Analiza wielu konfliktowych sytuacji, dotyczących realizacji oczekiwań właśnie, wskazuje bowiem na to, iż w sporej części przypadków konflikt ów ma swe źródło nie tyle we wrodzonej niechęci dziecka do ich realizowania, ile raczej w błędnym systemie, według którego rodzice budują system swoich oczekiwań. Podkreślam raz jeszcze, iż nie forsuję w tej chwili poglądu, iż każdy sprzeciw dziecka wobec wymagań rodziców sugeruje błędy wychowawcze. Życie pokazuje jednak, iż wielu zawirowań w relacjach rodzice - dziecko można uniknąć, analizując kryteria, według których budujemy swoje wizje, obejmujące oczekiwania kierowane do własnych dzieci. Spora zaś część niepotrzebnych i brzemiennych w skutkach konfliktów powstaje właśnie dlatego, iż nasze "musi" i "powinien" wobec dziecka, opieramy o błędne kryteria. Na tyle błędne, by wzbudzać opór, niechęć, czasem zaś nawet głębokie poczucie niezrozumienia, czy wręcz wykorzystania.
Prawdopodobnie spora część Czytelników ma w tej chwili mieszane uczucia. Rodzice bowiem, w znakomitej większości, postrzegają swój system oczekiwań w kategoriach kapitału, którego realizacja zapewni ich dziecku szeroko rozumiany sukces i tzw. "dobre życie". Dobro dziecka jest zatem podstawową, subiektywną motywacją, która powoduje, iż "czegoś od swoich dzieci wymagamy".
Zasadniczo i w znakomitej większości tak, a jednak pojawiają się w tym pędzie do zapewnienia pociechom wszystkiego, co potrzebne, motywacje nie do końca dla nas świadome i przekonania nie do końca prawdziwe... One właśnie powodują często swoiste zwyrodnienie oczekiwań i czynią z nich, paradoksalnie, źródło konfliktów i trudności w relacjach z dziećmi, oraz poważne obciążenie dla naszych pociech.
Przejdźmy jednak do meritum sprawy.
Otóż - zastanawiając się nad tym, w jaki sposób budować realny i konstruktywny system oczekiwań wobec własnych dzieci - powiedzieć trzeba o rzeczy podstawowej a jednak zbyt często umykającej. Mam tu na myśli uogólnioną postawę wobec dzieci, która każe postrzegać je bądź jako "materiał do wyrobienia" , od początku do końca, bądź też jako indywidualności, na które co prawda możemy i powinniśmy wpływać - które posiadają jednak cały garnitur specyficznych, osobowościowych cech, wymagających naszej akceptacji i szacunku. I.... stwarzających bardzo określone potencjały oraz ograniczenia...
Tylko przyjęcie wobec własnego dziecka drugiej z wymienionych postaw stwarza odpowiednie warunki do budowania konstruktywnego systemu oczekiwań. Zasadniczy błąd rodziców - tam, gdzie błędy te występują - polega przede wszystkim na tym, iż nie dostrzegają oni indywidualności dziecka. Indywidualności, która, jak wspomniałam wyżej, określa dość konkretnie jego potencjał, możliwości, ograniczenia, a także preferencje. Sztuka wychowania polega zaś na tym, by nasze wymagania miały swój punkt odniesienia w realnym wyposażeniu konkretnego dziecka a nie gdzie indziej (np. w naszych ambicjach, koniunkturze społecznej itp.).
Doszliśmy tym sposobem do pierwszego przykazania świadomego rodzica, który równie świadomie chce budować system mądrych oczekiwań: poznaj swoje dziecko. Postulat ten wymaga od nas rzeczywistej, głębokiej znajomości naszych dzieci - ich potencjału intelektualnego, emocjonalnego, ich temperamentu, potrzeb, czy skłonności. Taka wiedza zapobiega stawianiu oczekiwań, które w sposób najbardziej podstawowy stają w sprzeczności z indywidualną specyfiką naszych dzieci, czyli z natury skazane są na niepowodzenie, lub - forsowane na siłę - przyczyniają się do problemów w relacjach, wreszcie zaś - są w stanie dziecko unieszczęśliwić. Jednym słowem - jeśli mamy w domu humanistę, nie próbujmy zrobić z niego genialnego matematyka.... Przede wszystkim jednak poznajmy, kim jest nasze dziecko. Ilu z nas naprawdę to wie...?
Idealny system oczekiwań to ten, w którym nasze wymagania i stymulacja spotykają się z potencjałem i potrzebami dziecka. Mądre kierowanie zaś polega na tym by, poprzez system wymagań, pomagać mu rozwijać ten potencjał, którym dysponuje.
Warto więc zadać sobie pytanie o to, czy nasze wymagania nie stają w sprzeczności z: intelektualnymi możliwościami naszego dziecka, z jego odpornością emocjonalną, z jego potrzebami, ze specyfiką temperamentu, z jego zainteresowaniami.
Kolejny problem, który zawiera w sobie wszystko, o czym pisaliśmy wyżej, a jednak posiada swój specyficzny rys, na który warto zwrócić uwagę to coś, co nazwać moglibyśmy delegowaniem dziecka do realizowania własnych ambicji. W rodzinach, w których wymagania rodziców i sprzeciw ich realizowania ze strony dzieci stają się źródłem poważnego problemu, często diagnozowano właśnie tego typu zjawisko. Analiza wzajemnych relacji ujawniała niezbicie, iż rodzice mieli silną tendencję do obarczania swoich dzieci oczekiwaniami, których realizacja wiązałaby się z realizacją ich własnych, niespełnionych planów, ambicji, czy marzeń. Sytuacja taka miała miejsce nader często w odniesieniu do rodziców, którzy ze względów niezależnych od siebie (sytuacja materialna, problemy rodzinne) nie mogli osiągnąć tego, czego chcieli i potencjalnie mogli.
W takim układzie swoista sztywność w stawianiu - własnych tak naprawdę - standardów swoim dzieciom wzmacniana jest, odnoszącym się do własnej przeszłości, przekonaniem w rodzaju "ja nie mogłem, on może i ma do tego wszelkie warunki". Nie ma w tym miejscu przestrzeni dla dziecka, razem z całą jego indywidualnością. Jest niedomknięta figura z naszej przeszłości, którą kompulsywnie pragniemy "domknąć" , używając do tego naszych dzieci. I one to czują... Bardzo łatwo wtedy, będąc dzieckiem, poczuć się, jak niewidzialny obiekt, narzędzie, którego jedynym zadaniem jest precyzyjne wykonanie swojego zadania. Tego typu uczucia - nawet jeśli nienazwane - są i nie stwarzają odpowiedniego klimatu ani do budowania relacji z rodzicem, ani tym bardziej do realizowania oczekiwań.
Podobne odczucia i reakcje dziecka budzić może taki system oczekiwań, który wynika nie tyle z naszych niespełnionych ambicji, ile raczej z naszej wizji, dotyczącej teraźniejszego i przyszłego kształtu życia naszej pociechy. W swoim gabinecie często nazywam to "gotowym mundurkiem", który rodzice "szyją" dla swojego dziecka, a potem cale życie, pracowicie i z zaangażowaniem godnym podziwu (biorąc pod uwagę opór dziecka), starają się własną latorośl w ów mundurek wcisnąć.
Któż z nas nie marzył o tym, jakie będzie nasze dziecko? Kto nie widział oczyma wyobraźni tych szczytów (większych czy mniejszych ), jakie osiągnie? Marzenia są rzeczą ludzką, a rodzice to też ludzie. Problem zaczyna się w miejscu, w którym rodzice koncentrują się za bardzo na owych marzeniach, racjonalizując je na tysiąc sposobów przy okazji ( "lekarze zawsze mieli dobrze", "jeśli nie będzie tańczyła w balecie, grała w tenisa i znała 5 języków nie odnajdzie się w towarzystwie" ) - za mało zaś uwagi poświęcają właśnie dziecku, z całą gamą wymienionych już wyżej, jego indywidualnych cech i inklinacji.
Dramatycznie jest zaś wtedy, gdy nie reagują na bardzo wyraźne i masywne sygnały dziecka, które wszelkimi sposobami - od prostego sprzeciwu po somatyczne problemy, np. ból brzucha przed każdym baletem - daje komunikat o tym, że dokonuje się na nim gwałtu.
W niniejszym artykule przyjrzeliśmy się na pewno tylko niektórym, aczkolwiek bardzo ważnym aspektom, stanowiącym element szerokiego problemu, związanego z oczekiwaniami, jakie stawiamy naszym dzieciom. Taka hierarchia poruszanych w temacie wątków ma solidne uzasadnienie. Zanim bowiem zaczniemy zastanawiać się nad tym, które z naszych oczekiwań są konstruktywne i uprawnione, oraz nad tym, w jaki sposób je egzekwować - musimy wiedzieć co robić, by nie popełniać w tym względzie kardynalnych, niszczących relację i ducha twórczej kooperacji błędów.
Jeśli pragną uzyskać Państwo taką świadomość, zachęcam do przeanalizowania własnych oczekiwań wobec dzieci i ich motywacji, pod kątem zjawisk, które starałam się opisać wyżej.
Iwona Kołodziejczyk
psycholog, psychoterapeuta
ŹRÓDŁO: http://www.psychotekst.com/