Rozdział IV
Myślałam,
że Alice zniesie mnie w błyskawicznym tempie na dół, żeby nie
tracić czasu, jednakże ona szła powoli. Powiedziałabym nawet, że
za wolno, nawet jak dla mnie.
Czułam jak suknia przemyka
pomiędzy moimi nogami, kiedy schodziłam na dół po schodach. Dla
własnego bezpieczeństwa trzymałam się jedną ręką poręczy. Jak
na razie chodzenie w tych butach szło mi naprawdę dobrze i niech
tak pozostanie – pomyślałam.
Alice szła dwa schodki za
mną, tak jakby chciała być na drugim planie.
I wtedy
zrozumiałam, dlaczego tak wolno idziemy. Na samym dole schodów stał
Edward z dziwną miną. Nie potrafiłam jej rozszyfrować. Jego usta
ułożyły się w literę „o” i nie wiedziałam czy dlatego, że
tak źle wyglądam czy dlatego, że wyglądam przepięknie. Ale wtedy
zauważyłam, że zaczął się uśmiechać, a w jego oczach zabłysły
iskierki.
Zdecydowanie mu się podobało.
Kiedy zeszłyśmy
ze schodów, nie wiem skąd pojawił się Jasper i w zapraszającym
geście wyciągnął rękę w stronę Alice. Puścił mi przy tym
perskie oko.
Spojrzałam na Edwarda, a on na mnie.
Złapał
mnie za dłoń jedną ręką, a drugą objął w talii.
-
Wyglądasz przecudownie – wymruczał mi do ucha – po prostu
pięknie.
No i masz babo placek, oblałam się rumieńcem.
Edward zauważywszy to zachichotał jedynie i pocałował mnie
w krzywiznę szczęki.
Zastanawiała mnie temperatura powietrza
w domu. Było naprawdę ciepło, nie żeby za gorąco, ale tak w sam
raz dla mnie, wystrojonej w sukienkę na ramiączkach.
- A
więc… - Zaczęłam. – Co teraz będziemy robić? – Nie
ukrywajmy, że moja ciekawość wzięła górę. Bałam się, że
będziemy śpiewać sto lat. To by było hm… troszkę dziwne.
-
Zobacz – odpowiedział mi Edward. Spojrzałam na salon, do którego
właśnie weszliśmy.
Wszystkie wampiry tańczyły na
parkiecie.
- Chyba sobie żartujesz. – Burknęłam.
-
Och, kochana, mogłabyś to dla mnie zrobić, w końcu to moje
urodziny.
- Ale ja nie umiem tańczyć! Jak ja będę przy nich
wyglądać?! – Mogłabym dać się pokroić ze wszyscy
pomieszczeniu słyszeli, co mówię, chociaż starałam się mówić
szeptem, mimo to nikt na nas nie zwrócił uwagi.
Dlaczego on
mi to robi? Już wystarczająco źle się czułam z tym, że one
wszystkie są takie piękne, a ja? Zwykła szara ludzka dziewczyna,
tańcująca w salonie pełnym wampirów. Coraz bardziej dobijał mnie
kontrast pomiędzy nami.
- No, nie stójcie tak! Dołączcie do
nas! – Z zamyśleń wyrwał mnie czyjś głos. Spojrzałam w stronę
tańczących i oniemiałam jak zobaczyłam, kto nas woła. Z
uśmiechem na twarzy wołała nas… Irina.
- No, chodźcie! –
Nawoływała.
Spojrzałam na Edwarda, który patrzył prosto na
mnie z uśmiechem na twarzy.
Ścisnął mnie mocniej w talii, a
ja wykrzywiłam usta w grymasie.
- No, nie daj się prosić, to
moje urodziny – powiedział anielskim głosem.
Przez chwilę
rozważałam opcje wyskoczenia przez okno, ale i tak ktoś pewnie by
mnie powstrzymał, albo Alice miałaby wizje, w której zdesperowana
wyskakuję przez okno i nic by z tego nie wyszło, bo Edward zdążyłby
mnie złapać.
- Idziemy? – Szepnął mi do ucha.
- No
dobrze – i teraz zacznie się moje piekło.
Przeszliśmy na
środek parkietu i zatrzymaliśmy się tam.
Byłam wręcz
pewna, że Edward postawi mnie na swoich stopach, lecz on miał
zupełnie inne plany.
- Trzymaj mnie mocno, pamiętaj „lewo,
lewo i w prawo” – mówiąc to położył jedną moją rękę na
swoim barku, a drugą na ramieniu, po czym swoją umiejscowił na
mojej łopatce, a drugą na biodrze.
Spodobało mi się to,
gdzie jego ręka się teraz znajdowała i moje serce przyspieszyło.
- Mała figlara – usłyszałam już tylko, ponieważ
zaczęliśmy tańczyć.
Całym moim umysłem skupiałam się na
tym, co Edward mi powiedział „ lewo, lewo i prawo” i powiem
szczerze, jakoś nam to szło.
Nie sądziłam, że to
kiedykolwiek powiem, ale zaczęło mi się to nawet podobać. Edward,
swoją ręką, poruszał moim biodrem tak, że musiało to nawet
ładnie wyglądać. Moje nerwy związane z tańcem gdzieś odpłynęły,
byłam pewna, że to sprawka Jaspera.
Kiedy moje ruchy przeszły
już w automat znowu spojrzałam na Irinę, która tańczyła teraz
tak, że twarzą była w moją stronę. Patrzyła się na mnie i
uśmiechała. Ale nie był to ten sam uśmiech, którym obdarzyła
mnie 2 minuty temu, kiedy wołała nas na parkiet. Ten był bardziej
złośliwy, nikczemny.
Edward obrócił mną tak, że znikła
mi z oczu.
- Kochanie, powiesz mi, o czym myślisz?
-
Skupiam się nad krokami. A tak poza tym to kocham cię. - I
pocałowałam go prosto w usta.
- Ja cię mocniej.
Ale
nie zdążyłam już mu odpowiedzieć, żeby zaprzeczyć, bo pojawił
się Emmett.
- Czy mógłbym prosić panią do tańca?
-
Em.. to nie jest dobry pomysł, wiesz, jaka jestem niezdarna, poza
tym, nie wiem czy Edward mnie wypuści.
I wtedy poczułam jak
Edward puszcza mnie w talii i oddaje Emmettowi.
Zaczęliśmy
wirować. Z Emmettem tańczyło się gorzej, ale można było się
przyzwyczaić. On znowu dał mi radę „lewo, prawo, lewo prawo”.
- Ale cię mój braciszek załatwił, co? Chociaż nie można
powiedzieć, bo Alice spisała się i co do wyglądu i co do czasu,
jaki jej to zajęło.
- Tak, to trzeba przyznać. Edwardowi się
podobało.
I wtedy ich zobaczyłam. Mojego Edwarda tańczącego
z nikim innym jak z Iriną.
Wiem, że Edward mnie kocha, ale
to, co zobaczyłam doprowadziło mnie do stanu łez. Emmett to
zauważył i zobaczył też, w którą stronę patrzę.
-
Bella, oni tylko tańczą. Nie uprawiają tu orgii. To tylko taniec.
- Tak, wiem.
Pomimo tego, czułam jak coś strasznie
kłuje mnie w serce i złapałam się na tym, że to była zazdrość.
Byłam zazdrosna nie o samą Irinę,
ale o to jak oni razem
wyglądają.
Pasowali do siebie.
Rozmawiali i śmiali się
tańcząc.
- Ej, mała, bo mi tu zaraz padniesz, a Edward mnie
zabije. Oddychaj! – Posłuchałam rady Emmetta. - I pilnuj kroków-
uśmiechnął się.
No tak, chłopak musiał się nieźle
namęczyć żeby nie zmiażdżyć moich nóg, w momencie, w którym
ja byłam zamyślona, a nogi stawiałam w każdą z możliwych stron.
Chciałam tylko jak najszybciej odzyskać Edwarda. Mieć go
przy sobie.
Znowu spojrzałam w ich stronę.
Edward śmiał
się patrząc na Irine, a ta odwróciła wzrok w moją stronę.
I
znowu ten uśmieszek. Co on ma oznaczać? Czy powinnam się bać o
mojego Edwarda?
- Nie patrz, jeśli będzie Ci łatwiej.
Posłuchałam rady Emmetta i przeniosłam wzrok na jego
roześmianą twarz.