Stanisław Wyspiański „Klątwa”
Osoby: Ksiądz, Matka, Młoda, Sołtys, Dzwonnik, Parobek, Dziewka, Pustelnik, Chór;
Nie ma podziału na akty i sceny;
„Rzecz dzieje się we wsi Gręboszowie, pod Tarnowem.”;
Akcja:
W drzwiach plebanii staje Młoda i zachęca lud do pracy na wykopkach. Jest nieuprzejma, mówi do nich: „Pierwszy raz wam to, stare ludzie, że się to nie umiecie brać? Krzepcej się ruszcie”. Chłopi tłumaczą, że ziemia jest twarda (susza) i nie da się kopać. Dziewczyna jednak uważa, że im się po prostu nie chce pracować. Wywiązuje się kłótnia, chłopi rzucają jej motyki pod nogi i odchodzą, przeklinając gosposię.
Młoda jest zaniepokojona, bowiem śniło jej się, że będzie przeklęta. Dzieli się tym z Dziewką i pyta, czy wierzy w sny. Dziewka informuje, że nie śni, bo jak wraca z pracy jest tak zmęczona, że od razu zasypia i nic jej się nie śni.
Dzwonią dzwony. Pojawia się Parobek, który idzie w stronę plebanii. Spotyka się z Księdzem i pyta, gdzie ma położyć drewno. Ksiądz jednak nie o tym chce rozmawiać. Zarzuca Parobkowi, że podrywa dziewczyny we wsi. Sugeruje, że z Kaśką powinien się ożenić, bo ją skrzywdził [i dziecko już na świecie jest]. Parobek nie chce o tym słyszeć, bo nie ma gruntu, a uważa, że dziewczyna jest tak samo winna. Ksiądz grozi mu piekłem, lecz Parobek spluwa do tyłu, by się przed tym uchronić, za co Ksiądz go karci, że jest przesądny. Rozłoszczony kapłan każe mu drewno zostawić tam gdzie leży. Parobek odchodzi.
Do Księdza podchodzi Dziewka i po raz kolejny prosi o chrzest dla swojego dziecka. Ksiądz nie chce udzielić, bo jest to dziecko nieślubne, lecz kobieta tłumaczy, że chce oczyścić dziecko z jej winy. W końcu Ksiądz się godzi. Dziewka odchodzi rozradowana, a Ksiądz narzeka na to, że „ludzie płodzą jak ślepi”.
Do płotu podchodzi Dzwonnik. Ksiądz go zatrzymuje i pyta, dlaczego dzwonił o tej porze. Początkowo Dzwonnik kłamie, że na modlitwy poranne, lecz gdy ksiądz zwraca uwagę, że to za późno to Dzwonnik wyjaśnia, że Sołtys prosił, bo niepokoi ich ta susza i chcieliby ściągnąć tu Pustelnika, by ten spróbował swoich sposobów, skoro modlitwy już nie pomagają. Ksiądz jest załamany stanem duch swoich parafian, chce to zgłosić biskupowi i grozi klątwą biskupią. Na Dzwonniku jednak nie robi to większego wrażenia, choć stwierdza, że klątwa raczej nie poprawi ich sytuacji.
Schodzi się gromada ludu (chór). Sołtys rozmawia z Księdzem i przedstawia mu sprawę. Stwierdza, ze ten romans Kaśki i Kuby musiał się skądś wziąć, a nieślubne dziecko zaniepokoiło wieś. Obawiają się, że młodzi brali przykład ze swojego Księdza. Kapłan jest wściekła- przeklina ich za takie myśli. Mało tego: Sołtys twierdzi, że nikt go [Księdza] nie lubi, bo tylko krzyczy i nakazuje. Każe mu oddać ziemię i wynosić się.
Przychodzi Pustelnik. Rozmawia z Księdzem. Kapłan ukazuje mu, że jego metody są niezgodne z nauka kościoła. Pustelnik zaś wskazuje, że Ksiądz jest winny tej posusze, że to właśnie on ściągnął na wieś to przekleństwo, a dokładnie - jego grzech, po czym udał się do Kościoła. Lud (chór) zgodził się z Pustelnikiem. Ksiądz publicznie zaczął się modlić i przepraszać Boga za swoje grzechy. Poszedł za Pustelnikiem do Kościoła.
Gromada zaś dyskutuje przed plebanią. Stwierdzają, że modlitwy Księdza już nic nie znaczą, bo Bóg już dawno przestał go słuchać. Twierdzą dalej, że Księdza trzeba wygonić i spalić drzewo za wsią, by ów klątwa rzucona na miasto się wycofała. Rozmowie Gromady przysłuchuje się Młoda. Ludzie wierzą, że ofiara pozwoli im usunąć klątwą, a zauważywszy dziewczynę każą jej nie przeszkadzać, lecz ona dalej się przysłuchuje. Nie za bardzo rozumie, o czym mówią ludzie. Mają oni 2 wozy drewna wywieźć gdzieś w ustronne miejsce i spalić grzech. Gromada odchodzi.
Młoda rozmawia z Dzwonnikiem, chcąc dowiedzieć się, o czym mówili ludzie. Pyta się co to za „ofiara”. Dzwonnik tłumaczy, że za grzech Księdza. Ona zaś uważa, że to za jej grzech (sen). Jednakże ofiara z samego drewna wydaje jej się niemożliwa. Dzwonnik jednak nie odpowiada.
Młoda zaczyna rozmawiać z Parobkiem, wierząc, że ten powie jej coś więcej. Chciałaby dowiedzieć się, co Sołtys planuje. Parobek zauważa, że mówią tez o niej i mówi, że to wszystko przez Kaśkę, bo nagadywała na Księdza, że nieślubnym dzieciom Młodej daje chrzest, a jej nie chce dać - insynuując, że dzieci Młodej są dziećmi Księdza.
Młoda jest wściekła! Od razu zwalnia Dziewkę, wypomina jej też to, że to ona jej dała pracę, a ta ją tak potraktowała. Dziewka przeprasza, twierdzi, że to było ze złości, że Ksiądz nie chce dać jej dziecku chrztu, lecz Młoda nie chce jej słuchać - bije ją i wyrzuca. Dziewka mówi: „Bądź ty i twoje dziecka przeklęta!/ Żeś moje Dolę pomarniła.” - przekleństwo dane od Dziewki jeszcze bardziej zmartwiło Młodą.
Młoda idzie w stronę ogródka, w bramce spotyka Starszą kobietę. Stara= Matka dziwi się tym suchym ogrodem, pyta, co się dzieje. Młoda odpowiada, że susza u nich. Zaś stara przedstawia się, jako Matka Księdza. Skarży się, że nie widziała syna od 5 lat. Młoda się zatrwożyła, lecz Matka jakby tego nie zauważyła, prawi jej komplementy i pyta, czy zamężna, lecz ta ucieka. Do Starej podchodzi Parobek i oznajmia, że Ksiądz już wie o jej przybyciu i zaraz tu przyjdzie, bo suma się kończy. Kobieta pyta jeszcze o Młodą, kim ona jest- Parobek odpowiada, że przyszła tu i została.
Przychodzi Ksiądz wita się czule z Matką. Matka narzeka, że tak mało listów pisze, choć ona czytać nie umie to czyta jej młodszy syn, który chce iść w ślady brata, chodź dziewczyny za nim latają. Ksiądz się zmartwił i ma nadzieję, że Brat tego nie zrobi. Przyznaje się matce, że serce go boli, bo zgrzeszył, bo w nim się ciągle walka toczy, „zmazą okrył się nikczemną”. Odchodzi, żeby się przebrać, a matkę zaprasza do domu. Młoda z Parobkiem niosą stół. Matka zaczyna rozmawiać z Młodą i podejrzewa, że ma ona romans z jej synem. Wobec tego każe się jej stąd wyprowadzić. Młoda się denerwuje i krzyczy: „Mnie precz gonić? I to wy, co myślałam kiedy, wy mnie będziecie Bronic, przez moje dzieci-!!-”. Matka słysząc to dopytuje się czyje są dzieci, lecz Młoda nie chce odpowiedzieć, każe jej się zapytać Księdza.
Przychodzi Ksiądz przebrany (biały płócienny kitel i kapelusz słomkowy). Matka jest zmęczona, ściąga czepiec. Ksiądz chce jej dać wina, żeby doszła do siebie. Gdy Młoda przynosi wino syn trąca się szklankami z Młodą, a nie z Matką. Stara mdleje. Ksiądz ją cuci. Matka dochodzi do siebie. Wie, że syn bardziej kocha Młodą niż ją- jak to mówi- nie jest głupia. Ksiądz tłumaczy jej wszystko, że dzieci Młodej to jego dzieci i bardzo je kocha, tak samo jak Młodą. Jest też świadomy swojej winy i wie, że czeka go za to piekło, ale także i ją, i dzieci jego. Wierzy w Boże Księgi, lecz nie może przestać jej kochać - i to go bardzo martwi. Matka jest zdenerwowana, czego nie został normalnym ojcem i mężem, tylko Księdzem - wtedy byłby szczęśliwy. Ksiądz mówi, że tylko jedno jest dla nich ocalenie: w ofierze spalić ją i dzieci - tych, których kocha, a wówczas on ma szansę na szczęśliwość wieczną, a to chcą zrobić ludzie prawdopodobnie. Pyta się Matki, czy mówić im o tym, lecz Matka mu zabrania: „Niechajże nigdy się nie dowie, gdy zagrożone Szczęście twoje i duszy twej zbawienie; niechajże idą w zatracenie oni… Niech żyją, pokąd czas znaczony”. Ksiądz prosi Matkę, by ta u niego pozostała w gościnie, bo wówczas mógłby spłynąć spokój na ten dom, obiecuje także oddalić Młodą z dziećmi, dać jej ziemię i pieniądze. Lecz matka nie chce. Jest przerażona winą syna… i ogarnia ją trwoga. Jednakże błogosławi mu, mówi, że do końca życia będzie już smutna po tym, co tu ujrzała, chce jednak zobaczyć jego dzieci i je przytulić.
Ksiądz idzie szukać Młodej. Ta zaś przychodzi pada u nóg Matki i wyznaje, że wszystko słyszała, że ona sam chce się stąd wynieść - chce się zamknąć w komorze, gdy Stara będzie wyjeżdżać. Słychać kroki Księdza, Młoda prosi o dyskrecję, ucieka. Przychodzi Ksiądz, narzeka, że nie mógł jej znaleźć, ale jest zaskoczony otwartymi drzwiami i zastanawia się czy ona ich nie słyszała. Matka go uspokaja, każe mu przygotować wóz, bo Dziewczyna już idzie. Nadchodzi Młoda, prowadząc dwoje dzieci (pięcioletnia dziewczynka i trzyletni chłopiec). Młoda podkreśla, że urodzone były w miłości, lecz Matka nie wie czy to miłość czy przekleństwo- jednak dzieci błogosławi. Młoda matka ma nadzieję, że w ten sposób ściągnie z nich przekleństwo. Żali się też, że Ksiądz ich nie kocha. Matka tłumaczy, że syn kocha i dzieci i ją, lecz trwoży go ludzkie gadanie, upewnia się jeszcze, czy Młoda naprawdę odejdzie daleko. Dziewczyna potwierdza i prosi, by Matka nie mówiła Księdzu o jej wyjeździe. Stara jednak uspokaja ją, że syn nie będzie za nią jechał, bowiem „Jest skłonny byś odeszła. Nie chce ciebie przy sobie tu. Sam mówił.”
Ksiądz i Matka odjeżdżają do miasta. Młoda rozmawia z Sołtysem - sama chce się stać ofiarą - prosi Sołtysa, by mogła pomóc w organizacji. Sołtys się zgadza, a dziewczyna i prosi Parobka - Kubę, by ten zaniósł na ów stos brzemiona dwa (łuczywa paliwa). Dalej widzi Dziewkę - Kaśkę - przeprasza ją i prosi by cofnęła przekleństwo. Daje jej też swoje i dzieci ubrania. Wobec tego daru Kaśka mówi „Ostańcie z Bogiem” - uspokojona ubiera dzieci w białe szaty i spotyka Pustelnika. Wyjawia mu swój plan - gdy dobrowolnie odda siebie i dzieci swoje na ofiarę to oczyści się z grzechu śmiertelnego. Pustelnik jednak tłumaczy, że to nie ma być ofiara z żywego, a z plonów ziemi, lecz kobieta nie chce słyszeć. Jest przekonana, że to ona musi spłonąć. Pustelnik jest przerażony - cofa się w stronę kościoła. Młoda zaś idzie i modli się (posmakować stylu):
Dziatek tych moich zlituj małych,
I giezłeczkach białych;
Otom je godnie ustroiła
I siebie samą przygodziła.
We włos im wplotłam kłosy zżęte
Jako że w Szczęściu są poczęte;
Jako że Nieszczęść gnie je Dola,
Kłos złoty sierpem żęłam z pola.
Niedługą chwilę już pożywię.
Weźmij je do się w niebo Twoje,
Gdzie złote Słońce w ogniach wre,
Za Empirejskich bram podwoje.
Wieczyście pokój znacz mej duszy;
Zali błękitów Twych poruszy
Mój płacz -
Zali Cię moja skarga sięże:
Tych się obłoków białych chyta;
Patrz w całun nędzy upowita,
U Tronów Twoich lęże.
Nędze to przed Cię te ubiory,
Ten strój, bogactwo moje;
Patrz, jako serce dla Cię stroję,
Byś mi uchylił bram zawory.
Żywa przez ogień pójdę żywy,
Przeniosę ból i żar straszliwy,
Bądźże TY litościwy.
Miłość dziś moja katem dla mnie,
A przeczże żyłam w niej niekłamnie;
Jako gołębie żyłam Boże,
Jako te w boru bujne zioła,
Nieraz mię Lost tajemny woła,
Że serce w trwożnych ogniach gorze […]
Oto na stos skazana idę;
Glina, rozsypię się w popiele;
Ostatnim grzechem Śmierci grzeszę
Grzech,
Co mych grzechów pamięć zatrze.
Dawasz, Sędzio Sprawiedliwy,
Nade mną młodą sąd straszliwy
Ognia żywego;
Skłoń duszy mojej czystej
Światłości Wiekuistej
Nieba Rajskiego. […]
Przyjeżdża zlękniony Ksiądz. Szuka Młodej. Biegnie do niego Pustelnik - oznajmia, że kobieta zachowywała się jakby szalona, że chce na stosie zginąć. Pustelnik Księdza obarcza tą winą, bowiem to on rzekł, że ofiara musi być i ją oddalił. Ksiądz widzi powracającego Parobka - pyta gdzie był? Parobek mówi, że szedł za rozkazem Młodej i na stos zaniósł łuczywa i paliwo, narzeka, że to było ciężkie. Wspomina również, że spotkał Młodą w połowie drogi, wraz z dziećmi, którzy radośnie śpiewali, ubrani w białe szaty. Ksiądz jest przerażony - w szatach widzi strój śmierci. Parobek wyznaje jeszcze, że Młoda mówiła, że o świcie stos zostanie podpalony i wątpi w to, że sama dałaby radę to zrobić.
Wpada zdyszany Dzwonnik i informuje, że stos już się pali (jest noc). Ksiądz chce tam natychmiast iść, lecz Dzwonnik się cieszy, bo z owej ofiary się piękne chmury zbierają- jakby padać miało. Sołtys z gromadą przychodzi zadowolony, lecz Ksiądz na nich krzyczy, bo nie byli posłuszni, a teraz winni są śmierci Kobiety. Sołtys go uspokaja, bo jak mówi- przecież Ksiądz Młodą wygnał i ona poszła. Lecz widząc przerażenie zgromadzonych pyta się o co chodzi, jako że Ksiądz nie może wymówić Sołtys domyśla się, że na stosie płoną właśnie dzieci z nią.
Ksiądz chce tam wysłać ludzi, lecz Sołtys mówi, że gromada stoi tu murem, by Ksiądz im nie przeszkodził. Więc wołają, by do gromady, lecz Gromada nie słucha. Ksiądz mówi, że tam na stosie być może jest kobieta z dwojgiem dzieci. Ksiądz płacze i przyznaje się, że ona ginie, bo „oto sam strasznymi słowy przed nią wypomniał, co ją czeka za grzech kiedyś na tamtym świecie, grzech - ten - klątewny - ze mną…” Ksiądz mdleje… na te słowa ludzie się uciszają, próbują cucić Księdza, część z nich biegnie na wał! Ze słupa dymu ukazują się 3 gołąbki - chór komentuje: że to dziwne, że takie białe, że takie świetliste, że fruną w stronę plebanii; i jest to gołębica z dwoma pisklętami. Gołębie są dla nich „wróżbą, że klątwom koniec”. Ksiądz, który prowadzony idzie ku wałowi cieszy się, ze klątwie koniec. Sołtys zwraca mu uwagę na te Gołębie - Ksiądz przygląda się nim w ciszy… Nadbiega Parobek z wieścią, że na tym stosie byli ludzie (nie mówi tego wprost, lecz krzyczy przerażony: „O Jezu, Jezu! - Jezu!” i pada u nóg Księdza- co w zasadzie jest jednoznaczne ;]). Ptaki zrywają się do lotu, Ksiądz zaś mówi:
Żegnajcie, ptaki wysłannice
Niebieskich świętych ziem,
Dusze mych drogich, gołębice!
Znam, odgaduję - wiem!
Wyście już zbyły ciał męczarni,
Ptacy niebiescy - lećcie w niebo,
Żegnajcie! - lećcie w Niebo, dusze!
Czyste anioły… błogosławię
I znakiem krzyża rozwiązuję
Byt wasz doczesny. - Wieczność świeci
Nad głowienkami moich dzieci!
Chór odpowiada: AMEN. Ksiądz zwraca się do Parobka, który oznajmia, że tam są Spaleńce. Ksiądz chce biec, lecz Parobek go powstrzymuje, mówi, że Młoda powrzucała dzieci na stos(„w ogniach się wija potępieńce”), sama zaś jak opętana „lata po polu” i grozi, że wieś całą spali. Sołtys każe ją złapać. Parobek mówi, że tam próbują, lecz on się jej boi. Zbiera się na burze. Ksiądz - nazywa się nieszczęsnym ojcem, który zaparł się własnej krwi, a teraz dzieci giną na stosie. Rozpacza, modli się, mówiąc Bogu, że to jest najgorsza dla niego kara.
Z góry zbiegają ludzie, za nimi idzie Młoda, obszarpana, z pochodnią. Idzie w stronę plebanii, chce wieś spalić. Ksiądz rwie się, lecz trzymają go, w końcu jednak udaje mu się zerwać, biegnie w dal. Ludzie chcą powstrzymać Młodą, zaczynają ją obrzucać grudami ziemi, a ona wypowiada przekleństwo: ”Bóg was siarczystym ogniem spali”, konając na czole robi sobie znak krzyża (krwią). Na jej śmierć zrywa się wicher, gromy sypia się z nieba, podpalając kolejne domostwa - wieś się pali! Zaczyna padać (ulewa). Dramat kończą słowa Pustelnika: „Padajcie o ziem głową!! Bóg mówi - Słowo!!!”