ledwo krocząca o lasce, sprawiała wrażenie, jakby sama potrzebowała pomocy. Niemniej, nie wypadało odmówić. Wdowa
zaprowadziła nas do swego domu, biednej drewnianej chałupiny, ze sporym podwórkiem porośniętym bujną trawą. Weszła do
kuchni i przyniosła dwa talerze pełne bułek z szynką i serem, dzbanek herbaty i coś słodkiego. Potem usiadła obok nas,
rozpromieniona i szczęśliwa, przyglądała się jak pałaszujemy przygotowany przez nią posiłek. Ale nie napisałem jeszcz o
najważniejszej sprawie. Kiedy zaczęliśmy dziękować naszej dobrodziejce, na jej twarzy pojawiły się łzy, i powiedziała: „Jakże się
cieszę, że mogłam ugościć Boga”. To zdanie kompletnie zbiło nas z tropu. Jak to Boga? Pomyślałem sobie. Muszę przyznać, że
z całej pielgrzymki nie pamiętam ani jednego kazania wygłoszonego na mszach świętych. Za to krótkie kazanie staruszki,
poparte przykładem życia, zapadło mi w pamięci na długie lata.
Czasem zapominamy, że Boga mamy szukać nie w niebie, bo jeszcze tam nie trafiliśmy, lecz na ziemi. A tutaj Bóg najczęściej
przychodzi do nas w drugim człowieku, ponieważ przed 2000 lat objawił się najpierw w Jezusie z Nazaretu, człowieku
podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu. W nieco inny sposób ukazał się w misji św. Jana Chrzciciela. Mam wrażenie,
że owa staruszka doskonale zrozumiała tę ewangeliczną prawdę, chociaż nie skończyła żadnych studiów teologicznych. Nie
posiadała wiele, ale potrafiła się podzielić. I dlatego zauważała Boga na ziemi.
O duchowości z krwi i kości / DEON.pl
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje/adwent-2010-rekolekcje/piorko...
1 z 1
2010-12-21 23:33