Młody
Technik
Mechaniczny
artyzm
Sierpień
2002
Kiedy 20 lat temu dalekowschodnie
koncerny przystąpiły do masowej
produkcji tanich zegarków
elektronicznych wydawało się, że dni
tradycyjnych czasomierzy napędzanych
sprężyną są policzone. Szwajcarski
przemysł zegarkowy przeżywał szok,
gdy zainteresowania konsumentów
zwróciły się najpierw w stronę
analogowych zegarków kwarcowych, a
następnie bardzo tanich,
wielofunkcyjnych czasomierzy z
wyświetlaczami LCD. Któż z nas nie
miał dalekowschodniego zegareczka z
melodyjkami? Za alergiczną można
uznać reakcję szwajcarskich wytwórców,
którzy stworzyli SWATCH-a. Jego
jaskrawo tandetna konstrukcja, będąca
wręcz karykaturą dalekowschodnich gadżetów, odniosła jednak
spektakularny sukces. Ponad 20 lat temu zakończyłem artykuł w
"Młodym Techniku" stwierdzeniem, że mimo nieuchronnej ekspansji
elektroniki, w przyszłości nie zabraknie zwolenników tykającego
balansu. I rzeczywiście, od kilku lat obserwuje się coraz większe
zainteresowanie wysokiej klasy zegarkami mechanicznymi.
Reaktywowane są stare, zapomniane marki, przywraca się pełne
technicznego artyzmu XIX-wieczne rozwiązania konstrukcyjne, rośnie
sprzedaż tradycyjnych czasomierzy wysokiej klasy. Warto prześledzić
fascynujące szczegóły konstrukcyjne skomplikowanego maleństwa, aby
zrozumieć fenomen tej sentymentalnej mody.
W wielkim skrócie można by skwitować, że zegarek to wielostopniowa
przekładnia zębata, w której na jednym końcu znajduje się napęd, zaś na
drugim izochroniczny regulator zapewniający powolny i równomierny
ruch całej przekładni wraz ze wskazówkami. Źródłem energii w
klasycznym mechanizmie jest sprężyna - płaska, stalowa taśma zwinięta
w bębnie napędowym. Mimo iż to najmniej ciekawy fragment
mechanizmu, stare powiedzenie mówi, że dokładność czasomierza
zaczyna się właśnie w tym miejscu. W praktyce oznacza to, że sprężyna
powinna równomiernie napędzać mechanizm niezależnie od stopnia
nakręcenia. Stosowane obecnie sprężyny formowane są w kształcie
litery S - po zwinięciu w bębnie mają mniejsze tarcie międzyzwojowe. W
niektórych konstrukcjach w celu zwiększenia rezerwy chodu i
zmniejszenia grubości mechanizmu montowane są dwa współpracujące
szeregowo bębny. Przy okazji wyrównuje się moment napędowy w
użytecznym zakresie pracy.
Wygodniejszy od ręcznego nakręcania główką jest naciąg automatyczny.
We współczesnych zegarkach stosuje się rozwiązanie z wahliwym
półokręgiem, przekazującym energię kinetyczną za pośrednictwem
przekładni zwalniającej do sprężyny. System zapadek umożliwia
wykorzystanie ruchu wahnika w obu kierunkach, w zakresie pełnych
360 stopni obrotu. W celu uzyskania maksymalnej wydajności
energetycznej wahnik obejmuje swą średnicą zazwyczaj cały
mechanizm. Dla zapewnienia odpowiedniej trwałości ten dość ciężki
element (w niektórych modelach wykonany z czystego złota)
łożyskowany jest na kulkach o średnicy 0,5-0,7 mm. Konstrukcje z
małym wahnikiem zwanym mikrorotorem, nie wystającym ponad
mechanizm, bywają stosowane w szczególnie cienkich, drogich
modelach wizytowych. Zazwyczaj już po kilku godzinach noszenia
automatu na ręku sprężyna jest w pełni nakręcona i magazynuje energię
na 40-50 godzin pracy. Mimo to pojawia się coraz więcej modeli ze
wskaźnikiem rezerwy chodu. Ten element miał uzasadnienie w
przeszłości, gdy rozwiązania konstrukcyjne i jakość wykonania naciągu
automatycznego nie zapewniały odpowiedniej wydajności, a zegarek
niekiedy należało dodatkowo nakręcać ręcznie. Dziś jest to raczej
ozdoba, ciekawostka techniczna. Jedna z szacownych marek ma w
swojej ofercie modele pracujące aż 100 godzin po zdjęciu z ręki.
Pomijając praktyczne zalety tego osiągnięcia, jest ono świadectwem
doskonałej wydajności napędu (dwubębnowego) i małych oporów całej
przekładni wraz z balansem.
Automat poza wygodą
umożliwia zwiększenie
dokładności, ponieważ gdy
jest noszony sprężyna
dysponuje cały czas
naciągiem bliskim
maksymalnemu. Dzięki temu
balans ma w tym czasie dużą
amplitudę i jest mniej
wrażliwy na zakłócenia
spowodowane choćby
wstrząsami. Naciąg ręczny
spotyka się już tylko w
nielicznych, drogich
modelach jubilerskich i do
specjalnych zastosowań, np.
dla astronautów.
Od sprężyny moment
napędowy przekazywany
jest dalej do balansu poprzez
kolejne stopnie przekładni
zębatej. Osie maleńkich kółek
łożyskowane są ślizgowo w
panewkach wykonanych z
syntetycznego rubinu, tzw.
kamieniach. Rozwiązanie to
zapewnia odpowiednią
trwałość, dlatego dawniej o
jakości mechanizmu
świadczyła liczba kamieni. W
zwykłym zegarku z naciągiem ręcznym i centralnym sekundnikiem jest
ich najczęściej 17, czyli wszędzie tam, gdzie są technicznie uzasadnione.
W automatach może być o kilka więcej, a w zegarkach z dodatkowymi
funkcjami nawet ponad 40. Kamienie jak również łożyska metalowe i
inne elementy muszą być smarowane. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu za
najlepszą do tych celów uważano oliwę z wygotowanych kości baranich.
Stosowane obecnie oliwy syntetyczne charakteryzują się przede
wszystkim większą trwałością. Przeprowadzana co 2-5 lat konserwacja
zegarka polega głównie na wyczyszczeniu mechanizmu z zestarzałych
smarów i nałożeniu nowych. Przekładnie zębate nie są w ogóle
smarowane, gdyż przy ich skokowym, powolnym ruchu z niewielkimi
obciążeniami jest to niepotrzebne, a wręcz zwiększałoby opory.
Stosowane są specjalne zazębienia o zarysie cykloidalnym
korygowanym umożliwiającym uzyskanie bardzo dużych przełożeń
przy zachowaniu wysokiej sprawności.
Z ostatniego elementu przekładni, jakim jest koło wychwytowe energia
przekazywana jest poprzez kotwicę do balansu. To najbardziej
fascynujący fragment mechanizmu zegarkowego, jakby bijące "żywe
serce". Żeby zrozumieć jak działa wychwyt, w jaki sposób napędza
balans, najlepiej zobaczyć to na własne oczy. Mając lupę i np. jakiś
sowiecki budzik warto samemu poeksperymentować i zbadać
kinematykę tego
skomplikowanego zespołu,
który obecną formę uzyskał
już półtora wieku temu.
Cała funkcja wychwytu
sprowadza się z jednej
strony do napędzania
balansu, zaś z drugiej zaś
balans, w rytm swoich
wahnięć, ma zapewniać
równomierny ruch
wychwytu i dalej całej
przekładni wraz ze
wskazówkami. Stosowane
obecnie balanse
jednometalowe
wykonywane są najczęściej
z twardych,
niemagnetycznych brązów
berylowych o firmowej
nazwie Glucydur. Balanse bimetalowe, które można czasami spotkać w
starych zegarkach kieszonkowych, współpracowały ze sprężynami
włosowymi wykonanymi ze stali. Sprężystość takiego włosa była w
przybliżeniu odwrotnie proporcjonalna do temperatury. Wyginające się
bimetalowe ramiona miały zmieniać moment bezwładności balansu i
kompensować zmianę sprężystość stalowego włosa. Ponieważ pojawiał
się tzw. wtórny błąd kompensacji stosowano niekiedy jeszcze
dodatkowe, mniejsze bimetalowe ramiona. Na wieńcu balansu i
dodatkowych ramionach znajdowało się mnóstwo wkrętów
regulacyjnych i wyważających, których ustawienie było łamigłówką
dostępną tylko najlepszych zegarmistrzów. Wynalezienie
wieloskładnikowych stopów niklowo-chromowych o niezależnym od
temperatury module sprężystości (Nivarox) zdecydowanie uprościło
konstrukcję balansów i zwiększyło dokładność.
Prostą regulację polegającą na zmianie czynnej długości włosa
przesuwką można przeprowadzić nawet samemu, korzystając choćby z
radiowego sygnału czasu. Wysokiej klasy zegarki mają balanse
regulowane na elektronicznych sprawdzarkach (chronokomparatorach)
w kilku pozycjach - najczęściej dwóch, ale zdarza się że nawet ośmiu.
Ma to na celu precyzyjne wyważenie balansu wraz z włosem w ruchu,
jak również sprawdzenie wpływu temperatury i zmian oporów w
łożyskach. Konstrukcja łożysk powinna zapewniać niezmienność
oporów tarcia w różnych pozycjach, a co za tym idzie amplitudy
balansu, gdyż wbrew pozorom wielkość amplitudy ma wpływ na okres
jego wahań. W zwykłej, spiralnej sprężynie włosowej środek ciężkości
nieustannie "wędruje" w trakcie jej zwijania się i rozwijania. W
zależności od pozycji, w jakiej znajduje się zegarek oraz od aktualnej
amplitudy balansu chód może być wskutek tego przyśpieszony lub
opóźniony. Regulacja przeprowadzana dla warunków uśrednionych
(oznaczana często na werku jako "unadjusted") może dać bardzo dobre
wyniki, lecz w celu uzyskania najwyższej dokładności w niektórych
mechanizmach stosowany jest włos wynaleziony przez najsłynniejszego
zegarmistrza, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku Abrahama
Bregueta. Dzięki specjalnemu, przestrzennemu ukształtowaniu
końcówki włosa wg ściśle wyliczonej krzywej rozwija się on
koncentrycznie, a jego środek ciężkości zawsze pozostaje na osi balansu.
Włos bregetowski jest jednak znacznie droższy od płaskiego i zwiększa
grubość kompletu balansowego.
Prawie milion mechanizmów każdego roku poddawanych jest
testowaniu przez Contrôle Officiel Suisse des Chronometres. Instytucja
ta wydaje indywidualne certyfikaty dokładności z wyszczególnionymi
odchyłkami chodu zarejestrowanymi w trakcie wielodniowych
obserwacji w różnych pozycjach i temperaturach. Nie znaczy to, że tylko
chronometry charakteryzują się satysfakcjonującą dokładnością, tym
bardziej że liczne firmy same
ustanawiają sobie bardzo
wysokie normy. Większość
producentów dość ostrożnie
gwarantuje dobową odchyłkę
na poziomie 10-20 sekund. W
praktyce po "dostrojeniu"
czasomierza do trybu życia
właściciela nietrudno uzyskać
dokładność znacznie lepszą.
Osiągnięciu wysokiej
dokładności w zegarkach
noszonych, które ciągle
podlegają różnym czynnikom
zakłócającym, sprzyja
zwiększenie częstotliwości
balansu. 18.000 uderzeń na
godzinę było wartością typową
i wystarczającą dla
kieszonkowych "cebul". W
przypadku wielu
współczesnych czasomierzy
naręcznych wartość tę
podwyższono do 28.800, a
jeden ze słynnych mechanizmów tyka aż 36.000 razy na godzinę.
Konstruktorzy tak "szybkobieżnego" wychwytu musieli obniżyć masę i
jednocześnie zwiększyć sztywność współpracujących, maleńkich
elementów, aby zapobiec ich niekontrolowanemu odbijaniu się.
Problemem było również skuteczne smarowanie kotwicy, gdyż. rzadka
oliwa uciekała, zaś gęsta zbytnio hamowała ruch. Zastosowano
smarowanie suche dwusiarczkiem molibdenu. Wysokiemu
zapotrzebowaniu energetycznemu balansów o podwyższonej
częstotliwości nie da się jednak zaradzić, co przez użytkowników
widziane jest jako "leniwe" działanie automatycznego naciągu (w
rzeczywistości jego wydajność jest bardzo dobra, tyle że za mała dla tak
"żarłocznego" balansu). Od 30 lat "najszybsze zegarki świata"
produkowane są praktycznie tylko przez jedną firmę i cieszą się wręcz
kultowym poważaniem koneserów na całym świecie.
Ponieważ opory tarcia w łożyskowaniu balansu powinny być jak
najmniejsze, czopy jego osi muszą mieć bardzo małą średnicę. Dawniej
upadek zegarka zazwyczaj kończył się wizytą u zegarmistrza w celu
wymiany pękniętej osi balansowej. Obecnie nawet najtańsze wyroby
zaopatrzone są w łożyskowanie sprężyste. Idea wynalazku jest prosta -
kamienie dociskane są do stożkowego gniazda delikatnymi
sprężynkami, które w przypadku przekroczenia dopuszczalnego
obciążenia uginają się w takim zakresie, aby oś balansowa oparła się o
gniazdo łożyska fragmentem o dużym przekroju.
Nawet w najprostszym zegarku mechanicznym znaleźć można jeszcze
wiele innych elementów i rozwiązań nie spotykanych w jakichkolwiek
innych urządzeniach. Nabywcy zegarków mechanicznych jako powód
swojego wyboru najczęściej podają bardziej "ludzką" naturę tych
maleńkich urządzeń, w które trzeba włożyć sporo ręcznej pracy
rzemieślnika. Jej efekty, inaczej niż w przypadku elektroniki, można
usłyszeć a także zobaczyć, gdyż coraz więcej czasomierzy ma
przezroczyste dekle i specjalne wycięcia w tarczy ukazujące piękno
kinematyki wychwytu. W odpowiedzi na oczekiwania wyrobionych
klientów słynne manufaktury prześcigają się w wyposażaniu swoich
dzieł w liczne dodatkowe funkcje zwane komplikacjami. Obok
wspomnianego już wskaźnika rezerwy chodu w coraz większej liczbie
modeli znaleźć można stoper, repetier wybijający aktualny czas, budzik,
wieczny kalendarz z fazami księżyca. Odkurzono z XIX-wiecznego
zapomnienia niezwykle skomplikowane obiegowe urządzenie
wychwytu tzw. tourbillon, mający niwelować błąd pozycyjny. Pracuje
się także nad nowymi wynalazkami, wśród których za najważniejszy w
ostatnim czasie można uznać wychwyt Co-Axial. Najbardziej
skomplikowane, wielofunkcyjne mechanizmy zbudowane są ze
znacznie większej liczby elementów, niż np. wielocylindrowe silniki
spalinowe. Prawdą jest, że wszystkie te wysiłki mogą wydawać się
zupełnie nieracjonalnymi wobec nieograniczonych możliwości taniej
mikroelektroniki. Cóż, kapryśny żagiel też można zastąpić mnóstwem
dieslowskich koni mechanicznych, a na szczyty gór po prostu polecieć
śmigłowcem...
Mirosław Zięba