PEDAGOGIKA KWINTYLJANA


PEDAGOGIKA KWINTYLJANA.

M. Fabius Quintilianus (42—120), pierwszy publiczny profesor wy­mowy w Rzymie, opłacany z kasy państwowej, za zasługi nauczyciel­skie zaszczycony godnością konsula, ustąpiwszy z katedry, ok. r. 90 opra­cował wielkie dzieło w XII księgach de institutione oratoria o wycho­waniu i wykształceniu mówcy). Jestto najwybitniejszy utwór pedago-ficzny w literaturze rzymskiej. Kwintyljan usiłował wskrzesić ideał ulturalny czasów Cycerona: zachęcić Rzymian do pielęgnowania sztuki oratorskiej, którą jednak pojmował bardzo szeroko. Mówca, według niego, -nie miał być panem tylko form i techniki oratorskiei, ale czło­wiekiem o prawym charakterze moralnym i gruntownem wykształceniu literackiem i rzeczowem, do czego dopiero miałoby przystąpić wy­kształcenie ściśle retoryczne. Taki mówca byłby ideałem kultu­ralnego obywatela; łącząc w sobie wartości moralne i umy­słowe, usunąłby od pracy wychowawczej filozofów, którzy się szczy­cili, że oni tylko mogą wychowywać charaktery.

Dzieło de institutione oratoria zajmuje się wychowaniem mówcy od najwcześniejszych początków, stąd też zawiera wskazówki ogólno-pedagogiczne i dydaktyczne dla najmłodszego wieku. Wywody Kwintyljana wywarły ogromny wpływ na pojęcia i praktykę wycho­wawczą w historji. W Rzymie za cesarstwa były głównym podręczni­kiem wychowania, także dla pisarzów chrześcijańskich np. dla św. Hieronima. Zatracenie dzieła w wiekach średnich przyczyniło się do chaosu i bezradności w dziedzinie wychowania. Odkryte w r. 1416 w kla­sztorze St. Gallen, wywołało zachwyt humanistów i,wpłynęło na wszyst­kie rozprawy pedagogiczne XV i XVI wieku, a w znacznej mierze także na ukształtowanie'się ideałów teoretycznych i praktyki dydaktycznej w szkolnictwie h u m a n i s t y cz n e m. Argumenta­cja Kwintyljana za wyższością szkoły publicznej nad wychowaniem prywatnem powtarzana jest do' dzisiaj.

Wyjątki z dzieła Kwintyljana podajemy według rękopiśmiennego-przekładu ś. p. prof. Rudolfa S c h e c h 11 a.

IDEAŁ MÓWCY.

(Z Przedmowy.) Ponieważ, jak sądzę, nic nie jest dla sztuki wymowy obojętne, przeciwnie, uznać się musi, że jak w każdym innym zawodzie, tak i mówca dojść może do doskonałości tylko po-przejściu nauk początkowych, przeto nie zawahdm się zniżyć się do rzeczy pośledniejszych — których atoli bagatelizować nie wolno, jeśli się pragnie wejść na szczeble coraz wyższe, i ułożę program nauki w ten sposób, jak gdyby mi chłopca oddano od

34


dziecka małego, bym go wykształcił na mówcę... Celem mego dzieła wskazać drogę, jak można dziecię od chwili, kiedy zacznie mówić, przy pomocy wszelkich umiejętności, mogących przy­wieść mówcy przyszłemu pewien pożytek, doprowadzić do naj­wyższego stopnia doskonałości...

Zakładamy zatem, że doskonałym mówcą może być jedynie człowiek zacny i prawy; żądamy odeń, by celo­wał nietylko nadzwyczajną biegłością słowa, lecz był zara­zem naczyniem wszelakich zalet duchowych. Trudno mi bowiem stać na stanowisku pewnych uczonych, że wyłącznym przywilejem filozofów jest przysposabiać ludzi do życia cno­tliwego i uczciwego; wszak owym mężem-obywatelem, przezna­czonym do kierowania sprawami publicznemi i prywatnemi, zdolnym do zarządu państwa, utwierdzania go prawami i popra­wiania sądami, istotnie nie jest kto inny jak tylko mówca. A' jednak, choć przyznaję, że zużytkuję niejedną myśl zawarta w dziełach filozofów, słusznie i sprawiedliwie mogę twierdzić, że metoda ta odpowiada przedsięwzięciu naszemu i ściśle związana ze sztuką krasomówczą. W samej rzeczy, jeśli przyjdzie rozpra­wiać — jakto się często zdarza — o sprawiedliwości, odwadze, umiarkowaniu i innych tym podobnych cnotach, bo rzadko się zdarza, aby w jakimś procesie bodaj o jednej z nich nie było wzmianki), a w dodatku wszystko to uzasadnić przy pomocy po­mysłowości treści i należytego wypowiedzenia:1 czyż mógłby kto powątpiewać, że gdziekolwiek wymagana potęga ducha i praw­dziwe bogactwo słowa żywego, tam właśnie rolę pierwszorzędna odgrywać powinien mówca? To też twierdzenie Cycerona' zu­pełnie jasne: jak zalety te już z natury w ścisłym zostają z sobą związku, tak też w praktyce zapanowała zgodność przedziwna, tak że pojęcia filozof i mówca stały się synonimami.

Później atoli nastąpił rozłam tego studjum, lenistwo zaś sprawiło, iż pozornie zwiększyła się liczba umiejętności. Odkąd bowiem zaczęto języka używać za źródło zarobku i nadużywać dóbr sztuki krasomówczej, odstąpili szermierze słowa pieczę nad obyczajami innym. Skoro zaś wymowę raz wydano na pastwę, stała się wnet, łupem umysłów podrzędnych. Drudzy zaś, zarzu­ciwszy trud mówienia wzorowego przerzucili się na pole kształ­cenia charakteru i głoszenia zasad filozoficznych w życiu, jako działu nauki ważniejszego, jeśli tu wogóle można mówić o dzie­leniu i przytem już zostali, przywłaszczywszy sobie jednak na­zwę wcale zuchwałą i rzekomo wyłącznie im przysługującą: »mi-Stośników mądrości»; do takiej nazwy nie rościli sobie pretensji ani najsławniejsi wodzowie, ani też najbardziej wyrobieni poli-

Pomysłowość (inuentio) i wypowiedzenie (elocutio) - główne
zadania mówcy; pierwsza wymaga wykształcenia rzeczowego i filozo-
ficznego, druga - formalnego.

2 W dialogu De óratore, z którego główne myśli podane powy­
żej, str. 67 i nast.

35


-tycy i sternicy nawy państwowej, bo prawdziwie wielkie czyny przenosili nad czcze obietnice. Mógłbym wprawdzie przyznać, że wielu prastarych nauczycieli mądrości i uczyło cnót rzetelnie i wiodło żywot zgodny z teorją wyznawaną: atoli w czasach dzi­siejszych kryją się po największej części pod płaszczykiem tejże nazwy osobniki najlichszego gatunku. Nie zabiegają oni o to, ażeby ich nazywano filozofami na podstawie cnót i gorącego ich pragnienia, lecz tylko ponurym wyrazem twarzy i zachowaniem się wręcz odrębnem od reszty ludzi1 usiłują zasłonić swój cha­rakter pierwotny. Co zaś bywa poczytywane za właściwe pole filozofji, tem dziś powszechnie każdy się zajmuje. Któż bowiem, choćby to był człowiek nawet najlichszy, nie rozprawia o spra­wiedliwości, słuszności i moralności? Któryż to prostak nieoświe-cony nie chce się czegoś dowiedzieć o przyczynach zjawisk przy­rodniczych? Znaczeniem i różnicą wyrazów zajmują się wszyscy, którym na sercu leży poprawność języka.

Przedewszystkiem zaś najlepiej zrozumie to i wypowie mówca; gdyny istniał typ idealnego mówcy, to nie trzebahy szu­kać przepisów cnoty w osobnych szkołach filozoficznych. A prze­cież wypadnie nam tu i ówdzie odwołać się do owych pisarzy, którzy, jak rzekłem, obrawszy dział sztuki oratorskiej, i to waż­niejszy, wzięli w dzierżawę i zażądać niejako zwrotu własno­ści naszej, nie po to, abyśmy korzystać chcieli z ich wynalazków, lecz ażeby im udowodnić, jakie to oni korzyści ciągnęli z cudzych zdobyczy.

Owóż mówca niechaj będzie mężem zasługującym na mianp mędrca prawdziwego; powinien on być doskonały nietylko pod względem moralności boć to, wedle zdania mego, nie wystarcza, choć inni inaczej sądzą, lecz także pod względem wiedzy i wszechstronnego uzdolnienia krasomówczego. Takiego, być może, mówcy dotychczas jeszcze nie było i dlatego powinniśmy tem usilniej dążyć ku ideałowi; tak przynajmniej postępowali niemal wszyscy starożytni; choć nie sądzili, iż natrafili już na fi­lozofa prawdziwego, jednak głosili zasady mądrości. Bądź :co bądź istnieje pojęcie wymowy doskonałej, a natura umu ludzkiego nie stoi w osiągnięciu jej na przeszkodzie. A gdyby się to nie udało, mimo to kuszący się o doskonałość wyżej dojdą

1 Członkowie niektórych szkół filozoficznych i nauczyciele filozofji za czasów cesarstwa szukali wyróżnienia się przez strój zaniedbany i ekscentryczny sposób życia, mający uwydatnić ich pogardę dla dóbr doczesnych. Pod tą maską kryło się jednak częstokroć szarlataństwo.

' W ataku na «filozofów» podkreśla Kwintyljan, że wszystkie trzy działy filozofji: etyka, fizyka i dialektyka budzą powszechne zaintere­sowanie, że więc zawodowi filozofowie nie mają się czem pysznić swoją rzekomą niedościgłą mądrością, i że oczywiście ta mądrość jest równie łatwo dostępną retorom.

8 Prowadzenie do cnoty, wychowanie filozoficzno-moralne, które zdaniem Kwintyljana, mówcy powinniby prowadzić, gdyby się nie byli zasklepili w formalnych tylko prawidłach krasómówstwa.

36


od owych, którzy zwątpiwszy zaraz na początku o dopięciu celu swego, pozostają na szczeblu najniższym.

Tem bardziej proszę nam wybaczyć, jeżeli ani nawet dro­bniejszych kwestyj, mających przecie wielkie znaczenie dla za­dania przez nas podjętego, nie pominiemy.

JAK NALEŻY UDZIELAĆ WIADOMOŚCI ELEMENTARNYCH.

(Ks. I, rozdz. 1). Przedewszystkiem powinien ojciec, któremu się syn urodzi, żywić jak najlepsze co do niego nadzieje, to też od samego początku otoczy go szczególną troskliwością. Nie­słusznie bowiem świat się żali, że natura tylko bardzo szczupłej liczbie wybrańców użyczyła daru rozumienia tego, go się im tłu­maczy, a zatem, że przeważnie marnuje się czas i trud łożony na umysły tępe i niepojęte. Przeciwnie, większość ludzi jest po­datna do. myślenia i skłonna do nauki i to właśnie jest ce­chą przyrodzoną u człowieka1. Jak ptak stworzony do latania, koń do biegania, a zwierzętom dzikim ich dzikość wrodzona, tak my się odznaczamy umysłem lotnym a zarazem sprytnym, skąd wprost narzuca się wiara w niebiańskie pochodzenie duszy na­szej. Owóż ta sama natura, tylko w skromnej ilości, wydaje na świat ludzi na umyśle upośledzonych i nie nadających się do nauki, podobnie jak fizycznie niekształtnych, potwornych i o po­staciach dziwacznych: okazy to nader rzadkie. Za dowód może posłużyć, że już dzieci uprawniają przeważnie do pokładania w nich wielkich nadziei, ale jeżeli te z biegiem czasu znikają, to-rzecz jasna- nie wolno tu winić natury, lecz opiekę nie­dostateczną z naszej strony.

A jednak jeden drugiego przewyższa pod względem inte­lektualnym Zgoda, argument ten może mniej lub więcej za­ważyć na szali; ale za to nie znajdziesz człowieka, któryby po­mimo studjów niczego nie był osiągnął. Kto się więc nad tem zastanowi, powinien, zostawszy ojcem, szczególną pieczołowito­ścią otoczyć mówcę przyszłego.

Przedewszystkiem należy baczyć, aby piastunki nie mó­wiły językiem skażonym błędami; Chryzyppus - żądał od nich nawet pewnego zasobu mądrości, w każdym zaś razie na leżałoby, o ile na to stosunki pozwolą, dobierać najlepiej Tikwali-fikowane. Główną oczywiście troską naszą powinna być ich oby­czajność, nie mniej jednak muszą władać językiem popra­wnym. Chłopiec bowiem ustawicznie je słyszy, ich słowa prze­dewszystkiem próbuje naśladować. Z natury już, jak wiadomo,.

1 Wyraz optymizmu pedagogicznego, wiara w ukształcalność
człowieka, właściwa okresom demokratyzacji.

2 Właściwy twórca, literatury stoickiej w III w. przed Chr.;
przypuszczalny autor rozprawy znanej pod nazwą Plutarcha, por.
tamże wskazówkę co do piastunek str. 56. Chryzyppowi chodziło
o poprawny język grecki, zagrożony skażeniem przez dialekty, Kwin-
tyljan zaś radę tę stosuje do czystości języka łacińskiego.

37


najtrwalej przechowujemy w duszy to, cośmy przejęli w latach dziecięcych: jak woń, którą naczynie nowe przesiąknie, długo trwa, lub farba, która śnieżno-białą wełnę zabarwiła, już wywa­bić się nie da. Im szpetniej sze zaś słowo jakie, tem uporczywiej je dziecko sobie zapamięta. Oby z tą samą łatwością można prze­mienić wadę w zaletę, jak rzecz dobra przeistacza się w złą! Nie­chaj zatem dziecię nie nawyka za młodu do mowy, której w wieku późniejszym przyjdzie mu się oduczać.

Dalej życzyłbym sobie, aby rodzice sami byli jak naj­bardziej wykształceni, a mam na myśli nietylko ojców: czy­tamy bowiem, że Kornelja, matka Grakchów, dużo się przyczy­niła'da wymowy synów, a o jej wykwintnym sposobie wyrażania się świadczą dobitnie zachowane jej listy; również Lei ja, córka Gajusa, miała wytwornoscią w mówieniu przypominać swego ro­dzica; mowę zaś Hortensji, córki Kwinlusowej miana wobec tryumwirów, -czyta się nietylko dla okazania zaszczytu płci nie­wieściej. A i ci rodzice, którym nie było dane pobierać nauki, z niemniejszą troskliwością niech dbają o to, by ich dzieci się uczyły, i właśnie dlatego niech otoczą je pod każdym względem szczególną pieczołowitością.

O niewolnikach, wśród których ma się chłopiec na mówcę przeznaczony wychowywać, należy to samo powiedzieć, co o piastunkach. Szczególnie co do. pedagogów żądam, aby byli albo zupełnie wykształceni, co winno być głównym warunkiem, albo w razie przeciwnym, by o tem wiedzieli, że nie mają wy­kształcenia. Nic gorszego nad takich, którzy wyszedłszy nieco tylko poza wiadomości elementarne, wmawiają w siebie, iż po­siadają studja głębokie. Tych to ludzi dziwnych nie można żadną miarą nakłonię do wyrzeczenia się roli wychowawców, owszem z urojenia o swem znaczeniu nadymają się coraz więcej, postę-

, pują z młodzieżą często brutalnie, ucząc jej przytem własnej głu­poty. Ten ich obłęd wypacza zarazem charakter dzieci. I tak Leonidas, pedagog Aleksandra, jak o tem wspomina Diogenes z Babylonu2, przyzwyczaił go do pewnych przywar, których Ale­ksander, mimo iż był już mężczyzną dojrzałym i potężnym mo­narchą, nie mógł się pozbyć.

Jeżeli się komuś te moje żądania wydają zbyt wygórowane, niech rozważy, iż chodzi tu o przysposobienie mówcy, zatem o sprawę trudną, chociażby nawet wszelkie szansę do wykształ­cenia go były po naszej stronie; powtóre pozostaje jeszcze do spełnienia wiele trudnych warunków: ustawiczne studjum, do­skonali nauczyciele i wielka ilość przedmiotów nauki. Przeto po­czuwam się do obowiązku podawać przepisy jak najlepsze,

a gdyby się one komuś wydawały uciążliwe, ten krzywdę wy-

1 Quintus Hortensius, wybitny mówca, przyjaciel i rywal Cyce-rona. Córka jego miała w śmiałej mowie sprzeciwić się wnioskowi tryumwirów o opodatkowanie kobiet.

s Filozof stoicki, uczeń Chryzyppa.

38


rządzi nie metodzie, lecz człowiekowi. Gdyby się zaś nie udało pozyskać takich piastunek, niewolników i pedagogów, jakich so­bie głównie życzę, to powinien w towarzystwie chłopca przeby­wać ciągle bodaj jeden człowiek, znający dokładnie język ojczy­sty, aby, w razie błędów językowych, popełnianych w obecności chłopca przez owe osoby, natychmiast rzecz prostował i nie po­zwolił na zakorzenienie się błędów; ale tamto me żądanie uwa­żać należy za zasadnicze, to ostatnie zaś tylko za lekarstwo od biedy.

Wolałbym, by chłopiec naprzód uczył się języka greckiego, gdyż łaciński, którego używa całe otoczenie, i tak sobie przyswoi, nawet wbrew naszej woli; zarazem i z tego względu, że powinien się w pewnym rzędzie zaznajomić z lite­raturą i nauką grecką, z których i nasza wypłynęła. Jednakowoż nie chciałbym, aby to się odbywało ze ścisłością przesadną tak, iżby przez czas dłższy wyłącznie mówił po grecku i uczył się tego języka, jak to jest często w zwyczaju. W tem bowiem przyczyna i wadliwego wymawiania, zep.sutego podług dźwięków obcych, i błędnego wyrażania się, boć posługując się ciągle zwrotami greckimi, chłopiec wbija je sobie mimo woli w pamięć tak da­lece, iż uparcie używa ich niewłaściwie i w innych kategorjach mowy. To też po niedługim czasie, powinna nastąpić nauka ła- ciny, aby mniej więcej dotrzymywała kroku greczyźnie. Dzięki temu, jeśli nauka obu języków z równą gorliwością będzie pro­wadzona, nie będą sobie wzajemnie przeszkadzały.

Niektórzy nie godzą się na to, aby z chłopcami przed ukoń­czeniem siódmego roku już rozpoczynać naukę różnych umieję­tności, gdyż rzekomo dopiero ten wiek może pojąć treść nauk, jakoteż fizycznie podołać pracy. Lepiej jednak będzie pójść za zdaniem Chryzyppa, który twierdzi, że każdy okres życia ludzkiego powinien być przedmiotem naszej pieczy. Aczkolwiek bowiem wyznacza piastunkom wszystkiego funkcje trzyletnie, przecież żąda, ażeby i one zaszczepiały powoli w umy­sły dziecięce zasady etyczne. Dlaczegóżby nie miał być odpo­wiedni do pobierania nauki wieks w którym już można wpływać na charakter dziecka? Nie jest mi wprawdzie obce, że w całym tym okresie przedszkolnym zaledwie tyle można zdziałać, ile pó­źniej w jednym roku; ci zaś, którzy się ze mną nie zgadzają, chcą w moich oczach chyba oszczędzić nauczyciela, a nie uczniów. Cóż lepszego zresztą mają dzieci do roboty, skoro się już na­uczyły mówić? Ćzemś przecież zająć się muszą; a może mamy gardzić tym tak skromnym dorobkiem koniecznie aż do siódmego roku? A chociażby nawet marny był on w tym tak wczesnym wieku, to jednak chłopiec w tym samym roku, w którym byłby się nauczył rzeczy mniej ważnych, zapozna się już z ważniej-szemi. Postępując tak rok po roku, doprowadzimy stopniowo do pokaźniejszej sumy pewnych wiadomości, a czas dobrze użyty w dzieciństwie jakże na dobre wychodzi wiekowi młodzieńczemu I

39


To samo przykazanie niechaj się stosuje i do lat następnych, mia­nowicie: im wcześniej się ktoś zabierze do nauki obowiąz­kowej, tem lepiej dla niego. A zatem nie marnujmy wieku przedszkolnego, zwłaszcza, że początki nauk zasadzają się wy­łącznie na pamięci, która u malców nietylko istnieje, ale na­wet jest najtrwalszą.

Licząc się z stopniami wieku, nie żądam wcale, by w tym okresie najwątłejszym zamęczano dzieci odrazu nauką i obar­czano je pracą poważną. Zwłaszcza zaś wystrzegać się należy, aby dziecię, nie mające jeszcze czasu na pokochanie nauki, już wcze­śnie jej nie znienawidziło, bo pokosztowawszy raz tylko jej goryczy, obmierzi sobie studja i w przydatniejszych ku nim la­tach. Na teraz powinna ona mu być z a b a w ą; trzeba dziecko jak najwcześniej zająć pytaniami, niekiedy pochwalić i wogóle tak sprawą pokierować, by odczuwało radość, że przecież coś umie; nieraz wypadnie, choćby mu się to nie podobało, pouczyć innego chłopaka, by mu zazdrościło; innym znów razem weźmie udział w sporze, by mu się zdawało, iż odniosło zwycięstwo; a do sporu zagrzać je można nagrodami, co wiek ten nadzwyczaj lubi.

Podajemy tu drobne jeno wskazówki, choć .przyrzekliśmy wychowywać mówcę; ale i studja mają swój wiek dziecinny; a jak wychowanie choćby najdzielniejszych później atletów za­czyna się od kolebki i mleka matczynego, tak też przyszły mówca,' choćby najsławniejszy, kiedyś kwilił i próbował zrazu wymawiać słowa głosem niepewnym, i dużo nabiedził się nad kształtem liter.

Nie jestem zwolennikiem przyjętego ogólnie systemu, aby malcy uczyli się naprzód nazw i porządku liter abecadła, bo nie zwraca się uwagi na ich postać zewnętrzną, lecz podąża za pa­mięcią wprzód działającą. Tu też należy się dopatrywać przy­czyny, dlaczego nauczyciele, skoro im się zdaje, że dzieci przy­swoiły sobie dokładnie porządek liter, każą im je,recytować w od­wrotnym porządku albo też w różnej kolejności, dopóki dzieci nie nauczą się ich z kształtów, nie na podstawie szyku abecadłowego. To też najlepszy sposób będzie: uczyć abecadła równo­cześnie i z wyglądu i nazwy liter, tak jak uczy się poznawania ludzi. Co zaś szkodliwe przy literach, to nie zaszko­dzi przy zgłoskach. Zarazem piszę się na ową metodę praktyko­waną: dawania dzieciom, dla rozrywki i pobudzania ich do nauki, liter z kości sł on i owej, lub tym podobnych pomysło­wych zabawek, sprawiających im jeszcze większą ' radość, któreby rade brały do rąk, oglądały i- nazywały po imieniu.

Kiedy zaś chłopiec zacznie naśladować zarys liter, dobrze będzie wyżłobić je możliwie najwierniej na tabliczce, by idąc w ślad żłobień wiódł rylcem jakby po brózdach. Wtedy ani nie zboczy, co często się zdarza na wosku (gdyż marginesy po obu stronach na to nie pozwalają), ani nie wyjdzie poza granice wy­tknięte, lecz posuwając rylcem coraz prędzej po szczelinkach na­znaczonych, wzmocni sobie członki palców, i obejdzie się snadnie

40


bez pomocy nauczyciela, zmuszonego kierować swoją ręką rękę chłopca. Troska bowiem wyuczenia dzieci pisma ładnego i szybkiego — co dziś bywa zwykle przez ludzi uczonych za­niedbywane — ciąży również na nauczycielu. Jak zresztą wprawa w pisaniu stanowi przy nauce wogóle jeden z główniejszych wa­lorów i przyniesie kiedyś wychowankowi korzyść rzetelną, opartą na podwalinach głębokich, tak ręka powolna krępuje myślenie, pismo zaś niedołężne, pogmatwane i niełatwe do odczytania po­ciąga za sobą trud nowy: dyktowania tego, co się ma napisać. Z tego powodu na każdym kro^ui, szczególnie zaś w koresponden­cji poufnej do przyjaciół i znajomych, okazuje się doniosłe zna­czenie sztuki pisania.

Przy sylabizowaniu metoda skrócona jest nieodpo­wiednia, trzeba uczyć się wymawiania wszystkich zgłosek bez wyjątku, a nie odkładać, jak to zwykle bywa, najtrudniejszych na później, aż kiedy chłopiec je .napotka przy pisaniu wyrazów ca­łych. Dalej nie należy zbytnio zawierzać pamięci zaraz w pier­wszych początkach nauki: korzystniej będzie materjał przero­biony częściej powtarzać i utrwalać go w ten sposób w pamięci, ani nie wolno dążyć odrazu do czytania płynnego i szybkiego, dopóki niema rękojmi, iż dzieci zdołają już bez utykania i dłuż­szego namysłu łączyć poprawnie pojedyncze litery w zgłoski. Po­tem rozpocznie się układanie całych wyrazów z pojedynczych zgłosek, wreszcie zaś czytanie ciągłe.

Nie do wiary, ile szkody wyrządza zbytni pośpiech w czytaniu; tu kryje się przyczyna owej nieśmiałości, utykań i powtarzań, gdyż malcy odważywszy się na to, co przerasta ich siły, wskutek częstych pomyłek tracą zaufanie nawet do tego, co już umieją. Zatem czytanie ma być-pewne, nieprzerywane i na długo jeszcze powolne, póki się nie doprowadzi przez ustawiczne ćwiczenie do biegłości bez błędów. Bo patrzyć na prawo, jak tego każdy nauczyciel żąda, i zarazem wzrokiem naprzód biec, wy­maga nietylko rozgarnienia, ale też wprawy; ponieważ zaś patrząc na słowa następne, trzeba wymawiać poprzednie, przeto musi się -co jest nader trudne- uwagę rozdwajać między oko i usta, czyli równocześnie wykonywać dwie czynności.

Kiedy już uczeń zacznie pisać całe słowa, jak to się w szkole praktykuje, nie żałujmy zwracać uwagi i na to, aby nie marno­wał trudu- na pisanie słów pospolitych, byle jakich. Można przecież natychmiast, choć chłopiec zdąża do czego innego, rozpocząć objaśnianie wyrazów niezwykłych, przez co zaraz przy nauce elementarnej przyswoi sobie niejedno, coby później czas zajmowało.

A skoro jesteśmy ciągle jeszcze zajęci »drobno«tkami«, ży­czyłbym sobie, ażeby wiersze, na przepisywanie zadawane, za­wierały jakąś myśl szlachetną a nie banalną: takie lo-kucje utkwią w pamięci aż do późnych lat starości, a wpojone w duszę choćby jeszcze niewykształconą, wpłyną korzystnie na

41


charakter. Warto też uczyć się na pamięć, jakby dla rozrywki, powiedzeń sławnych mężów i dłuższych cytat doborowych, zwła­szcza z poezji, co zresztą malcy chętnie sobie przyswajają. Bo dla mówcy jest pamięć, jak to później wykażemy, koniecznie po­trzebna i należy ją wzmacniać i podsycać ćwiczeniem; zwłaszcza wiek ten przedszkolny, który niczego jeszcze samowolnie produ­kować nie zdoła, nadaje się szczególnie do rozwoju pamięci -co troskliwość nauczycieli wspierać powinna.

Byłoby też na miejscu wymagać od tego wieku, aby dla obrotności -języka i wyrazistości mowy recytować w szybkiem tempie niektóre słowa i wiersze bardzo trudne do wymawiania, sklejone z kilku zgłosek ostro i chropawo brzmiących. Drobiazg to wprawdzie, ale w razie zaniedbania może to w przyszłości prze­rodzić się w rażące i nieuleczalne uchybienia językowe, jeżeli się ich nie wytępi - zaraz w pierwszych latach dzieciństwa.

WYCHOWANIE DOMOWE CZY SZKOLNE?

(Ks. I, rozdz. 2). Tymczasem chłopiec powoli podrasta, zej­dzie z łona matczynego i zabierze się do poważnej nauki. Owóż w tem miejscu zastanowimy się głównie nad tem, czy korzyst­niej zatrzymać chłopca w domu, w obrębie czterech ścian, czy też oddać go do szkoły, uczęszczanej przez tłumy młodzieży, to jest powierzyć go opiece nauczycieli publicznych. Za tym drugim sposobem oświadczyli się i ci, którzy życie społeczne państw naj­sławniejszych' ugruntowali na kulturze prawdziwej, jakoteż pi­sarze najznakomitsi.

Ale nie da się zataić, że niektórzy na podstawie osobistego przekonania odbiegają od tego zwyczaju tak rozpowszechnionego. Dla nich, zdaje się, rozstrzygające są dwa względy: jeden, iż o wiele większą przysługę wyrządza się moralności przez unika­nie gromadzenia się masowego młodzieży w wieku najbardziej podatnym do różnych wybryków (oby fałszywym okazał się za­rzut ten, iż szkoła właśnie jest rozsadnikiem czynów karygo­dnych); drugi, że przyszły wychowawca, ktokolwiek nim bę­dzie, może o wiele hojniej poświęcać czas jednemu wychowan­kowi, miast rozdzielić go między większą liczbę uczniów. Pierwszy argument ma dużo poważnej racji za sobą; bo gdyby się stwier­dziło, że szkoła jest wprawdzie doskonałą dźwignią dla nauki, ujemnie jednak wpływa na charakter, to wzgląd ńa życie cnotliwe powinienby odnieść zwycięstwo nad wiedzą chociażby najwybitniejszą. Ale mojem zdaniem i charakter i wiedza są ściśle ze sobą złączone i nierozerwalne, to też twierdzę stanowczo, że tylko człowiek nieskazitelnej prawości może

1 Np. polskie: Nie pieprz Piętrze wieprza pieprzem; Chrząszcz brzmi w trzcinie; franc: Didon dina, dit-on, du dos aun dodu dindon; łaciński wiersz Enniusza: O Tite tute Tati tibi tanta tyranne tulisti.

42


być i stać się mówcą1, w przeciwnym razie wolę, by wcale nie istniał. Zastanówmy się nad tem bliżej.

Zarzucają niektórzy szkole, że psuje obyczaje; przyzna­jemy, że niekiedy tak bywa. Ależ to samp przydarza się i w d o-m u; lecz jako żywo! i tu i tam liczne mógłbym znowu przyto­czyć przykłady i wykroczeń przeciw obyczajności i sumiennego chronienia dobrej reputacji. Wszystko tu polega na skłonno­ściach naturalnych chłopca i troskliwości w wycho­waniu. Weźmy np. umysł skłonny do złego i przypuśćmy, że za­niedbano u dziecka rozwijać i strzec poczucia wstydliwości; w tym więc wypadku nauka prywatna nastręczy mu jeszcze większej sposobności do czynów niegodziwych. Bo i nauczyciel domowy może być także człowiekiem zepsutym, przestawanie zaś z nie­wolnikami nieuczciwymi zarówno kryje w sobie zło, jak z ludźmi wprawdzie wolnymi, lecz złego prowadzenia się. Kiedy atoli skłonności są dobre, kiedy rodzice nie zasypiają w opieszałości, wtedy można łatwo i nauczyciela sumiennego sobie dobrać, o co w pierwszym rzędzie rodzice troskliwi dbać powinni, i zastoso­wać rygor najsurowszy i prócz tego przydać jeszcze do boku malca męża uczciwego, życzliwego, albo wyzwoleńca przywiąza­nego do rodziny, aby ciągle z nim obcując wpływał zbawiennie także na tych, co do których obawy nie są nieuzasadnione.

A jak łatwo znaleźć środki przeciw tym obawom. Obyśmy tylko sami nie psuli obyczajów naszych dzieci! Wszak już w wieku niemowlęcym rozpieszczamy je zbytkiem. Owo wychowanie zniewieściałe, przez nas pobłażaniem zwane, wpływa zgubnie na tężyznę umysłową i fizyczną. Jakich to zachcianek mieć nie będzie z latami takie dziecko, które w szkarłatach racz­kowało] Zaledwie parę słów umie wyjąkać, już się zna na ku­charzu i kaprysuje się na ostrygi. Najpierw kształcimy podnie­bienie, a potem dopiero grzeczność wpajamy. W lektykach dora­stają dzieci; skoro tylko dotkną się stopkami ziemi, z obu stron wieszają się u ramion nieodstępnych nianiek. Radujemy się, gdy w mowie są przemądre; słowa, jakich nawet w ustach fawory­tów aleksandryjskich" nie ścierpielibyśmy, przyjmujemy pie-' szczotami, śmiechem i pocałunkami. Nic dziwnego! Wszak my sami uczymy ich tego, od nas je słyszą, przy każdej uczcie obi­jają się o ich uszy piosnki sprośne, oczy ich pasą się widokiem scen bezwstydnych, słowem zaszczepiamy w ich dusze własne nasze nałogi. Biedni chłopcy uczą się ich, zanim jeszcze sobie uświadomią, że to występki. To też nie w szkole się demorali­zują, ale przeciwnie, do szkoły wnoszą zepsucie.

Powie ktoś: »W nauce prywatnej może nauczyciel je­dnemu uczniowi właśnie więcej czasu poś\vięcić«. Przede-

1 Por. takisam pogląd Cycerona, wyżej str. 76.

- W domach zamożnych Rzymian utrzymywano niewolników, kupowanych w Aleksandrji, słynących z dowcipu i humoru; wolno im było wszystko mówić, jak później' na dworach renesansowych błaznom.


43


wszystkiem nic nie stoi na przeszkodzie, by nauczyciel nie mógł z tym obcować, który uczy i kształci się w szkole. Ale choćby jedno z drugiem nie dało się pogodzić, to w każdym razie przy­znałbym pierwszeństwo zakładom jawnym, publi­cznym, skupiającym młodzież w celach nawskróś uczciwych, aniżeli tajnemu, unikającemu światła dziennego stykaniu się we dwójkę. Bo właśnie im doskonalszy nauczyciel, tem więcej cieszy się, że tłumnie szkoła jego uczęszczana i rad, że tyle oczu patrzy na jego działalność publiczną. Atoli miernoty, w przeświadczeniu swej niższości umysłowej, wieszają się przy uczniach pojedynczo, wynajmują się chętnie w roli pedagogów. Lecz dajmy na to, iż komuś poszczęściło się, czy przez wpływy, czy za pieniądze, czy wkońcu z przyjaźni, pozyskać na nauczyciela domowego czło­wieka prawdziwie uczonego i pierwszorzędnego: zali zechce on cały dzień poświęcić jednej osobie? A czyż uwaga ucznia może być tak dalece napięta, by się nie znużyć, jak wzrok się nad­weręża ustawicznem patrzeniem, zwłaszcza że nauka prywatna potrzebuje o wiele więcej czasu? Boć nauczyciel nie stoi ciągle nad uczniem, gdy ten pisze, uczy się na pamięć lub myśli; prze­ciwnie, przy tej pracy mieszanie się jakiejkolwiek osoby raczej jest przeszkodą. Tak samo podczas lektury cichej nie jest usta­wicznie potrzebny kierownik lub komentator, bo kiedyż mogliby uczniowie zapoznać się z tyloma pisarzami? Krótki zatem właści­wie jest czas, w którym się wyznacza zadanie na cały dzień.

Dlatego z nauki udzielanej jednemu maże łatwo korzystać i większy zastęp uczących się, gdyż prawie wszystkie przedmioty są tego rodzaju, że wykład jednego uczącego zrozumiały jesl dla całej klasy; nie mówię już o rozbiorach i ćwiczeniach re­torycznych, które słuchacze bez względu na ilość doskonale ogarną. Bowiem wykładu profesorskiego nie można porównać z obiadem, który stosować się musi do liczby biesiadników, lecz raczej ze słońcem, użyczającem wszystkim w równej mierze światła i cie­pła. Tak samo nauczyciel gramatyki czy to rozwija prawidła mówienia, czy wyjaśnia reguły, czy też opowiada różne wydarze­nia z dziejów, czy wkońcu wygłasza wiersze-zwraca się zawsze do tylu uczniów, ilu obecnych go słucha.

Ale przy prostowaniu omyłek i podczas wykładu stanowi wielka liczba przeszkodę. W samej rzeczy jest tak istotnie cóż zresztą na świecie pod każdym względem doskonałe, ale i tę ujemną stronę porównamy niebawem z dodatniemi.

A jednak nie życzyłbym sobie posyłać chłopca tam, gdzie go zaniedbują. Ależ nauczyciel sumienny nie obarczy się nigdy taką gromadą, wobec której byłby bezradny; przytem sta­raniem jego szczególnem będzie stać się pod każdym względem przyjacielem serdecznym młodzi, i nietylko kierować się przy nauce obowiązkiem, ale i życzliwością. Wledy ucichną skargi na przepełnienie szkół. Prócz tego każdy pedagog bodaj jako tako światły, choćby dla zjednania sobie dobrej opinji, skoro dostrzeże

44


u chłopca zamiłowanie do nauki i talent, otoczy go bez wątpie­nia pieczą, szczególną. I jeśli wypada unikać szkół zbyt tłumnych (choć tegobym nie pochwalał, gdy słusznie do jakiegoś nauczy­ciela młodzież tłumnie się garnie), to jednak nie w tym sensie, jakoby wogóle szkół publicznych należało unikać. Wielka różnica między stronieniem od szkół a trafnym ich wyborem!

Skorośmy już odparli zarzuty przeciw nauce zbiorowej, wy-łuszczę moje własne zapatrywanie. Przedewszystkiem przyszły mówca, któremu wypadnie żyć wśród ogromnych rzesz i na wi­downi Rzeczypospolitej, niech się przyzwyczaja od młodości do śmiałego z ludźmi obcowania, aby wskutek samotnego życia w półcieniu nie nabrał lękliwości. Ducha tr"zeba ustawicznie pobudzać i podnosić, inaczej albo zgnuśnieje w takiem odosobnie­niu i zaśniedzieje się w tem zamroczu, albo nadwrót nadmie się marną pyszałkowatością; niechybnie bowiem w zbytnie mniema­nie o sobie popadnie ten, kto się nie ma z kim porównywać. Wtedy, kiedy właśnie zajaśnieć ma w pełni jego wiedza i nauka, on wśród tej powodzi światła potyka się jak ślepiec o każdą rzecz nową, boć wyłącznie dla siebie uczył się tego, z czego wobec ogółu ma korzystać. Pomijam węzły przyjaźni, które czasem nie-zamącone trwają aż do późnej starości, bo związki natchnęło uczucie prawie nieziemskie; jak wspólne praktyki religijne, tak wspólne studja łączą nas świętym węzłem. Gdzież ma się czło­wiek nauczyć poczucia taktu towarzyskiego, jeśli się go odłączy od towarzystwa, tej nietylko ludziom, ale nawet zwierzę­tom niemym wrodzonej potrzeby?

Dodać należy, że chłopiec w domu uczy się przepisów i słu­cha rad, wyłącznie jego osoby się tyczących; w szkole zaś także i tego, co do wszystkich innych się odnosi. Tu słyszy codziennie pochwały i nagany; a więc korzysta, kiedy kolegę łaja za leni­stwo, jak i wtedy, gdy go chwalą za pilność. Pochwała pobudza go do emulacji, dać się pokonać przez rówieśnika poczytuje za wstyd, za honor-przewyższyć starszego. Wszystko to za­grzewa jego ducha, a lubo ambicja w istocie jest wadą, przecież nierzadko bywa źródłem pięknych cnót. Pamiętam, jak to moi profesorzy przestrzegali z powodzeniem następującej me­tody egzaminowania: po rozdzieleniu uczniów na klasy, pytali nas po kolei, stosownie do uzdolnienia każdego; w ten sposób re­cytowali lekcję pierwsi ci, którzy pozornie lepsze czynili postępy. Do wydawania w tej sprawie sądu wyznaczony był osobny t r y-b u n a ł, uzyskanie zaś palmy pierwszeństwa poprzedzała zacięta rywalizacja, a zaszczytem największym było przodować w klasie. Jednak wyrok nie obowiązywał raz na zawsze; po trzy­dziestu dniach miał zwyciężony sposobność podjęcia walki na nowo. Tak to z jednej strony zwycięzca nie zaniedbywał się w swych obowiązkach, z drugiej obrażona ambicja podniecała po­konanego do zmycia hańby. O ile sobie dziś ówczesny stan du­chowy uprzytomnić potrafię, nie zawahałbym się twierdzić, że

45


owe praktyki były dla nas w czasie studjów bodźcem stokroć sku­teczniejszym niż zachęty profesorów, niż dozór pedagogów, niż życzenia rodziców.

Lecz jak rywalizacja przyczynia się do coraz lepszych po­stępów w nauce na stopniu wyższym, tak dla początkujących, a do tego średnio uzdolnionych, naśladowanie własnych współtowarzyszy milsze, aniżeli nauczyciela, już z tego-powodu, że łatwiejsze. Bo zaledwie odważą się uczniowie po­czątków marzyć o przyswojeniu sobie sztuki krasomówczej, w ich pojęciu najdoskonalszej; raczej uwagę ich pochłonie to, co naj­bardziej przystępne, podobnie jak winograd przywiązany do drzewa, wprzód czepia się gałęzi najniższych, zanim dopełza wierzchołka.

A jest to prawda niezbita tak dalece, że nakłada na samego uczącego, jeżeli wyżej ceni pożytek niż ambicję fałszywą, powin­ność wobec niewyrobionych jeszcze umysłów, nie przeciążania odrazu ich wątłych sił, lecz owszem kierowania się powściągli­wością i zniżania do pojętności ucznia. Bo jak na­czyńka z wąskim otworem wyrzucają płyn gwałtownie wlewany, ale zato napełniają się spokojnie, gdy płyn nalewamy powoli lub zgoła kroplami, tak pilnie trzeba baczyć, jaką ilość nauki dusza dziecka wchłonąć zdolna; co bowiem przekracza granicę jego po­jęcia, to nie wciśnie się w jego umysł za mało jeszcze do pojmo­wania otwarty. Mając zaś kolegów, nadarzy mu się niejedna spo-spbność z początku ich naśladować, niebawem przewyższać; po­woli leż zacznie w nim kiełkować nadzieja osiągnięcia coraz większych sukcesów.

Zważyć i to należy, iż nauczyciele sami traktują naukę z przejęciem się i zapałem nierównie mniejszym, kiedy tylko garstka uczniów uczestniczy w nauce, natomiast licznie ze­brane audytorjum budzi w nich szczere natchnienie. Wszakże wymowa po największej części polega na nastroju; mówca musi rozniecić w sobie zapał, żywa wyobraźnia nie może ani na chwilę stygnąć, słowem: powinien niejako przelać całą duszę w treść mowy. Im szlachetniejszy i wznioślejszy umysł mówcy, tem sil­niejsze .akordy dźwięczą w duszy jego, a obdarzony pochwałami potężnieje i zrywa się do lotów coraz śmielszych1.

Ogarnia zaś go pewne ciche upokorzenie, skoro mu wypa­dnie całą potęgę wymowy, po tylu trudach nabytej, zniżać do jednego słuchacza i wstyd mu wysilać się na podnioślejszy spo­sób mówienia. Na honor! proszę sobie wyobrazić, że mówca prze­mawia, coś deklamuje, czy też recytuje wobec jednej jedynej osoby;, dalej uprzytomnić sobie jego postawę, głos, gestykulację, podniecenie duchowe, jego pot kroplisty, wkońcu — pominąwszy wszystko inne — jego zmęczenie; toż ten człowiek chybaby zmy­sły postradał lub oszalał! A więc: przestałaby na tym świecie ist­nieć wymowa, gdyby nam przyszło li tylko w obecności jednej osoby przemawiać.

46


CZY MOŻNA WIĘCEJ NAUK W MŁODYM WIEKU UCZYĆ ROWNOCZhŚNIE.

(Ks 1, rozdz. 12.) Porusza się zazwyczaj pytanie, czy leż
wszystko to, czego się chłopcy w szkole uczyć muszą, trzeba im.
koniecznie w jednym i tym samym okresie wyłożyć, a dalej, czy
są zdolni wszystko to równocześnie pojąć. Jedni twierdzą, że nie.
bo powstaje rzeko-mo w duszy dziecka chaos i umysł jego szybko
się nuży wskutek Lego mnóstwa rozbieżnych umiejętności, na
które brak i sił duchowych i fizycznych, a wreszcie i czasu; cho­
ciaż wiek dojrzalszy mógłby wymaganiom tym podołać bardzo
łatwo, przecież nie powinnoby się lat chłopięcych zanadto prze­
ciążać!

Ale nie zastanawiają się orni należycie nad tem, jak potężna jest zdolność ducha ludzkiego już z natury; jest on tak przedsiębiorczy i rzutki i obejmuje, że tak powiem, naokoło sie­bie w okamgnieniu wszystko, że nawet nie potrafi skupić uwagi na jeden tylko przedmiot, lecz kieruje swe siły odrażu ku więk­szej ilości spraw nietylko w jednym dniu, ale nawet w je­dnej i tej samej chwili. Czyż np. kitarzyści nie muszą równo­cześnie uważać i na pamięć i na tonację głosu i na liczne jego modulacje, potrącając równocześnie prawicą o jedne struny, le­wicą zaś drugie naciągają, raz je hamując, to znów popuszczając? ba nawet noga nie jest u nich bezczynną, gdyż porusza się sto­sownie do taktu; a przecież dzieje się to wszystko jednocześnie! Albo kiedy nas wbrew oczekiwaniu zaskoczy konieczność prze­mawiania, czyż wyjawiając wtedy jedne myśli, nie przygotowu­jemy sobie następnych, przyczem równocześnie musimy opano­wywać i inwencję treści i dobór wyrazów i budowę mowy i ge­stykulację i wygłoszenie należyte i wyraz twarzy i całe zachowa­nie się nazewnąlrz?

Jeżeli zatem tak różnorodne czynności są posłuszne jednemu naszemu wysiłkowi, czemuż nie mamy sobie rozdzielić na go­dziny więcej obowiązków i zajęć? zwłaszcza, że sama rozmai­tość umysł krzepi i odświeżą, gdy przeciwnie o wiele trud­niej wytrwać przy jednej i tej samej pracy. To też po lekcji pisa­nia nastręcza urozmaicenia czytanie, a kiedy się sprzykrzy czy­tanie, usunie to uczucie jakaś inna zmiana i td. Lubo w pewnym kierunku do syta napracowaliśmy się, jednak czujemy się do pe­wnego stopnia rześcy do podjęcia nowej, świeżej pracy.

Któż bowiem nie czułby się zupełnie przytępionym na du­chu, gdyby mu przyszło dzień cały słuchać wykładu jednego tylko nauczyciela-fachowca? Na tem właśnie urozmaiceniu po­lega owa rekreacja sił duchowych, podobnie jak rozmaitość po­traw przyczynia się do wzmocnienia żołądka i pobudzania lepszego apetytu.

Albo prószę mi wskazać inną metodę nauki! A może dziś ma nad nami sprawować rządy niepodzielnie gramatyk, jutro

47


znów nauczyciel geometrji, chyba po to, ażeby tymczasem za­niedbać wszystko, czegośmy się nauczyli? Czyż mamy się potem oddać wyłącznie muzyce, by z pamięci tamto się ulotniło? Lub może zatapiając się nad literaturą rzymską, mamy Zupełnie za­pomnieć o greckiej?

Słowem, by rzecz tę zakończyć, zawsze tylko przedmiot ostatni ma zaprzątać nam umysł? Czemuż tejże samej rady nie udzielamy również rolnikom, aby nie pielęgnowali jednocześnie i- roli i winnic i ogrodów oliwnych i sadów? by nie zabiegali około łąk i trzód i ogrodów warzywnych i ułów i ptactwa? Dlaczegóż my sami poświęcamy jedną część dnia zajęciom na forum, inną obowiązkom przyjacielskim, dalszą, sprawom domowym, jeszcze inną hygjenie ciała, a nie na samym końcu rozrywkom? Bo, gdy­byśmy się jednej tylko z tych spraw bez przerwy oddawali, na­stąpiłoby znużenie. Łatwiej przeto wielostronnie być zajętym, niż w jednym kierunku a d ł u g o.

Przytem nie należy się wcale obawiać, by chłopcy trudniej może znosili pracę umysłową, owszem, żaden wiek nie jest mniej skłonny do zmęczenia się. Brzmi to może dziw­nie, ale doświadczenia to stwierdzają. Umysł bowiem, nim skrze­pnie, jest o wiele pojętndejszy. Dowodem ta okoliczność, że dzieci w ciągu dwóch lat, skoro tylko potrafią należycie kleić słowa, mó­wią prawie wszystko bez niczyjego nalegania; a za to z jakim trudem i oporem uczą się języka łacińskiego nasi nowo przybyli niewolnicy! Jeszcze dobitniej przekonywamy się, że, kiedy mamy uczyć człowieka dorosłego jakiegoś języka, nie bez słusznej przy­czyny nazywają od dziecka uczonymi tych, którzy w swoim dziale pod każdym względem celują.

Chłopcy już z przyrodzenia lżej od młodzieńców znoszą utrudnienia. Jak bowiem tych drobnych ciał dziecięcych wcale nie męczy ani upadek, a tylekroć się wywracają, ani ustawiczne raczkowanie, lub nieco później ciągłe gry i z:abawy i bieganina od rana do wieczora, ponieważ mało jeszcze ważą i ciężaru wła­snego nie czują: tak samo, mniemam, i umysł dziecka nie prędko się znuży, gdyż pracuje z mniej szem natęże­niem i bynajmniej o własnym wysiłku studjom się nie od­daje, jeno kształcić się pozwala. Prócz tego chłopcy, posiadając inny jeszcze przymiot szczególnie na ten wiek przypadający, t. j. nadzwyczajną pojętność, śmiało i ochoczo śledzą wykład nauczy­ciela, i nie przykładają miary do tego, ile już materjału wzięto w szkole. Poprostu nie znają jeszcze miary pracy wytężonej. Po­nadto znużenie fizyczne, jak tego często doświadczenie nas uczy, mniej nadweręża ducha, aniżeli myślenie.

W żadnym innym zresztą wieku nie starczy już czasu na tym podobne ćwiczenia, gdyż wtedy cały postęp polega na przy-


nanie.

Dopiero najnowsze badania psychologiczne obaliły to przeko-


48


słuchiwanm się wykładom. Kiedy bowiem młodzieniec raz się usunie w zacisze, by samodzielnie coś piórem tworzyć lub kom­ponować, wtedy na rozpoczęcie studjów powyższych albo wcale nie będzie miał czasu wolnego, albo mu ich się zgoła odechce. skoro więc gramatyk nie może ani też nie powinien chłopca przez cały dzień nauką zająć, jeżeli mu istotnie na tem zależy, aby wy­chowanka uchronić przed wstrętem do nauki — jakąż inną, py­tam, pracą wolelibyśmy go widzieć zatrudnionym w chwilach wolnych od zajęcia głównego? Przy tem nie żądam, by student poza temi naukami świata bożego nie widział, by tylko koncer­towo śpiewał lub bez zarzutu grał do śpiewu z nut; nie chcę też, by zgłębiał wszelakie arkana geometryczne. Bowiem nie wycho­wuję ani aktofa, deklamującego z prawdziwą maestrją, ani ta-necznika o ruchach klasycznych, a przecież czasu starczyłoby dość,, choćbym się nawet tego wszystkiego domagał. Długie są bowiem lata nauki, przytem nie mam na myśli talentów miernych.

O CHARAKTERZE 1 OBOWIĄZKACH NAUCZYCIELA.

(Ks. rozdz. 2.) Skoro już chłopiec osiągnął w nauce po­stępy tak trwałe, że duch jego potrafi skutecznie iść w ślad za początkową nauką na kursach retorycznych, można go oddać na­uczycielom wymowy, przyczem w pierwszym rzędzie baczyć na­leży na ich charakter. Jednakowoż nie dlatego obecnie podej­muję te uwagi, jakobym co do innych nauczycieli pod tym wzglę­dem mniejszą przykładał wagę (najlepszym zresztą dowodem księga poprzednia), lecz ponieważ właśnie wiek uczących się wy­maga wszechstronnego omówienia tej kwestji. Wszakże dorosłych prawie chłopców powierzamy tymże nauczycielom, a mają u nich przebywać jeszcze i nadal, kiedy już wyrosną na młodzieńców; więc trzeba większej dbałości, by nieskazitelność nauczyciela chro­niła młodzieńca, będącego w kwiecie wieku, przed jakiemkolwiek wypaczeniem, a dalej aby już sama powaga jego odstraszała tem­peramenty burzliwsze od wykroczeń. Nie wystarcza, aby na­uczyciel był naczyniem wszelkich cnót, musi też umieć surową karnością utrzymać w ryzach obyczaje garnących się doń uczniów.

Niechaj zatem przedewszystkiem otoczy wychowanków opieką ojcowską, pomny, że zastępuje miejsce tych, którzy mu dzieci swoje poruczają. Sam niech będzie wolny od b ł ę-d ó w, i niech nie znosi ich u drugich. Niech będzie surowy, ale nigdy ponury, uprzejmy ale nie zanadto przy­stępny, aby nie wyrobiła się ku niemu z jednej strony nie­nawiść, lekceważenie z drugiej. Moralności cnota będą zawsze na jego ustach, im częstsza przestroga, tem rzadsza kara. Powinien być wolny od porywczości, ale też nie zamknie oczu na to, co zasługuje na skarcenie. Podczas nauki będzie swobodny, raczej przesadny w pracowitości, niż opieszały. Pytającym niechaj odpowiada z chęcią, uchylających się od py­tań niechaj sam bada umyślnie. W pochwale uczniów co


49


do należytego sposobu wyrażania. się nie będzie ani za skąpy, ani z a h o j n y, gdyż jedno rodzi niechęć do pracy, drugie zbytnią pewność siebie. Wytykając błędy, nigdy nie okaże goryczy, ani też nie będzie, Boże uchowaj, obelżywy; ostudza to bowiem u wielu zapał do nauki, gdy nauczyciel tak karci, jak gdyby wino­wajcę nienawidził.

Co dzień powinien jeśli nie wiele, to bodaj coś wyło­żyć, aby. to z sobą uczniowie unieśli jako nabytek trwały. Bo aczkolwiek lektura nastręcza dużo przykładów wzniosłych i go­dnych naśladowania, to przecież tak zwane żywe słowo jest obfitszym obrokiem duchowym, zwłaszcza pochodzące z ust tego nauczyciela, którego uczniowie, prawidłowo chowani, kochają i szanują. Trudno zaiste wypowiedzieć, o ile chętniej naśla­dujemy tych, do który ch sercem przylgnęliśmy. Stanowczo jednak należałoby zabronić, co u wielu weszło w zwyczaj, aby uczniowie zrywali się nagle z miejsc dla wyra­żenia swej pochwały- może uczeń pilnie się przysłuchujący oka­zać swoje zadowolenie, ale tylko taktownie. Jedynie w ten spo­sób uczeń będzie zawisły od osądu nauczyciela, wierząc, że to, co powie,( jest słuszne, bo o n to aprobował. A już zupełnie należy wykluczyć ze szkół ów nałóg zdrożny, całkiem fałszywie grzeczno­ścią zwany: wzajemnej adoracji za wszelką cenę; nie przystoi to wcale szkole, trąci teatrem i jest chyba wrogiem najzgubniej-szym studjów na serjo pojętych; bo wszelka praca zabiegliwa zbędna, skoro lada głupstwo obsypuje się pochwałami. A zatem i słuchacze i ten co przemawia winni ciągle śledzić wyraz twa­rzy nauczyciela; w ten tylko sposób nauczą się rozróżniać, co zasługuje na pochwałę, a co potępienia godne i nabędą biegłości stylu, a w słuchaniu krytycznego sądu. Dziś natomiast każdy gotów już po każdem zdaniu nie tylko zrywać się, ale nawet wy-Megać z miejsc i podnosić okrzyki wśród nieprzystojnych za­chwytów. Tak to wzajemnie się ubóstwiają, od tego zawisł los ćwiczenia retorycznego! Stąd też nadętość i głupia zarozumia­łość, posunięta do tego stopnia, że młódź upojona tą hałaśliwą aklamacją swych kolegów, nawet nauczycielowi za żłe poczytuje, gdy ją za skąpo chwali. Ale zarówno nauczyciele winni zważać na to, by ich słuchano ze skupieniem ducha i godnością, boć nie dla sądu uczniów przemawiać winien nauczyciel, tylko odwrotnie. €o więcej, niechaj baczą i na to, co i w jaki sposób uczeń uważa za godne pochwały; a jeżeli to co dobrze powiedział znajduje miły oddźwięk w duszy młodzieży, wtedy niech się raduje, nie tyle z pobudek egoistycznych, jak raczej dlatego, iż znaleźli się tacy, co rzecz należycie ocenili.

50



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Poglady pedagogiczne Kwintyliana(1), Pedagogika rok 1,2,3 notatki
Poglady pedagogiczne Kwintyliana
KWINTYLIAN, studia (pedagogika)
kwintylian, pedagogika
współczesne nurty pedagogiczne
Pedagogika ekologiczna z uwzględnieniem tez raportów ekologicznych
Pedagogika rodziny
PEDAGOGIKA HUMANISTYCZNA p[1]
Pedagogika ćw Dydaktyka
Pedagogika E Węglewska
19 183 Samobójstwo Grupa EE1 Pedagogikaid 18250 ppt
PEDAGOGIKA NIEAUTORYTARNA

więcej podobnych podstron