GÓRY
PRZENOSIĆ
Księdzu Prałatowi Stanisławowi Dziwiszowi
na wspomnienie wspólnych przygód życiowych
ks.M.Maliński
GÓRY
PRZENOSIĆ
Kuria Metropolitalna w Krakowie. L.3532/81. Kraków, 31 X198tl'
IMPRIMATUR t Albin Małysiak wikariusz generalny, ks. St»-
fan Marszowski vice-kanclerz, ks. dr Stanisław Bizuń cenzor.
WPROWADZENIE
Książeczka ta zawiera rozważania na wszyst-
kie niedziele i święta. Mamy trzy roczne cykle
modlitw i czytań świętych: rok wiary - A, rok
nadziei - B, rok miłości - C. Następują one jedne
po drugich, l tak na przykład w 1982 przypada rok
B, w 1983 - rok C, w 1984 - rok A itd. Rok
liturgiczny rozpoczyna się w 1. niedzielę
Adwentu.
Należy zwrócić uwagę na niedziele po uro-
czystości Objawienia Pańskiego czyli po Trzech
Królach. Brać je trzeba z niedziel zwykłych (w
książeczce tej są one po Zielonych Świętach)
w kolejności od 1. niedzieli zwykłej, tak długo aż
nadejdzie 1. niedziela Wielkiego Postu, l tak na
przykład w r. 1982 bierzemy niedziele zwykłe do
21 lutego (7. niedziela zwykła). 28 lutego następu-
je 1. niedziela Wielkiego Postu (24II środa Popiel-
cowa). Z kolei po Zielonych Świętach (30 V) i po
niedzieli Trójcy Świętej (6 VI) startujemy 13 czer-
wca z 11. niedzielą zwykłą. Dlaczego to tak? Bo -
jak wiemy - Święta Wielkanocne są „ruchome".
W tym roku jest tak, w następnym będzie inaczej.
Może to na początek jest trochę skompliko-
wane. Ale to tylko na początek. Potem radość
życia rytmem roku kościelnego wynagradza po-
czątkowy trud.
ROK
WIARY
1. niedziela Adwentu
„Tak będzie również z przyjściem
Syna Człowieczego"
Wciąż gdzieś są trzęsienia ziemi, wciąż gdzieś
panuje ucisk na świecie i ludzie umierają ze
strachu, powstają narody przeciwko narodom
i wybuchają wojny. Wciąż gwiazdy spadają i cza-
sem słońce jest zaćmione, a czasem księżyc,
l wciąż gdzieś brat wydaje brata, a dzieci występu-
ją przeciwko rodzicom. Wciąż dokonuje się przy-
jście Syna Człowieczego. Odbywa się Jego sąd
nad ludźmi.
Wtedy, gdy trzęsie się nam ziemia pod noga-
mi, gdy cierpimy ucisk i umieramy ze strachu, gdy
wydaje nas własny ojciec, gdy są przeciwko nam
własne nasze dzieci, gdy spadają nam ostatnie
nasze gwiazdy. Wtedy dokonuje się przyjście Sy-
na Człowieczego. Sąd nad nami i nad naszymi
bliźnimi.
9
2. niedziela Adwentu
„Plemię żmijowe'
l my jesteśmy jak faryzeusze. Lubimy pierwsze
miejsca przy stole i pozdrowienia na rynku, dba-
my, by nie pomijano naszych tytułów i rozdajemy
jałmużnę na skrzyżowaniach ulic, nakładamy na
innych ciężary, których sami nawet palcem ru-
szyć nie chcemy i dziękujemy Bogu, że nie jesteś-
my jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożni-
cy, albo chociażby jak ten nasz znajomy, który
stoi w kącie kościoła i bije się w piersi - tak łatwo
wołamy: ukrzyżuj go.
10
3. niedziela Adwentu
„Oczekiwać'
Po co Go wyczekiwać, skoro przyszedł. Po co
Go wyglądać, skoro Go widzieć można. Po co Go
nadsłuchiwać, skoro Go słyszeć można, skoro
mówi do nas. Czy Adwent nie jest okresem roku
kościelnego „na niby"? Czy to nie jest nieszczere
udawanie? Czy to nie jest gra, dziecinna zabawa
coroczna? Nie. Bo On się jeszcze w tobie na nowo
nie narodził. A ty jesteś nowy. Jesteś inny niż rok
temu. Inaczej patrzysz niż rok temu. Inaczej słu-
chasz niż rok temu. Inaczej myślisz niż rok temu.
On się musi na nowo w tobie narodzić.
11
4. niedziela Adwentu
„Porodzi Syna'
Goście idą. Już się zbliżają: Matka Najświęt-
sza ze świętym Józefem, pasterze - proste chłopy
- mający w oczach jeszcze widzenie Aniołów,
a w uszach śpiewy niebiańskie, trzej Mędrcy ze
Wschodu wpatrzeni w gwiazdę. Za chwilę wszy-
scy zapukają do drzwi twojej gospody.
A u ciebie pełno: oszuści, włóczęgi, niebieskie
ptaki, urodzeni w niedzielę, bawidamki, rozpust-
nicy, cwaniacy, donosiciele. Krzyki, przekleńs-
twa, wulgarne śpiewy, po kątach trwa handel
rzeczami niewiadomego pochodzenia, na ławach
śpią pijacy pijackim snem. A w całym twoim domu
bałagan, brud, zaduch.
Co powiesz, gdy usłyszysz pukanie? Przecież
nie wprowadzisz ich do takiego gnoju. Z łbem
rozczochranym, brudny, rozchełstany, wyjdziesz
do bramy. Odgarniesz zmierzwioną czuprynę,
głowa ci jeszcze będzie pękała od wczorajszego
przepicia. Co powiesz, gdy zobaczysz Matkę Naj-
świętszą i świętego Józefa proszących o nocleg.
Tylko jedno: miejsca nie ma.
Ale goście dopiero się zbliżają. Usuń póki
czas ze swojego domu niecnych biesiadników,
otwórz szeroko okna i drzwi, niech wejdzie świeży
12
powiew wiatru, wyszoruj podłogę i ławy. Posprzą-
taj. Na stoły połóż czyste obrusy. Umyj się, włóż
szatę godową. Żebyś - gdy zapukają - mógł ich
do wnętrza zaprosić. Żeby się twój dom zapełnił
Świętą Rodziną, ludźmi serdecznymi i mądrymi
Magami. Żeby się odmieniło życie twoje.
13
W nocy 25 II
„Narodził się wam Zbawiciel'
To jest nasze Boże Narodzenie. Czyś nie po-
czuł, że jesteś inny? Że inna ziemia pod twoimi
stopami, inny wiatr na twarzy, inny świat przed
twoimi oczami, inne głosy dochodzą do twoich
uszu, inaczej biegną twoje rozmowy z ludźmi. Ten
cud miał się stać, bo to jest również twoje naro-
dzenie.
To jest nasze nowe narodzenie. Gdy słuchasz
Ewangelii o tym, co się działo w Betlejem, gdy
wpatrujesz się w Jezusa leżącego na sianie, gdy
śpiewasz kolędy, rośnie w tobie świat o innych
wymiarach, w którym panują prawa ubóstwa,
przebaczenia, miłości.
Ileż tych Bożych Narodzeń już za nami. Od
pierwszych lat, kiedy jeszcze nic nie rozumiałeś
poza zapachem świerka, smakiem opłatka w buzi,
poza świeczkami, kolorowymi bańkami, ogniami"
sztucznymi, zabawkami. Ileż tych naszych Bo-
żych Narodzeń jest za nami. Rośniemy przez nie
ku pełni Chrystusowego świata.
14
Niedziela Św. Rodziny
„Czyhali na życie Dziecięcia'
Ważniejsze jest mieszkanie niż dziecko. Waż-
niejszy jest samochód, szybkie dorobienie się,
magisterium, doktorat, docentura, profesura, wy-
jazdy za granicę niż dziecko. Ważniejszy jest
większy samochód, lepszy samochód, większe
mieszkanie, lepsze wyposażenie mieszkania niż
dziecko, l dorobiliśmy się potworków: żon, które
nie chcą być żonami i mężów, którzy nie chcą być
mężami. A jeżeli się już zdarzy dziecko, a jeżeli
w końcu zdecydują się na dziecko, to należy je jak
najwcześniej oddać do żłobka, do przedszkola,
do świetlicy szkolnej, pod opiekę pomocy domo-
wej. Bo rodzice chcą mieć czas na życie swoje,
osobiste w jak największym, w jak najpełniejszym
wymiarze, na karierę zawodową, zwiedzanie
świata, upiększanie mieszkania, pielęgnowanie
samochodu, psów, kotów, znajomości, l tak do-
chowaliśmy się potworków: matek, które nie chcą
być matkami, ojców, którzy nie chcą być ojcami.
Bo najlepiej byłoby, żeby dziecko od razu wzięła
jakaś instytucja. Niech je tam nauczą jeść, cho-
15
dzić, mówić: „pani",,,auto". Niech je tam -naweł
za specjalną dopłatą - ktoś pogłaszcze albo przy-;
tuli. l tak powoli dorabiamy się potworków, które
nie wiedzą, co to jest dom, matka, ojciec, atmos-
fera rodzinna, wspólne codzienne posiłki, wza-
jemne cieszenie się radościami, wzajemne smu-
cenie się smutkami, wspólne świętowanie nie-
dzieli, l tak rośnie ilość samochodów, coraz wię-
kszych i lepiej wyposażonych mieszkań, coraz
więcej dobrze ubranych kobiet i mężczyzn na
ulicach.
16
1 l - Nowy Rok
„Co im zostało objawione"
Składam ci na ten nowy rok życzenia wytrwa-
nia w dobrym.
Nie zaczynasz od nowa. Przed „dziś" stoi
„wczoraj". A „wczoraj" to również „wczoraj"
objawień, łask, darów, odkryć, osiągnięć, do-
świadczeń - niepowtarzalnych, jedynych, które
w historii życia ludzkiego, w historii narodu two-
rzyć powinny milowe kamienie rozwoju. Byle ich
nie roztrwonić, żeby się nie rozmyły. A chyba
najłatwiej jest je utracić, gdy ci się zdaje, że je
masz. Bo człowiek, bo naród może tylko żyć, tylko
„być", a nie „posiadać". Dobro człowiecze jest
dynamiczne nie statyczne. Dobro człowiecze to
jest droga, proces - nie rzecz.
W tym nowym roku życzę tobie i sobie wytrwa-
nia w dobrym.
17
6 l - Trzech KróH
,Mędrcy ze Wschodu'
Ażeby aż tak. Po ujrzeniu gwiazdy wybrać si.ę
w daleką, nieznaną drogę, by złożyć nowo naro-
dzonemu królowi żydowskiemu pokłon. Ażeby aż
tak? Ze złotem miłości, kadzidłem uwielbienia
i mirrą cierpienia. Tylu królów żydowskich rodziło
się już na przestrzeni wieków i ażeby aż tak teraz.
Jakież to było objawienie. Jakaż to prawda
ukazała się trzem Magom. W co uwierzyli, czym
się zachwycili, że wyszli w taką daleką drogę
z pokłonem, z darami.
Obyśmy aż tak. Oby nam się objawiło, ukazało
to, co im. Obyśmy i my przyszli do Niego z pokło-
nem. Ze złotem naszej miłości, z kadzidłem na-
szego uwielbienia, z mirrą naszego cierpienia.
Obyśmy aż tak uwierzyli.
18
1. niedziela Wielkiego Postu
„l przystąpił do Niego szatan'
To każdy z nas jest tak wciąż kuszony. Każdy
z nas jest kuszony, aby nagromadzić jak najwięcej
chleba i zabezpieczyć go sobie na całe swoje
życie - na całą nieskończoność. Każdy z nas jest
kuszony, aby mieć władzę, jak największą władzę,
aby swój tron osadzić mocno. Każdy z nas jest
kuszony i żąda od losu, od Boga, od aniołów, aby
go strzegli, na rękach nosili, by przypadkiem nie
uraził nogi o kamień.
Wystarczy spojrzeć tylko w głąb swojego ser-
ca. Jaka cienka ściana dzieli nas od tego, byśmy
sami nie wpadli w opętanie. Jeszcze chwila, a za-
czniemy napychać chlebem dom nasz pod sam
sufit. Jeszcze chwila i będziemy szli w górę po
władzę, kłaniając się w pas wszystkim-trzeba czy
nie trzeba. Jeszcze chwila, a gdy spadną na nas
nieszczęścia, będziemy mieli pretensję do losu,
do Boga, że nas od nich nie uchronił. Jeszcze
chwila.
19
2. niedziela Wielkiego Postu
„Przemienił się przed nimi"
l ty doznajesz czasem łaski przemienienia,
l ukazujesz się nagle sobie samemu i całemu
swojemu otoczeniu jako inny człowiek. Spada
z ciebie jak łachman wszystko, co dotąd się wlok-
ło za tobą - codzienna twoja małość, tchórzli-
wość, prostactwo, głupota, ograniczoność, inte-
resowność, l jesteś wielki. Taki natchniony, pro-
roczy, mądry, jasny, taki święty.
Tylko później trzeba zejść z tej góry przemie-
nienia w dzień codzienny i unieść choć odrobinę
wielkości, jasności, która ci była dana. Bo chwile
łaski są na to, żebyś nie zmarniał na co dzień.
20
3. niedziela Wielkiego Postu
„Daj mi tej wody'
A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość.
Nam, którzy co dzień czytamy gazety, słuchamy
radia, patrzymy w telewizor. Nam pozamykanym
w ciasnych kręgach rodzinnych, towarzyskich,
zawodowych.
A nade wszystko potrzebna jest nam mą-
drość: przekonanie, żeśmy ograniczeni, ciaśni,
zasklepieni, tępi, mali. l dążenie, żeby odkrywać
węzłowe problemy ludzkości, świata i swoje włas-
ne, doszukiwać się logicznych związków, wycią-
gać właściwe wnioski - a więc szukać, pytać,
zastanawiać się.
A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość.
Byśmy swoje osobiste życie ustawili mądrze i mą-
drze nim gospodarowali. Bo czas jest krótki. Bo
przebiegają nam godziny, dnie, tygodnie, miesią-
ce, lata.
21
4. niedziela Wielkiego Postu
„Kto zgrzeszył,
że on się urodził niewidomy,
on czy jego rodzice"
Jeżeli ktoś jest ubogi - to zasłużył na to. Jeżeli
płacze -to za swoje winy. Jeżeli jest prześladowa-
ny - to widocznie mu się to należy. Jeżeli kto
chory, ułomny - to przez grzechy, swoje albo
przodków swoich. Czy taka jest prawda o życiu?
Jezus powiedział: Błogosławieni ubodzy. Bło-
gosławieni, którzy płaczą.
22
5. niedziela Wielkiego Postu
„Choruje ten, którego kochasz'
On dzień w dzień od rana do wieczora obu-
mierał dla siebie, dla swoich spraw osobistych,
dla swojej wygody, dla swojej sławy, dla robienia
pieniędzy, a żył cały oddany ludziom, którzy byli
potrzebujący. On - Jezus Chrystus - nasz Mistrz.
23
Niedziela Palmowa
„Uczniowie Jezusa'
Z palmami w rękach wołamy: „Hosanna Syno-
wi Dawidowemu". W grupie, odważni, podniece-
ni sukcesem, powodzeniem Jezusa, jak banda
owiec w gromadzie silna, mocna, odważna, wier-
na. To Mistrz nasz, Pasterz nasz, możemy się nim
chwalić. Gdy przyjdzie rozproszenie, gdy każdy
z nas indywidualnie stanie przed perspektywą
śmierci, zagrożenia, zemsty, wtedy opada odwa-
ga, uniesienie, a zostaje tylko nagi strach. Strach
przed konsekwencjami, przed cierpieniem, przed
śmiercią. „Nie znam tego człowieka". Nie chcę
mieć z Nim nic wspólnego. Dajcie mi spokój.
Chcę żyć. Normalnie. Jak człowiek - z perspekty-
wami rozwoju, awansu, ze śniadaniem codzien-
nie i obiadem, i kolacją. Żeby móc spokojnie
posiedzieć przed telewizorem, przyjaciół nawie-
dzić, iść na kawę. Nie ma nas ani w czasie biczo-
wania, ani pod krzyżem, ani przy złożeniu do
grobu. Nie chcemy wyśmiania, chłosty, cierpie-
nia, maltretowania, klęski.
24
Ale gdy się wszystko uciszy, uspokoi - przyj-
dzie żal i płacz Piotrowy, wstyd przed samym sobą
swojej podłości, małości, głupoty, słabości, tchó-
rzostwa, egoizmu, l płakać będziemy po kątach,
nie mając w czyje ręce położyć głowy, l wrócimy
do Wieczernika jak uczniowie wracający
z Emaus, do tych, którzy również wrócili, wierząc,
że tylko On, wierząc, że tylko tak, wierząc, że
pozostaniemy Mu już wierni do śmierci.
25
Wielki Piątek
„Judasz, który Go wydał"
Był czas zdrady. Jeden z przyjaciół zdradził,
drugi się Go zaparł. Inni pouciekali. Rzesze zamil-
kły. Zamarły. Rzesze: a więc i ci wszyscy, którzy
z Nim szli, którzy Go słuchali, którzy patrzyli na
Jego cuda-ci nawróceni, zachwyceni, uzdrowie-
ni, ci, którzy od Niego tyle łask otrzymali. Pod
krzyżem stało zaledwie parę osób.
Jest czas zdrady, kiedy jedni przyjaciele zdra-
dzają cię, inni wypierają się ciebie, a szerokie
rzesze twoich znajomych nie przyznają się do
ciebie - ludzie, którym pomagałeś, których
wspierałeś, ci, którzy cię darzyli sympatią, z który-
mi siedziałeś tyle razy przy stole, wspólnie z nimi
jadłeś, rozmawiałeś. Dźwigasz samotnie swój
krzyż. Może spotka cię łaska, że jakaś litościwa
Weronika otrze ci twarz spoconą. A potem ko-
nasz, otoczony przez wrogów, l pod twoim krzy-
żem cierpienia zostają tylko ci najwierniejsi.
Jest czas zdrady. Kiedy wydajesz swoich przy-
jaciół z zazdrości, za pieniądze, pod naciskiem.
Zapierasz się ze strachu tych, którzy ponieśli
klęskę. Albo po prostu odchodzisz od nich. Cho-
26
ciąż tyle im zawdzięczasz, chociaż byłeś nimi taki
zachwycony. Nie idziesz z nimi ich drogą krzyżo-
wą. Nie stajesz pod ich krzyżem, gdy konają
wśród wyzwisk, szyderstw i kpin. Obyś potem
przynajmniej zapłakał nad sobą jak Piotr.
l 27
v
Wielkanoc
,Zobaczył leżące płótna"
Płyną lata. Rok za rokiem obchodzimy te świę-
ta. Rok za rokiem idziemyz niewiastami do grobu,
spotykamy młodzieńca w białych szatach siedzą-
cego na odwalonym kamieniu, wchodzimy do
wnętrza grobu z Piotrem i Janem, patrzymy na
porzucone prześcieradło i chustę, którą przykryta
była Jego twarz, i z Marią Magdaleną szukamy
Jego ciała po ogrodzie, natrafiamy na Jezusa,
którego początkowo bierzemy za ogrodnika, i do-
piero gdy zwraca się do nas po imieniu, wiemy, że
to On, nasz Mistrz i Przyjaciel, droższy nad wszys-
tko na świecie, i wracamy do domu, nie wiedząc
czy to był sen, czy jawa, nie rozumiejąc, co to
wszystko ma znaczyć.
Rok za rokiem wciąż szukamy Go w pustym
grobie. My, grzeszniejsi niż jawnogrzesznica, za-
pierający się Jezusa bardziej niż Piotr, porzucają-
cy Go jak uczniowie w Ogrodzie Oliwnym.
Ale wracamy do Jego grobu, starając się zro-
zumieć, co to znaczy cierpieć, być ukrzyżowanym
i zmartwychwstać - co to znaczy dla Jezusa i co to
znaczy dla każdego z nas.
28
2. niedziela Wielkanocy
„Pokój wam'
Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwychwsta-
nia. Nie patrz z przerażeniem na rosnącą stertą
przeżytych lat i nie licz, ile ci - jak niewiele -
jeszcze lat pozostało. Nie patrz z przerażeniem na
starzejącą się twarz, pogłębiające się zmarszczki,
siwiejące włosy, na słabnące siły.
Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwych-
wstania.
29
3. niedziela Wielkanocy
„Wziął chleb, błogosławił i łamał'
Bóg jest obecny nie tylko jako Dobro, Prawda,
Piękno, ale i jako Wcielone Słowo, które się
uobecnia podczas mszy świętej w tajemnicy swo-
jej męki, śmierci i zmartwychwstania. Abyś mógł
przyjść do Niego, gdyś pełen radości, nadziei
i dziękczynienia; gdyś poraniony, skrzywdzony,
obity; gdyś zdradził, upadł, załamał się, stchórzył;
gdyś spostrzegł, że twoje życie jest-miałkie, puste,
bez wyrazu. Abyś obcując z Nim umęczonym
i zmartwychwstałym uczył się od Niego żyć w Pra-
wdzie, w Dobru, w Pięknie.
30
4. niedziela Wielkanocy
„Aby owce moje miały
życie w obfitości"
Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności,
żyjemy w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna
za brata. W każdym dniu spotykamy się z innym
świętym. Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się
karmić słowem Bożym. Byle tylko krok zrobić,
a możemy uczestniczyć w świętych obrzędach.
Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczy-
wistości. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy
tego, w co opływamy, l za nic sobie mamy prawdę,
która nam się objawiła, l nadużywamy wolności,
która stała się naszym udziałem.
Za dobrze ci jest Może oprzytomniejesz, gdy
zobaczysz ludzi leżących w prochu, l może dopie-
ro wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz Jezusowi
Chrystusowi, który wychował cię na wolnego
człowieka.
31
5. niedziela Wielkanocy
„Kto we mnie wierzy,
będzie dokonywał tych dzieł co ja"
Najważniejsze, że byt wierny prawdzie. A iluż
jest takich, którzy zobaczyli prawdę, ale prędko
zamknęli oczy i odeszli z pośpiechem, uciekli
przed nią bojąc się konsekwencji, jakie ona może
przynieść.
Najważniejsze, że wytrwał, choć przeżywał
ciężkie chwile. Pocił się w Ogrójcu krwawym
potem, a nawet prosił: „Ojcze, jeśli to możliwe,
oddal ode mnie ten kielich". Ale nie uciekł. A iluż
jest takich, którzy nawet poszli za prawdą, ale
pożałowali tego kroku i wycofali się truchcikiem.
Gdy zostali ukarani, a nawet tylko uoomnieni -
grzecznie powrócili, pocałowali w rękę i nadsta-
wili głowę do pogłaskania.
Krzyż nie jest symbolem męki, ale zwycięstwa.
Zwycięstwa nad strachem, wygodnictwem, ule-
głością, oportunizmem, podłością. Jest symbo-
lem człowieczeństwa.
32
6. niedziela Wielkanocy
„Kto miłuje"
Kochać. To samo słowo wypowiadane przez
wszystkich ludzi. Przez każdego rozumiane ina-
czej: według miary, jaką Bóg dał każdemu z nas
i na ile ten dar Boży rozwinęliśmy albo zniszczyli.
Kochać. Twoją miłość mierzy się wielkością
twojej wrażliwości na człowieka, który stoi obok
ciebie, na społeczeństwo, w którym żyjesz. Zawi-
niłeś, jeśli skóra na tobie narosła, jeśli uodporni-
łeś się, żeby mieć spokój od ludzi lub żeby nimi na
zimno manipulować, i słowo „kochać" już nic dla
ciebie nie znaczy.
33
7. niedziela Wielkanocy
„Twoimi są"
My, którzy uważamy, że wierzymy. Ale zbyt
często w naszym życiu bywa tak, że gdy się coś
stanie nie po naszej myśli, gdy coś się nam nie
powiedzie - oburzamy się, skarżymy, narzekamy:
na ludzi, na Pana Boga, na swój zły los. l być
może, że z biegiem lat ta świadomość naszego
pecha będzie się coraz bardziej pogłębiała. Zo-
staniemy do końca życia nieszczęśliwi.
A przecież nie jesteśmy łupiną rzucaną przez
fale - to tu, to tam, jak wiatr zawieje. Jesteśmy
kierowani ręką Bożą. Ten nowy los, to nowe
przeznaczenie jest nowym zadaniem. Zobaczysz
to może nie od razu, może dopiero z perspektywy
czasu. Wtedy przekonasz się, że to wszystko było
właśnie dla twojego dobra. Ale na to trzeba
wierzyć.
34
Wniebowstąpienie
„W niebie"
Jesteśmy w drodze do nieba.
Chociaż budujemy, remontujemy, sprzątamy,
czyścimy, staramy się wygodnie urządzić - tak
jakbyśmy mieli na tej ziemi pozostać na zawsze;
chociaż jemy racjonalnie, żyjemy higienicz-
nie, staramy się nie przemęczać naszego organiz-
mu, odpoczywamy, wyjeżdżamy na urlop, zaży-
wamy lekarstwa, budujemy szpitale wyposażone
w najnowsze aparaty, usiłujemy jak najdłużej żyć
- tak jak gdyby tylko tu na ziemi było prawdziwe
życie;
chociaż cieszymy się życiem, śpiewamy, tań-
czymy, bawimy się, opowiadamy dowcipy, entuz-
jazmujemy się zawodami sportowymi, chodzimy
do kin, teatrów, słuchamy koncertów, bierzemy
udział w widowiskach, zwiedzamy świat, napawa-
my się widokiem lasów, gór, morza, staramy się
przyjemnie żyć - tak jakby prawdziwe szczęście
już tu na ziemi można było osiągnąć;
chociaż walczymy o sprawiedliwość, pokój,
przyjaźń, o równe prawa dla wszystkich ludzi,
o wolność dla czarnych, białych, żółtych i brązo-
wych, o to, by żaden człowiek nie był poniżany,
35
wykorzystywany, krzywdzony, przeciwstawiamy
się wszelkiej przemocy, dążymy do tego, by zapa-
nowała praworządność - tak jakby tylko tu na
ziemi człowiek mógł osiągnąć pełną sprawiedli-
wość;
jesteśmy w drodze do nieba.
l dojdziemy do nieba tylko wtedy, jeżeli po-
traktujemy swoje życie na ziemi naprawdę po-
ważnie, jeżeli zaangażujemy się w nie wszystkimi
swoimi siłami, jeżeli do końca naszych dni tu na
ziemi będziemy walczyli o uczciwość, przyjaźń,
praworządność i prawdę. Tylko wtedy dojdziemy
do nieba, gdzie spotkamy w całej pełni sprawie-
dliwość i miłość, prawdę i przyjaźń, która się
nazywa Bóg.
36
Zesłanie Ducha Świętego
„Weźmijcie Ducha Świętego"
Czy ty masz Ducha Bożego?
Czy widzisz więcej niż oczy potrafią? Czy
słyszysz więcej niż uszy potrafią? Czy kochasz
więcej niż serce potrafi? Czy pojmujesz więcej niż
rozum potrafi?
Czy ty masz jeszcze Ducha Bożego? Na ileś
się przygiął do ziemi przez swój strach, oportu-
nizm, zachłanność, wygodnictwo, l widzisz tylko
tyle, ile oczy potrafią, l słyszysz tylko tyle, ile uszy
potrafią, l kochasz tylko tyle, ile serce potrafi,
l pojmujesz tylko tyle, ile rozum potrafi.
37
1. niedziela zwykła
„Wtedy Mu ustąpił"
Nie narzucaj niczego nikomu. Nic na siłę. Nic
na gwałt. Nic przemocą, nic za kołnierz, nic na
sznurku. Uszanuj wolność każdego człowieka.
Uratuj jego godność. Nawet gdy nie ma racji, gdy
się myli. Nawet gdy grzeszy, gdy błądzi.
Tylko w pełnej wolności może człowiek służyć
Bogu i ludziom.
38
2. niedziela zwykła A
„Który chrzci Duchem Świętym"
Są kręgi bliskości. Jest krąg rodziny, kolegów
w miejscu pracy, ludzi twojego miasta, regionu,
narodu, Europy. Jest krąg katolików, chrześcijan,
wierzących.
Ale ponad wszystkie kręgi istnieje jeszcze
krąg ludzi dobrej woli. Bo nawet wśród najbliż-
szych braci twoich możesz napotkać ludzi, którzy
cię chcą wykorzystać, zawładnąć tobą, którzy
chcą oszukać cię, którzy manipulują tobą dla
swoich celów, którzy nie popuszczą swojego,
którzy cię nie słyszą, nie słuchają, nie chcą
słyszeć.
Ponad wszystkie kręgi, w których żyjesz, wy-
rasta krąg ludzi dobrej woli. Gdy natrafiasz na
człowieka - nieraz z kręgu bardzo odległego -
który cię słucha, rozumie, który nie chce cię
oszukać ani tobą zawładnąć, ale chce ci pomóc,
usłużyć ci, który ci jak brat - chociaż bratem nie
jest, jak rodak - chociaż rodakiem nie jest, jak
katolik - choć do kościoła nie chodzi - jak ktoś
najbliższy.
39
Życzę ci, żebyś i ty był człowiekiem dobrej
woli. Żebyś i ty umiał słuchać, nie chciał nikim
manipulować i wykorzystywać dla swoich intere-
sów. Żebyś i ty pomagał za darmo.
Bo człowiek dobrej woli to jest człowiek Boży.
Choćby nie był praktykującym ani katolikiem, ani
chrześcijaninem, ani wyznawcą żadnej religii. To
jest człowiek Boży. Bóg w nim mieszka.
40
3. niedziela zwykła
„Uczynię was rybakami ludzi"
To nie tylko do Piotra. Nie tylko do Apostołów.
Nie tylko do swoich uczniów. To do każdego z nas
Jezus kieruje te słowa: „uczynię was rybakami
ludzi".
Im więcej jesteś chrześcijaninem, tym większa
troska twoja o zbawienie ludzi: tych, z którymi
idziesz przez życie, ale i tych, którzy są poza
zasięgiem twojego bezpośredniego oddziaływa-
nia. O zbawienie dzieci, młodzieży, ludzi doro-
słych, starych, umierających. Bez tej troski nie
byłbyś chrześcijaninem. Bez tej troski nie byłbyś
zbawiony.
41
4. niedziela zwykła
„Błogosławieni, którzy płaczą'
Błogosławiony jesteś ty, który idziesz, choć
upadasz; który wciąż podejmujesz starania, choć
nie masz żadnych rezultatów; który więcej wiesz,
uczciwiej pracujesz, a jesteś nie uznany, ze-
pchnięty na margines, osamotniony, zapom-
niany.
Błogosławiony jesteś ty, który niedomagasz,
który chorujesz, który tylko z największym trudem
potrafisz przebrnąć kolejny dzień, dla którego
każda noc to koszmar. Błogosławiony jesteś.
42
5. niedziela zwykła
,Bo jeśli sól zwietrzeje"
Czy ty jesteś solą ziemi? A może już zwietrza-
łeś, l na nic innego się nie nadajesz, jak tylko abyś
był wyrzucony i podeptany przez ludzi.
Czy ty jesteś światłością świata? A może już
nie świecisz i już się nie nadajesz, abyś stał na
świeczniku i trzeba cię wstawić pod korzec.
43
6. niedziela zwykła
„Jeśli wasza sprawiedliwość
nie będzie większa niż uczonych
w Piśmie i faryzeuszów"
Życzę ci - jeżeli chcesz mieć pieniądze -
żebyś miał pieniądze, jeżeli chcesz mieć wyższe
stanowisko -żebyś miał wyższe stanowisko, jeże-
li chcesz jechać na wycieczkę zagraniczną -
żebyś pojechał na wycieczkę zagraniczną, jeżeli
chcesz mieć większe mieszkanie - żebyś miał
większe mieszkanie, jeżeli chcesz samochód -
żebyś miał samochód, jeżeli chcesz lepszy samo-
chód -żebyś miał lepszy samochód, jeżeli chcesz
mieć kolorowy telewizor - żebyś miał kolorowy
telewizor, jeżeli chcesz mieć buty - żebyś miał
buty, jeżeli chcesz mieć ubranie - żebyś miał
ubranie, jeżeli chcesz kupić zastawę do czarnej
kawy - żebyś kupił zastawę do czarnej kawy.
Życzę ci, żebyś już wreszcie miał to, co
chcesz, l ażebyś wreszcie zaczął normalnie żyć -
44
jak człowiek. Przecież nie można całe życie
przejść od stanowiska do stanowiska, od tytułu
do tytułu, od butów do ubrania, od ubrania do
telewizora, od telewizora do samochodu. Życzę
ci, żebyś wreszcie nie żył dla stanowiska, odzna-
czenia, nagrody, telewizora, butów i kożucha,
żeby ci życie nie zleciało na bezustannym zbie-
raniu.
45
7. niedziela zwykła
„Jeśli cię kto uderzy w policzek'
Przyjemnie nam słuchać słów Ewangelii. To
wszystko wydaje się nam piękne. Naukę Chrystu-
sa uważamy za najsłuszniejszą na świecie. Zwła-
szcza prawdę o miłości nieprzyjaciół. Przyznaje-
my rację, że tak być powinno w istocie.
Ale tylko do chwili aż ci ktoś zrobi krzywdę. Aż
wzbierze w tobie nienawiść, chęć zapłaty na zasa-
dzie - oko za oko, ząb za ząb: jeżeli tyś mnie
skrzywdził i ja tobie tym samym odpłacę; i udo-
wodnię ci, że musi panować sprawiedliwość na
świecie. Giną ci sprzed oczu wszystkie zasady
ewangeliczne, któreś jeszcze przed chwilą tak
chwalił, którymiś się tak zachwycał. - Twój czas
pokusy.
46
8. niedziela zwykła
„Nie troszczcie się zbytnio
o swoje życie"
To, czego najbardziej potrzebujemy, czego
najuporczywiej szukamy od najmłodszych lat aż
po ostatnie tchnienie, niezależnie od tego jakie
skończyliśmy szkoły, jakie zajmujemy stanowi-
sko, jakie wykonujemy funkcje, to jest odpowiedź
na pytanie: jak żyć. Czasem stawiamy sobie to
pytanie wprost, czasem pozostaje ono w głębo-
kich pokładach naszej podświadomości, ale za-
wsze jest obecne. Wypatrujemy drogi życia cza-
sem idąc utartymi szlakami, czasem klucząc po
kniejach, chaszczach, napotykając nieznane
ścieżki. Niekiedy nam się zdaje, że już znaleźliś-
my, żeby za chwilę stwierdzić, że ta droga wiedzie
do nikąd. O to „jak żyć" pytamy siebie, świat,
ludzi, nadsłuchując tego co mówią, co piszą, co
pokazują. Przesiewamy ich opinie przez palce,
wypatrujemy, co nam został na dłoni. Szukamy
mądrości życia nie na to, by pisać naukowe roz-
prawy, ale żeby samemu nie dać się połknąć przez
świat - żeby się uratować, l to uratować jak
najpełniej.
47
9. niedziela zwykła
„Ten, kto spełnia wolę
Ojca mojego,
który jest w niebiesiech"
Jeżeli czegoś w życiu będziemy żałowali na
łożu śmierci, to tylko tego, że życie nasze nie było
pełne, ale miałkie, pospolite, byle jakie. Żeśmy nie
dali z siebie tyle, ile dać mogliśmy. Żeśmy się
rozproszyli w drobiazgach, szczegółach, głups-
twach. Że było tyle straconej energii, czasu na
inicjatywy niegodne takiego zaangażowania. Że
nie skupiliśmy naszych sił, naszego czasu na
sprawach istotnych. Że nie było w naszym życiu
tyle nadziei, miłości, wiary, ze nie było życie nasze
takie wspaniałe, jak być mogło.
Jeżeli już dzisiaj czegoś żałujemy, to tylko
tego, że życie nasze nie jest tak wielkie, jak być
mogło.
Ale dzisiaj to jeszcze nie łoże śmierci. Ale
jeszcze żyjemy. Ale jeszcze mamy szansę.
48
10. niedziela zwykła
„Dlaczego Nauczyciel wasz jada
z grzesznikami i celnikami"
Jezus wszedł pomiędzy ludzi. Kładł ręce na
umarłych, chorych, sparaliżowanych, niewido-
mych, głuchych. Przebywał wśród celników, uli-
cznic, wyrzutków społeczeństwa. Dlatego nie
miał dobrej opinii.
Jakże my cenimy swoje dobre imię. Najchęt-
niej chcielibyśmy trwać na wyimaginowanym tro-
nie szacunku ludzkiego i stamtąd wygłaszać mą-
dre opinie, rzucać gromy potępienia, dawać do-
bre rady. Na wszelki wypadek wciąż myjemy ręce,
strzepujemy proch ze swoich szat. Tylko nie dziw-
my się, że nikt się nie nawraca.
Jeżeli chcesz pomóc człowiekowi, musisz
zejść w dół. Nawiązać ludzkie kontakty, sprzę-
gnąć się z nim swoim życiem. Dotknąć brudu,
ropy, krwi, gnoju. Narazisz się na to, że pobru-
dzisz swoje ręce, swoje szaty, że usłyszysz plotki
na swój temat, szepty za plecami. Wystawisz na
szwank swoją karierę. Nie będziesz się cieszył
dobrą opinią. Ale Jezus również się nią nie
cieszył.
49
11. niedziela zwykła
„Nauczycielu dobry'
Kto chce być nauczycielem? Użerać się
z dziećmi przez kilka godzin dziennie. Być odpo-
wiedzialnym za wszystko, co tym małym dziku-
som może przyjść do głowy, potem w domu
siedzieć bez końca nad zeszytami przy poprawia-
niu głupich błędów. Troszczyć się ustawicznie
o dzieci zaniedbane, upośledzone, niedorozwi-
nięte, zapóźnione w rozwoju, agresywne, skom-
pleksowane, o te dzieci, które się nie uczą, nie
przychodzą do szkoły, spóźniają się, kłamią,
kradną, palą papierosy, rozbijają się. Szukać
współpracy, pomocy u rodziców przez telefony,
wizyty domowe, wysłuchiwanie użaleń, utyski-
wań, pretensji, żądań, awantur.
Kto chce być dzisiaj nauczycielem? Może
tylko ten, kto lubi chodzić w góry, długo przeby-
wać nad morzem, bo tu otrzyma dwa miesiące
wakacji latem i dwa tygodnie w zimie. Może tylko
ten, kto nie dostał żadnej lepszej roboty. Bo czego
tu może się spodziewać. Cały dzień zajęty od rana
do wieczora wyczerpującą pracą, której nigdy
końca nie widać. Czy nie lepiej być urzędnikiem,
wypełniać przez osiem godzin papiery, a potem
spokojnie wracać do domu i mieć czas na swoje
prywatne życie.
Być nauczycielem. Uczyć dodawania, odej-
mowania, stawiania pierwszych liter, stulania liter
50
w całe słowa, układania słów w zdania, rozbudo-
wane zdania, zdania poprawne stylistycznie.
Uczyć. Mówić o świecie, o ludziach. Być
wśród dzieci w zespoleniu z nimi, widzieć otwarte
szeroko oczy. Widzieć, jak każdy uśmiech czy
smutek, gest, intonacja głosu wywołuje u nich
reakcję, jak każde powiedzenie, żart, uwaga są
wchłaniane, przyjmowane. - Brać odpowiedzial-
ność za tych małych ludzi, którzy zostali oddani
w twoje ręce.
Być nauczycielem. Być im jak matka, jak oj-
ciec, jak siostra, jak brat, jak koleżanka, jak kole-
ga, jak najbliższy człowiek na świecie. Uczyć
zachowania się, wyrażania się, jedzenia, higieny.
Poprawiać kokardy, włosy, fartuszki, ucierać no-
sy, zawiązywać sznurowadła, pomagać się ubie-
rać. Upominać. Bez końca upominać. Karać. Na-
gradzać. Zachęcać. Bawić. Cieszyć się. Wygłu-
piać się. Udawać zagniewanie. Surowość. Być
aktorem, klownem, sędzią, spowiednikiem, pro-
rokiem. Widzieć na własne oczy tydzień za tygod-
niem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem jak
dziecko nieporadne, nierozgarnięte, bałaganiar-
skie zmienia się, pięknieje, szlachetnieje, dosko-
nali się, staje się coraz bardziej człowiekiem.
Być nauczycielem. Panować nad klasą, pano-
wać nad sobą, nad swoją słabością, przeraże-
niem, bezradnością. Kryć swoją nieporadność,
bezsilność milczeniem. Być przyjacielem tych
małych ludzi będąc naprawdę samotnym. Uczyć.
Aż do końca klasy, szkoły. Wtedy kwiaty, łzy,
wierszyki, drętwe słowa pożegnania, skurcz w
gardle. Jeszcze przelotne wizyty, zanikające listy.
Aż kolejne twoje dziecko tonie w tłumie.
51
Potem powrócić do klasy i następnym dzie-
ciom być jak siostra, brat, ojciec i matka, jak
najbliższy człowiek na świecie.
Kto chce być nauczycielem?
52
12. niedziela zwykła
„Nie bójcie się'
Tylko gdy cię dużo, wtedy wierzysz w swoje
siły, w pomoc ludzi i Boga. Tylko gdy cię dużo,
jesteś odważny, stać cię na wszystko - rozdajesz
wokół siebie szeroką garścią uśmiech, pogodę,
wspaniałomyślnym gestem służysz innym, idziesz
przez życie szerokim krokiem, stać cię na to, by
każdemu życzyć szczerze samego dobra, patrzeć
bez zazdrości, jak się innym dobrze powodzi.
Tylko gdy cię dużo, darowujesz, przebaczasz, nie
czepiasz się szczegółów, drobiazgów, nie zwra-
casz uwagi na.detale, nie pamiętasz złośliwości,
przytyków. Tylko gdy cię dużo, widzisz daleko,
słyszysz z daleka: perspektywy, możliwości, szan-
sę. Gdy cię dużo.
Ale gdy cię mało, wtedy nie wierzysz w siebie,
w ludzi, w Boga. Gdy cię mało, wtedy boisz się,
trzęsiesz się nad sobą, nie widzisz nic poza krę-
giem swoich spraw, obwarowujesz się na zdoby-
tym placu, nie chcesz tam nikogo dopuścić, boisz
się konkurencji. Gdy cię mało, pamiętasz każdą
urazę i przysięgasz odpłacić, nie przebaczasz, nie
darowujesz, zazdrościsz każdego powodzenia,
sukcesu, każdego słowa, kroku, nienawidzisz,
pięścią z tyłu wygrażasz. Gdy cię mało.
53
13. niedziela zwykła
„Jednemu z tych najmniejszych'
Czy twój dobry czyn jest dobry? Jaka jest
intencja, motyw, powód, uzasadnienie, źródło,
z którego twój czyn płynie? Dlaczego tyto robisz:
dlaczego pracujesz, uśmiechasz się, chodzisz do
kościoła, dlaczego pomagasz drugiemu człowie-
kowi? Czy tylko dlatego, że na coś liczysz? Że
czegoś oczekujesz? Że załatwiasz kolejny inte-
res? Że będą cię obnosić na ustach jako
dobrego?
Oby na końcu twojego życia nie stwierdził
Bóg, że już otrzymałeś nagrodę swoją.
54
l
14. niedziela zwykła
„Przyjdźcie do Mnie'
*
Spotkania z Bogiem. Czasem w kościele,
w samotności, w ciszy, w skupieniu, na modlitwie,
w jakimś olśnieniu, w głębi twojego serca. Cza-
sem w poczuciu doznanej krzywdy, niesprawie-
dliwości, w wyrzutach sumienia, w uznaniu swo-
jej winy. Czasem w geście wyciągniętej dłoni,
przebaczeniu, w uśmiechu, któregoś nie oczeki-
wał, w dobroci, na którą zupełnie nie liczyłeś,
w pomocy, której ktoś ci niespodziewanie udzie-
lił. Czasem w zrywie twojego serca na widok
piękna, cierpienia, nieszczęścia-błyśnie w tobie
jak światło w mroku.
55
15. niedziela zwykła
„Dlaczego w przypowieściach
mówisz do nich?"
Przypowieści Jezusowe, l te największe - o sy-
nu marnotrawnym, o Samarytaninie, o bogaczu
i Łazarzu, o faryzeuszu i celniku modlącym się
w świątyni, l te całkiem drobne, choćby o tym, że
światła nie stawia się pod korcem, ale na świecz-
niku, że Królestwo Boże podobne jest do kwasu,
który kobieta wkłada w trzy miary mąki, do drogo-
cennej perły, do skarbu ukrytego w roli.
Przypowieści Jezusowe. Chociaż już znamy
ich treść prawie na pamięć, chociaż od samego
dzieciństwa przesypują się przed nami jak drogo-
cenne kamienie, wciąż jednak przebłyskują no-
wym blaskiem. Wciąż, co chwila, odkrywamy no-
we wartości, elementy przedtem nie zauważone,
prawdy, które nas zdumiewają. A czasem zdarzy
się, że zobaczymy w nich nasze własne życie
i zawstydzimy się.
56
16. niedziela zwykła
„Nieprzyjaciel nasiał chwastu
między pszenicę"
Do kogo ja należę: do dobra, które jest we
mnie, czy do zła. Co mnie stanowi: moje dobro,
czy moje zło. Kim ja właściwie jestem: moim
dobrem, czy moim złem. l tak rozdwojeni pomię-
dzy naszą interesowność i bezinteresowność, po-
dejrzliwość i szczerość, agresywność i czułość,
chciwość i wielkoduszność, nienawiść i oddanie,
zazdrość i życzliwość - kształtujemy swoją oso-
bowość' kolejnymi decyzjami.
57
17. niedziela zwykła
„Sprzedał wszystko, co miał'
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie
pchają się w ogonkach, którzy nie zajmują najlep-
szych miejsc w autobusach, tramwajach i pocią-
gach.
Pan Bóg ko'cha szczególnie tych, którzy nie
upierają się przy swoim, którzy nie muszą mieć
zawsze racji.
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie
muszą mieć najmodniejszych ubrań, najnowo-
cześniejszych sprzętów.
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy mogą
spokojnie spać, choć poniosą klęskę, stratę, choć
im się coś nie uda, choć nie potrafią sobie zała-
twić jakiejś ważnej sprawy.
Pan Bóg szczególnie ich kocha - oni Pana
Boga szczególnie kochają.
58
18. niedziela zwykła
„Oddalił się na
miejsce pustynne osobno"
Nam skazanym na miasto, mieszkającym
w betonowych blokach, patrzącym na szare ścia-
ny, chodzącym po asfaltowych kanionach; popy-
chanym przez codzienne obowiązki; zaspieszo-
nym rano, zaspieszonym w południe, zaspieszo-
nym wieczorem; nam zagadanym przez gazety,
radio, telewizję - nam marzy się czasem wieś.
Domy pokryte strzechą słomianą, przed którymi
rosną malwy. Bocianie gniazda na starych lipach.
Droga polna pokryta ciepłym kurzem przyjaznym
dla bosych stóp. Pola z dojrzałym zbożem, po
których chodzi wiatr, wśród których siedzą ciche
grusze. Łąki usiane kaczeńcami, bratkami, sto-
krotkami. Stary dom drewniany, pachnący mio-
dem, pełen grania świerszczy, gdzie podają zsia-
dłe mleko i razowiec wyciągnięty niedawno z pie-
ca chlebowego, oblepiony przypalonymi liśćmi.
Nam skazanym na miasto, marzy się cisza,
spokój, gdzie nic nie musimy na gwałt. Bo marzy
nam się odzyskanie równowagi, wewnętrzna ci-
sza, uspokojenie, uładzenie, powrót do swojej
osobowości. Aby nam łatwiej było spojrzeć na
siebie z dystansem - na kolejny okres, który
przeszedł. Aby nam było łatwiej ocenić z odno-
59
wioną, jedynie słuszną hierarchią wartości, jaki
walor ma to wszystko, co robimy. Nam, skazanym
na miasto.
60
19. niedziela zwykła
„Lecz na widok silnego wiatru
uląkł się"
Ileż było świetnych pomysłów, inicjatyw, pro-
jektów, rozwiązań, zapewnień, l co z nimi. Jak
mogło życie nasze inaczej wyglądać. Ale łaski
danej nam wtedy nie podjęliśmy. Owszem, podję-
liśmy. Tylko przyszła pierwsza trudność, trzecia,
dziesiąta i skończyło się. Bośmy jak mimozy.
Obraziliśmy się na świat, że się na nas nie poznał,
na ludzi, że nam kłody pod nogi kładli. Bośmy jak
słoma, która buchnie płomieniem i zgaśnie. Zgasł
zapał, zachwyt, zgasło olśnienie. Bośmy leniwi
i po prostu nam się odechciało pokonywać nowe
trudności.
Patrzmy w nasze życie indywidualne - jak
moglibyśmy być inni. Patrzmy w naszą historię
narodową - tę bliższą i tę dalszą- jak moglibyśmy
jako naród inaczej wyglądać, gdybyśmy wytrwali.
61
20. niedziela zwykła
„Ulituj się nade mną'
Po co modlić się „święć się Imię Twoje",
„przyjdź Królestwo Twoje", „bądź wola Twoja",
„chleba naszego powszedniego". Po co w ogóle
o cokolwiek Boga prosić, przecież sam Jezus
powiedział: „a na modlitwie nie bądźcie gadatli-
wi, bo wie Ojciec wasz, co wam potrzeba, wpierw
zanim Go poprosicie".
Pan Bóg nie potrzebuje naszej modlitwy
i prośby. On na pewno wie, czego nam potrzeba,
wpierw niż poprosimy. To my potrzebujemy mo-
dlitwy. To my potrzebujemy tego, byśmy Pana
Boga prosili.
62
21. niedziela zwykła
„Ty jesteś Mesjasz'
Być wiernym sobie. Być wiernym drugiemu.
Być wiernym Bogu. Być wiernym.
Życie ludzkie nie składa się z samych entuz-
jazmów, zachwytów, olśnień, odkryć. One cza-
sem przychodzą jak błysk piorunu albo jak łagod-
ny deszcz wiosenny. W tej godzinie objawienia
widzimy tak, jak nigdy dotąd nie widzieliśmy,
wiemy tak, jak nigdy dotąd nie wiedzieliśmy,
chcemy tak, jak nigdy dotąd nie chcieliśmy. Wte-
dy wyrastają nasze postanowienia, rozstrzygnię-
cia, decyzje. Przy nich trzeba trwać, gdy idzie się
codzienną drogą zwyczajnego trudu, zwyczaj-
nych szarych dni.
To jest wierność.
63
22. niedziela zwykła
„Piotr zaczął Mu robić wyrzuty'
Teraźniejszość jest zwodnicza. Jest pełna na-
miętności, emocji, uniesień, zachwytów, obu-
rzeń, zacietrzewienia. Jest pełna plotek, dezinfor-
macji, niedomówień, przesady, niedoceniania.
Dopiero czas wymierza światu wyrok. Gasi
ognie namiętności. Rozwiewa popioły. Odsłania
diamenty lub próchno.
64
23. niedziela zwykła
„Jeśli brat twój zgrzeszy
przeciwko tobie"
Za krzywdy, które bliźnim naszym wyrządza-
liśmy ze spokojnym sumieniem
za obmowy, oszczerstwa i obelgi, które na
bliźnich naszych rzucaliśmy ze spokojnym su-
mieniem
za okłamywanie, nieuczciwość i oszustwa,
których przeciwko bliźnim naszym dopuszczaliś-
my się ze spokojnym sumieniem
za naszą pychę, lenistwo, zazdrość, chciwość,
obłudę, w której żyjemy ze spokojnym sumieniem
przepraszamy Cię, Panie.
Aby sumienia nasze stały się wrażliwe, Ciebie
prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
65
24. niedziela zwykła
„Panie, ile razy mam przebaczać'
Potrafimy być wyrozumiali, przebaczający,
wielkoduszni dla przestępców - nawet dla zbrod-
niarzy, którzy czynią zło z premedytacją. Ale tylko
dla tych, którzy działają w dużej odległości od
nas.
Jesteśmy bezwzględni, domagający się spra-
wiedliwości, pełnego zadośćuczynienia, wyna-
grodzenia wobec ludzi, którzy wyrządzili krzywdę
nam osobiście. Dla nich nie mamy litości. Traktu-
jemy ich jak wyjętych spod prawa, wobec których
dozwolony jest każdy czyn, byleby wyrównać na-
szą krzywdę.
A przecież Jezus myślał właśnie o tych lu-
dziach, gdy nakazał nam się modlić: „...i odpuść
nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym
winowajcom".
66
25. niedziela zwykła
„Wyszedł gospodarz
najmować do winnicy swojej"
Z której godziny jesteś - z rannej, z południo-
wej, z wieczornej? Odkąd przystałeś do Jezusa -
od lat dziecięcych, poprzez „pa, Boziu", pierwszy
nieporadny znak krzyża, pierwsze niezrozumiałe
„Ojcze nasz", pierwszą w bieli uroczystą Komu-
nię świętą. A może jesteś z godziny przedpołud-
niowej: z czasu młodzieńczych burz, kiedy od-
kryłeś piękno prawdy Chrystusowej. A może jes-
teś z godziny południowej, gdyś wszedł już w ży-
cie i przekonałeś się, jaką ma wartość nauka
Chrystusa dla życia indywidualnego i społeczne-
go. A może jesteś z godziny popołudniowej,
z twojej gorzkości, z zawodów, z klęsk: gdyś
zobaczył, co jest złotem w życiu, a co prochem -
co się w życiu naprawdę liczy. A może dopiero
w przedostatniej swojej godzinie - w starości
swojej zobaczyłeś Jezusa Chrystusa - dopiero
wobec swojej śmierci uwierzyłeś w Jego śmierć
i Jego zmartwychwstanie.
Niezależnie od tego, z której jesteś godziny,
niezależnie od tego, kiedyś przyszedł do Jezusa,
najważniejsze, żebyś od Niego już nie odszedł.
67
26. niedziela zwykła
„Powiedział: idę, ale nie poszedł"
Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Już się nicze-
mu nie dziwimy. Potrafimy patrzeć na wszystko
bez zmrużenia oka. Potrafimy słuchać wszystkie-
go w milczeniu. Już się do wszystkiego przyzwy-
czailiśmy. Nie mamy żadnych oporów ani za-
strzeżeń.
Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Uśmiechamy
się na wyrost. Kiwamy głowami, zanim usłyszymy
polecenie. Żeby się nie narazić, żeby ktoś nie
pomyślał, że nie chcemy się zgodzić.
My jesteśmy tacy tolerancyjni, bo nas po pros-
tu nic nie obchodzi. Niech sobie gadają, co chcą.
Niech sobie robią, co chcą. Byle uratować swoją
skórę jak najlepiej i jak najdokładniej.
68
27. niedziela zwykła
„Królestwo Boże będzie
wam zabrane"
Boję się ludzi sprawiedliwych, szlachetnych,
prawych, czystych, ludzi o nieskalanych rękach.
To są ci, którzy innych osądzają, skazują, potę-
piają.
Boję się o tych ludzi, którzy siebie uważają za
uczciwych, prawych, sprawiedliwych, za ludzi
czystych rąk. Ci są zdolni do najgorszych grze-
chów.
69
28. niedziela zwykła
„Uczta jest gotowa'
Ostatnia Wieczerza: świętowanie Męki,
Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa - świętowa-
nie ustanowione przez Niego samego. Każdy
Wielki Czwartek jest rocznicą Ostatniej Wiecze-
rzy. Ale i każda Msza święta. Do istoty tego sakra-
mentu należy, aby wszystko się odbywało tak jak
wtedy. Ma być taki chleb jak wtedy, wino jak
wtedy i słowa te same - jak wtedy, l tak każda
Msza święta jest kontynuacją Ostatniej Wiecze-
rzy. Każda Msza święta - tak jak Ostatnia Wiecze-
rza - jest świętowaniem, uobecnieniem Męki,
Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. My przy sto-
le Pańskim na równi z apostołami spożywamy to
samo Ciało i pijemy tę samą Krew Pańską, którą
Jezus przelał na krzyżu.
70
29. niedziela zwykła
„Oddajcie co Bożego Bogu'
Przestajemy się modlić. Ginie modlitwa indy-
widualna ranna i wieczorna. Nawet dzieci prze-
staje się przyuczać do pacierza. Giną rozmaite
modlitewne zwyczaje, jak wstępowanie do koś-
cioła na krótką chwilę.
Przestajemy się modlić. Odpowiedzią jest za-
wsze brak czasu. Ale odpowiedzią głębszą, która
pozostaje w tle naszej świadomości, jest prze-
świadczenie, że w życiu liczy się przede wszyst-
kim czyn, że za czyn będziemy rozliczani.
Równocześnie ginie czyn miłości. Spotkać
człowieka, który potrafi zobaczyć Sprawę i pod-
jąć ją nie kombinując, ile na niej zarobi, spotkać
człowieka, który za jakąkolwiek pomoc, przysłu-
gę nie wyciągnie łapy po wynagrodzenie, który
nie domaga się za każdą uprzejmość rewanżu, nie
jest łatwo. Bo tak to jest. Nie łatwo zdobyć się na
bezinteresowność, bośmy interesowni, chciwi,
zaborczy, zazdrośni, l nawet przy najlepszych
początkach z dnia na dzień ześlizgujemy się nie-
zauważenie na robienie interesu nawet z najświę-
tszej sprawy. A przecież czyn miłości jest warun-
71
kiem naszego chrześcijaństwa i naszego człowie-
czeństwa.
Dlatego modlitwa. Dlatego codzienna modli-
twa. Dlatego ta konieczność systematycznego
stawania w obecności Bożej, jednoczenia się
złym, który jest Miłością: Obyś nie przegrał życia,
które jest twoją największą wartością.
72
30. niedziela zwykła
,Będziesz miłował bliźniego
swego"
Chorobą jest nienawiść. Chorobą jest złośli-
wość, zazdrość, pycha, chciwość, egoizm. Każdy
grzech to nie tylko zło moralne, ale choroba:
skrzywienie osobowości.
Uleczyć takiego człowieka można tylko do-
brocią, cierpliwością, wyrozumiałością, spoko-
jem, ciepłem, serdecznością - miłością.
73
31. niedziela zwykła
„Mówią, ale sami nie czynią"
Mamy usta wciąż pełne rad, poleceń, pou-
czeń, wskazań, napomnień. My wiemy dobrze, jak
ludzie powinni żyć. Jak powinni postępować nasi
przyjaciele, koledzy, sąsiedzi. Czego powinni uni-
kać, co powinni pielęgnować, wprowadzać
w swoim życiu. Aż do najdrobniejszych szczegó-
łów. Wiemy, jak powinni się ubierać, co kupować,
jak się odżywiać, jak urządzać mieszkanie, dokąd
jechać na wakacje, z kim się przyjaźnić, jak wy-
chowywać dzieci.
Już tacy mądrzy jesteśmy, tacy doświadczeni,
tacy praktyczni. Tylko dlaczego nasze życie jest
takie kulawe.
74
32. niedziela zwykła
„Wyszły na spotkanie'
Mieć nadzieję. Że będzie lepiej, że będzie
inaczej, bo dłużej tak być nie może. Że wreszcie
zapanuje sprawiedliwość, uczciwość, prawo.
Mieć nadzieję. Że będzie ci lepiej. Że zała-
twisz, że otrzymasz, dostaniesz to, o co się sta-
rasz, co chcesz, co ci się należy, na co czekasz,
o co się dobijasz, upominasz, prosisz, żądasz.
Mieć nadzieję. Że wrócisz do sił, do kondycji,
do zdrowia, do swojej młodości, do swojej spraw-
ności fizycznej i intelektualnej i będziesz silny,
sprawny i stać cię będzie na wszystko tak jak
dawniej i jak nigdy dotąd.
Mieć nadzieję. Nawet wtedy, kiedy nie ma
żadnych szans-. Nawet wtedy, kiedy upływa dzień
za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za mie-
siącem i nic się nie zmienia, wszystko jest tak jak
było, a nawet jest coraz gorzej. Sterczy ściana
twarda, nieugięta, bez rysy, bez cienia, bez per-
spektyw.
Mieć nadzieję. W nocy - że doczekasz dnia.
W ciemności - że przyjdzie światło. We mgle - że
słońce się przedrze. W zim ie - że przyjdzie ciepło.
Mieć nadzieję. Bo bez nadziei żyć się nie da.
75
Bo beznadziejnie żyć się nie da. Bo beznadziejne
życie jest żadnym życiem. Bo gdy nie będziesz
miał nadziei, przestaniesz żyć.
»fa
76
33. niedziela zwykła
„Pewien człowiek
mając udać się w podróż"
Wędrujemy przez świat, zwiedzamy miasta,
miasteczka, wsie, poznajemy ludzi, ich zwyczaje,
tradycje, oglądamy budynki, rzeźby, obrazy. Pyta-
my kto, kiedy, jak, gdzie.
Ale w tym wszystkim chodzi nam na końcu
o nas samych, o sens naszego życia. O prawdę
życia, której nigdy nie jesteśmy w stanie dogłęb-
nie poznać.
l dlatego do ostatniego naszego tchu musimy
wędrować po świecie, poznawać miasta i miaste-
czka, pielgrzymować do miejsc świętych i miejsc
sławnych, oglądać pamiątki, zabytki, dzieła sztu-
ki, aby nie zbłądzić ani nie dać się oszukać - aby
zgłębiać prawdę naszego życia.
77
34. niedziela zwykła
„Cokolwiek uczyniliście
jednemu z braci najmniejszych,
mnieście uczynili"
Wszystkie religie świata mówią o miłości bliź-
niego. Ale żaden założyciel religii, żaden reforma-
tor nie potrafił tak lapidarnie określić, na czym ta
miłość polega.
Zdanie wstrząsające, nigdy w pełni nie zgłę-
bione, które identyfikuje Boga z człowiekiem po-
trzebującym. Które stwierdza, że pomoc udziela-
na człowiekowi potrzebującemu na zasadzie
czystej bezinteresowności jest pomocą udzielaną
Bogu samemu.
78
Wszystkich Świętych
„Błogosławieni jesteście,
którzy łakniecie
i pragniecie sprawiedliwości"
Błogosławieni jesteście wy, którzy walczycie
o sprawiedliwość - upominacie się o starych,
schorowanych, stajecie w obronie uciśnionych,
domagacie się praw ludzkich dla krzywdzonych,
poniżonych, pomagacie żyć tym, którzy nie umie-
ją, aibo już nie potrafią. Błogosławieni jesteście,
którzy walczycie o sprawiedliwość, chociaż z te-
go powodu cierpicie prześladowania, chociaż
wam ludzie urągają i prześladują was, i mówią
kłamliwe rzeczy na was. Błogosławieni jesteście.
79
-i f f
ROK—————
i NADZIEI
1. niedziela Adwentu B
„Czuwajcie, bo nie wiecie,
kiedy Pan domu przyjdzie"
Balansujemy na linie istnienia. Ty, który teraz
jesteś zdrowy, wiesz, że w jednej chwili możesz
zachorować. Ty, który jesteś zamożny, usytuowa-
ny, wiesz, że w jednej chwili możesz stać się
biedny. Ty, który jesteś otoczony ludźmi szanują-
cymi cię, wiesz, że w jednej chwili możesz ich
utracić. Ty, który żyjesz, wiesz, że w każdej chwili
możesz zginąć.
Do wymiaru ludzkiej osoby należy niepew^
ność jej egzystencji. Każdy z nas - niezależnie od
wieku, od stanu, mimo rozmaitych środków, jakie
podejmuje, aby się zabezpieczyć, aby wyelimino-
wać wszelkie zagrożenie - balansuje na linie
istnienia, l dlatego każdy wciąż - na każdym
etapie, w każdej sytuacji swojego życia potrzebu-
je Tego, który jest Światłem, Prawdą, Życiem.
83
2. niedziela Adwentu
„Odpuszczenie grzechów"
Jak żałować za g rzęchy-za to, co się samemu
uczyniło? Dopiero wtedy, gdy odkryjesz, żeś stra-
cił, gdy przekonasz się, coś stracił. Bo przecież
grzech to nie tylko krzywda wyrządzona bliźnie-
mu, lecz krzywda wyrządzona sobie samemu -
strata, którą poniosłeś w rozwoju swojej osobo-
wości. Gdy nagle zobaczysz kogoś, kto nie stracił,
l patrząc w niego, jak jest wspaniały, odkrywasz,
że ty mógłbyś być też taki. A nie będziesz, l już
nigdy nie staniesz się tym, kim mógłbyś być.
Zakopałeś talenty. Zagubiłeś się po drodze, zuży-
łeś siły swe i energię na bzdury, na niepotrzebną
szarpaninę. Brakło ich na to, co istotne w twoim
życiu. Upłynęły już dnie, tygodnie, miesiące, lata,
które były przeznaczone na twój rozwój. Bezpo-
wrotnie, l to jest ten żal. Niestety, on nie zmieni
tego, co się stało - chociaż tak bardzo chciałbyś
poprosić Reżysera, abyś mógł powtórzyć swoją
kwestię.
Ale może jeszcze pożyjesz. l ten żal: świado-
mość tego, ileś stracił będzie ostrogą, byś upo-
rządkował swoją hierarchię wartości i zaczął no-
we życie na miarę powołania, które usłyszałeś.
84
3. niedziela Adwentu
B
„Czy ty jesteś prorokiem"
Jedną z największych tragedii Izraela, a może
największą, było odrzucanie proroków, którzy
chcieli ten naród uratować.
W jakiś sposób, na tej płaszczyźnie decydują
się losy nie tylko Izraela, ale każdego narodu. Nie
wolno kamienować proroków. Oni lepiej widzą,
lepiej słyszą, lepiej rozumieją. My musimy starać
się ich oczami patrzeć, ich uszami słuchać, ich
rozumem rozumieć - na to, aby uratować swój
naród i siebie od zguby.
85
B
4. niedziela Adwentu
„Oto ja służebnica Ptfńska"
Czekajmy. Wyczekujmy. Na Pana. Nie na Te-
go, który przychodzi z mocą wielką i majestatem,
aby usiąść na tronie sądzić świat: karać złych,
wynagrodzić dobrych. Ale na Tego, który przy-
chodzi w ciemności nocy betlejemskiej, jest zło-
żony w żłóbku na sianie, wśród gnoju, bydła.
Mamy być gotowi nie na rachunek sumienia,
ale na to, by popatrzyć w oczy, wytrzymać spoj-
rzenie Tego, który nam siebie dał i nic innego nie
chce, jak tylko, byśmy tak jak On stali się miłością.
86
vicie 25 XII
B
„Znaleźli Maryję,
Józefa i Niemowlę"
To jest święto miłości. A miłość to znaczy -
być razem. Bądź razem w te święta. A gdy nawet
nie będziesz mógł, to zadzwoń, wpadnij, napisz
list, wyślij jakiś drobiazg. Bo osobowość nasza
nie kończy się na obrysie naszego ciała, możesz
ją rozszerzać i przedłużać chociażby telefonem,
listem, małym prezentem.
To jest święto miłości. A miłość to znaczy być
razem. Nie pozostawaj samotny w czterech ścia-
nach twojego mieszkania. Bądź razem w te
święta.
87
B
4. niedziela Adwentu
„Oto ja służebnica Pańska"
Czekajmy. Wyczekujmy. Na Pana. Nie na Te-
go, który przychodzi z mocą wielką i majestatem,
aby usiąść na tronie sądzić świat: karać złych,
wynagrodzić dobrych. Ale na Tego, który przy-
chodzi w ciemności nocy betlejemskiej, jest zło-
żony w żłóbku na sianie, wśród gnoju, bydła.
Mamy być gotowi nie na rachunek sumienia,
ale na to, by popatrzyć w oczy, wytrzymać spoj-
rzenie Tego, który nam siebie dał i nic innego nie
chce, jak tylko, byśmy tak jak On stali się miłością.
86
(świcie 25 XII
B
„Znaleźli Maryję,
Józefa i Niemowlę"
To jest święto miłości. A miłość to znaczy -
być razem. Bądź razem w te święta. A gdy nawet
nie będziesz mógł, to zadzwoń, wpadnij, napisz
list, wyślij jakiś drobiazg. Bo osobowość nasza
nie kończy się na obrysie naszego ciała, możesz
ją rozszerzać i przedłużać chociażby telefonem,
listem, małym prezentem.
To jest święto miłości. A miłość to znaczy być
razem. Nie pozostawaj samotny w czterech ścia-
nach twojego mieszkania. Bądź razem w te
święta.
87
B
Niedziela Św. Rodziny
„Za natchnieniem Ducha'
Trzeba zamiatać, gotować, myć, zmywać, szo-
rować, prać, prasować, sprzątać, prześcielać. Jak
tę sprawę traktujesz - jak katorgę czy wyraz
twojej miłości?
To nie jest obojętne, dlaczego myjesz szklan-
kę, obierasz ziemniaki, pierzesz, prasujesz, robisz
zakupy, porządki. To nie jest obojętne, czy z mi-
łości, czy z psiego obowiązku.
Bo albo się w ten sposób niszczysz, albo się
stajesz.
88
11-Nowy Rok
B
„Wielbiąc i wysławiająCvfk>ga"
Z kieliszkiem wina w ręce, słuchając zegara
wybijającego koniec roku, wpatrzony w oczy
przyjaciół - gdy próbujesz określić to wydarzenie,
w którym uczestniczysz, pierwszym stwierdze-
niem jest: udało się. Bośmy przeżyli. A tylu ludzi
młodszych od nas, bliskich albo znanych tylko ze
słyszenia, odeszło w tym roku.
Ale tuż zaraz narasta świadomość uciekają-
cych lat, trwoga o każdy miesiąc, tydzień, dzień
nawet, który cię czeka, l gorączkowe szukanie
odpowiedzi na pytanie: jak żyć w tym czasie
podarowanym.
89
B
61-Trzech Króli
„Przybyliśmy oddać Mu pokłon"
A my wraz z pasterzami i Trzema Królami.
Bośmy usłyszeli, że Zbawca się narodził. Przez
mrok, we mgle, w błocie, potykając się brniemy
do Tego, który jest światłem, my, którzy jesteśmy
ciemnością, złością, niepewnością, rozdarciem,
gniewem. Aby nas wybawił od naszego błota
i mroku - od tego, co nam doskwiera, boli, rani,
niepokoi, przeszkadza, z czym sobie rady dać nie
możemy.
Są tacy, którzy nie usłyszeli wołania aniołów,
albo którzy nie dali im wiary. Są tacy, którzy nie
zobaczyli gwiazdy, albo którym nie chciało się
wybrać w drogę. Śpią dalej. Chociaż w brudzie,
chociaż w błocie, chociaż w mroku. My przyszliś-
my do Niego, bo chcemy, żeby się rozjarzył pło-
myk światła, który tli się w nas. Żeby ogarnął nas,
wypędził z dusz naszych mrok, zło, gniew, niena-
wiść.
Tajemnica Bożego Narodzenia. Tajemnica
narodzenia Bosa w duszy twojej.
90
liedziela Wielkiego Postu
B
,,.• ., ~, „Był na pustyni"
Wzrastaj w Boga, ale w ukryciu. Wzrastaj
w Boga swą uczciwością, dobrocią, serdecznoś-
cią - niech rozprzestrzenia się w tobie Bóg, ale
niech nikt o tym nie wie, kto wiedzieć nie musi.
Nie obnoś się z tym, coś dobrego uczynił. Nie
zabiegaj o akceptację, uznanie, pochwałę, nagro-
dę. Niech to stanie się dla ciebie zupełnie nieważ-
ne, nawet gdy ludzie za twoją ofiarność potępią
cię w swoim niezrozumieniu. Dopiero gdy tak
sprawę postawisz, przekonasz się, jaki jesteś wy-
rachowany. Jak bardzo przyzwyczaiłeś się do
podstawiania głowy na pogłaskanie, wyciągania
łapy po nagrodę.
91
B
2. niedziela Wielkiego Postu
„Jego odzienie stało się białe jak
śnieg"
Nie możesz żyć w ciągłym poniżeniu, pogar-
dzie, cierpieniu, nie możesz być wciąż przegrany.
Musisz mieć chwile radości, po to, żeby wytrzy-
mać późniejsze cierpienie. Musisz mieć chwile
zwycięstwa, żeby przyjąć klęskę, która się na
ciebie zwali. Musisz mieć chwile satysfakcji
i uznania od ludzi, od świata, od siebie samego,
by znieść pogardę i odrzucenie.
Wiedz o tym, że ty taki jesteś i że każdy
człowiek jest taki. Wiedz o tym, że ludzie, z który-
mi masz kontakty jako ojciec, jako matka, jako
współpracownik, przełożony, nauczyciel, kolega,
przyjaciel, nie wytrzymują ciągłych upomnień, że
muszą słyszeć od ciebie pochwały. Nie zniosą
twojego wciąż surowego oblicza. Muszą na nim
widzieć również uśmiech i serdeczność. Wiedz
o tym - nikt nie wytrzyma tylko cierpienia, każdy
musi mieć chwile szczęścia, uwielbienia! podnie-
sienia aż do siódmego nieba- od Boga, od ludzi,
ale i od ciebie, który jesteś za niego odpowie-
dzialny.
92
3. niedziela Wielkiego Postu B
„Nie róbcie targowiska z domu
Ojca mego"
Najgorzej gdy ksiądz przestanie być księ-
dzem, żona -żoną, mąż - mężem, matka-matką,
ojciec - ojcem, naukowiec - naukowcem, robot-
nik - robotnikiem, dom -domem, szkoła-szkołą,
kościół - kościołem. Najgorzej, gdy matka prze-
stanie się troszczyć o swoje dzieci, mąż o swoją
żonę, nauczyciel o swoich uczniów, lekarz o swo-
ich pacjentów. Najgorzej, gdy człowiek straci
powołanie. Wtedy zaczyna się troszczyć wyłącz-
nie o siebie, o swój interes, pieniądze, sławę, o to,
żeby mu dobrze i wygodnie było w życiu.
Jest-coś jeszcze gorszego: gdy ktoś w ogóle
nie usłyszy swojego powołania. Gdy nie poderwie
się na głos, gdy nie podejmie swojego zadania.
Bo ten pierwszy przynajmniej odczuł smak życia.
Ma do czego wrócić. A taki, który nigdy nie podjął
wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na
krążenie wokół własnej osi.
93
B
2. niedziela Wielkiego Postu
„Jego odzienie stało się białe jak
śnieg"
Nie możesz żyć w ciągłym poniżeniu, pogar-
dzie, cierpieniu, nie możesz być wciąż przegrany.
Musisz mieć chwile radości, po to, żeby wytrzy-
mać późniejsze cierpienie. Musisz mieć chwile
zwycięstwa, żeby przyjąć klęskę, która się na
ciebie zwali. Musisz mieć chwile satysfakcji
i uznania od ludzi, od świata, od siebie samego,
by znieść pogardę i odrzucenie.
Wiedz o tym, że ty taki jesteś i że każdy
człowiek jest taki. Wiedz o tym, że ludzie, z który-
mi masz kontakty jako ojciec, jako matka, jako
współpracownik, przełożony, nauczyciel, kolega,
przyjaciel, nie wytrzymują ciągłych upomnień, że
muszą słyszeć od ciebie pochwały. Nie zniosą
twojego wciąż surowego oblicza. Muszą na nim
widzieć również uśmiech i serdeczność. Wiedz
o tym - nikt nie wytrzyma tylko cierpienia, każdy
musi mieć chwile szczęścia, uwielbienia! podnie-
sienia aż do siódmego nieba-od Boga, od ludzi,
ale i od ciebie, który jesteś za niego odpowie-
dzialny.
92
3. niedziela Wielkiego Postu B
„Nie róbcie targowiska z domu
*».ve .« Ojca mego"
Najgorzej gdy ksiądz przestanie być księ-
dzem, żona- żoną, mąż - mężem, matka-matką,
ojciec - ojcem, naukowiec - naukowcem, robot-
nik - robotnikiem, dom -domem, szkoła-szkołą,
kościół - kościołem. Najgorzej, gdy matka prze-
stanie się troszczyć o swoje dzieci, mąż o swoją
żonę, nauczyciel o swoich uczniów, lekarz o swo-
ich pacjentów. Najgorzej, gdy człowiek straci
powołanie. Wtedy zaczyna się troszczyć wyłącz-
nie o siebie, o swój interes, pieniądze, sławę, o to,
żeby mu dobrze i wygodnie było w życiu.
Jest-coś jeszcze gorszego: gdy ktoś w ogóle
nie usłyszy swojego powołania. Gdy nie poderwie
się na głos, gdy nie podejmie swojego zadania.
Bo ten pierwszy przynajmniej odczuł smak życia.
Ma do czego wrócić. A taki, który nigdy nie podjął
wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na
krążenie wokół własnej osi.
93
B
<4. niedziela Wielkiego Postu
„Potrzeba,
by wywyższono Syna Człowie-
czego"
Może polegniesz. Może, realizując swoje ży-
cie według wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezin-
teresowność będzie przez innych wykorzystana,
twoja uczciwość nie zostanie przez nikogo zau-
ważona, twoje zasługi zwrócą się przeciwko to-
bie, nie dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy
ani nie staniesz się sławny, nie zyskasz uznania.
Przylepią ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowe-
go, niepraktycznego. Może nawet oszusta.
Ale czy to jest przegrana, czy to klęska. Prze-
cież On tak przegrał, tak poległ.
94
5. niedziela Wielkiego Postu B
„Jeśli ziarno wpadłszy w ziemię
nie obumrze"
Tajemnica śmierci Chrystusa. Tajemnica
śmierci tych, co padli za sprawę. Tajemnica roz-
strzelanych, wieszanych, ścinanych, dawniej ka-
mienowanych, krzyżowanych.
Chociaż jesteśmy słabi, bojaźliwi, zmienni,
upadający, chociaż jesteśmy grzeszni, chcwi, wy-
rachowani, interesowni, leniwi, to przecież w du-
szy każdego z nas tli się iskra wielkości, l nie ma
nic lepszego, żeby tę iskrę w płomień zamienić,
jak świadectwo innego człowieka. A spośród
wszystkich świadectw najlepsza jest śmierć za
sprawę.
95
fe
T!
B
*t e<0«ffledziela Palmowa
„Dźwigając krzyż1' orm
Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, aby Go
zrozumieć.
Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, abyś
zrozumiał swoją drogę krzyżową, gdy będziesz
niesłusznie osądzony i potępiony, gdy będziesz
ze swoim krzyżem szedł, upadał i powstawał, aż
cię przybiją do krzyża, aż cię odrzucą i wyśmieją,
i zostaniesz sam, może wśród garstki przyjaciół.
Idź za Jezusem, abyś siebie zrozumiał i doszedł za
Nim do chwały Niedzieli Wielkanocnej.
Znakiem chrześcijaństwa nie jest tylko Jezus
ukrzyżowany, ale Jezus zmartwychwstały, trium-
fujący. Najpełniejszą prawdą chrześcijanina nie
są tylko cierpienia i klęski, ale uwielbienie, ja-
kie otrzyma za służbę prawdzie od Ojca w
zmartwychwstań i u.
96
Wielki Piątek
B
„Nie znam tego Człowieka'
k Jak kochać, skoro tyle razy zostaliśmy zdra-
dzeni. Jak wierzyć, skoro tyle razy zostaliśmy
wydani. Jak ufać, skoro tyle razy przeżyliśmy
rozczarowanie. Jak rozmawiać, skoro tyle razy
nas okłamano.
A więc nie wierzyć, nie ufać, nie kochać?
Zamknąć się w sobie, zapiec się, odciąć się od
wszystkich?
A przecież mimo tego, że nas tyle razy oszuka-
no, zdradzono, wydano trzeba wierzyć, ufać, ko-
chać. Bo tylko na tej drodze jesteś w stanie
natrafić na płomyki ludzkiej wiary, nadziei i miłoś-
ci, jesteś w stanie wzmocnić ich światło.
97
B
Wielkanoc
„l otworzyły się ich oczy, i poznali
Go"
Czy tobie objawił się już kiedyś Jezus Zmar-
twychwstały? Wtedy, gdy Go szukałeś - jak Maria
Magdalena w ogrodzie. Gdy zaczekałeś na Niego
- jak Apostołowie nad Jeziorem Tyberiadzkim.
Gdy odchodziłeś od Niego - jak dwaj uczniowie
do Emaus. Gdy bałeś się -jak Dwunastu w Wie-
czerniku, którzy się zamknęli ze strachu przed
Żydami^ A może jak Szawłowi, który, gdy jechał
do Damaszku, usłyszał: „Szawle, Szawle, czemu
mnie prześladujesz?"
Czy tobie ukazał się już kiedyś Jezus Zmar-
twychwstały?
98
, niedziela Wielkanocy
B
.^Uwierzyłeś'
Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś człowie-
kiem uczciwym. Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś
człowiekiem wierzącym. Nie potrafisz ukryć tego,
że jesteś uczniem Chrystusowym. Takich tajem-
nic nie ma.
Jeśliby nikt nie wiedział o tym, że jesteś
chrześcijaninem, to naprawdę nie jesteś chrześ-
cijaninem. Jeżeliby nikt nie wiedział o tym, że
jesteś uczciwym człowiekiem, to znaczy, że nie
jesteś człowiekiem uczciwym.
99
B
3. niedziela Wielkanocy
„Wy jesteście świadkami'
Prawdę Ewangelii można głosić na zasadzie
gramofonu - „bo tak trzeba", „bo mnie w tym
wychowano" - nawet nie wierząc w nią. Ale
świadczyć można wtedy, gdy się jest osobiście
zaangażowanym. Gdy prawda Ewangelii nie jest
czymś z zewnątrz ciebie, ale gdy w niej uczestni-
czysz, gdy to, co mówisz, potwierdzasz swoim
życiem, dajesz tej prawdzie gwarancję sobą.
Czy jesteśmy świadkami prawdy Chrystuso-
wej, czy tylko jej głosicielami.
100
4. niedziela Wielkanocy
B
„Jam jest pasterz dobry"
Bóg jest Ojcem naszym. Ale On nie jest słaby
ani naiwny. My Go nie oszukamy. On nie da się
okłamać, ani nie da się nabrać na nasze sztuczki.
To jest Ojciec, ale najmądrzejszy z mądrych. Który
nas widzi aż do samego dna we wszystkich na-
szych intencjach, najtajniejszych zamysłach,
ukrytych planach. On - który jest wrażliwy na
każdą iskrę twojej dobrej woli, na najlżejsze pod-
niesienie twojej głowy, na najmniejszy twój dobry
czyn - wszystko zrobi, aby nauczyć cię rozumu,
l będziesz zbierał takie lanie, będziesz dostawał
takie cięgi, jakie uzna za potrzebne, aby z ciebie
uczynić człowieka, l nie przepuści ci niczego. Bo
pię tak bardzo kocha.
101
B
5. niedziela Wielkanocy
„Jam jest szczep winny,
wyście latorośle"
Tym jest Kościół - społecznością ludzi, którzy
uwierzyli w Jezusa jako swego Zbawcę. Jako
Tego, który wybawia od zła, od bezsensu, który
prowadzi ku dobru, ku pełni rozwoju człowie-
czeństwa - który pomaga upodabniać się do
Niego.
Należymy do Kościoła, na ile Jezus wybawia
nas od nienawiści, na ile nadaje pełną treść co-
dziennym naszym poczynaniom i całemu życiu,
na ile pomaga nam, byśmy się stawali odważni,
wspaniałomyślni, bezinteresowni.
102
6. niedziela Wielkanocy B
-i, „Wytrwajcie w miłości"
Być wrażliwym na człowieka. Wyczuwać, co
się w nim dzieje, jak odbiera świat, z czym sobie
nie daje rady, co go dręczy, czego nie rozumie,
w czym się myli, błądzi, z czego nie zdaje sobie
sprawy, co jest jego drogą do nikąd, co nie daje
mu żadnych szans, nie rokuje żadnych nadziei.
Być wrażliwym na człowieka. Ale nie po to,
. aby go zniszczyć, zawładnąć nim, a przynajmniej
wykorzystać dla własnych celów, ale aby mu
pomóc: uruchomić jego możliwości - pokłady
dobra jeszcze nie naruszone, wskazać szansę
dotąd niezauważone - odkryć, gdzie jego droga
nadziei, l wydobyć z siebie serdeczność, powagę,
uśmiech, surowość, trafić na właściwe słowo,
podać dobrą radę - otworzyć, uspokoić, pobu-
dzić.
Tylko jak zachować swoją wrażliwość na czło-
wieka, gdy on nas po raz któryś oszuka, nabierze,
okłamie. jak nie zrezygnować po tysięcznej nieu-
danej próbie. Jak nie zarazić się chamstwem,
brutalnością, cynizmem. Jak nie zamknąć się
w skorupie własnych doznań, spraw, interesów.
103
B
7. niedziela Wielkanocy
„Abyś ich ustrzegł od złego"
Zahartowani jesteśmy. Już bez zmrużenia
oka, już ze spokojnym sumieniem potrafimy słu-
chać największych, najgorętszych słów. Nie robią
na nas wrażenia. Znamy je na pamięć. Jesteśmy
w stanie przytoczyć taką samą, albo jeszcze
wspanialszą, gamę słów. Przyglądamy się pogar-
dliwie tym, których usta pełne wzniosłości, świę-
tości.
Tylko jeszcze czyjś bezinteresowny czyn. Tyl-
ko jeszcze czyjeś pełne poświęcenia życie może
złamać nasz cynizm, naszą pogardę. Tylko to nas
może przekonać.
104
Wniebowstąpienie
B
„Głoście Ewangelię
wszelkiemu stworzeniu"
Do nieba sam nie dojdziesz. Za bardzo jesteś
ślepy, głuchy, ułomny, opętany. Potrzeba, żeby
ktoś ci pomógł: pokazał drogę, podparł, pouczył.
Do nieba nie dojdziesz sam. Musisz dorosnąć
do niego swoją miłością. Dojdziesz tam z tymi,
których uratowałeś, dźwignąłeś, poprowadziłeś.
Do piekła sam nie pójdziesz. Za dużo w tobie
uczciwości, prawości, dobroci, prostoty. Dopiero
musi się zjawić ktoś, kto cię wprowadzi na drogę
nienawiści, nauczy nieuczciwości, wepchnie
w rozpacz, cynizm, strach.
Do piekła nie pójdziesz sam. Musisz „doros-
nąć" do niego swoją podłością. Pójdziesz tam
z tymi, których wciągnąłeś w błoto, zgorszyłeś,
nauczyłeś przestępstwa, zdemoralizowałeś, zde-
prawowałeś.
Razem żyjemy tutaj, razem będziemy żyć
w wieczności.
105
B
Zesłanie Ducha Świętego
„Przyszedł Jezus'
Każdy ma swoje wielkie dni. Czas wielkich
radości, wzruszeń, uniesień, zachwytów, entuz-
jazmu.
Wtedy widzimy -jakby po raz pierwszy-to, co
przecież już tyle razy widzieliśmy. Słyszymy -
jakby po raz pierwszy-to, co przecież już tyle razy
słyszeliśmy. Rozumiemy - jakby po raz pierwszy-
to, co przecież już tyle razy rozumieliśmy-wielkie
sprawy Boże i ludzkie. Czujemy, jakbyśmy się na
nowo narodzili: tak jesteśmy, prości, wrażliwi.
Ale potem przychodzą popołudniowe zmę-
czenia, wieczorne lęki, niedzielne wygodnictwo,
roztropność świata tego. Wypełza z powrotem
nasza zaborczość, cwaniactwo, interesowność,
spekulanctwo, zachłanność, chciwość, lenistwo,
strach.
A przecież za wszelką cenę musisz uratować
tamten najpiękniejszy kształt twojej osobowości
odkryty choćby na moment.
106
1. niedziela zwykła B
„On chrzcić was będzie Duchem"
Czy jesteś człowiekiem, w którym mieszka
cisza, światło, który wie, czego chce - który chce
żyć z Bogiem.
Czy dajesz ludziom pokój? Czy jesteś przysta-
nią, gdzie chronią się bezpiecznie statki w czasie
sztormu? Polaną wśród ciemnego boru pełną
słońca, kwiatów, zapachu świerków, śpiewu pta-
ków, gdzie można wypocząć? Domem rodzin-
nym, w którego ścianach człowiek czuje się bez-
piecznie.
A może jesteś człowiekiem niepokoju? A mo-
że jest w tobie ustawiczny wir, zamieszanie, po-
goń za błyskotkami świata? l wciąż nie wiesz,
czego chcesz od życia, od ludzi, od siebie.
A może jesteś człowiekiem, który sieje niepo-
kój. A może jesteś pustynią bezwodną, nieprzy-
jazną ludziom, niszczącą ludzi? Stepem nieuro-
dzajnym, po którym ustawicznie hula wiatr? Szu-
lernią, dokąd zaprasza się naiwnych, aby ich
ograbić? Knajpą, gdzie rozpija się słabych? Ja-
skinią zbrodni, intryg, zatargów, niechęci, niena-
wiści, wzajemnego niszczenia?
Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy niepoko-
ju. Synem Boga czy szatana.
107
B
2. niedziela zwykła
„Znaleźliśmy Mesjasza'
My, katolicy, mamy więcej niż ewangelicy
i prawosławni, więcej niż mahometanie, buddyś-
ci, więcej niż poganie.
Tylko żebyśmy się nie rozsiedli w naszym
bogactwie. Tylko żebyśmy się nie zachłysnęli na-
szą prawdą i na niej nie utknęli.
My, katolicy, otrzymaliśmy więcej niż ewange-
licy, prawosławni, buddyści, mahometanie - ale
obyśmy nie zmarnowali tego daru, który posia-
damy.
108
3. niedziela zwykła
B
„Pójdźcie za Mną'
Chcesz naprawiać świat i ludzi: żonę, męża,
dzieci, kolegów, swoje otoczenie, swój naród,
ludzkość, l wpatrzony w siebie wykrzykujesz swo-
je impresje, wrażenia, wywrzaskujesz swoje cen-
zurki, twierdząc, że zależy ci na prawdzie.
A w gruncie rzeczy zależy ci na tym, aby przyzna-
no ci rację.
Chcesz naprawiać świat i ludzi. A ty ich tylko
obrażasz, upokarzasz, ranisz, zniechęcasz, przy-
ginasz do ziemi, krzywdzisz, łamiesz swoją pychą,
niedelikatnością, chamstwem.
Bądź nauczycielem: patrz co się dzieje w du-
szy człowieka, który źle postępuje. Wysil wszyst-
kie swoje umiejętności, żeby mu pomóc. Musisz
to uczynić tak delikatnie, aby on nawet nie zauwa-
żył. Aby nawet nie czuł potrzeby podziękowania
ci.
109
B
4. niedziela zwykła
„Opętany przez ducha nieczys-
tego"
A czy ty potrafisz z ludzi wypędzać złe duchy?
Czy twoja obecność wśród ludzi powoduje, że
zmieniają się na lepsze, przestają się bać, że
niknie w nich złość, chciwość, zazdrość, marazm,
że wstępuje w nich ochota do życia. Czy czekają
na ciebie z radością, bo wnosisz pokój, jasność,
optymizm, nowe idee, pomysły, rozszerzasz ich
horyzonty, mobilizujesz ich do twórczej pracy -
dajesz im nowe życie.
A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi. A może
twoja obecność demoralizuje otoczenie, wpro-
wadza ferment, zawiść, intrygi. A może twoja
obecność, twój przykład paraliżuje inicjatywę,
powoduje zobojętnienie na sprawy ludzkie, lek-
ceważenie obowiązków, brak odpowiedzialności,
zacieśnianie się wyłącznie do swoich spraw.
A może jesteś jak szatan, który się cieszy
z demoralizacji, rozkładu i gnicia. Może cieszysz
się, że ludzie są źli, głupi, tchórzliwi, prostaccy, że
wciąż wszystkim wszystkiego zazdroszczą, że
wczepieni w siebie nienawistnie zagryzają się.
Czy ty potrafisz wypędzać z ludzi złe duchy?
A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi?
110
5. niedziela zwykła
B
,Udał się na miejsce pustynne
i tam się modlił"
Wejdź do kościoła, który lubisz. Usiądź wy-
godnie. Niech cię ogarnie świętość tego miejsca.
Dla ciebie zostało ono zbudowane. Potrzebne ci
jest do życia tak jak twój dom mieszkalny, jak
twoje miejsce pracy.
Wejdź do kościoła, aby się modlić. Abyś się
uratował od szaleństw tego świata: od zafascyno-
wania pieniądzem i władzą, od żądzy posiadania
rzeczy i ludzi. Abyś odbudował właściwą hierar-
chię wartości. Abyś powrócił do prawdziwego
chrześcijaństwa, abyś się uchronił od schorzeń
psychicznych i od schorzeń fizycznych.
Wejdź do kościoła i módl się do Boga. Powta-
rzaj: Ty jesteś ciszą, albo: Ty jesteś pokojem,
albo: Ty jesteś światłością, albo: Ty jesteś miłoś-
cią, albo: Ty jesteś przebaczeniem. Aż opadną
z ciebie zaspieszenia, napięcia, niepokoje. Aż
przestaniesz się bać, złościć, nienawidzić, prze-
klinać. Aż zjednoczysz się z Nim, który jest Ciszą,
Pokojem, Światłością, Przebaczeniem, Miłością.
Wchodź do kościoła codziennie, aby się
modlić.
i
111
B
6. niedziela zwykła
„Przyszedł do Niego trędowaty'
Przychodzimy do Jezusa w niedzielę na Mszę
świętą, aby nas uleczył. Jak ten trędowaty. Jesz-
cze nie wiemy, czy to sam początek choroby, czy
ona już jest bardzo zaawansowana, ale świadomi
tego, że On może nam pomóc.
Opada z nas pancerz, w który się opinamy
codziennie przed atakiem ludzi i stajemy przed
Nim bezbronni, otwarci, czekając, aby On położył
na nas swoje ręce i powiedział: Chcę, bądź oczy-
szczony.
Przychodzimy do Jezusa w każdą niedzielę do
'kościoła świadomi tego, że jeśli nawet nie jesteś-
my chorzy, to możemy nimi stać się za chwilę.
Świadomi, że nie ma takiego człowieka, któremu
nie groziłby grzech. Żeby Jezus położył na nas
swoje ręce i uchronił nas od złego.
112
7. niedziela zwykła B
„Przyszli z paralitykiem"
Litość mieć. Nie miłość: nie podziw, oczaro-
wanie, zachwyt pięknem człowieka. Ale litość.
Współ - czucie dla tego kto chory, ułomny, znęka-
ny, porzucony zagubiony, bezradny. Dla tego kto
ograniczony, głupi, prostacki, nieznośny, nachal-
ny, uporczywy, niedelikatny, natrętny. Dla tego
kto brzydki, niezgrabny, nieśmiały, skomplekso-
wany. Dla tego kto nie wychowany. Litość mieć.
Współ - czucie. Mieć spokój, opanowanie, cier-
pliwość, wyrozumiałość. Pomóc mu - na ile nas
na to stać - aby podniósł się, wyprostował, rozwi-
nął. Pomóc mu, aby- na ile go na to stać-dojrzał
do pełni swego człowieczeństwa.
113
B
8. niedziela zwykła
„Będą pościć"
Nie możemy siebie w pełni zaakceptować. Nie
możemy w pełni uznać swojej natury. Nie możemy
się powodować każdym pomysłem, każdym na-
tchnieniem. Jesteśmy i dobrzy, i źli.
Jest w nas piekło i niebo. Piekło pełne ognia
namiętności, złości, chciwości, nienawiści. Pie-
kło zimnego wyrachowania, biorące początek
w naszym bezwzględnym egoizmie. Ale i niebo
pełne czułości, ciepła, serdeczności, przebacze-
nia, światła, bezinteresowności i poświęcenia.
Mieszają się w nas aniołowie z szatanami w jed-
nym wirze myśli, odczuć, przeżyć, zachceń, po-
mysłów: przekleństwa z błogosławieństwami, ze-
msta z wyrozumiałością, wyuzdanie ze wstydem,
brutalność z delikatnością, lenistwo z pracowi-
tością.
Są w nas dwie studnie: żywa i zatruta, których
wody się zlewają. Studnia wody żywej: czystych
intencji, najszczerszej bezinteresowności, do-
brych zamiarów, motywów niekłamanych, l stud-
nia, która nawet najbardziej spontaniczne, naj-
szlachetniejsze nasze czyny miłości bliźniego za-
truwa interesownością, chęcią zysku, wykorzys-
tania dla własnej chwały, choćby dla zwrócenia
na siebie uwagi.
Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania roze-
znania się w tym kotłowisku przeżyć, motywacji.
114
Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania, aby nie
dać się okłamać przez siebie samego, oszukać.
Bez stałej kontroli siebie, kontroli motywów po-
stępowania, bez usiłowania oddzielenia dobra od
zła: plew od ziarna, prawdziwych monet motywa-
cji od fałszywych, podsuwanych nam przez nasz
egoizm.
115
B 9. niedziela zwykła
„Szabat został ustanowiony
dla człowieka,
a nie człowiek dla szabatu"
To jedno z tych zdań, za które mógł być
ukamienowany przez Żydów. To jedno z tych
zdań, których głębi nie jesteśmy w stanie do
końca pojąć. Których treści nie potrafimy wyczer-
pać. Których pełne konsekwencje i wnioski jesz-
cze są dla nas nieodgadnione. Które są dla nas
źródłem zachwytu, podziwu, ciągłych inspiracji.
Które ukazują nam Jezusa w Jego najistotniej-
szym wymiarze: jako Słowo Boże - jako prawdę,
która nam się objawiła.
116
10. niedziela zwykła B
„Kto pełni wolę Ojca mego,
jest mi jak matka, jak bracia moi"
Przyjaźń. Kiedy jesteśmy sobie bardziej bliscy
niż bracia, bardziej niż siostry. Taki cud się zda-
rza, gdy łączymy się nie w imię jakichś partykular-
nych interesów, jakichś chwilowych celów, ale
w imię spraw najświętszych, wartości najgłęb-
szych. Wtedy stajemy się bliscy Jezusowi jak Jego
matka, jak Jego bracia, jak siostry.
117
B
11. niedziela zwykła
.Nasienie wrzucone w ziemię"
To bardzo niebezpiecznie nadsłuchiwać
prawdy, która w tobie rośnie, mówić prawdę,
która przez ciebie chce przyjść do słowa, żyć
według prawdy, która cię obejmuje w swoje po-
siadanie. Licz się z tym, że możesz zostać wy-
śmiany, wzgardzony, odsuną się od ciebie kole-
dzy, stracisz zaufanie przełożonych i pozosta-
niesz samotny na swoim krzyżu.
Nie spodziewaj się również, że Bóg ześle ci na
pomoc orszak aniołów. Ale On jest wciąż przy
tobie. Jesteś Mu droższy niż wszystkie wróble
ziemi, z których żaden nie spada z dachu bez Jego
woli. On chce, żebyś nadsłuchiwał prawdy, którą
On w tobie zasiewa, byś mówił prawdę, którą On
ci objawia, byś żył według prawdy, którą On jest-
byś był prawdą, tak jak On nią jest.
118
1Shvniedziela zwykła B
„Małej wiary"
Wiara nasza. Dopiero, kiedy zaczną gromnicę
wciskać ci w dłoń? Kiedy ujrzysz w oczach najbli-
ższych własną śmierć. Kiedy doktor powie ci:
„.., no, musimy się przekonać, czy nie ma choroby
nowotworowej". Kiedy cię doszczętnie okradną,
oszukają, sponiewierają, wyrzucą. Kiedy ze sta-
rości rozleci się papierowy domek twojej potęgi.
Kiedy odejdą twoi najbliżsi i zostaniesz zawieszo-
ny w pustce. - A tragiczne chwile przyjdą na
pewno, nie wyminiesz ich, nie ujdziesz im, bo
jesteś człowiekiem, bo do elementów składowych
życia należy cierpienie i śmierć. Dopiero wtedy
sięgnąć po wiarę? A jeżeli się okaże, że ci jej nie
starczy. O tym, czy ci starczy, zadecyduje twój
zwyczajny dzień - twoje codzienne uczciwe życie
i twoje praktyki religijne.
119
B
13. niedziela zwykła
„Twoja wiara cię ocaliła"
Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać,
żebrać, domagać się, żądać; trwać uparcie, nieu-
stępliwie; zaufać, oddać się, poświęcić; wydzie-
rać ze swojej tchórzliwości, głupoty, małości
okruchy odwagi, wspaniałomyślności, wiary;
a tylko wtedy otrzymasz, znajdziesz, będzie ci
otwarte, a tylko wtedy tworzysz siebie ponad
miarę swoich wygodnych wyobrażeń, schema-
tów, modeli - a tylko wtedy możesz stać się
człowiekiem.
120
14. niedziela zwykła " B
„Lekceważony"
pSIOWJ nrsfci
Godność twoja. Mimo tego, że jesteśmy słabi,
mali, że tak krótko żyjący; mimo tego, że jesteśmy
przygnieceni naszą materialnością, naszą cieles-
nością; mimo tego, że grzeszni jesteśmy, wciąż
upadający - to przecież stanowimy jedyną, nie-
powtarzalną wartość: wobec Boga, wobec siebie
i wobec bliźnich swoich.
W imię tej wartości masz prawo domagać się,
abyś był szanowany, aby nikt cię do niczego nie
zmuszał, nie gwałcił twojej woli, nie rzucał cię na
kolana. Masz prawo domagać się, byś nie był
przez nikogo poniżany, lekceważony.
W imię tej wartości masz obowiązek nie dopu-
szczać się niczego niegodnego: kłamstwa, obłu-
dy, intryganctwa, oszustwa, lizusostwa - wszel-
kiego rodzaju interesowności; stawiać sobie co-
raz wyższe wymagania, wciąż próbować wykony-
wać jak najlepiej to, co jest twoim życiowym
powołaniem.
Godność bliźniego. Wobec innych ludzi twoją
pierwszą powinnością jest szanować ich, nikim
121
nie gardzić, nikogo nie poniżać, ale dźwigać ich
w górę, uświadamiać im ich wartść, ich zadania.
Godność narodu. Jeżeli ją stracimy-stracimy
siebie. Jeżeli ją zyskamy - zyskamy siebie. Bo^
dopiero tacy ludzie, którzy szanują siebie samych
i szanują siebie nawzajem, tworzą prawdziwe
społeczeństwo.
.13*
"<*{•
122
15. niedziela zwykła
B
„Wzywali do nawrócenia"
A my nienaruszeni. W ustalonych układach:
z rodziną, z kolegami, ze znajomymi. W ustalo-
nym trybie życia: praca i dom; gazety, radio,
telewizja; bieżące sprawy, kłopoty; wizyty, imieni-
ny, urodźmy; kino, teatr, koncert, spoczynek.
Wakacje, znowu praca.
A niedziela w niedzielę padają słowa Pana
Jezusa. Czy mają szansę, żeby owoc przyniosły.
123
B
16. niedziela zwykła
„Odpocznijcie nieco'
Nie dajmy się zagadać na śmierć i nie zagadaj-
my się sami na śmierć.
Najświętsze słowa mamłane, paplane, powta-
rzane staną się jak sieczka, jak plewy, jak uschła
trawa, l słowo „wolność" nie będzie znaczyło
wolność, „demokracja" nie będzie znaczyło de-
mokracja, „samorządność" nie będzie znaczyło
samorządność, „sprawiedliwość" nie będzie zna-
czyło sprawiedliwość, „uczciwość" nie będzie
znaczyło uczciwość, „odpowiedzialność" nie bę-
dzie znaczyło odpowiedzialność, „praca" nie bę-
dzie znaczyło praca, „miłość" nie będzie znaczy-
ło miłość, „Bóg" nie będzie znaczyło Bóg. Nie
będzie znaczyło już nic.
Szanujmy te wielkie słowa, bierzmy za nie
odpowiedzialność i nieśmy je jak skarb najdroż-
szy w naczyniach glinianych.
124
17. niedziela zwykła
B
„Skąd kupimy chleba,
aby oni się posilili"
Czy czujesz się odpowiedzialny za jakąś spra-
wę? Za jak wielką sprawę? Za drugiego człowie-
ka, za społeczność? Za jak wielką społeczność?
Czy czujesz się odpowiedzialny za siebie?
A może wciąż jeszcze rozglądasz się, uzależniasz
swoje postępowanie, swoje myślenie, od tego,
czy zostaniesz zaakceptowany. A może wciąż
czekasz na to, żeby cię dostrzeżono, odkryto,
doceniono, poprowadzono, skierowano, po-
pchnięto. A może wciąż uważasz, że to ich obo-
wiązkiem jest troszczyć się, byś był odpowiednio
wykorzystany, że to do nich należy, abyś wykony-
wał funkcje, do których zostałeś przygotowany,
że oni są odpowiedzialni za to, że się marnujesz.
125
B 18. niedziela zwykła
„Troszczcie się nie o pokarm,
który ginie"
Prosimy Cię, Panie, my grzeszni, słabi, tchórz-
liwi, byśmy Ciebie i siebie nie oddali za miskę
soczewicy, nie sprzedali za trzydzieści srebrni-
ków, nie zaparli się w godzinie próby. Wysłuchaj
nas, Panie.
Prosimy Cię, Panie, byśmy nie kiwali głowami
wtedy, kiedy nam każą; byśmy nie uśmiechali się
wtedy, kiedy sobie tego życzą; byśmy nie brali
wtedy, kiedy nam dają. Wysłuchaj nas, Panie.
126
19. niedziela zwykła
B
„Ja jestem Chlebem życia"
Gdyby nie było Eucharystii, nie byłoby chrześ-
cijaństwa, a przynajmniej nie byłoby go w takim
kształcie, w jakim jest. Od samego początku, od
pierwszych dni, wokół stołu eucharystycznego
gromadzili się wierzący w Chrystusa. Przy tym
stole uczyli się miłości, wspierania wzajemnego,
umierania za drugich. Tak było zawsze aż po dziś
dzień.
W naszej samotności, w naszym smutku,
w naszej szarzyźnie, w naszym zwątpieniu On jest
kimś najbliższym, kto chce uczestniczyć w na-
szym życiu, kto pomaga nam nadawać mu sens.
137
B
20. niedziela zwykła
„To jest Chleb,
który z nieba zstąpił"
Kościół święty każdych czasów dba z najwyż-
szą starannością, żeby zachować wszystko tak,
jak było wtedy, gdy Chrystus nauczał - jak było
w pierwszej gminie. Z największą uwagą odczytu-
je teksty Pisma świętego, z największą skrupulat-
nością zachowuje całą strukturę sakramentalną,
liturgiczną, hierarchiczną: prezbiterów, bisku-
pów, z papieżem - następcą św. Piotra - na czele.
A to wszystko po to, ażeby trwała tamta rzeczy-
wistość. A to wszystko na to, aby Zacheusze
zapraszali Jezusa do swych domów, by jawno-
grzesznice płakały u Jego stóp, by Nikodemowie
przychodzili wieczorami do Niego na nocne roz-
mowy, by Szymony, Andrzeje, Jany porzucali
wszystko i szli za Nim. - Byś między nimi i ty swoją
drogę do Jezusa mógł znaleźć.
128
21. niedziela zwykła B
„Odtąd wielu uczniów Jego
się wycofało"
Nie wszystko Mu się udało. Nie potrafił nawró-
cić faryzeuszów i saduceuszów, kapłanów. Spo-
tykał się z niepowodzeniem również u zwyczaj-
nych ludzi - w Betsaidzie, Korozain, Nazarecie,
Kafarnaum. Ponosił klęski nawet u swoich najbli-
ższych uczniów. Nie tylko Judasz Go zdradził.
Daleko wcześniej wielu z nich odeszło od Niego.
A przecież był najlepszym z ludzi i całe swoje
życie poświęcił pomaganiu potrzebującym, i kie-
rował się w swoim działaniu najbardziej bezinte-
resownymi motywami.
l tobie nie wszystko uda się w życiu. Nawet
wtedy, gdy będziesz kierował się najczystszymi
pobudkami i będziesz starał się postępować naj-
lepiej, jak cię na to stać. Nich cię to nie gorszy ani
przeraża.
129
B
22. niedziela zwykła
„Dlaczego uczniowie Twoi
nie postępują według
tradycji starszych"
Najprościej żyć w więzieniu. Tam każdy wie,
jakie obowiązują przepisy więzienne i obyczaje:
na co może sobie pozwolić, a za co dostaje
w mordę albo idzie do karniaka. Przez kraty świat
ludzi wolnych wydaje się kolorowy, bajeczny,
nieprawdopodobny, l rośnie za nim tęsknota. Ale
w miarę upływu dni, tygodni, miesięcy, lat coraz
bardziej człowiek przywyka do reżimu więzienne-
go, l gdy wreszcie wyjdzie na upragnioną wol-
ność, to się okazuje, że nie umie być wolnym
człowiekiem. Nie umie żyć wwolnym społeczeńs-
twie. Zapomniał, odzwyczaił się. Jak ptak, który
długo siedział w klatce. Nie wie, co powinien,
a czego nie powinien, dokąd sięga jego obszar
posiadania, a odkąd zaczyna się obszar drugiego
człowieka. Jakie ma prawa i jakie ma obowiązki.
Nie wie, co mu wolno, a czego mu nie wolno,
l albo zatęskni zawiezieniem, gdzie były przepisy
i więzienne zwyczaje, albo zacznie uczyć się wol-
ności. Ale to nie łatwo. Ale to przez mękę, poprzez
130
r
upadki, błędy, pomyłki, upokorzenia, porażki, po-
przez starcia, spory, dyskusje.
Żebyśmy nie zatęsknili za więzieniem. Żebyś-
my nie zatęsknili za byciem więźniem.
131
B
23. niedziela zwykła
„Przyprowadzili Mu głuchonie-
mego"
Wciąż słyszymy, co się dzieje wokół nas - za
ścianą, u sąsiadów, w mieście, na wsiach, w stoli-
cy, w kraju, poza krajem, za granicami północny-
mi, południowymi, wschodnimi, zachodnimi,
w Europie, na innych kontynentach.
Wciąż patrzymy na to, co się dzieje wokół nas
- w domu, na ulicy, na podwórku, w miejscu
pracy, w teatrze, w kinie, u przyjaciół, krewnych,
znajomych, w sklepach, w szpitalu, na cmentarzu.
Wciąż widzimy, wciąż słyszymy to, co się dzie-
je wokół nas.
l co ty na to?
Przecież nie jesteśmy - przecież nie możesz
być - bankiem informacji, komputerem, który
rejestruje.
Co ty na to, co się dzieje? Nie chodzi o to tylko,
żebyś się cieszył, albo smucił, był przerażony albo
zachwycony. Chociaż to już jest bardzo dużo,
jeżeli jesteś wrażliwy. Ale to nie wszystko. Co ty na
to swoim życiem? Jak to wszystko oddziaływa na
twój dzień zwyczajny?
Co ty robisz, żeby było tak, jak być powinno
w twoim domu, w twoim miejscu pracy, w kraju,
na świecie?
132
r
24. niedziela zwykła
B
„Jeśli kto chce iść za Mną"
l
Nasze powołanie. Powołanie do wykonania
powinności. Ale najpierw to wołanie musisz usły-
szeć, powinność zobaczyć i uznać ją za swój
obowiązek, za sens swojego życia. Musisz ją
uznać za sens swojego istnienia w twoim środo-
wisku, istnienia na tej planecie o nazwie Ziemia,
istnienia wobec Boga - wobec siebie samego.
133
B
25. niedziela zwykła
„Posprzeczali się,
kto z nich jest największy"
Bronimy się przed stwierdzeniem, że ktoś jest
lepszy od nas, mądrzejszy, inteligentniejszy,
uczciwszy, wspaniałomyślniejszy. Nie chcemy tej
prawdy dopuścić do siebie w obawie, że zagrozi
poczuciu naszej wartości. A jeżeli w końcu zmu-
szeni jesteśmy przyznać, że tak jest, to nie chce-
my o tym mówić. Boimy się, że nasza pozytywna
, opinia o kimś może umniejszyć naszą sławę,
odwrócić oczy ludzi od naszej osoby. A gdy już
nawet na to się zdecydujemy, wtedy dodajemy
zastrzeżenia, krytyczne uwagi.
Oderwać się od swojego „ja", popatrzeć na
drugiego człowieka, zachwycić się jego wartoś-
cią, a jeszcze powiedzieć to wobec innych ludzi -
nie kierując się żadnymi interesownymi przesłan-
kami, ale z najgłębszego przekonania-to świad-
czy o twojej bezinteresowności, o twojej wielkoś-
ci, to jest droga, byś się otworzył na jego bogac-
two, rozwijał z pomocą jego wartości swoją oso-
bowość.
134
26. niedziela zwykła B
„Nauczyciel"
L
Być może, że zostanie wynalezionych jeszcze
wiele środków masowego przekazu lepszych niż
obecne: niż prasa, radio, telewizja, które mają za
zadanie podawać informacje i wychowywać spo-
łeczeństwo. Ale zawsze jak dawniej, jak teraz, tak
i w przyszłości jedynym najlepszym, niezastąpio-
nym środkiem przekazu informacji, sposobem
wychowywania człowieka pozostanie drugi czło-
wiek: nauczyciel.
Spośród rozmaitych ważnych zawodów po-
trzebnych do tego, aby społeczeństwo mogło
normalnie żyć i rozwijać się, na pewno najważ-
niejsza jest funkcja nauczyciela, w którego rę-
kach spoczywa przyszłość narodu, przyszłość
ludzkości.
135
B
27. niedziela zwykła
„l będą dwoje w jednym ciele"
Dlaczego jedno małżeństwo jest szczęśliwe,
a drugie nie. Kiedy kończy się miłość i zaczyna się
obojętność. Na jakiej zasadzie podziw przemienia
się w pogardę. Jak następuje to pęknięcie, że
życzliwość przeradza się w niechęć. Odkąd zako-
chani zaczynają mówić o sobie „on", „ona",
gdzie już nie ma bezinteresowności, ale wylicza-
nie wszystkiego - ile ja tobie, ile ty mnie: uśmie-
chów, pomocy, czasu; może nawet - śmiesznie
powiedzieć - pieniędzy, rzeczy, l tak kończy się
małżeństwo. Jeżeli trwa to coś, to jako czysty
zlepek na zasadzie wspólnych jnteresów czy ja-
, kichś względów. Nieraz dochodzi do rozwodu. Na
rozprawie odbywa się tłumaczenie według zna-
nego stereotypu: że niedobranie, że różnice cha-
rakterów, usposobienia.
A naprawdę to wszyscy mają prawie te same
szansę, l ci, którzy są nieszczęśliwi, i ci, którzy są
szczęśliwi całe życie. Wszyscy mają wady, chwile
słabości, pokusy. A naprawdę małżeństwo się
uda, jeżeli Jezus jest nie tylko na jego początku,
ale gdy pozostaje z małżonkami na zawsze: przez
modlitwę, Msze święte niedzielne i przez codzien-
ne życie - jeżeli pozostaje wśród nich jako mistrz,
pan, wzór, przykład. Jeżeli każde z nich stara się
136
być dla drugiego tak otwarte, wrażliwe, bezintere-
sowne, wyrozumiałe, przebaczające - jak On.
137
B
28. niedziela zwykła
„Odszedł zasmucony,
bo miał wiele posiadłości'
^-f
To, za czym my tęsknimy - zwłaszcza w miarę
jak nasze lata uciekają - czego potrzebujemy,
czego domagamy się od losu, od życia, od siebie
samych, to stabilizacja. Chcemy mieć gniazdo,
z którego nas nikt nie wypłoszy. Żeby można było
w nim nogę postawić i powiedzieć „moje". Żeby
to było gniazdo choćby prymitywne, ale moje
własne. Chcemy mieć posadę, stanowisko, pozy-
cję ustaloną, obwarowaną, zabezpieczoną, nie-
naruszalną, trzymać ją twardo w garści, nie po-
puścić, żeby nam gwarantowała przyszłość na
zawsze.
A przecież masz Bogu ufać, Bogu bezgranicz-
nie zaufać.
138
29. niedziela zwykła
B
„Czy możecie pić kielich,
który ja mam pić"
Wielkie życie musi wiele kosztować. Im wię-
kszy chcesz być, tym więcej musisz płacić.
Ale ty w głębi serca masz nadzieję, że jakoś,
ktoś, coś, gdzieś, że w jakiś sposób, jakimś cu-
dem, na jakiejś zasadzie wyjdziesz cało. Masz
nadzieję, że przynajmniej w twoim wypadku zaist-
nieje ten wyjątek i obejdzie się bez tragicznych
sytuacji, bolesnych decyzji, okrutnych cięć, bez
codziennego trudu i mozołu. Masz nadzieję, że
przynajmniej tobie uda się wszystko to wyminąć,
wymanewrować, uda się tego uniknąć.
139
B
30. niedziela zwykła
„Ślepiec na brzegu drogi"
Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi.
Dochodzą do nas głosy, szepty, krzyki, śpiewy -
a my nie bardzo rozumiemy, co się dzieje, o co
chodzi.
Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi.
Każdy z nas. Każde społeczeństwo. Każdy naród.
Ludzkość cała.
Byleśmy zdawali sobie sprawę ze swojej śle-
poty. Byleśmy chcieli przejrzeć, dostąpić łaski
ujrzenia w prawdzie - choćby na wyciągnięcie
ręki - tej rzeczywistości, wśród której żyjemy; aby
- choć na krótko, choć na koniec - ujrzeć siebie
w zwierciadle. Byleśmy mieli odwagę prosić tak
jak ślepiec: „Panie, abym przejrzał".
140
31. niedziela zwykła B
„Będziesz miłował bliźniego swego
jak samego siebie"
Nie ma tragedii na świecie, żeby tobie nie
zagrażała. Nie ma klęski, głodu, potopu, pożaru,
suszy, chociażby ona wydarzyła się w najdalszym
kątku świata, która by tobie nie przyniosła szkody.
Nie ma radości na świecie, powodzenia, sukcesu,
jakiegokolwiek zwycięstwa dobra, chociażby wy-
darzyło się w najdalszym zakątku świata, żeby
i tobie nie przyniosło pomocy. Rodziną jesteśmy,
jednym wielkim organizmem. Każdy z nas jest
elementem, cząstką tej całości. Ona cię ukształto-
wała, dzięki niej powstałeś. Dzięki niej posiadłeś
mądrość, którą masz.
Ale nie tylko ty uczestniczysz w życiu ludzkoś-
ci, również i ludzkość w twoim życiu uczestniczy.
Chociaż jesteś drobnym składnikiem ludzkości,
ona w tobie uczestniczy i jest od ciebie uzależnio-
na. Twoje tragedie i radości, twoje klęski i twoje
osiągnięcia, twoje grzechy i twoje dobre czyny tę
ludzkość kształtują.
141
B
32. niedziela zwykła
„Ta wdowa wrzuciła wszystko"
J»
Jesteśmy jak c! ludzie wrzucający pieniądze
do skarbony świątynnej. Jeden wrzuca więcej,
drugi mniej, jeszcze inny tylko udaje, że wrzuca.
To wdowa wrzuciła wszystko.
Jesteśmy ludźmi wrzucającymi grosze do
skarbony Boga - to, co nam zbywa, z czego i tak
nam nic, co dla nas niewarte, przynajmniej-mało
warte. Ona wrzuciła wszystko.
Jesteśmy ludźmi rzucającymi Bogu ochłapy
modlitwy, Mszy świętych niedzielnych, ochłapy
swego życia: tak zwanych dobrych uczynków.
Ona wrzuciła wszystko. Więcej dać nie mogła,
więcej nie miała.
Kto z nas - przynajmniej o zmierzchu swojego
życia - nie żałuje, że nie jest jak ta wdowa.
142
33. niedziela zwykła
B
„Zbierze swoich wybranych
z czterech stron świata"
l
Żebyś chciał zrozumieć, co to znaczy powoła-
nie życiowe. Żebyś chciał zrozumieć, że zostałeś
wybrany przez Boga do wykonywania tej twojej
konkretnej funkcji w społeczeństwie i w Kościele.
Żebyś chciał zrozumieć, że tylko przez spełnianie
swojego powołania życiowego rośniesz do twego
życia wiecznego.
143
B
34. niedziela zwykła
„Aby świadectwo dać prawdzie'
Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na
świat, aby świadectwo dać prawdzie. W zbiorowi-
sku zwanym: ludzkość jesteś fenomenem nie-
powtarzalnym, osobowością jedyną w swoim ro-
dzaju. Inaczej czujesz, myślisz, rozumujesz, oce-
niasz, przeżywasz - inaczej niż wszyscy inni.
Masz swoje własne spojrzenie na świat i na siebie,
na sprawy najważniejsze i najprostsze, l tego nie
wolno ci zatracić. Owszem, należysz do społe-
czeństwa, żyjesz w nim, czerpiesz z jego mądroś-
ci, doświadczeń i dorobku, uczestniczysz w jego
sukcesach i klęskach - jesteś częścią społeczeń-
stwa, ale nie w tym sensie, jakobyś był jego
produktem. Owszem, z pomocą społeczeństwa
budujesz swój osobny świat. Według opinii społe-
czeństwa kontrolujesz siebie, bierzesz pod uwa-
gę jego oceny, sprawdzasz siebie posługując się
jego werdyktami - ale nie identyfikujesz się z nim.
Ono pomaga ci, żebyś łatwiej doszedł do swoich
stwierdzeń, ale ostateczny wyrok należy do cie-
bie. Ty rozstrzygasz o tym, co jest słuszne, a co
niesłuszne, co jest piękne, a co grzeszne, co jest
uczciwe, a co podłe. Jesteś sędzią spraw, które
się dzieją na zewnątrz ciebie i w tobie samym,
l tego nikt nie może ci odebrać, bo dopiero na tej
144
Jrodze stajesz się prawdziwym członkiem społe-
zeństwa.
Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na
viat, aby świadectwo dać prawdzie. Ale to wcale
nie takie łatwe i nie takie bezpieczne. Łatwiej jest
Doddać się fali, popłynąć z prądem: dzień za
Jniem dostosowywać się, dopasowywać, stawać
się cieniem, naśladować tych, których opłaca się
naśladować, od których wszystko - tak się nam
przynajmniej wydaje - w naszym życiu zależy,
l tak z dnia na dzień będzie zanikała granica
pomiędzy tobą a twoim społeczeństwem, stracisz
orientację, gdzie kończy się „ty", a zaczyna się
„oni"; już nie będziesz wiedział, jakie jest właści-
wie twoje zdanie, co sam myślisz, czego sam
chcesz, kim sam jesteś. Coraz bardziej będziesz
się zatracał, zanikał, rozpływał się w masie. Sta-
niesz się bezosobową jednostką - nikim.
Ą W
W I
rtkr
145
B
Wszystkich Świętych
„Błogosławieni ubodzy duchem,
albowiem do nich należy
królestwo niebieskie" *e
n1*",
óftł
.*.!*
.flffftty
Gdy stajesz przy grobie twojego bliskiego,
pytaj go, co było warto w jego życiu. Niech ci tej
jedynej łaski udzieli w zamian za twoją pamięć
o nim. Pytaj na to, żebyś potrafił sam sobie odpo-
wiedzieć, co w życiu naprawdę warto - żeby on
pomógł ci zdobyć tę mądrość życiową, której ci
wciąż brak i której do śmierci nie będziesz miał
dosyć.
146
F
l
1OK
MIŁOŚCI
W H l i %»*/
1. niedziela Adwentu
„Aby serca wasze
nie były ociężałe"
l
Jesteśmy spychani na pozycje biologiczne -
dajemy się spychać na pozycje biologiczne, l te-
mat: jedzenie, ubranie, urządzenie mieszkania,
zabezpieczenie sobie przyszłości -staje się coraz
bardziej jedynym tematem naszych rozmów, my-
śli, trosk. Coraz bardziej nasze życie sprowadza
się do biologicznych funkcji. Do tego stopnia, że
nawet gdyby się kiedyś tak stało, że wszystkiego
będziemy mieli w bród, to już jedynym naszym
tematem pozostanie - co jeszcze zjeść, w co się
jeszcze ubrać, jak jeszcze mieszkanie urządzić
i jak się jeszcze zabezpieczyć na przyszłość.
Ale wciąż wmawiamy sobie, że jeżeli przyjdzie
czas, Kiedy będziemy mieli to, czego potrzebuje-
my, będziemy mieszkać tak jak chcemy i zabez-
pieczymy swoją przyszłość, jak sobie marzymy, to
wtedy wreszcie skupimy się na sprawach napraw-
dę ważnych: wtedy w naszym życiu znajdzie swo-
je miejsce modlitwa, kościół, poważna lektura,
teatr, koncerty, muzea, wycieczki i podróże, od-
wiedzanie znajomych, przyjmowanie u siebie lu-
dzi, za których towarzystwem tęsknimy.
149
Ale przecież to nieprawda. My już nie będzie-
my umieli nic innego robić niż to, co dotąd.
150
riedziela Adwentu
„Chrzest nawrócenia'
Pokutować, to najpierw odejść choćby o krok
l od siebie, od tych spraw bieżących, w które jes-
teśmy wkręceni. Zdobyć się na dystans w stosun-
ku do swojej pracy zawodowej, do życia domowe-
go i społecznego, które wypełnia nasz dzień.
Zdobyć się na dystans w stosunku do swojej
j osoby, do ludzi, z którymi jesteśmy związani.
Pokutować, to najpierw popatrzeć na cały
j nasz świat jak ktoś nie z tej ziemi, nie z tego
świata. Bo jesteśmy nie tylko z tego świata. Popa-
trzeć na siebie z perspektywy powołania do wie-
czności, w którą wejdziemy z chwilą śmierci.
151
3. niedziela AdwWhtu
„Co mamy czynić'
„Wróć do siebie": bądź sobą - człowiekiem
o tym twoim nazwisku, imieniu, dacie urodzenia.
A na to trzeba, abyś zrzucił ze siebie to, czegoś się
nauczył, chcąc łatwiej przejść przez życie. Abyś
zrzucił ze siebie to, coś sobie przyswoił, chcąc się
podobać ludziom, od których - zdaniem twoim -
zależał twój los. Abyś przestał powtarzać to, co
inni, naśladować innych, zacierać swoją tożsa-
mość. Musisz stać się wolny - i mówić jako ty,
działać jako ty, myśleć jako ty.
l taki swobodny idź do ludzi. Traktuj ich jak
partnerów. Bez kompleksów, żeś głupszy, żeś
słabszy, żeś zależny. Nie bój się ich. Oceniaj
spokojnym spojrzeniem ich działanie.
Nawróć się do Boga - nawróć się do siebie.
152
4. niedziela Adwentu
„Błogosławiona jesteś,
któraś uwierzyła"
Aby doznać, kim jest Bóg, trzeba podnieść
głowę do góry i zobaczyć wszechświat - odległe
od nas o miliony lat świetlnych gwiazdy, wobec
których istnienie Ziemi naszej jest drobnym, nie-
znaczącym epizodem, a istnienia człowieka nie
da się porównać nawet do istnienia iskry.
l wtedy się przekonujemy, że nie potrafimy
zrozumieć Stworzyciela świata. Cokolwiek po-
wiemy o Bogu: że jest wszechmocny, nieskoń-
czony, wszędzie obecny, odwieczny, czy też, że
jest Dobrem, Sprawiedliwością, Pięknem - wszy-
stko jest bardziej nieprawdą niż prawdą. Nie jes-
teśmy Go w stanie wyrazić żadnym słowem, bo
nie jesteśmy Go w stanie pojąć.
Tym bardziej trzeba patrzeć w gwiazdy, które
stworzvł.
153
W dzień 25 XII
„Lecz świat Go nie poznał"
Jk.
A najprawdziwsze Boże Narodzenie było w 39
roku. Kiedy nad krajem wyniszczonym wojną:
spalonym, zbombardowanym, wymordowanym
rozciągnęła się pierwsza surowa okupacyjna zi-
ma, a ludzie tłumnie ciągnęli na Pasterkę.
A najprawdziwsze Boże Narodzenie było
w obozach koncentracyjnych. Gdy ludzie bici,
upokarzani, poniewierani - w tę świętą noc śpie-
wali kolędy.
A najprawdziwsze Boże Narodzenie jest w do-
mach starców i na oddziałach szpitalnych. Wśród
najbiedniejszych.
154
Niedziela Św. Rodziny
„Potrzeba
abym był w sprawach Ojca Mojego"
\
\
.. J
A my tacy jaśniepańscy. A my tacy do wy-
ższych rzeczy stworzeni. Ponad mycie garncz-
ków, robienie porządków, bawienie dzieci, pracę
zawodową, l tak jest. l myśmy naprawdę do
wyższych rzeczy stworzeni. Ale do nich idziemy
poprzez przygotowywanie posiłków, domowe
sprzątanie, pranie, troskę o swoje dzieci, co-
dzienną drogę do pracy i pracę zawodową.
155
1 l - Nowy Rok
„Dziwili się"
Uwierz, że jeszcze nie powiedziałeś ostatnie-
go słowa w swoim życiu, że stać cię na więcej -
a to, wbrew pozorom, bardzo trudno. Bośmy
zakrzepli, skamienieli, zastali się w naszych sło-.
wach, myślach, codziennych czynnościach, ges-
tach, nawykach tak bardzo, że sobie nie możemy
wyobrazić najmniejszej zmiany. Uwierz, że mo-
żesz piękniej, bogaciej, bardziej twórczo iść przez
życie.
156
6 l-Trzech Króli
„Inną drogą
wrócili do ojczyzny swojej"
O mało co - przez naiwność Trzech Mędrców
- Jezus zginąłby w pierwszych dniach swojego
życia. Bo przecież naiwnością było przyjść do
króla Heroda i wypytywać się, gdzie się narodził
nowy król Izraela. Naiwnością było opisywać do-
kładnie, kiedy gwiazda się ukazała. Naiwnością
było wierzyć, że Herod pójdzie do Betlejem, aby
oddać pokłon temu królowi. W końcu Trzej Mędr-
cy przyszli do Jezusa, złożyli Mu dary i mieli
zamiar wrócić do Heroda, aby wszystko mu do-
kładnie opowiedzieć, może nawet, w którym do-
mu mieszka Święta Rodzina, u kogo, może jesz-
cze ile jest tam drzwi, czy są tylne wyjścia.
Czy i my nie jesteśmy tak naiwni jak Trzej
Mędrcy. Z głową w niebie - nie dostrzegamy
ziemi. Wpatrzeni w gwiazdę - nie widzimy ciem-
ności. Wsłuchani w śpiewy anielskie - nie słyszy-
my chichotu szatańskiego. Pełni współczucia
dla ubogiego Dzieciątka - nie myślimy o tym, że
tuż obok trwa walka o pieniądze. Pełni podziwu
dla Tego, który przyszedł służyć - nie chcemy
wiedzieć o tym, że tuż obok trwa walka o władzę.
157
Zachwyceni Bogiem, który stał się Człowiekiem,
zapominamy, że tyle jest fałszu, zawiści, obłudy,
chciwości - i w ludziach i w nas samych.
(-h r t
i-i i
158
1. niedziela Wielkiego Postu
„W owe dnie nic nie jadł'
Niech znowu dla nas Adwent będzie Adwen-
tem, Boże Narodzenie - Bożym Narodzeniem,
Wielki Post-Wielkim Postem, Wielkanoc-Wiel-
kanocą, Zesłanie Ducha Świętego - Zesłaniem
Ducha Świętego. Przecież jesteśmy wyznawcami
Chrystusa i chcemy swoją osobowość budować
na kształt Jego osobowości. A więc weźmy to
narzędzie pomocne, jakim jest rok kościelny.
Niech on znowu stanie się dla nas -jak dla ojców
naszych - szkołą życia Chrystusowego.
Niech znowu w naszym życiu będzie Adwent,
Boże Narodzenie, Wielki Post. Post. Wielki. Po-
śćmy z pamięcią na Jezusa. Na Jego życie, na
Jego mękę, na Jego śmierć. Pośćmy. Nie róbmy
sobie żadnych dyspens. Może nie potrafimy tak
pościć, jak ojcowie nasi. Ale pośćmy. Przecież za
dużo jemy - wbrew pozorom, l źle jemy. Pośćmy
w duchu Chrystusowym: bo naszym obowiąz-
kiem jest żyć jak najdłużej, jak najsprawniej, by
móc ludziom służyć. Włączmy do Wielkiego Po-
stu dietę odchudzającą i antymiażdżycową i jesz-
cze parę innych: przeciw zawałowi, cukrzycy,
przeciw chorobom układu krążenia. A jeżeli masz
coś specjalnego dla siebie do dodania - sprawę
papierosów, alkoholu, sprawę ukochanych ptysi,
159
kremówek, tortów, przesłodzonej herbaty czy ka-
wy - to dodaj teraz w czasie Wielkiego Postu.
Przecież jesteśmy Chrystusowi, przecież
chcemy kształtować swoje życie na kształt Jego
życia. Niech Adwent będzie dla nas - jak dla
ojców naszych - Adwentem, Boże Narodzenie -
Bożym Narodzeniem, a Wielki Post - Wielkim
Postem.
160
2. niedziela Wielkiego Postu
,.,,--,. _ „Gdy się modlił'
l
Stajemy przed Tobą, który jesteś Ciszą. My,
rozgadani, zaspieszeni, rozgorączkowani, roz-
biegani. Z głową pełną spraw wielkich i małych,
pomysłów, projektów, zamiarów zmieniających
się co chwila jak w kalejdoskopie. Z sercem, które
migocze wszystkimi uczuciami i wpada z radości
w smutek, ze śmiechu w płacz, z zachwytu w po-
gardę, z miłości w nienawiść. Prosimy Cię- ucisz
nas.
Stajemy przed Tobą, który jesteś Pokojem. My
zagrożeni przez złych ludzi, przez zły świat. Prze-
straszeni nienawiścią, chciwością, zaborczością,
chamstwem, brutalnością, zbrodniami, intryga-
mi. Przestraszeni śmiercią, chorobą, nieszczę-
ściem, wypadkami. Skuleni, sparaliżowani, trzę-
sący się nad swoim życiem i zdrowiem, prosimy
Cię - uspokój nas.
Stajemy przed Tobą, który jesteś Światłem.
My, ograniczeni, ciaśni, widzący na koniec swoje-
go nosa a pełni samouwielbienia, bez horyzon-
tów, widnokręgów... My głupi, choć z tego nie
zdajemy sobie sprawy, prosimy Cię - oświeć nas.
Stajemy przed Tobą, który jesteś naszym Oj-
cem, prosimy Cię, przemień nas: uczyń z nas
swoje dzieci.
161
3. niedziela Wielkiego Postu
„Jeśli się nie nawrócicie'
Dużo wiemy, ale mądrzy nie jesteśmy.
Jesteśmy przeinformowani. Zalewają nas fale
informacji z prasy, radia, telewizji, z rozmów ze
znajomymi, kolegami, przyjaciółmi. Kolejna wia-
domość zmywa poprzednią.
Jesteśmy przeinformowani. Zbyt wiele wiemy
wszystkiego dobrego i wszystkiego złego. Jesteś-
my zblazowani, zapsuci, cyniczni. Uważamy, że
już nie damy się naciągnąć, namówić na nic. Ani
na lewo, ani na prawo, ani w górę, ani w dół. Że już
mamy dostatecznie duże doświadczenie, mą-
drość życiową, praktykę życia.
A tymczasem po prostu nie potrafimy prawi-
dłowo oceniać, wartościować, selekcjonować,
klasyfikować, oddzielać ziarna od plew. Nie po-
trafimy już zobaczyć prawdy. Już nie stać nas na
to, aby się nad spotkaną prawdą zatrzymać, za-
stanowić, wyciągnąć z niej konsekwencje, wpro-
wadzić w nasze życie. Nie potrafimy już prawdą
żyć, dla niej poświęcić swoje życie, jej służyć.
Mamy dużą wiedzę, nie mamy mądrości.
162
4. niedziela Wielkiego Postu
„Ojciec wybiegł mu naprzeciw'
l
Gdyby spytać: jakie jest główne pojęcie
chrześcijaństwa, cecha najbardziej charakterys-
tyczna, słowo najświętsze, prawda najważniejsza
nauki, którą Chrystus głosił, to odpowiedzieć
musimy: prawda, że Bóg jest Ojcem naszym.
Gdyby spytać, co jest cechą konstytutywną
naszej postawy chrześcijańskiej, składnikiem
nieodzownym, elementem koniecznym, przez
który upodabniamy się do Tego, który jest Mis-
trzem i Panem naszym, to odpowiedzieć musimy:
traktowanie Boga jako naszego Ojca.
Na tyle w nas chrześcijaństwa, na ile w nas
dziecięcej ufności, miłości i wiary w Boga.
j
163
5. niedziela Wielkiego Postu
„l zaczęli odchodzić jeden po
drugim"
Gdy będziesz stał z kamieniami w zaciśnię-
tych rękach, może spotka cię łaska, że Jezus
stanie przed tobą i będzie pisał po ziemi. Byłeś
tylko zechciał to odczytać. Wtedy pełen zawsty-
dzenia nawet nie zauważysz, jak rozluźnią się
twoje pałce i wypadnie spomiędzy nich kamień.
164
Bdziela Palmowa
.Szydzili z Niego'
Jest jeszcze Palestyna petna słońca. Są jesz-
cze łany zbóż falujące pod tchnieniem wiatru.
Drogi wijące się wśród wzgórz. Ciepły puch ście-
żek. Studnie otoczone kępami drzew. Są ludzie
przyjaźni czekający na Jezusa, na Jego nauki
i Jego cuda. Ale jeszcze chwila, a krajobraz ten
ulegnie zmianie. Niebo zaciągnie się chmurami.
Uderzy pierwszy grom. Drzewami targnie wichu-
ra. Lunie nawałnica. Będzie ciemno, pusto
i zimno.
Tak jest w każdym życiu ludzkim. Bywa, że jest
dobrze, słońce świeci, niebo niebieskie, wszystko
przyjazne - zwierzęta i ludzie, i rzeczy, i przyroda.
Zdaje się, że tak zawsze będzie, że nie może być
inaczej. Aż w jakiś dzień wszystko się przełamuje
i nagle okazuje się, że jesteś otoczony wrogami,
ludźmi nienawidzącymi cię. Nagle wszystko jest
przeszkodą, kroku naprzód postawić nie jesteś
w stanie, nic załatwić, nic zorganizować, do niko-
go się nie możesz zwrócić, bo się wszyscy rozpie-
rzchli, boś został sam.
165
Wielki Piątek
„Jezu, wspomnij na mnie"
Zwycięstwo pokonanych. To jest prawda Je-
zusa. Prawda wszystkich męczenników Kościoła
i wszystkich tych, którzy walczyli o wolność, spra-
wiedliwość, praworządność na świecie.
Zwycięstwo pokonanych. Bo przecież w każ-
dym człowieku - nawet w tym, który zdradzi
o trzecim pianiu kura, nawet w tym, który wyda za
trzydzieści srebrników, nawet w tym, który zada
śmiertelny cios - tli się iskra człowieczeństwa,
uczciwości, sprawiedliwości.
Zwycięstwo ukrzyżowanego Chrystusa w nas
- którzyśmy i tchórzliwi, i sprzedajni, i okrutni. Bo
w nas też tli się iskra sprawiedliwości, uczciwości,
prawdy, która przez krzyż Chrystusa potrafi roz-
gorzeć i ogarnąć nas jak płomień - jak płomień,
który i Jego ogarniał.
166
Wielkanoc
„Ujrzał i uwierzył'
A gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał,
k. gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, wtedy
dwaj uczniowie idący do Emaus zaszliby do go-
spody, do której zajść chcieli, zjedliby kolację,
poszliby spać, a rano udaliby się w dalszą drogę
do domu i spokojnie do końca życia sadziliby
pietruszkę i podlewali kwiatki. Gdyby Pan Jezus
nie zmartwychwstał" wtedy uczniowie zgroma-
dzeni w Wieczerniku, zamknięci w obawie przed
Żydami, przesiedzieliby jeszcze parę dni, aż by
fala niepokoju wywołanego'śmiercią Jezusa uci-
chła, a potem jak szczury z tonącego okrętu
wymknęliby się z powrotem do domu, do Galilei,
i do końca życia spokojnie łowiliby ryby w Jezio-
rze Genezaret, aby czasem wspominać ze smęt-
kiem te swoje trzy lata spędzone u boku Mistrza
z Nazaretu. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał,
mówiliby o Nim jeszcze jakiś czas uzdrowieni
paralitycy, trędowaci, młodzieniec z Naim, które-
go Jezus zdjął z noszy cmentarnych, ci, których
nakarmił chlebem i rybami. Jakiś czas krążyłyby
pomiędzy Judea i Galileą wieści o dobrym Mistrzu
z Nazaretu uzdrawiającym chorych i karmiącym
głodnych. Jakiś czas. Ażby utonął w niepamięci.
Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, zaginąłby
w nurcie historii. Nie byłoby przecież ewangelii
167
św. Mateusza, Marka, Łukasza, Jana, nie byłoby
św. Pawła. Jak nie byłoby Kościoła.
Zmartwychwstał dla nich. Żeby w Niego uwie-
rzyli. Przyłączył się do uczniów idących do
Emaus, wszedł do Wieczernika, podążył za nimi
nad Jezioro Genezaret. Wszystko na to, żeby
zatrzymać ich - przestraszonych, uciekających.
Żeby znowu Uwierzyli.
Zmartwychwstał dla nas. Żebyśmy przyznali
się do Niego, wrócili do Niego-żebyśmy uwierzy-
li, że to, co mówi, jest prawdą. Zmartwychwstał,
zęby być dla nas znakiem Zbawienia - Mistrzem,
Panem, Bratem, z którym idziemy do naszego
zmartwychwstania.
168
'2. niedziela Wielkanocy
„Którzy uwierzyli'
Uwierzył Szymon i poszedł za Jezusem. Uwie-
rzył Tomasz. Uwierzyli inni apostołowie. Czy
uwierzył Judasz?
Wierzyć to znaczy „pójść za". Wierzyć to
znaczy być zachwyconym. Wierzyć, to znaczy
starać się naśladować. Nawet bez „starać się". Bo
w zachwycie już to się mieści - naśladowanie.
Gdzie nie ma naśladowania, nie ma zachwytu,
nie ma „pójścia za" - nie ma też wiary.
Czy ty wierzysz naprawdę w Chrystusa?
169
3. niedziela Wielkanocy
„Ty wiesz, że Cię miłuję"
Jaka jest wielka odległość pomiędzy pytaniem
św. Piotra, co otrzyma od Jezusa za to, że poszedł
za Nim, a jego śmiercią męczeńską za Jezusa, jak
bardzo musiał się zachwycić tym, czego Jezus
nauczał, jak bardzo musiał przyjąć Jego prawdę
za swoją własną, skoro dla niej poświęcił wszy-
stko.
Ile w nas z młodego Piotra. Ile w nas posługi-
wania się Jezusem od osiągnięcia własnych ce-
lów, l nawet jesteśmy skłonni iść za Nim, byle
tylko nas uchronił, zachował, obdarzył, ubezpie-
czył - sprawił, żebyśmy długo żyli i żeby nam się
dobrze powodziło.
Jaka jest długa jeszcze przed nami droga do
prawdziwej wiary w Jezusa.
170
4. niedziela Wielkanocy
„Nikt nie może moich owiec
wyrwać z ręki mego Ojca"
Jesteśmy wciąż w Jego rękach. To On - sam
Bóg, pobudza nas do dobrego: przynagla, niepo-
koi, upomina, błogosławi, uspokaja, ucisza. To
On na każdą chwilę pobudza nas, byśmy przeła-
mywali nasze lenistwo, chciwość, zazdrość, nie-
nawiść, interesowność. To On pobudza nas, byś-
my byli dobrzy, pracowici, wyrozumiali, opano-
wani, wolni, radośni, wspaniałomyślni, bezintere-
sowni - abyśmy byli wciąż z Nim zjednoczeni.
A potem wszystko zależy od ciebie. Na ile
przyjmiesz, na ile odsuniesz - na ile udasz, że nie
widzisz, że nie słyszysz, że nie wiesz, o co chodzi,
że to nie ciebie dotyczy.
Wszystko dobre w naszym życiu zaczyna się
od Boga, jesteśmy wciąż w Jego rękach, ale
ostateczne rozstrzygnięcie zależy od nas.
171
5. niedziela Wielkanocy
„Jesteście uczniami moimi"
Kościół jest arką Noego, rodziną Lota ucho-
dzącą ze Sodomy i Gomory - społecznością tych,
którzy się uratowali z szaleństwa tego świata.
Z tego świata, gdzie jedzą i piją, żenią się i za mąż
wychodzą, kupują i sprzedają, sadzą i budują -
jak gdyby to było wyłączną treścią życia, jakby na
to się narodzili, na to żyli j na to umierali.
Jesteśmy arką Noego i rodziną Lota- należy-
my do Kościoła, jeżeli nie na to żyjemy, aby jeść
i pić, żenić się i za mąż wychodzić, sprzedawać
i kupować, budować i sadzić.
172
' 6. niedzftła Wielkanocy
9* „Gdybyście Mnto miłowali'
Taki jest nasz byt - że musimy orać, siać, żąć,
zbierać zboże do gumien. Taka jest nasza ludzka
rzeczywistość - że musimy pracować coraz le-
piej, sprawniej, wydajniej, nowocześniej, racjo-
nalniej.
Tylko aby w tym kieracie codziennej roboty
nie zatracić się, aby nie stać się jedną ze śrubek
w wielkiej machinie produkcji, musi brzmieć
w naszej pracy zawodowej ton najwyższy, który
się nazywa: służba dla bliźniego. Służba tym
trudniejsza, jeżeli dla bliźniego anonimowego,
którego biedy, potrzeb, utrudzenia nie widzisz
oczami, którego prośby, płaczu, narzekania nie
słyszysz uszami, którego cierpienie możesz wy-
czuć tylko sercem.
173
7. niedziela Wielkanocy
„Którzy będą wierzyć we Mnie"
Czego się spodziewasz za to, żeś poszedł za
Jezusem? Czy spodziewasz się, że za to pobłogo-
sławi ci i będziesz się cieszył nieustannym zdro-
wiem, i nie zagrozi ci nic ani nikt, i nie spotka bię
żadne nieszczęście, i złodzieje cię nie okradną,
i źli ludzie ci nie wyrządzą krzywdy, i twój majątek
w niczym nigdy nie ucierpi, ale się będzie powię-
kszał spokojnie z dnia na dzień, że Jezus wysłu-
cha każdej twojej prośby, każdej twojej zachcian-
ki, a nawet, gdy trzeba, cud uczyni - jak w Kanie
Galilejskiej, l tak będziesz żył długo i będzie ci się
zawsze dobrze powodziło, a po śmierci otrzymasz
od Niego jeszcze jedną nagrodę - szczęście
w niebie.
A gdzież miłość do Jezusa, która -jak każda
miłość - musi być bezinteresowna, bo inaczej nie
jest miłością?
174
Wniebowstąpienie
„Uniesiony w niebo'
Tam będą jaśnieć nasze ręce spracowane,
nasze oczy szukające prawdy, nasze serca kocha-
jące. Tam tylko to się liczy.
Ile jeszcze tu na ziemi naszych dni? Ile miesię-
cy? Ile lat? Ale zawsze za mało, aby w ostatniej
godzinie nie powiedzieć, że trzeba było żyć ina-
czej: żeś się zbyt oszczędzał, żeś nie wydarł ze
siebie wszystkiego, na co cię było stać.
Bo tam będziesz na tyle jaśniał, na ileś się
napracował, szukał prawdy - na ileś kochał.
175
Zesłanie Ducha Świętego >
„Jezus stanął pośrodku"
Trzeba umieć świętować. Zgromadzeni
w pięknych kościołach świętujemy pamięć Męki,
Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. Zebrani
w kole rodzinnym świętujemy nasze rodzinne
wydarzenia - świętujemy ich pamięć. Zjednocze-
ni z całym narodem świętujemy nasze wielkie
narodowe wydarzenia - świętujemy ich pamięć.
Ale potem trzeba umieć zdjąć ubranie świąte-
czne, włożyć na siebie ubranie robocze i zabrać
się do codziennej pracy - trzeba umieć prze-
kształcić temte wartości w formę dnia powszed-
niego. Bo inaczej nieprawdą będzie tamta rzeczy-
wistość, którą świętujemy, nieprawdą miłość,
którą deklarujemy. Nasze świętowanie to będzie
tyko złuda, udawanie, gra, okłamywanie samego
siebie.
176
1. niedziela zwykła
,0tworzyło się niebo"
Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy wojny? ,
Czy gdy wchodzisz, ludzie spinają się, bo
jesteś wciąż nadąsany, naburmuszony, neuraste-
niczny, malkontentny, narzekający na wszystko
i na wszystkich, wyszukujący dziury w całym,
wściekły, kłębek nerwów, bo wciąż wywołujesz
kłótnie, awantury, doprowadzasz do konfliktów,
zadrażnień, sporów, intryg.
Czy gdy wchodzisz, ludzie się uśmiechają
z serdecznością, bo wiedzą, że pomożesz, poza-
sklepiasz, uspokoisz, załagodzisz, uciszysz, uła-
dzisz, wyprostujesz, porozplątujesz, wyjaśnisz -
bo umiesz pocieszyć, pochwalić, doradzić, bo
cieszysz się każdym sukcesem, osiągnięciem, po-
wodzeniem -jesteś człowiekiem nadziei, gałązką
oliwną.
Czy jesteś człowiekiem wojny, czy pokoju?
Czy wiesz, co to znaczy opanowywać swoje hu-
mory, trzymać na wodzy swoje nerwy, kontrolo-
wać to, co mówisz, co robisz, jak postępujesz. Czy
sobie zdajesz sprawę z reakcji, jaką wywołuje
177
twoje mówienie i postępowanie u ludzi cię ota-
czających.
Tak nam uciekło wszystko, co dotyczy pano-
wania nad sobą. A bez tego nie ma społeczeńs-
twa, społeczności, rodziny, miejsca pracy.
178
2. niedziela zwykła
„l uwierzyli w Niego"
179
3. niedziela zwykła
„Abym niósł dobrą nowinę'
A my byśmy nawet poszli nauczać o Chrystu-
sie. Białą wstęgą drogi. We dwóch. Bez worka
podróżnego. Od miasta do miasta. Zwłaszcza
kiedy wakacje i ładna pogoda. Niechby schodzili
się ludziska. Niechby słuchali. Niechby się nawra-
cali, bili w piersi i pokutowali. Moglibyśmy cyto-
wać na pamięć całe partie Ewangelii. Zwłaszcza
przypowieści. Nawet wiemy, na czym polega isto-
ta miłości. Dokładnie tak jak Pan Jezus uczył.
Lubimy nauczać bliźnich swoich. Czasem
w oczy, najczęściej za plecami. Wiemy, jak powin-1
ni postępować. Zwłaszcza najbliżsi, zwłaszcza)
wobec nas.
Tylko wcale nie to jest najważniejsze, żebyś l
mówił. Pan Jezus wcale nie stawia takich żądań,
żebyś tak od miasta do miasta szedł i opowiadał
Jego przypowieści. Powiedział: „Po tym poznają,
żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będzie-1
cię jedni ku drugim". Tylko tyle. Albo - aż tyle.
180
4. niedziela zwykła
,Wyrzucili Go'
Brak nam, chrześcijanom, uśmiechu, pogody,
miękkości. Jesteśmy sztywni, zasadniczy, pewni
swojego obrazu człowieka, wiemy, jak każdy ma
wyglądać i nie mamy żadnych pod tym względem
wątpliwości. Wymagamy, by każdy człowiek
zmieścił się we wzorcu, który ukształtowaliśmy
sobie' na podstawie katechizmu, siedmiu grze-
chów głównych, dobrych uczynków co do ciała
i co do duszy, przykazań kościelnych i przykazań
Bożych interpretowanych przez nas. Patrzymy
spode łba na wszystko, co odbiega od takiego
obrazu. Jesteśmy podejrzliwi, nieufni. Mroczno
w nas, zazdrośnie, nieprzyjaźnie. Za łatwo nam
przychodzi potępianie, skazywanie, odrzucanie.
181
5. niedziela zwykła
„Ludzi będziesz łowił'
To w każdej godzinie dnia albo zachowujesz
swe życie dla siebie, albo tracisz je dla bliźnich.
To w każdej godzinie dnia dbasz o to, by& sam,
byś sobie, byś dla siebie, byś ku sobie, byś przy
sobie, albo tez troszczysz się o to, by on, by oni, by
dla nich, dla niego, dla tego kogoś, kto jest
potrzebujący obok nas - dla jakiejś sprawy ludz-
kiej.
Tak swoje życie zachowujesz, albo tracisz.
182
6. niedziela zwykła
„Biada wam, bogaczom'
Dotąd wszystko było jasne - byli grzesznicy '
i byli sprawiedliwi. Sprawiedliwym wolno było
rozmawiać tylko ze sprawiedliwymi, grzesznikom
tylko z grzesznikami. Sprawiedliwym Bóg błogo-
sławił, a grzeszników karał. Sprawiedliwi płacili
podatki z kminku i anyżku; oddawali dziesięcinę
z wszystkiego, co posiadali, mieli prawo stać na
środku świątyni i na głos się modlić, grzesznicy
najwyżej w kącie bić się w piersi i pokutować za
swoje grzechy. Sprawiedliwi umierali godnie,
a grzesznicy w hańbie, cierpieniu, a czasem i na
krzyżu.
Pan Jezus poprzewracał te podziały. Tym,
którzy się uważali za sprawiedliwych, powiedział,
że są podobni grobom pobielanym, które na ze-
wnątrz czyste, ale wewnątrz pełne wszelkiego
plugastwa. Przyjaźnił się z grzesznikami i z celni-
kami. Ukazał, że białe nie jest wcale białe, a czar-
ne nie jest wcale takie czarne. A nawet więcej, że
to, co na pozór jest czarne, może być białe - i na
odwrót.
Pan Jezus poprzewracał podziały na sprawie-
dliwych i grzeszników.
183
a
7. niedziela zwykł!
„Miłujcie nieprzyjaciół waszych"
Przebaczyć. Ale co to znaczy przebaczyć. -
Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spoty-
kasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz.
Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, a w no-
cy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile
upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wy-
paczania twoich intencji, odbierania ci tego, na
co sobie zasłużyłeś, czego się dorobiłeś - powra-
ca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała.
Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja ży-
ciowa wciąż ci dolega, wciąż cię uwiera twoje
kalekie życie - na co dzień towarzyszy ci krzywda,
którą ci wyrządzono.
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego
się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to
znaczy przede wszystkim nie mścić się. - Nie
mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, ukła-
dów, sprzymierzeńców na to, aby twoim wrogom
zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko,
ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób swoje.
184
8. niedziela zwykła
„Belki we własnym oku
nie dostrzegasz"
Jaką my mamy wrażliwą skórę. Niech nas ktoś
pominie, nie zauważy, nie wymieni, nie uszanuje.
Niech nam ktoś - nawet bez złej woli - naruszy
ustalony porządek dnia, przyjdzie nie zapowie-
dziany. Niech ktoś nam uchybi, nawet nie osz-
czerstwem, obmową, fałszerstwem, oszustwem,
ale tylko intonacją głosu, drobnym słowem, ges-
tem. Wychwytujemy wszystko jak najdelikatniej-
sze sejsmografy, co ludzie o nas mówią, jak się
wobec nas zachowują. Jacy my jesteśmy deli-
katni.
A sami rozpychamy się. Włazimy drugim pod
nogi, potrącamy ich, depczemy, ranimy. Nie liczy-
my się z ludźmi, z ich czasem, z ich zamiarami,
z ich pragnieniami, l tego zupełnie nie czujemy,
nie widzimy, z tego zupełnie nie zdajemy sobie
sprawy. Gdy nam ktoś zwróci na to uwagę, upom-
ni, jesteśmy zaskoczeni, zdziwieni, albo obraża-
my się w poczuciu naszej krzywdy.
185
9. niedziela zwykła
„Nie jestem godzien"
Dotąd jesteśmy Chrystusowi, dotąd jesteśmy
chrześcijanami, dopóki się potrafimy bić w piersi.
Dopóki umiemy przyjmować, usłyszeć, wysłu-
chać - jak dziecko, które wie, że daleko mu do
dorosłości, jak grzesznik, który wie, że daleko mu
do doskonałości. Gdy już jesteś pewny siebie,
swojej mądrości, potęgi, nienaruszalności, gdy
wszystko wiesz bardzo dobrze i lepiej, gdy cię nikt
nie potrafi przekonać, gdy stajesz się posągiem,
kamieniem, drewnem, to już nie jesteś ani chrześ-
cijaninem, ani człowiekiem.
186
10. niedziela zwykła
: „Oddał go matce'
Byłeś kiedyś w żłobku dzieci osieroconych?
Widziałeś kiedyś dziecko chore na chorobę siero-
cą? Gdy już nie płacze, tylko siedzi w swoim
kojcu, patrzy tępo przed siebie, od czasu do czasu
kiwa się w przód i w tył rytmicznym ruchem,
a czasem zaczyna bić główką w ścianę. Budujemy
Domy Dziecka, l dobrze. Ale niech ta marginalna
w końcu sprawa nie odwraca naszej uwagi od
głównego założenia, którego powinniśmy prze-
strzegać. Oddajmy dziecko matce. Oddajmy
dziecku matkę. Niech przynajmniej pierwsze lata
spędzone będą razem. Oddajmy dziecku ojca.
Niech ojciec ma codziennie czas dla dziecka.
Oddajmy dziecku rodzinę. Niech dziecko ma swo-
ją babcię, niech ma swojego dziadka, niech ma
swojego wujka, stryjka, ciocię, wujenkę, kuzynów
i kuzynki.
A wobec dzieci porzuconych albo osieroco-
nych niech się wciąż pojawiają ludzie samotni -
albo i nie samotni - którzy je wyrwą z sierocińca,
z żłobka, z przedszkola i uznają za swoje.
187
11. niedziela zwykła
„Zaprosił Go na posiłek"
Przyjść do kogoś w gościnę, to znaczy przy-
nieść siebie - wszystko to, czym się żyje, czym się
jest, co się ma najdroższego, najistotniejszego,
aby tym podzielić się z gospodarzami. Wtedy
dopiero ma sens przynoszenie kwiatów i prezen-
tów, wygłaszanie mowy, wznoszenie toastów, bo
dopiero wtedy one wyrażają twoje oddanie.
Przyjąć kogoś w gościnę, to znaczy zaakcep-
tować go - dobro, które stanowi, uznać jego
wartości za wspólną własność, uczestniczyć
w nich. Wtedy można i stół przykryć odświętnym
obrusem, zastawić go wszystkim, co w domu
najlepsze, kwiaty wstawić do wazonu. Wtedy do-
piero one wyrażają twoją akceptację. ;
188
12. niedziela zwykła
,Syn Człowieczy będzie odrzucony'
A gdy zostaniesz od rzucony. A gdy od rzuci cię
społeczeństwo, w którym żyjesz, koledzy z zakła-
du pracy, kierownictwo, z którym współpracu-
jesz, rodzina dla której się poświęcasz, człowiek,
którego kochasz.
Dlatego potrzebna nam jest mod^twa. Bo na-
prawdę potrzebna nam jest akceptacja totalna,
która nada pełny sens wszystkiemu, co robimy,
czym żyjemy, dla czego żyjemy.
Jeżli ci się dotychczas udało, że nie zostałeś
odrzucony, to wiedz, że to się stanie. Bo przyjdzie
czas twojej starości, niedołężności, niepotrzeb-
ności. Bo przyjdą klęski życic, niepowodrp"^,
błędy, upadki. Bo nawet gdybyś był w pełni zdro-
wy i silny, zdarzy się, że poprzez twoją postawę,
zajęcie stanowiska - nawet najsłuszniejszego
w świecie - zostaniesz przez swoje otoczenie
odrzucony. A przecież musisz to wytrzymać.
189
13. niedziela zwykła
„Zostaw umarłym
grzebanie umarłych"
Nie mów: „za moich czasów było inaczej" -
niezależnie od tego ile masz lat. Niezależnie od
tego o jakich czasach myślisz: sprzed ilu lat.
Ustawiłeś się w pozycji emeryta, w dystansie
obcości do tego wszystkiego co się dzieje,
w przekonaniu, że twoje najpiękniejsze dni masz
za sobą: dni twórczości, aktywności; że to, co
miałeś do powiedzenia, już powiedziałeś, to co
miałeś do zrobienia, już zrobiłeś, a teraz patrzysz
na rozwijające się sprawy jako na zupełnie ci
obce, nie czujesz z nimi żadnych związków, do-
wiadujesz się o nich ze zdziwieniem, przeraże-
niem, nawet podziwem, ale i ze świadomością, że
cię to niewiele obchodzi. Pozostajesz w bezru-
chu. Nie masz ochoty wskakiwać w żaden kolejny
pociąg. Uważasz, że nie dobiegniesz, nie dogo-
nisz, że twój świat odszedł i nikt nie jest go
w stanie wskrzesić.
Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić. Wszyst-
kie czasy są twoje - wszystkie czasy powinny być
twoje.
190
14. niedziela zwykła
„Lżej będzie mieszkańcom Sodomy
i Gomory w dzień sądu"
Czy wina jest tylko po stronie słuchaczy
Ewangelii? A gdzież wina tych, którzy ją głoszą:
takich księży, teologów, zakonników i zakonnic,
gorliwych katolików świeckich, których kazań,
nauk, pouczeń nikt nie jest w stanie znieść.
Gdzież wina ich tępoty, nieumiejętności, głupoty,
braku wiedzy i roztropności, braku otwartości,
wczucia się i rozumienia człowieka.
Czy wina jest tylko po stronie biorących przy-
kład? A gdzież jest wina tych, którzy sieją zgor-
szenie swoim postępowaniem: takich księży, za-
konników, sióstr zakonnych i gorliwych katoli-
ków świeckich, na których widok każdy się otrzą-
sa. Gdzież wina ich prostactwa, chamstwa, inte-
resowności, chciwości, nonszalancji, brutalnoś-
ci, wchodzenia z butami do dusz ludzkich, fałszy-
wej pokory.
Czy nie trzeba powiedzieć, że takim właśnie
głosicielom Ewangelii ciężej będzie niż tym ze
Sodomy, niż tym z Gomory.
191
15. niedziela zwykła
„Samarytanin"
Jeżeli jest miejsce spotkania się nieba z zie-
mią, to wykłada się jednym słowem: bezintere-
sowność. To jest to przejście z teorii do praktyki,
wypróbwanie w życiu i sprawdzenie tego, co tkwi
w naszej głębi, probierz naszej wiary w Boga. Tu
możemy się przekonać, czy żyjemy dla Boga, czy
na sprzedaż. Czy to, co robimy, mówimy, czy
nasza codzienna praca, czy nasze kontakty z lu-
dźmi, czy to wszystko płynie stąd, że tego wymaga
Uczciwość, Sprawiedliwość, Pfawda - Bóg, czy
też dlatego, „aby pokazać się przed ludźmi".
Bo tylko wtedy, gdy naprawdę wierzymy w Pa-
na Boga, gdy nam On naprawdę wystarcza, stać
nas na bezinteresowność. A jeżeli w Pana Boga
nie wierzymy - choć nam się zdaje, że wierzymy,
a nawet innych o tym zapewniamy - to wciąż
będziemy biegali po prośbie: aby być uznanym
przez ludzi. Aby nam zapłacili za nasze uczciwe,
dobre życie - wdzięcznością, dobrym słowem,
rewanżem.
192
16. niedziela zwykła
„Marta uwijała się koło
rozmaitych posług"
Droga Marty. Droga służenia najbliższym lu-
dziom na świecie. Droga gospodyń domu, matek,
żon, mężów - tych, których udziałem jest przede
wszystkim troska, aby nakarmić domowników,
a więc żeby kupić na czas to, co potrzeba, wymy-
ślić posiłek, z którego wszyscy byliby zadowoleni,
a poza tym - żeby był on na czas przygotowany,
żeby nie było nic przypalone ani surowe, przeso-
lone ani niedosolone, przegotowane ani niedo-
gotowane, ale w sam raz.
Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na
drobne: na tysiące schyleń, podnoszeń, ruchów,
czynności nieważnych, drobnych, takich jak zmy-
wanie naczynia, zamiatanie, ścieranie kurzu,
układanie rzeczy na swoje miejsce, mycie okien,
pranie, cerowanie, przyszywanie guzików-czyn-
ności, które nie spowodują przewrotu świata,
które niczego nie zmieniają, ale starają się, by
było w domu tak, jak być powinno.
Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na
gesty, uśmiechy, zapytania, odpowiedzi, cierpli-
we wyjaśnianie, spokojne tłumaczenie, wyważo-
ne upomnienia, powstrzymywanie się - czasem
z najwyższym wysiłkiem, całą siłą woli - żeby nie
193
wybuchnąć gniewem, oburzeniem, żalem, wy*
mówkami, żeby nie postawić na swoim, żeby nie
mieć racji, żeby nie udowodnić, wykazać błąd, ale
żeby pomóc, pokierować, poprowadzić.
Droga Marty. Droga miłości, której się nie
dostrzega, do której się jest przyzwyczajonym,
którą się uważa za coś zupełnie normalnego,
zwyczajnego, nieodzownego.
Droga Marty. Droga strzeżenia ogniska domo-
wego.
194
17. niedziela zwykła
„Panie, naucz nas'
Gdybyś potrafił powiedzieć naprawdę słowo:
Bóg. Gdybyś potrafił naprawdę uczestniczyć we
Mszy św. Gdybyś potrafił naprawdę popatrzeć na
obraz, zdjęcie, rzeźbę - na człowieka. Gdybyś
potrafił.
Ale ty słuchasz nie rozumiejąc. Mówisz, po-
wtarzając obce, wytarte słowa, których treści nig-
dy nie starałeś się zgłębić. Patrzysz, ślizgając się
po kolorach, kształtach, napisach - ledwie co
widząc.
Ale ty jesteś prawie nieobecny. Ogarniasz
strzępem swojej świadomości, uwagi, to, co się
wokół ciebie dzieje. Prawie nie zdajesz sobie
sprawy z tego, jak żyjesz.
195
13. niedziela zwykła
„Tej nocy zażądają
twojej duszy od ciebie"
W miarę upływających lat będziesz czuł, jak
przychodzi twój czas. Najpierw - jeszcze prawie
nieświadomy kolei rzeczy - będziesz patrzył, jak
odchodzi pokolenie twoich dziadków. Potem już
zaniepokojony stwierdzisz, że odchodzi pokole-
rjie twoich rodziców. Wreszcie przerażony odkry-
jesz, że już umiera twoje pokolenie. Będziesz do-
wiadywał się od znajomych i z ogłoszeń w gaze-
cie, że przyszedł czas i na ciebie. Takie jest prawo,
któremu jesteś jako człowiek również podległy.
Pociski będą padały przed tobą, za tobą, to bliżej,
to dalej, a ty będziesz wiedział, że wkrótce kolejny
uderzy w ciebie.
Oby w miarę upływających lat wzrastała w to-
bie świadomość życia wiecznego.
196
19. niedziela zwykła
„A wy podobni do ludzi
oczekujących swojego pana"
Żebyś teraz nie żałował. Żebyś nie mówił:
człowiek się naharpwał, nie dojadł, nie dospał,
siedział dzień i noc, zdrowie nadwerężył, ludziom
się naraził, a teraz co ma z tego? Żebyś nie
żałował. To były najpiękniejsze dni twojego życia,
kiedy zdobyłeś się na bezinteresowne zaangażo-
wanie w ludzkie sprawy. To było prawie dotknię-
cie Boga samego. Nie psuj tego. Nie przeliczaj
teraz skrupulatnie twojego poświęcenia, twojej
odwagi na pieniądze. Nie narzekaj, że nie zarobi-
łeś na tym tyle, ile teraz uważasz, że powinieneś
zarobić. Zachowaj ten twój czas jak najbardziej
cenny skarb. Nie będziesz kiedyś musiał stanąć
przed Bogiem z próżnymi rękami.
197
20. niedziela zwykła
„Przyszedłem rzucić
ogień na ziemię"
Nie myśl, że już jesteś chrześcijaninem. Nie
myśl, że kształt twojego chrześcijaństwa już zdo-
łałeś ustalić. Nie patrz zadowolony na dzieło,,
jakiego dokonałeś. Wiechy nie masz co kłaść na
zrąb twojego budowania. Jesteś w szukaniu. Jes-
teś w tworzeniu. Jesteś w stawaniu się. Musisz
być przekonany, że twoja droga jeszcze daleka-
kończy się dopiero za horyzontem. Tylko wtedy
możesz być chrześcijaninem.
198
l
21. niedziela zwykła
„Zamknie drzwi"
Żebyśmy w chwili śmierci nie stanęli przed
zatrzaśniętymi drzwiami Królestwa Niebieskiego.
Żebyśmy nie tłukli w nie pięściami wołając: Panie,
otwórz mi. Żebyśmy nie usłyszeli: Nie znam cię.
Żebyśmy zdumieni nie mówili: Przecież jestem
ochrzczony w Twoje imię, w niedziele brałem
udział w spotkaniach eucharystycznych, przyj-
mowałem Twoje Ciało i Krew, modliłem się do
Ciebie rano i wieczór: Panie, Panie. Żebyśmy nie
otrzymali odpowiedzi: Odejdź stąd, ty, który czy-
niłeś nieprawość, l ujrzymy, jak bramy Królestwa
Niebieskiego otwierają się szeroko dla ludzi,
o których wiedzieliśmy, że są niepraktykujący.
To jest niebezpieczeństwo, które grozi nam ze
strony każdej instytucji -że stanie się celem sama
dla siebie. To jest niebezpieczeństwo, które grozi
nam, katolikom, że praktyki religijne staną się
celem same dla siebie - że uznamy naszą religij-
ność za legitymację naszej prawości.
199
22. niedziela zwykła
„Oni Go śledzili'
Twoje mówienie o bliźnich: ironiczne, złośli-
we, dwuznaczne, zazdrosne, insynuujące. To
w pierwszym rzędzie nawet nie krzywda, jaką im
wyrządzasz. Ale to przede wszystkim jeden ze
znaków, że nie masz w sobie radości życia: że jest
w tobie pustka, że straciłeś sens swojego działa-
nia. Że skończyło się to, co w tobie wielkiego, albo
że w ogóle nic wielkiego nigdy się w tobie nie
zaczęło.
200
23. niedziela zwykła
„Kto nie ma w nienawiści
siebie samego"
Powołanie nasze. Nasze powołanie do czło-
wieczeństwa.
W rozgardiaszu spraw codziennych zapomi-
namy, że nam łatwiej o zło niż o dobro: żeśmy
leniwi, oszczercy, zazdrośni, chciwi, pyszni. Na-
wet już przyzwyczailiśmy się do tego, żeśmy nieo-
bowiązkowi, nieodpowiedzialni, że flejtuchy; że
robiąc - nie robimy, mówiąc - nie mówimy, my-
śląc - nie myślimy; rozmamłani, niechlujni, nie-
domyci, niepodopinani, niedouczeni, niewycho-
wani. Czas nam przecieka przez palce, ulatuje
dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Rozłazi się
nam przedpołudnie, rozłazi się nam popołudnie.
Brak nam organizacji pracy, umiejętności wyko-
rzystania czasu, kontroli nad tym, co mówimy, co
robimy, co myślimy. Tyle w tym bylejakości, taki
brak skupienia, uwagi, koncentracji. Zdaje się
nam, że dni są wypełnione,, a przecież wszystko
można by daleko szybciej, daleko sprawniej, da-
leko precyzyjniej. W nawoływaniu do naturalnoś-
ci zapominamy, co to znaczy dyscyplina, umar-
twienie, opanowanie, trzymanie się w garści. Za-
201
pominamy, że sami musimy wyciosać, własnymi
rękoma, kształt swojej osobowości - odpowie-
dzieć na powołanie nasze.
202
24. niedziela zwykła
„Radość w Królestwie Niebieskim"
Który z pasterzy, gdy zgubi jedną owcę, po-
zostawia dziewięćdziesiąt innych na pustyni
i idzie szukać zaginionej. Przecież w tym czasie
na osamotnione stado napadną wilki i rozbiją je.
Która z kobiet, gdy straci jeden grosz, prze-
szukuje swoje mieszkanie tak długo, aż go znaj-
dzie. Czyż jest sens tracić tyle czasu w tym celu.
Gdzież powód do radości, aby potem jeszcze
zwoływać swoje sąsiadki i mówić: cieszcie się
i radujcie, bo znalazłam grosz, który straciłam.
Jakiż ojciec wybiega na spotkanie synowi,
który roztrwonił cały majątek, i przyjmuje go
w swoim domu jak najbardziej oczekiwanego
gościa. Czyż nie ma racji wierny syn, który z obu-
rzeniem patrzy na postępowanie ojca?
203
25. niedziela zwykła
„Kto w drobnej rzeczy jest wierny,
ten i w wielkiej będzie wierny"
Są dni zwyczajne, kiedy na pozór nic się nie
dzieje, gdy życie toczy się zwyczajnym rytmem
pracy, posiłków, odpoczynków, świętowania; ryt-
mem produkcji, nauki i kultury. Ale są chwile-tak
w życiu człowieka jak narodu - kiedy zostaje on
postawiony pod ścianę i wtedy albo wyzna, co
stanowi dla niego wartość najwyższą, zaprotestu-
je zgodnie ze swoim sumieniem przeciwko złu,
upomni się o swoje najważniejsze prawa, będzie
walczył o sprawy najświętsze. Z takiej próby wyj-
dzie w poczuciu swojej godności, szacunku dla
siebie samego. Albo schyli głowę, rzuci się na
kolana i poprosi o życie. Upodlony, z poczuciem
swojej słabości, z piętnem służalca.
204
26. niedziela zwykła
„Błogosławieni,
którzy pragną sprawiedliwości"
Musisz być wyczulony na wszelką niesprawie-
dliwość. Na niesprawiedliwość, która się dzieje
w twoim środowisku, w twoim społeczeństwie,
w twoim narodzie i na świecie.
Musisz dążyć, by twój świat był sprawiedliwy,
ale działaj rozsądnie, bez szaleństw, z wyważe-
niem każdego słowa, posunięcia, choć nieustę-
pliwie, krok za krokiem. Bo to nie jest bezpieczna
droga. Ci, którzy się dopuszczają niesprawiedli-
wości, za dużo na tym zarabiają, by chcieli łatwo
zrezygnować. Dlatego walcząc o sprawiedliwość
narażasz się na utratę swojego stanowiska, pozy-
cji, opinii. A na pewno na miano warchoła, anar-
chisty, człowieka niepoważnego, niezrównowa-
żonego. Istnieje jeszcze możliwość, że zginiesz,
powieszony na krzyżu.
Ale czyż jest inna droga dla nas, którzy uważa-
my się za chrześcijan, dla nas, których Mistrza
ukrzyżowano, również za to, że walczył o sprawie-
dliwość.
205
27. niedziela zwykU
„Przymnóż nam wiary'
Dlaczego Jezus wybrał na jednego z dwunas-
tu Judasza, który Go zdradził.
Ale również dlaczego wybrał Szymo*na' Ptotra,
dlaczego go uznał za skałę, na której budować
będzie swój Kościół - tego, który zaparł się Go
w chwili próby. Dlaczego wybrał synów Zebedeu-
szowych, którzy prosili, aby w nowym Królestwie
mogli siedzieć obok Niego jeden po prawicy
a drugi po lewicy. Dlaczego wybrał takich, którzy
domagali się wynagrodzenia za to, że poszli za
Nim. Dlaczego wybrał takich, którzy w chwili Jego
pojmania pouciekali.
A przecież w końcu ponieśli śmierć męczeń-
ską za Jezusa. Co za ogromną drogę ci ludzie
odbyli. Jakiż to przykład, jaka szansa dla nas.
206
28. niedziela zwykła
„Upadł do stóp Jego, dziękując"
Trzeba się modlić, l nie tylko na to, aby prosić,
dziękować, przepraszać, wielbić. Ale aby się na-
sycić Jego światłem. Aby w Jego Dobru stopniało
zło, które cię wciąż niszczy. Aby w Jego Pięknie
ustąpiła brzydota, która cię zniekształca. Aby
w Jego Prawdzie zniknęło kłamstwo, które wciąż
się w tobie nakłada.
A gdy prosisz, dziękujesz, przepraszasz, wiel-
bisz, to także najważniejsze jest, że trwasz w Jego
obecności, że upodabniasz się do Niego - uczysz
się kochać, myśleć, chcieć podobnie jak On.
207
29. niedziela;
„Zawsze powinni się modlić,
a nigdy nie ustawać"
Przestaliśmy się modlić. Już nie ma pacierzy
rannych, które dzieci tak skrupulatnie odmawiały.
Nie ma wspólnych modlitw całej rodziny. Przesta-
liśmy się modlić przed posiłkiem, po posiłku.
Nawet zniknął znak krzyża świętego. W ciągu dnia
kościoły świecą pustką.
Wytłumaczenie brzmi: jesteśmy zagonieni,
zapracowani, nie ma czasu na modlitwę.
Ale chyba to znaczy, że modlitwa nie jest dla
nas taka ważna. Opanował nas pośpiech działa-
nia, mówienia, organizowania, załatwiania, budo-
wania. Uważamy, że tylko z tego będziemy rozli-
czani - i teraz, i kiedyś na końcu świata. Nie
potrafimy zbudować tego przęsła myślowego, że
tylko dzięki modlitwie to, co robimy, będzie lep-
sze, wartościowsze - że tego będzie więcej. To za
dalekie na naszą wyobraźnię. My chcemy mieć
już, natychmiast efekty - uważamy wciąż, że mo-
dlitwa wstrzymuje nas w biegu, opóźnia nasze
wyniki.
208
30. niedziela zwykła
„Dziękuję Ci,
że nie jestem jak inni ludzie"
Nie porównuj się z innymi ludźmi. Po prostu
nie wiesz, ile oni otrzymali, a ile ty otrzymałeś.
Może dlatego przewyższasz ich, bo ty więcej
dostałeś, może dlatego oni cię przewyższają, bo
oni więcej dostali.
Nie porównuj się z innymi ludźmi, bo każdy
z nas stanowi niepowtarzalną osobowość, nie-
zestawialną z nikim innym na świecie.
209
31. niedziela zwykła
„Do grzesznika poszedł w gościnę'
Bardzo wiele działo się w życiu Jezusa pod-
czas posiłków. Podczas posiłku u Szymona Trę-
dowatego przyszła grzesznica, łzami obmywając
Jezusa stopy. Podczas posiłku Zacheusz oświad-
czył, że połowę swojego majątku oddaje ubogim.
Podczas posiłku w Betanii u Łazarza Maria na-
maściła nogi Jezusa. Podczas posiłku w Wieczer-
niku, na krótko przed swoją śmiercią, Jezus usta-
nowił wspólne spożywanie chleba i wina jako
pamiątkę swojej męki, śmierci i zmartwychwsta-
nia, l tak nasz Najświętszy Sakrament dokonuje
się przy stole jako wspólne spożywanie.
Nasze wizyty, nasze w dom przyjście. Nasze
gościny. U sąsiadów, u przyjaciół, z okazji imie-
nin, urodzin, z okazji świąt, bez okazji. U rodziny,
u znajomych, u bliskich i u dalekich. Nasze wspól-
ne przebywanie, nasze wspólne siedzenie przy
stole, nasze ucztowanie - oby choć w części
przypominały tamte spotkania Jezusowe, oby nie
były ich parodią.
210
32. niedziela zwykła
„Dzieci tego świata'
A był czas naszej gorliwości. A był czas za-
chwytu, podziwu, kiedyśmy słuchali, czytali Sło-
wo Boże z uczuciami odkrywcy nowych światów.
Był czas naszej gorliwości, kiedyśmy byli gotowi
sprzedać wszystko, co mamy i i kupić ona rolę,
w której znaleźliśmy skarb ukryty-najpiękniejszą
perłę Królestwa Bożego. Był czas naszej gorli-
wości, kiedy nam, wpatrzonym w naszego Mis-
trza, wystarczały jedne sandały na nogach i jedna
suknia na grzbiecie, kiedyśmy za nic mieli nie-
pewną naszą przyszłość, chorobę, starość nas
czekającą. Był czas naszej gorliwości, gdyśmy
byli wspaniali, kiedy nie było dla nas spraw trud-
nych czy niemożliwych do wykonania, jeżeli tylko
uważaliśmy je za dobre, gdyśmy nie liczyli się
z czasem, ale szeroką ręką, bezinteresownie słu-
żyli ludziom, nie patrząc, czy otrzymamy coś za to,
czy nie. Był czas naszej gorliwości.
A teraz sami nie wiemy, w jaki sposób znaleź-
liśmy się na drodze wiodącej do Emaus i rozma-
wiamy bez końca o swoich interesach, o swoich
pieniądzach, o swoim stanowisku i o swoim zdro-
wiu. Sami nie wiemy, kiedy odkryliśmy urok po-
siadania pieniędzy, rzeczy, ludzi. Teraz jesteśmy
już przekonani, że trzeba żyć jak wszyscy. Że
trzeba mieć dach nad głową, i to mocny dach, że
211
trzeba mieć pozycję w życiu, i to mocną pozycję.
Choć przyznajemy, że jakoś inaczej chcieliśmy,
że miało być wszystko pięknie. Ale nie mamy
zamiaru wrócić do Jerozolimy. Patrzymy na lata
młodości jak na dziecinne wybryki, dziecinne
marzenia.
Dlatego prosimy Cię, Jezu, podejdź do nas
idących do Emaus, jak do tamtych uczniów, mów
do nas, tak jak do nich mówiłeś. Otwórz nam oczy,
byśmy widzieli, jak dawniej widzieliśmy, otwórz
nam uszy, byśmy słyszeli melodie wszystkich
światów, jak dawniej słyszeliśmy. Zaproś nas do
stołu, byśmy poznali Cię przy łamaniu Chleba, by
serca nasze zapałały dawną gorliwością, byśmy
poszli z Tobą w świat w jednych sandałach i wjed-
nej sukni, szczęśliwi, że możemy kochać Boga
i kochać ludzi.
212
33. niedziela zwykła
„Jaki będzie znak,
gdy się to dziać zacznie"
Biada ci, jeśli wiesz więcej. Biada ci, jeśli
ostrzej widzisz. Biada ci, jeśli głębiej czujesz.
Jeszcze pocierpisz od mędrków, którzy cię będą
uczyli jak myśleć, patrzeć, słuchać, mówić, czy-
tać. Jeszcze usłyszysz nieraz, żeś głupi, a przynaj-
mniej, żeś niepraktyczny, nierealny, idealista. Je-
szcze sobie skrzydła obtłuczesz o klatkę, w którą
cię wsadzą. Jeszcze sobie ręce poranisz o więzy,
którymi cię spętają.
Ale jakież byłoby twoje życie, gdybyś był inny.
l dlatego-dziękuj Bogu, jeśli potrafisz więcej wi-
dzieć, czuć, wiedzieć.
213
34. niedziela zwykła
„Jezu, wspomnij na mnie'
A naprawdę, nikt ci nie może odpuścić grze-
chów - ani ksiądz, ani Jezus Chrystus, ani sam
Bóg - jeżeli nie będziesz żałował.
A naprawdę, nie potrafisz żałować, jeżeli Bóg
nie natchnie cię do żalu.
A naprawdę, od ciebie zależy, czy przyjmiesz
łaskę pokuty.
A naprawdę, zbawienie twoje zależy od twojej
dobrej woli.
214
Wszystkich Świętych
.Królestwo niebieskie*
Święto zmarłych. Święto naszych zmarłych.
Przychodzimy do nich - jak kiedyś, w dzień ich
imienin czy urodzin-odświętnie ubrani. Granica
pomiędzy nimi a nami zaciera się. Jesteśmy jedną
społecznością żyjących duchów.
Przychodzimy do nich - jak dawniej - z kwia-
tami, symbolem naszej ku nim miłości. Przynosi-
my im w prezencie świece - symbol naszej modli-
twy. To, czego od nas najbardziej oczekują, o co
proszą.
Święto naszych zmarłych - święto nasze.
Święto naszej wspólnoty ludzkiej, z której część
już po tamtej stronie, część po tej, w oczekiwaniu
na przyłączenie się do życia wiecznego.
v 215
7TWOJ
RÓŻANIEC
CZĘŚĆ PIERWSZA - RADOSNA
1. ZWIASTOWANI E
Zwiastowanie. Powołanie. Do zawodu. Do działa-
nia. Do milczenia. Do krzyczenia. Do modlitwy.
Powołanie do wyjścia naprzeciw. Do podania
219
ręki. Do uśmiechu. Do dobrego słowa. Do sprze-
ciwu. Do protestu. Do ofiary. Do poświęcenia się.
Powołanie do czegoś, co przekracza twoje wy-
miary - wymiary, które nałożyłeś sobie: które
nałożył ci twój strach przed przeszkodami, strach
o utratę tego, do czegoś doszedł, czegoś się
dotąd dorobił, coś zyskał, coś posiadł, do czegoś
się przyzwyczaił, co nałożyło ci twoje lenistwo,
niechęć do wysiłku, do trudu. Zwiastowanie.
Otworzenie oczu na to, czegoś dotąd nie dostrze-
gał, chociaż tyle razy obok przechodziłeś. Otwo-
rzenie uszu na to, co tyle razy słyszałeś, ale nigdy
dotąd to do ciebie nie doszło. Uwrażliwienie serca
na to, co się wokół ciebie dzieje, a co cię dotąd nie
obchodziło, czym się nie interesowałeś. Ale to jest
dopiero propozycja. Boty możesz odpowiedzieć:
„Nie". Możesz nie chcieć słyszeć, nie chcieć
zauważać. Możesz odwrócić głowę. Z lenistwa.
Z wygodnictwa. Z przyzwyczajenia. Wykręcić się,
że nie masz czasu. Że nie masz już czasu. Że
szkoda, że nie przedtem, że nie potem, że ow-
szem, kiedy indziej, w innych warunkach, w lep-
szych układach, w lepszych czasach. Wtedy bar-
dzo chętnie. Ale teraz niech ci nikt nie zawraca
głowy. Bo już się ustawiłeś. Jesteś przygotowany
do czego innego, l szkoda rezygnować z dotych-
czasowego dorobku. Trzeba się zająć tym, co
pewne, nie ryzykować w ciemno. A więc pozostać
w dotychczasowych ramach, gdzie się wie dobrze
o której śniadanko, o której obiadek, o której
kolacyjka, kawka. Gdzie wiadomo, u kogo można
pogadać spokojnie, posiedzieć, poopowiadać.
Może nawet kiedyś zdecydujesz się na zmianę,
jak ci się to wszystko dostatecznie znudzi, jak
220
wygasną źródła dochodów, jak się nie będzie już
więcej nic opłacało. Na razie na to nie wygląda.
Interes prosperuje znakomicie. Zresztą nawet
gdyby się coś zmieniło, to nie wiesz, czy ci na to
przyjdzie ochota. Przecież do heroicznych cnót
nie jesteś powołany. Bohaterem nigdy nie chcia-
łeś być. Pomników nie żądasz ani teraz, ani po
śmierci. Czas zresztą dość szybko leci i już chyba
pozostaniesz w tym porcie zakotwiczony na za-
wsze. Choć przyznajesz, że czasem zrywa się
w tobie tęsknota za dalą. Żeby zaryzykować. Roz-
piąć żagle i popłynąć w daleki świat. Poznać
jeszcze, póki czas, nieznane lądy, morza, góry,
światy. Jeszcze raz poderwać się, do czego cię
Bóg powołuje. Póki jeszcze czas. Póki jeszcze
czas przyjąć zwiastowanie.
2. NAWIEDZENIE ŚW- ELŻBIETY
Poczucie obowiązku. Odpowiedzialności za ko-
goś, za coś. Bo ktoś czeka. Ktoś liczy. Ktoś się
221
spodziewa pomocy. A nawet gdy nie na ciebie
czeka, gdy nie na ciebie liczy, bo nie ma do tego
żadnego prawa, a ty nie masz wobec niego żadne-
go obowiązku - ale gdy on potrzebuje pomocy?
Oczywiście możesz odpowiedzieć, że wokół nie-
go są ci, którzy mają zobowiązania wobec niego,
którzy powinni mu służyć pomocą. Ma swoich
krewnych, przyjaciół, ludzi, którym pomagał, któ-
rzy mają wobec niego długi wdzięczności. Oni
biorą odpowiedzialność za to, co się stanie. To
będzie ich sumienie obciążało, a nie twoje. To nie
twoja sprawa, ciebie to nie dotyczy, ciebie to nie
powinno obchodzić. Ale jeżeli ten człowiek coraz
bardziej potrzebuje pomocy? Twierdzisz, że to
byłoby popieranie lenistwa tych, na których spo-
czywają obowiązki wobec niego, że to byłoby
wbrew sprawiedliwości, że to byłoby wtrącaniem
się w nie swoje sprawy, że ty koniec końcem masz
dość swoich kłopotów i swoich zobowiązań,
z których się potrafisz tylko z trudnością wywią-
zać. Ale jeżeli on czeka na jakąkolwiek pomoc
i wciąż nie otrzymuje jej od nikogo? Bo on jest
w potrzebie, w odosobnieniu, w samotności. Jest
w sytuacji krytycznej. Może mu nawet nie chodzi
o jakąś pomoc materialną, ale po prostu o obec-
ność kogoś życzliwego. Nie mów, że twoja obec-
ność na niewiele przydać się może, bo to człowiek
nie w twoim wieku, że stanowicie dwa różne
światy, dwie różne epoki i nie widzisz możliwości,
abyście się potrafili ze sobą porozumieć, a tu nie
wystarczy jałmużna uśmiechu, ciepłego słowa,
a nawet serdecznej rozmowy, ale rysuje się po-
trzeba dłuższego kontaktu, pozostania przy nim,
222
towarzyszenia mu. Nawiedzenie. Bo się na końcu
okazuje, że dobroć przekracza granicę wieku,
różnic kulturalnych. Po prostu trzeba przyjść do
tego, kto jest w potrzebie. Wysłuchać go. To jest
pierwsze i najważniejsze. Dać mu się wypowie-
dzieć. Niech mówi. Niech wyleje się z niego potok
żalu, goryczy, smutku, nieszczęść, przygnębie-
nia, rozterki, krzywd, doznanych niesprawiedli-
wości. A ty słuchaj. Nic nie mów. Nie wtrącaj się.
Tylko słuchaj. Niech mówi. Może nawet wcale nie
potrzebuje twojej rady, rozstrzygnięcia. Może to
mu w zupełności wystarcza, że do ciebie mówi -
do ciebie, dobrego człowieka, który jest gotów
mu pomóc. Dopiero na końcu sam zobaczysz
jego nieporadność, zafałszowane obrazy świata,
niesłuszne oceny ludzi, niepotrzebne lęki i stra-
chy, które go opanowały, kompleksy, uprzedze-
nia, urazy, które nim zawładnęły. - Może nawet on
sam to stwierdzi, bez twojej pomocy. - Zoba-
czysz, jak mało potrzeba, żeby mogło się odmie-
nić jego życie, żeby mógł być normalnym człowie-
kiem. Tylko musisz cierpliwie rozsupływać to. co
się poplątało, wyprostować, co się pomięło, wy-
jaśnić, co się zaciemniło. To się potem okaże, że
w rzeczywistości jest to wszystko bardziej skom-
plikowane, niż ci się zdawało na pierwszy rzut
oka, ale że to nie jest niemożliwe, że da się
naprawić, załatać, uładzić, byle tylko trochę po-
mocy z czyjejś strony. Byle trochę twojego nawie-
dzenia.
223
l
3. NARODZENIE
Być matką. Przez dziewięć miesięcy nosić w sobie
dziecko. Poczuć pierwsze jego ruchy. Być uczest-
niczką tajemnicy powstawania dziecka. Urodzić.
Posłyszeć pierwszy krzyk swojego dziecka. Zoba-
czyć je. Przytulić. Karmić własną piersią. Być jego
pielęgniarką. Pocieszycielką. Niewolnicą. Żyć już
nie dla siebie. Być wciąż do dyspozycji. Na każde
zawołanie. Na każdy płacz, uśmiech. Tulić, uspo-
kajać, uciszać, śpiewać kołysanki. Gotować,
przecierać, prać, suszyć, prasować. Nosić na rę-
kach. Wciąż przemawiać i wypatrywać zrozumie-
nia na twarzy niemowlęcia. W nocy zrywać się,
nadsłuchiwać. Towarzyszyć pierwszym niepo-
radnie stawianym krokom. Pierwszym spacerom
po pokoju. Czuć kurczowy uścisk małej łapki.
Usłyszeć po raz pierwszy wypowiedziane najpięk-
niejsze słowo świata: „mama". Pierwsze: „Co
to?" Pierwsze: „Dlaczego?" Opowiadać, wyjaś-
niać, pouczać. Radzić. Uczyć wszystkiego. Licze-
224
J J
J.
nią, czytania, jedzenia, zawiązywania butów i ko-
kard, mycia rąk i zębów, porządku. Bawić się jak
dziecko z dzieckiem. Być smokiem, wilkiem, zają-
czkiem. Udawać płacz, śmiech, oburzenie, gniew.
Być matką. Poczuć pierwsze wyrywanie się drob-
nej łapki ze swojej ręki. Usłyszeć po raz pierwszy:
„Ja sam." „Nie, ty nie idź ze mną." „Nie chcę
ciebie. Odejdź. Ja sam." „Dam sobie radę bez
ciebie." „Wiem lepiej niż ty." „Co ty się znasz."
Być matką. Ucieczką. Pomocą. Opieką. Przysta-
nią, gdzie można się wyżalić, wypłakać, uciszyć,
uspokoić. Gdzie można usłyszeć słowa pociechy,
potwierdzenie egzystencji, sensu swojego istnie-
nia. Na to, żeby za chwilę patrzeć, jak dziecko
znowu odchodzi w wir życia, gdzie się walczy
o każdą piędź ziemi, o każdy kawałek chleba. Na
to, żeby w końcu coraz częściej czekać, oczeki-
wać powrotu, przyjścia, aż w późne wieczory, aż
do późnych godzin nocnych. Być odsuwaną
w coraz większą samotność. Stwierdzać swoją
niepotrzebność. Bo już samo sobie daje radę. Bo
już matka nie wystarcza. Bo już znalazło inne
źródła pociechy, pomocy. Potem już tylko zdaw-
kowe odwiedziny, życzenia z okazji urodzin
i imienin. Oficjalne wizyty. Obiady. Bo już samo -
twoje dziecko - jest matką. Bo już samo musi być
dla swoich dzieci źródłem, pociechą, przystanią,
pomocą, ukojeniem. Być matką. Pozostać w sa-
motności. Ale mimo tego wszystkiego ty jedna
wiesz, co to jest być matką. Ty jedna wiesz, jak
bardzo to jest twoje dziecko. Możesz to stwier-
dzać. Ty jedna wiesz, ile ono od ciebie wzięło. Aż
po twoje powiedzenia, twoje uśmiechy, twoje
sposoby zachowania się. Nawet się tego nie spo-
225
dziewałaś, że usłyszysz w ustach twego dziecka
zdania, które ty mu wpajałaś, od których ono
wciąż się.odżegnywało. Zobaczysz, że urządza
sobie życie według zasad, których go uczyłaś. Ze
zdumieniem i podziwem patrzysz na'swoje życie
przedłużone w twoim dziecku. Ze zdumieniem
stwierdzasz, że to twoje dzieło, twoja twórczość,
która rozpoczęła się jego narodzeniem.
4. OFIAROWANIE
Ofiarowanie. Zaufać Bogu. Oddać się Bogu. Nie
bać się. Ani teraźniejszości, ani przeszłości, ani
przyszłości. Nie bać się o siebie. Nie bać się
o swoich bliskich. Zaufać Bogu, który jest Teraź-
niejszością. Przeszłością. Przyszłością. W którym
się poruszamy, żyjemy, jesteśmy. Ze nie opuści,
nie zapomni, nie pozostawi. Zaufać Bogu, który
jest Dobrem, Sprawiedliwością, Uczciwością,
Prawem. Zaufać - być przekonanym, że tylko tak
można żyć. Zaufać - wejść na drogę życia Bo-
giem, żyć w Sprawiedliwości, Uczciwości, Praw-
dzie. Niezależnie od tego, co się wokół dzieje.
Niezależnie od tego, jak inni ludzie postępują, jak
inni ludzie twoje postępowanie oceniają. Zaufać.
Podnieść głowę. Oderwać się od siebie. Od swo-
ich strachów z czego żyć, gdzie mieszkać. Bo one
prowadzą tylko do drogi, która nie ma końca: aby
coraz więcej mieć, więcej pieniędzy, więcej rze-
czy. Aby ubezpieczać się nagromadzonymi pie-
niędzmi, nagromadzonymi rzeczami przed nie-
szczęściem, nędzą, chorobą. Aby zabezpieczyć
się przed śmiercią. Zaufać. Podnieść głowę. Na
otaczający świat. Na otaczających cię ludzi. Cie-
szyć się życiem, ludźmi, światem. Zachwycić się.
Zaangażować się. Postawić na takie życie. Zaufaj
ludziom. Nie wszyscy są groszorobami, kolekcjo-
nerami tytułów i rzeczy, wyrachowanymi kupca-
mi, którzy tylko liczą, co im z tego i ile za to
dostaną. Potrafią być bezinteresowni, szczerzy,
otwarci. Możesz stawiać na ich pomoc, na ich f
przyjaźń. Zaufaj sobie, że nie jesteś taki tchórz, że
stać cię na dużo, na więcej niż dotąd zrobiłeś. Że
nie jesteś taki wypruty, wypalony, cyniczny, ze-
psuty, że jeszcze nie powiedziałeś swojego ostat-
niego słowa. Zaufaj. Szukaj ludzi, świata, a nie
pieniędzy, rzeczy, stanowisk, tytułów, godności.
Nie obliczaj wciąż, ile za co dostaniesz, ile zaro-
bisz, ile ci zapłacą za twój uśmiech, dobre słowo,
ukłon, prezent, pożyczkę, pomoc, ale żyj dla
Sprawy samej, dla Rzeczy samej. Zaufaj. Że mo-
żesz uczynić dobro. Pomagaj, gdy trzeba pomóc,
227
dźwigaj, gdy ktoś upadł, pożycz, aby poratować,
bądź uśmiechnięty, by innych nie wpędzać
w przepaść smutku, ale nie na to, by coś za to
dostać, ale tylko dlatego, że tak trzeba, że to jest
życie Sprawiedliwością, Uczciwością, Prawdą.
Podnieś głowę, a zobaczysz, ile spraw nie rozwią-
zanych, ile problemów wokół ciebie. W polu two-
ich zainteresowań. W polu twoich możliwości.
W polu twoich talentów, uzdolnień. Tak życie
przeżyć. A będą do ciebie szli ludzie jak pszczoły
do miodu. A otoczą cię kołem, aby braćztwojego
ognia, z twojego blasku. Nie będziesz samotny.
Zaufaj ludziom, światu, sobie. Swoje życie Dobru
ofiaruj.
5. ZNALEZIENIE PANA JEZUSA
Szukać utraconych lat. Zagubionej drogi. Sensu
życia. Drugiego człowieka. Szukać lat spędzo-
228
nych nieświadomie, nie wykorzystanych okazji.
Szukać wyjścia z plątaniny ścieżek, rozwiązania
w labiryncie pytań. Szukać dzień za dniem znisz-
czonych lat, ludzi, talentów, prac. Wypatrywać
przyjaciela, człowieka, który by z tobą chciał
trochę pozostać, który zechciałby cię wysłuchać,
doradzić, pokierować, a przynajmniej uśmiech-
nąć się do ciebie. Wypatrywać go wśród ludzi
zajętych swoimi kłopotam i, sprawami. Nadsłuchi-
wać głosu znajomego, bliskiego, przyjaznego,
serdecznego, ludzkiego. Czekać, gdy dzień za
dniem się wlecze i nic nie zapowiada, że coś się
zmienić może. Szukać zagubionej swojej drogi.
A przecież był czas, gdyś szedł w słońcu. Wiedzia-
łeś, po co żyjesz. Miałeś wokół siebie ludzi, miałeś
przyjaciół, l sam nawet nie umiesz sobie wytłuma-
czyć, jak do tego doszło, że to wszystko straciłeś.
Wyszedłeś na jakieś manowce. W jakieś podejrza-
ne labirynty. Uwiodły cię jakieś złudy, półidee,
półprawdy. Zdawało ci się, że odkrywasz nowe
światy, l tak coraz bardziej grzązłeś. Na to, żeby
wreszcie zobaczyć ze zdziwieniem, z przeraże-
niem, że ręce masz puste, że tyle lat już poza tobą,
a ty wciąż gdzieś na początku drogi, że tyle czasu
zmarnowałeś na niepotrzebną błąkaninę. Że twoi
koledzy, przyjaciele, rówieśnicy mają jakieś osią-
gnięcia, zdobycze, a ty dopiero właściwie zaczy-
nasz, gdy w twoim wieku to wszystko powinno
być już poza tobą. Gdyby można jeszcze raz
rozpocząć życie od nowa, a przynajmniej móc
cofnąć się o parę lat, żeby naprawić błędy, wy-
prostować ścieżki, uratować godziny utracone na
niepotrzebnym gadaniu, szukaniu, błądzeniu.
229
A tymczasem wciąż te same ulice, te same domy,
ci sami ludzie z przyklejonymi kartotekami na
swoich twarzach. Te same uśmiechy, te same
„dzień dobry" i „do widzenia", które nic nie
znaczą, które nic nie mówią. Czekanie na odno-
wę, na zmianę, na przemianę, na objawienie.
A tymczasem płynie dzień za dniem, miesiąc za
miesiącem i czujesz, jak coraz bardziej tępiejesz,
coraz bardziej nie wierzysz, żeby się jeszcze coś l
mogło zmienić. Ale resztką twojego ludzkiego
sumienia nie chcesz się zgodzić na takie życie.
Ale resztką twojej wrażliwości wierzysz, że tak nie
pozostaniesz do końca, do śmierci, że jeszcze coś
się stanie w twoim życiu, że nie powiedziałeś l
jeszcze wszystkiego, że w tobie są jeszcze możli-1
wości nie wykorzystane, siły, które drzemią l
w oczekiwaniu na spełnienie, l znaleźć jak drach-l
me. Zobaczyć, jak krzak gorejący. Usłyszeć, jaki
śpiew anielski. Zupełnie niespodziewanie, kiedyl
zostały wyczerpane wszystkie możliwości, gdy l
wygasła cała nadzieja, gdy skończyła się cierpli-
wość, l być znaleziony jak zbłąkana owca. Przytu-
lić się i słuchać, jak tłucze się serce z radości.
Z postanowieniem, że już nigdy więcej, że za
żadną cenę, że z nikim i do nikogo. A tylko z Tym,
który jest Prawdą, Drogą, Życiem pozostaniesz na
zawsze, gdyś doznał jeszcze raz łaski znalezienia.
230
CZĘŚĆ DRUąA - BOLESNA
1. MODLITWA W OGRÓJCU
Przeczucie nieszczęścia. Nie tylko przeczucie.
Już widzisz, jak nadciągają na horyzoncie ciężkie
chmury. Przelatują pierwsze błyskawice, z daleka
231
nadciąga odgłos gromu. Zamknąć się w pokoju,
zasunąć kotary, zapalić światło. Przeczekać bu-
rzę, udając, że się o niej nic nie wie, że się jej nie
dostrzega, że jest ona nieważna. Ale widzisz, że to
jeszcze gorzej. Za samotnie jest w zamkniętym
mieszkaniu. A na ulicach już nie ma ludzi, wymiótł
ich strach przed zbliżającą się ulewą. Zapóźnieni
przechodnie w pośpiechu przebiegają ulice, byle
zdążyć do domu zanim spadną pierwsze krople.
Do ciebie już nikt nie przyjdzie. Wyglądasz z utę-
sknieniem, z tajoną nadzieją, że ujrzysz jakąś
znajomą sylwetkę, że usłyszysz dzwonek do
drzwi, że wpadnie do ciebie ktoś bliski, śmiechem
pokrywając utajony lęk. Ale wiesz, że to złuda. Do
ciebie już nikt nie przyjdzie. Przecież to nad tobą
gromadzą się chmury. To nad twoim domem
rozsiadła się burza. Pozostałeś sam, jak trędowa-
ty, od którego odsunęli się nawet najbliżsi. Kto
chce być świadkiem nieszczęścia? Każdy woli
odejść do swoich interesów. A przecież to była
wasza wspólna sprawa. A przecież oni w niej
uczestniczyli w równej mierze z tobą. Tylko jakoś
tak się dziwnie stało, że ty zostałeś na placu, a oni
zniknęli. l teraz w ciebie uderzą wszystkie gromy,
a oni będą tylko biernymi świadkami tego, co się
z tobą stanie, a może nawet przejdą na stronę
twoich przeciwników. A przecież to nie był twój
prywatny handel, ale chodziło ci o ludzi, o rozsąd-
ne działanie w imię Sprawiedliwości, o sprawę.
Czas Ogrójca. Wizja konsekwencji, jakie cię cze-
kają za twoje życie. W końcu naraziłeś się. Prze-
kroczyłeś miarę cierpliwości tych, którzy ze swo-
232
jego piedestału przyglądali się twoim poczyna-
niom, którzy twoje postępowanie ocenili jako
zamach na nich samych, jako próbę zagarnięcia
władzy przez ciebie. Czas Ogrójca. Nocne stra-
chy, lęki, niepokoje, rozterki, szarpanina. Czy
może chciałbyś, gdyby to tylko było możliwe,
przekreślić to, co mówiłeś, to czego dokonałeś,
czy chciałbyś się z tego wszystkiego wycofać,
w co się wplątałeś. Czy chciałbyś zaprzeczyć
temu, co twierdziłeś. Może jest jeszcze czas.
Spróbuj, może ci się jeszcze uda. Idź jeszcze tej
nocy. Prywatnie, po kryjomu, do tych, którzy
przygotowali na ciebie zamach, którzy chcą się
teraz na tobie zemścić. Przeproś. Błagaj o przer
baczenie, ułaskawienie, o zapomnienie. Może się
jeszcze nad tobą ulitują i nad twoim strachem.
Przyobiecaj, że odwołasz wszystko, coś dotąd
głosił. Wytłumacz, że ci o co innego chodziło, że
zostałeś źle zrozum iany, że przecież jest wszystko
w porządku i nie ma mowy o jakiejś niesprawiedli-
wości, i wszyscy mają się dobrze, i są jak najbar-
dziej zadowoleni, i nikt o niczym innym nie marzy,
jak o tym, by wszystko pozostało tak jak jest na
swoim miejscu. Czy naprawdę chcesz się zaprzeć
tego, co głosiłeś? Twój czas Ogrójca.
233
2. BICZOWANIE
Uderzenie po uderzeniu. Nic ci się nie udaje. Nie
układa się. Fatalne zbiegi okoliczności. Same
rozczarowania, zawody. Przede wszystkim co do
ludzi. Proszeni o pomoc wykręcają się. Nie do-
trzymują słowa. Nie wywiązują się z obietnic.
Wykłamują ci się w oczy. Udają zajętych, zafraso-
wanych. Chcą się ciebie pozbyć. Wyłgują się.
Rozmawiają z tobą w przelocie. Nie mają dla cie-
bie czasu, nawet aby cię wysłuchać. Opowiadają
długo i szeroko, ile mają pracy, co jeszcze muszą
załatwić. Polecają zgłosić się później. Mówią, że
to właściwie od nich nie zależy, że trzeba by do
kogo innego się z tym udać. Ale do kogo, to sami
dokładnie nie wiedzą. Nie orientują się dobrze
w tej sprawie. A ty stoisz na nogach z waty. Boisz
się, żebyś nie upadł. Chcesz zachować jakąś
postawę naturalną, ale czujesz, jak ci ramiona
opadają i jesteś wyraźnie zgarbiony. Starasz się
zachować normalny uśmiech, ale wiesz, że ci się
234
twarz zapada. Przechodzą przez ciebie fale zimna
i gorąca. Potakujesz. Mówisz: rozumiem, tak jest,
oczywiście, z pewnością. Choć ci jest niedobrze,
żołądek podchodzi do gardła. Wypychasz z siebie
te słowa z największym trudem, żeby tylko coś
powiedzieć, żeby mogli zachować resztkę swojej
godności. Nie potrafisz się doczekać, kiedy wre-
szcie się ta rozmowa skończy, kiedy się skończy
ta męka biczowania. Już nieludzkim wysiłkiem
zdobywasz się na coś, co się nazywa w potocznej
mowie uśmiechem, ale wiesz, że to nie jest
uśmiech, tylko grymas kościotrupa. Pozostajesz
sam, oparty o ścianę, z szumem w głowie, wyjało-
wiony ze wszystkiego, z bezradnością dziecka,
które nie wie, w jaką stronę iść, by dojść do domu.
Przekonujesz się po raz któryś, choć nie chciało
ci się w to wierzyć, że jesteś przegrany, spalony.
Wszyscy wolą być od ciebie z daleka, l tak spotka-
nie za spotkaniem, rozmowa za rozmową. Przyja-
ciel za przyjacielem. Dzień za dniem. Nie widać
końca. Biczowanie. Uderzenie za uderzeniem
spada na ciebie przywiązanego do słupa niemoż-
ności, omdlewającego pod kolejnymi razami
z bólu, z rozpaczy, ze wstrętu, z obrzydzenia do
ludzi, do siebie, do lostu, który ci zgotowano.
Biczowanie. Poszturchują cię. Gardzą. Patrzą po-
gardliwie. Uśmiechają się ironicznie. Są niezado-
woleni z ciebie. Nie kryją się z tym. Dają ci to do
zrozumienia. Mówią ci o tym wprost. Pouczają.
Zwracają uwagę. Napominają. Ostrzegają. Grożą.
Karzą. Wygłaszają moralizatorskie kazania. To
gorsze niż awantury. Bardziej upokarzające niż
nagany. Tłumaczą, jak powinieneś postępować,
jak oni sobie ciebie wyobrażają i twoje postępo-
235
wanie. Biczowanie. Nikt nie potwierdza ani jed-
nym słowem twych osiągnięć. Niewątpliwych za-
sług. A przecież ty chciałeś jak najlepiej. Starałeś
się, jak tylko mogłeś. Zarzuty, które padają, są po
prostu niesłuszne. Plotki. Bajki. Oszczerstwa.
Może tam jest też jakaś część prawdy, ale nie-
współmierna do tego. co ci zarzucają. To. co
słyszysz, jest po prostu krzywdzące. Niesłuszne.
Niesprawiedliwe. Biczowanie. Milczysz. Bo
wiesz, że czekają tylko na to, żebyś się zaczął
bronić. Bo milczenie to jedyny sposób, by zacho-
wać resztkę swojego człowieczeństwa w tym cza-
sie biczowania.
3. CIERNIEM KORONOWANIE
Stoisz przed gawiedzią. Siedzą przy zastawio-
nych stołach, opowiadają dowcipy, śmieją się,
a ty stoisz przed nimi. Zmęczony, samotny, prawie
nie zauważony patrzysz na ich zadowolone miny,
na ich piękne ubrania, na ich bogatą zastawę. Bez
zazdrości, tylko że ty masz tyle trosk na głowie.
Tyle niepokojów, problemów nie wyjaśnionych,
wątpliwości. Jeżeli cię zauważą, to na to. aby
236
J
z ciebie uczynić przedmiot dowcipów. Żeś taki
idealista, żeś taki naiwny. Czy nie oni mają rację,
ci którzy rozmawiają o zaletach swoich samocho-
dów oraz kto gdzie zajął jakie stanowisko i ile
zarabia. Czy nie one mają rację. Te dziewczęta -
kobiety, które nie wychodzą poza świat najnow-
szej mody, albo informacje gdzie można taniej
i lepiej zaopatrzyć swoją kuchnię. Czy nie one
mają rację. Z ciebie zrobili sobie specjalistę od
pomagania innym. Gdy tylko pojawi się im ktoś
w polu widzenia, jakiś potrzebujący, połamany, to
posyłają go do ciebie. Mówią ci o tym z miną
dobrodziejów, jakby ci wielką przysługę wyświad-
czali. A może, gdyby ciebie nie mieli, sami podjęli-
by się tej pomocy. Bo na co były twoje wysiłki,
starania, służenia ludziom. Ile razy okazało się, że
ci potrzebujący, skrzywdzeni, nieporadni po
prostu cię naciągali, że twoimi rękami wybierali
dla siebie upieczone kasztany. Zawracali ci gło-
wę. Zabierali twój czas. Wykorzystywali cię. Ile
pieniędzy pożyczyłeś na zawsze. Potem na ulicy
udawali, że cię nie widzą. Czy było naprawdę
potrzeba twojej dobroci. Czy naprawdę przydały
się na coś rozmowy prowadzone w późne noce.
Gdyby tak zliczyć te godziny spędzone nasłucha-
niu, na rozmawianiu, na łataniu, spinaniu, zszy-
waniu, łagodzeniu, wygładzaniu, na załatwianiu
za nich spraw, na wykonywaniu za nich robót. To
byłyby już nie na dnie, nie tygodnie, ale grube
miesiące, lata nawet. Sens twojego życia. Sens
takiego życia. Czy naprawdę pomogłeś tym, któ-
rym pomagałeś. Czy naprawdę oni bez twojej
pomocy nie daliby sobie rady. Został ci po nich
tylko zbiór listów, które w końcu trzeba wyrzucić
237
i kilka kartek z życzeniami świątecznymi, które od
paru lat już zupełnie przestały przychodzić. Cza-
sem nawet spotykasz twoich podopiecznych.
Tych, którym życie wtedy ustawiałeś i, jak sądzi-
łeś, ustwiłeś w sposób ostateczny. Właściwie nic
się nie zmieniło. Mają nieodmiennie swoje kłopo-
ty. Trochę inne niż za twoich czasów. Może ktoś
inny je im rozwiązuje, czy sobie sami rozwiązują.
W każdym razie ty nie jesteś im już potrzebny.
Rozmawiają jeszcze serdecznie, ale już obco.
Nawet obiecują zadzwonić, przyjść, ale nie przy-
chodzą. O pieniądzach, które im pożyczałeś, już
nie wspominają. Ale następni przychodzą do cie-
bie nieprzerwanie. Słuchasz, co mówią, wysłu-
chujesz ich skarg, kłopotów. Usiłujesz wynaleźć
jakieś rozwiązanie, wydłubać ze siebie jakiś po-
mysł, poderwać się, by im ze swojego smutku,
zniechęcenia dać trochę optymizmu, pogody, ra-
dości, ufności, której sam już nie masz od dawna.
Tłumaczysz, wyjaśniasz, prosisz. Nie wytrzymu-
jesz, wybuchasz. Trzymasz się resztkami nerwów,
żeby nie dać się ponieść fali gniewu, która w tobie
narasta. Znowu gaśniesz rozżalony. Jesteś tylko
zmęczony, znużony, w poczuciu trwonionego
beznadziejnie czasu, l nie widać zmiany. Masz
tyle swoich kłopotów, nie rozwiązanych proble-
mów, a nikt się nawet o to nie zapyta. Każdy
uważa, że sam sobie znakomicie dajesz radę. A ty
nie masz na swoje sprawy czasu. Wiesz, że nie
będzie inaczej. Ludzie będą wciąż przychodzili.
A ty będziesz spinał, łatał, leczył, zalepiał, głaskał,
pocieszał. Popędzany przez nich. Będziesz wciąż
dla nich pocieszycielem, nauczycielem, doradcą,
wzorem. Ostoją ich kłopotów, problemów, które
238
z rozpaczą w duszy będziesz usiłował jakoś roz-
wiązać. Nie wierząc w to, co robisz. Pomagając
innym, choć sam potrzebujesz pomocy. Pocie-
szający innych, choć sam potrzebujesz pociesze-
nia. Prowadzący innych, choć ty sam stoisz spęta-
ny, cierniem ukoronowany.
4. DRQGA KRZYŻOWA
Niewygodnie. Boleśnie. Każdy krok z najwię-
kszym wysiłkiem. Tylko byle nie upaść, ale iść,
dalej. Ostrożnie, metr po metrze. Pod stopami
ostry żwir, na ramionach ugniatający ciężar two-
jego krzyża. Twoich obowiązków. Codziennego,
beznadziejnego zmęczenia. Jak zwierzę w jarz-
mie. Bez możliwości wyboru. Bez żadnej per-
spektywy na zmianę. Takie jest twoje życie. Z tego
składa się twój powszedni dzień. Ten sam co-
dzienny rytm czynności w miejscu pracy. Ten sam
codzienny rytm czynności w domu. Przygotowy-
wanie posiłków, zmywanie, ścielenie łóżka,
sprzątanie, porządkowanie, układanie, odnosze-
239
nie, przynoszenie, robienie zakupów, kilometry
odkładane twoimi nogami w beznadziejnym, co-
dziennym dreptaniu, tysiące szczegółów, dro-
biazgów, głupstw prawie, które ci zastawiają cały
horyzont, zajmują czas. Wreszcie praca zawodo-
wa. Parodia służby anonimowemu bliźniemu, na-
rodowi, ludzkości, której wcale nie widać poza
stosami papierków, maszyn, spraw do załatwie-
nia. A ty wciąż musisz być spokojny, pogodny,
opanowany. Czy tak ma wyglądać twoje życie?
Czy tak ma wyglądać twoja miłość? Czy twoja
miłość musi być aż tak rozmieniana na drobne, że
znika zupełnie? Twoja droga krzyżowa. Wrzaskli-
wy terkot budzika. Jedyne marzenie, prośba, bła-
ganie katorżnika, żeby można jeszcze na chwilę,
na maleńką chwilkę przyłożyć głowę do poduszki.
Żeby jeszcze na małą chwilkę można było za-
mknąć oczy. Żeby jeszcze na moment można było
zapomnieć o tym, co cię czeka. Ale dobrze wiesz,
że to nie zostanie ci ofiarowane, ta łaska cię nie
spotka. Bat obowiązku uderza cię boleśnie. Nie-
przytomne zwlekanie się z pościeli, niechęć
otworzenia oczu, wreszcie zajęcie pozycji piono-
wej. Obrzydzenie do powstającego dnia. Wstręt
do życia, które cię czeka. Ruchy jak we śnie
somnambulicznym. Zwolniony tok myślenia.
Czas podawany przez spikera radiowego popę-
dza cię do przyspieszenia czynności ubierania się
i mycia. Narasta pośpiech przekształcający się
w panikę w obawie przed spóźnieniem. Śniada-
nie, którego smaku prawie nie czujesz, które staje
w gardle. Wzdrygasz się na samą myśl przed
dniem, w który wchodzisz. Wreszcie wyjście z za-
duchu domu w smród spalin, w uliczne szaleńs-
240
two samochodów i ludzi spieszących się. Jeszcze
się bronisz. Ale już cisną ci się do głowy sprawy,
które czekają na ciebie od wczoraj. Jeszcze je
instynktownie odsuwasz od siebie. Jeszcze przy-
najmniej chcesz mieć spokojną drogę do pracy,
ale już szukasz rozwiązań, sposobów, ścieżek, jak
załatwić, jak rozwikłać trudności, które się poja-
wiły i na które, zdawałoby się, nie ma rady. Jesz-
cze chcesz pozostać w spokojnym bezruchu, ale
już cisną ci się do głowy sformułowania, pomysły,
sposoby ujęcia. Jeszcze patrzysz na przewalający
się obok ciebie ruch, ale myślami jesteś już na
twoim stanowisku roboczym. Rozpędzający się
dzień. Podniecenie ranne. Jesteś już rozbudzony,
sprężysty. Pierwsze „dzień dobry" z koleżankami
i kolegami, pierwsze uśmiechy. Zabierasz się do
swojej pracy. Aż sam się sobie dziwisz, skąd tyle
w tobie optymizmu, pogody, pewności siebie -
ufności, że wszystko będzie bardzo dobrze. Aż po
paru godzinach oprzytomni cię ból w boku, drże-
nie rąk, narastające zdenerwowanie, rozdrażnie-
nie, l poczujesz, że jesteś bardzo zmęczony. Po-
tem już tylko dobijanie na siłę do momentu, gdy
wskazówka na zegarze pozwoli zakończyć ten"
jeszcze jeden odcinek twojej drogi krzyżowej.
241
5. UKRZYŻOWANIE
Już nic nie można robić, już nigdzie nie można
iść, już o niczym nie można myśleć. Można tylko
cierpieć. Przybite ręce i nogi, głowa w cierniowej
koronie. Czas choroby. Bezwład rąk i nóg, ból
głowy rozsadzający czaszkę. Twoja samotność.
Odciętego od otaczającego świata przez choro-1
bę. Łapiesz z trudnością powietrze. Jesteś wciąż l
mokry, spocony, lepki, obrzydliwy dla siebie są-1
mego. Usiłujesz przewrócić się na bok. Nie mai
jednego nie bolącego miejsca na tobie. Każda l
kość, każdy mięsień. Wszystko cię boli. Nie mo-1
żesz spać, nie możesz myśleć. Nie możesz nie l
myśleć. Przewalają się przez twoją głowę bezład-1
ne wspomnienia. Drażni cię każdy hałas, głos, l
muzyka, stuk, szum, drażni cię każdy szczegół, l
który nie jest taki, jak byś chciał, każda uprzej-l
mość i każda nieuprzejmość, przyjście i nieprzyj-1
ście. Nie możesz znieść ludzi, którzy wokół ciebie l
się kręcą, którzy się tobą opiekują, którzy ci[
242
powinni pomagać, a właściwie tylko cię denerwu-
ją. Jesteś coraz bardziej przekonany, że są brutal-
ni, bezwzględni, niedelikatni, uparci, złośliwi,
a przynajmniej nieczuli. Nie zdają sobie sprawy
z tego, co ty cierpisz. Drażnią cię odwiedziny
przyjaciół. Bo przychodzą z grzeczności. Patrzą
na ciebie z wyżyn swojego czerstwego zdrowia.
Przesuwają się przez twój pokój zajęci swoimi
bieżącymi sprawami, ledwie cię dostrzegając. Za-
chowują się bezceremonialnie, nie zauważając
prawie twojego cierpienia. Zaczynają od pytań
o twoje zdrowie i samopoczucie, ale najwyraźniej
nie interesuje ich to zupełnie, choć może niektó-
rzy, z trudem zresztą, usiłują zrozumieć sens
swojego pytania, a nawet wczuć się w twoją
sytuację Łazarza leżącego u ich stóp. Zaraz prze-
chodzą do swoich spraw, opowiadają niezmordo-
wanie o swoich kłopotach, zapytując cię o radę,
zdanie, stanowisko, prosząc o pomoc, o interwe-
ncję. Tak jak gdyby nic się w twoim życiu nie
zmieniło, jak byś był tym samym co przedtem.
Słuchasz tego nie mogąc zupełnie zrozumieć,
o co im chodzi. Głowa ci pęka, masz mdłości,
zaschnięte gardło, z trudnością patrzysz na oczy.
Usiłujesz wyjąkać jakieś słowo, skleić jakieś zda-
nie. Jeszcze coś pomóc. A równocześnie widzisz
morze swoich nie załatwionych spraw, których
przecież nie można pozostawić własnemu biego-
wi, lecz trzeba je jakoś zamknąć, uzupełnić, wy-
kończyć. Ale wiesz, że na to już za późno. Po
prostu nie zdążyłeś. Nie udało się. To, co miało
być dziełem życia - życie, które miało być wielkim
dziełem - przedstawia ci się jako bezładna kupa,
powikłany splot, którego już nikt nie będzie w sta-
243
nie rozplatać, zwinąć na osobne kłębki - jeżeli
w ogóle komuś się będzie chciało tego podjąć. Po
prostu nie zdążyłeś. Nawet o tym wszystkim nie
chcesz myśleć. Nawet na dobrą sprawę już ci na
tym nie zależy. Już cię to nie bardzo obchodzi.
Chciałbyś tylko żyć. Ale nie za wszelką cenę. Nie
za cenę bólu. Chciałbyć być znowu zdrowy. Zno-
wu chodzić po łąkach zielonych. Słuchać, jak
ptaki śpiewają. Siadywać nad strumieniem. Ką-
pać się w morzu. Jeździć na nartach. Nawet nie:
znowu, bo właściwie nie bardzo na to wszystko
było miejsce wtwoim życiu. Może w młodości. Ale
ostatnio aniś po tych lasach tak nie chodził, aniś
nad tą wodą nie siedział. Ani nad morzem latem, i
ani w górach zimą. Wciąż było na to wszystko za |
mało czasu. Wciąż w przelocie, ograniczone do
minimum, aby tylko wytchnąć, a i tak prawie |
zawsze mając w zasięgu kogoś, kim się trzeba
było zająć, opiekować. Oczywiście wciąż sobie |
obiecywałeś, że jeszcze kiedyś przyjdzie taki
okres, kiedy znajdziesz na to wszystko czas. Teraz l
wiesz, że to dla ciebie jest poza zasięgiem możli-
wości. Teraz chciałbyś już tylko więcej nie cier-
pieć. Umrzeć. Jak najprędzej umrzeć. Żeby ci ktoś |
zrobił tę przysługę. Wyświadczył tę łaskę i zadał ci
śmierć. Nie chcesz się już dłużej tak męczyć. Nie |
potrafisz dalej znosić tych bólów ukrzyżowania.
244
CZĘŚĆ TRZECIA - CHWALEBNA
1. ZMARTWYCHWSTANIE
Przywalili kamieniem oszczerstw, szyderstw twój
grób. Postawili straż. Ogłosili wszystkim, że jesteś
•pogrzebany, że twoje imię nie będzie więcej
245
wspomniane. Pokonali cię siłą, podstępem, chy-
trością i pieniędzmi. Przegrałeś. Osądzili cię. Wy-
dali wyrok i wykonali go. Zniszczyli cię. Zdarli
z ciebie całą twoją chwałą, na którą sobie zasłuży-
łeś, zagarnęli, coś zdobył w ciągu twojego praco-
witego życia. Usunęli ze stanowiska, z pozycji,
którą dotąd zajmowałeś. Odebrali ci twoich
współpracowników, kolegów, przyjaciół. Nazwa-
no cię najpierw oryginałem, potem dziwakiem, na
koniec człowiekiem aspołecznym, szerzycielem
błędnych poglądów, niebezpiecznym dla społe-
czeństwa. Twoje imię stało się w ich ustach prze-
zwiskiem. Zbrodnia została dokonana. Ty tylko
jeden wiedziałeś, że nie oni mieli rację, lecz ty.
Może jeszcze było o tym przekonanych kilka
osób, paru najbliższych przyjaciół i paru prawie
obcych ludzi, którzy pojawili się w ostatniej chwi-
li, chcąc cię uratować - ale już było na wszystko
za późno. Załatwiono formalnie, zgodnie z prze-
pisami. Zbrodniarzem jesteś ty. Ci, którzy cię
zamordowali, są w oczach prav.e zupełnie w po-
rządku. Wobec społeczności są obrońcami praw-
dy, bojownikami o dobro ogółu, którzy się po-
święcają dla służby prawa i porządku. Twój grób
opieczętowano. Zapadło milczenie, głucha cisza,
cmentarna obojętność. A jednak zmartwychwsta-
łeś. Wbrew nadziei, wbrew przypuszczeniom,
przewidywaniom, logice, prognozom, zapowie-
dziom. Żyjesz, chociaż mówili, żeś pogrzebany.
Wstałeś z grobu niepamięci, hańby, pogardy,
obojętności. Zaczynasz się znowu pokazywać
wśród ludzi. Mówią o tobie z szacunkiem, podzi-
wem, uwielbieniem. Stałeś się dla wielu młodych
ludzi bohaterem walki o prawdę i sprawiedliwość.
246
przykładem nieugiętości, wytrwałości, konsek-
wencji. To. o co ci całe życie chodziło, o co
walczyłeś, co tyle razy powtarzałeś, pojawia się na
ustach ludzi. Nawet sam nie umiesz pojąć, jak to
do nich doszło, na jakiej drodze stało się ich
własnością, jak potrafili to w tak głęboki sposób
zrozumieć. Twoje zmartwychwstanie. A zdawało
ci się, że poszedł na marne cały twój trud, jaki
włożyłeś w człowieka, któregoś jak ten Samaryta-
nin zebrał z drogi. A myślałeś, że nic z niego nie
będzie. Byłeś już pewien, że żadnego skutku nie
osiągniesz. Byłeś przekonany, że nic nie potrafisz
z niego wykrzesać. Aż ze zdumieniem dowiadu-
jesz się, aż oglądasz na własne oczy, aż słyszysz
na własne uszy, aż spotykasz go i stwierdzasz-to
odmieniony człowiek, l taki dojrzały, roztropny,
trzeźwo patrzący, a przy tym taki zapalony, zaan-
gażowany, wzięty Sprawą, którą mu kiedyś uka-
załeś, l własnym uszom nie dowierzasz. To, co on
mówi, pobrzmiewa tym, coś ty kiedyś do niego
mówił, nawet nie pobrzmiewa; on prawie dosłow-
nie powtarza to, coś ty mu mówił. Gdyś był prze-
konany, że to groch o ścianę, kiedy to wszystko
zdawało się do niego zupełnie nie docierać, kiedy
to wszystko, coś mu tłumaczył, on odrzucał
w sposób zdecydowany. Twoje zmartwychwsta-
nie. Że nie na darmo się trudziłeś, mówiłeś, tłuma-
czyłeś, walczyłeś, służyłeś, poświęcałeś się, że
słowo zostaje, przyobleka się znowu w ciało i roś-
nie w ludziach, że zostanie po tobie Dobro, że
trwa twoje zmartwychwstanie.
247
2. WNIEBOWSTĄPIENIE
Twoje „dzień dobry" i „do widzenia". Twoje „jak
się masz" i „co u ciebie słychać", „oczywiście",
„naturalnie", „masie rozumieć", „niewątpliwie",
„słusznie". Twój ukłon, podanie ręki, uśmiech na
powitanie, na pożegnanie. Twoje składanie ży-
czeń imieninowych i urodzinowych, świątecz-
nych: „wszystkiego najlepszego, powodzenia,
szczęścia". Powtarzasz to, czegoś się nauczył,
coś przyswoił, zapożyczył, podpatrzył, czego cię
nauczono, co ci wdrożono, w czym cię ukształto-
wano, wychowano, wytresowano. Twoje powta-
rzanie tych najprostszych słów, gestów. Twoje
powtarzanie tych największych słów, dotyczą-
cych spraw najbardziej istotnych twojej egzysten-
cji -sensu życia, miłości i śmierci, prawdy i fałszu,
sprawiedliwości i krzywdy. Na ile to wszystko jest
twoje własne, osobiste? Na ile potrafiłeś wydobyć
zawarte w tym treści, na ile je sobie przyswoiłeś,
i
248
przejąłeś? Na ile jest to twoim wyrazem? Czy ty
wiesz, co ty mówisz. Czy ty rozumiesz słowa,
które wymawiasz, rzeczy, którymi się posługu-
jesz, instytucje, w których uczestniczysz, bierzesz
udział. Zachowujesz się jak ich właściciel, a jesteś
tylko grubianinem niegodnym ich dotknięcia.
Wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że prześlizgu-
jesz się po powierzchni rzeczywistości, że mo-
żesz przejść przez świat nie wiedząc nic o nim ani
o ludziach, ani o sobie - nie dowiesz się, kim
naprawdę jesteś. A tu chodzi o ciebie. Żebyś
szukał określenia istoty życia, podstawowych
wartości, fundamentalnych prawd. Wniebowstą-
pienie. Ty nie jesteś pierwszy. Przed tobą już byli
tacy sami jak ty. Ty jesteś ich następcą, icYi dzie-
dzicem. Kolejnym członem tego fenomenu, który
się nazywa: ludzkość. Zmagali się ze swoją sła-
bością, ze swoją śmiercią, ze swoimi grzechami
i tęsknotą za wielkością, nieśmiertelnością, l ich,
jak ciebie, męczyła codzienność i przerażało wid-
mo starości, ogarniał smutek przemijania. Zostały
po nich skamienieliny, zastygła lawa, zasuszone
liście wzruszeń, przeżyć, doznań, przeczuć. Po-
chylaj się nad tymi ludzkimi dziełami słów, rzeczy,
instytucji, nad dziełami poezji, prozy, teatru, rzeź-
by, architektury, malarstwa. Badaj, słuchaj, ob-
serwuj, wczuwaj się. Niech pod twoim wzrokiem
zadźwięczą tamtym bólem, miłością, radością,
zachwytem, żebyś i ty ożył, rozwinął się, obudził
się, uśmiechnął się, rozkwitł, żeby otwarły się
w tobie śluzy, zaszumiały potoki, rozhuśtały się
morza, rozbłysły gwiazdy, otworzyły się nieba.
Wniebowstąpienie. Pozostały nam skamienieliny
Ewangelii, sakramentów, modlitw, hymnów, pieś-
249
ni, antyfon, litanii, obrzędów, nabożeństw wypeł-
nionych śpiewaniem, graniem, recytowaniem,
procesjami, świecami, kielichami, szatami liturgi-
cznymi, ornatami, albami. Pozostały nam święta
Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu, Wielkano-
cy, Zielonych Świątek, rok kościelny ułożony
w rytmie historii Objawienia, kaplice, kościoły
ozdobione posągami, obrazami, stiukami, plafo-
nami, kolumnami, fryzami, architrawami. Tylko
żeby się w tym wszystkim nie zgubić. Stworzyła je
wielka wiara w sens życia ludzkiego, miłość do
Tego, który się nazywa Początkiem i Końcem,
Prawdą i Sprawiedliwością, Pięknem i Miłością
i możesz ją w nich znaleźć. Ale ponieważ słabi
jesteśmy, zawsze nam grożą niebezpieczeństwa,
l zawsze są ludzie, którzy popadają w dewocję:
tak sobie upodobają samo świętowanie, nabo-
żeństwa, procesje, modlitwy, że nie potrafią wyjść
poza nie, zapominają, że one mają służyć życiu
codziennemu, by było pełne miłości. A z drugiej
strony są tacy, którzy twierdzą, że jeżeli istotna
jest miłość, to można zrezygnować z wszystkich
uroczystości, modlitw prywatnych i wspólnoto-
wych, ze Mszy świętej, z nabożeństw, że można
odrzucić świętowanie, które ich czasem już nudzi
i denerwuje, l ten błąd jest taki sam niebezpieczny
jak tamten. Bo przecież ty świętujesz na to, żeby
pamiętać o Nim, żeby być razem z Nim, żeby się
włączyć w Jego życie, uczestniczyć w Jego chwa-
le. Na to, żeby być Jego naśladowcą, by być
w życiu codziennym tak otwartym, szerokim,
wspaniałomyślnym jak On, który w niebo wstąpił.
250
3. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
To są twoje drobne wyrzuty sumienia, niepokoje,
które cię dręczą, troski. To są twoje niesmaki,
obrzydzenie do siebie samego. To są twoje prze-
rażenia, żeś się tak wygodnie rozsiadł. Żeś już taki
zadowolony. Żeś taki zbieracz pieniędzy, rzeczy,
stanowisk, godności, pochwał, splendoru, tytu-
łów, ukłonów, pozdrowień, komplementów, obja-
wów szacunku, wiernopoddańczości, dowodów
strachu. Zesłanie Ducha. Twój ból spowodowany
krzywdą wyrządzoną drugiemu człowiekowi.
Twoje wyrzuty sumienia za popełnione nieuczci-
wości, nadużycia, niedociągnięcia, za jedno sło-
wo za dużo na temat twojego bliźniego, za lekce-
ważenie słabszych, pogardę, za twardość, nieu-
stępliwość, upór w rzeczach nieistotnych, byle
tylko udowodnić swoją przewagę, swoją jakąś
rację, za wyśmianie tych, którzy mogliby ci zagro-
zić na stanowisku, którzy rywalizują z tobą na
drodze do osiągnięcia stopnia wyżej. Zesłanie
251
Ducha. To są twoje drobne radości, szczęście,
które czujesz, gdy spełnisz coś dobrego, zachwy-
ty, olśnienie, przypływy siły, energii, porywy, po-
mysły, postanowienia, odnowy. To jest nagłe
otworzenie oczu na to, co było dla ciebie niewi-
dzialne: nowe perspektywy, światy, możliwości.
To jest twoje zauważenie człowieka, którego do-
tąd nie dostrzegłeś, chociaż codziennie na niego
patrzyłeś. To jest usłyszenie człowieka, któregoś
dotąd nie rozumiał, chociaż on wciąż do ciebie
mówił, choć wciąż cię o coś prosił, choć wciąż ci
coś tłumaczył. To jest twój żal, gdy kogoś spotka-
ło nieszczęście. To jest twoja radość z powodze-
nia - osiągnięcia sukcesu, szczęścia, które kogoś
spotkało. To są twoje słowa uznania wyrażone
pod adresem obcego człowieka, znajomego, ko-
legi, współpracownika, rywala. To jest twoja od-
waga, aby powiedzieć prawdę, aby powiedzieć
„tak", jeżeli jesteś przekonany, że trzeba powie-
dzieć „tak", powiedzieć „nie", jeżeli jesteś prze-
konany, że trzeba powiedzieć „nie". To jest twoja
odwaga, by zaufać drugiemu człowiekowi, uwie-
rzyć, że to, co mówi, jest prawdą, aby postawić
na drugiego człowieka, aby go uratować przed
społecznością i przed nim samym. To jest twoja
wrażliwość, by wyczuć, co się w drugim człowie-
ku dzieje, co on przeżywa, czego się boi, czego
mu brak, o czym marzy, co może mu dać choćby
trochę radości, trochę szczęścia. To jest twoja
wrażliwość, by wyczuć to, czym żyje twoja społe-
czność, twoje pokolenie, twój naród, świat - pro-
blemy, bolączki, zagrożenia, niebezpieczeństwa,
katastrofy, kierunki, tendencje, linie rozwojowe,
252
prądy. Zrozumieć troski i niepokoje, jakie gnębią
ludzkość. Nie bać się ich widoku, szukać wyjścia,
rozwiązania, zapobieżenia, lekarstwa, ratunku,
zbawienia. Proponować rozwiązania. Włączyć
się. Zaakceptować to, co dobre, odrzucić to, co
błędne, fałszywe, do nikąd prowadzące. Odpo-
wiedzieć na potrzeby epoki. Budować nowy
świat. Świat lepszy. Piękniejszy. Wspanialszy. Pe-
łen Prawdy, Sprawiedliwości, Dobroci. Odpowie-
dzieć na Zesłanie Ducha.
4. WNIEBOWZIĘCIE
Ty tutaj musisz żyć: traktować swoje życie poważ-
nie i być zaangażowany w sprawy tego świata,
l musisz punktualnie stawiać się do pracy, i zaj-
mować się problemami, które dzień, które życie
niesie. Wysłuchiwać ludzi i brać ich na serio;
przejmować się ich kłopotami i radować się ich
radościami. Musisz załatwiać, wygłaszać, przybi-
jać pieczątki, budować, zamykać, otwierać,
253
sprzątać, jeść, ubierać się. Troszczyć się o to,
żebyś miał się w co ubrać, żebyś miał gdzie
mieszkać, żebyś miał co jeść. Ale nie zapominaj,
że to wszystko jest jakoś nierzeczywiste. Nawet
wtedy, kiedy się najprawdziwiej cieszysz, kiedy
jesteś autentycznie przerażony, zdumiony, za-
smucony, to wszystko jest choćby odrobinę „jak
gdyby". To wszystko, co się wokół ciebie dzieje,
w co jesteś zaangażowany, wciągnięty aż po
same uszy, nie jest w stanie ciebie zbić z nóg.
Wniebowzięcie. Nie ma tu na świecie powodu,
który mógłby cię przyprawić o absolutną rozpacz.
Nie ma powodu do absolutnej tragedii. Ani rze-
czy, która mogłaby ci dać absolutne szczęście.
Nie ma absolutnej straty, nie ma absolutnego
zysku. Nie ma nic stałego, niewzruszonego -
prócz samej dobroci, prócz Miłości, l gdy patrzysz
na ludzi obłędnie załatanych, zaspieszonych, za-
jętych, zapracowanych - biorących życie jakoś
całkowicie na serio, to czujesz, że właśnie to
„całkowicie" jest nieporozumieniem i obok prze-
rażenia wywołuje twój uśmiech pobłażania. Mu-
sisz mieć dystans do swojego życia: do rzeczy,
pieniędzy, które posiadasz, do ludzi, z którymi
żyjesz. Bo wszystko jest tylko czasowe. A ty jesteś
tylko przechodniem, przed którym jeszcze bardzo
daleka droga, widoczna tym lepiej, im jesteś star-
szy, l im więcej lat za tobą, tym musisz surowiej
oceniać te przeżyte lata - właśnie na ile byłeś
nieustatkowany, zachłanny, chciwy, przywiązany,
wczepiony w rzeczy, ludzi, siebie. Na ile chciałeś
dawać, obdarzać, udzielać, szafować, pożyczać,
przebaczać, zapominać, darować. Na ile łatwo to
ci przychodziło, l im więcej lat poza tobą, tym
254
bardziej masz tej drogi wypatrywać, która jest
jeszcze przed tobą: wypatrywać swojego wnie-
bowzięcia.
5. UKORONOWANIE
Pokochać. Pokochać kogoś. Pokochać coś. Iść
za siódmą górę, za siódmą rzekę, za siódmy las,
za siódme morze. Znaleźć. Jak źródło, jak kwiat,
jak chleb, jak skarb w roli, jak perłę najpiękniej-
szą. Pokochać. Być oczarowanym. Porwanym.
Zachwyconym. Zawierzyć. Zaufać. Pozostać.
Przylgnąć. Trwać. Być wiernym. Pokochać. Zaan-
gażować się. Włączyć się. Poświęcić się. Oddać
się. Siedzieć godzinami. Dzień za dniem. Tydzień
za tygodniem. Miesiąc za miesiącem. Nie żałować
siebie, nie żałować czasu, nie żałować pieniędzy.
Nie liczyć się. Nie obliczać, ile zarobisz, ile stra-
cisz, czy dobrze wyjdziesz, czy ci się opłaci.
255
Pokochać. Śmieją się z ciebie, żeś naiwny, że nie
dbasz o swoje interesy, że darmo pracujesz, że
więcej ci się należy, że cię wykorzystują. A prze-
cież - nawet gdybyś się nie spotkał z wzajemnoś-
cią. Nawet gdyby od ciebie człowiek ukochany
odszedł, zdradził cię, zawiódł, rozczarował, okła-
mał, oszukał, wykorzystał, nadużył zaufania. Na-
wet gdyby się potem przyszło rozstać. Gdybyś
musiał odejść, zerwać z nim. Nawet gdyby twoją
pracę - dzieło twojego życia- odebrano ci, zasłu-
gi przypisano komu innemu, nagrody przyznano
ludziom, którzy nic albo niewiele mieli z nią
wspólnego. Nawet gdyby pracę twoją zniszczono,
zaprzepaszczono możliwości rozwoju, szansę
rozbudowy. - To nie myśl, żeś żył na darmo. Żeś
zmarnował te godziny uniesień, ślęczenia, trudu -
bo to i tak nic z tego. Nieprawda. - Przecież tylko
miłość stanowi prawdziwą wartość życia. Praw-
dziwy sens. To, co pozostanie. Tylko tu nie ma
możliwości pomyłki. Zawodu. Rozczarowania.
Tylko te lata nigdy nie są zmarnowane, ani trud,
ani wysiłek. Bo Miłość jest jedna, jak jedno jest
Dobro, Piękno, Prawda, jak jedna jest Służba i Po-
święcenie. To, co się naprawdę liczy. Dlatego nie
daj sobie wyrwać z rąk miłości. Bo potem pozos-
tanie ci tylko troska o siebie samego. Dbanie
o stanowiska, stopnie, tytuły, nagrody, wyróżnie-
nia, godności, ordery. O wysokie honoraria, kom-
fortowy samochód, spokojny domek w miejscu
letniskowym, wygodne mieszkanie w mieście.
O estetyczne wnętrze, wytworne fotele, stare me-
ble, drogie obrazy, rzadkie kryształy. O najnowszą
lodówkę, najnowszą maszynę do mycia naczyń,
najnowszą pralkę, najnowszy adapter, najnowsze
256
radio. Pozostanie ci dbanie o siebie, o swoje
zdrowie, rozczulanie się nad każdym katarkiem,
anginką, grypką, każdą nieregularnością bicia
serca. Pozostanie ci mierzenie ciśnienia, herbatki
ziołowe, napary, okłady, szukanie sposobów na
przedłużenie swojej wegetacji w rzadkich lekach,
w znachorach, cudotwórcach. Dlatego nie daj
sobie wyrwać z rąk miłości. Bo potem pozostaną
ci tylko pieniądze. A pieniądze mają w sobie
niebezpieczny urok, obiecują wszystko. Ale naj-
pierw trzeba ich nazbierać, jak najwięcej nazbie-
rać, wszystkimi sposobami nazbierać. Kuszą mi-
rażem, że jak będziesz miał ręce pełne pieniędzy,
to dopiero wtedy będziesz mógł żyć: pracować,
poznawać, kochać, poświęcać się, być uczciwym,
porządnym, cieszyć się i smucić, że wtedy bę-
dziesz mógł też innym ludziom pomagać, zdobę-
dziesz u ludzi uznanie, szacunek, poważanie,
sympatię a nawet miłość. Ale pamiętaj, że gdy
dasz się namówić i przekonać do takiej drogi
życia, to już nic inego nie będziesz w życiu robił,
tylko będziesz zbierał pieniądze, bez wytchnienia,
wszystkimi sposobami i będzie ci ich wciąż mało.
l umrzesz, i pozostawisz po sobie bardzo wiele
pieniędzy, l umierając dopiero spostrzeżesz się,
że przeszedłeś przez życie, a nic o nim nie wiesz;
nie wiesz co to znaczy żyć, bo nie wiesz, co to
znaczy pracować, poświęcać się, smucić się,
martwić. Dopiero umierając spostrzeżesz, bo na
to cię już nie będzie stać. Bo twoim jedynym ce-
lem było zachowanie swojego życia, przedłużanie
swojego życia. A to nie jest miłość, tylko egoizm,
a to nie jest oczarowanie, tylko opętanie, a to nie
jest wolność, tylko niewola. A to jest piekło już tu
257
na ziemi. Bo są tylko dwie możliwości: miłość
albo drżenie o swoją egzystencję. Już na ziemi
zaczyna się wolność lub niewola, życie lub
śmierć. Już na ziemi można być szczęśliwym albo
nieszczęśliwym. Już na ziemi zaczyna się niebo
i zaczyna się piekło. Od ciebie zależy, co wybie-
rzesz. Życie po tamtej stronie jest kontynuacją
życia tutaj. Jest jego ukoronowaniem.
258
REKOLEKCJE
)O
CZĘSTEGO
OWTARZANIA
l
Trwać w bezruchu. Uciszyć hałas myśli. Nie
dopuszczać żadnych informacji. Odsunąć wszel-
kie wiadomości. Nie przypominać sobie. Nie pa-
miętać. Niczego sobie nie wyobrażać. Uciszyć
fale uczuć. Nie zazdrościć, nie pragnąć, nie tęsk-
nić, nie oczekiwać. Niczego nie chcieć, niczego
nie pożądać, niczego się nie bać. Niech opadnie
całe napięcie mięśni gotowych do walki, do obro-
ny, do ataku, do stawienia czoła.
Dopiero teraz zaczynam słyszeć swój coraz
spokojniejszy oddech. Dopiero teraz zaczynam
słyszeć stukot swojego serca. Powoli rodzi się we
mnie świadomość tego, że jestem. Ja jestem. Nie
z szyldem imienia i nazwiska, ale ja, słyszący rytm
swojej krwi, czujący przepływ powietrza przez
moje płuca. Ja, człowiek jeszcze istniejący.
Ty jesteś Ciszą, Pokojem, Pięknem tego świa-
ta. Ty jesteś Dźwiękiem, Melodią, Muzyką. Ty
jesteś Światłem. Kolorem. Tęczą barw, Błękitem
nieba, Złotem zachodów słońca, Zielenią traw,
Czerwienią ognia, Czernią węgla, Różowością
wschodów.
Ty jesteś Ciszą łąk. Pokojem pogodnego nie-
ba, Bogactwem Mlecznej Drogi; Wiecznością ro-
dzących się i gasnących wszechświatów.
Ty jesteś Potęgą gór, Siłą tajfunów, Nieustę-
pliwością kamienia, Bujnością lasów, puszcz, Fa-
lowaniem mórz.
Ty jesteś nieskończony, nieprzeniknięty, ta-
jemniczy, niepojęty. Nieogarniony w swojej róż-
261
norodności i prostocie, w spokoju i ruchu, w ciszy
i zawiei, wciąż inny, a zawsze ten sam. Ty przeni-
kasz cały świat i mnie. Ty jesteś jego istotną
Treścią, jak i moją - Ty, mój Bóg.
Ty jesteś Ciszą. Ja jestem rozklekotany, roz-
kojarzony, rozgadany, rozwrzeszczany, obnoszą-
cy się ze wszystkim przed wszystkimi. Proszę Cię,
ucisz mnie. Uspokój moje roztrzęsione nerwy,
przewalające się przeze mnie uczucia, rozmigo-
tane wyobrażenia, rozkołysane myśli. Uspokój
strachy, lęki. Spraw, niech się stanę ciszą, tak jak
Ty nią jesteś.
Ty jesteś Ładem. Ja jestem nieuporządkowa-
ny, rozwichrzony, rozchełstany, żyjący w ciągłym
bałaganie, z mnóstwem spraw nie załatwionych,
z mnóstwem spraw domagających się wykończe-
nia. Proszę Cię, spraw, niech się stanę ładem, tak
jak Ty nim jesteś.
Ty jesteś Światłem, Pokojem. Ja jestem mro-
kiem. Jestem na wszystko wściekły, zazdrosny
o wszystko, chciwy, drapieżny, zadziorny, agre-
sywny, nieustępliwy, uparty, cieszący się z nie-
szczęść ludzkich, zasmucony każdym ich powo-
dzeniem. Proszę Cię, spraw, niech się stanę
światłem, pokojem, tak jak Ty nim jesteś.
Ty jesteś Mądrością. Ja jestem ograniczonym,
tępym, głupim człowiekiem. Widzącym na odle-
głość własnego nosa. Sterowanym przez prasę,
radio, telewizję. Sterowanym przez własny ego-
izm, interes, chciwość, pyszałkowatość. Daj mi
głębię widzenia wszystkich problemów swoich,
ludzi i świata. Proszę Cię, spraw, bym był mądry.
262
Ty jesteś Miłością. Ja jestem wciąż wyracho-
wany, interesowny, wciąż na wszystkim i na wszy-
stkich chcę zyskiwać. Zbieram, skupuję, zabez-
pieczam się. Gromadzę pieniądze, rzeczy, god-
ności, tytuły, odznaczenia, zasługi, wdzięczność.
Aż po sam sufit, jakbym miał tysiąc lat żyć, jakbym
miał w nieskończoność żyć. Nie oddaję niczego
za darmo - ani uśmiechu, ani uprzejmości, ani
przysługi, ani pomocy. Proszę Cię-pomóż mi żyć
bezinteresownie. Bezinteresownie śmiać się
i płakać, pracować, pomagać, przyjaźnić się -
kochać.
IV
Powołałeś mnie. Do życia: do istnienia, do
działania, do tworzenia. Właśnie tu: właśnie w tym
miejscu. Teraz: w tym czasie, w tej sytuacji.
W tych okolicznościach. W tym środowisku,
wśród tych ludzi, wobec tych ludzi, dla tych ludzi.
Tak jak każdy kamień ma swój obowiązek do
spełnienia, tak jak każda kropla wody, tak jak
każda cząstka powietrza, tak jak każda roślina,
tak jak każde zwierzę, tak i mnie wyznaczyłeś
obowiązki do spełnienia. Daj mi odkryć, zoba-
czyć, usłyszeć to, czego chcesz ode mnie, to, co
mam spełnić. Daj mi siłę, bym ten obowiązek był
w stanie wykonać w sposób jak najlepszy, najbar-
dziej twórczy. Daj mi mądrość umysłu, otwartość
serca, świeżość poranku, wrażliwość motyla,
przejrzystość wody, piękno kwiatów, bujność ro-
ślin, energię lwa, nieustępliwość skały. Spraw,
bym każdy dzień wypełnił swoim-Twoim tworze-
niem, mądrą działalnością, ciepłem pogodnego
dnia, obfitością dobrze zaoranej ziemi. Niech
263
wydam plon dziesięciokrotny, pięćdziesięcio-
krotny, stokrotny. Póki żyję. Póki jestem istotą
żyjącą. Póki jest mój czas.
Ludzie. Tylu ich wokół mnie. Poruszam się
wśród nich, ocieram się o nich, napotykam ich na
drogach mojego dnia. W samochodach, tramwa-
jach, pociągach, w sklepach, magazynach, na
ulicach, w miejscu pracy. Ludzie. Z oczami nie-
bieskimi, szarymi, brązowymi. Z włosami ciemny-
mi, jasnymi, z resztą włosów, bez włosów. Wyso-
cy, niscy. Grubi, szczupli, średni. Ludzie. Rozga-
dani, milczący, pogodni, smutni, ponurzy, groźni,
przyjaźni, delikatni, agresywni, niecierpliwi, na-
rzucający się, żądający, wymagający. Mądrzy,
głupi, tępi, wrażliwi, inteligentni, z szerokimi ho-
ryzontami, ograniczeni. Bracia moi. Tacy jak ja.
Czujący, myślący. Ze swoimi ambicjami, planami,
zadaniami. Tacy jak ja: chcą żyć, myśleć, tworzyć,
być szczęśliwi, żyć przyjemnie, mieć przyjaciół.
Powołani przez Ciebie do wypełniania swoich
zadań. Spełniający swoją rolę każdy na swoim
miejscu, w poczuciu swojej służebności wobec
drugiego, wobec drugich, wobec wszystkich, wo-
bec całości, wobec świata. Byśmy stanowili jeden
wielki organizm. Społeczność ludzi. Społeczność
Twoją. Twoje dzieło. Twój twór. Rodzina ludzka.
Rodzina moja. Rodzina Twoja.
VI
Ty jesteś w pięknie człowieka, w jego szla-
chetności, prawości, uczciwości, sprawiedliwoś-
ci. Jesteś w jego szczerej rozmowie, w otwartym
264
spojrzeniu, w zapale, żarliwości, bezkompromi-
sowości. Jesteś w jego walce ze swoją słabością,
ograniczonością, głupotą: gdy stara się zrozu-
mieć siebie samego i świat, gdy stara się wydobyć
z siebie, na co go tylko stać, gdy stara się sprostać
zadaniu, które przed nim wyrosło. Jesteś w jego
walce ze swoją złością: w opanowywaniu wybu-
chów gniewu, brutalności, chamstwa, wulgar-
ności. W jego zdobywaniu się na obiektywizm, na
rozumienie drugiego, na działanie wychowawcze
wobec innych. W jego opanowywaniu lenistwa,
wygodnictwa, bałaganiarstwa. W jego dążeniu do
porządkowania swojego wnętrza i wnętrza dru-
gich. Jesteś w ludzkim uśmiechu, w radości spon-
tanicznej, w płaczu skrzywdzonego, w cierpieniu.
Jesteś w pomocy bezinteresownej, w trosce o in-
nych, w oburzeniu przeciwko wszelkiej niespra-
wiedliwości, krzywdzie, wykorzystywaniu drugie-
go człowieka, w służbie drugiemu, w zaangażo-
waniu się, poświęceniu dla sprawy. Jesteś w cier-
pliwości, w mądrości, w pracowitości ludzkiej.
Jesteś we wszystkim co dobre, mądre, piękne. Ty,
który jesteś Dobrocią, Mądrością, Pięknem.
VII
Ty jesteś w każdym człowieku. Nawet w czło-
wieku złym. Nawet w moim nieprzyjacielu. Cho-
ciaż kłamie, chociaż mnie nienawidzi i myśli tylko,
jak mnie zniszczyć. Chociaż tylko taki ma cel, aby
bronić ze zwierzęcą zaciekłością swojego stanu
posiadania - tego, co zdobył nieuczciwą drogą.
Ty jesteś w nim. Byłem się tylko odważył zbliżyć
do niego. Byłem tylko - panując nad swoim gnie-
wem, wstrętem, odrazą, pogardą, obrzydzeniem,
265
rosnącą nienawiścią - byłem odważył się z nim
nawiązać kontakt. Tylko wtedy: gdy on przestanie
się mnie bać, gdy się przekona, że nie chcę go
zabić, gdy zobaczy moją pomocną dłoń. Tylko
wtedy jest szansa, że otworzy się, wyjdzie ze
swojej skorupy: zdobędzie się na ludzkie spojrze-
nie na siebie, na mnie, na świat cały, że pojawią
się w nim ludzkie uczucia partnerstwa, przyjaźni,
troski o innych, o wszystkich i zacznie żyć jak
człowiek, w uczciwości i sprawiedliwości.
VIII
Muszę już wracać do moich najbliższych,
z którymi mieszkam, do mojej pracy zawodowej.
Muszę już wracać w działanie, załatwianie, w wę-
drówki po schodach, korytarzach, pokojach,
w wędrówki po biurach, urzędach, sklepach, mie-
szkaniach, w kontakty z ludźmi, w rozmowy, dys-
kusje, spory, targi. Ta chwila, którą spędziłem
z Tobą, była na to, abym mógł odpocząć - abym
mógł począć się od nowa, powrócić do podstaw
mojego istnienia i istnienia świata - do Ciebie
samego. Nie daj, bym w jarmarku codziennego
życia utracił związek z Tobą. Spraw, bym Cię
wciąż umiał znajdować w moim powołaniu, w mo-
im działaniu, w mojej pracy, w ludziach, których
spotykam - nawet w tych niesympatycznych, roz-
krzyczanych, zakłamanych, którzy chcą na mnie
wciąż robić interes i wykorzystują mnie. Ty w nich
jesteś, tak jak jesteś we mnie, choć przyrzucony
naszą ludzką głupotą, egoizmem, lenistwem, sa-
molubstwem, chciwością. Daj, bym był z Tobą,
tak jak Ty chcesz być ze mną .w każdej chwili
mojego życia.
266
SPIS TREŚCI
Wprowadzenie. .................. 5
Rozważania na wszystkie niedziele i święta
Rokwiary-A. ................. 7
Roknadziei-B. ................. 81
Rok miłości-C. ................ 147
Twój Różaniec................... 217
Rekolekcje do częstego powtarzani* ....... 259
269
Printed in Poland
Zam 1217/k/83 M-14
r