Świt
Otworzyła oczy kiedy do pokoju wślizgiwał się szary świt. Mogło być koło 4 nad ranem.
Wszechobecną ciemność zaczął powoli zastępować chłodny półmrok. Nie rozjaśniał niczego, nie
sprawiał, że noc szybko uciekała zabierając swoje gwiazdy. Wciąż było ciemno, mrocznie, ale dało się
już dostrzec pojedyncze kontury mebli w pokoju.
Poczuła podmuch na twarzy, pachnący nowym dniem, który już niedługo miał się rozpocząć. Zrobiło
się chłodno, chłodniej niż w środku nocy. Zimne powietrze nieśmiało, ale nieprzerwanie drażniło jej
ramiona, policzki, żeby za chwilę wniknąć w pościel, pozostawiając ją chłodną i bezużyteczną. Zaczęła
dygotać i przewracać się z boku na bok, równocześnie żałując, że ma na sobie tylko cienką koszulkę.
Znowu powiew. Tym razem wyraźniejszy. Spojrzała na uchylone drzwi nie mogąc oprzeć się wrażeniu,
że czuje przeciąg, ale przecież zamknęła okna w salonie gdy kładła się spać. Zamknęła oczy i jeszcze
raz spróbowała zignorować przejmujące zimno. Kilka sekund później dała za wygraną i zrozumiała, że
musi wstać. Powoli odsunęła kołdrę i stanęła na zimnej podłodze. Natychmiast pożałowała swojego
czynu. Krew szumiała jej w uszach od niedawno wypitego alkoholu, serce przyśpieszyło i zakręciło jej
się w głowie tak, że musiała oprzeć się o szafę. Nie była pijana. Nie nie, z pewnością nie. Ale jeszcze
czuła skutek wczorajszej próby zrelaksowania się. Za dużo nauki, za dużo pracy, za dużo zamieszania,
za dużo ludzi na co dzień. Czasem potrzeba chwili spokoju, momentu na oddech. Nie było łatwo
opanować drżenie nóg w duecie z dreszczami spowodowanymi zimnem, ale poczuła nagły przypływ
satysfakcji gdy odetchnąwszy stanęła o własnych siłach i otworzyła szafę w poszukiwaniu bluzy.
Trzymała ją w rękach i już miała założyć kiedy zatrzymała się w połowie ruchu. Coś było nie tak. O
czymś zapomniała. I usłyszała szelest kartek książki na biurku, które zamaszyście przewracane przez
wiatr, robiły sporo hałasu w pokoju pogrążonym w totalnej ciszy. Okno. Właściwie nie mogła sobie
przypomnieć dlaczego zostawiła je otwarte. Może było duszno, może czuła mdłości w nocy. Przez
wino. Znowu mocniej zawiało, Drzwi do sypialni otworzyły się i łupnęły o ścianę. Podskoczyła.
Nieprzyjemne uczucie gęsiej skórki na ramionach nasilało się z każdą sekundą, dreszcze
przepływające od karku w kierunku pośladków natarczywie spływały po jej ciele jak zimna woda. Ale
nie założyła bluzy. Coś ją zaniepokoiło i kazało jej słuchać. Oparła się o parapet i zapatrzyła w niebo
wytężając słuch. Może to wiatr, może to on strącił coś przypadkiem ze stołu w sąsiednim pokoju.
Jakby w odpowiedzi powietrze zawyło cicho i zatrzasnęło drzwi. Teraz już się nie bała i stała patrząc
na latarnię na przeciwko okna. Ona była jak jej serce. Żywe pośród mroku. Co z tego, że świeciła
mętnym blaskiem, ale nieprzerwanie i uparcie. Zamknęła oczy i wsłuchała się w szum muskający jej
ucho. Kosmyk włosów załaskotał ją w twarz wywołując uśmiech i nagle poczuła się spokojna. Poczuła
się szczęśliwa ze wszystkimi swoimi wadami i porażkami. Z całym drżącym ciałem, gęsią skórką,
niereformowalnym charakterem i nieukładającymi się włosami. Do pełni szczęścia brakowało tylko
jednego... Wody. Prawie się roześmiała. Ach ten kac. Ignoruje humor swojej ofiary, nastawienie i
wszelkie nastroje, działając zawsze tak samo bezlitośnie. Sięgnęła po szklankę i przycisnęła ją do ust
pijąc łapczywie. Pośród tej barwnej, wesołej ciszy i ciemności świtu, coś przerwało jej beztroskę.
Dźwięk otwieranych drzwi. Po cichu, powoli. Zakrztusiła się nie wierząc własnym uszom. Strużka
zimnej wody spłynęła po jej brodzie skapując na dekolt. Uczucie prawie zabolało, kiedy już myślała, że
teraz będzie cieplej. Skoro jest szczęśliwsza to na pewno będzie... Ale nie. Zdała sobie sprawę, że
wiatr wieje ciągle, teraz jakby mocniej. Krople bezlitośnie płynęły dalej. Zatrzymały się na sekundę na
jej lewej piersi i litościwie omijając sutek zniknęły gdzieś w pępku. Syknęła. Teraz słyszała tylko swoje
serce bijące w oszalałym tempie.
Drzwi zamknęły się tak samo cicho jak otworzyły. Bała się odwrócić. W głowie miała kilka myśli na raz
i żadna nie dała rady przekrzyczeć pozostałych.
I nagle to. Wystarczyła chwila. Uczucie intensywniejsze niż kropla zimnej wody, niż kłujący wiatr.
Zaskakujące i silne. Potrzebowała kilku sekund żeby uświadomić sobie co poczuła i co właściwie się
dzieje. Palce na biodrze, rytmicznie gładzące jej zmarznięta skórę. I powietrze na ramieniu. Ale to
powietrze było inne. Bliskie i ciepłe. Stał za nią. A co jeśli to nie jest on? Ale nie. Jej wątpliwości
minęły tak szybko jak się pojawiły.
- Ładnie pachniesz – szepnął. Zatrzęsła się z wrażenia. Tak jakby jego głos obudził nagle wszystkie
komórki w jej ciele, wibrując w jej głowie. Nie odezwała się. Nie pozwoliło jej szczęście, które poczuła.
Teraz już nigdy nie będzie jej zimno. Mimo, że nie patrzyła w jego twarz była pewna, że w tej chwili
się uśmiecha. Tak sam do siebie. Trochę do jej ciała. Milczała pozwalając niecierpliwym palcom
łaskotać swój brzuch. Jej własne zaczęły gorączkowo prostować się i zaciskać na parapecie.
- Zimno ci? – odezwał się znowu. Kiwnęła głową przełykając ślinę. – Nie zamknęłaś okna. – w jego
głosie usłyszała rozbawienie. Sięgnął po szklankę, którą odstawiła na parapet i przejechał nosem po
jej szyi chłonąc zapach stęsknionego ukochanego ciała. Cały czas czuła na sobie jego uśmiech.
- Ale ty tak lubisz, prawda? Lubisz jak ci zimno – zaśmiał się cicho. Poczuła chłód szkła na swojej szyi, a
później resztkę wody spływającą w dół i tym razem bez skrupułów sunąca po szyi, piersi i brzuchu.
Kropelka spłynęła wzdłuż kręgosłupa i dalej pomiędzy pośladki. Zadrżała i odkryła, że oddycha dużo
szybciej i dokładnie w momencie kiedy zdecydowała się odwrócić, objął ją, złapał za nadgarstki i
odklejając dłonie od parapetu przesunął, a później delikatnie przycisnął do ściany. Była zimna.
Przygniatając ją ostrożnie, zanurzył palce w jej spływających po plecach, włosach i odchylił jej głowę
do tyłu. Poddała się jego działaniu. Zbliżył twarz do szyi i poczuła na niej jego zęby. Ugryzł. Nie bolało,
ale wystarczyło, by poczuła między nogami znajomą wilgoć. Nie wytrzymała. Musiała sprawdzić.
Sama się przekonać czy to na pewno on. Czy to wszystko jej się nie śni. Sięgnęła do tyłu, ale zanim
zdążyła cokolwiek zrobić, delikatnie zacisnął zęby na jej ramieniu i polizał jej skórę. Jęknęła cicho
zaciskając dłoń na jego dżinsach. Wiedziała, że jeśli nadal będzie się z nią tak droczył, nie wytrzyma
tego napięcia. Tej wyczekiwanej, dławiącej, gorącej przyjemności wprawiającej jej ciało w stan
niekontrolowanych pulsacji. Chciała go odepchnąć i rzucić się na niego. Jak dzikie zwierzę na swoją
ofiarę. Chciała zobaczyć jak to jest torturować. Tak jak on ją w tej chwili. Nie wiedziała czy usłyszał jej
myśli, czy to tylko zbieg okoliczności, ale nagle odwrócił ją i wreszcie mogła na niego spojrzeć. Dobrze
znaną twarz zdobił lekki uśmiech przygaszony nadmiarem podniecenia. W niewyraźnym półmroku
zobaczyła zielone oczy, świecące w ciemności, pełne iskier. W jakiś sposób udało jej się uśmiechnąć.
Rozchyliła usta żeby coś powiedzieć, ale on tylko na to czekał. Wpił się w nią wsuwając swój język
głęboko, tak żeby go poczuła. Odnalazł jej. Taki ciepły i mokry. Przesuwała paznokciami po jego
plecach podczas gdy ich języki zachłannie się o siebie ocierały. Przejechała językiem po jego ustach,
złapała zębami wargę i zaczęła ją ssać. Poczuła jego palce zsuwające się po ramionach w kierunku
piersi. Teraz miał ją całą. Była jego. Czuła jak jego ciało drży i słyszała głośne bicie serca. Opał swoją
głowę na niej, pogładziła go po włosach. Poczuła jak niecierpliwie ściska jej piersi, jak pociera sutki i
nie mogąc powstrzymać podniecenia dyszała mu głośno do ucha, sprawiając, że wzdrygał się,
drażniony ciepłym powietrzem. Oderwali od siebie swoje rozpalone ciała, ale tylko na moment.
Szybko zdjęła jedyny element odzieży jaki miała na sobie. Nie chciała już żadnej bariery. Wystarczy, że
czas ich rozdzielał. Ta koszulka już nie ma prawa. Podeszła do niego z powrotem i pomogła mu zdjąć
jego. W zdenerwowaniu nie mogła poradzić sobie z rozporkiem. Na nim też niczego nie chciała. Tylko,
żeby był nagi jak ona i żeby mogli dotykać się bez żadnych przeszkód. Mocowanie się z paskiem, a
później zacinającym się suwakiem nie należały do zadań łatwych. Zniecierpliwiony odsunął jej ręce.
- Daj... ja..
- Nie... – nie mogła mówić. Na chwilę zaschło jej w ustach, ale szybko pomógł jej obejmując jej usta
swoimi. Suwak uległ. Nie była pewna czy nie na zawsze, ale to w tej chwili było najmniej ważne. Wziął
ją na ręce, położył na łóżku i szybko zdjął resztę ubrań, nie spuszczając z niej wzroku. Położył się na
niej. Prawie parzyła z gorąca. Nie mogła powstrzymać jęku, kiedy wreszcie poczuła na sobie jego
ciało. Zacisnęła powieki, otworzyła usta, a jej dłonie natychmiast znalazły się na jego karku. Nie była
w stanie utrzymać ich w jednym miejscu. Tracąc kontrolę nad emocjami pozwoliła im przesuwać się
po jego plecach, pośladkach, szyi, włosach. Czuła się jak płomień. Jej ciało wibrowało, wiło się pod
nim, nieokiełznane, niespokojne. Wściekłe, że nie może poczuć, go całego w jednej chwili. Całego
jego ciała. Polizał jej szyję. Chciała zamienić się miejscami, ale przytrzymał ją i ich usta znowu się
złączyły. Przesuwał językiem po jej zębach, drażnił się z nią zaczepiając o jej język, a ona tak bardzo
chciała go poczuć. Jego ciepło, wilgoć. Smak jego ust. Upajający. Pomiędzy urywanymi oddechami
poprosił ją, żeby otworzyła usta. Wiedziała o co mu chodzi. Po chwili poczuła to czego tak bardzo
potrzebowała. Z zamkniętymi oczami czekała na to co się stanie. Drżąca i rozpalona. Poczuła strużkę
śliny na swoim policzku i ustach. Chłodna, lepka spłynęła w dół po szyi. Oblizała wargi. Chciała
jeszcze. Chciała to poczuć, chciała czuć jego. Czekała z otwartymi ustami, cicho jęcząc. Wijąc się pod
nim. Czuła tarcie prześcieradła o nagą skórę i jego ciężar. To ją dodatkowo nakręcało. Znowu to
zrobił. Spłynęło po jej języku do gardła. Przełknęła. Później jego mokre usta złączyły się z jej i razem
upajali się swoim smakiem, swoim zapachem i temperaturą. Między nogami czuła mokry, śliski żar,
tworzący sporą plamę pod jej pośladkami. Chciała żeby ją dotknął, chciała się dotknąć. Musiała
poczuć ulgę. Wiedziała, że nie zniesie dłużej jego pocałunków. Zjechał niżej. Złapał zębami sutek.
Przygryzł. Bolało, ale tylko przez krótką chwilę. Wzięła go za rękę i próbowała skierować pomiędzy
swoje nogi, ale jeszcze nie chciał. Nagle przestał całować jej piersi. Położył się na plecach, ją wciągnął
na siebie. Patrząc jej w oczy pozwolił jej otoczyć go swoim wilgotnym, ciasnym ciepłem. Prawie
krzyknęła czując jak powoli ją wypełnia, jak rozszerza jej wąskie wnętrze, jaki jest gorący i twardy.
Złapał ją za biodra i docisnął do końca. Jęknęła przeciągle. Czuła jak w niej pulsuje i to jak ona zaciska
się na nim z rozkoszy.
- Zejdź – wydyszał. Popatrzyła na niego błagalnie. – Zejdź. Chcę żebyś go teraz oblizała. Żebyś czuła
swój smak zmieszany z moim. – Zsunęła się z niego i strużki śluzu wyciekły natychmiast z jej dziurki
ściekając po udach i zostawiając ślad na jego brzuchu. Zbliżyła się do niego. Dotknęła palcami. Był
duży, sztywny. Oblepiony jej podnieceniem. Zawsze ją zachwycał, odkąd pamiętała. Jego dotyk,
delikatna skóra i jej kolor. Taki nabiegły krwią, zachęcający. Objęła go ręką i zbliżyła do niego swoją
twarz. Potarła policzkiem i nosem. Pachniał nią i czymś jeszcze. Sobą. Lubiła ten zapach. Kojarzył jej
się ze spełnieniem. Gorący, delikatnie pulsował. Wiedziała, że nie da rady się oprzeć. Polizała główkę.
Spojrzała w górę. Patrzył na nią. Skupiony, rozgrzany. Chciała jeszcze. Przesunęła językiem od dołu do
góry wyczuwając każdą żyłkę, każdą nierówność. Poznając go od nowa. Zlizała kropelkę jego
przyjemności, która utworzyła się na jego czubku. Lekko słony smak, tak długo wyczekiwany.
Wsunęła go sobie do buzi. Poczuła na nim swoją cipkę. Zaczęła ssać od czasu do czasu przesuwając po
nim twarzą. Tak bardzo lubiła jego dotyk. Ale on przerwał jej pieszczoty i ułożył ją na plecach.
Uśmiechnął się. Wiedziała, że zaraz upomni się o to co należy się jemu. Położył się między jej nogami i
poczuła jego język drażniący jej łechtaczkę. Wzdrygnęła się. Przytrzymując jej biodra, polizał ją kilka
razy i zszedł niżej do dziurki. Poczuła jak jego język zatapia się w jej wnętrzu. Mokrym do granic
możliwości. Słyszała jakby gdzieś z oddali własne jęki, pomrukiwania, a jej ciało otoczyła
wszechogarniająca rozkosz. Mięśnie napinały się w uniesieniu, palce zaciskały na prześcieradle. Z
wnętrza zaczęło wypływać jeszcze więcej płynu. Włożył dłonie pod jej pośladki, podniósł ją wyżej i
przyssał się do niej całkiem. Zdrętwiała z przyjemności. Bała się, że zapomni oddychać, że krew
zapomni krążyć w jej żyłach. Odsunął się. Nie doszła, nie chciała. Oboje byli zbyt niecierpliwi, zbyt
gorączkowi. Odwróciła się. Chciała żeby w nią wszedł. Czuła, że to ten moment. Oparła łokcie o łóżko,
rozchyliła zapraszająco nogi, ale poczuła coś innego niż myślała. Ugryzł ją delikatnie w pośladek.
Później polizał to miejsce. Jego język tam był tak zaskakujący, że prawie się przestraszyła. Uspokoił ją
kładąc rękę na jej pupie. Jego mokre pocałunki zmierzały w wiadomym kierunku.
- Nie... co ty robisz..?
- Cicho – pogładził ją drżącymi palcami po lekko spoconych z wysiłku wywołanego przyjemnością,
plecach. Powietrze stężało. Pachniało seksem. Chłód już dawno zastąpiło gorąco. I poczuła tam jego
język przesuwający się, po jej dziurce. Tej drugiej. I gorący oddech. Uczucie dziwnego strachu i
zażenowania szybko zastąpiła przyjemność taka inna i nowa. Może mroczna, niepoprawna, ale na tyle
silna, by doprowadzić jej krew ponownie do stanu wrzenia. I nagle zanim się zorientowała, zanim
powiedziała cokolwiek, przed oczami wybuchło jej milion gwiazd. Nie przestając jej lizać, zabrał rękę z
pleców i wcisnął palce do jej gorącej cipki. Mocno poruszał palcami. Tak, że zaczęła krzyczeć. Sama
nie wiedziała kiedy dokładnie jego język zastąpił palec, ale w którymś momencie poczuła, że wsuwa
go głęboko i pieści ją z drugiej strony. Świat zawirował i głośno jęcząc wspięła się na sam szczyt
przyjemności. Zacisnęła dłonie, ciało wykonało kilka niekontrolowanych ruchów i zamarło, zmęczone.
Ale on jeszcze nie był zmęczony. Pocałował jej plecy i dał jej chwilę. Krótką. Najwyżej pół minuty.
Leżała skulona, z zaczerwienioną buzią, zaczerwienioną cipką, rozwianymi włosami, oddychając
szybko.
- Proszę. Klęknij. – posłuchała. Uklękła przed nim znowu chętna. Pełna nowej energii. I wbił się w nią
mocno, do samego końca, przyciskając jej biodra do siebie. Czuła go głęboko i czuła się jego. Spuściła
głowę, pojękując, ale on wplótł rękę w jej włosy i pociągnął delikatnie, zadzierając ją do góry. W jej
głowie pojawiło się jedno słowo. Świecące intensywnie czerwonym jasnym światłem. "tak..."
Przyśpieszył. Ciszę zagłuszały jej jęki, zlewające się w jeden długi głośny jęk, jego przyśpieszony
oddech, odgłos uderzających o siebie ud, dwóch osób za bardzo pragnących się nawzajem żeby
cokolwiek mogło skłonić ich do przestania, czy nawet do zwolnienia i chlupot jej dziurki zalewanej
przez wilgoć. Wiedzieli, że to już niedługo, że jeszcze chwila. Zatarła się granica pomiędzy rozkoszą, a
bólem. Teraz chciała tylko mocniej, bardziej. A później była przyjemność. Niezmierzona,
nieporównywalna do niczego. Poczuła jego palce zaciskające się na swoich biodrach. Wystarczyło
jeszcze kilka brutalnie gwałtownych ruchów i rozluźnił uchwyt. Opadli na łóżko. Razem, obok siebie.
Słońce najpierw pojawiło się w ich oczach, później rozgościło się w pokoju.