek kapusty.
Fik mik (itd.)
Wzięła babuleńka
kijaska małego,
zacęła wyganiać
koziołka swojego.
Fik mik (itd.)
I wygnała go
na krzyżowe drogi;
zjedli go wilcy,
ostawili rogi.
Fik mik (itd.)
[...]
Z wołowego ryku
Krawczyku, krawczyku,
piękny rzemieślniku,
zróbże mi sukienkę
z wołowego ryku!
Ja sukienkę zrobię
i z ryku krowiego,
jedwabiu mi uprządź
z deszczyku drobnego.
Jedwabiu uprzędę
z deszczyku drobnego,
koszulę mi uszyj
z kwiatu makowego.
[...]
Lulaj-ze, Marysiu,
a lulaj-ze, lulaj,
siwe ty ocka mas,
stulaj-ze je, stulaj!
Lulaj-ze, Marysiu,
lulaj-ze, lulaj-ze,
jak cię zawołają,
Marysiu, wstajaj-ze!
Lulu, Maryś, lulu,
kolibecka z muru,
nagłówecki z drzewa -
lulać, Maryś, trzeba.
A kołysały się
ptaski na badylu,
śpiewamy Marysi:
lulu, Maryś, lulu.
Kołys-ze się, kołys,
sama kolibecko,
uśnij-ze mi, uśnij,
moje dzieciątecko!
Kołys-ze się, kołys,
co nad wodą stois,
kolibecko z dzieckiem,
z małym dzieciąteckiem.
Lulaj-ze, Marysiu,
lulaj-ze, lulaj-ze,
robią kolibeckę
stolarze, stolarze.
Stolarze ją robią,
malarze malują,
będzies ich prosiła,
to ci ją darują.
A lulaj-ze, lulaj,
bo cię wrzucę w Dunaj,
z Dunaju na Wisłę,
tam, cię Maryś, wyślę.
Kaczka pstra
Kaczka pstra, dziatki ma,
Siedzi sobie na kamieniu,
Trzyma dudki na ramieniu:
Kwa kwa kwa, pięknie gra.
Gąsiorek, Jędorek
Na bębenku wybijają,
Pana wdzięcznie wychwalają:
Gę gę, gę, gęgają.
Czyżyczek, Szczygliczek,
Na gardłeczkach jak skrzypeczkach,
Śpiewają Panu w jasłeczkach:
Lir lir lir, w jasłeczkach.
Słowiczek, muzyczek,
Gdy się głosem popisuje,
Wesele światu zwiastuje:
Ciech ciech ciech, zwiastuje.
Skowronek jak dzwonek,
Gdy się do nieba podnosi,
O kolędę pięknie prosi:
Fir fir fir, tak prosi.
Wróblowie, stróżowie,
Gdy nad szopą świergotają
Paniąteczku spać nie dają.
Dziw dziw dziw, nie dają.
***
W dzień Bożego Narodzenia,
Radość Bożego stworzenia;
Ptaki do szopy zlatują,
Jezusowi wyśpiewują.
Słowik zaczyna dyskantem,
Szczygieł mu dobiera altem,
Szpak tenorem krzyknie czasem,
A gołąbek gruchnie basem.
Wróbel, ptaszek nieboraczek,
Uziąbłszy, śpiewa jak żaczek:
Dziw, dziw, dziw, dziw, dziw, nad dziwy,
Narodził się Bóg prawdziwy.
A mazurek z swoim synem,
Tak świergoce za kominem:
Cierp, cierp, cierp, cierp, miły Panie,
Póki ten mróz nie ustanie.
A żurawie swoje nosy,
Wykrzykują pod niebiosy;
Czajka w górę podlatuje,
Chwałę Bogu wyśpiewuje.
Sroka wlazłszy na jadlinę,
Odarła sobie łysinę,
I choć gołe świeci czoło,
Gwarzy jednak dość wesoło.
Kur na grzędzie krzyczy wszędzie:
Wstańcie ludzie, bo dzień będzie,
Do Betlejem pośpieszajcie,
Boga w ciele przywitajcie!
Słowiczku, słowiczku...
Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
Czyś widział, czyś słyszał,
jak sieją mak?
Oto tak sieją mak oto tak (bis)
Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
jak rośnie mak?
Oto tak rośnie mak! (bis)
Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
jak łamią mak?
Oto tak łamią mak! (bis)
Słowiczku, słowiczku,
mój ptasiu maleńki,
czyś widział, czyś słyszał,
Jak jedzą mak?
Oto tak jedzą mak! (bis)
Pieśń nad kołyską
Śpij dziecinko już,
Śliczne oczki zmruż.
Słuchaj, deszczyk pada tam,
Piesek szczeka, grozi nam;
W bramie dziad wyciąga rękę,
Pies rozerwał mu sukienkę,
Aż biedaka broni stróż,
Śpij dziecinko już!
Nie płacz synku, nie!
Słyszysz, wicher dmie;
2budził go daleki strzał;
Wyszedł strzelec, bronią błyska,
Wygnał śpiochy z legowiska,
Hej, zajączek żwawo mknie,
Nie płacz, synku, nie!
Śpij buziaczku z róż,
Tyś nie głodny już;
A gołąbek siadł przed sień,
Szukał ziarnek cały dzień;
W gniazdku pyta się gromadka:
Gdzie tak długo nasza matka?
Słońce dawno zaszło już,
Śpij buziaczku z róż!
2mruż oczęta, zmruż;
Dziadek poszedł już
I zajączek w zbożu śpi,
Strzelec chybił, wraca zły,
Gołąbeczek karmi dzieci.
Jutro słońce znów zaświeci,
Śpiących strzeże Anioł Stróż,
Zmruż oczęta, zmruż!
A-a, Kotki dwa...
A-a, kotki dwa, szare bure obydwa.
Jeden duży, drugi mały, oba mi się spodobały.
A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
nic nie będą robiły, tylko Zbysia bawiły.
A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
jeden pobiegł do lasu, narobił tam hałasu.
Drugi biegał po dachu, zgubił butki ze strachu.
A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
chodzą sobie po sieni, miauczą głośno - "pieczeni!"
A-a, kotki dwa, szare bure obydwa,
biega szary, biega bury, aż obydwa czmych do dziury.
***
Nasza pani majstrowa
papierowe buty ma,
jak się ona obuje,
z panem majstrem tańcuje!
Hop sasa!
***
Siedzi wróbel siedzi, na dębowej desce,
szyje butki, szyje, nadobnej Teresce.
Nadobna Tereska wielce się raduje,
że te nowe butki w niedzielę obuje.
- Nie ciesz się, nie raduj, nadobna Teresko,
bo ja butki szyję dla białego pieska.
Siedzi szczygieł siedzi, na chróścianym płocie,
szyje gorset, szyje, nadobnej Dorocie.
Nadobna Dorota cieszy się i śmieje,
że się w nowy gorset w niedzielę odzieje.
Nie ciesz się, nie raduj, nadobna Dorotko,
bo ja gorset szyję dla burego kotka.
***
Siał gospodarz żyto, żyto,
żona mówi: - "Hreczka"!
a gospodarz ni słóweczka...
niechaj z żyta będzie hreczka.
Siał gospodarz proso, proso,
żona mówi: - "Mak!"
niechże tak, niechże tak,
niechaj z prosa będzie mak.
Miał gospodarz pieska, pieska,
żona mówi : "Jeż!"
- Niechże też, niechże też,
niechaj z pieska będzie jeż.
Miał gospodarz rybę, rybę,
żona mówi: "Rak!"
- Niechże tak, niechże tak,
niechaj z ryby będzie rak.
Prosi żona znów mężula,
niech kozaka jej pohula.
- Niechże tak, niechże tak,
niechaj będzie i kozak.
- Cóżem ja też uczyniła,
męża-m tańczyć nauczyła,
ciągle ino skacze chłop!
- Hopa żonko ! hopa ! hop!
Zeszła róża do ogrodu...
Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku,
komu róża się ukłoni
w tym różowym wianku?
Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku,
kogo róża pocałuje
w tym różowym wianku?
Zeszła róża do ogrodu
w tym różowym wianku,
kogo róża w taniec weźmie
w tym różowym wianku?
***
Moja pani prosi pani
żeby pani mojej pani
pożyczyła rondla,
bo moja pani taka flądra,
że nie ma kawałka rondla.
***
Nie pieprz Pietrze
wieprza pieprzem,
bo przepieprzysz
wieprza pieprzem.
***
Przeleciały trzy pstre przepiórzyce
przez trzy pstre kamienice.
***
Król miał korale koloru koralowego
***
- Jak się masz Bartoszu?
- Gąsiora mam w koszu.
- Jak dzieci, jak żona?
- To gąsior, nie wrona.
- Jak żona, jak dzieci?
- Związany nie poleci.
- Czyście głuchy, czy głupi?
- Może go kto i kupi!
A gdzie to ten krzywy Jan...
A gdzie to ten krzywy Jan, co chodził z toporkiem,
kijanką się opasywał a podpierał workiem.
Miał on studnię na piecu, czerpał ją przetakiem,
ryby łowił grabiami, wróble strzelał makiem.
Siedzi niedźwiedź, niby szewc, łatający buty,
chodzi wieprzek po wygonie, niby koń podkuty.
Pojechała pani wrona do króla w powozie,
koza wilka prowadziła do tańca w powrozie.
Dziwne cepy z widłami młóciły groch w gaju,
a zjadł zając kobyłkę, siedzącą na jaju.
Poszedł kożuch do lasu, ułowił tam śledzia,
padła igła do morza, zabiła niedźwiedzia.
Bieżał zając przez cmentarz, obalił dzwonicę,
musiał księdzu grzywnę dać - marmurową świecę.
A plebanem został cygan, na lipowym moście;
przyszedł doń się wilk spowiadać - zjadł sto gęsi w poście.
- O mój grzeszny bracie wilku, na cóż jeść tak wiele?
- Mało było mój plebanie, zjadłbym jeszcze cielę.
Siekierka się rozigrała, morze przepłynęła,
a zaś biedna magiereczka, z piórkiem, utonęła.
Wisła nasza się zajęła, ryby pogorzały,
opalone szczupaki do Gdańska leciały.
Stodoła się rozhulała, zająca goniła,
izba widząc takie dziwy, oknem wyskoczyła.
***
Przyleciał gołąbek
na wysoki dąbek,
zajrzał do Kasieńki,
czy w izbie porządek?
Świnki w piecu ryją,
psy naczynia myją,
a łyżki pod ławą
zarosły murawą.
Izby nie zamiecie,
warkocza nie splecie,
nikogo nie słucha
niegrzeczna dziewucha!
***
Zachodźże słoneczko,
skoro masz zachodzić,
bo mnie nóżki bolą,
za gąskami chodzić.
Nóżki bolą chodzić,
rączki bolą robić,
zachodźże słoneczko,
skoro masz zachodzić.
Zachodźże słoneczko,
bo już czas, bo już czas,
bo już wszystkie gąski
poszły spać, poszły spać.
Jeszcze spać nie poszły,
bo jeszcze gęgają,
jeszcze pastuszkowie
po polu hukają.
***
Sroczka kaszkę warzyła,
dzieci swoje karmiła.
Pierwszemu dała na miseczce,
drugiemu dała na łyżeczce,
trzeciemu dała w garnuszeczku,
czwartemu dała w dzbanuszeczku,
a piątemu łeb urwała
i frrrrrr..... do lasu poleciała.
***
Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
babcia da nam kaszki, a dziadzio okraszki.
Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
babcia da pierożka i tabaczki z rożka.
Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
od babci do cioci, ciocia da łakoci.
Tosi, tosi łapa, pojedziem do babci,
od babci do mamy, mama da śmietany.
Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci,
od babci do taty, jest tam pies kudłaty.
***
Kuj, kuj, kuj
kowalu,
podkuj mi butki,
kupię ci wódki
za cztery dudki.
Kuj, kuj, kuj
kowalu,
podkuj mi butki!
- Zaraz mospanie
niech ogieńka dostanę.
Stuk! Stuk! Stuk!
Stuk! Stuk! Stuk!
****
Powiem ci bajkę:
pies kurzył fajkę
na długim cybuchu
i sparzył się w ucho.
A druga iskierka
pieska w nos upiekła,
a bajeczka dyr, dyr, dyr,
do lasu uciekła.
***
Wlazł kotek na płotek
i mruga.
Piękna to piosenka
niedługa.
Niedługa, niekrótka,
lecz w sam raz,
a ty mi Halusiu
buzi dasz!
[...]
***
Leciała osa
do psiego nosa,
pies śpi.
Leciała mucha
do psiego ucha,
pies śpi.
Leciała sroka,
do psiego oka,
pies śpi.
Leciała wrona
do psiego ogona,
pies śpi.
Przyleciał kruk,
dziobem w bok stuk,
pies "wau!"
***
Na zielonej łące
pasie pies zające,
co się który ruszy
odgryzie mu uszy.
Tańcowały dwa Michały
Tańcowały dwa Michały
Jeden duży, drugi mały,
Jak ten duży zaczął krążyć,
To malutki nie mógł zdążyć.
Tańcowały dwa Michały,
Jeden duży, drugi mały,
Tak tańcują dookoła,
Aż im pot się leje z czoła.
Tańcowała ryba z rakiem,
A pietruszka z pasternakiem;
Cebula się dziwowała,
Że pietruszka tańcowała.
Tańcowała śliwka z banią,
Grochowianka z miotłą za nią!
A pogrzebacz się dziwuje,
że i miotła też tańcuje.
***
Jedzie, jedzie pan, pan,
na koniku sam, sam,
a za panem chłop, chłop,
na koniku hop! hop!
A za chłopem żyd, żyd,
na koniku hyc! hyc!
a za żydem żydóweczki
pogubiły
Przy grze w dzięcioła
Lata ptaszek po ulicy,
Szuka sobie ziarn pszenicy,
A ja sobie stoję w kole
I wybieram kogo wolę
***
Koło młyńskie
za cztery reńskie,
koło nam się połamało,
cztery reńskie kosztowało,
a my wszyscy - benc!
***
W stodole, w stodole
kurczęta były,
maluśką szpareczką
powychodziły.
- Widziałeś, chłopczyno?
- Widziałem, panie.
Maluśką szpareczką
patrzałem na nie.
***
Cztery mile za Warszawką
ożenił się dudek z kawką,
wszystkie ptaki pospraszali,
tylko sowie znać nie dali.
Gdy się sowa dowiedziała,
w cztery konie przyjechała
Siadła sobie na kominie,
zaśpiewała po łacinie.
Ptactwo w kąty się pokryło,
bo się sowy przestraszyło,
a ta siadła na przypiecku,
grać kazała po niemiecku.
Kaczka grała, gęś skakała,
a kura się dziwowała.
Drozdy, szpaki, trznadle, kszyki
w takt tańczyły do muzyki.
Pojął wróbel sowę w taniec,
hulał z nią jak opętaniec
obertasa i mazura,
aż jej urwał pół pazura.
- A ty wróblu, ty huncwocie,
tobie tańczyć z żabą w błocie!
Gdyby nie szło mi o gości
wytrzęsłabym z ciebie kości!
- A ty sowo zatracona,
przyszłaś tutaj nieproszona,
zaraz ciebie wyrzucimy,
na gałęzi powiesimy.
Wszystkie ptaki się porwały,
sowę z izby precz wygnały.
- Siedźże sobie w domu sama,
kiejś nie sowa, ino dama.
***
Żydóweczka Szajka
sprzedawała jajka
- A po czemu?
Po złotemu -
I skończona bajka.
***
Chodzi baj po ścianie
w szerokim kaftanie.
Baj, baj kaftan długi ma,
baj, baj pięknie sobie gra.
***
Tam na górce skacze zając,
nóżeczkami podrzucając
i ja bym tak podrzucała,
żebym takie nóżki miała
jak zając.
***
Ciuch, ciuch, ciuch, ciuch po podłodze,
umykaj się nóżko nodze,
a koreczek koreczkowi,
a dziewczynka chłopczykowi!
Tup, tup, tup, tup, po podłodze,
już mi trzewik pękł na nodze.
Dajcie igłę szewczykowi,
nie poradzi trzewiczkowi
Po podłodze smyku, smyku,
jest już łata na trzewiku.
Dajcie szóstkę szewczykowi,
że poradził trzewikowi!
- Tupnij nóżką, tupnij nogą,
są pieniążki pod podłogą!
- Choćbym tupnął i obiema,
nie wyskoczą, bo ich nie ma!
***
Poleciała przepióreczka w proso,
a ja za nią nieboraczek boso,
trzeba by się pani matki spytać,
czy pozwoli przepióreczkę schwytać?
- A chwytajże ją, syneczku, chwytaj,
tylko się jej skrzydełek nie tykaj!
- A jakże ją, pani matko, schwytać,
żeby się jej skrzydełek nie tykać?,
- Trza nastawić mój syneczku sieci,
to ci sama przepióreczka wleci.
***
Poszedł krawiec do piekiełek,
wziął troje widełek.
Pożgał, pomłócił,
wniwecz pieklisko obrócił.
***
Deszczyk kropi, słońce świeci
Baba-Jędza masło kleci.
A bodaj go nie skleciła,
świnkom za płot wyrzuciła!
***
A sio, a sio, kurki,
do waszej komórki,
obłożę wam nóżki
listkami z pietruszki!
***
Panie Boże wszechmogący,
jedli szewcy groch gorący,
gęby sobie poparzyli,
więcej grochu nie warzyli.
***
Kulik w lesie jajka niesie.
Przyleciała czajka, wypiła mu jajka.
Kulik płacze,
czajka skacze.
Kulik płacze,
czajka skacze.
Przyleciał-ci gawroneczek,
wyrwał czajce ogoneczek.
Czajka płacze,
kulik skacze.
***
- Zagrajże mi, jak umiesz,
upiekę ci żywą mysz.
- Jakże byś ją upiekła,
kiedy by ci uciekła!
***
Siedzi baba na cmentarzu,
Trzyma nogi w kałamarzu,
Przyszedł duch - babę w brzuch,
Baba fik, a duch znikł.
***
Biełka, Striełka, sobaka, pies,
Gotowa rakieta na księżyc jest.
Kto chce jechać łunochodem,
Musi zabrać chleba z miodem.
Tibi, tibi, ajka
Powiedziała Łajka.
***
Motor, skuter, odrzutowiec,
Którym jedziesz, zaraz powiedz!
Na skuterze pojedzie
Ten, kto pierwszy ubędzie.
A kto drugi i trzeci -
Odrzutowcem poleci.
Czwarty siądzie na motor,
A ty pójdziesz piechotą.
***
- Kto się gniewa,
Niech się gniewa,
Niech se przypnie
Nos do drzewa.
Niech to drzewo
Dotąd nosi,
Aż się z nami
Nie przeprosi!
***
Raz, dwa, trzy, cztery,
Maszeruje Huckleberry,
Za nim idą Pixi, Dixi
Wykąpane w proszku IXI,
A za nimi krowy dwie,
Wykąpane w proszku "E"
[albo:] Wykąpane w "Pollenie".