Literatura faktu jako najlepszy sposób obrazowania epoki współczesnej.
Literatura faktu jest dokumentalną odmianą prozy narracyjnej, przedstawia bowiem rzeczywiste wydarzenia i postacie w sposób obiektywny i rzetelny. Można wśród jej gatunków wyróżnić pamiętnik, dziennik, reportaż, czy też biografię. Jako twórczość pozbawiona literackiej fikcji, doskonale sprawdziła się w przedstawianiu tragicznych realiów ostatniego wieku. Udowodnili polscy pisarze, iż zło czy masakrę najlepiej po prostu opisać i niech to będzie opis bez komentarzy, emocji, podany na tacy w suchych faktach, werystyczny i szczegółowy. Styl taki jeszcze bardziej przedstawia ogrom ludzkiej tragedii, pozwala ponadto na samodzielny odbiór i osobistą opinię czytelnika.
Przykładem takiego utworu mogą być Medaliony Z. Nałkowskiej. Książka podzielona jest na osiem rozdziałów, a każdy opowiada inną historię. Opowieść inicjuje wywiad z młodym człowiekiem, który pracuje przy wyrobie mydła z tłuszczu ludzkiego. Jest on wyrazie pozbawiony wyrzutów sumienia. Mówi bowiem o ludziach tak, jakby mówił o rzeczach: " […]bo w Niemczech, można powiedzieć, ludzie umieją zrobić coś z niczego". Odczuwa ponadto dumę z Niemców, z ich przedsiębiorczości, która podyktowała im, by ludzkie włosy wykorzystać do produkcji materaców, skórę do wyrobu pergaminu, a kości jako nawóz. Rozmówca nie odczuwa winy, jest pozbawiony bowiem wszelkich wartości, nie odróżnia dobra od zła.
Pośród opowiadań znajduje się również historia obozowych kobiet uwięzionych w bunkrach za karę. Ich przewinieniami było nie pościelone łóżko lub niedomyty kubek, za co musiały "odsiedzieć swój wyrok" wśród nieboszczyków i wycieńczonych chorych, którzy leżeli, czekając na śmierć. Później wychodziły podobno z krwią za paznokciami i ruszały ustami, przeżuwając kawałki ludzkiego mięsa.
Inna historia - o kobiecie cmentarnej - jest dowodem na to, jak silny wpływ na społeczeństwo polskie wywarli Niemcy. Kobieta powtarza bowiem ich słowa, że gdyby Niemcy nie zabili Żydów, to Żydzi zabiliby Polaków. Jest to opinia bezpodstawna i wyssana z palca, służąca temu, by Polacy nie pomagali Żydom. Oczywiste było przecież, iż pomagają cały czas, dlatego też tak długo trwała likwidacja getta warszawskiego.
"Człowiek, który nie może zrozumieć i nie może zapomnieć, opowiada to jeszcze raz", dlatego do dziś jeszcze krąży w powietrzu tak wiele wojennych historii. Staruszkowie na parkowych ławkach wymieniają się doświadczeniami z odległych czasów, tak jakby po wojnie już nic nie istniało. Wciąż budzą się nocami, zlani potem, przypominając sobie kolejne wrażenia, jakich byli świadkami. Przytoczmy, więc jeszcze jedną historię, pod tytułem - Dwojra Zielona. Bohaterka jest Żydówką, która uciekając z wagonu kolejowego, została postrzelona w kolano. Siedzi, więc przy torach, bo nie może uciekać. Jakaś kobieta przynosi jej chleb i mleko, ale zaraz ucieka. Następnie dostaje od młodego człowieka wódkę i papierosy. Ludzie boją się pomagać Żydom, bo za to czeka ich śmierć. Ostatecznie zjawia się dwóch niemieckich policjantów, których kobieta prosi, by ją zabili. Nie są to jednak typowi esesmani, ponieważ długo się wahają. W końcu pistolet bierze młody człowiek, który wcześniej udzielił jej pomocy, po czym strzela. Słychać czyjś głos w oddali, że właśnie po nim najbardziej można by się spodziewać litości. Jest on tymczasem dowodem na to, jak destrukcyjnie wojna wpływała na umysły młodzieży, jakie mieli autorytety i co ich kształtowało. W tym przypadku bohater pragnął dorównać Niemcom, a w sytuacji, kiedy i oni nie mieli sumienia pozbawić kogoś życia, poczuł dumę z powodu swojej "odwagi". W nocy z lasu wybiegają partyzanci, by pomóc kobiecie, ale jest już za późno.
Drugim reportażowym utworem wojennym jest Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall. Zawiera ona mnóstwo rzeczywistych historii, a jej bohaterami są prawdziwi ludzie, między innymi najsłynniejszy z nich - Marek Edelman. Jest to dokument, który uwiecznia ówczesną sytuację polityczno - społeczną, nastawienie innych narodów do polskiej katastrofy oraz ich opinie. A oto jedna z nich: <<Nawet profesor amerykański mówił "Szliście na śmierć jak barany". Amerykański profesor wylądował kiedyś na francuskiej plaży, biegł czterysta, czy pięćset metrów pod morderczym ogniem, nie schylając się i nie padając, i był ranny, a teraz uważa, że jak ktoś przebiegnie taką plażę, to może później mówić - "człowiek powinien biec" albo "człowiek powinien strzelać" albo "szliście na śmierć jak barany". Żona profesora dodała, że strzały potrzebne są przyszłym pokoleniom. Śmierć ludzi ginących w milczeniu jest niczym, bo nic nie pozostawia po sobie, a ci co strzelają, pozostawiają legendę - jej i jej amerykańskim dzieciom>>. A jednak Polacy wiedzą coś, o czym Amerykanie nie mogą mieć pojęcia, dlatego dobry był stosunek naszych rodaków do innych narodów. Czuli się bowiem bardziej doświadczeni i pokrzywdzeni, wraz z Żydami przeżyli holokaust, razem z nimi ginęli bez powodu. Niewiele krajów ucierpiało w takim stopniu, dlatego nikomu nie wolno nas oceniać. W ogóle nikomu żywemu nie wolno oceniać umierającego.
Utwór zawiera także słynną scenę, jaka powtarzana była także w powieści Andrzeja Szczypiorskiego czy też w Campo di Fiori Czesława Miłosza. Jest to scena z karuzelą, która budziła różnorodne uczucia, niczym talerz kosmiczny w centrum miasta. Była jego niepasującym i nieadekwatnym fragmentem. Miłosz pisze: "wspomniałem Campo di Fiori/ w Warszawie przy karuzeli/ w pogodny wieczór wiosenny,/ przy dźwiękach skocznej muzyki./salwy za murem getta/ głuszyła skoczna melodia/ i wzlatywały pary/ wysoko w pogodne niebo/ czasem wiatr z domów płonących/ przynosił czarne latawce/ łapali płatki w powietrzu/ jadący na karuzeli./ Rozwiewał suknie dziewczynom/ ten wiatr od domów płonących,/ śmiały się tłumy wesołe/ w czas pięknej warszawskiej niedzieli[…]". Najlepiej jednak oddaje jej atmosferę oparty na autentycznych faktach Początek A. Szczypiorskiego: "W dniu pogrzebu profesora Winiara karuzela na placu Krasińskich kręciła się nadal, koniki galopowały, powoziki podskakiwały, sanie sunęły, gondole pluskały, chorągiewki furkotały, panny piszczały, młodzieńcy pokrzykiwali, katarynka skrzypiała, mechanizm karuzeli dudnił, wystrzały z broni maszynowej rozlegały się coraz donośniej, wybuchały pociski armatnie, huczały płomienie i tylko żydowskich jęków nie było słychać spoza murów, bo Żydzi umierali w milczeniu, odpowiadali granatami i bronią ręczną, ale usta ich milczały, już bowiem byli umarli, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, bo mężnie wybierali śmierć zanim jeszcze nadeszła, wychodzili jej naprzeciw, w ich dumnych oczach była cała wzniosłość dziejów ludzkich, odbijały się w nich pożary getta, przerażone pyski esesmanów, ogłupiałe pyski polskiej gawiedzi, zgromadzonej wokół karuzeli, smutna twarz nieboszczyka profesora Winiara, odbijały się więc w ich oczach wszystkie dalekie i bliskie losy świata, całe zło świata i okruch jego dobra, a także twarz Stwórcy, zasępiona i gniewna, smutna i cokolwiek upokorzona, bo Stwórca odwracał oczy ku innym galaktykom, aby nie patrzeć na to co zgotował nie tylko umiłowanemu ludowi, ale wszystkim ludziom ziemi […] a pośród wszystkich ludzi ziemi także temu człowiekowi, który stojąc na przystanku tramwajowym, dokładnie w miejscu, gdzie przed kilku dniami profesor Winiar padł na posterunku, powiedział pogodnie: - Żydki się smażą, aż skwierczy! Z nieba, osnutego dymami, żaden grom jednak nie uderzył i nie poraził tego człowieka, bo to zostało zapisane w księgach stworzenia przed tysiącami tysięcy lat. I było tak zapisane, aby profesor Winiar zmarł nieco wcześniej i nie usłyszał słów owego człowieka, który roześmiał się wesoło i poszedł w stronę karuzeli". Profesor Winiar zmarł na atak serca na wspomnianym przystanku tramwajowym, patrząc na upadek ludzkiej wrażliwości, widząc, że już nie ma sumienia. Nigdzie. A tam ginęli jego uczniowie, jego znajomi, bliscy, tam walczył Pawełek i Henryczek i wielu innych wartościowych ludzi, którzy stanowiliby fundament dla przyszłych pokoleń, gdyby nie…
Warto również przybliżyć problematykę Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Jest to utwór szczególny, ponieważ językiem zbliżony do otaczającej autora atmosfery. Charakterystyczne są, więc urywane zdania współrzędne, najczęściej nierozwinięte, nieskomplikowane słownictwo, prostota. Ponadto Pamiętnik został częściowo pisany, a częściowo nagrywany na magnetofon, po czym przepisywany, dlatego też jego kompozycja jest tak oryginalna. Podczas powstania nie było możliwości wygłaszania długich wypowiedzi, liczył się gest, ruch, okrzyk, hasło i tak też wygląda tekst - jakby urwany w połowie, niedokończony, pozbawiony refleksji, dygresji, pełen potocznych zwrotów i słów. Jednocześnie stanowi hołd cywila złożony powstańcom, żołnierzom, walczącym. Charakteryzuje go niezwykła dokładność topograficzna oraz wierność relacji, celem tego zabiegu było uwiecznienie miasta, wystawienie mu pomnika, jego zabytkom, historii, bogactwu i ludziom. Białoszewski chce zatrzymać miejsce w którym przyszedł na świat, zatrzymać Warszawę jaką znał od zawsze, bo wie, że niebawem pozostaną po niej tylko zgliszcza. Ponadto chce ocalić od zapomnienia osoby mu bliskie i dalekie oraz sprawy, które go dotyczyły i z którymi nie miał nic wspólnego. Chce dać świadectwo swojego czasu, stworzyć dokument epoki, jako świadek i ofiara. W swoich słowach udowadnia to, co zauważył A. Camus w Dżumie - że w obliczu zła wszyscy ludzie się jednoczą, w obliczu strachu są razem, bo tak czują się bezpieczniej. Przedstawia, więc wspólne modlitwy, wspólną walkę, cudem zdobyte posiłki, spacery podziemnymi korytarzami i handel wszystkim, czym tylko się dało. Utwór jest odarty z patosu i wielkości, nie przedstawia pięknych, kroczących w odwadze żołnierzy z błyszczącymi pistoletami i łańcuchami granatów. Ukazuje za to heroizm powstańców - brudnych, głodnych i okaleczonych, ich odwagę, męstwo i poświęcenie. Niech to zostanie na zawsze dla potomnych, bo - jak pisał Mickiewicz - "Jeśli zapomnę o Nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie".
Jednocześnie, w tym prostym, skąpym języku, pozbawionym ozdobników i bogactwa stylu, kryją się wielkie emocje pisarza, który wciąż przeżywa na nowo, wciąż śni nocne koszmary i nadal nie może się uwolnić od przeszłości: "Przez dwadzieścia lat nie mogłem o tym pisać. Chociaż tak chciałem. I gadałem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I ciągle myślałem, że mam to powstanie opisać, ale jakoś przecież opisać. A nie wiedziałem przecież, że właśnie te gadania przez dwadzieścia lat - bo gadam o tym przez dwadzieścia lat - bo to jest największe przeżycie mojego życia, takie zamknięte - że właśnie te gadania, ten to sposób nadaje się jako jedyny do opisania powstania".
Innym przykładem literatury faktu jest obozowa twórczość G. Herlinga - Grudzińskiego. Napisał on utwór pod tytułem Inny świat, który przedstawia losy ludzkie w rosyjskich łagrach. Opatrzył go mottem z Zapisków z martwego domu F. Dostojewskiego: Tu otwierał się inny odrębny świat, do niczego niepodobny; tu panowały inne odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać". Dostojewski w swoim dziele, miał na myśli carską Rosję - jej ustrój, w którym ludzie byli niewolnikami. Każdy, kolejny władca był tyranem, a tych, którzy usiłowali sprzeciwić się jego rządom "eliminowano". Był to, więc martwy dom, w którym mieszkańcom zakazano ujawniać podstawowych przejawów życia, ich emocji, pragnień i osobowości. Dlatego odwołanie do Zapisków jest bardzo trafne, życie w obozie, bowiem przedstawiało się identycznie. Więźniowie byli siłą roboczą, traktowaną jak maszyny, jak rzeczy, które po zużyciu wyrzucano na śmietnik. Inny świat jest powieścią dokumentalną zawierającą liczne dogłębne analizy oraz introspekcje. Zamknięta jest w odrębnym, nieczłowieczym świecie, którego pejzaże i właściwości stara się autor przybliżyć czytelnikowi: "I tak dzień po dniu - tygodniami, miesiącami, latami - bez radości, bez nadziei, bez życia". Na jej podstawie można dokonać porównania między lagrami niemieckimi i łagrami. Podczas gdy w obozach niemieckich ludzi wysyłano do gazu i palono w krematoriach lub wykorzystywano do produkcji przemysłowej, w łagrach umierano z wycieńczenia. Nieczęsto kogoś zabijano, a przynajmniej nie tak często jak u Niemców, ale ciężka praca i tragiczne warunki życiowe prowadziły do szybkiej śmierci. Harowano na czterdziestostopniowym mrozie w lasach, w wysokim śniegu i cienkich ubraniach. Racje żywnościowe były znikome, ludzi pozbawiono możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb. Nie dało się uciec, bowiem najbliższa kolej znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów od obozu, poza tym uciekinierów zawsze wytropiły psy, a jeśli nie, to ostatecznie sam wracał. Herling - Grudziński pisze: "Doradzałbym wszystkim rządzącym, którzy mają niewiele do zaofiarowania swoim poddanym, aby zaczęli od pozbawienia ich wszystkiego; cokolwiek bowiem dadzą im potem, stanie się bez trudu wielkodusznym gestem" - i tak funkcjonowały obozy, ucinano sobie palce, usiłowano zachorować jak najciężej, by tylko znaleźć się w szpitalu. Szpital był wybawieniem, zapewniał opiekę, wypoczynek, ciepło i spokój. Można było się w nim najeść prawie do syta. Dlatego zapewnia autor, że "[…]nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i bólu". Udowadnia też, że obozy, poddając człowieka reifikacji, doprowadzały go do upodlenia i zezwierzęcenia. Jego pragnienia stawały się pragnieniami dzikich, pozbawiając go jakichkolwiek wyższych uczuć i reakcji emocjonalnych: "Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich".
W utworze wielokrotnie powtarza się słowo 'nadzieja', jako najważniejszy element w człowieku. Dopóki, bowiem była nadzieja, było życie - zagubienie jej oznaczało śmierć.
Niezwykłym dziełem dokumentalnym z czasów powojennych są również Rozmowy z katem K. Moczarskiego. Stanowią one zapis dialogów znajdującego się w jednej celi autora z hitlerowskim oprawcą - Jürgenem Stroopem. Relacja jest bardzo szczegółowa, kiedy zapytano Moczarskiego w jaki sposób zdołał zapamiętać tak wiele drobiazgów, nie mając przy sobie ani długopisu, ani kartki, podał dwa powody: po primo - zdawał sobie sprawę, że ciąży na nim ogromna odpowiedzialność, dlatego musi poznać Stroopa, aby móc ujawnić kiedyś całą prawdę o jego zbrodniach, secundo - był w stanie niezwykłej koncentracji wypływającej z położenia w jakim się znajdował, zaostrzyły się jego zmysły, instynkt i pamięć, a wszystko dlatego, iż musiał przetrwać w nietypowych i ciężkich warunkach.
Autor został aresztowany przez polską policję pozostającą pod wpływami rządu komunistycznego i skazany na śmierć za domniemane działania po stronie hitlerowskich Niemiec, tymczasem sąd po jedenastu latach orzekł jego niewinność. Tak oto w spartańskich warunkach i z nie odstępującą na krok świadomością rychłej śmierci przetrwał Moczarski, by dać świadectwo. Przez 2, 5 roku miał zakaz kąpieli, 4, 5 roku zakaz spaceru, a przez cały czas pobytu w więzieniu torturowano go. Był człowiekiem niezwykle wykształconym, pracował jako prawnik i dziennikarz, działał w Armii Krajowej oraz brał udział w powstaniu żydowskim. Tymczasem znalazł się w jednej celi z człowiekiem, z którym walczył i poszukując wyjścia z tej dziwnej sytuacji, postanowił ją wykorzystać, bo nigdy nie stracił nadziei, że uda mu się przetrwać i chyba właśnie to przekonanie go uratowało.
Jürgen Stroop został złapany przez Amerykanów i oskarżony o strzelanie do amerykańskich spadochroniarzy, po czym skazany na śmierć i przekazany w ręce Polaków. Jak później się dowiadujemy, był przerażony, ponieważ wśród jeńców angielskich, amerykańskich i francuskich krążyła opinia, iż Polacy i Rosjanie są najokrutniejsi w wydawaniu wyroków. Stroop był prymitywny i niewykształcony, jak zresztą większość esesmanów oraz wyzuty z własnej osobowości. Przedstawiał Moczarskiemu swój sposób na życie: "Po co myśleć, rozważać, przewidywać, borykać się z wątpliwościami? Gdy się już raz wstąpiło do partii, należy tylko być zdyscyplinowanym, wiernym wodzowi i stosować w razie potrzeby terapię pracy organizacyjnej". W czasie powstania warszawskiego doktor Hahn - pomocnik Stroopa - schwytał generała Grota - Roweckiego, z czym wiąże się niesamowita scena. Przedstawia ona spotkanie zakompleksionego, pozbawionego sumienia prostaka z człowiekiem szlachetnym i wyjątkowym, który nie spuszczał wzroku ze swojego oprawcy, przyglądając mu się dumnie i z honorem. Stroop wyjawił później, iż postać polskiego generała zrobiła na nim tak ogromne wrażenie, że po plecach przeszedł go dreszcz i po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł prawdziwy strach.
Nadzorował Jürgen likwidację Żydów w Czechosłowacji, Polsce, na Ukrainie, w Grecji i na obszarach francuskich. Był ponadto odpowiedzialny za likwidację getta warszawskiego i jemu "zawdzięcza się" jej zakończenie, poprzez wysadzenie synagogi. Fakt ten był później traktowany jako symbol ostatecznego triumfu hitlerowców nad powstańcami. Stosunek Stroopa do Żydów wyglądał następująco: <<Żydzi nie mają, nie są w stanie mieć poczucia honoru i godności. Przecież Żyd nie jest pełnym człowiekiem. Żydzi to podludzie. Mają inną krew, inne tkanki, inne kości, inne myśli niż my - Europejczycy, "aryjczycy", a szczególnie niż my - "nordycy">>. Co o tym myślał Moczarski? - "Żydzi pokazali taką dzielność w służbie wartościom ponadosobistym, dla których warto żyć i umierać, że cały wasz ideologiczny antysemityzm rozpadł się w puch". Myślał z pewnością o wiele więcej, ale wiedział, że nie może tego ujawnić. Ich rozmowy były opanowane, przebiegały bowiem na całkiem nowym gruncie, gruncie ludzi straconych. Nic więcej im nie pozostało, ponieważ świat idei, o które walczyli między sobą, już dawno ich nie dotyczył. W 1952 roku Stroop zostaje stracony na szubienicy, pytany wcześniej dlaczego nie popełnił samobójstwa, powiedział, że za bardzo boi się śmierci.
Tak oto przedstawia się współczesna literatura faktu - chyba najwłaściwsza odmiana mogąca sprostać naszym czasom. Żyjemy w epoce, w której już niczego nie trzeba, a nawet nie należy dodawać. Nie potrzeba nam fikcji, fantazy, bajek ani mediów katastroficznych, bo wszystkie tego typu widoki trwają nieprzerwanie za naszymi oknami. Wystarczy wyjść na ulicę, zaczepić przechodnia i przeprowadzić z nim wywiad, aby stworzyć dzieło swojego życia. Cierpienie, ból, męka, rozpacz - czyli to, co tak bardzo pasjonuje ciekawskich gapiów - jest wszędzie identyczne, mimo iż II wojna już dawno minęła. Odbija się wciąż głuchym echem zdradziecka miłoszowska Historia. Czasem trudno zrozumieć, co się dzieje wokół, dokąd gna ten rozjuszony, formalistyczny czas. Cokolwiek się stanie należy pamiętać, że najważniejsze jest szukanie prawdy, mimo wszystko, bo -jak pisała Szymborska -"Jesteśmy dziećmi epoki,/ epoka jest polityczna[…] Tymczasem ginęli ludzie,/ zdychały zwierzęta,/ płonęły domy/ i dziczały pola/ jak w epokach zamierzchłych/ i mniej politycznych".