14 CZAROWNICA

background image

CZAROWNICA

Niemała bieda zdarzyła się była w domostwie rybaka Jana

Kąkola w Chałupach - to jest po prawdzie, w Ceynowie - na

Helu. Ojciec i podpora rodziny, Jan Kąkol, srodze a bez

powodu zaniemógł. Wielkie go nawiedziły boleści, zwłaszcza

w żołądku i w pasie, nie mniej jak w głowie i w kościach, aż z

dnia na dzień coraz bardziej słabnąc rzeczony Jan Kąkol na

całym ciele spuchł fenomenalnie. Strapiona małżonka

chorego, gdy z domowych a wszystkim wiadomych leków

żaden nic nie pomógł, sprowadziła była z Pucka pokątnego

lekarza imieniem Stanisław a nazwiskiem Kamiński, który -

aczkolwiek z racji złośliwego oskarżenia o szalbierstwo

czterykroć już w kryminale cierpiał, a po raz ostatni dopiero

co z domu karnego w Grudziądzu wypuszczeń, wrócił do

lekarskiej praktyki - istotnie w rzeczach powracania zdrowia

narodowi kaszubskiemu wielką cieszył się wziętością w całym

państwie rzucewskim tudzież na Helu, jak długi. W ciągu

dziesiątka dni medicus Kamiński przebywał w Chałupach, a

ściślej mówiąc, w mieszkaniu Jana Kąkola, wszelkimi

sposoby i medykamenty lecząc chorego. Sporządzał różne

dekokty i napoje z ziół i proszków, które ze sobą z apteki w

Pucku przywiózł - gotował kąpiele gorące, przedsiębrał

wszelakie wiadome sobie zabiegi i wydawał rodzinie

różnorakie do spełnienia rozporządzenia zmierzające ku

pokonaniu słabości. Wszystko to przecież zostało bez

wyraźnego skutku. Chory był tak samo opuchnięty jak

przedtem i jęczał z bólów targających mu wnętrze.

Wobec takiego stanu rzeczy, po wyczerpaniu wszelkich

medycyny arkanów i sposobów medicus Kamiński przyszedł

do nieuniknionego przeświadczenia, iż Jan Kąkol musi być

oczarowany i nawiedzony od diabła. Jako środek na tak

fatalne położenie zalecał dobrze rozejrzeć się we wsi, kto by

to mógł być taki, który nieszczęśliwego urzekł, ponieważ

można by takowego złośnika do wypędzenia czarta

przymusić.

W Chałupach od dawna panowało domniemanie, wielokroć w

zupełną przechodzące pewność, iż wdowa Krystyna

Ceynowa, matka dwu dorosłych córek, Anny i Marianny, oraz

trojga dzieci nieletnich, zajmująca się wiązaniem sieci

rybackich, jest czarownicą złośliwą. Niewiasta owa, skoro

tylko popadała z kimkolwiek w zwadę, kłótnię, zajście

sąsiedzkie - złorzeczyła, ciskała przekleństwa, wyzywała złe i

życzyła złego, co się też wielokrotnie spełniło, gdyż ludzie

przez nią przeklęci wnet chorowali. Zdarzyło się też wielokroć

we wsi, że bydło niespodzianie i bez przyczyny chorzało i

zdychało, a był nawet przypadek, iż czternastoletnia

dziewczyna wskutek działania sił nadprzyrodzonych, które ta

zła kobieta ode Złego odebrała - zeszła ze świata. Wskutek

orzeczenia lekarza Kamińskiego powszechne podejrzenie w

background image

pewność się zmieniło. Cała wieś Chałupy rozbrzmiewała od

jednogłośnego żądania, ażeby wdowę Ceynową zmusić

koniecznie do wypędzenia czarta, którego swymi

przekleństwy wegnała była w Jana Kąkola. We wszystkich

checzach tylko o tym mówiono i ogólne było żądanie

skończenia już raz z czarownicą.

Toteż dnia trzeciego sierpnia tego właśnie (1836) roku

rybacy Jakub Ciskowski z Gniezdowa, Piotr Budzisz i Piotr

Kąkol, przysiężnicy z Chałup, zeszli się w szynkowni, a

wypiwszy coś niecoś dla kurażu oraz większą ilość

stateczków bajryszu, posłali po sołtysa, ów zaś sołtys,

młody, dwudziestotrzy-letni Jakub Freudel, syn zmarłego

przed pięcioma laty starego sołtysa Freudela, uczył się był

przez trzy zimy w Swarzewie zasad religii w szkółce

tamecznej, mógł coś niecoś po niemiecku, gdyż służył

później w wojsku, w piątym gdańskim pułku. Po reklamacji

wrócił do Chałup i objął po ojcu urząd sołtysa żywiąc matkę i

sześcioro rodzeństwa.

Przysięgły Kąkol wezwał sołtysa, ażeby niezwłocznie zwołać

mieszkańców całego osiedla Ceynowy, gdyż uczony Kamiński

chce wskazać ludziom czarownicę, która wśród ogółu złe

szerzy. Sołtys, sam wierzący w czarownice i w siłę wolnego

ducha - dał się nakłonić i rozesłał klukę, czyli narzędzie z

drzewa, w które się wkłada rozporządzenia urzędu. Wkrótce

na sołectwie, w mieszkaniu Jakuba Freudela, zgromadzili się

wszyscy mieszkańcy wioski, mężczyźni i kobiety: Filip,

Tomasz, Piotr i Jerzy Budzisze, Andrzej Komka, Jan Necka,

Jan, Józef i Jakub Muza, Jakub Ciskowski oraz Katarzyna

Freudel, Klara Necel, Katarzyna Budziszowa, żona Jana

Kąkola i inne.

Wówczas przybył Stanisław Kamiński. Okazałym gestem

polecił mężczyznom stać w izbie po prawej ręce, niewiastom

- po lewej. A gdy się wszyscy we dwa ustawili szeregi,

Kamiński wskazał na wdowę Krystynę. Obadwaj przysięgli

wyprowadzili zaraz czarownicę z domu. Kamiński wyszedł

również na podwórze i zaczął z miejsca bić Ceynowinę po

głowie pięściami. Sołtys Jakub Freudel nie przeszkadzał mu

w tej praktyce, albowiem sądził, iż taki gwałt należy do

naukowego rytuału, do szeregu konieczności niezbędnych,

zmuszających czarownicę do wypędzenia czarta z chorego

Kąkola. Wdowa Ceynowina usiłowała wyrwać się z rąk

medyka i w stronę Wielkiej Wsi uciekać. Lecz przysiężnicy i

ów Jakub Ciskowski z Gniezdowa dogonili ją i sprowadzili

przed wzburzoną gromadę. Wtedy Kamiński podejmował z

ziemi co grubsze kamienie i walił nimi w występną, gdy ją do

chorego prowadzono. Wepchnięta znowu do domu Kąkola

przez sołtysa, przysięgłych i Ciskowskiego, Ceynowina z

wielkiego zalęknienia milczała. Dopiero gdy ją sam chory

Kąkol kijem zdzielił, a Ciskowski na ziemię obalił, Kamiński

zaś tęgo obcasem począł w głowę kopać, deptać nogami, a

inni znowu źgać leżącą ostrymi narzędziami, zaraz zmiękła i

background image

przyrzekła, iż chorego uleczy. Wtedy jej wstać pozwolono. Po

czym przystąpiła do oczarowanego Kąkola i przetarła go

dłonią po brzuchu, mówiąc:

- Janku, tobie już będzie lepiej...

Wobec tego sołtys i wszyscy inni opuścili mieszkanie Jana

Kąkola. Żeby zaś czarownica uciec nie mogła i żeby jej już

więcej bez potrzeby nie poniewierano, sołtys zostawił w izbie

dwu tęgich, młodych Budziszów, Józefa Pierwszego i Józefa

Drugiego, dla straży a z surowym nakazem, ażeby jej zaś nie

wypuścili z mieszkania. Dla zupełnej pewności lekarz

Kamiński spał tej nocy w jednym łóżku z czarownicą.

Sołtys przekonany, że Ceynowina była podwładną złego

ducha, czyli posiadającą moc sprowadzania chorób,

poczytywał za rzecz najsłuszniejszą przymus usunięcia

choroby, którą Janowi Kąkolowl zadała - zwłaszcza gdy

obiecała to wykonać. Uważał, iż wdowa czarta wypędzi,

choroba Kąkola minie i na tym cała sprawa do spokojnego

przyjdzie kresu. Mniemał, iż wszystko, co się w jego

obecności dokonało, miało cel pożyteczny, toteż z zupełnym

spokojem udał się do Wejherowa, gdzie miał w landraturze

wyznaczony termin.

Tymczasem następnego ranka chory Jan Kąkol wcale nie

wyzdrowiał, a więc obietnica czarownicy, poprzedniego dnia

uczyniona, dotrzymana nie została. Toteż biegły w tych

sprawach Kamiński zarządził, ażeby ją zawieźć na morze.

Cały tedy tłum ludzi na wyprzódki się śpiesząc wrzucił

Ceynowinę na wóz i w otoczeniu wzniesionych kijów, pięści,

wśród klątw i zniewag powiózł poprzez półwysep i pażycę

nad Małe Morze. Tam na strądzie mocno jej ręce związano

postronkami, wepchnięto w łódź i wywieziono na głębinę

wiku. Rybacy przywiązali skazanej linę do pasa, a samą

ująwszy za bary i za nogi rzucili w wodę. Widzieli wszyscy

stojący na brzegu, którzy wśród wrzasku wielkiego na dzieło

patrzyli, i widzieli wiosłujący na łodzi, iż się czarownica przez

kilka chwil na wodzie trzymała, nim spódnice jej wodą

nasiąkły. Gdy zaś poczęła w strachu śmiertelnym

poprzysięgać się, iż do dwunastej godziny w południe tego

samego dnia wyleczy urzeczonego Jana Kąkola, mimo iż już

szła na dno, wyciągnięto ją liną z topieli i na brzegu morskim

złożono. Tam jej znawca Kamiński podał do wypicia szklankę

święconego wina.

Zaprowadzono ją do chorego po wtóre i czekano cierpliwie a

spokojnie aż do dwunastej godziny.

background image

Stał i czekał w tłumie innych rybacki syn z Kusfeldu, wsi o

milę od Chałup odległej, Marcin Budzisz, człowiek

czterdziestoletni, bezżenny, zajmujący się wiązaniem sieci.

Zimową porą, gdy dzieci rybaków w Chałupach nie mogły

uczęszczać do szkoły odległej w Wielkiej Wsi lub w Kusfeldzie

- a na miejscu szkoły nie było - Marcin Budzisz przychodził

jako nauczyciel wędrowny i za wynagrodzeniem uczył dzieci

rybackie od grudnia po wielkanocne święta z polskiej książki

modlitewnej katechizmu, nie całego wprawdzie, lecz tylko

dziesięciorga przykazań i "Ojcze nasz", gdyż duchowny

swarzewski ani ksiądz Tulikowski, dziekan z Pucku, nie

wymagali więcej. Marcin Budzisz za młodu uczył się w

szkółce kusfeldzkiej u nauczyciela Brockmana sztuki czytania

po polsku na książce do nabożeństwa. Po niemiecku nie mógł

ani jednego wyrazu, lecz po polsku każdą książkę mógł

czytać, a nawet potrafił cokolwiek, ale bardzo słabo i z

trudem, prócz podpisu swojego nazwiska, piórem po polsku

wyciągnąć.

Ten to Marcin Budzisz był sam jeden w gromadzie innego

zdania niż wszyscy obecni. Wyszedł tedy na środek i

twierdził, iż jeno Bóg sam jeden ma wszelką siłę i On to

jeden daje ludziom, jeżeli się do Niego szczerze modlą, moc

sprowadzania chorób, a więc tak samo tylko przez mocną

wiarę i żarliwą modlitwę może człowiek chorobę usunąć.

Lecz to przymówienie się Marcina Budzisza żadnego nie

wywarło wrażenia. Gdy do godziny dwunastej w południe

puchlina nie zeszła i bóle nie ustąpiły wcale, tłum

chałupianów na rozkaz ostateczny Kamińskiego, wśród

strasznych krzyków, w szale bezprzykładnego gniewu wrzucił

Ceynowinę na wóz powtórnie i wspólnym biciem popędzając

konia zawiózł nad morze i wepchnął do łodzi. Oczy były od

szału wywalone i wściekłe. Gardziele zaschły od krzyku.

Pięści były zaciśnięte i każda chwytała za kamień, kołek, nóż

lub powróz.

Zdarto z czarownicy szkaplerz, ażeby jej już nie bronił, i

dano jej wypić po wtóre szklanicę święconego wina. Gdy

łódź, odepchnięta od brzegu wiosłami kilku tęgich rybaków,

wybiegła na morze, tłum na brzegu zawył, żeby czarownicę

wrzucić w wodę co prędzej. Tak się też stało. Dwaj najtężsi

maszopi stojąc okrakiem na poganiaczach łodzi podźwignęli

za ramiona i nogi bezwładną kobietę, rozhuśtali ją w

powietrzu i cisnęli daleko we wodę. Opita od święconego

wina i pozbawiona szkaplerza, poszła na dno jak kamień.

Tłum chałupiański na brzegu uradował się nie pomału

widząc, iż morze wchłonęło nareszcie występną.

Rozchodzono się już zwolna, gdy rybacy wyciągnęli długą

liną trupa topielicy. Pozostawiono go z pogardą na piasku

wybrzeża ku podziwowi morskich wron i przestrachowi

kulików.

background image

We dwa dni później, powziąwszy wiadomość o karze,

przybyła do Ceynowy starsza córka utopionej czarownicy,

Anna, służąca w Gdańsku. Zamieszkała w domu matki z

nieletnim rodzeństwem. Anna była w ostatnich dniach ciąży.

Tłum mieszkańców Ceynowy poczytywał całą rodzinę

skazanej za ród czarowniczy. Przeciwko Annie zwróciła się

powszechna nienawiść. Żony rybaków podchodziły pod okna

chaty wyklętej i wyzywały Annę śmiercią jej grożąc,

albowiem medyk Kamiński oświadczył, że i Anna jest

czarownicą, kto wie, czy nie gorszą od matki.

Gdy zaś Kamińskiego i dziesięciu ojców rodzin odprowadzono

pod konwojem wojskowym do inkwizytoriatu w Kwidzynie,

nienawiść do Anny wzrosła dziesięćkrotnie. Pewnego dnia

Piotr Kąkol, syn Marcina, którego zamknięto w grudziądzkim

więzieniu, rzucił się na Annę Ceynowiankę z rydlem i zadał

jej w głowę rany tak ciężkie, iż się w niebezpieczeństwie

życia znalazła.

Zdawało się jednakże, że diabeł po śmierci starej Ceynowiny

nie ma już nad Chałupami władzy tak mocnej jak przedtem.

Nie miał już, widać, nikogo, kogo by mógł obdarzać nad-siłą

do szkodzenia ludziom w tej wiosce. Spokojnie miotały fale

morza srebrzyste wodne pyły na jasne piaski wybrzeża.

Rybak bez trwogi wybiegał na tonie dalekie i ufnie zarzucał

sieć w morze. Aliści pewnego dnia posłyszano ze drżeniem,

że pewna kura, chodząca po dziedzińcu rybackiego osiedla,

poczęła w biały dzień piać jak kogut najtęższy.

Przerażenie ogarnęło wszystkie kobiety w Chałupach. Była to

bowiem rzecz bardziej niż oczywista, iż duch utopionej

czarownicy Ceynowiny, będący ze Smętkiem w komitywie,

wcielił się w kurę, w niej się schował i spokojnie błąka się po

wsi. Z tego zaś wynikało przecie, iż w domu, po którego

podwórzu taka kura chodzi i pieje, ludzie po kolei będą

wymierali. Zwołani z morza rybacy przybiegli na miejsce.

Cała ludność zebrała się na nowo. Radzono. Takie i owakie

były zdania. Wreszcie w uroczystej procesji wyruszyli

wszyscy obecni w kierunku kurnika, w którym zaczarowana

kura się kryła. Odnaleziono ją, zbadano i stwierdzono na

mocy zeznań świadków, iż z wszelką pewnością to ta właśnie

piała jak kogut.

Wówczas procesja mężczyzn i kobiet wyniosła kurę opętaną

od diabła za wieś, nad morze. Tam w lesie odnalazłszy stare,

suche drzewo związano kurze diabelskie pazury i obróciwszy

jej łeb na dół powieszono za nogi na suchej gałęzi. Długo nie

chciał Smętek opuścić swego nowego mieszkania. Długo kura

trzepała się zawzięcie. Czekano cierpliwie całą gromadą,

dopóki w oczach wszystkich urzeczona kura nie wyzionęła

background image

podłego ducha, skażonego przez obrzydliwego inkuba.

Dopiero gdy z rozwartego w dół dzioba wyskoczył w piasek

diabeł, jego sztuki do pewnego czasu i stopnia wytępione

zostały na Chałupach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wyklad 14
Vol 14 Podst wiedza na temat przeg okr 1
Metoda magnetyczna MT 14
wyklad 14 15 2010
TT Sem III 14 03
Świecie 14 05 2005
2 14 p
i 14 0 Pojecie administracji publicznej
Wyklad 14 2010
14 Zachowanie Przy Wypadkach 1 13
Wyklad 14 PES TS ZPE
14 Ogniwa słoneczne
Wyklad 14
Wykład z fizyki 14
1 Wprowadzenie do psychologii pracy (14)id 10045 ppt

więcej podobnych podstron