Nadleciał wiatr
Najpierw się chowasz gdzieś tam w przestrzeni,
Jakbyś wstydził własnego imienia,
A potem pieścisz swym dechem trawy,
Jakby cię droczył widok ich cienia.
Aż z nagła, nagła przybierasz na sile,
I zdzierasz z kwiatów barwne stroje,
Mówiąc: „ –To można zniszczyć, to można podrzeć,
Bo to jest cudze; bo to nie moje.”
I przybierając wciąż na sile,
Niczym zapałki łamiesz drzewa,,
Mrucząc: „ – Muszę to zmiażdżyć,
Bo ja nie lubię gdy ptak w nich śpiewa.”
I dalej, dalej pędzisz nad morze,
A tam Posejdona grasz w najlepsze,
I masy wody smyrgasz na skały,
A lżejszą pianę aż w powietrze.
Aż nagle znów cichniesz, gdzieś w przestrzeni,
I cisza z tobą na nowo rozmawia,,
Lecz ty jej nie słyszysz,
Bo w tobie kolejny żywioł – złość swą – wyżłabia…
I. Iwańska
Warszawa 2015-09-29